Potrzebujemy Zjednoczonej Opozycji – politycznej, społecznej i każdej innej

Ruchy społeczne zamiast partii, konsekwentne żądanie przedterminowych wyborów, obywatelskie referenda współorganizowane przez samorządy, wreszcie nowe Zgromadzenie Narodowe, które jako konstytuanta umebluje Polskę na nowo; do tego włączenie wrażliwości społecznej, praw mniejszości, człowieka i pracowniczych do głównego nurtu polityki, najlepiej zapisanie ich bezpośrednio w Konstytucji, co wymaga jednak większości 2/3 – tak wyglądają w telegraficznym skrócie tezy Pawła Kasprzaka zaprezentowane na stronie Obywateli RP. W tle kluczowe jest przekonanie autora, że partie parlamentarne przez swoje zaniechania i błędy bezpośrednio odpowiadają za dojście PiSu do władzy, mogą więc teraz tylko szkodzić. Gdy ruchy społeczne ukonstytuują swoją polityczną reprezentację, stare partie miażdżąco przegrają i stracą rację bytu
 
Wszyscy, no może prawie wszyscy, uwielbiamy gry strategiczne, w których miażdżymy armię Mordoru, względnie pomnażamy majątek w błyskotliwej permutacji. Królewnę i całe królestwo temu, kto podjąłby się teraz rozłożyć strategicznie Kaczyńskiego na łopatki, a jeszcze – na deser – stworzyć Polskę lepszą i sprawiedliwszą od III RP. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują niestety, że magik ten się jeszcze nie narodził, a scenariusze dla nas napisze ponura i przaśna rzeczywistość, nie za bardzo przejmując się naszą wolą i wyobrażeniami.

Pokora wobec tego stanu rzeczy, zrozumienie brutalnych konieczności, przed jakimi stoimy, to najważniejsza cecha polskiego stratega AD 2017, ważniejsza nawet od kreatywności, której liderom parlamentarnej opozycji tak bardzo brakuje. Przykłady: pierwsze z brzegu – taktyka PSLu wobec nadchodzących wyborów samorządowych. Będą pierwsze i one ustawią psychologicznie następny ciąg zdarzeń. Jeśli złamie się w nich skutecznie zwycięski impet PiSu, odbierzemy Kaczyńskiemu mit nieuchronności jego rewolucji (kontrrewolucji?) i paraliżujące wejrzenie bazyliszka. I co na to niegłupi przecież Kosiniak-Kamysz? On do wyborów pójdzie sam, bo jego elektorat wyklucza się z liberalnym. Chłopie, to nie ma najmniejszego znaczenia – jeśli pójdziesz osobno, przepadniesz, a twoje głosy skonsumuje pisowski smok. Pobudka: to nie będą normalne wybory, jakich widzieliśmy ostatnio dwadzieścia – to będzie bitwa na polach Pelennoru, absolutnie o wszystko, de facto o życie. PiS chce zabić PSL, żeby zająć jego miejsce na wsi i w małych miasteczkach. Drapieżnik czai się do skoku, a ofiara na własne życzenie odbija od gromady, wręcz prosi się tragiczny finał.

 


Popierasz nasze działania? Wpłać darowiznę!

 

I zupełnie z innej strony, choć nie mniej ważnej, a może społecznie i wyborczo ważniejszej od starych partii: oto Paweł Kasprzak, lider Obywateli RP pragnie jednoczyć reprezentację ruchów społecznych i NGOsów, ale wyklucza jakąkolwiek koalicję z partiami, nawet ich poparcie w regionie x czy y. Czyni to bezwarunkowo, bo partie mu się nie podobają. Nie wiem, czy się nie podobają bardziej jemu czy mnie, licytować się nie będziemy. Wiem za na na sto procent, że jeśli jednolita lista pisowska zderzy się z kilkoma naszymi, to nie będzie już potrzebny Kukiz – PiS samodzielnie zdobędzie większość w dwunastu, trzynastu sejmikach, a te trzy dla nas na pociechę wykończy w krótkich abcugach CBA. Nie żyjemy niestety w odległej galaktyce, tylko tu i teraz. Istniejące partie też się znienacka nie rozpłyną we mgle na czyjekolwiek życzenie! Można i trzeba z nimi zdrowo konkurować, jeżeli ma się po temu potencjał, pamiętając wszakże, że PiSowi bez różnicy, kogo morduje – starą III RP czy nowych freedom fighterów. Jeśli będziemy się nawzajem wykluczać z koalicji i z drużyny, PiS już to wygrał. Poparcie dla niego jest potężne i wciąż rośnie aż pod symboliczne 50 proc. – zobaczymy za chwilę, jaki sondażowy efekt przyniosą agenturalna afera w TK i dramatyczny protest rezydentów. PiS – 52? – 55? Platforma -14? Społecznicy i NGOSy zero, bo nie wchodzą na razie do gry? Zdaję sobie sprawę, że część pisowskiego poparcia jest nadmuchana patriotyczno-narodową propagandą, że ludzie chodzą zaczadzeni, że ten efekt czarnoksiężnika przeminie, ale na razie mamy to, co mamy.

Co do Obywateli RP – zapisali piękną kartę w ciągu ostatnich dwóch lat, najpierw heroicznie w kilku, potem już w liczniejszym gronie. Teraz, podobnie jak reszta polskich ruchów obywatelskich, stają przed dylematem wzięcia na siebie politycznej odpowiedzialności za kraj. Jeżeli się na to zdecydują, staną do rozgrywki obok partii opozycyjnych i na równych z nimi prawach. Takie są reguły demokratycznej gry, zarówno w kampanii wyborczej, jak i potem w zgromadzeniu narodowym. Proporcja sił między partiami a reprezentacją ruchów społecznych i NGOS-ów musi być wynegocjowana w przypadku wielkiej koalicji (idealne byłoby 50/50); jeśli do niej nie dojdzie, o proporcji zdecyduje wyborca.

A propos pokory i rozumienia grozy położenia: dopóki nie ma sytuacji otwarcie rewolucyjnej, w której decyduje ulica, często w sposób krwawy i daleki od jakichkolwiek ideałów, liczą się wyłącznie przekonania wyborcy – w Warszawie, ale przede wszystkim w głębokim terenie. Można uważać opozycyjne partie za zło wcielone, ale w tej chwili tylko one są notowane w sondażach, tylko one są społecznie rozpoznawalne w całym kraju. Jak może jakikolwiek strateg odrzucać z założenia 35-40 porc., które mają razem, ot tak dla czystości idei?

Umówmy się na taką zasadę, że najpierw budujemy i weryfikujemy własną siłę, a potem dopiero eliminujemy potencjalnych sojuszników. Kapitał PO, N, PSL, SLD i Razem jest jedynym, jakim jako antyPiS w tej chwili dysponujemy. Być może partie okażą się wyborczym obciążeniem, bo ludzie nie chcą powrotu do czasów Tuska – aby to sprawdzić, trzeba skonstruować potężną obywatelską alternatywę. Jeśli ona rozjedzie tradycyjne partie w sondażach, będziemy wiedzieli, na czym stoimy. Zanim to się stanie albo jeśli się w ogóle nie stanie, proponuję podejście rozsądnej starszej pani.

Zupełnie odrębną rzeczą jest reformatorska i odnowicielska siła ruchów społecznych i organizacji pozarządowych. To one mają realną szansę wyciągnięcia Polaków z notorycznej wyborczej absencji, wnieść potężny kapitał młodej wiedzy, czystości i entuzjazmu oraz choćby częściowo wyplenić partyjniactwo i logikę partyjnego podziału łupów. Mają realną szansę, ale aby ją urzeczywistnić, muszą się politycznie zorganizować i to w jedną listę. Jeśli będzie ich więcej, pójdą w rozkurz. A jeżeli stworzą silną i wspólną reprezentację, powinny długo przed wyborami rozważyć kwestię zasadniczą: tworzenia bądź nietworzenia wielkiej koalicji z partiami opozycji. W każdej chwili można przecież przeprowadzić symulację podziału mandatów – gdy się okaże, że tylko jednolity front antyPiSu ma jakąkolwiek szansę na zwycięstwo, tylko skrajnie nieodpowiedzialny lider odrzuci taką możliwość. To nie są żarty, naprzeciwko stoi zwarta i karna armia Mordoru.

I odwieczna prośba do społeczników, naprawdę szlachetnych i naprawdę mogących zmienić kraj nie do poznania: stwórzcie koalicję, pokażcie główną ideę, minimum programowe i pokażcie się światu: to my, koalicja społeczna i oddolna na rzecz demokracji i praw! Dajcie na Bóg miły szansę wyborcom oswoić się z wami, pokłócić, wreszcie poprzeć w statystycznie i politycznie rozpoznawalny sposób. Tak, chodzi tu właśnie o nielubiane przez was sondaże, bo w przeciwnym wypadku jesteście enigmą, bytem potencjalnym i nienarodzonym. Dość już tych apeli, ale ten najważniejszy, kluczowy, wspomniany już wcześniej wisi nad nami jak chmura gradowa – niech nikt z antyPiSu nie popełni grzechu pychy: – społecznicy i NGOsy nigdy i w żadnym wypadku, bo to polityczni naiwniacy i dzieci we mgle; – opozycyjne partie nigdy i pod żadnym pozorem, bo ciągną za sobą rachunek krzywd i cwaniactwa III RP – o takim myśleniu należy natychmiast i nieodwołalnie zapomnieć, bo wszyscy solidarnie skończymy w zupie. Wierzę w polityczną magię Zjednoczonej Opozycji, w jej odnowicielską i wyborczą siłę i jestem przekonany, że może wygrać. Wierzę również, że stworzy Konstytuantę, bo czekające nas wyzwania taką mają rangę.

Co do listy społecznej: jeżeli będzie jedna i szybko powstanie, zdąży przekonać do siebie wyborców, ma wszelkie szansę wyciągnąć ludzi z obywatelskiego letargu, zwiększyć frekwencję nawet o 20 proc. i przesądzić los kraju. Jeśli powstanie za późno, podzieli się wewnętrznie albo zabraknie jej charyzmatycznych liderów, to wtedy w sposób szkodliwy i bezsensowny rozdrobni istniejący potencjał antyPiSu, pełniąc funkcję pożytecznych idiotów Kaczyńskiego.

Paweł Kocięba-Żabski

fot. Katarzyna Pierzchała
 

17 komentarzy do “Potrzebujemy Zjednoczonej Opozycji – politycznej, społecznej i każdej innej

  • 24 października, 2017 o 11:53
    Bezpośredni odnośnik

    Wyciągnięcie ludzi z absencji wyborczej i pozyskanie części socjalnych wyborców PiS to klucz do zwycięstwa. Zagadnienie razem czy osobno jest absurdalne – oczywiście razem!

    Odpowiedz
  • 24 października, 2017 o 12:56
    Bezpośredni odnośnik

    Paweł, proponujesz dyskusję, w którą chętnie wejdę, bo jest tego warta i zajmie mnóstwo czasu. Na szybko kilka rzeczy w trybie sprostowania.

    Otóż nie proponuję ruchów społecznych zamiast partii. Nie znam demokracji ruchów społecznych – znam partyjną i nie proponuję innej. Uważam jedynie – najpoważniej – że to obywatele powinny wyznaczyć jej reguły. A nie partie same dla siebie. Z tego nie zrezygnuję, bo nie chcę, skoro marzy mi się demokracja o kilku cechach, o które teraz mniejsza. Ani mi tego zrobić nie wolno, bo tworzymy dzisiaj ruch, którego uczestnicy wierzą w wierność pryncypiom.

    Słyszymy więc dzisiaj – i to myślenie również Ty proponujesz – że np. prawa kobiet są wtórne w stosunku do władzy PiS. Że najpierw ją trzeba zlikwidować, by dopiero potem móc o prawach kobiet rozmawiać. Istotnie – gdyby sobie wyobrazić wielki tłum otaczający Sejm, blokujący go i zmuszający PiS do kapitulacji, to istotnie warunki tej kapitulacji, a nie konwencja antyprzemocowa musi być tematem i celem rozmów. Jasne. Równocześnie jednak kobiety w tym tłumie wiedzą świetnie, że znana im partyjna demokracja niczego w sprawach praw kobiet nie zmieni – jak nie zmieniła dotychczas.

    Z tego punktu widzenia – po trockistowsku, że tak powiem – podoba mi się „permanentna rewolucja”, w której prawa kobiet są zawsze na czele listy postulatów. Bo to powoduje, że już dzisiaj być może większość Polaków opowiada się za liberalizacją prawa aborcyjnego. Ten punkt widzenia jest mi również bliski, bo choćbyś mnie namawiał do „trzeźwości” vs. trwania przy pryncypiach, to tego zrobić nie mogę. Ruch społeczny wtedy po prostu przestaje istnieć.

    Jednak w rozważanym kontekście co innego jest ważne. Choćby prawo regulujące działanie partii politycznych:
    • Czy posłom wolno zarabiać poza dietą poselską?
    • Czy partiom wolno się finansować poza państwową subwencją? Czy partiom wolno posiadać majątek, prowadzić działalność gospodarczą, przyjmować wsparcie fundacji?
    • Czy wydatki z partyjnych budżetów są dostatecznie kontrolowane – czy np. wolno partiom przeznaczać gros budżetu na finansowanie kampanii reklamowej, czy może powinny wydawać swoje wolne środki na opracowania eksperckie?
    • Czy posłom wolno kandydować z okręgów, w których ani nie pracują, ani nie mieszkają?
    • Czy to na pewno zarząd partii powinien układać listy wyborcze bez żadnych mechanizmów prawyborów?
    • I przede wszystkim czy posłom wolno ulegać dyscyplinie partyjnej i głosować na rozkaz zarządów partii, co jest w pełni zgodne z konstytucją, czy może powinni raczej słuchać wyborców z okręgu, co z konstytucją jest dzisiaj sprzeczne?

    Jeśli o prawach kobiet ma rzeczywiście decydować partyjna demokracja, a nie jakieś ludowe referendum, to powyższe pytania są pierwsze, a nie ostatnie w kolejce. Dlatego domagam się „konstytuanty” i dlatego chcę, żeby ona wypełniła treść postulatów ruchu społecznego.

    Partie da się zaprosić, choć wiem, że nie skorzystają. Posłów też – i oni akurat skorzystają chętniej. Nie da się akceptować pomysłu poparcia udzielonego przez „obywatelskie masy” jakiejkolwiek partyjnej liście. Z bardzo wielu względów. Między innymi dlatego, że w obietnice ich kampanii wyborczych nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy. Ja w nie nie wierzę. Nie będę do nich przekonywał nikogo, bo obowiązuje mnie zachowanie chociaż pozorów uczciwości.

    Inną rzeczą jest przewidywany kontekst i scenariusz możliwej zmiany. Otóż wszystko, co proponuję i co napisałem wpisuje się w kontekst dużego, społecznego przesilenia – albo budowania społecznej mobilizacji do punktu, w którym to przesilenie następuje. To właśnie obraz rewolty, o której piszesz, że jest groźna. Też się jej boję, ale cień przedsmaku widziałem w lipcu. I jestem przekonany, że jeśli da się dzisiaj w Polsce mówić o uczciwych wyborach, to tylko w sytuacji, w której potężna mobilizacja je wymusi.

    Jeśli nawet histeryzuję i np. najbliższe wybory samorządowe odbędą się wg w miarę cywilizowanych reguł, to jednak brnięcie w demokrację, w której frekwencja wyborcza na poziomie 50% jest dobrym wynikiem, parlament ma taką legitymację, jaką ma dzisiaj – to sukces zjednoczonej opozycji antypisowskiej jest receptą na kolejną populistyczną katastrofę.

    To osobny temat. Ale w tym kontekście. Ty wierzysz w psychologiczny efekt sukcesu w wyborach samorządowych. Masz rację. Ja nie bardzo w ten sukces wierzę, choć istotnie w samorządowych wyborach szanse są większe niż w parlamentarnych, w których np. Schetyna z Petru każą nam głosować na uzgodnioną w koalicji wspólną listę – to byłaby gwarancja porażki. Istotnie fundamentalnie ważny jest sukces – jakikolwiek – w powstrzymaniu pisowskiej ofensywy. Zakładam, że wygra wybory po prostu ten, kto je na PiS wymusi. Zjednoczy opozycję ten, kto wybije głową dziurę w pisowskim murze. Nie wiem, kto to będzie. Wiem, że nie będzie to Schetyna, ani Petru.

    Akceptuję proponowaną przez Ciebie umowę – najpierw zbudujmy własną siłę i ją zweryfikujmy, a potem eliminujmy niechcianych sojuszników. Póki co, Schetyna może wyeliminować mnie, a nie ja jego, bo on tę siłę zbudował, a ja dopiero powiedziałem, że budować chcę. Więc się nie obawiaj. Próbuję określić, do czego namawiam ludzi. Bo do głosowania na PO, ani na jakąkolwiek koalicję namawiać ich ani nie chcę, ani nie uważam, że mi po prostu wolno.

    Odpowiedz
  • 25 października, 2017 o 09:25
    Bezpośredni odnośnik

    Przeczytałam zarówno tekst, jak i komentarze z uwagą. Nikt nie oczekuje, że idea od razu będzie ubrana w rozwiązania „rzeczowe”, ale jednak trzeba iść w stronę konkretów. Nawet jeśli się ziści i wybory nie będą przegrane, to jakie działania dalej?

    Odpowiedz
  • 25 października, 2017 o 11:13
    Bezpośredni odnośnik

    Czołem Obywatele! Kolejność zdarzeń jawi się bardzo konkretnie – najpierw trzeba zbudować potężny ruch obywatelski, stanowiący reprezentację społeczników; im szerszą, tym lepiej dla sprawy. W trakcie jego formowania i precyzowania wspólnego programu (chodzi o program minimum, tak żeby wszyscy mogli go przyjąć jako swój bez dociskania kolanem) nikt rozsądny nie będzie zmuszał jego uczestników do popierania partii, których nie lubią i które obwiniają o przygotowanie gruntu pod pisowski populizm. Ruch musi nabrać krzepy, nacieszyć się swoim etosem i poznać własną siłę. Potem przyjdzie długi marsz i etap już czysto polityczny. Decyzje o tym, czy ruch obywatelski idzie do wyborów sam, czy w ramach wielkiej koalicji antyPisu będzie podjęta suwerennie przez jego uczestników i będzie niewątpliwie kluczowa dla zwycięstwa obozu demokratycznego. Ważne będą sondaże – jeśli będzie 10%, pójście samodzielne byłoby przeciwskuteczne wprost; jeśli 25-30% można już o tym myśleć poważnie, choć wtedy powinno się raczej podyktować warunki partiom. Na tym etapie nie ma sensu tego przesądzać, choć twardy realizm zawsze na wagę złota. To nieprawda, że Schetyna będzie dyktował warunki ewentualnej koalicji: choćby dlatego, że notowania ma słabiutkie i nic nie rokuje znaczącej poprawy.
    Ruch społeczny może wyciągnąć ludzi z absencji i obojętności, może radykalnie zmienić jakość, etos i klimat naszego życia politycznego; nade wszystko jednak musi zaistnieć jako rozpoznawalny podmiot polityczny z jasnym i klarownym przesłaniem. Referenda są świetnym pomysłem, wszakże piekielnie trudnym w realizacji, znając mentalność naszych samorządowców. Narażać się dla idei władzy, która dzieli frukta i może poważnie zaszkodzić, a nawet zniszczyć karierę? Poza Jaśkowiakiem i Wadimem z Nowej Soli nie widzę kandydatów. Idea konstytuanty głęboko słuszna, tak żeby na fali wyborczego i daj Boże powyborczego entuzjazmu jak najgłębiej przeorać obecny system, również w części przepisów regulujących działalność partii.
    Co do ruchów praw kobiet i ekologicznych: bezwzględnie trzeba je wpisać na sztandary od samego początku – jako sine qua non – jednak ulokowane w szerszym pakiecie reformatorskim, żeby uniknąć wrażenia getta i fanatyków jednego tematu. Obie sfery inteligentnie opracowane i przedstawione mają na szansę na poparcie przynajmniej połowy elektoratu, może nawet większe. Nie są wcale gorącym kartoflem, za jaki zawsze uważała je PO, która konsekwentnie chciała Panu Bogu świeczkę, ale diabłu koniecznie ogarek.
    Podsumowując: najpierw mordercza praca organizacyjna i programowa, potem dla odmiany mordercza praca, a potem już czysta polityka. Gdy pojawią się kolejne sondaże, przyjdzie czas decyzji o sojuszach lub ich braku. Jeśli chodzi o magiczne przesilenie (czytaj lipiec x 5), pełniące kluczową rolę w Twojej konstrukcji, to nie stawiałbym na nie. Gdyby do niego doszło, byłby to prezent od Pana Boga albo od szatana, bo wynik wcale nie jest pewny. Żądanie dziś, przed powstaniem i okrzepnięciem Ruchu przedterminowych wyborów trzeba przemyśleć trzy razy i potem znowu trzy – Kaczyński może to szybko wykonać i zdobyć większość konstytucyjną.

    Odpowiedz
    • 25 października, 2017 o 22:44
      Bezpośredni odnośnik

      Wiesz co, słyszałem wielu polityków opozycji, którzy z obawą mówili o tym, jak się PiS zaciera w sprawie sądów. Z obawą, bo ich zdaniem w grę wchodziłaby decyzja Kaczyńskiego o przedterminowych wyborach… Cóż, w tej sytuacji im mocniej sam żądasz ich od Kaczyńskiego, tym mniej prawdopodobne staje się zagrożenie 😉

      Referenda obywatelskie w oparcie samorządy chcę natomiast najpoważniej na świecie robić. Jasne, że nie ma chcętnych, a powszechna uległość samorządów wobec ustawy oświatowej dobrze to pokazuje. Samorządy miały wszystkie możliwości, żeby tę ustawę zatrzymać. Niemal żaden nie zrobił niczego. Idą wybory samorządowe. Dobra okazja, żeby powiedzieć „sprawdzam”.

      Nie stawiałbyś na przesilenie. Ja nawet nie mówię, że na nie stawiam. Ja zamierzam na nie pracować. Dające się wygrać wybory — terminowe, czy nieterminowe — nastąpią wyłącznie w momencie przesilenia. Być może one się staną możliwe dzięki przesileniu — bo wtedy mają szansę być uczciwe. Moim zdaniem wybór jest taki — albo czekamy, aż PiS się zaplącze i upadnie sam, albo czekamy na odejście Kaczyńskiego na emeryturę lub w zaświaty i morderczą dla PiS walkę o spadek, albo pracujemy na przesilenie. Mój wybór jest oczywisty, dlatego piszę w tej perspektywie.

      To nie jest sytuacja opozycji w parlamentarnej demokracji. To jest sytuacja zderzenia z dyktaturą. Tu się nie da myśleć w kategoriach zwykłej polityki, sondaży i kampanii wyborczej.

      Odpowiedz
  • 25 października, 2017 o 12:39
    Bezpośredni odnośnik

    Niezbitym faktem jest potęga PiSu i to, że stoi za nim prawie połowa dorosłych Polaków. Każda opozycja musi o tym pamiętać, niezależnie od tego, czy jest partyjna czy obywatelska. Bez strategicznego zrozumienia potrzeby jedności po prostu szkoda organizacyjnego i programowego wysiłku. Nie wierzę w to, że ktokolwiek po stronie opozycyjnej uzyska pozycję hegemona. Raczej dojdzie do trudnych negocjacji partnerów o porównywalnej sile.

    Odpowiedz
  • 25 października, 2017 o 17:06
    Bezpośredni odnośnik

    Przeczytałam sam tekst i komentarze bardzo uważnie. Scalanie chcących zmiany to szlachetna idea. Ale właśnie i d e a. To nie wystarczy, nawet jeśli udałoby się przebrnąć przez wybory. Bez względu na to czy jednak partyjny, czy obywatelski, program jest na pewno najważniejszy. Powinien być czytelny, spełnialny, a przede wszystkim realizowany, nie tylko na wymarzonym etapie wygranej, ale na wszystkich od początku. Moim zdaniem to właśnie powinien być początek drogi, nie tylko dyskusja o formie, ale także o konkretach

    Odpowiedz
  • 25 października, 2017 o 21:58
    Bezpośredni odnośnik

    Też tak myślę. Problemem kluczowym jest brak autorytetu i wartościowego przywództwa. Ktoś tę koalicję musi poprowadzić, tchnąć w nią siłę i zdobyć zaufanie. Takie rzeczy nie robią się same.

    Odpowiedz
  • 26 października, 2017 o 08:33
    Bezpośredni odnośnik

    Ruchy obywatelskie, jeżeli będą zjednoczone, mogą wyciągnąć dużo ludzi od Kukiza i tych socjalnych z PiSu. Jako jedyne mają szansę trafić do tych z zasady niegłosujących. Co do problemu jednej listy antypisowskiej – to oczywista oczywistość wobec rosnącej ciągle siły przeciwnika.

    Odpowiedz
  • 26 października, 2017 o 08:43
    Bezpośredni odnośnik

    Kluczowy jest czas. Jeżeli ruch społeczny się ukonstyutuje i pokaże szerokiej publiczności teraz, to na pewno osłabi Kukiza i da jakąkolwiek motywację niegłosującym. Jeśli powstanie za późno, rozbije tylko głosy już antypisowskie w tej chwili.

    Odpowiedz
    • 26 października, 2017 o 12:15
      Bezpośredni odnośnik

      Zgadza się, czas jest kluczowy. A rozmowy trudne. Jak zwykle. Więc raczej po prostu ktoś musi zacząć. My już tyle razy płaciliśmy frycowe tych, którzy wychodzą przed szereg, że ja sam już nie pękam. Jesienią 2015 napisaliśmy list do KOD. Leżął też w redakcji „Wyborczej”, czekając na odpowiedź. Ukazał się w lutym. Jak dzisiaj patrzę, znajduję wiele powodów schadenfreude. Nie bardzo chcę powtórki tej sytuacji. Z postulatem „referendum obywatelskiego” czekamy od grudnia ub. roku (projekty referendum edukacyjnego). Od lipca czekam na odpowiedzi w sprawach opisywanych ostatnio. Zajrzyj do listu sprzed dwóch lat:

      https://obywatelerp.org/apel-do-kod/

      Odpowiedz
  • 26 października, 2017 o 12:27
    Bezpośredni odnośnik

    Paweł, to jest niewdzięczna robota. Ale trzeba wytrzymać i daj Boże troszkę zmienić naszą ojczyznę.

    Odpowiedz
    • 26 października, 2017 o 16:16
      Bezpośredni odnośnik

      To oczywiste. Dyskusyjne jest znaczenie pojęcia „wytrzymać”. Mam swoją definicję i ona brzmi: robić swoje, co niestety w wielu przypadkach oznacza przykre konieczności i skazuje na wariackie papiery. Pamiętam przed wielką demonstracją KOD 4 czerwca 2016 był mały, kameralny wiec na Skwerze Wolnego Słowa. Przemawiał tam Mateusz Kijowski i ja nie umiałem wytrzymać. Stanąłem nieopodal z transparentem „Wykluczeni z KOD w obronie wolnego słowa”, co oczywiście spowodowało, że cały obecny „salon” (zasługujący na to określenie bez ironii) uznał mnie za oszołoma. Pogłębiło to moją i tak już szczelną izolację. Niczego nie dało — poza tym, że jeden facet nasłał na mnie policję. A jednak było warto, bo przynajmniej w naszym własnym towarzystwie tego rodzaju pryncypia są jasne i nigdy nie podlegają dyskusji.

      Swoją dzisiejszą propozycję kampanii na temat przyspieszonych wyborów do „konstytuanty” próbującej określić ustrój państwa wspólnego z wyborcami PiS uważam za racjonalną i wcale nie skrajnie idealistyczną. Co nie znaczy, że wysoko oceniam możliwości jej zrealizowania. Powtarzają mi wszyscy wkoło, że „PiS się nigdy nie zgodzi” itd. — jakbym gdziekolwiek napisał, że Kaczyńskiego chcę pytać o zdanie. Prawda jest taka, że to PO się nie zgodzi. A ich równiez o zdanie nie trzeba i chyba nawet nie należy pytać — a tylko ich również postawić w sytuacji wymuszającej lojalność. To jest jednak najtrudniejsza część projektu, bo oczywiście nastąpią — już następują — napomnienia o koniecznej jedności i jak się mogę spodziewać, zostanę uznany za tego, kto tę jedność usiłuje rozbijać, a kto na szczęście nie jest na tyle poważny, żeby ją rozbić rzeczywiście. Taką gębę robiono mi już w KOD. I było to obezwładniająco skuteczne, bo nie tylko do uczestników KOD nie miałem się jak przedostać, ale również media ignorowały mnie szczelnie i wyjątkowo solidarnie. Cóż — wtedy pozostawało robić swoje. Moje własne oceny ewolucji, której KOD ulegnie stosując założenia, które u jego zarania krytykowałem, potwierdzily się wszystkie — w tempie i w stopniu przekraczającym moje obawy. Nie chciałbym bardzo, żeby sie ta sytuacja powtórzyła, ale jestem przekonany, że to jest właśnie najbardziej prawdopodobna możliwość.

      Odpowiedz
  • 26 października, 2017 o 20:05
    Bezpośredni odnośnik

    Obywatele RP mają w tej chwili złoty róg w garści. To zobowiązuje w tym sensie, że powinni inicjować ruch polityczny i reformatorski, który głęboko zmieni partyjniacką Polskę. Jeżeli będzie dynamiczny i na fali wznoszącej, nie tylko będzie rozmawiał z partiami jak równy z równym, ale może nawet dyktować warunki. Tak będzie, jeśli cała sprawa ruszy i przestanie wreszcie być czysto teoretyczna.

    Odpowiedz
    • 27 października, 2017 o 08:48
      Bezpośredni odnośnik

      O warunkach rozmowy z partiami napisałem osobno. Tu: https://obywatelerp.org/partiewspolpraca/. Potrzebujemy jasnego stanowiska w tej sprawie i po to ten tekst napisałem, żeby Obywatelom RP zajęcie takiego stanowiska zaproponować. Powinniśmy — myślę — zaproponować przyjęcie tego myślenia o partiach również innym ruchom obywatelskim. W lipcu było tak, że jeśli kobiety z OSK i Obywatele RP odmawiali posłom „etrady”, to oni ją sobie znajdowali w KOD. Nadal tak oczywiście będzie, ale przynajmniej będzie wtedy wiadomo, że jest „łamistrajkiem” ten, kto tak postępuje.

      Media są osobnym rozdziałem. W czerwcu, jak pamiętamy, w blokadzie smoleńskiej miesięcznicy usiadł z nami Frasyniuk. Szok, ekscytacja, mnóstwo przekazów. W lipcu na pl. Zamkowym był tłum. I tłumnie przyszli politycy. Przeganialiśmy ich publicznie z podwyższeń, mówiąc, że tu jest obywatelski protest i walka i prawo do zgromadzeń, a nie wiec w kampanii wyborczej. I potem obejrzałem relacje w mediach. Co najwyżej równoważnik zdania z przemówienia Frasyniuka, czy mojego i potem setki z politykami na tle tłumu naszych. Setki bez wyjątku dotyczyły jednocześnia się opozycji — parlamentarnej, a jakże — i tego, kto będzie liderem. I np. Grabarczyk, który odpowiedział, proszę wybaczyć, nie odpowiem na to, to będzie przedmiotem rozmów między liderami…

      To nawet nie jest wina polityków. Tak po prostu działa ludzka — w tym przypadku dziennikarska — bezmyślność i przeświadczenia.

      Odpowiedz
  • 26 października, 2017 o 20:07
    Bezpośredni odnośnik

    Może zacznę tak. A kto potrzebuje zjednoczonej opozycji ? Określmy jasno, kto jest tą opozycją ? Dla mnie opozycją jest te 60% Polaków uprawnionych do głosowania, które nie chodzi na wybory. Pytanie powinno brzmieć jak zjednoczyć wszystkich tych Polaków co maja dość PiS, ale nie wyobrażają sobie powrotu POPSL. Szczęście nie jedno ma imię. Dla jednych radość i dobrobyt kojarzy się z PiS, Inni marzą o powrocie do władzy na białym koniu jak POPSL. A ogrom uważa, że największym ich szczęściem jest ich niezależność. Ja jako osoba przedsiębiorcza i kreatywna cenię sobie tą bezpartyjność i niezależność. Co zrobić by na czele takiej niezależnej, bezpartyjnej, nieuwikłanej w żadne mafijne układy polityczne, organizacji stanął ten „mityczny” przywódca. Nie wiem. Ale na pewno nikt z byłego i obecnego establishmentu politycznego. Ktoś kto stanie w opozycji do tej parlamentarnej opozycji i PiS-owskiego Mordoru. Ktoś, kto ma nienaganną przeszłość, pieniądze, doświadczenie w zarządzaniu, planowaniu i biznesie, i wspomniane szczęście czyli będzie mu sprzyjać fortuna. I co najważniejsze nie będzie sobie robił fotek, na FB z KOD, Obywatelami RP, PO, Nowoczesną, PSL, Lekarzami, Rezydentami, itd. W przeciwieństwie do autora tego artkułu, wierze, że ktoś taki jest, ktoś kto rozłoży: „strategicznie Kaczyńskiego na łopatki”. Tylko czy zechce z Wami iść? Czy Wam zaufa? I czy wy macie nosa by go znaleźć? Bo zazwyczaj tacy ludzie nie pchają się na świecznik.
    Pozdrawiam

    Odpowiedz
  • 27 października, 2017 o 01:37
    Bezpośredni odnośnik

    Do wyborów parlamentarnych zostały już tylko albo aż dwa lata. Niestety prawie stuprocentowo będziemy skazani na męczarnię z tzw. dobrą zmianą, której sprzyja wszystko i ma z górki, a nie pod jak poprzednia koalicja rządowa (zwłaszcza w latach 2007-10 gdy przez świat przetaczały się różne kryzysy). Ugrupowanie któremu przewodzi żoliborski Danny de Vito zbliża się do 50% poparcia. Zgubić go może jedynie pycha lub potknięcie się o własne nogi nisko-skanalizowanego wodza. Nie będę oryginalny i powiem że tylko wszyscy pod jednym szyldem i jedną barwą mają szansę wysłać małego gnoma na emeryturę, który osiągnął już wiek emerytalny i zatruwa życie ludziom swoim światowym obyciem i znajomościom języków obcych. My zdradzieckie mordy i element animalny musimy uczestniczyć w STU PROCENTACH !!! we wszystkich wyborach począwszy od samorządowych po parlamentarne i prezydenckie. Marzy mi się frekwencja dobijająca do 70%, ale jak przekroczy 60% to jak na nasze warunki będzie znakomita. Prośba do pokolenia 35-55 lat ludzi dobrze sytuowanych, niekiedy niezależnych finansowo , by znalazła chociaż pół godziny i udała się do lokalu wyborczego. Bliżej 2018 roku należy się zastanowić czy nie powołać nowego ugrupowania łączącego całą opozycję wzorem francuskiego ruchu „en marche” aktualnego prezydenta Macrona. Większość suwerena od tzw prawicy otrzymał mnóstwo profitów socjalnych, na czele z pieniędzmi do ręki (500+). Tęgie głowy opozycyjne będą musiały przelicytować socjal pisowski, gdyż ludzie będą chcieli więcej profitów. Główna i nadrzędna podstawa to jedność i schowanie głęboko do kieszeni swojego ego i indywidualnych ambicji politycznych.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *