Jak poprzeć Grzegorza Schetynę? Sztuka stawiania pytań
– Koncepcja szerokiej koalicji była i jest słuszna – powiedział Malwinie Dziedzic Grzegorz Schetyna w wywiadzie dla Polityki. – Tylko tak można pokonać PiS. Ale trzeba tę koncepcję sprawniej zrealizować. I przeprowadzić lepszą kampanię. (…) Integracja i dobra organizacja są kluczowe. I oczywiście optymizm
Tak w największym skrócie – a niestety myślę, że nie jest to skrót nadmierny – przedstawia strategię opozycji przed jesiennymi wyborami szef największej partii opozycji i lider opozycyjnego frontu. Malkontentów za twarz, organizacja, optymizm – alleluja i do przodu. Czwarty raz z rzędu. Prosto w ścianę. Tylko tym razem mocniej…
O strategii
– Narzekań na listy nie przyjmuję – powiedział o ostatniej klęsce Schetyna. – Uważam, że były dobrze skonstruowane. Choć nie było to łatwe, bo przecież trzeba było ułożyć pięć partii politycznych na dziesięcioosobowych listach w bardzo dużych okręgach.
Ani Schetyna, ani rozmawiająca z nim autorka nie wyobrażają sobie niczego innego, jak tylko właśnie „układanie partii” na listach wyborczych. Propozycja, by nie „układać” w zamkniętych gabinetach, a zamiast tego przed wystawieniem wspólnej listy pozwolić wyborcom zdecydować, która partia zajmie na niej ile miejsc, jest dla obojga rozmawiających niewarta wzmianki. Oboje ją znają i oboje na jej temat milczą, bo wiedzą, że żadnej „trzeciej drogi” nie ma. Skąd o tym wiedzą, pozostaje wciąż zagadką ukrytą za uśmiechem upudrowanego sfinksa. Nie istnieje w każdym razie żadna z wielu możliwych i proponowanych form prawyborów. Samo słowo jest zakazane. „Układanie” list to zbyt poważne zadanie, żeby się dało tu zrezygnować z niezbędnej kontroli…
– W Platformie słychać narzekania, że ludowcy powinni przyciągnąć więcej wyborców – odważnie informuje Schetynę Malwina Dziedzic – mieli wziąć na siebie kampanię na wsi, bo dla elektoratu wiejskiego są bardziej wiarygodni niż PO.
– Niestety, nasze wstępne badania pokazują, że to się nie udało – odpowiada Schetyna. – Pojawia się więc oczywiście pytanie, jak to poprawić. (…) Uważam, także na podstawie moich rozmów z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, że nasza koalicja będzie istniała i na jesienne wybory. (…) Prezes PSL chce budować segmenty opozycyjne w oparciu o program w taki sposób, żeby się ze sobą dopełniały – tak rozumiem wypowiedzi ludowców z soboty.
PRZECZYTAJ TAKŻE: II Kongres Obywateli RP. Co postanowiliśmy
Wygląda na to, że w stosunku do PSL wspomniane wcześniej „układanie” będzie dotyczyło podziału stref wpływów. Na przykład wschodnie województwa dla PSL. Zwłaszcza w jednomandatowych wyborach do Senatu, gdzie jasne wydaje się – choć Schetyna o tym nie mówił – że wystawić trzeba po jednym kandydacie w okręgu, a każdy osobny start pogrzebie szansę na zwycięstwo. To pomysł lepszy niż dotychczasowe, ale nic nie wskazuje na to, że będzie wystarczający. Nie ma takich miejsc na Wschodzie Polski, gdzie PSL miałby poparcie ponad 50%. PiS-owi, owszem, zdarza się to w wielu miejscach widocznych na mapie wyników wyborów europejskich. Można nie cenić zanadto popierających PiS wyborców ze wschodniej Polski, jednak zakładać, że nie zauważą tak czytelnego manewru, nie zwietrzą „podstępu” i dobrodusznie uwierzą np. w katolicko-konserwatywny charakter podsuwanej im do poparcia oferty, wydaje się naiwnością. Tu trzeba czegoś więcej niż wyznaczenia stref „politycznego krycia”.
W stosunku do Wiosny takiego „układania” już jednak nie będzie. – Robert Biedroń podejmuje mandat w Brukseli, co wskazuje na to, że raczej wyprowadza się z polityki krajowej – wyjaśnia Schetyna. – Elektorat Wiosny z pewnością ma świadomość tego, jak bardzo ważne są te zbliżające się wybory, jak bardzo PiS zagraża demokracji, wolnościom obywatelskim, praworządności. Na pewno będą w październiku przy urnach. I oddadzą głos na tych, którzy skutecznie będą bronić najważniejszych filarów demokracji liberalnej.
Sprawa jest jasna: Biedroń na emigrację, podobnie zresztą jak wszyscy inni potencjalni konkurencyjni przywódcy, „poukładani” z wielkim trudem na europejskich listach. Wyborców Wiosny połknie zaś skutecznie „efekt Rozenka”, który w Warszawskich wyborach samorządowych startował osobno, w sondażach notował podobne do Wiosny poparcie, ale w wyborach dostał 1,5% – bo Warszawa poszła na wojnę z PiS.
W tej wojnie zniknęli już wszyscy. Dzisiaj poza PO żadna z partii KE nie ma szans zanotować wyniku ponad próg 5%. W tej sytuacji 6% Wiosny to wynik dobry, a nie zły. Jednakże i te 6% ma zniknąć w proponowanej nam przez Schetynę strategii. Żeby było jasne: nie przejść do koalicji, ale właśnie zniknąć. KE nie zgromadziła tradycyjnych wyborców PO, PSL, SLD, Nowoczesnej – KE wygasiła te elektoraty. To z tego zdał sobie sprawę Kosiniak-Kamysz i stąd jego zapowiedzi formowania osobnego, ludowo-konserwatywnego bloku. Mocno spóźnione są zresztą te zapowiedzi. Nie każdego to martwi, możemy nie dbać o interesy ludowców. Ale poparcie dla KE tylko nieznacznie – o ile w ogóle da się to zmierzyć – przewyższa poparcie PO. To szalenie niebezpieczna i nieodpowiedzialna gra, choć liderom PO może się wydać atrakcyjna. Oznacza systematyczne kurczenie się bazy opozycji. Choć PO celuje w szeroko określone centrum i unika radykalnych skrzydeł, efekt jest odwrotny i widać to nie w żadnych „wstępnych badaniach”, ale po prostu gołym okiem i wszędzie.
O programie
– Bezpośrednie głosowanie na prezydentów aktywizowało – wspomina Schetyna – ponieważ mieszkańcy bronili swoich miast przed PiS – tak jak np. w Warszawie przed Patrykiem Jakim. To było bardzo czytelne. Tym razem to nie były tak bardzo spersonalizowane wybory. A zagrożenie wydawało się niektórym nieco abstrakcyjne.
Zatem mobilizacja przeciw PiS jest nadal tym, na co liczy Grzegorz Schetyna. To zaiste istotny składnik „demokratycznych wartości” i piszę to bez cienia przekąsu, bo akurat mnie nie trzeba tłumaczyć ani skali zagrożeń powodowanych przez PiS, ani tego, o jak ważne sprawy chodzi. Tyle tylko, że mobilizacja wojenna jest znów grą szalenie niebezpieczną, skala nienawiści rośnie, co potrafi się już dzisiaj przekładać nawet na kryminalne statystyki. Nie dość tego – w końcu każdy z nas może liczyć, że to nie jego dźgną nożem i nie jego zamkną – przede wszystkim kolejne wybory w ostatnich latach dowodnie pokazują istnienie nieprzekraczalnych granic tej mobilizacji. Opozycja jakimś cudem zjednoczona tak, że dodadzą się w niej bez strat wszystkie, bardzo różne grupy wyborców o przeciwstawnych nierzadko poglądach, z wielkim trudem przekracza 40% poparcia, a do 50% nie dochodzi niemal nigdy i nie zmienią tego kalkulacje obliczone na wielkie miasta, w których sprawy wyglądają inaczej. Kluczowe znaczenie mają ci, którzy od polskiej wojny stronią i nie głosują wcale. To nadal najsilniejsza partia w kraju.
PRZECZYTAJ TAKŻE naszą propozycję na jesienne wybory do parlamentu
Nie zmieni więc wiele powtarzanie, że nie ma alternatywy dla zjednoczonej opozycji, szczególnie przy tak wyraźnym efekcie systemu D’Hondta. Ktoś, kto mówi, że trzeba dezintegrować opozycję, działa na rzecz PiS.
[sc name=”wesprzyj” naglowek=” Buduj z nami patriotyzm obywatelski” tresc=”Tylko Twoja pomoc pozwoli nam dalej działać! „]
Integrować partie tak programowo oraz wizerunkowo różne jak PSL, SLD, Nowoczesna i Wiosna może tylko program. Musiałby być sklecony karkołomnie, godząc ogień z wodą choćby w sprawach „światopoglądowych”. Może i film Sekielskich zaszkodził KE w wyborach europejskich, niemniej spora część z jego dwudziestomilionowej widowni niełatwo wybaczy koalicji odejście od postulatów świeckiego państwa, o twardym rozliczeniu ewidentnych zbrodni Kościoła nie wspominając. „Skrętu na lewo” nie wybaczą z kolei koalicji konserwatywni wyborcy PSL i spora część elektoratu PO. Sztuką jest te elektoraty dodać, a nie wygaszać wzajemnie. Temu musi służyć strategia i temu musi służyć program – Schetyna ma rację: żadne z nich z osobna nie wystarczy.
– Przedstawimy nasz pomysł na Polskę – zapowiada Schetyna, próbując zachować pewną minę. – To da zwycięstwo.
– Ale ten pomysł poznamy pewnie dopiero po wakacjach – dopytuje pani redaktor – inaczej – jak pan mawia – PiS znów go przywłaszczy?
– Tak. Ale już w tę sobotę 8 czerwca przedstawimy naszą mapę drogową. Powiemy, jak to wszystko zamierzamy ułożyć, bo organizacja jest niezwykle istotna. Sam dobry pomysł to za mało, musi być przebudowany sztab, który będzie gwarantował dotarcie do wyborców, muszą być aktywni kandydaci, rywalizujący ze sobą na listach, prowadzący bardzo ofensywną kampanię w powiatach, w Polsce lokalnej, na wsi. Nie wystarczy tylko dobry program albo tylko sprawna kampania. Trzeba połączyć jedno z drugim i nad tym właśnie pracujemy.
Mamy się zatem nie martwić. W kolejnych odsłonach zdumiona publiczność pozna zbawczy program, zobaczy listy, sztab i wszystko. Alleluja! Do przodu! Co będzie w programie? Nieważne – dowiecie się w stosownym czasie. To i tak lepsze niż „nie teraz – najpierw trzeba odsunąć PiS”…
Bądź lepszy niż Prodi, skuteczniejszy niż Renzi
– Spójrzmy na to, co się działo na Węgrzech – proponuje nam Schetyna, mając na myśli tamtejsze swary w opozycji. – Nadchodzące wybory parlamentarne porównuję do tych krytycznych, kluczowych, które miały miejsce po pierwszym zwycięstwie Orbána. Musimy mieć tę złą węgierską lekcję z tyłu głowy. – Ja zaś proponuję Grzegorzowi Schetynie spojrzeć raczej na Włochy. Bo inaczej niż na Węgrzech, we Włoszech przynajmniej coś się udawało wygrać. Na błędach warto się uczyć, ale własnych mamy w nadmiarze, węgierskich nam nie trzeba. To sukcesów nam brakuje.
W 2005 roku Romano Prodi zorganizował ogólnonarodowe, otwarte, międzypartyjne prawybory i wygrał w nich z ogromnym poparciem funkcję lidera Unii, skupiającej kilkanaście ugrupowań centrowych i lewicowych, w tym dwie partie komunistyczne. Dzięki temu Prodi zdołał w następnym roku pokonać centroprawicę Berlusconiego, uzyskując stabilną większość w obu izbach parlamentu. Był to niebywały sukces, któremu nikt wówczas we Włoszech nie dawał żadnych szans. Nie trwał jednak długo – gabinet Prodiego upadł ostatecznie w 2008 roku po szeregu kryzysów powodowanych tarciami w bardzo zróżnicowanej koalicji, co warto mieć „w tyle głowy”, co najmniej na równi z lekcją węgierską. Zarówno centrolewica, jak prawica sięgała jednak odtąd we Włoszech po prawybory regularnie. Ich istotą po centrolewicowej stronie była nie jedność programowa, a przeciwnie – programowa konkurencja w prawyborach. To dlatego elektoraty dodawały się w koalicyjnej liście wspólnej, choć miało to oczywiste wady później w parlamencie.
Ale międzypartyjne prawybory to przede wszystkim nie jest rzecz normalna w dobrze funkcjonującej demokracji. To raczej dobre rozwiązanie szczególne, dające się zastosować wobec kryzysowych zagrożeń. Ileż tak można? Ile wytrzymają wyborcy? Konieczne staje się w końcu rozwiązanie źródeł kryzysu i reforma państwa. Tego zadania Romano Prodi nie był się w stanie podjąć. Próbował to zrobić z kolei Matteo Renzi, którego karierę znaczyło utworzenie Partii Demokratycznej na gruzach Unii Prodiego. Renzi jednoczył demokratów metodami zdecydowanie mniej finezyjnymi niż robił to Prodi, a jednym ze skutków było znane również z Polski zawężenie elektoratu i erozja poparcia PD. Rząd Renziego – kiedy Renziemu udało się wreszcie zdyscyplinować PD pod swoim przywództwem – był koalicyjny, przy czym układać się musiał zarówno z dopiero co porzuconymi sojusznikami z dawnej Unii jak z partiami prawicy. Pakiet reform ustrojowych przepadł wraz z tym rządem dwa lata po jego utworzeniu – w 2016 roku. Potem, jak wiemy, było już tylko gorzej.
Z włoskich lekcji Grzegorz Schetyna może jednak skorzystać. Odwaga poddania się weryfikacji i otwarcie na pluralizm, którego żadna koalicyjna umowa nie tłumi, a który zamiast tego jest esencją otwartych prawyborów – to dało poparcie Prodiemu i wyjątkową we Włoszech stabilną większość w parlamencie. Zawdzięczał to przede wszystkim odbudowanej wiarygodności – zrujnowanej dla włoskiej lewicy, zdawałoby się, bezpowrotnie. Prodi miał w sobie coś, czego nie ma Schetyna – strategiczną wyobraźnię przekraczającą dotychczasowe nawyki. Matteo Renzi jest Schetynie bliższy sposobem uprawiania polityki, ale być może nie dorównuje mu talentem w rozgrywaniu i chwytaniu za twarz politycznych partnerów. Reforma państwa z tego powodu nie powiodła się we Włoszech – o ile w ogóle były na to szanse, bo rzecz była o ładnych kilka lat i kilka politycznych zakrętów spóźniona.
W Polsce mamy być może ostatnie chwile wielkiej szansy na to, by zagrożenia populizmu obecne wszędzie w cywilizowanym świecie odsunąć na dobre.
I za, i przeciw – Polacy są różni, zwłaszcza demokraci
Kluczem sukcesu są po prostu sprawy kluczowe dla Polski. Głęboka, ustrojowa i społeczna reforma kraju. Musi ona objąć zagadnienia, z których większość jest w Polsce kontrowersyjna i budzi emocje. To właśnie te emocje trzeba rozładować, kończąc polską wojnę. Potrzeba do tego zgody większej niż tylko pomiędzy konserwatywnym PSL-em, a progresywną Wiosną. Państwa nie da się zbudować bez zgody wyborców PiS. Grzegorz Schetyna poniekąd słusznie widzi tu same programowe trudności i nie potrafi znaleźć wyjścia. Mówi zatem:
– Przykładem na skuteczność pisowskiej propagandy może być to, z jaką łatwością obronę dzieci przed pedofilią udało się im przerobić na atak na Kościół i tradycję.
Jak pamiętamy, jedyną sprawdzoną receptą samej PO, a zwłaszcza szerokiej koalicji, jest kluczyć i unikać tego rodzaju tematów. Dotyczy to nie tylko „kwestii światopoglądowych”.
– Nieuczciwe nie jest to, że oni dają pieniądze, ale to, że jednocześnie kłamią i straszą, że inni je odbiorą. Musimy skuteczniej dotrzeć do wyborców, zwłaszcza w mniejszych ośrodkach, z naszym przesłaniem, że nic, co dane, nie będzie odebrane. (…) My zachowamy pieniądze dla obywateli, skończymy z pieniędzmi dla władzy i zorganizujemy to, do czego państwo jest zobowiązane i z czym sobie dziś nie radzi.
W każdej z tych spraw, a ich listę można wydłużać dowolnie, koalicja jest „za, a nawet przeciw”. Tymczasem rozwiązaniem jest, by dodać do siebie wyborców różniących się w tych sprawach poglądami. Jak? Stawiając na ich rozstrzygnięcie w reformie państwa z decydującym głosem obywateli.
[sc name=”newsletter” naglowek=” Jeśli troszczysz się o demokrację w Polsce bądź z nami w kontakcie” tresc=” Najnowsze informacje o nas, analizy i diagnozy sytuacji w kraju trafią prosto na Twoją skrzynkę!”]
Jeśli SLD i Wiosna jest za uwolnieniem aborcji, a PSL jest przeciw, nie jest wyjściem kluczyć i udawać, że różnic nie ma. Bo to oznacza albo czytelne dla wszystkich kłamstwo, albo – co bardziej prawdziwe – że temat aborcji nie zostanie w ogóle podjęty. Tymczasem – jeśli już pominąć wagę problemu, a są nią krew i łzy kobiet, czyli połowy polskich obywateli – jest to jeden z tych punktów zapalnych, które wstrząsają ładem państwa, powodując kryzys każdej władzy, zarówno PiS, jak i PO, ilekroć Kaja Godek lub Barbara Nowacka przedstawią projekt ustawy, a tysiące kobiet wylegną na ulice. Realistycznie myślący Grzegorz Schetyna nie powinien mieć złudzeń, że któryś z tych tematów „wyskoczy” w kampanii wyborczej. Na pewno ktoś go „wrzuci” również, jeśli jakimś cudem koalicja demokratów obejmie rządy – koalicja się wówczas albo rozleci, albo straci poparcie społeczne. W tej sprawie po stronie opozycji bardziej się liczy protokół rozbieżności niż rzekoma zgoda.
Problem aborcji trzeba wreszcie rozstrzygnąć – i przede wszystkim to należy powiedzieć. Decyzja w tej sprawie musi należeć do obywateli, a nie do politycznych liderów targujących się o to w gabinetach, jak to się stało podczas słynnego „kompromisu aborcyjnego”. I to jest druga rzecz zasadnicza, którą trzeba powiedzieć wyborcom.
W debacie każdy pogląd powinien być obecny, spór jest esencją demokracji. Oto więc mamy zasadniczy spór np. pomiędzy PSL i Wiosną – musi być obecny w kampanii (pra)wyborczej. Głosujcie zgodnie z poglądami – nie po to, żeby odsunąć PiS, bo akurat tego chcą obie strony. Obie strony godzą się na reguły parlamentarnej debaty – na które nie godzi się PiS. Obie uznają, że werdykt wyborców w referendum będzie decydujący. Prawo aborcyjne – jak każda regulacja dotycząca praw człowieka – uzyska status „ustawy organicznej”, której nie da się zmienić zwykłą większością, bo tu potrzebne są specjalne gwarancje bezpieczeństwa i większość co najmniej kwalifikowana. Nie może być tak, by o podstawowych prawach człowieka decydował kaprys biskupów, chwilowa polityczna koniunktura lub gabinetowe targi.
Ten postulat ma szansę uzyskać poparcie wszystkich – i konserwatystów, i progresywistów. Poparcie będzie tym większe, im większa — a nie mniejsza — będzie temperatura sporu o aborcję po naszej stronie. Oba konkurujące ze sobą elektoraty dodadzą się do głosów reformatorskiej koalicji, która zapowie wreszcie rozwiązanie tego problemu. Z wszystkimi innymi postulatami może być podobnie.
Ze wspomnianej przez Schetynę zasady „nic, co dane, nie będzie odebrane” da się uczynić oś reformy w sprawach socjalnych. Nie trzeba obiecywać utrzymania 500+. Nie trzeba ryzykować zapowiedzi korekty zmniejszającej wydatki. Wystarczy powiedzieć, że pomoc potrzebującym musi być przedmiotem świadomie zawartego paktu między Polakami, że parlament jest miejscem debaty i ta debata nastąpi, bo Nowoczesna ma tu pogląd inny niż np. SLD, a decyzja w tak fundamentalnie ważnej dla społecznego bezpieczeństwa sprawie będzie należeć do wyborców. I że prawa socjalne uzyskają konstytucyjne gwarancje równie mocne, jak inne prawa człowieka. Nie będzie można ich odbierać zwykłą większością głosów.
Lista spraw do załatwienia jest w Polsce niezwykle długa. Należą do nich kwestie ustrojowe, w tym relacje między naczelnymi organami władzy w państwie – by demokrację uczynić bezpiecznie stabilną. W grę wchodzi więc zmiana konstytucji. Reforma sądów jest kolejnym takim zagadnieniem. Szkolnictwo i media. W każdej z tych spraw — podobnie jak w sprawie aborcji, czy 500+ — powiedzieć wystarczy tyle, że rozwiązane muszą zostać w nadchodzącej kadencji. I że będą rozwiązane. W debacie. Nie trzeba jednym głosem mówić jak. Każda z partii koalicji może i powinna mówić swoje. Jednym głosem powiedzieć trzeba: z poszanowaniem wszystkich głosów, z zastrzeżeniem ostatecznych decyzji dla obywateli.
Kto tego w Polsce dokona, ten będzie w niej zapamiętany. Jako ten, kto zakończył polską wojnę i zapewnił stabilność wspólnemu państwu. Grzegorz Schetyna jest równie dobry, jak każdy inny. Ma wszystkie szanse. Większe niż inni, bo to on rządzi największą partią w opozycji.
Paweł Kasprzak
Bardzo dobra analiza. W jednym się tylko nie zgadzam. Schetyna nie ma charyzmy, nie pociągnie za sobą tłumów. A nawet dużą część zniechęci. Niestety, widać, że nie zamierza się chociażby ukryć, jak zrobił to Kaczyński przy ostatnich wyborach. Jesteśmy w lesie, żeby nie powiedzieć d…. 🙁
Przeanalizowałem artykuł p. Pawła Kasprzaka oraz dostępne mi informacje programowe Obywateli RP po 2-gim Kongresie. Zgadzam się z Panią, rzeczywiście Obywatele RP są i zostaną w … lesie. Tak jak wiele innych pseudo-radykalnych ruchów pozornych. Gdy drzewa/drzewka zasłaniają widok lasu tak musi być i będzie.
Drogi R,
To zaledwie żywopłot. Tylko pieski mają z tego korzyść.
Pozdrowienia
To nie Obywatele RP zostaną w lesie. WSZYSCY tam będziemy.
Koalicja to twór złożony z kilku partii mających w niej równe prawa, które łączy wspólny cel. Koalicja nazwana Europejską powstała w celu odsunięcia od władzy PiS, jako partii szkodzącej naszemu krajowi na forum Unii Europejskiej, lekceważącej podstawowe zasady demokracji i podziału władzy, oraz psującej Polakom na całym świecie opinię, przez popieranie faszystów, rasistów, homofobów, antysemitów i katolickich fanatyków, których sposób myślenia niewiele się różni od fanatyków islamskich i wciąż ewoluuje w stronę narzucania przemocą społeczeństwu zasad swojej religii. Poprzedni rząd polski PO-PSL wprawdzie nie udzielał poparcia tym wszystkim grupom ale tolerował ich propagandę i działania w ramach swojej błędnej polityki liberalno-demokratycznej. Filozofię rządów PO-PSL można opisać jako taką, która silnym pozwalała na wszystko, dbała tylko o własny interes i preferowała zasadę, że każdy obywatel powinien sobie radzić sam, a jak nie daje rady, to powinien po prostu umrzeć, zgodnie z wymysłami tak lubianej przez polityków PO pseudonauki zwanej eugeniką. Ponadto PO i PSL bez skrupułów łamały Konstytucję w zakresie rozdzielności państwa od Kościoła, narzucając Polakom prawa kościelne. Wszystko to razem doprowadziło do tego, że zdegustowani wyborcy nie chcieli już mieć nic wspólnego z rządem PO-PSL. Jedni w ogóle nie poszli do urn, uznając że nie ma na kogo głosować, a inni postanowili oddać głosy na PiS, czy partię Kukiza. Niestety PO, którym kieruje Grzegorz Schetyna, nie tylko nie poczuwa się do winy ale nie wyciągnęła żadnych wniosków ze swojej porażki wyborczej. Nie potrafi też pojąć, że Polacy tak samo nie chcą rządów PiS, jak nie chcą powrotu rządów PO z PSL-em. Zamiast zaoferować Polakom wspólnie z pozostałymi partiami KE program, który naprawiałby błędy popełnione w czasie ośmioletnich rządów, PO usiłuje narzucić pozostałym partiom swoją filozofię władzy, pod pozorem rzekomej konieczności zdobycia jak najszerszego poparcia, choć w gruncie rzeczy chodzi im wyłącznie o poparcie Kościoła. Poparcie Kościoła ma jednak ogromną cenę, ponieważ to Kościół inspiruje i finansuje wszystkie ruchy faszystowskie, propagując rasizm, homofobię, antysemityzm i skrajnie nietolerancyjny katolicki fundamentalizm, czyli wszystko to, czego większość Polaków nie chce. Zabiegając o poparcie Kościoła PO pośrednio zabiega też o poparcie faszystów, ksenofobów i fanatyków religijnych, co oznacza że po ewentualnej wygranej będzie podobnie jak PiS zezwalać na faszystowskie marsze i tolerować próby terroryzowania społeczeństwa przez fanatyków religijnych. Tymczasem Polacy domagają się przywrócenia konstytucyjnej rozdzielności państwa od Kościoła i nie chcą ani poparcia Kościoła ani też poparcia faszystów dla rządu jaki ewentualnie powstanie po przegranej PiS. Tak więc podstawowy argument Schetyny uzasadniający konieczność przywództwa PO w koalicji i narzucanie członkom koalicji programu polegającego głównie na przywróceniu status quo sprzed stycznia 2016 roku jest zupełnie pozbawiony sensu. Koalicja polskich partii przeciw PiS powinna sprawić aby Polacy chętnie poszli do urn i wybrali KE. Tymczasem PO nie obchodzi czy program jaki narzucają KE spodoba się wyborcom, dla nich najważniejsze jest aby spodobał się…Kościołowi. Klerykałowie z PO i PSL wciąż nie chcą pojąć, że obecny Kościół Katolicki nie zasługuje na pełnienie przywódczej roli w jakimkolwiek kraju i powinien zostać pozbawiony politycznych wpływów aby miał czas zająć się własną moralnością. Nic dziwnego więc, że KE zaczęła wręcz odstraszać wyborców, na co dowodem jest wynik wyborów do Europarlamentu. W tej sytuacji KE w takim kształcie nie ma żadnego sensu dla wyborców. Znacznie lepiej byłoby gdyby np SLD i Nowoczesna stworzyły koalicję z Wiosną Biedronia i zaprezentowały wspólny program polityczny i gospodarczy. PO i PSL razem, czy osobno, jako partie podporządkowane Kościołowi, nie są wcale zainteresowane wprowadzaniem oczekiwanych przez polskie społeczeństwo zmian. Sama poprawa stosunków Rzeczpospolitej z Unią Europejską już nie wystarczy. Polacy chcą świeckiego państwa, które będzie miało autentyczne obowiązki wobec obywateli, tak samo jak obywatele mają obowiązki wobec państwa. Do obowiązków państwa winno należeć realne wspieranie najsłabszych i najstarszych członków społeczeństwa, zapewnienie wszystkim obywatelom, niezależnie od wyznawanej religii, koloru skóry, pochodzenia, czy innych odmienności, pełnego bezpieczeństwa, a ponadto obowiązkiem państwa winno być zdecydowane zwalczanie ideologii faszystowskiej, rasizmu, antysemityzmu i wszelkich przejawów nietolerancji, czy dyskryminacji. Polacy oczekują wypowiedzenia Konkordatu, przywrócenia Polkom pełni praw do decydowania o sobie oraz wprowadzenia ustawodawstwa zapewniającego obywatelom socjalne bezpieczeństwo, a w tym znaczące zasiłki rodzinne na wszystkie dzieci, wzrost najniższych emerytur i rent do poziomu co najmniej 45 procent średniej pensji krajowej oraz takiej zmiany systemu ubezpieczeń emerytalnych, rentowych i zdrowotnych, która zapewni Polakom spokojną starość i da możliwość odzyskania zdrowia dzięki dostępowi do medycyny XXI wieku. Podstawą cywilizowanego społeczeństwa jest opieka nad dziećmi, starcami i kalekami, szacunek dla kobiet i dla doświadczenia osób starszych oraz nieustające dążenie do pokojowego rozwiązywania wszelkich konfliktów. Rząd, który nastąpi po rządach PiS musi wziąć to wszystko pod uwagę i dołożyć wszelkich starań aby uczynić z Polski cywilizowane państwo, które obywatele będą kochać, szanować i z którego będą dumni. Osoby, którym zależy wyłącznie na uzyskiwaniu korzyści dla siebie powinni odejść z polityki i zrobić miejsce dla tych, którym zależy na zadowoleniu Polaków i zapewnieniu Polsce szacunku zarówno wśród Europejczyków jak i ludzi na całym świecie. I nie plećcie bzdur, że tylko koalicja z PO na czele jest w stanie odsunąć PiS od władzy. Przekonanie lidera i aktywistów PO o swojej wszechwiedzy i wyższości nad resztą Polaków nie wróży Polsce nic dobrego. W podobnym przekonaniu żyje lider PiS, choć on kombinuje najczęściej jak Polaków oszukać aby łyknęli jego wyborczą kiełbasę. Porażka KE w wyborach do Parlamentu Europejskiego to wynik zadufania PO i PSL. Obrona przywództwa Grzegorza Schetyny sprawi, że wybory jesienne parlamentarne wygra PiS. Jest jeszcze trochę czasu i szansa na wygraną ale tylko jeśli Polacy będą pewni, że uzyskają to, czego pragną.
Bardzo trafna analiza. Jestem pod wrażeniem. Boję się, że Polacy dopiero za 5 lat dojrzą problem ! http://histografy.pl/dajcie-mi-piec-lat-a-nie-poznacie-niemiec/
Zdaje się, że tak zwana „opozycja” ma niewielkie szanse wygrania w systemie „zamordyzmu demokratycznego”. Limit durni co się lubią czy pozwalają łapać za mordę się wyczerpał, a zdecydowaną większość tych durni przyciąga PiS. PiS jest tu nie do zwyciężenia. Ma idealnego przywódcę dla durni, który przebiegle rozdaje durniom klapsy i lizaki. No i durnie z obozu PiS-u są zadowoleni z losu trzymanych za mordę. Parę lizaków wystarczy oraz satysfakcja, że inni są też trzymani za mordę.
Natomiast „opozycja” miota się i gubi w szukaniu swoich durni. Chce przykleić durniom łapanym za mordę „inteligencki i europejski wizerunek”. Zamiast lizaków oferuje nadzieję na wolne „obciąganie banana” jako wyraz wolności i europejskości. Zamiast klapsów oferuje katastroficzne wizje azjatyckich cywilizacji. Wiadomo, że nie ma już zbyt wielu durni, którzy dadzą się za łapać za mordę na ten lep.
Jak już ludzie (znaczy durnie) mają wybierać mniejsze zło, to wybiorą zamordystę doświadczonego i rzeczywistego, co rozdaje lizaki, niż zamordystę byle jakiego, co oferuje strachy na Lachy i do obciągania banany.
Wolności i demokracji tak czy siak nie ma w tych polskich „wyborach” do wyboru. W Polsce ten ma władzę, kto ma władzę nad partyjnymi listami. Schetyna chce takiej władzy jaką ma Kaczyński. Z taką władzą żyje się jak pączek w maśle nawet w „opozycji”. Kaczyński to pokazał, żyjąc jak pączek w maśle za Tuska w „opozycji”.
Mówiąc nieco poważniej, czyli na pół serio to jedno mnie zadziwia. Za komuny był dogmat, który nie pozwalał nic zmienić. To była potęga światowego mocarstwa Związku Radzieckiego. To była groźba jak najbardziej realna, której nikt nie ważył się ruszyć. I opozycja i KK musiały uznawać realia, a więc przewodnią rolę partii w kraju i „wieczną przyjaźń” do bratniego narodu radzieckiego.
Dzisiaj Związku Radzieckiego już nie ma, ale od 30 lat mamy nowego „złotego cielca”, którego nie można w żadnym wypadku ruszyć i dzięki któremu nie można absolutnie nic zmienić. Dziś ten dogmat i „złoty cielec” już nie jest Związkiem Radzieckim, ale się przeobraził w „metodę d’Hondta”. Jakoś dziwnie i nierząd PiSdzielców i tzw. „opozycja”, w tym tzw. „ruchy obywatelskie” omijają o 100 lat świetlnych naruszenie dogmatu „metody d’Hondta”. Każdy widzi, że ten dogmat jest fundamentem PiS-dzielstwa i partyjnej dyktatury, broku jakiejkolwiek reprezentatywności „wybieranych” „partyjek” i partyjnych kacyków, całkowitego wyobcowania narodu od państwa oraz państwa od społeczeństwa. Ale dogmatu „metody d’Hondta”, tak jak niegdyś dogmatu „Związku Radzieckiego” nikt nie waży się ruszyć. Ani po stronie nierządu i PiSdzielstwa ani po stronie „opozycji” i „antyPiśdzielstwa”.
A to bardzo dziwne, zwłaszcza wśród mniejszych podmiotów wśród tzw. „opozycji”. Widać dla PSL-u, Kukizów, Petru’s, Biedroniów, Zandbergów i dziesiątków innych uległość dogmatowi jest dużo większa niż instynkt przeżycia oraz posiadania reprezentacji we władzach według faktycznego poparcia. PO to nawet trochę rozumiem, bo PO i PiS mają wspólny interes eksterminacji małych i pozostawienia tylko dwóch do podziału tortu (znaczy Polski). Te partie się od siebie pod tym względem nie różnią.
Ale tych małych partii i tzw. „ruchów obywatelskich” to zupełnie nie rozumiem. Ich naturalnym postulatem powinna być likwidacja terroru „metodą d’Hondta”. Takie partie powinny wnieść ten postulat na swoje sztandary i uczynić warunkiem kluczowym na wchodzenie do jakiejkolwiek koalicji. Ale też rozumiem. Dla tych partii i ruchów, zagrożenie PiS-em, zagrożenie upadkiem Polski, demokracji, konstytucji, to tylko takie pustosłowie dla PiS-u. Im wszystkim jest bliżej di PiS-u, zamordyzmu, bezprawia i dogmatu „d’Honda” niż do wolności polskiego społeczeństwa. Ta wolność byłaby dla nich równie śmiertelnym zagrożeniem, jak dla PiS-u.
Gdyby w Polsce była prawdziwa opozycja, która by wierzyła faktycznie w demokrację i w „zagrożenie PiS-em”, to myślę, że na jesień zobaczyłbym taką koalicję od Bosaka poprzez Kukiza do Zandberga, od Czarzastego poprzez Schetynę do Pawlaka i Kamysza (to program):
Idziemy wspólnie do wyborów tylko po jedno: Aby zlikwidować tzw. „metodę d’Hondta” lub mówiąc prawdziwiej „metodę Cosa Nostra”. To znaczy:
a) Próg wyborczy w skali kraju zostanie w ordynacji wyborczej do Sejmu i PE generalnie zlikwidowany. Dotyczy to zwłaszcza i bezwzględnie list wyborczych zgłaszanych lokalnie
b) Ordynacja wyborcza dopuści zgłaszanie list wyborczych jednoosobowych, które otworzą możliwość udziału w wyborach i realizację podstawowych obywatelskich i konstytucyjnych praw również obywatelom indywidualnym
c) Partie polityczne, które które zgłaszają listy partyjne we wszystkich okręgach wyborczych w kraju i które otrzymują dotacje z budżetu państwa mogę podlegać 1%-wemu progowi wyborczemu w skali całego kraju. Celem jest wyłączenie sił całkowicie marginalnych mimo finansowego wsparcia państwa. Ale 1% głosów odpowiadający 300.000 polskich obywateli nie może być traktowany jako marginalny i niegodny posiadania prawa głosu i reprezentacji w organach przedstawicielskich polskiego państwa.
TO BYŁO MINIMUM: 2 Punkty Extra:
d) Niniejsza koalicja, najpóźniej Sejm po wygranych przez koalicję wyborach uchwali nową ustawę o partiach politycznych gwarantującą ich obywatelski i demokratycznych charakter.
e) Niniejsza koalicja, najpóźniej Sejm po wygranych przez koalicję wyborach uchwali nową ustawę o mediach publicznych gwarantującą ich obywatelski, bezpartyjny, obiektywny, edukacyjny i usłużny wobec społeczeństwa i konstytucji charakter.
I NA KONIEC
f) Koalicja po skutecznym uchwaleniu wyżej wymienionych ustaw ulega samorozwiązaniu, podobnie jak Sejm przez nią kontrolowany. Rozwiązanie Sejmu następuje 1 rok po przyjąciu zasadniczych ustaw ustrojowych w celu solidnego przygotowania się partii i społeczeństwa do pierwszych wolnych wyborów w Polsce.
**********
Gdyby powstała koalicja tego typu i z takim postulatami … to pewnie i ja bym zaryzykował w drodze wyjątku zagłosować (choć nie mam zwłaszcza do PO ani odrobiny zaufania)
A jak tego nie będzie, to powiem krótko – wypierdalać. Na POPiSdzielonych tak jak na komuchów nigdy w życiu nie oddam głosu.
Drogi J.
Żywopłot to też przeszkoda. Zwłaszcza jeśli PieSki odnoszą z niej korzyść. A tak w ogóle to chyba głupia gadanina. Dopóki nie będzie jakiejś WSPÓLNEJ PLATFORMY – co to jest i do czego ma służyć, powtórzę służyć, demokracja – będziemy dziećmi we mgle.
Może „konstytucyjna gwatancja wolności sumienia” dla wolnych obywateli.
Też mi się wydaje, że Opozycja cierpi na niemoc intelektualną. Jak inteligent nie potrafi się jasno wyrazić, to po co on komu…. poza sobą samym. Wygląda to mi na sytuację, w której „wykształciuchy” swym gadaniem dowartościowują sami siebie przed aresztowaniem.