Debata w Dużym Pokoju o prawyborach
Dziś jeszcze chętni do dyskusji o prawyborach mieszczą się w dużym pokoju. Wierzę jednak, że zapał i konsekwencja Obywateli RP przekona Polaków, by poważnie rozmawiać o tym, jakiej demokracji chcemy
W Pracowni Duży Pokój w Warszawie, w ramach cyklu Wyborcze Wtorki, rozmawiali: socjolog dr Jacek Kucharczyk (ISP), posłanka Ewa Lieder (Nowoczesna), poseł Marcin Święcicki (Platforma Obywatelska) i Paweł Kasprzak (Obywatele RP).
Jak przekonywał Paweł Kasprzak, a zgadzała się z nim większość zgromadzonych, sprzeciw opozycji parlamentarnej wobec pomysłu prawyborów sprawia, że w mediach mainstreamowych nikt nie dyskutuje nie tylko o prawyborach, ale nawet o tym, jakiego państwa chcemy po PiS.
– Partie opozycji od dwóch lat mówią o zjednoczonej opozycji, ale odbywa się to według parlamentarnych paradygmatów w gabinetach posłów. I albo znów zagłosujemy na tych, których wskażą nam partyjni liderzy albo na populistów i zdradzimy ojczyznę – przekonywał Kasprzak. – Prawybory to jedyny ruch, który może sprawić, że wyjdziemy z tej patowej sytuacji.
Odpowiedzi na zarzut Kasprzaka próbowała formułować dwójka polityków: Marcin Święcicki i Ewa Lieder.
Szacunek dla posłanki Nowoczesnej i posła PO, że zdecydowali się przyjść i wysłuchać formułowanych wobec partii opozycyjnych zarzutów. Niestety, poza kamerami TVN, debacie nie przysłuchiwał się nikt z mediów oficjalnego nurtu. To jest jeden z głównych powodów, dla których wpadliśmy i tkwimy w tym pisowskim dramacie.
Brak prawdziwej demokracji, wspartej i wyrastającej z obywatelskiej postawy i zaangażowania obywateli, doprowadził do zwycięstwa partię na wskroś populistyczną, nie oferującą niczego ciekawego. Drogę do zwycięstwa utorowały media, które abdykowały z roli kontrolera i edukatora. Pozwoliły klasie średniej zgnuśnieć i usnąć, zamknąć oczy na wyzwania.
Prawybory, choć niosą pewne zagrożenia, związane nawet nie z problemami organizacyjnymi, ale z niebezpieczeństwem niezrozumienia idei przez potencjalnych wyborców, są szansą na odwrócenie sytuacji, na obudzenie obywatelskości i zbudowanie realnej opozycji wobec populizmu.
Im niżej zejdziemy, im większa będzie nasza partycypacja, tym lepiej. Tylko ruchy obywatelskie i partie wspólnie są w stanie stworzyć realną opozycję. – Idea prawyborów pomaga policzyć się i zorganizować, potem pozwala wystawiać ludzi do komisji, do kontroli, na listy i do edukacji – podsumował doktor Jacek Kucharczyk.
Po wczorajszym spotkaniu wydaje się, że prędzej zrozumieją to politycy niż media. Oni przyszli i chcieli rozmawiać. Dziennikarzy znów nie było.
MARCIN Święcicki.
Oczywiście, że poseł Marcin Święcicki, nie Mateusz. Pana posła przepraszam, błąd został poprawiony.
Na zdjęciu każdy patrzy w inną stronę, a lekko załamany Kasprzak w przestrzeń kosmiczną. Tylko porządny i przyzwoity do bólu sekretarz KC Święcicki spoziera nieśmiało na naszego lidera – bez najmniejszej wzajemności niestety. Tak nie można, Panie Pawle, to nie przystoi.
Pan Święcicki w bardzo elegancki, inteligentny i można powiedzieć uczciwy sposób potwierdził moje diagnozy co do sytuacji na scenie politycznej, a więc (a) że partie nomenklaturowe popełniłyby samobójstwo otwierając się na obywateli, a więc na otwarte prawybory nie pójdą, a pośrednio również, że (b) partie „opozycyjne” mają więcej wspólnych interesów i pokrewieństw z PiS-em, niż z demokracją i społeczeństwem obywatelskim i prędzej razem z PiS-em będą bronić przywilejów. monopoli i bezkarności kast nomenklaturowych, niż podejmą razem ze społeczeństwem walkę o demokrację i państwo prawa przeciw PiS-owi.
Ta analogia do „sejmu kontraktowego”, która została podniesiona w dyskusji, była genialna i wielce symptomatyczna. Pokazuje ona – przy wszystkich różnicach proporcji i kontekstu – jak niewiele się w tym czasie w sumie zmieniło na linii państwo – kasta nomenklaturowa – społeczeństwo. Sposób myślenia, perspektywy i zależności są bardzo zbliżone. Stąd też model „kompromisu” niemal ten sam. Nomenklatury mają zachować nadal pełną kontrolę nad państwem, ale będąc w opresjach oddadzą 2-3 miejsca na listach „elementowi obcemu i wichrzycielskiemu” (czytaj społeczeństwu), aby podzielić się odpowiedzialnością oraz nieco przygasić bunty i wzburzenie „obywatelskiego motłochu”.
W Polsce mamy nomenklaturowy system politycznych, i jest to fakt obiektywny, który maja określone konsekwencje. Kto nie zrozumie zasadniczej różnicy między zamkniętymi partiami nomenklaturowymi a normalnymi obywatelskimi partiami politycznymi – innymi słowy nie rozumie problemu reprezentatywności partii politycznych w demokracji – ten będzie się ciągle obracał w kółko, jak kot w pościgu za własnym ogonem.
Pierwsza sprawa: spróbujcie proszę wystarać się o lepszy materiał wideo. Tu jest z początku problem z dźwiękiem, a z kolei koniec jest ucięty. Spotkanie było interesujące i zapewne wielu chciałoyb mieć możliwość choćby wirtualnego uczestnictwa. W tym niżej podpisany.
Druga sprawa: z jednej strony szacunek dla p. Święcickiego, że wziął w tym spotkaniu udział. Jednak jego wypowiedź skłania do bardzo ponurych refleksji. Już samo przywołanie w argumentacji wyborów kontraktowych budzi bardzo nieciekawe skojarzenia (zwłaszcza w kontekście tego, kto miałby być stronami tego kontraktu i jakie oczywiste analogie się narzucają). To była wyjątkowo niefortunna argumentacja, ale potem było wręcz gorzej, ponieważ można było wywnioskować jak bardzo partie nie ufają wyborcom i jak bardzo starają się z jednej strony utrzymać status quo, a z drugiej – nie zauważać, ze utrzymanie tegoż może się okazać niemożliwe, za co solidarnie zapłacimy wysoką cenę wszyscy.
Wnioski z materiału filmowego są zatem smutne. Tym bardziej jednak szacunek dla Obywateli RP za drążenie tej skały. Niech nadzieja umrze ostatnia.
I może jeszcze mała kontynuacja. Partie, uosobione tutaj w postaci p. Święcickiego, zdają się nie rozumieć tego, że propozycja Obywateli RP jest dla nich kołem ratunkowym. Ofertą przejścia przez ucho igielne, propozycją odbudowy wiarygodności. Po taką argumentację należy sięgać w rozmowach z przedstawicielami partii.
To, że same partie tego nie rozumieją, jest swoją drogą bardzo smutne.
Pan Święcicki, jak już powiedziałem, wyraził się bardzo uczciwie w imieniu partii politycznych i w duchu „real polityk”. Prawybory dla dwóch łaskawie przydzielonych miejsc na partyjnych listach są dla partii nomenklaturowych „kołem ratunkowym”. Otwarte, powszechne i równe prawybory (czy wybory w ogóle), w których następuje wolna weryfikacja oddolna jest dla tych partii „kamieniem młyńskim u szyi” czy „partie do wora, a wór do jeziora”.
Pan Święcicki bardzo słusznie i szczerze zauważył, że partie nie mogą pójść na wolne prawybory, gdy istnieje ryzyko, że zostaną one w nich całkowicie wycięte. I wie co mówi. Gdyby prawybory się rzeczywiście udały i przybrały charakter masowy, to wszystkie te partie zostałyby przez obywateli „wyrżnięte w pień”. Oni doskonale o tym wiedzą. Zatem prędzej się oni wszyscy zapiszą do PiS-u i pójdą na comiesięczne sabaty smoleńskie, niż zgodzą się na powszechne, równe i wolne prawybory (czy też normalne wybory).
PS.
Ciekawe, że były już transmisje całkiem dobrej jakości. Tyle że na prowincji. W tej Warszawie, to nie pierwszy raz mam wrażenie, że panuje jeszcze jakieś dziwne dziadostwo, takie w klimaciku PRL-u. Jestem z zachodu Polski i dla mnie Warszawa zawsze była jakaś dziwna, obca i odstręczająca. Ale to bardzo pobieżne wrażenia i może też uprzedzenia.
Wiesz, idąc za ciosem poetyki porownania do wyborow kontraktowych, to „koło ratunkowe” mogłoby się okazać kompletną katastrofą i mocno mnie dziwi, że p. Święcicki nie widzi absurdalności porównania, którego użył.
Osobiscie jestem przekonany, że w pełni wolne prawybory wcale by partii w pień nie wycięły i gdyby partie się w nie szczerze zaangażowały, miałyby okazję mocno odbudować wiarygodność. Owszem, oddałyby może więcej niż te dwa miejsca na liście. Ale niekoniecznie wiele więcej i niekoniecznie na każdej liście.
Tyle, że tego zaangażowania nie ma, jest opór i taka absurdalna frazeologia. To partiom nie wrózy dobrze. I wcale mine to nie cieszy, bo osobiście nie jestem zwolennikiem cyklicznego orania i rozpoczynania od zera.
Ja utrzymuję, że to nie porównanie jest absurdalne. Absurdalny jest stan polskiej „demokracji”, polskich „partii” i funkcjonalność całego systemu politycznego po niemal 30 latach wprowadzania „demokracji”.
O efektach prawyborów możemy sobie bez końca gdybać. Ja mówiłem o efekcie udanych, a więc i masowych prawyborów. Wystarczy sobie sprawdzić liczebność, a więc i reprezentatywność polskich „partii politycznych”, aby przewidzieć ich wynik. Ale w innych wariantach prawyborów wyniki mogą być różne.
Absurdalne w retoryce, w jakiej zostalo użyte. W tym sensie, ze całkowicie ją zdezawuowało, a mówiący zdawał się absolutnie nie być swiadom tego, jak bardzo popłynął.
Być może niestety nieabsurdalne w sensie faktycznym.
Na poetykę z demokracją w czudzysłowie się nie zgadzam. Nie uważam, że w Polsce przed „dobrą zmianą” (którą z kolei celowo biorę w cudzysłów) nie było demokracji i uważam, że to, co było potrzebne, to korekta, a nie zaoranie i zasianie od nowa. Niestety jako naród, niekoniecznie świadomie, wybraliśmy zaoranie. A czy w ogóle ktokolwiek cokolwiek sensownego zdąży zasiać, to wcale pewne nie jest, bo aktualnie dość wielotorowo dążymy do osiągnięcia statusu państwa upadłego, czemu dodatkowo sprzyja geopolityka.