Pogawędki z partiami o prawyborach
Jak to już przyzwyczaił nas temat prawyborów – „z dużej chmury mały deszcz”… na razie. Miała być szeroka reprezentacja partii i ruchów, było skromniej
PO konsekwentnie nas ignoruje, niezależnie czy słupki im lecą, czy rosną. Nowoczesna wycofała się w ostatniej chwili, SLD się spóźniła. Byli Zieloni, Unia Europejskich Demokratów. Tu trudno nie wspomnieć, że w ich imieniu odwiedził nas Janusz Onyszkiewicz, co nasunęło mi pomysł założenia na Wolskiej [siedziba Obywateli RP – red.] „księgi wpisów szacownych gości”. Była też Inicjatywa Polska.
Nie zapraszaliśmy Kukiza, Korwinistów i członków prorządowej partii Wolność. Nie muszę chyba tłumaczyć, dlaczego. Zapomnieliśmy o ruchach kobiecych, za co nam się słusznie dostało na FB, gdzie panie są nie tylko aktywne, ale i pryncypialne.
Nie było też PSL, co najlepiej wskazuje, że jeszcze nie dobiliśmy do punktu, w którym nasz pomysł stanie się znaczącym. Bo PSL-owcom, czego jak czego, ale nosa na frukty odmówić nie można. Gdyby czuli potencjał, stawiliby się z kosami na sztorc lub z chlebem i solą, zależnie do klimatu. Chwilowo jednak uznają, że nieobecność na ul. Wolskiej ich jeszcze nie boli.
Jak łatwo zgadnąć Paweł Kasprzak wyłożył całą ideę prawyborów od Annasza do Kajfasza. Wspierał go dzielnie Rafał Szymczak, który jest faktycznym liderem całego projektu.
Po prezentacji widać było zmianę nastawienia i zaciekawienie. Padło kilka konkretnych pytań, które jasno nam pokazały, że mamy jeszcze trochę do ustalenia i przepracowania, jeśli chcemy by idea się przebiła, a po przebiciu nie skompromitowała. Jak choćby pytanie do PKW o legalność takiej instytucji, jak prawybory, o to jak sprawić, by wysoki próg 5 procent głosujących udało się osiągnąć.
Ci, którzy uwierzyli w realizację pomysłu „już”, mogą się czuć rozczarowani, bo nic nie wskazuje, by potrzeba było wszystkich palców dłoni do policzenia miejsc, gdzie o projekcie myślą poważnie, a jeszcze mniej, gdzie go zrealizują.
Jeśli natomiast rozumie się, że ten ruch to dopiero otwarcie w partii politycznych szachów, to on już spełnił swoje zadanie, szczególnie, gdy popatrzymy na naszą realną siłę i pozycję na politycznej scenie. Nie ukrywajmy jesteśmy tu początkującymi amatorami.
Zgłosiliśmy jedyny sensowny pomysł nie tylko na pokonanie PiS, ale na to, by od dziś już zacząć uzdrawiać naszą ułomną demokrację, którą PiS sparaliżował od pasa w dół. Pokazaliśmy też, gdzie tli się wirus.
Tak, jak pisałem wyżej, PO i PSL nie siadły nawet do rozmów, by wypracować lepszy pomysł. Co pokazuje jasno, że nie rozumieją wagi współpracy z ruchami miejskimi, ulicznymi. Unaocznia też, że demokracja w tych partiach (szczególnie w PO) ogranicza się do wyboru przewodniczącego, a ten potem rządzi niby Putin, wskazując nagradzanych i strącając w otchłań wewnętrznych przeciwników. To pokazuje też, że partie nie finansują żadnych prac konceptualnych, nie mają sprawnych Think Tanków, skoro naszej idei nie przeciwstawiły innych pomysłów.
Wierzę, że prawyborczy pomysł pokazał wielu, że walka z PiS-em nie może polegać li tylko na obnażaniu ich matactw i destrukcyjnych działań. Konieczne jest zmienienie pola walki, zaproponowanie czegoś, co nie będzie wyścigiem na populistyczne obietnice.
Mieliśmy też szansę na nawiązanie kontaktu. na innym niż dotychczas polu, z ruchami protestu wśród kobiet. Przyznaję, że zawaliliśmy, ale wierzę, że to akurat uda się naprawić przy odrobinie dobrej woli po drugiej stronie.
CZYTAJ TEŻ: Partie dla obywateli, nie obywatele dla partii
Do pełni szczęścia potrzebne nam jedno miejsce, gdzie prawybory się odbędą i udadzą. Co to oznacza?
1. Wezmą nich udział kandydaci wszystkich sił opozycyjnych
2. Zagłosuje na kandydatów 5 procent wyborców
3. Skuteczne okażą się nasze bezpieczniki, mające zapewnić minimalizację niemal do zera PiS-owskich prób wpływu na wynik
4. W wyborach właściwych wystartuje zwycięzca prawyborów, a reszta wesprze go głosami. No i dobrze by było by jeszcze wygrał z kandydatem obozu prawicy socjalnej.
Gdy w jednym choć miejscu prawybory się udadzą, jest szansa, że znajdziemy się w zupełnie nowym miejscu i zaczniemy grać na wielu klawiszach, dużo bardziej skomplikowane melodie.
Kropla drąży skałę, więc może Wam się uda
Dobra wola i brak pryncypialności może być też z naszej, Obywateli RP strony. Wystarczy zaprosić i nie pisać ciągle o czyjejś pryncypialności. A poza tym zgadzam się z p.Jadwigą – kropla drąży skałę.
Państwo polskie (pisowskie) nie zdołało zorganizować paru tysięcy urzędników wyborczych na wybory samorządowe mimo wielokrotnych przesunięć terminów oraz obietnicy 4,5 tysiąca pensji. Teraz wchodzi na ścieżkę przymusowych powołań.
A do obwodowych komisji wyborczych należy powołać kolejnych do pół miliona ludzi.
Czarno te następne wybory samorządowe widzę. Ludziom przechodzi ochota na politykę nawet w samorządach.
5% na 30.000.000 wyborców to półtora miliona ludzi do zebrania w jednym terminie i w jednej procedurze. To jest mniej więcej 2 razy trudniejsze niż zadanie państwa, z którym sobie pewnie nie poradzi. A bez instrumentów państwowych, finansowych i prawnych nawet 50 razy trudniejsze. Powstanie narodowe jest łatwiejsze do przeprowadzenia. Albo założenie własnej partii.
Nie załamywałbym więc rąk z powodu pierwszego niepowodzenia pięknej, ale dość utopijnej idei. Odrobina realizmu pozwala na uniknięcie przykrych rozczarowań.
Powtórzę zresztą moją opinię sprzed miesięcy. Koncentracja na wyborach samorządowych z ideą prawyborów, to był nie najlepszy pomysł. Prawybory jest robić najlepiej tam, gdzie są potrzebne, a są potrzebne w wyborach do Sejmu i w opozycji społeczeństwa obywatelskiego wobec wszystkich partii politycznych. Dużo czasu zostało stracone na źle obraną drogę. A na wybory do Sejmu też czasu zabraknie. To są sprawy, które trzeba zaczynać dziś z myślą o wyborach za 5 lat.
Ja bym radził ORP zrobić zestaw standardów demokracji w partiach politycznych, przeanalizować statuty „opozycyjnych” partii i przystępować do „konszachtów” z „opozycyjnymi” partiami tylko po przedyskutowaniu i i zamknięciu stwierdzonych ewidentnych luk. To znaczy uznawać i gadać z partiami, które są demokratyczne z mocy statutu. Ja zrobiłem taką szybciutką analizę w stosunku do partii Razem, której status tę partię jako demokratyczną dyskwalifikuje: Dlaczego partia Razem zostałaby w Niemczech zdelegalizowana
Czytałem Pana blog i nie zdziwiła mnie natura tej partii. Założenia programowe, wzorce i sztandary czerwone to i efekt przewidywalny.
Pańskie opinie na temat partii są całkowicie niewiarygodne i pomijalne. Partia Razem, to tylko przykład na to, jak niedaleko pada jabłko od jabłoni, i że na „młode pokolenia” polityków z inną kulturą polityczną nie ma co w Polsce liczyć.
Dlatego standardy wewnątrzpartyjnej i zewnętrznej demokracji należy wyartykułować i w dyskusjach z partiami kłaść je na stole. Zwłaszcza wobec nowych partii.
Jednym z takich standardów są właśnie oddolne i reprezentatywne prawybory partyjnych kandydatów na stanowiska przedstawicielskie w państwie z absolutnym zakazem wtrącania się w procedury centralnych zarządów i wodzów. Taką zasadę (obok innych) partie tzw. „demokratycznej opozycji” powinny wprowadzić dobrowolnie w swoich w statutach oraz w swoich programach wpisać wprowadzenie takiej reguły prawnej, obowiązującej w przyszłości wszystkie partie. Wtedy dopiero można mówić, że mamy do czynienia z minimum wiarygodności partii jako partii tzw. „demokratycznej opozycji”.
Dzisiaj „wybory” to jedynie wymiana siekierki na kijek albo dżumy w miejsce cholery.
Drogi bisnetusie, uwagi Pana Michalskiego też bym zignorował, zabiera głos jedynie by szerzyć swoje poglądy, a nie na temat, ale za to jakże płytko swoje racje wywodzi? Zgadzam się z Twoja oceną skutków (wstawiam własna definicję) funkcjonowania quasisatrapii politycznych w miejscu przewidzianym dla systemu parlamentarnego, „wzmiankowanego” choćby w Konstytucji RP. Rzecz w tym, że na Zachodzie to wszystko też tak znowu dobrze nie wygląda, tylko jakby przeważał instynkt demokratyczny, zarówno wśród polityków, jak i w szerszym społeczeństwie. Na aktywnych polityków w Polsce to bym za bardzo nie liczył, ale skoro tego tak bardzo zbywa w naszym społeczeństwie, to perspektywa wygląda podle, bo asymptota słabiutka. Tylko czy Twój idealizm nie wypali dziury logicznerj w obliczu całkiem zniuansowanej różnicy postaw między Zachodem a Barbarią?
Nie uspokajałbym się na siłę stanem demokracji na Zachodzie, bo takie porównania są po pierwsze fałszywe, a po drugie to czysta erystyka zbaczająca z tematu. W Niemczech w latach 70-tych do 2 głównych partii politycznych SPD i CDU należało po milionie obywateli. Dzisiaj jest to odpowiednio 500 tys. i 600 tys. obywateli. Jest kryzys polityki i partii? Jest. Do partii Konserwatywnej w WB należało w swoim czasie 1,9 miliona Brytyjczyków, niedawno się doliczyli tylko 300.000 Brytyjczyków. Jest kryzys? Jest. To widać i czuć na brytyjskiej scenie politycznej.
To są niewątpliwie kryzysy, ale w Polsce nie ma kryzysu, bo system partyjny nie miał jeszcze okazji powstać i się rozwinąć, podobnie jak demokracja. W Polsce jest czysta fasada. Te tak zwane „partie polityczne” wszystkie razem liczą może 70-80 tyś. żywych i płacących składki członków (nie licząc PSL) Obywatela w tych „partiach” nie znajdziesz z lupą. Sami kolesie i działacze w organizacjach przypominających mafie przestępcze lub służby specjalne.
Tak więc takie uspokajające porównania są z gruntu fałszywe, nawet gdy i na Zachodzie widzimy czasem systemy patologiczne (np. Włochy).
Ja idealistą nie jestem. Jeśli upominanie się o elementarne zasady i normy jest idealizmem, to gdzie my jesteśmy? W Kaczyzmie głębiej niż myślimy pewnie jesteśmy.
Zgadzam się co do joty z tym: „W Polsce jest czysta fasada. Te tak zwane „partie polityczne” wszystkie razem liczą może 70-80 tyś. żywych i płacących składki członków (nie licząc PSL) Obywatela w tych „partiach” nie znajdziesz z lupą. Sami kolesie i działacze w organizacjach przypominających mafie przestępcze lub służby specjalne.” To albo zostanie ukrócone, albo będzie po nas, skończy się jakimś kolejnym Rozbiorem, o cechach wirtualnej niepodległości.
Obserwowałem to odejście od partii z bardzo bliska przez prawie dwadzięścia lat w kilku krajach Zachodu. Potwierdzam Twoje obserwacje, ale też widziałem w USA, że na lokalnym poziomie jednocześnie przybywało takiego społecznego czy obywatelskiego zaangażowania w sprawy w skali mikro, bo poszczególni ludzie – często społecznie – pełnili ważne funkcje w „moim” hrabstwie, a szeryf był wybieralny i mieszkał na sąsiednim osiedlu. Ta ich obywatelskość wzdragała się przed jakimikolwiek szyldami partyjnymi, ale była kuźnią odpowiedzialności, a także była odporna na przekręty i łajdactwa, które się oczywiście też tam zdarzały. Moim zdaniem w wielu krajach to działała też w skali makro. Takie dość subtelne wyrabianie instynktów demokratycznych jest chyba podstawą funkcjonowania każdego przyzwoitego państwa, ale wyrobienie tego nawyku wymaga czasu, czasu i jeszcze raz czasu. Moim zdaniem, przy ogromnym szacunku dla Twoich starań, „zasady i normy” są w porządku, ale piszesz rozkład jazdy dla ludzi, którzy natenczas jeżdżą na gapę. Kuźnię odpowiedzialności obywatelskiej przeszła w Polsce zaledwie garstka osób, a reszta każde nieuniknione w rzeczywistości odstępstwo od Twoich i moich (1) zasad potraktuje jak dowód, że można na gapę i „dobra jest”. Ich głos jest nam teraz na gwałt potrzebny i bez określenia luzu, czyli dopuszczalnej tolerancji stracimy ich.