Garść banałów o demokracji i rozłamach

Mam już serdecznie dość napomnień, że rozbijam, że krytykuję zamiast dołączyć, że PiS się cieszy. Że jątrzę, kogucę, uzurpuję przywództwo

 

Jedność jest potrzebna w walce. Tam przydaje się hierarchia, jasne reguły dowodzenia, odpowiedzialność dowódcy ma charakter ostateczny. W walce o demokrację sprawa staje się trudna. Doświadczenie historyczne – to strasznie ważne, żeby historycznej pamięci nie gubić – pokazuje wszakże, że demokracji nie da się zdobyć. Wielu próbowało. Stawali się tyranami. Demokrację można tylko budować. Trudna rada.

Pluralizm jest w demokracji dobrem. Z tego powinno wynikać, że różnorodność w demokratycznym ruchu jest dobrem, a nie złem. Trzy organizacje niemal zawsze są lepsze niż jedna. Trzydzieści organizacji to niewątpliwie przesada – nadal jednak równie niewątpliwie lepiej trzydzieści niż jedna.

Jawność jest niezbędną cechą demokracji. Wszystko jest w niej publiczne i dostępne każdemu, kto w demokracji jest podmiotem. Istnieją w demokracji instytucje, systemy przedstawicielskie, w których podział kompetencji i zadań znosi prymat jawności – jednakże jawność zawsze charakteryzuje debaty w sprawach ważnych i podstawowych.

Spór jest treścią demokracji. Jawny, publiczny, otwarty. Spór jest konieczny, ponieważ demokracja dlatego jest niezbędna, że ludzie są różni, a każdy z różnych ludzi ma równe prawa i demokracja musi je respektować. Spór jest również potrzebny, ponieważ jest twórczy. Sporu nie wolno tłumić. Ani cenzurą, ani autocenzurą akceptowaną w imię jedności.

Konkurencja jest treścią demokracji, a nie tylko wolnorynkowej gospodarki. Poszukiwanie kariery, poklasku, czy „parcie na szkło” wtedy tylko jest złe, kiedy konkurencja nie jest uczciwa i kiedy żadne wartości poza poklaskiem samym dla siebie nie stoją za aspirującym. Prawem każdego w demokracji jest działać na własną rzecz. Promować własny program. Własną organizację. Własne metody działania. Konkurencja jest napędem w demokracji. Jest niemal tożsama z życiem demokracji.

Racje – jakkolwiek trudne do ustalenia – jednak istnieją. Niezależnie od tego, że demokracja nikomu nie daje prawa do rozstrzygania o prawdzie (nie daje go również większości, o czym większość często zapomina), prawda istnieje, istnieją racje, a demokracja żyje, by do racji dochodzić. Rewersem prawdy nie jest prawda inna, tylko po prostu fałsz.

Zgoda jest przyjemna, jednak przymus zgody szkodzi logice i szkodzi racjom. W idealnym świecie logiki tylko jedna ze spierających się stron może mieć rację. W realnym świecie ludzi ta zasada zawodzi, jednakże zaprzeczenie tej zasady jest jawnie fałszywe. Zgoda nie jest wartością samą w sobie. Racje przyznaje się w dyskusji posługującej się logiką. Poświęcanie racji na rzecz zgody jest, owszem, modne, ale ta moda nas zgubi. Mam prawo chodzić własną drogą. Mam prawo nie zgadzać się z innymi w ruchu – z towarzyszami walki o demokrację również, bo to właśnie o demokrację walczymy, a nie o twierdzę wroga. Mam prawo i mam obowiązek mówić o tym głośno. Każdy z nas ma to prawo i każdy ma ten sam obowiązek.

Przypominam te wszystkie banały, bo po dwóch latach wiecznych naparzanek i sporów, mam już serdecznie dość napomnień. Że rozbijam, że krytykuję zamiast dołączyć, że PiS się cieszy. Że jątrzę, kogucę, uzurpuję przywództwo. Jest oczywiście prawdą, że do kultury pluralizmu i sporu o racje brakuje nam bardzo wiele i że niedojrzałość powoduje wieczne eksplozje agresji po naszej stronie. Kolejnym jednak banałem jest, że nie ma innej metody nabycia niezbędnych umiejętności, jak tylko próbować wciąż na nowo.

Nie tylko wolno mi to powiedzieć, ale jestem jednym z tych, którzy mają do tego szczególne prawo. W imię jedności długo próbowano zamknąć mi twarz. Jednak istnieją na piśmie, dostępne w publicznej przestrzeni moje opinie, oceny, propozycje, idee, informacje – w tym takie już dość stare. Da się do nich zajrzeć i dowiedzieć się, jak często zdarzało mi się mieć rację w prognozach, a jak często bredziłem od rzeczy. To jest jedno z kryteriów ocen. I jeden z argumentów na rzecz jawności sporów.

Spierajmy się publicznie, bardzo proszę. Nie ulegajmy namowom „załatwcie to między sobą w cztery oczy”. Piszmy o różnicach między nami. Akceptujmy istnienie ambicji u siebie i u innych. Nie bójmy się rozłamów.

Na zdjęciu: George Bellows, Walka u Sharkeya (Cleveland Museum of Art) sztandarowe dzieło XX-wiecznego realizmu, jeden z serii sześciu obrazów przedstawiających walki o nagrody, fot. Wikipedia

10 komentarzy do “Garść banałów o demokracji i rozłamach

  • 16 lutego, 2018 o 13:35
    Bezpośredni odnośnik

    Dobry zestaw „banałów” i uwag. Ja bym miał tylko dwie maleńkie uwagi.

    „Racje” to ja w demokracji bardziej rozumiem w sensie „interesy” a mniej w sensie „prawdy obiektywnej”. Zresztą dążenie do tej drugiej metodami demokratycznymi uważam za wielce problematyczne, a nawet ryzykowne. Natomiast „racje” w sensie interesów są głównym przedmiotem działania demokracji, która jest sposobem cywilizowanego balansowania i rozstrzygania czasem bardzo sprzecznych ze sobą racji. Klasycznym tego przykładem są racje przedsiębiorców i racje pracowników. Dla obu stron ich przedsiębiorstwo to jest podstawa egzystencji, ale dla oby też płace i warunki stoją po odwrotnej stronie bilansów. W węższym horyzoncie są to interesy sprzeczne, które trzeba jakimiś regułami i racjami wyższymi pogodzić i ułożyć. Te racje wyższe są dla obu stron korzystne w szerszym horyzoncie. Zdrowa demokracja jest idealnym systemem dla godzenia tak różnorodnych racji.

    Co do „zgody” to zgoda, ale trochę mało uwypuklono aspekt, że w demokracji niezbędne jest również podejmowanie od czasu do czasu konkretnych decyzji, które są cezurą między etapem deliberowania, wykuwania rozwiązań w demokratycznych procesach decyzji a etapem ukierunkowanego i zgodnego działania całych grup, które wspólnie podjęły te decyzje. Demokracja nie może polegać tylko na „gadaniu”. „Gadanie” to tylko środek niezbędny w procesie podejmowania decyzji i ma sens tylko wtedy, gdy ma ujście w jakimś konkretnym celowym działaniu w imieniu całej grupy. Dlatego ważne dla każdej organizacji demokratycznej jest stworzenie ram dla tego procesu i wyznaczenie jasnych reguł szanowanych przez wszystkich uczestników grupy.

    Odpowiedz
  • 16 lutego, 2018 o 14:18
    Bezpośredni odnośnik

    To o czym piszesz, Paweł, jest prawdziwe, mądre i słuszne. Jest, według mnie tylko jedno „ale”. My walczymy teraz przede wszystkim o nasze państwo. O to, by PiS nie doprowadził do całkowitej ruiny kaźdej prawie dziedziny naszego źycia, o którą walczyliśmy za komuny oraz starały się one poszczególne rządy, po roku 89.
    Chodzi o niezaleźną prokuraturę,niezawisłość sędziowska, szkoły wolne od propagandy partyjnej, o TK,samorządną Polskę, o wolności obywatelskie, telewizję publiczną oraz wiele innych, które po kolei zwłaszcza PiS (ostatnio nawet historia musi być pisowska, narodowa). Głowę podnoszą naziści, faszyści, nacjonalliści (marsz Niepodległości ma zagwarantowane miejsce na manifestacje do roku dwudziestego któregoś, jest nim Plac Zamkowy). Można by długo jeszcze wymieniać. To dlatego wiele osób (nie mam na myśli żadnych działaczy partyjnych czy samorządowych. Myślę o ludziach, którzy już kiedyś walczyli o Polskę, inną niż teraz, o socjologach (nie wszystkich, lecz tych, którzy prowadzą systematyczne badania, na podstawie których moźna wyliczyć ile sejmików przejmie PiS, gdy opozycja pójdzie do wyborów oddzielnie, ile przy dwóch partiach zjednoczonych, ile przy trzech komitetów zjednoczonych itd).
    Jeśli piszesz o tym, że należy rozmawiać to uwaźam, że ma to sens, jeśli nikt z rozmówców nie uważa, że ja jestem najmądrzejszy. W tych wyborach chodzi o to, czy pozwolimy Pisowi wygrać, by mógł umacniać swoje autorytarne rządy i ograniczać nadal prawa obywatelskie, o to czy PiS wygra referendum, w którym chce nas spytać o UE, o Konstytucję, o światopogląd.
    Wybacz, ale wolałabym by PiS nie wygrał juź niczego.
    Ps.Jeszcze tylko jedno pytanie :w Legnicy na spotkaniu dotyczącym prawyborów mówiłeś o tym, że musi być jedna lista, bo inaczej przegramy. O co wówczas chodziło?

    Odpowiedz
    • 16 lutego, 2018 o 19:17
      Bezpośredni odnośnik

      O jedną listę. Pluralistyczną. W której nikt nie udaje, że nie ma różnic i wyraźnie akrtykułuje spory.

      Odpowiedz
  • 16 lutego, 2018 o 20:34
    Bezpośredni odnośnik

    Zeby wygrac z PISem to trzeba najpierw stworzyc prawdziwa opozycje,opozycje z ludzi ktorzy maja przynajmnie odrobine wiedzy historycznej,politycznej i gospadarczej ,juz nie wspomne tu o polityce spolecznej i zagranicznej.Dlaczego tak mowie ,sa inne czasy stare sposoby walki z dawna komuna juz sie nie spawdza. Bez wiedzy, powolanie opozycji do zycia nie ma co marzyc. PIS siegnal po najlepsza wiedze socjologiczna dotyczaca komunikowania sie z wyborcami czyli bardzo prosty populizm czyli prosty komunikat skierowany prosto do Pana Kasprzaka mowiacy ,ze wylapiemy wszystkich zlodzieji ,prosty,czytelny zrozumialy.Jezeli opzycja ktora powstanie nie przelozy trudnych spraw na jezyk komunikatywny i prosty to nic nie wywalczy.Dlaczego o tym mowie bo wlasnie w szeregach tak zwanej obecnej opozycji moge powiedziec ze 99% ludzi wogole nie wie o co chodzi.Na moje pytania czy czytacie materialy wydawane przez OBYWATELI RP jedni mi mowili ze nic nie rozumieja a inni zeby bylo swiatowo to ,ze nie maja czasu.Czas barykad powoli sie konczy i co dale ,wyborow wiecznie nie bedzie.Co do dyskusji , jej nie ma, bo jest grupa ludzi w Polsce ,ktora sobie zorganizowala monopol na jakas dziwna dla mnie wladze ,ktora po przez krzyki awantury dzierzy. ta wladze Nie czytalam nie slyszalam by te osoby cos madrego mialy do powiedzenia . ,Nie mialy ,za to uwazaly ze sa madre i to co one mowia i robia to jest szczyt madrosci.Przez takie zachowanie czyli kodeks etyczny podpisany a nie czytany ,nawet nie,ktorzy nie wiedza co to jest etyka chamskie zachowanie tej wladzy samozwanczej , jak wiadomo ludzie odchodza,bo nikt jak to powiedzial jeden Pan z koniem nie bedzie sie kopal.Ze ludzie maja o to pretensje tak maja bo nie slyszalam nie czytalam zadnej oferty programowej ,nie bylo na temat programu zadnej dyskusji.Rowniez zauwazylam ,ze w OBYWATELACH RP Polska tez jest podzielona na Polske A i B ,a tak zawany teren z Polski B to juz w wyobrazni i mysleniu Grupy Trzymajacej Wladze nie istnieje i nie istnieja ludzie ,ktorzy cos wiedza ,czyli gleboka prowincja a my tu Stolica to z samego faktu zamieszkania inteligencja.No niestety prowincja i to glucha jest w mysleniu tych ludzi ze stolicy .Ktos powie ale my tu rozmawiamy zPanem Kasprzakiem o DEMOKRACJI ja tez mowie o demokracji wolnosci,odpowiedzialnosci za slowa i czyny,mowie tez o odpowiedzialnosci grupy ktora chce kreowac nowe standarty polityczne i spoleczne.To wszystko jest to samo co Pan Kasprzak napisal tylko innymi slowami i z innych stron omowione.Zeby zbudowac opozycje do ktorej dolacza ludzie to trzeba zobaczyc i to szeroko z kim?? zeby ta opozycja wygrala z PISem to trzeba wiedziec jak !?,zeby budowac nowe standarty to trzeba wiedziec jakie.Dyskusja tak ,tworcza tak ,awantury NIE .Smutne jest to ze te wszystkie awantury ,konflikty tworza ludzi ktorzy nie maja pojecia co sie wokol nich dzieje ,gdzie dumni sa z siebie ze adwersarzowi ktory ma inne spojrzenie na dana sprawe bo ma wiedze zostalo na pyskowane na wyzywane i to jest sukces , i sie uwaza ze jest sie w opozycji tylko chyba do wiedzy?.O awanturach i odejsciach glosno w Polsce i teraz napewno ta opozycja,ktora bedzie powstawac bedzie brac pod uwage ,kto ,co ,i gdzie byl i dlaczego odszedl od danej grupy.Slusznie ludzie mowia ze trzeba zaczac myslec i dzialac inaczej i ,ze te klotnie chamskie zachowania nie przynosza OBYWATELOM RP chwaly tylko zla opinie. tyle mojego komentarza do ogolnej dyskusji na temat artykulu Pana P. Kasprzaka

    Odpowiedz
    • 16 lutego, 2018 o 22:38
      Bezpośredni odnośnik

      Moim zdaniem wiedza tysiąca Einsteinów nie pomoże polskiej „opozycji i demokracji”. Bowiem jej problemy, jej fasadowość i degeneracja ma zupełnie inne źródła niż brak wiedzy. Te źródła to brak szerokiej partycypacji obywatelskiej w partiach politycznych i wynikająca z tego praktycznie zerowa reprezentatywność i legitymizacja partii politycznych. To ma zresztą praźródła systemowe, bo cały system jest skonfigurowany na zablokowanie aktywizacji i partycypacji oddolnej (ordynacja wyborcza i ustrój partii politycznych)

      Polskie partie polityczne, wszystkie, z pewnym szczególną odrębnością PSL, to partie czysto kadrowe, nomenklaturowe, bez obywatelskiej bazy członkowskiej, a więc zupełnie wykorzenione ze społeczeństwa. Te mniejsze typu Nowoczesna, Kukiz i inne kanapy, to nie są nawet partie kadrowe tylko wirtualne chimery medialne istniejące, tylko dla tego, że je pokazują w mediach. Obojętnie co sobie te partie gadają, czy są to mądrości czy ponure głupoty, nie ma większego znaczenia. Te partie po prostu nikogo oprócz siebie nie reprezentują i społeczeństwa nie obchodzą. O ich wybraniu nie decydują żadne argumenty, nawet riki socjotechniczne. Są one z braku innego wyboru „wybierane” z nudów, z przekory, z obrzydzenia. PiS w ten sposób został wybrany i w ten sposób też straci władzę. Straci ją, gdy ludziom patrzenie się na ich gęby znudzi lub zbrzydzi. Straci ją na rzecz byle kogo, kto się w wierchuszce akurat napatoczy. Argumenty i programy nie będą miały znaczenia.

      I tak będzie, dopóki w systemie wbrew systemowi nie pojawią prawdziwie obywatelskie, reprezentatywne, oddolnie rządzone i demokratyczne partie lub ruchy polityczne. Ruchy których liderzy nie będą reprezentowali siebie (i swoich walorów medialnych i intelektualnych), lecz będą reprezentowali zbiorową wolę poważnych i zorganizowanych grup obywateli. Poważnych, to znaczy takich liczonych od 50 do 250 czy nawet 400 tysięcy osób. (50 to w kraju wielkości Polski standard dla małych partii obywatelskich, 200-300 tys to już wymiar partii powszechnych typowych w świecie Zachodu) Dopiero takie struktury mogą utworzyć zręby rzeczywistej opozycji i rzeczywistej demokracji.

      Cały wysiłek intelektualny i organizacyjny powinien iść w tworzenie takiej obywatelskiej bazy. Najlepiej na bazie samorządów. Teoretycznie również istniejące partie polityczne mogłyby zmienić swój charakter i politykę, otworzyć się na obywateli i pozmieniać swoje statuty w kierunku stworzenia gwarancji dla wewnętrznej, oddolnej i obywatelskiej demokracji. Ale w partiach kadrowych jest to raczej niemożliwe. Kadry partyjnie organicznie nie znoszą otwartości, demokracji i obywateli. Musiałyby wyrzec się siebie.

      Odpowiedz
      • 17 lutego, 2018 o 19:36
        Bezpośredni odnośnik

        Doskonały komentarz. Chwyta sedno sprawy. Piszę z małego niemieckiego miasteczka, gdzie właśnie uczestniczyłem, jako gość, w zebraniu jednego branżowego związku, na poziomie landu. Na sali kilkadziesiąt osób, mikroprzedsiębiorców. Z rozmów z paroma z nich wynika, że na sali mamy przedstawicieli CDU, CSU, SPD i AfD. Są to osoby pracujące w swoich zawodach i angażujące się w działalność polityczną lokalnie, w swoim sąsiedztwie. Nasze główne partie polityczne to-piszę z ubolewaniem i smutkiem-operetkowe dwory zgromadzone wokół liderów którzy z przypadku znaleźli się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie, zwykle jeszcze przed 89 rokiem. Pozostałe to trzymane przy pomocy dziennikarskich mikrofonów i Sieci efemerydy, dokładnie tak jak pisze Bisnetus. Warto dodać, że systemy partyjne w większości państw Zachodu, w znanej obecnie formie, kształtowały się ok. 150 lat, często pod czujnymi oczami jeszcze wówczas silnych monarchii, i równie często w mega-komfortowych warunkach ssania renty kolonialnej. Jeszcze daleka droga przed nami; czas przestać bać się nazwy „partia” i przymiotnika „polityczny”. Wszystko jest polityczne!

        Odpowiedz
        • 18 lutego, 2018 o 01:48
          Bezpośredni odnośnik

          Dziękuję za ten przykład. Też tak poznałem partie w Niemczech i o tym zakorzenieniu społecznym mówię.

          Tylko jedna uwaga polemiczna. Oczywiście są kraje, gdzie system partyjny ma już wiekowe tradycje, jak np. Wielka Brytania czy USA, ale generalnie w normalnych warunkach demokracji zdrowe systemy polityczne mogą się wykształcać w okresie od 10 do 20 lat. W Niemczech tylko jedna partia SPD ma przedwojenne korzenie. Wszystkie inne powstały po wojnie a stabilny system wykształcił się w około 16 lat, co zresztą opisałem kiedyś w artykule https://bisnetus.wordpress.com/2016/03/17/krotka-historia-narodzin-demokracji-w-niemczech/

          W Hiszpanii, gdzie reżim faszystowski Franko upadł zaledwie 10 lat przed upadkiem komuny (1980 rok) powstały dość szybko potężne powszechne partie polityczne. Dzisiaj partia PP liczy ok. 800.000 członków, Pokonos prawe 500.000 członków a PSOE 217.000 członków. Tylko w Hiszpanii, kraju niemal pod każdym względem podobnego do Polski, nikt nie wprowadził progów wyborczych w skali kraju (jest 3% w skali okręgów wyborczych). Dlatego partie muszą być obecne, liczne i silne w każdym z 50 regionów i okręgów wyborczych, a jak nie są to ich po prostu nie ma.

          W Polsce partie tego nie muszą. Muszą być liczne, obecne i silne jedynie w studiach telewizyjnych. Ale jak wyłączysz telewizor, to ich praktycznie fizycznie nie ma.

          W każdym narodzie część obywateli jest nieco aktywniejsza polityczne. To jest od 2% do 5%. I ci właśnie najlepiej spełniają się w partiach, jeśli istnieją otarte, obywatelskie i demokratyczne partie polityczne. W Polsce nie jest inaczej. Gdyby w Polsce były normalne partie polityczne to w nich działałby nawet do około miliona osób. Ale w Polsce te pseudopartie są zorganizowane jak sekty lub mafie gangsterskie i żaden przyzwoity człowiek się do nich nawet nie zbliża, a jakby próbował to i tak by ich do tych „partii” nie wpuścili. Natomiast oddolny udział obywateli poza koncesjonowanymi medialnie scentralizowanymi nomenklaturami jest ordynacją wyborczą całkowicie zablokowany. I dlatego nawet z 1000 Einsteinami i w 1000 lat w Polsce nie dojdzie w sposób naturalny do głosu społeczeństwo obywatelskie i nie powstaną żadne normalne partie obywatelskie. Chyba, że w jakimś zrywie powstańczym obalającym dyktaturę partyjnych mafii.

          Odpowiedz
  • 18 lutego, 2018 o 00:56
    Bezpośredni odnośnik

    Oczywiście Pan Paweł Kasprzak ma rację, jednak ta racja w pewnym punkcie kończy się, gdy zamiast różnic w dyskusji, zaczyna się brutalna walka o władzę i kasę. Oto przykład- przez półtorę roku Nowoczesna brutalnie i agresywnie atakowała PO, przez co ta Nowoczesna uwiarygadniała wszystkie podłe pisowskie kłamstwa o rządzie PO-PSL! Nowoczesna za wszelką cenę chciała przejąć cały elektorat PO, co powodowało, że Nowoczesna chciała wręcz zatopić platformę.
    .
    Dlatego działacze opozycji muszą za wszelką cenę unikać wzajemnego wyniszczania się w niepotrzebnych walkach! Zapewne dzisiaj pisowskie służby usilnie nad tym pracują, aby skłócić między sobą liderów opozycji. Przykład KOD i Kijowskiego pokazał, że pisowskie służby potrafią skutecznie zniszczyć każdego lidera opozycji, oraz potrafią skutecznie zniszczyć każde entuzjastyczne ugrupowanie. Nie wolno nam się zwalczać! Nie wolno powielać oskarżeń! Nie wolno atakować opozycji! Wrogiem dla polskiego państwa jest pisowski reżim

    Odpowiedz
  • 19 lutego, 2018 o 00:22
    Bezpośredni odnośnik

    W 1933 roku w Niemczech też intelektualiści toczyli boje o rację. Podzielona opozycja to domena wszystkich reżymów i populistycznych autokracji. Opozycja MUSI się zjednoczyć, bo jak tego nie uczyni, to i nawet Paweł Kasprzak nie będzie mógł toczyć takich dyskusji na temat demokracji.

    Odpowiedz
    • 20 lutego, 2018 o 13:26
      Bezpośredni odnośnik

      Z tą „opozycją” to ja mam zasadniczy problem, jeżeli na czele tej „opozycji” będzie Czarzasty, którego rechot pamiętam do dziś, gdy razem z Kwiatkowskim urządzał czystki i porządki w „swojej telewizji publicznej”. Do tego dojdzie pewnie wybitny i czołowy intelektualista antypisowski o nazwisku Ludwik Dorn, najwybitniejszy z „opozycyjnych” spin-doktorów o nazwisku Michał Kamiński, no i słynny i wielce zasłużony bojownik w walce z faszyzmem o nazwisku Roman Giertych. Dodajmy jeszcze przyszłą wybitną minister edukacji słynącą z tego, że potrafi prawie nawet z nieprzytomnych świrów na prochach zrobić mężów stanu i prezydentów. Z pewnością to towarzystwo dostanie poczesne miejsce na „opozycyjnej” liście Schetyny, słynnego bojownika o wolność i demokrację.

      Pytanie, czy dla takiej listy znajdą się odpowiednio odmóżdżeni i zobojętniali na wszystko „wyborcy”, w stopniu większym niż są odmóżdżeni wyborcy głosujący na PiS i „dekomunizację” i „reformy państwa prawa” pod wodzą prokuratora stanu wojennego, niejakiego Piotrowskiego.

      Ja myślę, że wątpię. I na mnie proszę nie liczyć.

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *