Jeśli prawybory są utopią…

A właśnie o tym słyszę bez przerwy, to chcę przede wszystkim zapytać bezczelnie, jaka właściwie inna propozycja leży na stole? Taka, która miałaby szansę w wyborach samorządowych i potem w parlamentarnych? Albo – co gorsza – w przedterminowych wyborach, które mogą być wynikiem braku ustawy budżetowej? Hę? Poważnie się bawimy, czy tak tylko miło sobie gadamy przy kawusi? Kontrola wyborów? Fajnie, ale przydaliby się jeszcze jacyś wiarygodni kandydaci, prawda? Czy może nie są potrzebni, co? Bo sam szyld Zjednoczonej Opozycji wystarczy?

Znajmy miarę

Jeśli bawimy się poważnie, to zrekapitulujmy pokrótce dotychczasowe dokonania. Zjednoczona Opozycja? Serio? Skutkiem np. Wielkiej Koalicji Warszawskiej jest póki co rozpad w Nowoczesnej, a przystąpienie SLD do warszawskiego sojuszu dementuje samo SLD. Usłyszeliśmy przy okazji tych rozmów jeszcze co nieco o niezwykle politycznie wartościowych pomysłach, by prezydentowi z PO towarzyszyli tym razem wiceprezydenci z innych partii. Warszawska ani w ogóle żadna wyborcza koalicja nie zmierzyła się z PSL, który startuje osobno, skazała na osobny start partię Razem, miejski ruch Miasto Jest Nasze i wiele innych, z których każdy może kosztować i będzie kosztował parę punktów w wynikach kandydata, dziś jeszcze uchodzącego za opozycyjnego pewniaka. Jeszcze dziś – jutro już niekoniecznie. Pamiętacie Komorowskiego?

I skoro już o pewniakach mowa. W trakcie dwuletnich rządów PiS zdarzyły się zwracające uwagę przypadki samorządowych wyborów uzupełniających. Z jednym wyjątkiem kandydaci PiS przeżynali w nich dotychczas z kretesem. Również na „własnej ziemi”, gdzie PiS zawsze prowadził wysoko. Aż do ostatniego – w Krokowej na Kaszubach, gdzie z kolei PiS miażdżąco wygrał. Na terenie PO. Co takiego się stało? Ano to, że po raz pierwszy przeciw PiS wystąpił kandydat partyjny, wystawiła go Platforma. Bezmyślnie i arogancko zakładając, że tam się zawsze wygrywa. Cóż – ludzie tego kandydata znali. I zagłosowali przeciw.

W trakcie dwuletnich rządów PiS opozycja nie dokonała nawet diagnozy własnej porażki. Nie dokonała zmian kadrowych, programowych – niczego. Wynik sprzed dwóch lat potwierdzają i umacniają sondaże. Z czym startujemy?

Zwracam więc Waszą uwagę, szanowni realiści i polityczni wyjadacze, że Wasze karty na stole są mniej więcej właśnie tyle warte. Gwarantują klęskę w tych i w każdych następnych wyborach.

To oczywiście jeszcze wcale nie znaczy, że prawybory nie są utopią – mogą nią być, owszem. Choć wszystkim ludziom rzeczywiście rozsądnym, a nie tylko ogromnie w sobie zadufanym, powinno to kazać pomyśleć przynajmniej o właściwej mierze w ocenie sytuacji i zapytać w związku z tym, kto tu naprawdę oderwał się od rzeczywistości.

Kasa i struktury

Argumenty o utopii podkreślają ilość gmin i ogrom pracy, do której potrzeba kadr, struktur oraz pieniędzy. Chcę przede wszystkim zasugerować podnoszącym argumenty o kasie i strukturach, jak bardzo patriarchalne jest tego rodzaju myślenie i jak bardzo jest charakterystyczne dla partyjnych bonzów. To w tej optyce politykę się zamawia jak PR-owe kampanie, alokuje środki, ludzi, zwozi publiczność na wiece, kupuje billboardy, spoty itd. Wszyscy wiemy, że to potrafi działać, a wtedy „ubogi konkurent” ma przechlapane w wyborczym starciu. Wszyscy wiemy jednak również, że tego rodzaju inwestycje niekoniecznie kupują wiarygodność, a właśnie tutaj deficyt „naszej strony” jest nie tylko największy, ale i dramatycznie powiększa się z każdym zjednoczeniowym ruchem partyjnych liderów, zwłaszcza zaś z takim, w którym mowa np. o koalicyjnych wiceprezydentach dla prezydenckiego opozycyjnego „pewniaka”. Zjednoczenie odbywające się w znanej i lubianej oprawie żywcem z Sowy i Przyjaciół ma nie tylko ten feler – stoi za nim również antropologiczne bez mała założenie, że politykę albo się organizuje kasą i strukturami, albo jej nie ma wcale.

W rzeczywistości wystarczy uprzytomnić sobie, że w dużych i małych gminach w Polsce środowiska samorządowe istnieją. Mają kandydatów w tych wyborach, wspierających je ludzi i organizacje. Nie trzeba ich zatrudniać, wynajmować, szkolić. Zatrudniają się sami, a zorganizowani i wyszkoleni są ponad wyobrażenie jakiejkolwiek centrali. Polityka to ludzie. Kiedy są żywi i nie trzeba ich wycinać z PCV, jest nie tylko taniej, ale przy okazji lepiej. Wystarczy pozwolić tym ludziom działać chociaż tak, jak to bywało za niedawnych, a już mimo to minionych dobrych czasów, kiedy wybory samorządowe nie były poddawane tak przemożnej presji – ze strony aspirującej do dyktatury władzy i ze strony opozycji jednoczącej się według partyjnych reguł.

Ta swoboda okazywała się wystarczająca w wyborach na poziomie gminy i – od biedy – powiatu. Nie trzeba było centralnych budżetów i wielkich struktur, by odbywały się zarówno kampanie, jak same wybory. W stosunku do wyborów organizowanych przez państwo, prawybory oznaczają kilka dodatkowych konieczności – lokale, druki list, bazy danych wyborców itd. Z większością z nich jednak łatwo uporają się lokalne środowiska, a z pozostałymi – jak z rejestracją wyborców i służącym do tego systemem informatycznym – trzeba będzie sobie radzić „centralnie”, co nie jest ani jakoś specjalnie trudne, ani bardzo kosztowne.

Na poziomie sejmików wojewódzkich lokalnym inicjatywom bywało już trudniej – tu skala województwa wymuszała zaangażowanie wielkich organizacji, które okazywały się niezbędne choćby do tego, by zarejestrować komitet wyborczy i kandydatów. W rzeczywistości również to da się zmienić za pomocą prawyborów, ale choć to jest temat niezwykle interesujący i potencjalnie przełomowo ważny, to jednak skomplikowany i osobny – zostawmy go sobie na inną okazję.

Kto ma kasę, ma spełnienie własnych proroctw

Przede wszystkim niezwykła arogancja stoi za argumentami o kasie – kiedy je wypowiadają partyjni działacze. Spytać by należało: czy to jest, przepraszam, ocena, czy może decyzja? Partie mają struktury, miewają środki, niektóre z nich bardzo znaczne. Pochodzą te struktury z naszych głosów, kasa natomiast – z naszych podatków. To jak będzie, Panie i Panowie?

Jeśli odmawiacie, wiedzcie, że nie nabierzecie nikogo – to nie obiektywna sytuacja powoduje wszystkie te podnoszone przez Was niemożności. To jest Wasza wola. W rzeczywistości łatwiej jest zrozumieć Wasze niedawne głosowania w sprawie ustawy „Ratujmy Kobiety” niż Wasz wyrok, że akcja wyborcza organizowana przez obywateli i ich polityczne reprezentacje partyjne jest czymś niemożliwym do wyobrażenia.

Szczęściem dla samorządności – ona się miewa bez partii lepiej niż z partiami. Trudno, trzeba sobie będzie radzić bez Was. Przykre, ale oczywiście możliwe. Naprawdę szkoda, to nie ironia tym razem – byłoby naprawdę lepiej, gdybyśmy się rozumieli.

Komu utopie, a komu realizm i jaki?

Polska polityka potrzebuje wizji, a nie wprawy politycznych wyjadaczy. Nie tylko polska polityka zresztą – kryzys demokracji ma globalny charakter i dość podobnie objawia się w wielu miejscach na świecie. Wspólnym mianownikiem wszędzie widocznym jest właśnie kryzys zaufania – on zaś bierze się z przypadków jak Sowa i Przyjaciele, albo ostatnie warszawskie negocjacje PO i SLD. Wizje – to naturalne – łatwo pomylić z utopiami.

Ruch społeczny, który by się odwoływał do politycznego realizmu, każącego mu temperować przywiązanie do pryncypiów, popełni samobójstwo. Jego rolą jest mobilizować do działania nie w wyniku kalkulacji, ale z powodu wartości. Najlepiej uniwersalnych, szczytnych i nie budzących zastrzeżeń. Kombinować wolno i należy, kiedy dochodzi do negocjacji. Śmieszne są zaś wszelkie tego typu kalkulacje, kiedy nie tylko nikt nie słyszał o negocjacjach ze zmuszonym do nich przeciwnikiem, ale kiedy nawet z „naszymi partiami” kłopot mamy zupełnie podstawowy – co pokazuje kilka zachowań parlamentarnej opozycji, a wcale nie tylko głosowanie w sprawie obywatelskiego projektu ustawy aborcyjnej.

Parlamentarnej opozycji wprawa parlamentarnych wyjadaczy również zresztą przystoi coraz mniej. Jej praktyczna rola w parlamencie jest kompletnie żadna, zostaje posłom już tylko trzymać mandaty – po to wyłącznie, by PiS za darmo nie dostał większości konstytucyjnej. Opozycyjnym politykom na sali sejmowej i senackiej przychodzi dziś być symbolem oporu i wzorem prawości. Z zachowaniem właściwych proporcji mają do odegrania rolę Stommy z koła Znak w czasie, kiedy w PRL głosowano konstytucję Ludowej Polski wiernej Związkowi Radzieckiemu, a jego samotnie wzniesiona w sprzeciwie dłoń miała wstrząsający symboliczny wymiar. Trzeba być idealistycznie uczciwym, a nie sprawnym w kuluarowych rozgrywkach i PR-owych kampaniach. To nie są zwykłe wybory. Nic już w Polsce nie jest zwykłe, nadszedł czas, w którym wizje mylą się utopiami, jak już wiele razy w Polsce bywało.

***

Mylicie wizje z utopiami, Panie i Panowie. Jeszcze raz zatem – co macie na stole poza tym, że się uśmiechacie z wyższością tych, którzy wszystkie mądrości posiedli?

Spotkania w Polsce w sprawie prawyborów – zobacz, gdzie będziemy – tutaj.

9 komentarzy do “Jeśli prawybory są utopią…

  • 12 stycznia, 2018 o 08:43
    Bezpośredni odnośnik

    Artykuł jest samą esencją całej istoty rzeczy. Dosyć jest wiary w utopie i w to że krasnoludki lub ufoludki naprawią za nas rozdeptane nie tylko struktury państwowe ale i społeczności i całe społeczeństwo. Głęboko należy się zastanowić nad obecną sytuacją i poszukać najlepszych rozwiązań.

    Odpowiedz
  • 12 stycznia, 2018 o 09:29
    Bezpośredni odnośnik

    Dodałabym jeszcze, że warto popatrzeć na Węgry, by zobaczyć, do czego prowadzi demokratyczna opozycja wyłącznie partyjna w warunkach, gdy rządzący zmienili reguły gry. Co tam mamy? Ano zmarginalizowaną opozycję liberalną i Jobbik jako główną siłę opozycyjną. (Przy okazji podlegający dość pozytywnym przemianom, ale to inna sprawa). W Polsce się to nie zdarzy? A niby dlaczego nie? Ktoś w 2014 przewidywał sukces Kukiz-15 rok później?

    Odpowiedz
  • 12 stycznia, 2018 o 13:38
    Bezpośredni odnośnik

    Jest jeszcze jedna retoryka wypływająca z partyjnych środowisk. Otóż „dlaczego nie założycie partii, nie stworzycie programu, nie zdobędziecie funduszy i zwolenników i nie wystartujecie w wyborach z otwartą przyłbicą? Dlaczego działacze partyjni, którzy od lat ciężko pracują w swoich regionach mają oddawać swoje miejsca? Dlaczego ktoś kto był radnym przez wiele lat i dużo dobrego zrobił dla lokalnej społeczności ma oddawać swoje miejsce komuś kto raptem od roku czy dwóch jakoś działa w opozycji ulicznej?”
    No cóż. Z tego wynika tylko jedno: kompletne niezrozumienie wśród działaczy partyjnych różnicy między funkcjami ruchów i w ogóle organizacji obywatelskich czy społecznych, a partii politycznych. A właściwie to wynika jeszcze druga rzecz: przekonanie, że partia istnieje sama dla siebie i nie ma potrzeby mieć żadnych relacji ze społeczeństwem. Tylko ciekawe skąd w takim razie bierze swój elektorat?
    W zasadzie kwintesencją przyczyn, dla których partie są przeciwne prawyborom jest właśnie owo „oddawanie miejsc”. Prawybory nie są niczym innym jak poddaniem się ocenie wyborców czy owo miejsce faktycznie się należy, czy także w ocenie elektoratu ów radny faktycznie dużo dobrego zrobił. Jeśli są tak wspaniali to prawybory tylko utwierdzą ich społeczny mandat. Niczego nie muszą oddawać, a wręcz zyskają. Mogą zyskać przede wszystkim ci, którzy w partyjnych układankach lądują na końcach list wyborczych mimo faktycznych zasług dla regionu czy lokalnej społeczności, bo na czele muszą być spadochroniarze czy inni „PR-owcy”. Partie jak ognia boją się tej weryfikacji. I tylko po to usiłują nam wmówić, że trzeba kasy, struktur i Bóg wie czego jeszcze.
    Wg mnie trzeba tylko jednego: powiedzieć OK, róbmy to, ustalmy jak da się to najlepiej przeprowadzić i róbmy.
    I wziąć się do roboty.

    Odpowiedz
    • 12 stycznia, 2018 o 13:50
      Bezpośredni odnośnik

      To pisał Robert Wagner, o ile pamiętam. On jest partyjnym działaczem, ale też i w ruchach obywatelskich dał się poznać. Rzeczywiście pomieszanie pojęć. Robert nie rozumie, że można mówić o wyborach nie startując. Taki nawyk. Nie rozumie, że prawybory są ofertą dla niego, lubi instynuować, że chodzi o nieczystą konkurencję.

      Perspektywa przyspieszonych wyborów radykalnie zmienia sytuację. W przypadku nieuchwalenia budżetu terminy są dramatycznie krótkie i na zadne prawybory zwyczajnie nie ma szans. Obawiam się bardzo, że trzeba pomyśleć krok dalej. Musi powstać sojusz obywatelski zdolny do startu w wyborach. I to musi powstać teraz.

      Odpowiedz
  • 12 stycznia, 2018 o 14:22
    Bezpośredni odnośnik

    Prawybory to idea świetna, w wielu kulturach i systemach prawnych świetnie funkcjonująca. Jeśli jest utopią, to tylko w Polsce wskutek miejscowych okoliczności, a są niemi brak tradycji, doświadczeń a przede wszystkim brak czasu i w jeszcze większym stopniu brak jasno ustalonych reguł gry. Do dzisiaj nie jesteśmy pewni kształtu okręgów wyborczych i szczegółów ordynacji wyborczej.

    A z pewnością utopią jest nadzieja na udział w prawyborach polskich „partii politycznych”. To jest trochę brak poczucia realizmu. Partie w Polsce to są w zasadzie twory medialne a nie klasyczne obywatelskie partie. Wystarczy wyłączyć telewizor i tych „partii” praktycznie już nie ma. Fizycznie nie ma. To jest czysta mistyfikacja, podobnie jak ta cała polska „demokracja”. Te partie nie mają w ogóle obywateli w swoich szeregach, lecz jedynie wątpliwej reputacji działaczy. Te partie w sumie nikogo nie reprezentują, nie mają żadnej społecznej bazy, a tym samym nie mają żadnego autorytetu, powagi, substancji kompetencji. Te partie uległyby całkowitej anihilacji w warunkach normalnej demokracji i normalnych powszechnych, równych i wolnych wyborów do Sejmu. Podobnej anihilacji uległby w procesie porządnie przeprowadzonych otwartych prawyborów. I TO JEST POWÓD, dla którego wszystkie te partie dobrowolnie ani prawyborów, ani tym bardziej rzeczywiście wolnych wyborów do Sejmu nigdy nie zaakceptują. Dotyczy to w zasadzie wszystkich polskich partii na czele z POPiS-em, ale z wyłączeniem pod pewnymi względami PSL-u, który jako jedyna organizacja na miano partii politycznej umocowanej w terenie zasługuje, chociaż jest systemowo również mocno zdegenerowana.

    Prawybory miałby wielki sens jako wyraz buntu środowisk obywatelskich i samorządowych wobec całokształtu systemu „centralizmu demokratycznego”, czyli de facto dyktatury kartelu nomenklaturowego uzurpującego sobie wyłączność na władzę. Prawybory to czysta utopia, gdy są pomyślane jako próba demokratyzacji i zjednoczenia części partyjnego kartelu.

    W normalnej demokracji partia która liczy 5-10 czy nawet 20 tys aktywnych członków w 40 milionowym kraju nie ma szans na zdobycie władzy i pojawienia się w ławach sejmowych. Prawa fizyki i socjologi na to nie pozwalają. W Niemczech partie zasiadające w Bundestagu reprezentują ponad 1,5 milionów aktywnych członków, w tym dwie największe ponad milion członków. Takie partie nie muszą się bać ani prawyborów, ani konkurencji bezpartyjnych obywateli dopuszczonych do powszechnych, równych i wolnych wyborów.

    Czas wyjść z rzeczywistości wirtualnej z medialnymi partiami i wyborami i spojrzeć na rzeczywistość realną. Dla mnie realna linia podziału nie leży między pisem i antypisem, a między ubezwłasnowolnionym społeczeństwem obywatelskim i całą partyjną nomenklaturą.

    Ideę prawyborów należy zaproponować niezależnym obywatelom i samorządom, a partie całkowicie pominąć. Jak idea jakiś cudem chwyci, to wszystkie partie albo się dostosują albo zostaną zmiażdżone społecznym walcem.

    Odpowiedz
  • 13 stycznia, 2018 o 00:14
    Bezpośredni odnośnik

    Paweł, zaczynasz dyskusję od obraźania ludzi, którzy mają moźe trochę inne zdanie niź Twoje i tylko dlatego, że jedni twierdzą, że do wyborów samorządowych jest zbyt mało czasu a cały pomysł, mimo trwających dyskusji jest,chyba,jeszcze w powijakach.. Kpisz z tych, którzy piszą o moźliwości przedterminowych wyborów. Ludzie słuchają wybitnych specjalistów,którzy nie prxesądxają, że tak musi się stać, ale jest to bardzo moźliwe
    Tym bardziej, że mogą to zrobić w oparciu o istniejącą Ordynację Wyborczą.
    Wiem, że w lutym ma się odbyć we Wrocławiu spotkanie dotyczące prawyborów, myślę że należy rozmawiać bez przekonania, że wszystko się wie najlepiej i wysłuchać innych zdań również.
    Czytałam Twoją dyskusję na Fb z Panią (nie pamiętam, niestety, Jej nazwiska, ale zapraszała Ciebie do Lublina
    Miała propozycję dotyczącą prawyborów.
    Moźesz napisać jak to się skończyło?
    Pozdrawiam serdecznie.

    Odpowiedz
    • 13 stycznia, 2018 o 00:19
      Bezpośredni odnośnik

      Krysiu, po pierwsze nie zaczynam. Te dyskusje toczą się od lipca.

      W tekście masz przegląd tego, czego dokonano w rmach jednoczenia opozycji i zapewniam Cię, to bardzo łagodny przegląd dokonań — choćby przez to, że nie usiłuję dociec celów tych wszystkich operacji, które nam się funduje.

      Nie — nie kpię z tych, którzy piszą o przedterminowych wyborach. To realne zagrożenie i jeśli nastąpi, zdezaktualizuje projekt prawyborów po prostu dlatego, że 30 dni na zarejestrowanie komitetów wyborczych to z pewnością za mało czasu. Pokazuje to zresztą, ile czasu spieprzyliśmy i jak bardzo go spieprzyliśmy.

      Odpowiedz
  • 13 stycznia, 2018 o 14:02
    Bezpośredni odnośnik

    Jeśli pojawi się szansa wcześniejszych wyborów, nie wolno nam jej zmarnować. Po to przecież szliśmy przed sejm i senat w grudniu. Właśnie po to, żeby władze zmusić do rozpisania wyborów. Jeśli istnieje jakiekolwiek prawdopodobieństwo, że może to rzeczywiście nastąpić, nie ma co bać się i biadolić, że za późno, nie ma czasu, jesteśmy nie przygotowani. Do roboty zatem.

    Niech wszystkie środowiska prodemokratyczne przygotowują się do wyborów w każdym momencie. Załóżmy, że mogą być ogłoszone w dowolnym momencie. Prowadźmy nasze własne prawybory. Wybierajmy kandydatów w każdym prodemokratycznym środowisku demokratycznie. Niech zrobią to partie już dziś. Niech zrobią to ruchy obywatelskie.

    Przygotowanie prawyborów wśród tak wyłonionych prakandydatów będzie już dziecinnie proste.

    Odpowiedz

Skomentuj Ula Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *