Kiedy „Wyborcza” jest przeciw
Wtedy zwykły człowiek nie poradzi wiele…
Na długo zapamiętam poranek w Radiu TOK FM nazajutrz po debacie przed wyborami parlamentarnymi w 2015, kiedy furorę zrobił Adrian Zandberg i szeroka publiczność dowiedziała się o istnieniu partii Razem – na kilka dni przed wyborami. Być może to właśnie ta debata sprawiła, że lewicowej kolacji z SLD zabrakło ułamka procenta głosów, co mechanizm d’Hondta bezlitośnie przełożył na dodatkowe mandaty dla PiS. A może z drugiej strony fakt, że Razem zaistniała w opinii publicznej tak późno to sprawił – choćby dlatego, że nie było szans, żeby z kolei ta partia przekroczyła próg wyborczy. Bo również 3% Razem wespół z niecałymi 8% ZL sprawiły, że PiS uzyskało samodzielną większość.
W owym poranku TOK FM natomiast nieodżałowanej pamięci Janina Paradowska – nie byle jaki średnio rozgarnięty dziennikarz, ale najwytrawniejsza znawczyni polskiej polityki – pytała bez cienia zażenowania, kim jest ów Zandberg i co to za partia, to jakieś Razem.
– Aa, 80% podatku, no tak… – Paradowska, co było słychać bez wątpliwości, właśnie pierwszy raz w życiu sprawdziła internetową stronę Razem i uznała, że nie warto było dowiadywać się o nich wcześniej.
Otóż warto było. Nawet jeśli istotnie za oczywistość uznać, że redystrybucyjne postulaty doktrynerów z Razem nie są warte wzruszenia ramion, to jednak katastrofalny fuks ordynacyjny PiS przydarzył się właśnie na skutek tych oraz wielu innych zaniechań komentatorów politycznych i mediów organizujących opinię publiczną. Lub ją właśnie dezorganizujących. Poza wszystkim Razem miała zarejestrowany w PKW komitet wyborczy i psim obowiązkiem dziennikarzy było sprawozdawać ich program oraz kampanię wyborczą. Paradowska była natomiast niemal dumna z tego, że o żadnym Zandbergu nigdy wcześniej nie słyszała… Dziennikarze są w Polsce przekonani, że ich (czwarta) władza pozwala wyrokować również o tym, kto w ogóle istnieje w przestrzeni publicznej, a kto ma z niej wypaść, bo nie jest wart redaktorskiej, więc w ogóle niczyjej uwagi.
Nie tak dawno – tuż po okładkowym skandalu, kiedy w Dużym Formacie trzy feministyczne aktywistki oświadczyły światu, że „aborcja jest OK”, kolejny skandal wywołała kolejna okładka. „My, nacjonalistki”, reportaż w kolejnym wydaniu Dużego Formatu pokazał portrety trzech młodych kobiet z ruchu narodowego – wykształconych, oddanych pracy społecznej, wyważonych, opiekuńczych, kobiecych. Obywatele RP od mniej więcej 1,5 roku usiłują przeciwstawiać się narodowcom oraz – co tu kryć – coraz bardziej otwartym manifestacjom faszyzmu coraz silniej zaznaczającym obecność na ulicach polskich miast i miasteczek oraz w życiu publicznym (więc np. również w Sejmie). Przez te 1,5 roku jedyną strategią wobec dominującego do niedawna w mainstreamowych mediach przekonania, że mamy do czynienia z radykalnym marginesem wśród tłumu niezbyt co prawda rozgarniętych, ale przecież szczerych i niewinnych patriotów, okazywało się stanąć na ich trasie i dać się obić owym patriotom. Po to, by wbrew mitom i wbrew obojętności otępiałych mediów pokazać, kim naprawdę są polscy narodowcy. I jak są groźni.
Wyborcza te wydarzenia relacjonowała po początkowych oporach – zresztą niejednokrotnie i jako jedna z pierwszych. Po to jednakże, by w końcu „pokazać prawdziwe twarze” narodowców w intymnym portrecie. I wrócić do mitu „szczerych patriotów”. Obalonego, wydawałoby się, skutecznie – po ponad roku wystawiania się na kopniaki i plucie. Autorka wspomnianego reportażu, posunęła się nawet do tego, by aktywistkom Obywateli RP – bitym i opluwanym przez bohaterki z okładki Dużego Formatu – zaproponować debatę z udziałem narodowców. O faktach, racjach i o postawach. Debatę bitych z bijącymi. Widziałem jedną z naszych kobiet w godzinnej telefonicznej rozmowie z dziennikarką Wyborczej – w kompletnie rozmazanym od łez makijażu. Kopniaki pijanych nazioli żadnych łez u niej wywołały. Dziennikarka wolnych mediów dała radę. Brawo!
To jednak tylko głupota osoby zdumiewająco przy tym niewrażliwej, co jednak przecież zdarza się zawsze. I nawet zasługuje na ochronę wraz z pluralizmem opinii. Będę więc zawsze bronił dziennikarskiego prawa do wypisywania głupot. Znacznie gorsze i znacznie groźniejsze są pominięcia – bo to one odsyłają w niebyt ludzi, ich ciężką pracę, idee, poświęcenie. I szanse. To jest cenzura – sprzeniewierzenie się temu, czym jest pluralizm opinii, a nie tylko nieudolne korzystanie z demokratycznych swobód. I z tym będę walczył również zawsze.
Kilka dni temu Obywatele RP z Wrocławia i Warszawy przeprowadzili akcję wymierzoną przeciw ustawie o IPN. Kilkadziesiąt osób odczytało publicznie oświadczenia wymieniające znane przypadki udziału Polaków w Holokauście i złożyło w prokuraturze doniesienia o popełnieniu tym samym przestępstwa opisanego w tej ustawie. Albo wszczęte zostaną postępowania przeciwko ludziom sprawiedliwym mówiącym po prostu prawdę, albo budzące daremne jak dotąd protesty prawo pozostanie martwym zapisem. Jeden i drugi cel jest dobry w tej akcji – która jednak wymaga jakiejś odwagi, jak każdy protest cywilnego nieposłuszeństwa. Świadkiem wydarzenia byli dziennikarze i ich kamery. W żadnym z mediów nie pokazała się nawet wzmianka, choć o ustawie o IPN jest wciąż głośno. Jedynie OKO.press… W redakcjach nie wiedziano, jak ten protest skomentować. Co powiedzieć o ludziach wystawiających się prokuraturze. W dziennikarskich głowach zmieścić to się nie może. Dlatego nie wspomniano o proteście wcale. Bo bez komentarza się przecież nie da, prawda? Ot, nie po raz pierwszy zafundowaliśmy mądralom dysonansik poznawczy. A oni nam w rewanżu – cenzurę.
Przykłady mógłbym wymieniać w nieskończoność. Większość własnej historii Obywatele RP spędzili w zaciszu szczelnej blokady informacyjnej. Bo wiadomo, że obywatelska opozycja to KOD i nic innego, a KOD nas wtedy nie lubił i ludzie dobrze poinformowani wiedzieli o nas tyle, że promując (rzekomy zresztą) radykalizm działań, pracujemy w istocie na rozbicie ruchu. Blokując informacje o formach i celach działań innych niż wielkie demonstracje KOD, media mainstreamu nie tylko zaniedbały swój obowiązek informowania opinii publicznej. Media mainstreamu spowodowały, że do dzisiaj nie istnieje w polskiej opozycyjnej polityce jakakolwiek debata programowa.
Dziś już wiadomo, że polityczna opozycja rozczarowuje, ale nadal to PO jest głównym atutem demokratów przeciw PiS. Schetyna nie jest co prawda chroniony przez media tak szczelnie, jak jeszcze niedawno był przez nie chroniony Mateusz Kijowski, zanim się niedawni przyjaciele również ze świata mediów solidarnie odwrócili doń plecami. Ale alternatywy nie ma nadal. Nie ma nie dlatego, że nic takiego nie istnieje. Dlatego, że „jesteśmy przeciw i pisać o tym nie będziemy”. I w związku z tym nie ma również debaty.
– Prawybory? Jesteśmy przeciw – usłyszeliśmy od szefów Wyborczej. Co kończy dyskusję. Istotnie, ani wzmianki o inicjatywie, nad którą pracujemy od wielu miesięcy. W Nowym Sączu powstało więc np. porozumienie konkurujących ze sobą demokratycznych komitetów wyborczych. Z lewa i liberalnego centrum. Z udziałem apartyjnych ruchów samorządowych. W otwartych prawyborach głosami wyborców powstanie tam wspólna lista demokratów przeciw PiS. Co być może tworzy szanse pokonania PiS na tym terenie, na którym PiS rządzi dzisiaj niepodzielnie. Napisał o tym Dobry Tygodnik Sądecki. Ktoś o nim słyszał poza Nowym Sączem? Nikt więcej nie zająknął się słowem. Nie bardzo też martwią się publicyści wysypem konkurujących ze sobą kandydatów „z pnia PO” w Gdańsku i Wrocławiu. Koalicji demokratów jak nie było, tak nie ma, a jeśli się gdzieś zdarza, jest raczej gwarancją porażki niż sukcesu – bo powstaje w partyjnych gabinetach, w atmosferze, nie przymierzając, jak z dialogów znanych z Sowy i Przyjaciół… Jakiś pomysł? Jakaś debata?
– Obywatele RP? A, tak, protest w Hajnówce, dzielni są i szlachetni. – Ale o tym, że Obywatele RP są równocześnie autorami jak dotąd jedynej twardo określonej politycznej propozycji skutecznego przeciwstawienia się PiS w tych i następnych wyborach Wyborcza nie napisze. Bo jest przeciw.
Przypomnijcie więc sobie, Szanowni Mądrale, jak to było z Razem. Chętnie się zgodzę – przynajmniej na użytek tej konkretnej dyskusji – że Razem niczego poważnego nie oferowała. Jednakże skutek próby zignorowania tej partii wszyscy dzisiaj znamy. Ich 3% wraz z niemal 8% ZL na konto PiS. To w sporej mierze dzięki Wam. Przypomnijcie sobie, próby dyskusji z programem KOD. Nie pamiętacie, prawda? Kto by pamiętał teksty z kosza na śmieci. Może rzeczywiście to KOD miał wówczas rację – mniej chętnie, ale zgodzę się i na to założenie na użytek dyskusji, byleby tylko się odbyła. Gdybyście jednak dopuścili wtedy do głosu kogokolwiek innego, dzisiejszy kryzys obywatelskiej opozycji nie byłby tak głęboki. Prawybory nie mają sensu? Są niebezpieczne? Być może. Porozmawiajmy o tym. W przeciwnym wypadku do rachunku obciążonego dotychczas fuksem ordynacyjnym PiS, za który współodpowiadacie, kryzysem opozycji parlamentarnej i obywatelskiej, za który odpowiedzialność także spada również na Was – do tego wszystkiego dojdzie jeszcze odpowiedzialność za samorządowe wybory, które na własne życzenie przerżniemy w kilkunastu sejmikach wojewódzkich. Bo Wy znowu jesteście dzisiaj pewni, że wiecie lepiej. Tak bardzo, że nawet nie chce się Wam nikogo przekonywać. Wiecie, że rządzicie mainstreamem publicznej opinii i nikogo przekonywać nie musicie. Wystarczy zignorować.
We wtorek, 13 marca, będzie debata w sprawie prawyborów. Przyjdźcie i opiszcie. Choćby jako dziecinadę politycznych amatorów i zagrożenie dla misternych planów, o których wiecie z partyjnych sztabów. Może skorzystacie. Ja już dzisiaj wiem, że trzeba było tworzyć własne media zamiast czekać, aż oprzytomniejecie.
Gwoli ścisłości, o akcji przeciwko ustawie o IPN dał też wzmiankę Polsat News. No i Polityka.
Również TVN oraz TVN 24 pokazywały Protest z Warszawy oraz Wrocławia.To nie były krótkie fragmenty ale całość.Nie wspomnę już o radio.Innych nie słucham ale w Radio TOK FM wiele rozmów było temu poświęconych,rownież w serwisach informacyjnych.
Gwoli ścisłości: całkiem spory materiał o akcji ws. ustawy o IPN zamieściła Polityka.
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1740478,1,obywatele-rp-sprawdzaja-czy-znowelizowana-ustawa-o-ipn-dziala.read
Macie rację – to do Ewy, Krystyny i Magdy – natomiast to w najmniejszej mierze nie zmienia istoty sprawy. Obywatele RP zostali przez medialny mainstream zaklasyfikowani, wręcz zaszufladkowani w najpełniejszym znaczeniu tego słowa, jako uliczni fighterzy, szlachetni „żołnierze Konstytucji”. Nie stało się to od razu, w 2016 wymagało od ruchu i jego liderów przetrwania (przetrzymania?) izolacji, blokady, swoistego kordonu sanitarnego wokół ORP, stworzonego przez media głównego nurtu w wyniku publicznego konfliktu Kasprzaka z Kijowskim.
Teraz mamy nużącą już powtórkę z rozrywki: w tej odsłonie to już idee polityczne Obywateli (jak to powszechne prawybory w koalicji demokratycznej, Konstytuanta, itp.) są starannie ignorowane i przemilczane, przy (w miarę) przyzwoitych relacjach z Hajnówki. Ta metoda nie dotyka wyłącznie ORP: o zawiązaniu pierwszego komitetu prawyborczego w Nowym Sączu – z udziałem m.in. PO, N, SLD i PSL oraz miejscowych ruchów obywatelskich, pod patronatem małopolskiego wicemarszałka – nie napisała nawet małopolska Wyborcza. Dlaczego? Kto ciekawy, niech pyta u źródła, na przykład Adama Michnika.
Pawle, zgoda, i oczywiście masz rację pisząc to wszystko – jestem doskonale świadoma tego „kordonu sanitarnego”; przecież temat prawyborów nie jestem ani pierwszym, ani jedynym, przy którym objęto ORP [redakcyjną] zmową milczenia. Po, udanej zresztą, próbie wygaszenia lipcowego protestu pod Sejmem, nie mam większych złudzeń, że bajania Kurskiego o „obronie konstytucyjnego prawa obywateli do informacji wolnej od cenzury jest nadrzędną wartością wszystkich niezależnych mediów w Polsce” są… Bajaniem tylko.
Jeśli natomiast piętnujemy niektóre redakcje za uprawianie regularnej, dużej polityki przy użyciu perfidnych środków manipulacji/gumkowania rzeczywistości, dostrzegajmy te, w których słowo „dziennikarstwo” coś czasem znaczy.
Bezwzględnie tak. Druga rzecz, że przy naszym konsekwentnym uporze i drugi cordon sanitaire niebawem pęknie – tak jak pękł pierwszy.
Aby solidnie podyskutować z tym co napisał Paweł to trzeba by było napisać o wiele dłuższy tekst, który może przeczytałby tylko Paweł :).
Napiszę tylko jedną uwagę w odniesieniu do Twojego ostatniego zdania: „Ja już dzisiaj wiem, że trzeba było tworzyć własne media zamiast czekać, aż oprzytomniejecie.” Otóż w demokracji media mają być niezależne, nawet od organizacji społecznych. Nie darmo są nazwane „czwartą władzą”. Notabene naprawdę warto zobaczyć najnowszy film pod takim właśnie tytułem. Powstało przecież „Oko press” w ostatnich dwóch latach i nie tylko i są to media niezależne, tak jak powinno być i całe szczęście. „GW”, tak jak inne media, prowadzi swoją politykę, czasem te zaniechania wynikają z zaniechania lub głupoty, ale juz wolę taką „GW” niż na „sznurku” jakiejś partii czy organizacji. Popełniła „GW” masę błędów taktycznych w ostatnich dwóch latach, jako choćby bezkrytyczne wspieranie Kijowskiego czy Petru, którzy okazali się wydmuszkami, ten pierwszy kimś o wiele gorszym. Ale suma sumarum, strach pomyśleć, gdyby „GW” była na sznurku np. PO czy ORP. Oby do tego nie doszło.
Masz rację, dokładnie z tego powodu uważałem zawsze, że zamiast tworzyć własne media „partyjne”, należy się starać dotrzeć do tych niezależnych. No, ich niezależność zawsze była w Polsce iluzoryczna — tradycji rzetelnego dziennikarstwa bezstronnego nie mamy żadnej. Nawet na to narzekać się nie da, bo byłoby to kompletnie ahistoryczne. Startowaliśmy przecież w ’89 roku z jedną „Wyborczą” przeciw całemu koncernowi komunistycznej propagandy. W dodatku w sytuacji, w której mówić o jakiejś „równowadze” pomiędzy prawdami oferowanymi przez komunistów i opozycję byłoby piramidalną bzdurą. I natychmiast po sukcesie wyborczym trzeba było chronić rząd Mazowieckiego, plan Balcerowicza — no, cały ten „parasol Solidarności” rozpięty nad projektem tworzenia parlamentarnej demokracji i wolnorynkowej gospodarki. O niezależną bezstroność byłoby w tej sytuacji trudno i — cóż poradzić — nie ona była w Polsce wtedy najbardziej potrzebna. O czym wiedzieli wszyscy ludzie rozsądni — ja również, o ile wolno mi do rozsądnych się zaliczyć. Potem z kolei „wojna na górze” i Tygodnik Solidarność w tych szrankach przeciw Wyborczej — mniej więcej tak zaczął się podział, który z różnymi zakrętami po drodze doprowadził nas do tego, co mamy dzisiaj.
Osobnym wątkiem jest dramatyczny spadek standardów, który zawdzięczać możemy kryzysowym zjawiskom związanym z nowymi mediami itd. Dużo by gadać — co na to poradzić, nikt dobrze nie wie. Ja wiem tyle, że PR-owe rekomendacje guru od społecznościowych mediów budzą najprawdziwszą grozę. Co jednak może być przecież starczą reakcją niezgody na nowe czasy…
Niemniej świadome wyrokowanie o tym, co i kto do mainstreamu trafia, a co jest z niego wypchnięte, ma rzeczywiście miejsce — i skutki chyba jednak takie, jak je próbowałem opisać. Przecież nie było tak, że „Wyborcza” chodziła na pasku KOD. KOD to było w dużej mierze ich dziecko — sytuacja też niezbyt zdrowa zresztą. Niewątpliwie gdyby ktokolwiek poza KOD miał dostęp do dyskusji w mainstreamie, kryzys KOD nie miałby tak głebokich skutków, bo po prostu istnieliby „inni aniołowie” zdolni zastąpić tego „upadłego”.
W sytuacji, kiedy pluralizmu efektywnie nie ma — co robić? Nie ma też w Polsce zwyczaju dyskusji między redakcjami. Zwyczaju dyskutowania np. w Polityce z tekstem z Wprost. O polemikach z Karnowskimi nie da się mówić w poważnych kategoriach — ale rzeczywiście osobne media tworzą raczej osobne „bańki”, między którymi komunikacji nie ma żadnej. Mimo to sądzę, że lepsze to niż faktycznie obserwowany monopol. I naprawdę nawet nie o to chodzi, żeby się przebijało wiele ocen, wiele opinii i wiele informacji — nie mówiąc o tym, że akurat na własnych mi zależy. Skutek jest przede wszystkim taki, że nie myślimy o programie działania wcale. Za chwilę okaże się — moim zdaniem wszystko na to wskazuje, choć chciałbym się mylić — że dostaniemy spektakularny łomot w wyborach samorządowych. I nawet nie będziemy umieli zdiagnozować przyczyn.
Zgadzam się Pawle w całej rozciągłości co powyżej napisałeś. Ja może mnie intelektualnie :). Jakość mediów, a w zasadzie wypełnianie ich misji odzwierciedla jakość społeczeństwa. Aczkolwiek nie można odmówić „GW” jej pozytywnego wpływu na naszą rzeczywistość. Powiem, że bałbym się nawet wyobrazić Polskę bez „GW”. Co wcale nie oznacza, że nie masz racji w swoim podstawowym tekście. „GW”, bez względu na ich stosunek do idei prawyborów obecnie, podejrzewam, że jest również wstrzemięźliwy jak mój, nie powinna unikać debaty o tej niezwykle ważkiej sprawie dla jakości demokracji. To jest jedno z kluczowych zagadnień, jaka Polska ma być po PiS-ie. Nic by się nie stało, gdyby w kilkudziesięciu, a może nawet w kilkuset, szczególnie mniejszych miejscowości, przeprowadzone były prawybory, szczególnie na stanowiska wójtów i burmistrzów. Wasza, „Obywateli RP” pionierska praca nie pójdzie na marne, bo kiedyś te „ziarna” rzucone na ten „ugór” dadzą plony w postaci prawyborów. Prawybory, takie autentyczne przyjmą się po długiej debacie społecznej i to jest święty obowiązek mediów.
Słusznie zauważyłeś, że nie ma w Polsce zwyczaju mądrej debaty pomiędzy redakcjami, a to jest ważny element pluralizmu i dobra szkoła kształtowania debaty społecznej. W mojej opinii, największy grzech polskich mediów, szczególnie elektronicznych, to oddanie w ponad 90% czasu antenowego programów publicystycznych, politykom. NIGDZIE na świecie nie ma takiego dziwactwa. Dostęp do takich programów powinny mieć organizacje obywatelskie, eksperci z prawdziwego zdarzenia i na końcu politycy. Co mi po tych politykach w tych programach, skoro i tak wiem co powie i to na każdy temat. 🙂
To prawda, też boję się myśleć, jaka byłaby Polska, gdyby w niej nie było „Wyborczej”…
Może byłaby bardziej przyzwoita i mniej zakłamana 🙂
Jak zgadzam się z autorem co do Wyborczej/Agory, to trochę mierzi mnie stosunek do Razem.
Po pierwsze, to ne Razem jest winne, że rządzi PiS, tylko PO, .N i SLD.
Po drugie, stwierdzenie – nawet na potrzeby tego tekstu – że Razem nic nie wnosi, już w 2015 nie było prawdą
Po trzecie – o ironio! – nazywanie Razem redystrybucyjnymi doktrynerami, oraz – nawet na potrzeby tekstu – twierdzenie, że oczywistą reakcją na postulaty powinno być wzruszenie ramion, tłumaczy dwie rzeczy:
– dlaczego liberalne (gospodarczo) centrum przegrało wybory
– dlaczego Obywateli nazywa się ulicznymi radykałami
Ignorowanie postulatu wyborów wcale nie musi być efektem spisku. Tak po prostu działają media – używają skrótów i zrozumiałych dla zabieganego odbiorcy łatek. Zżymając się na łatkę przyklejoną Obywatelom, posługuje się Pan, Panie Pawle, łatką przyklejaną Razem, waszym/naszym skądinąd sojusznikom.
Powinienem był dać cudzysłów przy doktrynerach — myślałem, że ironia jest czytelna mimo to. Chciałem powiedzieć, że czy kto Razem lubi, czy nie (większość, jak mi się zdaje, lubi Razem niespecjalnie), to głosowanie w 2015 roku było efektem zaniechań ze strony mediów. Ocena Razem nie ma tu nic do rzeczy. Wiele do rzeczy ma za to fakt, że dziennikarze pozwalają sobie działać w imię własnych ocen — i to jest problem. Potrafią skazać na niebyt według tych ocen.
Nie, to nie jest spisek. To jest bezinteresowna ignorancja najczęściej. I ogromna, przerażająca arogancja. Odpowiedzialność na mediach spoczywa ogromna. Pierwszym zadaniem jest rzetelnie sprawozdawać. Fakty i racje.
Łatą przyczepioną Razem posłużyłem się celowo. Czy jest słuszna, czy nie, działa jak każda łatwa — szkodzi wszystkim, nie tylko odbarowanym łatą. Czy Razem są sojusznikami, czy nie są — to kompletnie osobne zagadnienie. Chciałbym, żeby byli i niejednokrotnie bywali. Nie zgadzam się natomiast fundamentalnie — i dość boleśnie to odczuwam — z oceną, że sprzeciw wobec liberalów jest ważniejszy niż opór przeciw tej władzy, demolującej konstytucję. Z punktu widzenia Razem doskonale rozumiem niechęć i niemożność uczestnictwa w rozmowach koalicyjnych zarówno z PO i .N, jak z SLD. Natomiast nie rozumiem rezerwy wobec inicjatywy prawyborów.
To dosyć proste,a w Polsce powszechne i dojmujące. Co nie jest moim czy naszym pomysłem, to pomysł czy idea zła z założenia. Dopiero, gdy wygra, względnie nabierze mocy, wtedy udajemy, że od zawsze ją popieraliśmy – mało tego, myśmy ją przecież tak naprawdę wymyślili. Doktrynerzy z Razem (bez żadnego cudzysłowu, bo to są klasyczni doktrynerzy, młody wiek ich przed tym zarzutem nie wybroni) nie stanowią w tej mierze wyjątku. Na ideę wspólnej listy wyłonionej drogą powszechnych prawyborów reagują identycznie jak mądrale z Czerskiej: całkowitym jej ignorowaniem, momentami – mam tu na myśli Zandberga – dosyć chamskim w formie. Sprowadza się ona na przykład na odmowie jakiejkolwiek rozmowy poprzez ignorowanie telefonów i nieodpowiadanie na smsy. Młody ryżawy Marks ze swoimi wiecznymi 3 procentami jest ponad takimi pierdołami, jak skuteczne odsunięcie Kaczyńskiego i Schetyny od władzy nad krajem.