Afera KNF. Kiedy wypada jeden klocek, sypie się cała wieża
Nie mam czasu na analizę wydarzeń ostatnich dni związanych z Komisją Nadzoru Finansowego, szczególnie, że moje analizy psu byłby na budę. Ale postawię tu kilka chaotycznych pytań, gdyż czuję, że im bardziej PiS zaprzecza, że jest ubabrany w aferę z KNF, tym pewniejsze się to staje
W demokratycznym kraju od tego by ruszyć tropem takiej afery są niezależne instytucje i służby śledcze, politycy opozycji, wolne i kompetentne media oraz opinia publiczna. Mam nadzieję, że możemy liczyć na polityków opozycji (poseł Brejza), na wolne media i na opinię publiczną. Bo na uczciwość kogokolwiek z PiS nie liczę. Dlatego dziś rzucę w przestrzeń pytania, a nóż jest tam takie, którego nikt nie postawił, a poza tym w swojej masie już same wątpliwości pokazują, że śmierdzi i to bardzo.
Ujawnionych bohaterów jest kilku. Oczywiście sprawca wydarzenia i jak się wydaje wyznaczony na kozła ofiarnego Marek Chrzanowski i w opozycji Leszek Czarnecki. Ale padają też nazwiska Zdzisława Sokala i Grzegorza Biereckiego.
I co z tego zapyta moja pisowska ciocia? A, no tyle, że Chrzanowski – wyznaczony na kluczowe stanowisko w państwie, wymagające wiedzy, najwyższych standardów etycznych, złamał prawo i był tego świadom, potwierdzając to w rozmowie i włączając zagłuszacze. On nie popełnił pomyłki, działał z premedytacją. Pomijam tu drobne problemy związane z tym, że ujawnił, co o swoich koleżankach i kolegach z zachodniej Europy myśli prezes NBP Adam Glapiński, rozmów biznesowych to nie ułatwi.
Ktoś, kto Chrzanowskiego na to stanowisko desygnował i pozostawił, nie umie dobierać współpracowników, nie kontroluje i nie weryfikuje ich podczas pracy. Tu nasuwają się dwa nazwiska: Szydło i Morawiecki. I tak je zostawię.
Chrzanowski pytany jeszcze w Singapurze powiedział, że nie poda się do dymisji. W drodze do kraju, gdzieś nad oceanem albo podczas przesiadki, zmienił zdanie. Dlaczego? Pytanie kolejne: z kim rozmawiał w podróży. Konieczna jest pełna lista telefonów, jakie wykonał i odebrał. Trzeba to umiejscowić na mapie czasowej. Generalnie taka mapa ze szczegółowymi co do minuty, a czasem sekundy wydarzeniami wydaje się konieczna i każde z mediów, nie mówiąc o prokuraturze, powinno już nad tym pracować. Koincydencja zdarzeń będzie tu miała ogromne znaczenie. Tak jest np. przy nanoszeniu słynnej poprawki o upadłości banków.
Leszek Czarnecki ma obrońcę i wielu oskarżycieli, nie trzeba się troszczyć, czy zostanie przyparty do muru, bo zostanie. Co do Zdzisława Sokala – tu trzeba sprawdzić jego powiązania i podejmowane decyzje. Być może jest niewinny i ma pecha, że Chrzanowski go w tę grę umoczył. Ale jeśli tylko coś zabrzmi fałszywie, powinien być zdymisjonowany.
Według najwyższych standardów dziś powinien oddać się do dyspozycji premiera i czekać na rozwój wypadków Grzegorz Bierecki – ten człowiek to jeden wielki problem. Płacimy za niego już od lat. Dotychczas bodaj 4 mld z funduszu gwarancyjnego, pod który na szczęście udało się SKOK-i podciągnąć. Gdyby nie to, miliony ludzi straciłyby oszczędności do cna. Tej operacji sprzeciwiali się Lech Kaczyński i desygnowany do prac Andrzej Duda. Dlaczego? Do dziś nie wiadomo. Może nie chcieli kontroli nad SKOK-ami, ale robili to kosztem narażenia oszczędności wielu ludzi, i to ludzi, którzy w znacznym stopniu są ich wyborcami (nie znam nikogo, kto by był przeciw PiS i korzystał z tego parabanku).
[sc name=”newsletter” naglowek=” Bądź dobrze poinformowany!” tresc=” Najnowsze informacje o nas, analizy i diagnozy sytuacji w kraju trafią prosto na Twoją skrzynkę!”]
Ta afera pozwala wrócić do sprawy SKOK-ów i powinno się to zrobić. Oczywiście nie przez prokuraturę czy ABW, ale dziennikarzy (Bianka Mikołajewska wie najwięcej). Oczywiście nie będzie to łatwe, gdyż prawnicy SKOK-ów skutecznie zniechęcili dziennikarzy jeszcze za czasów PO, wytaczając im procesy, nękając pozwami, sprostowaniami szczegółów i jasno dając do zrozumienia, że jeden poważny błąd, a dziennikarz i jego redakcja się nie podniosą.
Jak mówi Czarnecki, a Chrzanowski nie zaprzecza, Bierecki chodził z 60 mln po bankach, i chciał złożyć je jako depozyt. Czy prokuratorzy umówili się już z szefami banków, by zapytać ich o to, czy potwierdzają to, co mówi Czarnecki. Czy pod przysięgą zeznają, że u nich Bierecki nie był?
Jest jeszcze jedno nazwisko, które nie pada, ale jest najciekawsze. Ile i kiedy o sprawie dowiedział się Jarosław Kaczyński. Konia z rzędem temu, kto znajdzie prokuratora, który zdecyduje się wezwać Jarosława K. do prokuratury i zadać mu takie pytanie. Nie liczyłbym na to.
A teraz z innej beczki. Dlaczego po Władysława Frasyniuka przychodzą o 6 rano i zakuwają w kajdanki, choć sprawa jest błaha, nieporównywalna do sprawy KNF. Tymczasem Chrzanowskiego nikt nie zatrzymuje na lotnisku, choć to banalnie proste. Co więcej, wpuszczają go do KNF, gdzie ponad dwie godziny spędza w swoim biurze, nim dociera tam CBA. Jak powiedziała mi Ewa Borguńska, gdy zwalniano dyrektorkę Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, bo im nie odpowiadała ideologicznie, to pozwolono jej wejść do gabinetu tylko w obstawie nadzorców, a gdzie PISF-owi do wagi KNF-u.
W każdej korporacji szef wyrzucany dyscyplinarnie natychmiast straciłby dostęp do maila, telefonu i karty wejścia na teren. Czy tak było z Chrzanowskim? Jeśli tak, to kto go wpuścił, do raportu strażnicy, ochrona. Co robiły asystentki, czemu nie dzwoniły? Już samo to jest skandalem, ale skoro się stało, to teraz niech choć Chrzanowski wypisze po kolei, co robił przez dwie godziny, niech poda listę dokumentów i rzeczy, które wyniósł, ze spinaczami włącznie. Niech poinformuje na czyje ręce złożył dymisję i do kogo ją adresował. Czy komputer jest w rękach CBA, czy przesłuchano już kierowcę na okoliczność wyjazdów w ostatnich tygodniach, miesiącach.
Cały wątek bierności prokuratury i CBA po złożeniu zawiadomienia daje wiele do myślenia. Gdyby tak do prokuratury przyszedł ktoś i złożył doniesienie z twardymi dowodami na Tuska, wyobrażacie sobie, co by się działo nie tylko w prokuraturze, CBA ale i na Nowogrodzkiej, w mediach PiS-owskich i innych mediach, do których działacze PiS biegaliby ucząc się po drodze przekazu nadesłanego komórką. A tu cisza. Być może w tej ciszy prężnie działa prokuratura i ustala, czy i jak przeplatają się losy byłego szefa KNF i najważniejszych osób w państwie i ich najbliższych przyjaciół.
[sc name=”wesprzyj” naglowek=” Pomóż nam odbudować społeczeństwo obywatelskie!” tresc=” Wesprzyj nas! Twoja pomoc pozwoli nam działać! „]
Czy te 40 mln miało podzielić tylko dwóch panów, czy kasa miała trafić gdzie indziej. Tematem na dziennikarski tekst jest opisanie, jak rodzi się kariera nieznanego prawnika, obsługującego lokalne cukiernie, który nagle zasiada w radach nadzorczych ważnych banków i trafia do największej afery w historii polskiej gospodarki. Ciekawe, ile zarabiał mecenas Kowalczyk nim zaczął karierę, a ile teraz. I czego jest właścicielem, albo z kim i na jakie sumy zrobił rozdzielność majątkową. Ile Kowalczykowi płaci bank Solorza i czy dokładnie wraz z jego wejściem do rady nadzorczej problemy banku ustały? I generalnie, co powie przesłuchiwany Solorz, bo chyba trzeba go zapytać, czy pan Chrzanowski też mu oferował deal.
Inna kwestia: kto zakładał podsłuch (szumidła), bo jeśli służby, to za ile, po co i czemu tak nieudolnie? A jeśli prywatna firma, to z kim jest powiązana.
Minister sprawiedliwości, nie musi dostawać wszystkich informacji, ale prokurator generalny powinien wiedzieć, że ktoś szyje coś na szefa KNF. A jeśli z zaniedbania prokuratorów wynikało 5 dni opóźnienia, to czy zostali oni już ukarani i jak? I czy ukarano też kogoś z CBA za to, że nie udało się dojechać przed Chrzanowskim do siedziby KNF?
Kto podjął decyzję, by nie zawiadamiać Morawieckiego (dowiedział się z Gazety) i jeśli zrobił to prokurator generalny, to na jakich podstawach. Czy miał podejrzenia, że premier może mataczyć, kogoś ostrzec, że jest zamieszany. A jeśli nie ma takich danych, to jakim prawem nie zawiadomił. Można powiedzieć, że prokuratura jest niezależna, ale wiemy skądinąd, że równocześnie o sprawie musiał dowiedzieć się minister sprawiedliwości, a jego szefem jest Morawiecki. A jeśli prokurator wiedział, a minister sprawiedliwości nie, to jest to temat dla dziennikarza na wywiad.
Ziobro tłumaczy, że spóźnienie wynikało z trzech dni świątecznych (nota bene to dodatkowy przykład na to, jak ten dzień zaszkodził). Czy w takim razie przez dni świąteczne polskie państwo nie funkcjonuje, czy polscy ministrowie odkładają na trzy dni telefony do szuflady, nie otwierają maila? Czy robią to też ich sekretarze, czy nie można wysłać umyślnego?
Jeśli tak, to proponuję panel dyskusyjny z kluczowymi szefami biznesów, oni opowiedzą jak pracują 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu i jak organizują świat, gdy chcą odpocząć, jak wyznaczają zastępców, którzy mają kompetencje albo prawo zadzwonienia o każdej porze dnia i nocy, jak dobierają sekretarzy, którzy są ścianą ochronną, ale i przepuszczającą gdy trzeba.
Do aspektów żartobliwych przeniosę fakt, że zarówno Ziobro, jak i Morawiecki twierdzą, że o aferze dowiedzieli się z Gazety Wyborczej. Tej samej, której prenumeratę doszczętnie wycieli jeszcze w 2016, a czytać urzędnikom zakazali.
I na koniec mam pytanie do wszystkich. Naprawdę nie macie jeszcze dość? Nie martwicie się o Polskę, o wasze rodziny, o wasze oszczędności, o pracę?
Wojciech Fusek
fot. Wikipedia
Może jeśli będzie więcej takich informacji, to ludzie pojmą, co się naprawdę dzieje w tym kraju. Obawiam się jednak, że ten przekaz nie dociera do zwolenników PiS. Jak do nich zatem dotrzeć?
Trzeba im wytłumaczyć, że bywają też fałszywi perypatetycy. To proste, ale trzeba zacząć od perypatetykow, a w szkole o nich nie uczą.
Brawo Pan Leszek Czarnecki !
Szacunek za odwagę !
Właśnie przeniosłem wszystkie swoje oszczędności do Pana Banku !
Będzie wojna, suweren trzyma kciuki !
Trzeba skończyć z bolszewikami i mafia kler + PiS ! ! !
Zgadzam się z panem Stefanem. Niepotrzebnie siły opozycyjne wywaliły red. Fuska z Wyborczej, przecież tam miałby większe możliwości rozpowszechniania swojego przekazu niż na skromnej prywatnej stronce pana Pawła, gdzie komentują trzy osoby.
Dwie komentują, a jeszcze jedna bredzi gdy jej jad podchodzi do nozdrzy.
Obawiam się, że afery ludzi nie ruszą. Afery to rzecz zupełnie normalna, ludzie się przyzwyczaili. To immanentna cecha każdej onej władzy, tej tam na górze. Władza jest po to żeby łgać i kraść, innej racji istnienia nie ma. A ludzie się jakoś z tym pogodzili.
Wystarczy posłuchać komentarzy w TVP aby poczuć, jak bardzo PiS boi się skutków tej afery. Pomimo ogromnej propagandy i prób zdyskredytowania p. Czarneckiego, temat jest nośny i wcześniej czy później zostanie w społeczeństwie utrwalony. Sądzę, że to dopiero początek afery, ale prawdziwy początek końca tej władzy. Najwyższy czas, aby ludzie zobaczyli komu zaufali, poznali kłamliwe, oszukańcze oblicze PiS. Prezes wzoruje się na Orbanie, chciałby zrobić z Warszawy Budapeszt, ale nie z nami te numery.
Każdy populizm potrzebuje jakiegoś mocnego paradygmatu moralnego. Wtedy taka władza ma sens, bo może głosić, że coś wyjątkowo istotnego w sensie moralnym trzeba bezwzględnie wykonać. I tu jest pies pogrzebany, bo jeśli wyjdzie na jaw, że istotne wartości moralne, takie jak uczciwość, interes społeczny, patriotyzm w ogóle nie leżą w kręgu zainteresowania tych ludzi, powstaje luka emocjonalna. Teraz bedzie albo faszystowski zamordyzm albo rozkład takich rządów, tertium non datur.
GRATULUJE, jest tu sama esencja a i tak artykuł jest pokaźny. Myślę podobnie jak autor, nie umiem jednak tak władać słowem. Ludzie niestety widzą że dach się wali dopiero jak im spadnie na głowę, więc na przebudzenie nie liczę. Zgnieć ich dzielny Leszku.