Anna Kwiatkowska: Dlaczego robią to mojemu tacie?
Mój tata nie jest bohaterem, nie siedział w więzieniu. Ale nigdy nie stał tam, gdzie stało ZOMO. I zawsze był pewien, że komuna upadnie. Po 1989 roku mógł wreszcie żyć w wolnej Polsce. Marzę, żeby i dziś doczekał powrotu demokracji
Gdy ludzie z bezsilnej złości posuwają się do czynów dramatycznych, jak Piotr S., który podpalił się przed Pałacem Kultury w Warszawie, ciężko przejść nad tym do porządku dziennego.
Nie jestem komentatorem ani specem od polityki. W „Wyborczej” od dawna zajmuję się zupełnie czymś innym. Nie chcę polemizować z moimi młodszymi kolegami. Ja po prostu chciałabym opowiedzieć o moim tacie.
Tata w maju skończył 90 lat. Nie jest bohaterem. Nie walczył w partyzantce. Nie siedział w więzieniu ani w internacie. Nigdy nie rzucił partyjną legitymacją – bo nigdy jej nie miał.
Odkąd pamiętam, powtarzał, wbrew wszystkiemu, że komuna w Polsce upadnie, i to raczej prędzej niż później. Znajomi pukali się w głowę. 4 czerwca 1989 r. do komisji wyborczej poszliśmy całą rodziną – to były pierwsze wybory, w których mogłam głosować. Dla taty to był dzień zwycięstwa. Dziś ciężko mu zrozumieć, co się z tym zwycięstwem wyprawia.
Tata był najmłodszym dzieckiem z siedmiorga. Patriotycznych polskich wierszy i piosenek nauczył się od mamy, w połowie Niemki, i szkolnego wychowawcy, Ukraińca. Żeby było zabawniej – ojciec mojego taty służył w gwardii carskiej. Uciekł z wojska w 1918 r. i w wolnej Polsce został policjantem. Dziadkowie wpoili dzieciom staroświecki patriotyzm: Bóg, honor, ojczyzna.
Te słowa zawłaszczyli teraz narodowcy i piewcy tzw. żołnierzy wyklętych. Tatę musi to boleć. Żeromski, Sienkiewicz – to ich książki potrafiły go wciągnąć w dzieciństwie tak bardzo, że nie zauważał, że krowy poszły w szkodę. Fragmenty „Trylogii” cytuje z pamięci do dziś. Do poduszki, zamiast „Plastusiowego pamiętnika” czytał mi i siostrze „Urodę życia” Żeromskiego.
Wojnę spędził w obozie pracy na północy Francji, do którego trafił razem z rodzicami, bo babcia nie chciała podpisać folkslisty. W 1945 r. miał 18 lat. Mógł zostać na zachodzie Europy, mógł pojechać do Stanów. Wrócił do Polski, bo tylko ją kochał i rozumiał. I nigdy potem nie przyszło mu do głowy, by z tej Polski wyjechać.
Tata nigdy nie zapisał się do partii. Kolegom, którzy tłumaczyli, że tak było trzeba, że rodzina, że życie – zawsze z dumą powtarzał, że dał radę wyżywić i wychować dwie córki, do partii się nie zapisując. Fakt, nie mieliśmy ani daczy, ani poloneza. I co z tego?
Tata jest katolikiem. Z kolegów, którzy nawet na chrzcinach własnych dzieci stali na wszelki wypadek za kościelnym ogrodzeniem, zawsze sobie kpił. Wiary ciągle nie stracił – ostatnio stracił tylko wiarę w polski Kościół.
Tata jest inżynierem. Za PRL-u pracował w instytucjach zwanych „zjednoczeniami”. Lubi opowiadać, jak na nasiadówkach, gdy anonsowano go per „towarzysz Kwiatkowski”, wystąpienie zaczynał od sprostowania: – Bardzo przepraszam, ale nie towarzysz, tylko co najwyżej obywatel Kwiatkowski.
Strony: 1 | 2
Proszę, bardzo proszę nie mówmy i nie piszmy o Panu Piotrze, Piotr S. budzi to bowiem nieodpowiednie skojarzenia, przecież w ten sposób informuje się o ludziach oskarżanych o kolizję z prawem.