Rewelacje Pasionka. Tę prawdę znaliśmy od dawna
Obrzydliwość tańca na grobach ofiar zamieniono na horror rozgrzebywania ich makabrycznej zawartości i rozchlapywania jej wkoło w zapamiętałym uniesieniu. Przywodzi to na myśl – nie znajduję wielu innych precedensów – krwawe jatki Rewolucji Francuskiej, kiedy mordowanie nie wystarczyło owładniętym morderczym szałem, ofiary trzeba było jeszcze patroszyć, z jelit robić sobie kokardy, z genitaliów broszki, z głów piłki dawane do zabawy dzieciom. To, co wyprawiał Pasionek, jest najwstrętniejszym z dotychczasowych postępków PiS. Dziwię się reakcjom mediów. Dziwię się, że ktokolwiek mógł tę konferencję prasową tak po prostu zrelacjonować. Dziwię się, że to nadano, nie pytając o uczucia rodzin, o których bliskich Pasionek opowiadał. Dziwię się każdemu, kto Pasionkowi podaje rękę.
Jesteśmy świadkami zbydlęcenia, którego – przyznam – nie umiałbym sobie dotąd wyobrazić. Nie umiałbym uwierzyć, że kiedykolwiek czegoś podobnego doświadczę. Dzisiaj nie umiem uwierzyć w te głowy potakujące na widok Pasionka z lubością opisującego makabryczne szczegóły. Kto za co powinien przepraszać? Kto za co powinien odpowiadać, na Boga?! Na naszych oczach dokonuje się najszkaradniejsza podłość.
Pasionek był w Moskwie, odpowiadał za prawidłowość sekcji i identyfikacji, potwierdzał ją wtedy. Sasin opowiadał o godnym dopełnieniu wszelkich norm, procedur i obyczajów. Rodziny chciały szybkiego sprowadzenia zwłok i pochówku. Wszyscy tego chcieliśmy. Alternatywą było wiele miesięcy oczekiwania aż w żmudnej procedurze wszystkie szczątki zostaną oznaczone genetycznie. Tego wówczas nie chciał nikt. Nawet nie myśleliśmy o tym. Przypomnę – kto, do cholery, wymyślił pogrzeb na Wawelu? On się odbył 18 kwietnia, o czym przypominają do dziś comiesięczne cyrki PiS w Krakowie. Pamiętacie?
Ci, którzy dzisiaj twierdzą, że na jaw wyszła jakaś prawda, niech się pukną w czoła. Tę prawdę znaliśmy od dawna. Wiedzieliśmy o pozamienianych zwłokach, wiedzieliśmy o fragmentach obcych ciał w trumnach, pochowaliśmy szczątki różnych ciał, w tym wiele niezidentyfikowanych we wspólnym grobie wszystkich ofiar – ktoś tego nie pamięta?
Jeśli dzisiaj rodziny ofiar chcą ustalenia, czy fragmenty ich bliskich nie znajdują się gdzieś, gdzie nie powinny – mają prawo do tych ustaleń, a choć sam się temu dziwię, ich sprawa, nie moja. Protest innych rodzin ma jednak też swoje prawa i musi zostać wysłuchany. Nie przez Pasionka – przez niezawisły sąd RP, do cholery!
10 czerwca staniemy znowu naprzeciw smoleńskiego szkaradnego cyrku. Będzie szkaradniejszy niż zwykle. Usłyszymy, że nie chcemy prawdy i że robiliśmy wszystko, żeby ją ukryć, a bydlęce obrzydlistwa Pasionka będą w tej sprawie dowodem. Wsparciem dla tego wszystkiego będzie policja i zakaz demonstracji.
Chcę powiedzieć coś od siebie tym, którzy tam będą – po obu stronach barierek BOR i policyjnego kordonu. Stałem tam już kilkanaście razy. Trzeba było mieć w sobie naprawdę silne przekonanie do własnych racji i wartości, których tam broniliśmy, żeby wytrzymać ten wyjący z nienawiści tłum, te wszystkie plugawe bluzgi i rękoczyny. Nie było łatwo wytrzymać to wszystko bez reakcji, która większości ludziom wydawałaby się w tych okolicznościach adekwatna. Kiedy obok stoi kobieta, która pierwszy raz dostała milicyjną pałą w marcu ’68 i która przez wszystkie późniejsze trudne polskie lata pracowała w opozycji – i kiedy nierozgarnięty psychol wrzeszczy na nią „ubecka kurwa”, to psycholowi należy się w pysk. A żaden z tych psycholi nigdy w pysk nie dostał. Żadnego nawet nie oskarżyliśmy. Ani o zniewagę, ani o napaść fizyczną, ani o zniszczenie sprzętu. Znosić było to wszystko rzeczywiście trudno.
A znosiliśmy to przez większość z tych kilkunastu miesięcy w kompletnej izolacji. Mało kto wiedział o naszych protestach. W KOD obowiązywała blokada informacji o nas i siłą rzeczy rozciągała się ona na media. Nasza wojna z PiS na Krakowskim Przedmieściu trwała więc już w najlepsze, mieliśmy w niej za sobą uroczyście zawierane rozejmy i akty ich zerwania, mieliśmy wreszcie bezprecedensową nowelizację prawa rozpoczętą w niesłychanym tempie z powodu naszej kilkudziesięcioosobowej grupy – i wciąż mówiono o nas, jeśli w ogóle mówiono, jak o grupie oszołomów urządzających folklorystyczne ustawki z drugą grupą oszołomów. Więc było jeszcze trudniej.
Chcę jednak powiedzieć to przede wszystkim, że kiedy dzisiaj widzimy, jak zamierają te nienawistne wrzaski, jak się zwyczajnie wyczerpują, jak zamiast nich widzimy naprzeciw siebie otwarte w bezradnym oniemieniu usta – to dla takich chwil warto żyć, a nie tylko warto było przemęczyć się przez te wszystkie miesiące. Kiedy dzisiaj stojąc w kościele na smoleńskiej mszy z białą różą w tłumie smoleńskich wyznawców ściskam ich dłonie w chrześcijańskim geście pojednania, na który oni również się zdobywają – to jest to wielka sprawa po prostu. 10 czerwca z pewnością nienawiść ożyje. Pasionek zrobił swoje. Ale i to przeżyjemy, a wszystko wskazuje, że będzie nas znowu więcej.
Chcę również powiedzieć, że jest coś niepowtarzalnie pięknego w sytuacji, kiedy władza ściąga wciąż nowe tysiące policjantów, fortyfikuje pół centrum miasta, niemal godzinę policyjną zarządza, by wyegzekwować bandycki zakaz demonstracji, a i tak cały tłum wolnych ludzi zjawia się tam, jawnie ten zakaz ignorując. Są uśmiechnięci, czasem lekko przestraszeni, ale spokojni co do własnych racji i wartości. Ten widok jest jednym z piękniejszych, jakich człowiek może doświadczyć. Żyję na tyle długo, by móc to powiedzieć z pewnością.
Do zobaczenia za tydzień! Weźcie białe kwiaty.
Yearzą prokuratury ery gierkowskiej i stanu wojennego była prok. Bardonowa. Twarzą szajki PiS jest prok
Pasionek