Ratowanie d… PiS-owi to konformizm, czy patriotyzm?
Sięgając do krainy paradoksu ustanówmy 12 listopada – najbardziej kuriozalne święto, jakie w Polsce wymyślono – dniem oświecenia narodowego. Dość ratowania d… PiS-owi
Rok 2018. 100 lat odzyskania niepodległości. Czy będącej u władzy nacjonalistycznej, tromtadrackiej, do mdłości przepełnionej patriotycznymi frazesami, partii mógł wpaść lepszy prezent. Czy Andrzej Duda, mógł wymarzyć bardziej patriotyczny anturaż dla swych pojedynków na miny i wyskandowanych mów?
Ogarnął mnie lęk, gdy uświadomiłem sobie, jaką propagandową wunderwaffe mają w ręku. Oczami wyobraźni zobaczyłem inicjatywy: 100 domów kultury lub stodół idei (biur co-workingowych) na 100 kolejnych lat, 100 dofinansowań stu pomysłów dla Polski itd.
Bardziej prawdopodobny był oczywiście łuk triumfalny nad ul. Puławską lub przedłużenie tejże ulicy o 100 kilometrów z Warszawy za Czersk, albo 100 muzeów Polskiego Patriotyzmu, 100 pomników Niepodległej, 100 tablic „ku czci”, 100 apeli, 100 mszy w 100 intencjach, 100 marszy, parady, biegów, 100 pikników ze 100 rekonstrukcjami każdy, 100 orderów, 100 koncertów, 100 filmów, 100 turniejów lub czynów społecznych lub jedna amnestia dla 100-u Obywateli RP. Jednym słowem wyobraziłem sobie Ojczyznę mą w biało czerwonych flagach skąpaną, wzmożoną do granic wytrzymałości, bliską szaleństwa, patriotyczną na modłę PiS.
Trzy lata na przygotowanie, nieograniczone fundusze i… „ch…d…i kamieni kupa”, że zacytuję klasyka. Zamiast koncertu, koncertowa wpadka. Dobitniejszego przykładu nieudolności trudno znaleźć.
Czy leci z nami pilot?
To kolejne przykłady głupoty PiS-u, który topi kraj w oceanie niekompetencji, nepotyzmu, cynizmu i które nie wywołują reakcji. W trosce o przyszłość, z poczucia obowiązku lub Bóg wie, z jakich innych wydumanych powodów, ratujemy im dupy dzień w dzień. To patriotyzm czy konformizm?
Ratujemy ciężko pracując we własnych firmach, ścigając się w realizacji korporacyjnych „kejpiajów”, tkwiąc jako ostatnie oazy kompetencji w urzędach i spółkach skarbu państwa, gdzie w trosce o etat maskujemy niechęć do „dojnej zmiany”. Ale też regulując PITY, CIT-Y, VAT-y, oglądając propagandowy ściek w TVP (są tacy masochiści), płacąc za autostrady, których już nie przybywa, czy za bilet w coraz wolniejszym Pendolino. Żyjąc tak, jakby to był normalny kraj, przedłużamy marne panowanie władzy.
Nie mamy instynktu, skoro wierzymy, że Polska wyjdzie z tego korkociągu, nim dziób samoLOT-u wbije się w ziemię. Z przeciążenia tracimy przytomność, a nie ma nowego pilota, który by pociągnął za wolant. Na załogę z PiS już nikt liczyć nie powinien. By wystartować musieli zrobić zrzutkę do kaszkietu prezesa. Chwilę potem włączyli autopilota i poszli do luku bagażowego przeglądać nasze walizki, czy układać listy tych, których wyrzucą, by odciążyć maszynę. Taki nawyk baloniarzy, bo w nadymaniu się i dymaniu innych są mistrzami. Zbliża się więc finałowy akord lotu trzmiela.
Poszły konie po betonie
Zaczęło się od stadnin. Padające konie, stratowane miliony dolarów, zniszczona reputacja. Specjalistów zastąpili „spece” z trudem odróżniający zad od końskiego pyska.
Nawet komuniści nie ujeżdżali tego, pełnego pretensji do szlacheckości, świata. Woleli pobierać dolarowy haracz. PiS jednak uznał, że posadzi d… w siodle, zepnie udami rumaka i w biegu nauczy się woltyżerki. Ledwie wsunął but w strzemię, rymsnął na padok aż zadudniło.
Naród jednak nie zaśmiał się zbyt głośno, nie zagwizdał, nie opuścił trybun na znak sprzeciwu, ani nie wyciągnął ręki z kciukiem w dół. PiS uznał więc słusznie, że Polak Arabów bronił nie będzie i postanowił testować, co jeszcze może przejąć, zepsuć lub skompromitować.
3 letni koncert
Konie to było preludium do „Opery za trzy grosze”, rozpisanej na nowogrodzkie głosy i chór (p)osłów. Zgodnie z partyturą, rzadkie są pauzy i częste fortississimo, jak np. mataczenie wokoło śmierci Igora Stachowiaka, czy ochrona pijanego strażnika marszałkowskiego. Albo zamęt w Trybunale Konstytucyjnym. A propos, to co związane z Trybunałem i sądami trzeba artykułować agitato. Fałszująca pani p.o. prezes myśli, że dyryguje, sędziowie dublerzy trzymają w rękach instrumenty i sikają po nutach, a śp. sędzia Morawski zagrał w Londynie una corda.
Osobna opowieść, jak ze „Snu nocy letniej”, to ta o Puku, wirtuozie kindersztuby à rebours, sędzim psotniku Muszyńskim. Jego – wspólna z Przyłębską – konferencja przejdzie do annałów zaślubin z żenadą. Porównanie tej pary do przekupek z „Różyca” (targ na Pradze – red.) obraża przekupki.
Żona TW Wolfganga, którego posadzili w fotelu ambasadora, by upokorzyć Niemców, to generalnie nieśmieszna postać z burleski, która głównie manipuluje składem, a precyzyjniej będzie powiedzieć rozkładem sędziowskim. Do łez rozbawić mógłby Witold Waszczykowski ze swoimi cyklistami, San Escobarem i konkurujący z nim, nie tylko o miano największej d…, Jacek Saryusz-Wolski (gdzie on się schował?). Rozbawić by mógł, gdyby nie kompromitujące nas 27:1.
[sc name=”newsletter” naglowek=” Bądź dobrze poinformowany!” tresc=” Najnowsze informacje o nas, analizy i diagnozy sytuacji w kraju trafią prosto na Twoją skrzynkę!”]
Bitwa na Szyszki
Nie mniejszą „sławę” w świecie przyniosła PiS obrona Puszczy Białowieskiej przez Szyszko Jana, zajadłego wroga kornika drukarza, sympatyka „córki leśniczego” i mecenasa internetowych portali tematycznych. On to wspomógł sakiewkę Tomasza Kabzowicza (albo odwrotnie) 6 mln złotych, by ten przeniósł Puszczę Białowieską do wirtualu. W realu natomiast została stodoła pełna poroży i wypchanych zwierząt z gatunków chronionych, jak na ministra od ochrony środowiska przystało. Zapewne w trosce o środowisko Szyszko jeździł karetą w towarzystwie biskupa Dydycza, kapłana wypełnionego miłością chrześcijańską rozległą jak Pacyfik.
Szyszko długo był nie do strącenia z racji tego, że zaprzedał duszę Mefisto Rydzykowi, „któren jest niczem huba na pniu polskiej demokracji regularnie karmiona przez rząd PiS milionami, by wwiercał się w narodową tkankę”. Ten antysemita odwdzięcza się rządowi mnożąc np. wyimaginowanych polskich Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, według sobie tylko znanego algorytmu. To równie makiaweliczne, jak wypromowanie ustawy o „polskich obozach zagłady”.
A propos promocji, to warto przypomnieć sobie pomysł rejsu za 40 mln, który zatopił mistrza olimpijskiego i popularyzatora żeglarstwa Mateusza Kusznierewicza. Inny Mateusz w polskiej marynistyce zapisał się odsłonięciem stępki statku widmo i storpedowaniem (zakupu) fregat od (s)tra(te)gicznego sojusznika z Australii. Jak widać: „Navigare necesse est”.
Ze szkodliwymi pomysłami PiS trzeba walczyć na wszystkich frontach
PiS – polityczne disco polo
Wracając do muzycznych porównań. W kategorię hitów dico polo można wrzucić śpiewogry toruńskie, w których prezes i jego kamaryla trzymając się za ręce nucą: „Abba Ojcze” i za Boga nie wiesz, czy to nie o wszechmocnego Tadeusza chodzi. Ten skropiony naftaliną kapłan, otoczony jest kultem niczym Elvis. Konkurować z nim nie może nawet Antoni Macierewicz, człek wyjątkowy pod względem wyglądu i poglądu. Opisany w trzech biografiach, szef komisji widmo, minister ciągłej wojny, który rozbroił armię. Przy jego ruchach kadrowych, skala czystek Józefa Wissarionowicza w latach 1937-39, to pestka. Po rządach ministra, zwanego w wojsku z szacunkiem „Maciorą”, Polska przoduje w liczbie emerytowanych generałów, pułkowników i podpułkowników.
Ale dla równowagi może się pochwalić najstarszym na świecie niszczycielem w służbie czynnej. ORP Wicher, na co dzień zakamuflowany w Gdyni jako muzeum, w sierpniu 2018 oddał salwę ku czci i nie zatonął.
Otoczenie Antoniego sztukę kamuflażu rozwinęło do mistrzostwa. Zdrajca udaje patriotę, idiota doradcę, a chłop jak dąb – Bartek Misiewicz – gościa z cukru, nad którym trzeba rozpinać parasol, by się nie rozpuścił i nie dokazywał w białostockiej dyskotece. Również Edmund Janniger, druga prawa ręka AM (Antoni kiedyś miał dwie lewe, ale zmienił front), zwany „cudownym dzieckiem polskiej myśli zbrojeniowej”, pod glamrockową fryzurą ukrywa umysł geniusza. Jaki może być inny powód zatrudnienia młodzieńca w MON, chyba nie konieczność „rozkminienia” ostatniej wersji Word of Tanks?
A Macierewicz to też tajna komisja dub smoleńskich z najsłynniejszym jej członkiem – Wackiem Bereszyńskim. Zdaniem Francuzów to ch…., ale ci z Boeinga stawiają go wyżej. Dlatego nie ma się co francuzami przejmować. Nauczyliśmy ich jeść widelcami parówki, nauczymy otwierać puszki Coca-Coli, by nie wybuchały. Nawet, jeśli to zajmie kolejne 400 lat. Wszak, jak lubi powtarzać Antoni, skoczek do wody z gwardyjskiego klubu: „Le garde meurt, mais elle ne se rend pas”. W wolnym tłumaczeniu: „gówno”!
Taką fekalną klamrą zamknę opowieść o AM! Bo o gospodarstwie „Maciory”, czyli MON można by długo, tak jest bombowe. A to zakup samolotów dla ViP z funduszy na obronność, płacone chyba kartami służbowymi, a to znikający i pojawiający się Eurokorpus, a to manewry OT na pustym lotnisku, czy wojskowe – Dragon 17, bez zaopatrzenia. Trudno się dziwić, sprzęt miało dowieźć 500 Jelczy, znalazły się tylko 82. Grom z jasnego nieba powinien strzelić, ale nie strzeli, bo w GROM-ie pustki, a amunicji brak tak dojmująco jak helikopterów.
[sc name=”wesprzyj” naglowek=” Buduj z nami patriotyzm obywatelski!” tresc=” Wesprzyj nas. Twoja pomoc pozwoli nam działać! „]
Złotymi zgłoskami w gównianej historii
Myślicie, że to koniec wyczynów wojów Jarosława? Ludzie małej wiary albo słabej pamięci. To nie etiuda, oni grają Koncerty Brandenburskie Jana Sebastiana Bacha. Między filharmonią warszawską a toruńską kapelą, swoje bach zagrał sługa dwóch panów Antoni M. Przebiła go drugim bach Beata Szydło – pierwsza premier, której trzeba było wyasfaltować drogę do domu, bo inaczej zabłocona by do Sejmu wchodziła. Z nieznanych powodów ten odcinek drogi otworzono po cichu, a nie – jak mają w zwyczaju mistrzowie pierwszego sztychu – z pompą.
A propos pompy – bach narciarza Dudy, to wina „gumy”. Źle założona, to i zjechał do rowu. Kilka innych bach, ze spektakularnym dwóch limuzyn na Nowogrodzkiej, zostawmy kamerom TVN oraz bratu i żonie ministra, którzy, czystym przypadkiem, objęli wysokie stanowiska w PZU.
Cytowany już, mądry niczym sowa, były szef MSW za PO Bartłomiej Sienkiewicz, mówił coś podczas nagrań u przyjaciół o państwie teoretycznym. Nie wiedział, co mówi. Nie znał działań ministrów PiS po nawałnicy w Borach Tucholskich (też już teoretycznych), czy donkiszoterii w sektorze energii odnawialnej, gdzie zaatakowano wiatraki. Nie mówiąc o Zalewskiej i jej wielkich reformach. Jakby tego nie rozumieć na trwałe zostaną z nich tylko nowe zęby pani minister, nie dziwota wszak pieniądze szły z PCK.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Edukacja Niepodległa: O kulturze demokracji
Służba zdrowia pod Radziwiłłem, zaszczepiona jedynie na krytykę, to dla PiS achillesowa Pięta Stanisław „Panie Kochanku” Radziwiłł ale Maciej, który przejmując kolekcję Czartoryskich zrobił Glińskiego w Trzy Trąby, jak dziecko w czworakach.
To niezrozumiałe zdanie powyżej odtwarza tylko typowy „stream of consciousness”, obrazujący ciągi myślowe, które prowadzą wyznawców JK prosto do oceanu spiskowych teorii, po których pływa ich Trans-Atlantyk. Dla siebie są za to wyrozumiali, bo co to jest pół miliona na Fundację Radziwiłłów Trzy Trąby, albo 150 mln przesłane do Luksemburga przez senatora Biereckiego, albo cofnięcie się (get back) do 2 mld lub SKOK na 5 mld.
Mogłyby to nagłośnić media, ale które? Te co ledwo zipią, bo na stacjach Orlenu nie mogą na półkach nawet chwilę poleżeć. Nie mówiąc już o kwiecie lotosu, który z demoniczną jogą się kojarzy? Czy te media w sieci sukcesu, co mimo dwucyfrowych spadków sprzedaży zaliczają dwustuprocentowe wzrosty przychodów. Jest coś Do Rzeczy z tym opłacalnym niedrukowaniem. Może warto zapytać Szydło albo Morawieckiego, oni się na tym znają, tak jak na promocji Polski w świecie. Wszak o naszej doktrynie prawnej nie było tak głośno od czasów Rafała Lemkina. O finezyjnej ustawie IPN pisały dzienniki od Auckland po Ottawę. Mistrzostwem świata trzeba nazwać wypromowanie frazy „polskie obozy śmierci”, co prawda cel by inny, ale na pohybel celowi. Aż się ciśnie na usta: „Jaki Lemkin, taka sława”.
Tymczasem CBOS podał, że 41 proc. nadal chce głosować na PiS. Jeśli wierzyć sondażom, to trzeba stracić wiarę w instynkt narodu. Bo, gdy spojrzeć na listę „osiągnięć” „dobrej zmiany”, trzeba przyznać rację Kaczyńskiemu: jesteśmy ojkofobami?
Tylko nienawiścią do kraju można tłumaczyć nasz brak sprzeciwu, bierność, konformizm i gotowość ratowania d.. PiS-owi. No, chyba, że jesteśmy 38 mln przewerbowanych agentów.
Wojciech Fusek
Zdjęcie zrobione podczas spotkania Jarosława Kaczyńskiego ze swoimi sympatykami w Chrzanowie, fot. Piotr Drabik/ flickr.com
Słusznie użył Pan trybu warunkowego, pisząc „Jeśli wierzyć sondażom…”. Otóż usilnie namawiam, aby żadnym sondażom nie wierzyć, bowiem (1) zawsze są robione na zamówienie i to tak, aby zadowolić zleceniodawcę (bo jak nie, to więcej nie zleci i nie zapłaci); (2) zawsze życie je potem weryfikuje, jako zupełnie nietrafione; (3) służą tylko poprawieniu samopoczucia określonego grona osób. Trudno w ogóle pojąć, dlaczego „sondażownie” istnieją, a nawet prosperują. Jeszcze trudniej uwierzyć, że są tacy, którzy wagę do wyników sondaży przywiązują. Ktoś powie: przecież „sondażownie” istnieją nawet w najbardziej rozwiniętych krajach. No właśnie – zob. punkt (3). BEZ SENSU!
Sondaże, przynajmniej te publikowane, wcale nie mają służyć ukazywaniu aktualnych trendów. Jest to specyficzny rodzaj publikacji, którego celem jest podpowiadanie osobom nie posiadającym zdolności do samodzielnej oceny czegokolwiek, co mają myśleć i kogo popierać, na zasadzie „rób to, co robi większość, nie wyłamuj się”. Te „sondaże” wykorzystują fakt, iż od najmłodszych lat w szkołach tępi się wszelką indywidualność i samodzielne myślenie. Przykładem jest znane pytanie „co autor miał na myśli”, na które należy odpowiedzieć tylko tak, jak z góry ustalono. Nie ma mowy o żadnej samodzielnej ocenie, bo przekłada się ona na ocenę niedostateczną. Tak ukształtowani obywatele aby się, broń Boże, nie wyróżniać szukają informacji jak będą głosować inni i znajdują je właśnie w takich fabrykowanych”sondażach”.
Sondaże, przynajmniej te publikowane, wcale nie mają służyć ukazywaniu aktualnych trendów. Jest to specyficzny rodzaj publikacji, którego celem jest podpowiadanie osobom nie posiadającym zdolności do samodzielnej oceny czegokolwiek, co mają myśleć i kogo popierać, na zasadzie „rób to, co robi większość, nie wyłamuj się”. Te „sondaże” wykorzystują fakt, iż od najmłodszych lat w szkołach tępi się wszelką indywidualność i samodzielne myślenie. Przykładem jest znane pytanie „co autor miał na myśli”, na które należy odpowiedzieć tylko tak, jak z góry ustalono. Nie ma mowy o żadnej samodzielnej ocenie, bo przekłada się ona na ocenę niedostateczną. Tak ukształtowani obywatele aby się, broń Boże, nie wyróżniać szukają informacji jak będą głosować inni i znajdują je właśnie w takich fabrykowanych”sondażach”.
Bardzo emocjonalny ten artykuł i komentarze.
To bardzo przykre, że poważni ludzie piszą poważne teksty na temat, który rzeczywiście powinien być rozwiązany przez sondaż lub trywialny eksperyment umysłowy.
Proste pytanie: Jak Pani/Pan sadzi: Kto powinien wycinać konfetti na San Escobar i czy dożywotnio?
PiS-owcy są postkomuchami, bo nie potrafią żyć bez odniesień do i bez walki z od dawna zdechłą komuną. A POPiS-dzieleni są PiS-dzielnięci bo nie potrafią już żyć i oddychać bez odniesień do i bez walki z PiS-em.
Normalnych ludzi nie interesują ani wiecznie wczorajsze postkomuchy, ani wiecznie wczorajsi POPiS-dzieleni. 11 Listopada, to też tylko dłuższy weekend. Nic więcej. A z 12 to jeszcze dłuższy weekend.
Co za emocjonalny wylew, autor chce ustanawiać święta w Polsce, a komentują cztery osoby. W piątkę niewiele zrobicie. Reklama tekstu na twitterze zamieszczona przez „Ewkę” – zero komentarzy, zero podań dalej, trzy polubienia. Cała prawda o Obywatelach RP.
Jaki sens pisać płomienne elaboraty, które w gazecie zajęłyby trzy strony, i wstawiać na stronkę internetową, gdzie nikt nie wchodzi? Czytam w internecie, że autor był kiedyś wicenaczelnym Wyborczej, jednak trudno w to uwierzyć. Chociaż wyjaśniałoby to emocje w tekście. Nie byłoby lepiej puścić taki artykuł w Wyborczej? Kurski na pewno się zgodzi.
Ciekawe ile osób z tych czworga komentujących przeczytało tekst w całości. Może należą do wąskiej elity internautów, która czyta takie rozbudowane teksty w internecie od deski do deski? Niestety, ich wypowiedzi zdecydowanie na to nie wskazują.
Pod koniec 2015 spółki SP ograniczyły kupowanie reklam w Wyborczej (wygodne uzasadnienie transferu pieniędzy), pod koniec 2016 autor artykułu został z Wyborczej zwolniony po 27 latach pracy. Co ciekawe, został zwolniony w związku z „rozwojem gazety”. Osobiście nie rozumiem, w jaki sposób autor miałby stać na przeszkodzie rozwojowi Gazety Wyborczej, ale cóż, pracodawca wie lepiej. I jak myślicie, pomogło Wyborczej w rozwoju zwolnienie pana redaktora? Moim zdaniem nie bardzo. Chyba się wszyscy zgodzimy.