Powszechne prawybory w zjednoczonej opozycji

Im bliżej wyborów samorządowych, a tak naprawdę całego wyborczego maratonu, tym bardziej widać, jak bardzo parlamentarna i pozaparlamentarna opozycja potrzebuje sensownej i klarownej formuły zjednoczenia, zrozumiałej dla wyborców i wciągającej ich w ten proces
 
Sekretne ustalenia liderów, czynione nad głowami władz własnej partii, nie mówiąc już o jej szeregowych członkach czy zwykłych głosujących obywatelach, kończą się tak jak w sprawie warszawskiej: najpierw Schetyna wysuwa Trzaskowskiego tak jakby żadnych rozmów koalicyjnych nie było, potem Petru idzie w tej sprawie na ustępstwa i ogłasza je publicznie, nie pytając o zgodę nawet szefowej własnego klubu czy zarządu, po czym przegrywa (po części właśnie dlatego) partyjne wybory. W efekcie nikt nie wie, czy jest porozumienie, jakie oraz kogo i do jakiego stopnia zobowiązuje. To przykład modelowy, jak nie wolno prowadzić polityki, jeśli ma ona być wiarygodna przynajmniej dla własnego zaplecza i elektoratu. Im więcej konspiracji i zakulisowych zagrywek, tym wątlejsze społeczne poparcie dla ich rezultatów. Elektorat PiSu toleruje takie rzeczy i uważa je za normalne, bo model wodzowski traktuje jak przyrodzony i dany od Boga. Elektorat antyPisu pragnie zjednoczenia i wspólnej listy, ale na zrozumiałych i czytelnych zasadach.

Niezależni samorządowcy i ruchy obywatelskie na wspólnych listach

Polityczny cel operacji jest jasny jak słońce – doprowadzić do wspólnych list Polski niepisowskiej w wyborach samorządowych oraz zbudować w tej sprawie sojusz najszerszy z możliwych – jego podstawą muszą być opozycyjne partie, ale obejmować powinien również bezpartyjnych samorządowców, ruchy obywatelskie (tak zwane miejskie w przypadku metropolii) oraz kandydatów NGOs-ów. Z inicjatywą – przygotowaną merytorycznie i medialnie – powinni wyjść Obywatele RP, najlepiej w gronie ruchów obywatelskich i społecznych organizacji, które wspólnie od dłuższego czasu bronią niezależności sądownictwa i polskiej demokracji.

Warto to zrobić w każdym przypadku, niezależnie od reakcji partii i opozycyjnych autorytetów; trzeba pracowicie i konsekwentnie tłumaczyć ideę sceptykom i niedowiarkom, bo grozi nam poważna absencja ludzi zniechęconych właśnie do partii i stylu ich działania. Chodzi tu zarówno o spodziewany dyktat partii najsilniejszej, jak i w ogóle o parytety ustalane w wąskich gronach za zamkniętymi drzwiami. Tę nieufność trzeba koniecznie rozbroić, jeżeli chcemy znacząco zwiększyć zarówno mizerną frekwencję, jak i swoje szanse.

Szefowie partii muszą się więc przełamać i zerwać z nawykami wodzowskimi i centralistycznymi; jeśli tego nie uczynią, nie osiągniemy ani szerokiego porozumienia, ani też wyborczego sukcesu w skali kraju. Chaotyczny żywioł będzie wojował ze zwartą i karną maszyną Kaczyńskiego – lokalnie z pewnością odniesie sukcesy, ale tej maszyny nie zatrzyma, nawet nie spowolni jej biegu. Kaczyński właśnie dlatego dąży do radykalnego zmniejszenia okręgów wyborczych, tak by realny próg sięgnął w nich zaporowych 25 proc. – może być nawet jeszcze wyższy w okręgach trzymandatowych, które wykroją niebawem pisowscy komisarze.

Mechanizm polityczny, który buduje wiarygodność kandydatów bądź listy, wciąga ludzi w proces ich wyłaniania, wreszcie jest najsprawiedliwszy i najbardziej transparentny, to powszechne prawybory. Powszechne, czyli dopuszczające każdego obywatela, który podpisze się pod minimum programowym Polski demokratycznej, praworządnej i samorządnej, zapisując się w ten sposób do grona wyborców obozu demokratycznego, zwanego dla uproszczenia – niezbyt ładnie – antyPiSem. Trudno wymyślić lepszy sposób na wyciagnięcie z absencji zarówno tych, którzy z założenia nie ufają partiom epoki „późnego Tuska”, jak i tych rozczarowanych autorytarnym kursem naczelnika. Ci wyborcy, a jest ich bardzo dużo, nie poprą listy przygotowanej w partyjnych kuluarach.

Prawybory stanowią normę we Francji i w USA (tam od zawsze organizuje je aparat państwowy i traktuje jako sprawę właśnie państwową, a nie partyjną), uczestniczy w nich zazwyczaj kilkanaście procent obywateli; stanowią najbardziej demokratyczną formę wyłaniania kandydatów. Alternatywą jest bowiem głosowanie członków ugrupowania czy koalicji względnie – jak w naszym przypadku – arbitralna decyzja szefa bądź starszyzny partyjnej. Prawybory przenoszą decyzję najniżej jak można: oddają ją w ręce zainteresowanych wyborców. Eliminują zakulisowe zabiegi u liderów, interwencje centrali i powszechne dziś argumenty finansowe (kandydat finansuje część czy całość kampanii za tak zwane miejsce biorące).
 
Czytaj też:

Wybory samorządowe – prawybory warunkiem naszego udziału


 

Uczciwe i przejrzyste reguły gry

Jeśli prawybory są dobrze zorganizowane, ich wyniku nie sposób sensownie podważyć. Suweren zdecydował, sprawa jest zamknięta. Sama organizacja prawyborów jest bardzo prosta w Jednomandatowych Okręgach Wyborczych – dotyczy to wyborów wójtów, burmistrzów i prezydentów – zachodnie wzorce można w tym przypadku kopiować niemal dosłownie. Większego wysiłku wymaga przygotowanie prawyborów przy ordynacji proporcjonalnej: chodzi tu o wybory do sejmików, rad powiatów i rad gmin w okręgach wielomandatowych – jednak tutaj gra jest szczególnie warta świeczki, bo małe okręgi połączone ze stosowaną u nas metodą D’Hondta premiują bezwzględnie listy najsilniejsze, eliminując nawet średniaków.

Prawybory przy ordynacji proporcjonalnej nie mają niestety prostego do skopiowania precedensu w zachodnich demokracjach. Bylibyśmy na tym polu pionierami z oczywistego powodu gwałtownej potrzeby, matki wynalazku: PiS pójdzie jedną listą i jeśli obóz demokratyczny się nie zjednoczy, rządzący zgarną potężną premię za jedność. Obóz demokratyczny musi wciągnąć na swoje listy niezależnych samorządowców i społeczników; w tym tkwi klucz do zwycięstwa i realnej zmiany w kraju. Ci poradzą sobie doskonale sami w małych gminach – gra idzie o to, by na partnerskich warunkach zaangażowali się w wyborach do sejmików, rad powiatów oraz w wielkich i średnich miastach. Wielka koalicja nie powstanie sama; trzeba ją potraktować jako polityczną ofertę, opartą o uczciwe i przejrzyste reguły gry.

W gminach na prawach powiatu, czyli w większych miastach, Kaczyński usypia naszą czujność nie likwidując na razie drugiej tury wyborów na prezydenta (burmistrza), która tradycyjnie pozwalała na przekazanie poparcia przed rozstrzygającym głosowaniem. Sęk w tym, że może to zrobić w dowolnym momencie, najchętniej w ostatniej chwili, aby zaskoczyć przeciwnika. Gdyby tak się stało, rozpędzona kampania, ambicje i wydane pieniądze nie pozwolą już rywalom na błyskawiczną konsolidację. Niezależnie od tego prawybory i powstała w ich wyniku wielka koalicja demokratyczna to znacznie solidniejsze i trwalsze spoiwo od poparcia udzielanego za pięć dwunasta, w dodatku po ostrej kampanii, która zawsze pozostawia ślady.

 


Popierasz nasze działania? Wpłać darowiznę!

 

Zmieniajmy partie w marszu

Rysują się trzy zasadnicze warunki powodzenia tego przedsięwzięcia: zgoda polityczna głównych partii i ruchów społecznych co do samej idei, wypracowanie precyzyjnych reguł prawyborczej gry oraz szybkie podjęcie kierunkowej decyzji: wspólne listy kandydatów muszą być gotowe najpóźniej do końca lipca, potem wchodzimy już we właściwą kampanię wyborczą, w której zmierzyć się trzeba będzie z prawdziwym przeciwnikiem. Mamy więc przed sobą osiem miesięcy – czasu na organizację jest więc dosyć, jeżeli liderzy nie będą zwlekać. W przypadku sejmików wojewódzkich i wielkich miast alternatywą może być konstruowanie wspólnej listy w oparciu o średnią aktualnych sondaży – wyłącza to jednak z gry, a w konsekwencji z poparcia, ruchy obywatelskie i miejskie, w znacznej mierze również bezpartyjnych samorządowców. W negocjacjach Platformy z Nowoczesną sondaże mogą wystarczyć; z pewnością nie wystarczą do budowy szerszego obozu Polski demokratycznej.

Naturalnym kontekstem powszechnych prawyborów zjednoczonej opozycji jest bowiem polski model partii AD 2017: wodzowski, skrajnie scentralizowany i hierarchiczny. Powszechną praktykę stanowi przywożenie kandydatów-spadochroniarzy w teczce, ubezwłasnowolnianie lokalnych struktur i arbitralne decyzje centrali. W krajach starej Unii, na pewno w Niemczech, Holandii i całej Skandynawii, PiS i PO byłyby natychmiast zdelegalizowane z powodu antydemokratycznych statutów i jeszcze bardziej antydemokratycznej praktyki. Prawybory powinny przełamać te fatalne praktyki i skutkować w przyszłości głęboką reformą partii politycznych, której potrzebujemy jak powietrza, jeżeli chcemy obronić polską demokrację na dłużej i nie opierać się wiecznie na pospolitym ruszeniu. Partii nie zreformujemy jednak przed pokonaniem PiSu; idzie więc o to, by demokratyzować je w marszu, przełamując społeczną bierność i nieufność.

Paweł Kocięba-Żabski
fot. Pixabay
 

16 komentarzy do “Powszechne prawybory w zjednoczonej opozycji

  • 29 listopada, 2017 o 09:46
    Bezpośredni odnośnik

    Schetyna zabije ten pomysł śmiechem. Już parę miesięcy temu wypowiadał się o tym ze skrajnym lekceważeniem, mówiąc, że sondaże w zupełności wystarczą negocjatorom. A bez Platformy cała idea nie ma sensu.

    Odpowiedz
    • 29 listopada, 2017 o 14:07
      Bezpośredni odnośnik

      Schetyna tym śmiecghem może zabić przede wszystkim siebie, PO i nas wszystkich. To prawda, że bez PO cała rzecz się nie uda. Schetynę trzeba postawić w sytuacji, w której śmiech będzie rzeczywiście zabijający. A to zależy od nas, a od mediów, czyli od zorganizowanej opinii publicznej najbardziej. To od dziennikarzy Schetyna może się dowiedzieć, że śmiech jest odpowiedzią niewystarczającą. On jest politykiem przynajmniej na tyle dobrym, by nie myśleć samemu, a raczej martwić się „co ludzie powiedzą”.

      Odpowiedz
  • 29 listopada, 2017 o 10:17
    Bezpośredni odnośnik

    Wszystko polega tu na przekonywaniu i tłumaczeniu: najpierw kluczowym mediom i autorytetom, potem samorządowcom, społecznikom i mniejszym partiom. Jeśli się skutecznie przekona większość, a nawet znaczącą mniejszość, Schetyna będzie zmuszony potraktować to poważnie. Jest jasne, że dziś byłoby naiwnością upatrywać w nim sojusznika demokracji uczestniczącej, skoro całe życie uprawiał knucie i zdobywanie przewagi poprzez oferty nie do odrzucenia.

    Odpowiedz
    • 29 listopada, 2017 o 14:01
      Bezpośredni odnośnik

      Ja myślę — oczywiście tłumacząc i przekonując — że wszystko polega tu na stawianiu ew. partnerów porozumienia o prawyborach w konieczności publicznej odpowiedzi o pytanie o gotowość kształtowania wspólnych list z udziałem wyborców i na podstawie ich decyzji. Trudno byłoby w niekompromitujący sposób publicznie powiedzieć prawyborom „nie”. W zasadzie liczę tylko na to.

      Odpowiedz
  • 29 listopada, 2017 o 12:57
    Bezpośredni odnośnik

    A rozmawialiście o tym żywymi samorządowcami, radnymi albo wójtami? Większe partie będą przeciwne z założenia, więc to wasi naturalni partnerzy. Gdyby oni się włączyli, cała rzecz wygląda inaczej. Media też powinny dostać wyraźny sygnał, że ktoś w terenie jest tym zainteresowany, że to nie jest koncept wyłącznie warszawski.

    Odpowiedz
    • 29 listopada, 2017 o 13:53
      Bezpośredni odnośnik

      TRo nieprawda, że większe partie nie mają interesu. Mają — bo mogą przegrać z PiS, choć nie wiem, czy one o tym wiedzą. Z samorządowcami próbujemy, jeżdżąc intensywnie po Polsce. Pewnie, że tak.

      Odpowiedz
  • 29 listopada, 2017 o 17:25
    Bezpośredni odnośnik

    A może wreszcie zapytać LUDZI czego chcą, nie w sondażach, a właśnie w prawyborach. Ciągle odmieniane są partie, samorządowcy, organizacje. Pamiętajcie, że większość to jednak wolni obywatele

    Odpowiedz
  • 30 listopada, 2017 o 10:01
    Bezpośredni odnośnik

    I to jest sedno sprawy. Żeby nie międlić sprawy we własnych zamkniętych gronach, tylko wciągnąć do dyskusji i współodpowiedzialności setki i tysiące obywateli. To byłaby decydująca i kluczowa zmiana sytuacji.

    Odpowiedz
  • 30 listopada, 2017 o 10:09
    Bezpośredni odnośnik

    Jeśli pomysł ma być realizowany, trzeba uruchomić potężną kampanię medialną i nacisku na posłów i partie. Powinni być zasypywani petycjami, mailami i listami z żądaniem prawyborów. W tej chwili to partie mają wyłączność na budowanie i finansowanie listy i na pewno z tej przewagi łatwo nie zrezygnują. W sytuacji obecnej mogą wpuścić na listy niezależnych, ale nie muszą. Dyktują warunki i tak łatwo tego nie oddadzą.

    Odpowiedz
  • 30 listopada, 2017 o 10:21
    Bezpośredni odnośnik

    A spróbujcie dotrzeć do ruchów samorządowych zrzeszających setki gmin, takich jak DRS czy Bezpartyjni Samorządowcy. Oni na reformie ordynacji (małe okręgi, zakaz podwójnego kandydowania) tracą najwięcej. Tracą tak naprawdę rację bytu jako organizacje, zasklepią się w rodzimych gminach.

    Odpowiedz
  • 30 listopada, 2017 o 16:51
    Bezpośredni odnośnik

    Z pewnością spróbujemy. Wszystko rozstrzygnie się na dole, w gminach i okręgach, które muszą wziąć na siebie gros wysiłku organizacyjnego przy prawyborach. Przekonanie do tego samorządowców jest równie ważne, co mediów i autorytetów w pierwszym etapie.

    Odpowiedz
  • 30 listopada, 2017 o 17:37
    Bezpośredni odnośnik

    I to uważam za sedno sprawy. Żeby społecznicy, aktywiści i samorządowcy uwierzyli w tę ideę i żeby chcieli ją wcielać w życie. Samo rzucenie hasła i nagłośnienie go to zdecydowanie za mało.

    Odpowiedz
  • 30 listopada, 2017 o 22:03
    Bezpośredni odnośnik

    Idea piękna, ale czy realna? Co musi się stać, by Grzegorz Schetyna zechciał NAPRAWDĘ pochylić się nad losem naszego wspaniałego narodu, dzieląc się z innymi tym, co ma najlepszego – władzą? Obawiam się, że nie starczy mu na to ani klasy ani godności, ani rozumu przede wszystkim.

    Odpowiedz
  • 30 listopada, 2017 o 23:20
    Bezpośredni odnośnik

    Będę może trochę nudny i namolny ale po raz tysięczny apeluje do wszystkich Obywateli jak i ludzi myślących inaczej niż prawicowy ciemnogród o JJJJJEEEEDDDNNNOOOŚŚŚĆĆĆ !!!!!!. Można zrobić mądre prawybory, ale jak już dojdzie do wyborów samorządowych to musi być jedna lista np. zjednoczona opozycja. Mały Kaziu stworzył zjednoczoną prawicę także po drugiej stronie musi być jedna lista bo przy rozdrobnieniu razem z J.K. wypłyną na wierzch pseudo-partie pokroju Kukiz 15. A podzielona i skłócona opozycja zostanie z niczym na lodzie.

    Odpowiedz
  • 5 grudnia, 2017 o 22:28
    Bezpośredni odnośnik

    Panie, Panowie. Wydaje mi się, że po zmianie władzy w N. może Schetyna przemówić inaczej. Nowoczesnej w sondażach drgnęło, mimo wycofania się jej z kapitulacji warszawskiej, wbrew komentarzom zamieszczonym pod tekstami na Wyborczej, czynionym prawdopodobnie w dużej mierze przez aparat POwej propagandy (nagly wysyp nowych POlubnych nicków). Także, może Schetyna podejmie jednak współpracę ku zwarciu szeregów.
    Druga opcja, która trochę mi się marzy, aczkolwiek zdaje sobie spraw, że to pomysł nierealny do realizacji, to wizerunkowe postawienie PO z PiSem w jednej drużynie. Tak aby i jednych, i drugich zepchnąć w kąt eurosceptyków, kołtunów i ignorantów. Do powiedzmy 15% poparcia dla ich wspólnych wysiłków w budowaniu 4 RP. Wiem, że to i ryzykowne, i wymagające kupę kasy do zarządzania piarowego ale w dużej mierze zasłużone by to było, wobec dużej ilości członków tej partii – zostać zamiecionym na jedną szufelkę z prezesem i jego PiSem. Ech, życzę tego sobie na Mikołajki.

    Odpowiedz

Skomentuj Anna Kotula Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *