Prawybory obywatelskiej koalicji demokratycznej – co i jak
Obywatele RP przyjęli stanowisko, że w nadchodzących wyborach samorządowych poprą te partie, które utworzą demokratyczną koalicję nie w drodze niejawnych negocjacji liderów, a transparentnej procedury z udziałem wyborców – zatem w drodze prawyborów
Obywatele RP zadeklarowali również własny udział w tworzeniu tak określonej koalicji, wyrażając przekonanie, że właśnie takie powinno być stanowisko wszystkich ruchów obywatelskich, które nie mogą się wycofać z udziału w najpoważniejszych bataliach o polską demokrację. Każdy z nich jest jednak ruchem ponadpartyjnym, skoncentrowanym na obronie podstawowych ustrojowych norm zapisanych w konstytucji. Każdy jest powołany raczej do wyznaczania i pilnowania reguł demokracji – żadnemu nie wolno być stroną w politycznym sporze lub beneficjentem politycznych kontraktów. Uwikłanie w partyjną grę jest dla ruchu obywatelskiego zabójcze.
Udział w obywatelskich komitetach wyborczych nie oznacza, że Obywatele RP zamierzają kandydować w wyborach, choć nie wykluczamy, że nasi aktywiści lub całe środowiska podejmą taką decyzję i zgłoszą własnych kandydatów. Oznacza to natomiast, że aktywnie włączymy się w tworzenie komitetów obywatelskiej koalicji demokratycznej i wejdziemy w ich skład. Istotną treścią tych działań jest doprowadzenie do prawyborów – budowa polskiej demokracji siłą faktów dokonanych tu i teraz, niezależnie od poczynań władzy.
Kandydatów do prawyborów zgłaszać więc będą raczej partie, komitety wyborcze i inne środowiska, które wezmą udział w wyborach samorządowych również bez naszego udziału i bez prawyborów. Prawybory służą wyłonieniu wspólnych kandydatów i wspólnych list demokratycznej koalicji przeciw kandydatom i listom PiS – w drodze decyzji wyborców zamiast międzypartyjnych uzgodnień. To jest dla nas jedyny sposób, by dochować wierności demokratycznym pryncypiom, tworząc równocześnie najskuteczniejszy potencjał w bezpośrednim wyborczym starciu z PiS. To sposób na zwiększenie wiarygodności opozycji i poszerzenie jej społecznej bazy.
Takie stanowisko wynika z naszego przekonania, że:
- Walka z autorytaryzmem PiS nie musi i nie może zawieszać demokratycznej debaty, sporów i konkurencji wewnątrz demokratycznego obozu, ponieważ wszystkie te rzeczy są istotną i bezcenną treścią demokracji. Demokrację buduje się w działaniu, a nie za pomocą opowieści o niej i zapewnień o intencjach, które będą zrealizowane po zwycięstwie.
- Kryzys wiarygodności partii politycznych – jedna z głównych przyczyn kryzysu polskiej demokracji i zwycięstw populistów – stawia pod znakiem zapytania realne szanse partii i ich koalicji w starciu z populistycznym PiS. Dzisiejsze partie opozycji i ich rozpoznawalni politycy to te same organizacje i ci sami ludzie, którzy zostali odrzuceni przez wyborców i przegrali ostatnie wybory parlamentarne. Od wyborczej klęski sprzed dwóch lat nie zmieniła się nawet treść wypowiadanych przez nich ocen, programów i obietnic. Nie widać powodów, dla których istotnej zmianie miałby ulec stosunek wyborców do nich.
- Wiarygodność i zaufanie do wierności deklarowanym pryncypiom jest kluczem do wyborczego sukcesu. Szansę wiarygodności mają dzisiaj walczące o demokrację ruchy obywatelskie – pod warunkiem wszakże, że nie zawieszą swych demokratycznych pryncypiów w posłusznym poparciu dla partii i ich wyborczych kalkulacji.
- Przyczyną absencji ponad połowy niegłosujących Polaków wydaje się ten sam kryzys wiarygodności i powszechne przekonanie, że każda polityka jest i musi być cyniczną grą nieczystych interesów bez związku z publicznie głoszonymi deklaracjami i bez wpływu wyborców na rzeczywisty przebieg i rezultat tej gry. Prawybory – rzeczywiste święto demokracji, w którym nielubiane społecznie partie zostaną podporządkowane obywatelom i ich decyzjom – to oferta demokracji adresowana do ludzi, którzy stracili wiarę w jej wartość i przede wszystkim w szansę realizacji.
Popierasz nasze działania? Wpłać darowiznę!
Zasady i sposób organizacji prawyborów
Prawybory nie muszą być jednolite na terenie całego kraju. Samorządowa ordynacja wyborcza jest skomplikowana i w różnych częściach kraju ma swoje specyficzne konsekwencje. W różnych gminach i województwach celem może więc być wyłonienie wyłącznie wspólnych kandydatów w wyborach jednomandatowych (prezydentów, burmistrzów i wójtów), choć niezwykle ważna – zwłaszcza w obliczu pisowskiej manipulacji ordynacją i siecią okręgów wyborczych – jest także wspólna lista w wyborach proporcjonalnych (rady gmin, powiatów i sejmiki wojewódzkie). Da się pomyśleć nawet przeprowadzenie prawyborów wyłaniających kandydatów na stanowiska urzędnicze niepodlegające wyborom powszechnym.
Do komitetu obywatelskiej koalicji demokratycznej zgłaszają się partie i komitety wyborcze, które zamierzają wystawić kandydatów i które akceptują deklarację demokratyczną. Akces oznacza zobowiązanie do poparcia wyłonionych w prawyborach kandydatów i list, o ile frekwencja w prawyborach przekroczy ustaloną z góry wartość progową – np. 5 lub 10% uprawnionych do głosowania. Okręgi prawyborcze odpowiadają okręgom wyborczym.
Komitety obywatelskiej koalicji demokratycznej powołują sądy prawyborcze na poziomie wojewódzkim. W przypadku organizacji prawyborów na obszarze mniejszym lub województwo sąd pełni swoją funkcję odpowiednio do terenu i okręgów wyborczych. Skład sądu prawyborczego tworzą uzgodnieni konsensusem między komitetami wyborczymi emerytowani sędziowie obdarzeni społecznym autorytetem. Do kompetencji sądów prawyborczych należy przygotowanie regulaminu wyborów; zatwierdzenie lokalizacji komisji obwodowych; zatwierdzenie składu komisji. zatwierdzenie wzoru kart; zatwierdzanie wyników; rozpatrywanie skarg i protestów, a w razie konieczności – ponowne przeliczenie głosów.
Prawybory odbywają się w lokalach wyborczych udostępnionych przez samorządy tam, gdzie jest to możliwe lub (i) przez partie i komitety wyborcze, albo lokale wynajęte lub użyczone na czas prawyborów; w Internecie oraz za pośrednictwem poczty.
Komitety koalicji tworzą sieć komisji wyborczych, w których skład wchodzą przedstawiciele wszystkich komitetów biorących udział w wyborach. Członkowie komisji wyborczych pracują społecznie. Komisje wyborcze pracują na zasadach stosowanych w zwykłych wyborach – w przypadku wyborów stacjonarnych i za pośrednictwem poczty. Komisje wyborów internetowych kontrolują prawidłowość działania oprogramowania i nadzorują jego pracę w trakcie głosowania.
Liczenie głosów odbywa się na zwykłych zasadach.
Do głosowania w prawyborach uprawniony jest każdy dorosły obywatel zarejestrowany na liście wyborczej w dniu wyborów lub przedtem (w przypadku głosowania online) na podstawie: podpisanej deklaracji demokratycznej, dokumentu zawierającego nr PESEL i potwierdzającego adres zamieszkania.
Rejestracja wyborców ma dwie funkcje. Po pierwsze uniemożliwia podwójne głosowanie i głosowanie poza właściwym okręgiem – w tym celu lista zarejestrowanych (rejestrujących się) wyborców jest dostępna dla członków komisji online w każdym lokalu wyborczym. Po drugie wymagana przy rejestracji deklaracja demokratyczna ma służyć eliminacji złośliwego głosowania przeciwników koalicji na kandydatów typowanych jako potencjalnie najsłabszych we właściwych wyborach, co może być groźne zwłaszcza przy niewielkiej frekwencji prawyborów. Deklaracja może mieć wobec tego postać wniosku o referendum np. w sprawie wycofania nowelizacji ustaw o Trybunale Konstytucyjnym lub w sprawie uznania utraty mandatu przez Sejm i Senat RP wobec wielokrotnego złamania konstytucji i zarządzenia przedterminowych wyborów.
Prawybory odbywają się w jednej turze. Głosowanie na miejsca w okręgach jednomandatowych jest większościowe. Głosowanie na listę proporcjonalną odbywa się poprzez wybór listy jednego komitetu wyborczego i wskazanie wybranego kandydata z listy. Głosy są liczone wg zwykłych zasad głosowania proporcjonalnego, jednak bez progów wyborczych – tak, by uzyskać maksymalnie szeroką reprezentację również niewielkich ugrupowań.
Listy wybranych w prawyborach kandydatów ustala się jak wyniki wyborów proporcjonalnych (z zastrzeżeniem braku progów), przy czym miejsce na liście zależy od liczby otrzymanych głosów. Wyłoniona w prawyborach lista kandydatów koalicji zawiera co najmniej tylu kandydatów, ile jest miejsc w wyborach i staje się wspólną listą koalicji w wyborach właściwych, o ile spełniony zostaje określony w porozumieniu komitetów warunek minimalnej wymaganej frekwencji.
Pytania i odpowiedzi
Poniżej zapis wątpliwości i pytań podnoszonych najczęściej w trakcie dotychczasowych rozmów o koncepcji prawyborów. Pojawiające się tu nazwy partii, nazwiska kandydatów i rozważane sytuacje mają wyłącznie ilustracyjne funkcje, nie są wynikiem żadnych rozmów i ustaleń, opisują przykładowe, hipotetyczne problemy.
Zamierzacie kandydować? Chcecie rządzić? Macie kadry? Program? Struktury i pieniądze?
Nie, nie zamierzamy kandydować. Nie jest naszą rolą uczestniczenie w demokracji w charakterze strony politycznego sporu, który jest treścią demokracji. Jest naszą rolą wyznaczać reguły polityki, zgodne z pryncypiami demokracji, swobód obywatelskich i praworządności, które wyznajemy i których dzisiaj trzeba w Polsce bronić. Naszą rolą jest też strzec przestrzegania reguł demokracji i dzisiaj żądamy od partii opozycyjnych, by tych reguł przestrzegały tu i teraz, zamiast obiecywać nam ich przestrzeganie po zwycięstwie nad PiS. Prawybory są po to, by w nich kandydowały partie polityczne i te lokalne środowiska, które w życiu samorządnych wspólnot lokalnych istnieją i działają niezależnie od nas.
Dlaczego na prawybory miałby się zgodzić np. Rafał Trzaskowski, którego pozycja wśród kandydatów na prezydenta Warszawy wydaje się niezagrożona?
Po pierwsze oficjalnie, publicznie zapytany o własną zgodę na prawybory, musiałby równie oficjalnie i równie publicznie odpowiedzieć. Odpowiedź negatywną musiałby uzasadnić – uzasadnienie odmowy niekompromitujące w oczach wyborców byłoby trudne, choć nie niemożliwe. Chociaż istotnie Rafał Trzaskowski według wszelkiego prawdopodobieństwa zdecydowanie wygra prawybory.
Warto przy okazji zaznaczyć, że udział w prawyborach nie musi oznaczać unieważnienia dotychczasowego ustalenia pomiędzy PO i Nowoczesną. Międzypartyjne uzgodnienie kandydatury Trzaskowskiego, ani żadnej innej, nie może jednak objąć wszystkich środowisk, na które da się liczyć w przypadku porozumienia o prawyborach. Tego z różnych względów zrobić się nie da. W szczególności zawarte dotychczas ustalenia pomiędzy PO i Nowoczesną nie wydają się być do zaakceptowania np. przez partię Razem – a są również inne takie środowiska. Adrian Zandberg będzie więc zmuszony startować w wyborach osobno – rezygnacja z kandydowania oznaczałaby konieczność uznania porozumienia zawartego nie tylko przez liberalnych przeciwników Razem, ale także przez kontestowane partyjne aparaty, co dla środowiska Razem byłoby samobójczą decyzją. Kandydując przeciw demokratycznej koalicji Razem dostałaby zdecydowanie mniej głosów niż w prawyborach, bo na głos nie zdecydują się wszyscy obawiający się zwycięstwa PiS i ci, którzy odrębną kandydaturę potraktują jako zdradę demokracji. Jednak jakieś głosy Zandberg dostanie. Każde takie kandydujące osobno środowisko osłabia wynik Trzaskowskiego o kilka procent, co może być decydujące. Z tych względów propozycja prawyborów umacnia również najmocniejszych kandydatów. O ile oczywiście prawybory będą akceptowalne dla Razem – wydaje się, że będą na pewno akceptowalne bardziej niż gabinetowe ustalenia.
Ale w takim razie co po prawyborach Zandbergowi, skoro szans nie ma i tak?
Zwłaszcza w wyborach prezydenckich kandyduje się często nie po to, żeby wygrać, ale po to, by poprawić ogólne notowania własnej partii. W prawyborach Razem uzyska wynik zdecydowanie lepszy niż w wyborach, w których start niezależnie od PO oznacza start przeciw tej partii i niejako „po stronie” PiS. Partii Razem może w tych wyborach zależeć na podniesienie wyniku z 3 do np. 10% – mają zresztą pełne prawo do takich kalkulacji i nie wolno ich tego prawa pozbawiać – a to jest możliwe i zupełnie niegroźne w prawyborach, natomiast jest zupełnie wykluczone w wyborach według scenariusza bez prawyborów. A przy tym jest groźne, bo każda osobna kandydatura jest groźna – bez prawyborów.
W dodatku w prawyborach na listy do rady gminy i rad dzielnic Razem miałaby szansę na wynik właśnie np. 10%. W dotychczasowym scenariuszu – nie dostanie nic, bo nowelizacja ordynacji skutecznie wyeliminuje wszystkie małe partie i komitety. Gdyby nawet PO zechciała wziąć kandydatów Razem na swoją listę, co przecież nie jest wyobrażalne, Razem się na to zgodzić nie może, bo straci całą swoją tożsamość. Godzi się na to – jak dotąd – Nowoczesna. Dla nich z kolei oznacza to uległość wobec dyktatu PO, co jest negatywnie komentowane zarówno w partii jak wśród jej wyborców, a prawybory również dla Nowoczesnej mogłyby stać się szansą na wydostanie się z uścisku dominującej Platformy. Dla Nowoczesnej ten uścisk musi być nieznośny. Ryszard Petru, wycofując kandydaturę Rabieja, złamał przecież statut własnej partii. Za kandydaturą Rabieja w Nowoczesnej głosowano. Petru tę kandydaturę wycofał sam, bez żadnego głosowania.
Więc jednak PO nie będzie zainteresowana – to, co może im się jakoś opłacać w wyborach na prezydenta, będzie ich kosztowało utratę 10% mandatów w radzie na rzecz Razem.
To prawda – tak patrząc, PO traci. Ale dokładniej mówiąc, traci wyłącznie pozycję monopolisty, ale raczej nie mandaty w radach. Nie godząc się na prawybory, PO eliminuje Razem z rad gmin, ale przecież nie zyskuje głosów wyborców tej partii. To trudny rachunek – chyba niemożliwy do przeprowadzenia bez zastrzeżeń. Nie da się np. orzec z pewnością, że wielopartyjna koalicja zbierze sumę głosów uczestników koalicji. Część wyborców Razem może np. nie akceptować „zdrady pryncypiów” przez „sojusz z liberałami”, choć z kolei część potencjalnych wyborców PO może tej partii nie wybaczyć bezceremonialnego odrzucania szerokiego frontu demokratów z jednej strony, a „populistycznych koncesji” na rzecz nieakceptowalnego programu z drugiej. Nie da się powiedzieć z góry, jak silne będą tego rodzaju czynniki i który z nich przeważy. Niewątpliwie jednak da się z prawyborami oraz obecnością Razem i innych małych komitetów wiązać nadzieje na głosy dotychczas niegłosujących, którzy w samych prawyborach oraz szerokiej koalicji dostrzegą szansę na dobrą, koncyliacyjną politykę zamiast zwyczajowych międzypartyjnych przepychanek. W końcu kampania prawyborcza jest między innymi po to, by ujawnić różnice programowe w koalicji i pozwolić wyborcom decydować w merytorycznych sporach. W gruncie rzeczy niezwykle trudno byłoby sobie wyobrazić, że swoje hipotetyczne 10% w radzie Razem uzyskałaby kosztem PO. Po pierwsze nie będzie to 10, a raczej 6% – bo PiS jednak jakieś głosy przecież zdobędzie. Po drugie ew. 10% dla Razem będzie po części kosztem mandatów PiS, a po części dzięki wzrostowi frekwencji w wyborach właściwych.
Czy warto zawracać sobie głowę niewyobrażalnie trudną procedurą, skoro wystarczą sondaże?
Procedura prawyborcza nie jest trudna – w gminach istnieją przecież środowiska, na ogół zorganizowane, które w tych wyborach i tak startują. Jest na kogo liczyć. Tego nie trzeba tworzyć, to istnieje.
Sondaże natomiast nie wystarczą. To zupełnie inna sytuacja. Sondaże wskazują, kto ma ile głosów – bez przeliczenia tego na ilości miejsc w okręgach o skomplikowanej strukturze i ordynacji wyborczej zróżnicowanej w okręgach. Trzeba by było pracowicie przeliczać wyniki sondażowe, szczegółowo tłumacząc je na możliwe rozkłady mandatów, a to jest zawsze obarczone sporym błędem. Albo zamawiać szczegółowe sondaże symulujące realne karty do głosowania, co jest wykonalne równie trudno jak same prawybory.
Po drugie sondaże nie uwzględniają ryzyk związanych z kampanią. Lepiej ją nazwać debatą i mieć nadzieję, że będzie merytorycznym sporem. Trzaskowski jest kandydaturą nie budzącą wątpliwości i najmocniejszą – ale tak jest dzisiaj. Z pewnością musi się przygotować na kłopotliwe pytania – np. o własne związki z dotychczasowym Ratuszem, a tu każda odpowiedź jest kłopotliwa. Deklaracja lojalności wobec PO i dotychczasowej polityki Ratusza oznacza wzięcie na siebie całego obciążenia z tym związanego, deklaracja zerwania oznacza nielojalność. Te ryzyka warto zweryfikować w trakcie prawyborów, a nie wyborów, z których nie da się już wyciągnąć wniosków. Z tego punktu widzenia prawybory są korzystne – nie dla żadnej konkretnej partii co prawda, ale dla całej koalicji z pewnością.
Wyniki prawyborów najczęściej nie są takie same, jak wyniki wyborów. We francuskich prawyborach wygrali kandydaci, którzy nie przedostali się do drugiej tury. Głosują w nich „aktywne ekstrema”.
To prawda. Prawybory służą wyłonieniu kandydatów. Tych, których chcemy wystawić. To, czy te kandydatury się sprawdzą i na ile będą skuteczne – czy więc podobnie będzie głosował większy tłum wyborców – to właśnie jest sprawa wyborów. Partyjny aktyw ustalający skład listy kandydatów, często przecież po prostu jednoosobowo, jest co najmniej równie niereprezentatywny dla ogółu wyborców.
Skąd wziąć masę potrzebnych do tego ludzi, środków, lokale itd.?
Mówimy o prawyborach, w których startują partie, rozmaite ruchu miejskie i inne komitety wyborcze, które przecież realnie istnieją tam, gdzie wybory się odbywają. Tego nie trzeba tworzyć – to jest. Wszędzie tam, gdzie istnieją środowiska zgłaszające kandydatów. Kadry nie są zmartwieniem. Nie są też w zasadzie żadnym wyzwaniem logistycznym, bo chodzi o wybory w lokalnych, stosunkowo niewielkich społecznościach, gdzie nie wchodzą w grę problemy związane z zarządzaniem masami ludzi. W wielu gminach da się liczyć na wsparcie ze strony struktur samorządowych, choć ono musi być ograniczone, bo gminom nie będzie wolno wydawać na prawybory pieniędzy z gminnej kasy.
Rzecz jest z całą pewnością wykonalna. Wiadomo, jak to zrobić. Grupy ekspertów rozpoczęły prace nad platformą wyborów elektronicznych (ona nie jest niezbędna), ordynacją prawyborczą itd. Chodzi w gruncie rzeczy o dwie bardzo zasadnicze sprawy. Po pierwsze każda wspólna lista demokratycznej koalicji ma być rezultatem liczenia głosów wyborców, a nie decyzją zarządów partii – to ureguluje ordynacja wyborcza. Po drugie chodzi nie o jakąś abstrakcyjną „ważność wyborów”, ale o to, by przeprowadzić je tak, by wyniku nie kwestionował żaden z zainteresowanych komitetów wyborczych. A to da się zapewnić łatwo – komitety wyborcze tworzą komisje, w których każdy kontroluje każdego.
O prawyborach również tutaj.
Tak właśnie trzeba! Nie inaczej, nie „na skróty” (zawsze niosące potencjał fałszerstw) i tylko tak. Nie jestem przekonany, że to „spodoba się” PiS-owi, lecz nie o podobanie się komukolwiek tu chodzi. Nie wiem, czy PiS ma fizyczne mechanizmy zablokowania lub niedopuszczenia do prawyborów. Jeśli tak, trzeba je pilnie zidentyfikować, a następnie zneutralizować. Mam nadzieję, że „konserwatywna” PO zrozumie wreszcie, że jesteśmy nią już zdegustowani, zniesmaczeni, zawiedzeni. Utworzenie monolitycznej koalicji demokratycznej jest warunkiem niezbędnym pokonania PiS-u.
Bezbłędne opracowanie i wdrożenie mechanizmów „prawyborów przez Internet” jest niezmiernie ważne i technicznie dość trudne (tak mi się wydaje). W moim gronie jest wiele osób pracujących na całym świecie, które nie chcą ponosić sporej fatygi podróżowania (niekiedy niejednodniowego) do odległej ambasady czy konsulatu PL, i które dlatego poniechały swojego udziału w ostatnich wyborach. Tylko „wygodny” (i w pełni weryfikowalny) mechanizm głosowania online z domu z jednego adresu IP (dowolnego, bo ludzie z różnych racji wykorzystują VPN) (oraz zliczania i transmisji takich głosów) może spowodować, że udział w wyborach wezmą.
Przy okazji – proszę poprawić błąd:
– pod „Zasady i sposób organizacji prawyborów” w tej frazie „na obszarze mniejszym lub województwo” (powinno być: „niż”).
Gratuluję Panu Kasprzakowi przedmiotowego opracowania.
Ja nie znam państwa, może oprócz Estonii, które zdecydowało się na internetowe wybory. Nie ma dzisiaj praktycznie funkcjonujących systemów, a już w ogóle tanich i wolno dostępnych systemów, które pozwoliłyby takie wybory sensownie przeprowadzić. Nawet gdy uznamy, że w prawyborach można nico mniej restrykcyjnie zasady bezpieczeństwa, równości i tajności wyborów zastosować.
Adres IP to ja mogę u mojego providera za pomocą jednego klika zmienić co minutę. Gdyby system ePUAP był systemem powszechnie używanym i otwartym do publicznego użytku, to może byłaby to opcja. Ale z tego co wiem, to nie jest.
Tylko zjazdy elektorów wsparte być może jakimś system oświadczeń elektorskich i technik korespondencyjnych są moim zdaniem opcjami realistycznymi.
Czy nie wystarczy, gdy – po zagłosowaniu – system wysyła automatycznie e-mail na podany przez głosującego adres, w którym jest aktywny link, na który należy kliknąć, aby potwierdzić swoją tożsamość? Taki sposób weryfikacji jest powszechnie używany w innych sytuacjach i sam wielokrotnie byłem proszony o takie właśnie potwierdzenie, że to ja. Zmienianie adresu IP nie ma tu nic do rzeczy, gdyż podany przeze mnie adres e-mailowy albo jest mój (i dostarczy mi e-mail weryfikacyjny), albo nie jest mój i nic do mnie na niego nie dotrze. Nie jest przy tym ważne, czy jest to mój „temporary e-mail address”, czy „permanent”. Oczywiście, otwiera się tu możliwość wielokrotnego głosowania z różnych adresów tymczasowych. Tę kwestię także można rozwiązać poprzez „poinformowanie” systemu, aby ignorował (lub nie akceptował) takich adresów chwilowych. Wszystko jest do rozwiązania.
Zgadzam się, że wszystko jest do rozwiązania.. Jednak nie przy użyciu technologii banalnych do nadużycia a taką jest weryfikacja przez email. Wprawdzie nie jesteśmy w stanie przygotować systemu e-voting, który spełniałby wymagania takie jak te już używane w Europie ( przez koszty , brak czasu, konieczność posiadania e-dowodów albo kwalifikowanego podpisu elektronicznego przez każdego, itd. ) ale jest moim zdaniem ( i wedle mojej wiedzy 🙂 ) możliwe opracowanie systemu który zapewni rozsądny kompromis pomiędzy bezpieczeństwem i łatwością użycia. Myślę, że dyskusję nt. szczegółów technicznych warto przenieść gdzie indziej bo dzisiaj chodzi przede wszystkim o uzyskanie szerokiego poparcia dla samej idei prawyborów a kwestia realizacji to jest krok kolejny.
Zdecydowanie popieram organizację prawyborów.
To czy uda się „odpalić” taki projekt zależy przede wszystkim od polityków. Czy zdecydują się zmierzyć z „wolą suwerena” i na jakich warunkach zaakceptują wynik jako wiążący.
Forsowana ordynacja wyborcza stawia partie polityczne w pozycji uprzywilejowanej i cokolwiek nie będą deklarować to tam gdzie czują się silne będą stawiać warunki dla ew. wpuszczenia na swoje listy innych kandydatów.
Spodziewam się, że duże partie, które figurują w ogólnopolskich sondażach, jako warunek uznania prawyborów postawią wysoką frekwencję .
A jeżeli chcemy liczyć na frekwencję większą niż kilka procent uprawnionych to nie możemy z góry odrzucać metod głosowania innych niż osobiście w lokalu wyborczym ani też wymagać uciążliwych procedur np. dla potwierdzania faktu zamieszkania.
To jest warunek konieczny również dlatego, żeby przyciągnąć młodych wyborców. Tych, którzy dorośli w świecie, gdzie już naprawdę niewiele spraw wymaga fizycznej obecności. Tych, którzy są najbardziej mobilni, uczą się i pracują często daleko poza miejscem formalnego zameldowania.
Z drugiej strony nie mając (?) dostępu do oficjalnych spisów wyborców nie jesteśmy chyba w stanie zweryfikować wyborcy inaczej niż przez urzędowy dokument potwierdzający adres zameldowania. A nie wyobrażam sobie, że posiadacz nowego dowodu (bez adresu) specjalnie z okazji prawyborów poleci do urzędu po zaświadczenie. Czy jesteśmy w stanie przyjąć, że rejestracja będzie możliwa również na podstawie faktycznego adresu zamieszkania (potwierdzonego wiarygodnym dokumentem – rachunkiem, umową itp.) ?
Biorąc powyższe pod uwagę to raczej nie da się uciec od organizacji systemu glosowania na poziomie krajowym – choćby przez konieczność weryfikacji „naszego” rejestru wyborców i wykluczenie nadużyć.
Większość argumentów rozumiem i podzielam. Podtrzymuję jednak mój sceptycyzm organizacyjno-technologiczny, chociaż zgodzę się, że to temat do osobnej dyskusji przez wyspecjalizowane gremia. Jednak tę sprawę należałoby podjąć bezzwłocznie a decyzje należy podjąć przed rozpoczęciem organizacji prawyborów. To jest moim zdaniem praktycznie niewykonalne. Przed 2 laty powstała jednak grupa na GitHubie, która chciała opracować dla PKW system eWyborczy na zasadzie Open Source. Pamiętam, że grupa działała bardzo profesjonalnie i dość daleko koncepcyjnie dotarła. Nie wiem jaki jest stan grupy i projektu dzisiaj, ale jeśli grupa istnieje to byłaby najbardziej kompetentna do przejęcia zadania.
Jeszcze jedna uwaga. Mamy tutaj do czynienia z wyborami lokalnymi, a więc najbardziej przyziemnymi i obywatelskimi. Moja propozycja powiązania kandydowania z budowaniem przez kandydatów sieci elektorów i wolontariuszy ma na celu realne wciągnięcie w proces wyborczy jak najwięcej ludzi. I to z samego dołu. Weryfikacja tych ludzi byłaby rozproszona, czasem wręcz osobista a rejestracja i identyfikacja mogłaby przebiegać na ustandardyzowanych zasadach na szczeblu regionalnym (np powiatowym i wojewódzkim)
To nieprawda, że w wyborach muszą koniecznie wziąć udział tłumy wyborców liczone w milionach. Gdyby udało się wciągnąć w proces i w sieć kandydatów, elektorów i wolontariuszy 300.000 ludzi, a więc 1% wyborców to
po pierwsze) Byłaby to siła lokalnie jak najbardziej zauważalna i uwiarygadniająca wybranych kandydatów
po drugie) byłaby to w skali kraju najpotężniejsza siła polityczna, bijąca liczebnością wszystkie partie polityczne razem wzięte, wielokrotnie przebijając każdą z nich osobno z pewnym szczególnym wyjątkiem PSL-u.
Nawet połowa czy 1/3 tej liczby byłaby sukcesem i miała znaczenie polityczne, chociaż odpowiednio mniejsze. I zbudowanie takiej sieci należałoby sobie postawić za cel. A z czasem można by się porwać na jej zinstytucjonalizowanie. Taka sieć przypominałaby trochę amerykańskie partie polityczne, które nie są partiami w europejskim sensie, lecz są luźną siecią obywatelską budzącą się tylko na wybory w celu wyłonienia w prawyborach najlepszych kandydatów do wyborów oraz przeprowadzenia prawyborów i wyborów.
Prawdą jest, że proces prawyborów może być zaatakowany „prawnie” przez anty-obywatelską i już otwarcie nierządną władzę. Zwłaszcza gdy te prawybory mają odbywać się w terenie, otwarcie i nie w ramach zamkniętej organizacji politycznej (np. partie). Z punktu widzenia demokracji prawybory to proces jak najbardziej prawidłowy i pożądany, ale wroga społeczeństwu władza może zaatakować tak inicjatywę w takich miejscach jak:
a) kampania wyborcza w prawyborach może być zinterpretowana, zaatakowana i zdelegalizowana jako kampania wyborcza we właściwych wyborach. A kampanii wyborczej nie wolno prowadzić „oficjalnie” przed formalnym ogłoszeniem wyborów.
b) To samo co w (a) a może i ostrzej dotyczy gromadzenia i wydatkowania funduszy wyborczych. Tutaj przepisy są wyjątkowo restrykcyjne w zakresie tworzenia funduszy wyborczych i ich rozliczania. A prawyborów raczej się nie da przeprowadzić bez wydatkowania pieniędzy.
(a) i (b) są zresztą dramatycznym pogwałceniem zasady równości wyborów w Polsce. Systemowo koncesjonowane partie prowadzą de facto w sposób stały i czasowo nieograniczony kampanię wyborczą. Do tego gromadzą bez ograniczeń fundusze wyborcze i to głównie z budżetu państwa. Natomiast cała reszta podmiotów może to robić wyłącznie przez parę tygodni przed wyborami włącznie ze wszystkimi naleciałościami organizacyjno-administracyjnymi jak zbieranie podpisów, zakładanie stron internetowych i bankowych kont.
Mimo to uważam, że należy próbować. Przydałoby się paru prawników dla porad, jak można osłonić inicjatywę przed spodziewanymi prawnymi atakami pisowskich komisarzy, sędziów i prokuratorów Ziobry. Drugim zadaniem byłoby sporządzanie skarg prawnych celem przedłożenia instytucjom krajowym i międzynarodowym.
Ciekawa inicjatywa. I popieram. Kiedyś pracowałem nad podobną ideą, ale w tylko w odniesieniu wyborów do Sejmu w calu ominięcia systemowej bariery blokującej udział w wyborach kandydatów lokalnych i niezależnych. Podstawą tej idei była absolutna autonomia komitetów wyborczych na poziomie okręgów wyborczych oraz obowiązkowe – jak tutaj – oddolne prawybory.
Wyborów samorządowych nie uwzględniałem, ponieważ nie było jak dotąd potrzeby. To były jedyne w kraju wybory, które można było uznać za w miarę demokratyczne, w których obywatele mieli prawa wyborcze, a więc również realny wpływ i w których koncesjonowane partie centralistyczne były niemal całkowicie „wycięte”. Dotyczyło to zwłaszcza społeczności wyborczych najmniejszych. W ostatnich wyborach blisko 80% stanowisk prezydentów miast i wójtów było obsadzonych przez kandydatów niezależnych.
Moim zdaniem, centralne partie „opozycyjne” powinny się w ogóle wycofać z wyborów samorządowych a całe swoje skromne wpływy regionalne wykorzystać na poparcie bezpartyjnych inicjatyw wyborczych. Nawet jeśli w paru miejscach mają kilku godnych wyboru dobrych kandydatów, powinny ich formalnie odpartyjnić i oddelegować do służby na rzecz społeczności lokalnych. Gdyby polskie partie były obywatelskie, masowe, zakorzenione lokalnie (czyli miały jak na zachodzie 100-300 tysięcy członków) to oczywiście takie podejście byłoby nonsensowne. Ale w Polsce nie mamy takich partii. Partie, które liczą 500, 5000, najwyżej 10000 żywych i płacących składki członków to absurd i mydlenie oczu w wyborach samorządowych, gdzie samych stanowisk wybieralnych jest ok 40-50 tysięcy.
Wiem, że ta ostatnia myśl, to myśl utopijna, bo od polskich „partii” na żadne wybicie się ponad ślepe partyjniactwo nie liczę.
W pełni zgadzam się z tezą, iż „centralne partie opozycyjne powinny się w ogóle wycofać z wyborów samorządowych”. Ich kandydaci powinni „zawiesić” legitymacje partyjne i startować w ramach komitetów obywatelskich. Taka luźna idea zaczęła pojawiać się w lipcu. Oczywiście bez żadnego pozytywnego odzewu. Ale warto ze wszech miar ją propagować. Może kiedyś chwyci.
Pozwolę sobie jeszcze na jedną uwagę krytyczną i kilka wolnych uwag ogólnych do przemyślenia.
Uwaga krytyczna:
Nie wiem skąd w Polsce wzięła się ta dominująca i zatruta wiara czy przekonanie, że w wyborach proporcjonalnych lista kandydatów musi koniecznie zawierać minimalną liczbę osób nie mniejszą niż liczba mandatów w okręgu wyborczym. Taka reguła jest zupełnie zbyteczna a nawet niedopuszczalna w demokracji, ponieważ eliminuje z góry kandydatów indywidualnych, a bierne i czynne prawo wyborcze każdego obywatela na poziomie indywidualnym jest absolutnym jądrem, świętą zasadą w systemie demokracji. Wystarczy spojrzeć na systemy wyborcze w Holandii, Estonii czy Wielkiej Brytanii w wyborach do PE, żeby zobaczyć, że system proporcjonalny nie kłóci się wcale z kandydowaniem indywidualnym. Przykład brytyjski można sobie w skrócie zobaczyć tu: https://bisnetus.wordpress.com/2014/07/31/wybory-proporcjonalne-do-pe-w-wielkiej-brytanii/
Osobiście zalecałby zrezygnować z tego – moim zdaniem – niepotrzebnego i szkodliwego ograniczenia. Minimalna liczba kandydatów na liście powinna wynosić jeden, a maksymalna powinna być dobrać pragmatycznie najlepiej tak jak jest zdecydowane w docelowej ordynacji.
Uwagi ogólne:
* Parytety płci *
„Zabawę” w wolne prawybory bardzo psuje dość durnowaty (na listach wyborczych) obowiązek zachowania parytetów płciowych. Koncepcja musi ten aspekt uwzględnić. Wszelkie parytety wykluczają praktycznie wolne prawybory na listy. Musi być dobrany jakiś klucz już w fazie zgłaszania kandydatów, jak również w obliczaniu głosów. Gdy – tak jak w wyborach do Sejmu – maksymalna liczba kandydatów na liście wynosi dwukrotność liczby mandatów w okręgu, to można na prawybory właściwe zarezerwować miejsca właściwe (połowę miejsc) a drugą połowę potraktować jako miejsca techniczne służące ominięciu idiotycznych warunków przy pomocy równie idiotycznych manipulacji. Ale PiS planuje (chyba we wszystkich wyborach) ograniczyć maksymalną liczbę kandydatów na listach do liczby mandatów plus dwa. To oczywiście proste ominięcie parytetów utrudnia
* Warunki zgłaszania kandydatów *
Zgłaszanie kandydatów w demokracji powinno być w pełni swobodne, co jednak nie znaczy, że powinno być całkowicie bezwarunkowe, zwłaszcza gdy chodzi o listę o konkretnych celach. Podpisanie wspomnianej deklaracji demokratycznej jest jednym z takich warunków. W moich koncepcjach przewidywałem również warunki reprezentatywności, pełnej jawności w procesie kandydowania jak i w procesie realizowania reprezentacyjnego mandatu, warunek aktywności, konstruktywizmu i zobowiązania do prowadzenia pozytywnej kampanii wyborczej. To są wszystko sprawy do dyskusji. Te warunki nie powinny nikogo wystraszać i zbytnio ograniczać, ale powinny wyznaczać pewne minimalne kryteria poważnej kandydatury.
Dam tylko obrazowy przykład.
Każdy zgłoszony kandydat, lista kandydatów musi spełnić następujące warunki zgłoszenia kandydatury.
– Zaświadczenie o zamieszkiwaniu danego okręgu wyborczego od co najmniej 6 miesięcy
– Upublicznienie osobistego i politycznego profilu ze szczególnym uwzględnieniem działalności społecznej, kariery zawodowej, kompetencji kierowniczych i przedstawicielskich
– Publiczne przedstawienie co najmniej trzyosobowego komitetu wyborczego kandydata lub listy kandydatów z podaniem sylwetek członków komitetu, ich danych kontaktowych (tylko eMail publicznie) oraz pełnionej przez nich roli. Role pełnomocnika finansowego i promocji są obowiązkowe. Jeden członek komitetu wyborczego jest odpowiedzialny za kontakty i koordynację z innymi komitetami i ciałami koordynacyjnymi.
– Wojewódzkiemu (okręgowemu) komitetowi koordynacyjnemu należy dla listy przedstawić
– Listę i oświadczenia elektorów popierających ekskluzywnie listę lub kandydata w ilości co najmniej 10 na listę i co najmniej 5 na każdego zgłoszonego kandydata na liście. Oświadczenia elektorskie na rzecz listy będą zaliczone jako głosy oddane w prawyborach.
– Listę i zobowiązanie stałego działania w terenie na rzecz listy kandydatów od co najmniej 3 wolontariuszy
– Listę i zobowiązanie stałego działania w terenie na rzecz całokształtu inicjatywy wyborczej do zakończenia całego procesu wyborczego od co najmniej 1 wolontariusza
– (Tutaj mogą również zawarte jakieś warunki finansowe kandydowania w rodzaju niewielkich wpisowych na rzecz funduszu wyborczego komitetu a w pewnym niewielkim procencie (10-20%) nawet dola do kasy centralnej. To zależy jednak od koncepcji finansowania jaką się skonstruuje)
– (Tutaj można również zawrzeć pewne ogólne zobowiązania do przestrzegania kodeksów zachowania i zasad wspólnotowych)
Komitety wyborcze i kandydaci byliby zobowiązani do pracy w terenie i powiększania swojej bazy wyborczej oraz bazy wyborczej dla całej inicjatywy. Dlatego podane wyżej wstępne warunki dotyczące ilości elektorów, wolontariuszy i ewentualnie zgromadzonych i wydanych środków powinny być znacznie ale realistycznie i adekwatnie do wielkości okręgów wyborczych podwyższone jako warunek ostatecznego dopuszczenia do właściwych prawyborów. To powinien być naturalny proces preselekcji kandydatów naprawdę aktywnych, reprezentatywnych i umiejących budować lokalne sieci społeczne.
Co więcej jakieś rozsądne ogólne quorum uczyniłbym koniecznym warunkiem do przeprowadzenia prawyborów i przystąpienia do właściwych wyborów. Bez uzyskania minimum reprezentatywności nie ma sensu wystawianie kandydatów do wyborów. Bo skończy się na tym, że paru kolesi się zbierze, wybiorą sami siebie, reprezentując tylko i wyłącznie siebie, a nie obywateli. Ale kompromitować będą nie siebie tylko całą ideę i całą inicjatywę.
Wytłumaczcie mi w jaki sposób to ma działać: „wymagana przy rejestracji deklaracja demokratyczna ma służyć eliminacji złośliwego głosowania przeciwników koalicji na kandydatów typowanych jako potencjalnie najsłabszych we właściwych wyborach”. Ja nie widzę żadnego skutecznego zabezpieczenia przed udziałem w prawyborach ludzi którzy w ten sposób będą chcieli wykrzywić ich wynik.
Gwarancji przed „kretami” nie zbudujesz nigdy. Możesz tylko poprzez maksymalne otwarcie i powszechność udziału na zasadach oddolnej demokracji spowodować, że „krety” będą w nieznaczącej mniejszości i nie przejmą kontroli nad większością.
Analogii historycznych nie trzeba daleko szukać. Solidarność 80 była pełna SB-ckich „kretów”, ale nawet profesjonalne i zawzięte „krety” nie mogły wiele zaszkodzić w 10-milionowym ultrademokratycznym związku.
Prawybory to najlepszy jak doąd pomysł na wyborcze zjednoczenie opozycji. Transaprentny, uczciwy, z gruntu demokratyczny. Nie wymagający utraty tożsamości poszczególnych ugrupowań. Sposób na uniknięcie konfliktów i brzydkich kompromisów. Na zaangażowanie wielu ludzi w budowę skutecznej odnowy państwa.
Zdaję sobie sprawę, że partie – od Razem do PO – będą się temu pomysłowi opierać niemal w równym stopniu, choć z różnych przyczyn.
Jednak nie wolno ustawać w propagowaniu… a właściwie nawet w wymaganiu poparcia tego postulatu. Daje on nam bowiem realną szansę na zwycięstwo i naprawę Polski.
Prawybory to dobry pomysł, ale jako pozytywny postulat polityczny do wykorzystania przed wyborami parlamentarnymi a nie jako sposób na jednoczenie partii przed wyborami samorządowymi.
Dlaczego ?
1. Prawybory mają szansę zadziałać tylko kiedy będą faktycznie prawnie wiążące. W przciwnym wypadku niezadowolona partia znajdzie powód żeby zignorować ich wynik.
2. Udział aparatu państwa pozwoli przezwyciężyć problem identyfikacji (baza Pesel, platforma PUAP) i problem „trollowania” przez zwolenników innych partii. Jeżeli będą obowiązkowe, będą dotyczyły wszystkich partii i będzie można oddać tylko jeden głos, jest o wiele mniejsze prawdopodobieństwo zmarnowania tego głosy po to by wpływać na wybory w partii, której się nie popiera.
3. Opozycji brakuje pozytywnych haseł wyborczych, które nie byłyby „antypisem”. To mogłoby być jedno z nich, nie wiem czy nie najważniejsze. Zobowiązanie się do zmiany systemu partyjnego ograniczającej kontrolę partyjnych wodzów stanowiłoby wiarygodny dowód na faktyczną wolę zmiany.