„Wolność” za pół miliona

Byłemu szefowi Służby Celnej i wiceministrowi finansów prokurator Masłowski z Białegostoku postawił zarzuty z art. 231 § 1 i 2 kodeksu karnego, czyli „działania na szkodę interesu publicznego na skutek przekroczenia uprawnień bądź niedopełnienia obowiązku” i to w celu „osiągnięcia korzyści majątkowej”. Korzyść majątkowa jednak nie miała trafić do Jacka Kapicy tylko polegała na „wypłynięciu” w wyniku afery hazardowej, ponad 21 miliardów złotych dla „innych osób”. Zarzuty wyglądają na tak słabe, że prokuratura nawet nie próbowała ich weryfikować w sądzie, przy okazji ustalania środka zabezpieczającego (czyli aresztu, dozoru lub poręczenia majątkowego)
 
Sprawa zarzutów wobec wiceministra finansów jest solidnie przechodzona. Toczy się chyba od 10 lat w związku z różnymi stadiami afery hazardowej, o której warto pamiętać także to, że w jej efekcie okazało się że Mariusz Kamiński nie jest nieskazitelnym tępicielem korupcji, tylko nieudolnym tropicielem przeciwników politycznych. Właśnie na skutek przygody z hazardem został odwołany z funkcji szefa CBA w 2009 roku. O innych jeszcze bardziej kompromitujących wpadkach biura i jego szefa dowiadywaliśmy się stopniowo, z kolejnych, już późniejszych orzeczeń sądów uniewinniających podejrzanych i wskazujących na nieprawidłowości w działaniach tajnej służby od korupcji.

Nie da się jednak twierdzić, że afery hazardowej nie było. Była. I służby państwowe sobie z nią nie radziły. Ale warto przypomnieć, że za sieciami jednorękich bandytów stały dobrze zorganizowane grupy przestępcze, a wytypowana do ich zwalczania Służba Celna nie miała żadnych uprawnień do ich operacyjnego rozpoznawania. Jak mawiają sami celnicy tylko: notesy i długopisy. Dopiero po rozlaniu się afery, celnicy mogli stosować obserwację i dostali prawo do identyfikowania adresów IP podejrzanych komputerów. Sądząc po tym jak wiele automatów do gier już stało w różnych barach: dużo za późno i dużo za mało.


Podoba Ci się? Udostępnij!

[apss_share]


Tymczasem prokuratura w Białymstoku zajmowała się – bez specjalnych efektów – przerabianymi automatami od końca rządów SLD. W 2013 roku zaplanowała przedstawienie zarzutów niedopełnienia obowiązków, obok kilku wyższych urzędników Ministerstwa Finansów, także wiceministrowi Jackowi Kapicy. Jak wynika z ustaleń „Gazety Wyborczej” głównie na podstawie zeznań Anny C., byłej wicedyrektor jednego z departamentów MF, zaangażowanej w sprawy hazardu co najmniej od 2006 roku, której zarzuty przedstawiono jako jednej z pierwszych.

Wiceministrowi zarzutów wówczas nie przedstawiono, ponieważ w sprawę zaangażowała się Prokuratura Generalna. Uznała że nie ma podstaw do oskarżania wiceministra, a sprawę do dalszego prowadzenia przekazała do prokuratury w Poznaniu. Politycy PiSu nazywają to teraz „zamiataniem po dywan”, tyle że decyzję w tej sprawie podejmowała Prokuratura Generalna, wyłączona ze struktur rządowych, skutecznie opierająca się jakimkolwiek naciskom i kierowana przez powołanego przez Lecha Kaczyńskiego, Andrzeja Seremeta, wcześniej sędziego z ponad dwudziestoletnim stażem.

Prokuratura w Poznaniu sprawę badała przez trzy lata (od 2014 roku), by w końcu, w marcu 2017 roku śledztwo umorzyć. Jak donosiły media (między innymi tvn24.pl 31 października 2017): „Podejrzani nie wyczerpali swoim zachowaniem ustawowych znamion czynu zabronionego – przekazał nam rzecznik prasowy Prokuratury Regionalnej w Poznaniu Jacek Pawlak. Jak dodał, uzasadnienie postanowienia o umorzeniu śledztwa liczy ponad tysiąc stron.”
Warto pamiętać, że śledztwo w Poznaniu było prowadzone pod nadzorem Prokuratury Krajowej, której wydział zamiejscowy nie miał, cztery miesiące wcześniej, oporów przed postawieniem zarzutów Józefowi Piniorowi.

Sprawa została wznowiona na skutek interwencji prokuratora krajowego Bogdana Święczkowskiego. Wróciła do prokuratora, który sprawę prowadził najdłużej. Dziwnym zbiegiem okoliczności wydał on postanowienie o doprowadzeniu Jacka Kapicy w celu przedstawienia zarzutów, w Wielki Czwartek, (święto ustanowione dla upamiętnienia Ostatniej Wieczerzy), bezpośrednio po tym jak wydało się jakie nagrody przyznał sobie rząd Beaty Szydło i po tym jak media ujawniły dziwne powiązania pomiędzy Mariuszem Kamińskim i Maciejem Wąsikiem a głównym podejrzanym w aferze reprywatyzacyjnej.

Zarzuty pozornie wydają się bardzo mocne. Na skutek niedopełnienia obowiązków z kasy państwa uciekło ponad 21 mld zł. W tak grubych sprawach prokuratury zwykle występują do sądu z wnioskiem o ustanowienie środków zabezpieczających, najczęściej tymczasowego aresztowania.
Prokurator Masłowski z takim wnioskiem nie wystąpił. Czy bał się, że dowody nie są wystarczające i sąd wniosek odrzuci podobnie jak w sprawie Józefa Piniora? Wtedy Sąd Okręgowy w Poznaniu nakazał nie tylko zwolnić Józefa Piniora z aresztu, ale nie ustanowił nawet poręczenia majątkowego.
 

 
Prokurator znalazł inne wyjście. Właśnie poręczenie majątkowe, które zgodnie z art. 249 i 250 kodeksu postępowania karnego może być zastosowane przez prokuratora. Decyzja taka może być podjęta przez prokuratora samodzielnie, bez oglądania się na decyzję sądu. Na takie postanowienie przysługuje zażalenie, które powinno być (zgodnie z art. 254 kpk) w ciągu trzech dni rozpatrzone przez prokuratora, a jeżeli zostanie odrzucone, to przez sąd.
Może być ono połączone z zabezpieczeniem majątkowym, o którym postanowienie, na podstawie art. 291 kpk, wydaje prokurator samodzielnie. Ono również podlega zaskarżeniu do sądu.

W przypadku Jacka Kapicy prokurator postanowił o poręczeniu w wysokości 500 tys. zł (a w ramach zabezpieczenia wszedł na hipotekę należących do podejrzanego nieruchomości) i dodatkowo nakaz powstrzymania się od działalności związanej z udzielaniem porad i konsultacji w zakresie urządzania i prowadzenia gier hazardowych oraz zakładów wzajemnych (sugerując, że Jacek K. jest człowiekiem o tak marnej kondycji moralnej, że po zakończeniu służby byłby gotów do świadczenia usług zorganizowanym grupom przestępczym organizującym hazard).

Nie wiadomo czy i kiedy byłemu wiceministrowi uda się uchylić poręczenie i zabezpieczenie majątkowe. Warto jednak zauważyć, że stosując te środki zapobiegawcze, w sprawie ewidentnie politycznej, obecne struktury władzy dają do zrozumienia, że takie zabezpieczenia mogą być postanowione także w każdej innej sprawie. Na przykład próby blokady ulicy przez Obywateli RP. I co należy ponownie podkreślić: nie jest na to potrzebna zgoda sądu. A mogą one polegać np. na blokadzie konta bankowego.

Warto o tym pamiętać. Być może uczestnicy Ruchu Obywatele RP powinni nosić wzór zażalenia, na postanowienie o ustanowieniu środka zapobiegawczego lub zabezpieczenia majątkowego, zawsze przy sobie. Szczególnie wtedy, gdy wybierają się do Białegostoku.

Piotr Niemczyk

fot. Pixabay

2 komentarze do “„Wolność” za pół miliona

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *