Wehikuł czasu Beresia. PRAWDZIWI POLACY I ANDRZEJ WAJDA

Premier Jaroszewicz w 1979 roku: „Wajda? Jak chce, to niech wyjedzie z Polski. Będzie o jednego wroga mniej”. Wiele lat później, w 2010 roku, Rafał Ziemkiewicz znów proponuje Andrzeja Wajdę wyeksportować – pisze Witold Bereś, który z Krzysztofem Burnetko wydał właśnie książkę „Andrzej i Krystyna. Późne obowiązki”

 
Połowa lat 60. XX wieku. Pułkownik Zbigniew Załuska w imieniu Władysława Gomułki tłumaczy, że trzeba skończyć z pedagogiką wstydu. Publikuje książkę „Siedem polskich grzechów głównych”, z której wynika, że Polacy nawet jak przegrywali – to wygrywali. Nic dziwnego, że kiedy do kin trafia film Andrzeja Wajdy „Popioły”, opowiadający o mało chlubnej postawie polskich żołnierzy w napoleońskiej służbie, natychmiast zostaje wrogiem nr 1 pułkownika, który nie widzi u Wajdy „…ciepła w ukazaniu kraju i ludzi”.

Rok 1968 i szczyt antysemickiej histerii w PRL. Komuniści chcą wykorzystać polski nacjonalizm do walki o władzę wewnątrz partii. Gomułka rozpętuje awanturę, szef służb, gen. Moczar. Tajny współpracownik SB „Kathis” pisze donos na czasie: „Wajda – podobno z pochodzenia Żyd. (…) Uchodzi za rewizjonistę i kosmopolitę. Przyjaźni się z Holoubkiem. Bardzo dobrze sytuowany materialnie. Ma z żoną majątek ziemski (dawny ośrodek dworski), gdzie przyjmuje dyplomację i sfery filmowe, artystyczne i literackie”.
W „Prawie i Życiu”, kierowanym przez Kazimierza Kąkola, jednego z liderów antysemickiej frakcji w partii, ukazuje się tekst apelujący do Związku Literatów Polskich o wytoczenie Wajdzie procesu za sprzeniewierzenie się duchowi powieści „Popioły”.
A kiedy szacowne Polskie Towarzystwo Historyczne organizuje debatę – na sali panuje atmosfera supernacjonalistycznego szału. „Wajda zrobił to, czego nie dokończyli hitlerowcy w zohydzaniu narodu polskiego” – woła jeden z dyskutantów.
 

 
Rok 1977. Polskie umysły przeoruje „Człowiek z marmuru”– sale kinowe pękają w szwach, a publika rechocze z komunizmu. Wściekli ubecy postanawiają śledzić Wajdę, a jeden z ichniejszych pułkowników tak to uzasadnia: „Wajda reprezentuje antysocjalistyczną postawę w środowisku twórczym. Zamierza w swojej dalszej twórczości podejmować i preferować kontrowersyjne filmy i sztuki teatralne. Ma niechętny, zabarwiony emocją, stosunek do ZSRR”.

Rok 1979. Epoka Gierka zbliża się do końca, ale premier Piotr Jaroszewicz proponuje bezkompromisowo: „Wajda? Jak chce, to niech wyjedzie z Polski. Będzie o jednego wroga mniej”.

Rok 1981, za chwilę wejdzie na ekrany „Człowiek z żelaza”, hołd złożony „Solidarności” i Wałęsie. Bezpieka produkuje niby-nielegalne pismo, gdzie trafia artykuł sfabrykowany przez funkcjonariuszy Departamentu III zwalczającego opozycję, pt. „Kryminalne kulisy kina moralnego niepokoju”. Ma z niego wynikać, że Wajda tak naprawdę zajmuje się tylko wyciąganiem kasy, kombinuje z podatkami, a w dodatku – skandal! – zarabia na Zachodzie w dolarach, a nie w złotówkach. To służy tylko jednemu, żeby później tekst mogła wiarygodnie przedrukować „Rzeczywistość”, tygodnik partyjnych fundamentalistów.

Rok 1981. Wajda odwiedza Moskwę jako szef Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Wściekły szef KGB Jurij Andropow wydaje dyspozycje: „Wajda i jego poplecznicy jeszcze wyraźniej odsłonili swoje poglądy podczas nieoficjalnych spotkań z ludźmi radzieckimi. W szczególności A. Wajda oświadczył: »Twardo stoimy na stanowisku demokratyzacji, chcemy, aby sztuka i kultura nie miały nic wspólnego z partią. I dopniemy tego. Nikt na górze nie powinien nam dyktować, co można, a czego nie można«”.

Rok 1983. Władza rozwiązuje zespół filmowy X należący do Wajdy. Generał Kiszczak tłumaczy: „Należy sporządzić listę – najlepiej bezpartyjnych – ludzi, którzy bezdyskusyjnie będą popierać władzę. Koniecznie wśród nich muszą się znaleźć dziennikarze: podkreślić nazwiska tych, którzy gotowi są pójść na wszystko i podjąć każdy zlecony temat. A w szczególności zależy na filmowcach, którzy mogliby przeciwstawić się klice Wajdy i jego kamaryli”.

Rok 2010, czerwiec. Tygodnik „Nasza Polska” publikuje tekst opisujący rzekome przekręty finansowe Wajdy, powołując się , a jakże, na materiały sfabrykowane przez SB w roku 1981 („Kryminalne kulisy kina moralnego niepokoju”). Prawdziwi katolicy na wszelki wypadek donoszą dodatkowo: „Działalność senatorska Wajdy również wpisywała się w jego światopogląd, który niewiele miał wspólnego z ideałami Jerzego Popiełuszki czy tysięcy Polaków, którzy chcieli, aby zamiast portretów czerwonych towarzyszy nad Polską zawisnął w końcu krzyż i zatriumfowały jego prawa. W 1990 roku senator Andrzej Wajda głosował za uchyleniem ustawy o zakazie aborcji, co najlepiej pokazuje jego postawę w sprawach życia”.

Rok 2010, grudzień. Niejaki Rafał Ziemkiewicz konstatuje w „Gazecie Polskiej”, że Wajda dostał akurat tytuł doktora honoris causa od Białoruskiej Akademii Sztuk Pięknych. Autorowi widać kultura białoruska kojarzy się tylko z dziczą, więc jeśli kogoś wyróżniają, to musi to być reżyser wyspecjalizowany „w bardzo słusznych i jeszcze bardziej nudnych piłach”.
Proponuje także (czytał wcześniejsze propozycje Piotra Jaroszewicza?), żeby Wajdę wyeksportować z Polski na Białoruś.

Rok 2012, lipiec. Politruk IPN, Sławomir Cenckiewicz wali z grubej rury w scenariusz Janusza Głowackiego do filmu Wajdy o Lechu Wałęsie: „Scenariusz tego filmu zrodził się niejako z agenturalnego kompleksu Lecha Wałęsy, któremu z pomocą spieszy również nieco zakompleksiony Andrzej Wajda – reżyser »zaangażowany«, któremu znane są wszystkie »odcienie szarości« życia w komunizmie”.

Rok 2016, na 90 urodziny Wajdy Krzysztof Kłopotowski zapisuje: „Wałęsa, Wajda, Michnik są filarami III RP. Łączy ich błyskotliwa inteligencja na etapach rozwoju od prymitywa przez artystę aż do mózgowca manipulatora w spisku przeciwko prawdzie”.

Rok 2016, listopad. Miesiąc po śmierci Andrzeja Wajdy, Sejm przez aklamację przyjmuje uchwałę upamiętniającą reżysera. W tym momencie prezes Kaczyński na znak protestu ostentacyjnie wychodzi z sali obrad, gdy tylko marszałek Sejmu rozpoczyna procedowanie uchwały i wraca tuż po jej przyjęciu.

Witold Bereś

*
Redaktorzy Bereś i Burnetko właśnie wydali swoją najnowszą książkę „Andrzej i Krystyna. Późne obowiązki”. Opowiada o małżeństwie Wajdów, o powinnościach społecznych artystów i o kłopotach Andrzeja Wajdy z władzą. Patrzą po sobie z niepewnością taką.
Oczywiście podobieństwa między Gomułką, ubekami, Kaczyńskim i pałkarzami prasy prawicowej są czysto przypadkowe, prawda?

Na zdjęciu: Andrzej Wajda na Przystanku Woodstock 2010, fot. Wikimedia

Wehikuł czasu Beresia. W poprzednich odcinkach – tutaj

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *