Watchdog w polskiej polityce

Zakończyliśmy kongres, przyjęliśmy zręby niezwykle ambitnego programu. Cóż, zobaczymy, co z tego będzie. Światem nie wstrząsnęliśmy. Obywatele RP tak już mają, że ich idee przedzierają się do opinii publicznej z trudem, a jeśli coś osiągamy, to uporem
 
Projekt prawyborów spotkał się z solidarnym milczeniem polityków i mediów. Presji na „własnych” partiach nie udało nam się wywrzeć. Jeśli nacisk w sprawie prawyborów, czy reformy ustroju partii był w ogóle zauważalny, to był i pozostaje niezrozumiały i wywołuje raczej wrogość. Kluczowe pytania, jakie stoją przed demokratami w Polsce, wciąż pozostają te same i wciąż nie doczekały się żadnej rzetelnej debaty. Pierwsze – jak odebrać władzę PiS i populistom. Drugie – co po PiS. Od tego może zacznijmy.

Czy jest możliwy powrót do rzeczywistości sprzed wyborów i czy tego chcemy? Pytanie o możliwość jest niejednoznaczne. Wszystkie dotychczasowe sondaże, badania i analizy pokazywały, że nie zanosi się w Polsce na sytuację, w której PiS mógłby przegrać wybory. To się może zmienić, kibicujemy temu wszyscy i być może jesteśmy właśnie świadkami odwracania trendów. Może będzie tak, że wybory samorządowe jednak przyniosą zmianę, pokażą zatrzymanie niepowstrzymanego dotąd marszu PiS i spowodują odwrócenie sytuacji w wyborach parlamentarnych.
 

Wykłady i ćwiczenia z demokracji na 12 piętrze PKiN

Powrót do sytuacji sprzed wyborów w 2015 roku i uzyskanie zwykłej większości w parlamencie wybranym przy frekwencji około 50 proc. oznaczać będzie jednak władzę z mandatem od co czwartego lub co piątego wyborcy. Nie rozwiąże żadnego z polskich problemów, które spowodowały triumf populistów. Wrócimy na tę samą beczkę prochu, która znów wybuchnie, rozsadzając nam państwo i jest możliwe, że po kolejnych wyborach ministrem sprawiedliwości będzie w Polsce nie żaden Waszczykowski, tylko raczej Winnicki. Potrzebujemy więc nie tylko prawdziwego mandatu, ale gruntownej przebudowy państwa – tak, by Polacy mieli poczucie, że jest to ich własne państwo. Nie ci Polacy, których ulubiona partia akurat zdobyła polityczną przewagę, ale wszyscy. Lub chociaż prawdziwa większość.

Jedną z głębszych przyczyn kryzysu polskiej demokracji jest dramatyczny upadek wiarygodności partii politycznych. Ucierpiały na nim zwłaszcza partie opozycji. To bardzo niebezpieczne zjawisko, a antypartyjny resentyment powszechnie obecny wśród Polaków tworzy groźną sytuację, z której nie widać łatwego wyjścia – chyba, że ktoś umie sobie wyobrazić demokrację bez partyjnej gry parlamentarnej. Ustrój partii politycznych być może nie jest największym wyzwaniem polskiej demokracji, ale jest zadaniem najpilniejszym – bez naprawy tego ustroju parlamentarna demokracja po prostu nie będzie działała dobrze. Partie nie zreformują się same – partyjni politycy ani nie zechcą być surowymi sędziami we własnej sprawie, ani nimi być nie powinni.

Partie nie podejmą żadnego z pozostałych polskich wyzwań, bo – jak nie podjęły rzetelnej debaty choćby we wciąż nabrzmiewającej sprawie aborcji i praw kobiet – przez kilkadziesiąt lat nie były w stanie tego zrobić. Nie chodzi przy tym o „wymianę elit”. Chodzi o zmianę ustrojowych norm.


Wesprzyj nas, żebyśmy mogli działać dalej!


Jak przejąć władzę od PiS zatem? Wiemy już, że nie o zwykłą większość chodzi, ale o większość konstytucyjną. Potrzebujemy frontu najszerszego z możliwych. Od lewicy po prawicę. Dlatego żądamy prawyborów. To nie w wyborach, w których każdy demokrata powinien po prostu głosować przeciw PiS, ale w prawyborach jest miejsce na demokrację, debatę i demokratyczną konkurencję. Żądanie prawyborów zmierza do tego, by przeciw PiS stanęła właśnie polska demokracja. Lewica – jakkolwiek nieadekwatne są dzisiaj w rzeczywistości te klasyczne pojęcia – nie może zaakceptować miejsc na listach oferowanych jej przez liberałów bez utraty własnej tożsamości. Start w prawyborach, których celem jest wyłonienie wspólnej listy, tożsamość i pluralizm pozwala utrzymać. Obecność na wspólnej liście nie oznacza politycznego sojuszu, uzgodnień programowych, sprzedaży pryncypiów za miejsca i posady – wspólna, pluralistyczna lista jest po prostu parlamentaryzmem przeciw zdyscyplinowanej dyktaturze PiS. I przy okazji prawybory wymuszają demokratyzację partii, przecinając tę absolutną zależność partyjnych polityków od partyjnych bossów, którzy decydują o ich życiu i śmierci. W prawyborach decydują wyborcy.

Obywatele RP wzywali do prawyborów w wyborach samorządowych. Nie próbowaliśmy startować, próbowaliśmy narzucić standard. I choć prawybory odbędą się w kilku miejscach w Polsce, to jednak partie ten postulat odrzuciły. Efektem jest m.in. kandydatura Ujazdowskiego we Wrocławiu, katastrofalne rozbicie głosów w wielu miastach i co najmniej ryzykowny pomysł, by „zjednoczoną opozycją” przeciwstawiającą się PiS w sejmikach wojewódzkich, była wspólna lista PO i Nowoczesnej. Daj Boże nie przyniesie to klęski.

Czy klęska nastąpi, czy nie, Obywatele RP będą żądali prawyborów w wyborach parlamentarnych. Jeśli jesienią samorządy przegramy, polityczna, partyjna opozycja praktycznie przestanie w Polsce istnieć. Wtedy Obywatele RP zostaną organizatorami otwartych, powszechnych prawyborów. Lista będzie nasza, ale to partie ją wypełnią własnymi kadrami, a o miejscach i ich kolejności zdecydują wyborcy w prawyborach – nikt inny. Żaden partyjny boss i żaden działacz Obywateli RP.

Jeśli wybory samorządowe wygramy, katastrofy nie będzie, ale nie zniknie polski problem. Obywatele RP – obywatelski watchdog – będą się domagali przestrzegania demokratycznych standardów od każdej władzy. Od „naszych” partii również. Żądanie prawyborów pozostanie więc aktualne.

Tyle mniej więcej znaczą w dramatycznym streszczeniu części naszych uchwał programowych.

fot. Katarzyna Kwiatkowska

Jeden komentarz do “Watchdog w polskiej polityce

  • 20 kwietnia, 2018 o 18:44
    Bezpośredni odnośnik

    Trochę rozczarowuje kompletne pominięcie standardów demokratycznych w wyborach do Sejmu, takich jak zasady powszechności, równości i wolności wyborów oraz biernego prawa wyborczego obywateli. Jest to najbardziej strzeżone tabu i machloja III RP. Podejrzewam, że wysunięcie tego postulatu publicznie spowodowałoby całkowite nagłe zniknięcie ORP i Autora z mediów. Dzisiaj rano miałem wrażenie, że panu redaktorowi Żakowskiemu prysł entuzjazm do OPR zaraz po wspomnieniu o ewentualnych osobnych listach obywatelskich w wyborach do Sejmu. Dało się to odczuć również w następnym wywiadzie z Schetyną.

    Konstytucja konstytucją, prawo prawem, demokracja demokracją, ale kontrola i system odgórnych koncesji partyjnych musi być. Swój Kaczyński jest już lepszy niż obce hordy wolnych obywateli dysponujących pełnią praw wyborczych. Esencja III RP.

    Mimo rozczarowania w tym punkcie podjęciu tematyki ustroju partii politycznych nadal szczerze kibicuję.

    PS.
    Obrona „partii politycznych”, czy krytyka „resentymentów antypartyjnych” w sytuacji, gdy w Polsce nie ma ani jednej normalnej, znaczy obywatelskiej i demokratycznej partii politycznej jest błędem i włażeniem w ślepą uliczkę. Szanujący się obywatel i demokrata nie powinien ani szanować ani uznawać atrap „partii politycznych” mieszczących się w całości w warszawskich studiach telewizyjnych. To nie jest resentyment antypartyjny. To jest zwykłe odrzucanie gry pozorów i fałszu.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *