Stojącemu w imię zasad. Obywatele RP ofiarują prof. Bodnarowi to co mają najcenniejsze
Obywatele RP uhonorowali prof. Adama Bodnara statuetką „Stojącemu w imię zasad”. Uroczystość odbyła się 23 czerwca 2021 w siedzibie RPO w Warszawie. Statuetka jest symbolem ruchu Obywatele RP i wręczana jest tym, którzy stoją w imię prawa
– Patrzę na Pana i wiem, że ta Pańska kończąca się kadencja nie jest ostatnim słowem. Bardzo oczywiście na to liczymy. Pańskie słowa będą nam jeszcze potrzebne. Bo gdy miną złe czasy, kiedy trzeba będzie budować polską praworządność, szacunek dla ludzkiej godności, praw człowieka, to Pan będzie jeszcze Polsce potrzebny – podkreślał Paweł Kasprzak, lider Obywateli RP.
Adam Bodnar, zmuszony wyrokiem Trybunału Przyłębskiej, opuszcza urząd RPO 15 lipca.
Statuetkę „Stojący w imię zasad” Obywatele RP przyznali po raz drugi. W 2019 roku otrzymała ją I prezes SN Małgorzata Gersdorf i Beata Katkowska z Gryfic, która samotnie demonstrowała w obronie niezależności sądów.
Laudacja dla Adama Bodnara, Rzecznika Praw Obywatelskich, z okazji wyróżnienia honorową statuetką „Stającym w Imię Zasad” Obywateli RP
Szanowni Państwo, Panie Rzeczniku,
muszę zacząć od wyjaśnienia, bo to jest dla nas przede wszystkim oczywiście wielki honor móc tu dzisiaj być i Panu to wyróżnienie wręczać. Równocześnie jednak czujemy się zmieszani. Na ogół bowiem w tego rodzaju sytuacjach istnieje jakieś obdarzone prestiżem, bardzo szacowne grono, które, by tak rzec, z „wysokości swojej” użycza tego swojego prestiżu wyróżnionemu. Oczywiście nie zawsze tak bywa, bo przecież zdarzają się osoby – i tak jest w tym przypadku – które żadnego takiego użyczonego prestiżu nie potrzebują. Wtedy jednak grono, wyróżniające kogoś tak znakomitego, powinno być szacowne tym bardziej, bo jeśli tak nie jest, to jest to nadużycie powodujące nietakt. Kiedy przychodzimy tu wyróżnić Pana, Panie Rzeczniku, to dla nas to jest wyróżnieniem. Przychodzimy tu więc z poczuciem wtargnięcia i z takim zmieszaniem profanów, którzy się wciąż obawiają, że nieostrożnie stłuką jakąś bezcenną, kolekcjonowaną od pokoleń rodową zastawę, nie będąc w stanie nawet zauważyć jej wartości. Zastanawiam się więc – przyznam, że gorączkowo – jak z tej sytuacji uczynić atut. I myślę, że da się – że mam taki pomysł.
Po pierwsze można powiedzieć – co może jednak powiem w swoim własnym imieniu, nie chcąc dotknąć przyjaciół z Obywateli RP, wśród których są profesorowie, ludzie z przeszłością w polityce, jest nawet dyplomata – że nie bardzo wiem, co w takich okolicznościach wypada, a co nie wypada, co jest grzecznością, a co nią nie jest. Nie jestem też w stanie wypełnić wymogów protokołu dyplomatycznego. Ma tę oczywistą zaletę, że nie da się po mnie spodziewać żadnych grzecznościowych formułek, bo ich po prostu nie znam. Z braku innego wyjścia, mówię, co myślę i przede wszystkim – co czuję.
Protokół – gdyby był mi znany – prawdopodobnie kazałby mi powiedzieć gdzieś blisko wstępu, że to nasze wyróżnienie i uznanie dla Pana dotyczy również całego Pańskiego świetnego zespołu. To oczywiście jest prawda, ale widzę tutaj Panią Doktor Machińską, która z niesłychaną energią i determinacją odwiedzała komendy policji z interwencjami, których nie jestem w stanie zliczyć, ale dobrze wiem, że choć sam uchodzę za lidera Obywateli RP, to na tych komendach bywałem niewątpliwie o wiele rzadziej niż Pani. Uchodząc za lidera – niezupełnie słusznie, jak to już ustaliliśmy, w dodatku za lidera niezbyt okrzesanego, co również ustaliliśmy – pozwalam sobie powiedzieć, że ta statuetka nie jest i nie może być dla Pani, bo Pani jest jedną z nas. A Obywatele RP sami sobie wyróżnień przecież nie dają.
Panie Rzeczniku, ja oczywiście nawet nie spróbuję się podejmować oceny tej Pańskiej kadencji, bo to przekracza możliwości człowieka. Nie da się wymienić i objąć spraw, które Pan prowadził, bo było ich tak wiele i były tak różnorodne – ich analiza wymagałaby wielkich kompetencji i ja oczywiście nie mogę nawet próbować się tego podjąć.
Jednak wszyscy tu wiemy, że ta kadencja była absolutnie wyjątkowa, bezprecedensowa i przełomowa do tego stopnia, że Polska nie jest już dzisiaj takim krajem, jakim była zanim Pan objął ten urząd Rzecznika – i mówię to z całą odpowiedzialnością. Absolutnie przekonany, że nie tylko wyznaczył Pan nowy standard jakości Rzecznika Praw Obywatelskich, ale że naprawdę odcisnął Pan nieusuwalne piętno na polskiej rzeczywistości, na polskiej kulturze nie tylko prawnej, bo też na kulturze politycznej, kulturze współżycia między rodakami. O tym będę chciał tutaj powiedzieć.
Sprawy, którymi się Pan zajmował, były bardzo różne. Wiele z nich dotyczyło nas tutaj obecnych bezpośrednio. Ilekroć mowa była o niesłusznych interwencjach policji, czy o niekonstytucyjnych ustawach, takich jak ustawa o zgromadzeniach publicznych. Ale to przecież tylko fragment Pańskiej działalności. O wolnościach politycznych, które nas wszystkich najbardziej ekscytują, można by tutaj mówić w nieskończoność i w wielu z nich Pan uczestniczył. Ale Pan również bronił ludzi, o których się mówi „zwykli ludzie” – w ich codziennym życiu. Prowadzących biznesy, mających zobowiązania finansowe, mających rozmaite kłopoty w szpitalach, szkołach – w zwykłych sprawach. Pan bronił ludzi, których poglądy postawiły ich w opozycji do obecnej władzy, ale bronił Pan również praw ludzi, których poglądy były tej władzy bliskie. To jest jedna z unikalnych, zupełnie bezcennych wartości, ta polityczna przejrzystość, bezbarwność, która ma urodę przejrzystego diamentu albo przypomina pod tym względem biel naszych róż. Bronił Pan również spraw koszmarnie trudnych – jak Gostynin i tamtejszy Ośrodek. Najwyższe uznanie za to.
Pańska kadencja, jak dobrze pamiętamy, zaczęła się latem 2015 roku, kiedy już wszyscy wiedzieliśmy, a przynajmniej powinniśmy wiedzieć, że idą czasy trudne. I to jest oczywiście jeden z powodów, który sprawia, że ona była tak przełomowa. Ale to można powiedzieć o każdym Rzeczniku, każdy z nich funkcjonował – poczynając od Pani Profesor Łętowskiej – w bardzo konkretnych i nierzadko trudnych sytuacjach. Charakter pańskiego rzecznikowania jest w ten sposób także historycznie, by tak rzec, znaczony. Pan był również najmłodszym Rzecznikiem spośród wszystkich Rzeczników Praw Obywatelskich i prawdopodobnie to jakoś wyjaśnia też ten unikalny charakter Pańskiej pracy.
Ale był Pan również – i to prawdopodobnie znaczy więcej – pierwszym rzecznikiem, którego nie wybrano z żadnego politycznego klucza. Konstytucyjne wymogi są tutaj twarde i tu konieczny jest konsensus. W Pańskim przypadku ten konsensus zapadł pomiędzy instytucjami społeczeństwa obywatelskiego, w tym również Helsińskiej Fundacji, której przedstawicielkę mamy honor tutaj również gościć i z której Pan się wywodzi. Miał Pan najpierw i przede wszystkim ten mandat, mandat od polityków w parlamencie był już potem raczej efektem nacisku środowisk, z którymi trzeba się było liczyć. To rzecz bez precedensu, bardzo znamienna i śmiem twierdzić, że to przede wszystkim on tak istotnie wpłynęła na charakter Pańskiej pracy. Dla nas, Obywateli RP, ten fakt ma szczególne znaczenie. Myślimy tu przecież o jednym z tych naczelnych, konstytucyjnych organów w państwie, które są powołane po to, by wypełnić konstytucyjne obietnice zawarte zwłaszcza w tej przepięknie brzmiącej preambule polskiej konstytucji.
Wszystkich, którzy dla dobra Trzeciej Rzeczypospolitej tę Konstytucję będą stosowali, wzywamy, aby czynili to, dbając o zachowanie przyrodzonej godności człowieka,
jego prawa do wolności i obowiązku solidarności z innymi, a poszanowanie tych zasad mieli za niewzruszoną podstawę Rzeczypospolitej Polskiej.
To zwłaszcza o tę niewzruszoność podstaw chodzi. Cokolwiek by powiedzieć – jak dobrze wiemy i przecież rozumiemy, dlaczego – niewzruszoność zasad niespecjalnie się rymuje z jakimikolwiek politycznymi konsensusami, choćby najlepiej pojętymi. To nie jest przytyk recenzujący polską politykę, choć rzecz jasna mógłby być. Szczerze mówiąc, nie odważyłbym się stawiać Pana za wzór dla polityków, bo to są przede wszystkim dwa zupełnie odrębne światy. Świat polityki i znaczenie konsensusów czy kompromisów tam zawieranych i Pański świat, w którym nie wiem nawet, czy pojęcie kompromisu ma jakikolwiek sens. Waga Temidy ma pokazać równowagę, ale jej sens bywa daleki od potocznego i na pewno nie oznacza żadnej „prawdy pośrodku”. Śmiem twierdzić zatem, że nikt wybrany – w taki sposób, jak się to dotychczas odbywało – na Pański urząd wtedy, latem 2015 roku nie byłby w stanie sobie z tą funkcją poradzić, tak jak poradził sobie z nią Pan. W trudnej do określenia, ale wyraźnie widocznej mierze, sprawił to Pański mandat obywatelski, bardzo różny od politycznego. To jest absolutnie nowa jakość – w polskim życiu publicznym, nie tylko na funkcji Rzecznika Praw Obywatelskich. To jest jeden z wyrazów tego przełomu, którego jest Pan autorem.
I to jest równocześnie postulat. Są mianowicie sprawy, które kompromisom nie podlegają. Są sprawy w życiu publicznym, które wymagają właśnie bezkompromisowości. Pan to bardzo dobitnie to pokazał. W tym specyficznym sensie politykom za wzór może jednak warto i wypada Pana postawić. Bo są sprawy, które wyznaczają granice możliwych kompromisów. Tematem dzisiejszego popołudnia mogłoby i powinno być: „Bądź jak Adam Bodnar”. Pan wyznacza wiele wzorów.
Równocześnie słyszymy o Panu ze strony prawicowych środowisk, że Pańska kadencja była jedną z najbardziej upolitycznionych w historii III Rzeczypospolitej. Z taką tezą byłoby oczywiście dyskutować łatwo, z użyciem oczywistych i miażdżących argumentów – bo jeśli ktokolwiek w centrum politycznej walki staje tylko dlatego, że broni praw człowieka, to bardzo źle to świadczy o stanie samej polityki. Rzecznik Praw Obywatelskich z samej natury swojego urzędu musi być „opozycyjny”, nie może być rzecznikiem władzy, musi umieć wystąpić przeciw niej. Jeśli władza nie jest w stanie tego zrozumieć i szanować, jeśli tej władzy to szkodzi i zagraża, to właśnie to, jak nic innego, odbiera jej konstytucyjną legitymację.
Ale chciałbym powiedzieć, w pewien sposób przewrotnie, że chętnie zgodziłbym się z tym określeniem. Niech i tak będzie, że Pańska kadencja ma wyjątkowo polityczny charakter. To jednak przede wszystkim oznacza absolutnie nową albo może właśnie być może klasycznie starą jakość polityki. Arystotelesowską. Taką politykę, która sama w sobie jest tym, co wspólnota ma najcenniejszego. Co także reprezentuje najwyższe wartości, co służy ich realizacji. Służy dobru wspólnemu i sama jest takim dobrem. Jeśli tak spróbujemy zdefiniować politykę – to dziś mało popularna definicja niestety – to bardzo chętnie się zgodzę. Tak, Pańska kadencja była w tym sensie najbardziej upolitycznioną ze wszystkich, które jestem sobie w stanie przypomnieć.
Preambuła polskiej konstytucji i jej artykuł trzydziesty mówią, że w centrum wartości – tych, których realizację konstytucja obiecuje – jest niezbywalna, przyrodzona każdemu godność. Sam mówiłem o tym już bardzo wiele razy, ale to trzeba koniecznie powtarzać i Pan to robił wyjątkowo często, bo w każdej z tych niezliczonych spraw, które Pan prowadził. To z poszanowania godności człowieka wypływają wszystkie obywatelskie prawa i wszystkie wolności, a z nich z kolei wypływa treść ustaw, całego prawa Rzeczypospolitej. Z tego punktu widzenia Pańska rola, to centrum najpoważniejszych zagadnień ustrojowych. Znaczenie godności jednostki dobrze rozumiemy, bo ona trafiła do polskiej konstytucji i w ogóle do doktryny międzynarodowego prawa w bardzo specyficznym momencie, po dramatycznych doświadczeniach totalitaryzmów XX wieku, które przecież od tego się właśnie zaczynały, od tego się zaczynało to najgorsze znane ludzkiej historii zło, że ludzką godność deptano. Pan tę wartość reprezentuje swoim urzędem i Pan zdołał tę wartość obronić. To największe sacrum demokratów.
Owo sacrum – nie tylko to konkretne, ale sacrum w ogóle, to także coś, co niszczą pigułki Murti-Binga, by użyć figury Czesława Miłosza z jego Zniewolnonego umysłu. Jak pamiętamy, pigułki Murti-Binga pozbawiały człowieka „elementu metafizycznego”, jak to Miłosz nazwał. Pozbawiały pytań o sens własnej egzystencji i wszystkich związanych z tym lęków. Po pigułkach nie kwestionowaliśmy ról, które przychodzi nam pełnić, nie zastanawialiśmy się nad nimi. Czyniło to życie wygodnym. Beztroskim. Co trzeba docenić i co doceniamy jako społeczeństwo, które pigułek Miłosza nałykało się w nadmiarze i prawdopodobnie przedawkowało. Ale – jak pisał Miłosz i wiemy, na czym to polega – te właśnie pigułki zniewalały umysły i czyniły nas stadem łatwym do rządzenia.
Chciałbym zacytować klasyka innego niż Miłosz. Rafał Suszek – to jest jeden z tych trzech panów, obok Konrada Korzeniowskiego i Michała Wojcieszczuka, którzy w Gdańsku usunęli pomnik Henryka Jankowskiego sprzed oczu ludzi, których on skrzywdził tak strasznie. By jakoś tej krzywdzie uczynić zadość i by tę ją przywołać w publicznej świadomości, gdzie ona jest wciąż boleśnie nieobecna. Tenże Rafał Suszek w innych okolicznościach – na cmentarzu, na którym odbywała się jedna z tych makabrycznych ekshumacji smoleńskich – został zatrzymany przez żandarma wojskowego. Ten żandarm zapytał go – rozpoczynając swoje znane nam wszystkim „czynności” – „co pan tutaj robi?”. Na co Rafał Suszek, z tym charakterystycznym dla siebie stoickim spokojem, który do szału doprowadza funkcjonariuszy wszelkiej maści, odpowiedział: „Nie, proszę pana, to jest całkowicie złe pytanie. Ja bardzo dobrze wiem, co ja tutaj robię, natomiast dobrym pytaniem jest, co robi tutaj pan”. Mówił to do człowieka w mundurze, reprezentującego władzę, mającego na berecie polskie godło. Pan, Panie Rzeczniku, bardzo dobrze wie, co Pan robi. Na jednym z ważniejszych urzędów w Państwie. To czyni Pana odpornym na fatalne działanie pigułek Murti-Binga. Tę samą odporność oferuje Pan ludziom, których jako Rzecznik Pan broni.
Wydaje się, że to są wszystko takie rzeczy, które się nadają na specjalne uroczystości i właśnie wymagają wielkich słów – do których nadużywania mam prawdopodobnie skłonność, a od których Pan, jak wszyscy wiemy, stroni – ale to jest ważne. Można się wzdragać przed nadmierną być może egzaltacją, ale to wszystko jest ważne, szczególnie wtedy, kiedy się chce zmieniać rzeczywistość.
Nowoczesne liberalne państwo natomiast – tak się bardzo często sądzi – obywa przecież bez tego rodzaju egzaltacji, wielkich słów i tego, co Miłosz nazywał „elementem metafizycznym”. Ma służyć raczej realizacji postulatu wygody, które pigułki Murti-Binga oferowały. Ale to oczywiście fałsz, że państwo i ludzka wspólnota mogą tak działać. Starzy Mistrzowie, jak Leszek Kołakowski czy niestety zmarły niedawno Marcin Król, przestrzegają przed wizją prawa, które działa wyłącznie mocą swoich zakazów i jest odarte ze zdolności rozpoznawania i z rozróżnienia między dobrem a złem. Leszek Kołakowski z tą swoją cudowną ironią pisał, że
„pewne pozostałości świadomości moralnej przetrwały aż po dzień dzisiejszy, nawet w społeczeństwach najbardziej zaawansowanych na drodze rozwoju cywilizacyjnego”,
a Marcin Król już bez ironii Kołakowskiego mówił ze śmiertelną powagą, że taki ustrój, taka demokracja liberalna, która polega wyłącznie na efektywnie działających procedurach, jest stanem po prostu nikczemnym. On nie może przetrwać, bo najlżejszy nawet kryzys sprawiający, że choćby na najkrótszą chwilę zakazy prawa przestaną działać, to wszystko wkoło: państwo, prawo i wszystkie wartości cywilizacji ludzkiej po prostu, rozpadają się w nicość. W chaos. To przed tym przestrzegali mistrzowie. Pańskie rozumienie prawa w każdym ze znanych mi przypadków wskazuje bardzo jednoznacznie, że w każdej z tych Pańskich interwencji tkwi przede wszystkim to, co prawo nasyca treścią. Zdolność rozróżniania dobra i zła po prostu.
Kiedy zaś chcemy zmienić świat na lepsze – a chcemy, bo przecież widzimy zło – to wymaga to mobilizacji, nie chcę powiedzieć „walki”, ale przynajmniej wyjścia ze strefy własnego komfortu. To się da zrobić tylko w imię dobra i przeciw złu. Strefy własnego komfortu nikt niejako z definicji nie opuści dla własnej tylko wygody. Nie podejmie działania. To dlatego tak bardzo ważny jest ten etos demokratów, to sacrum demokratów, ta godność ludzka, którą Pan wyrażał w działaniu.
Z najwyższym uznaniem chcę powiedzieć również – a tu akurat wiem, o czym mówię, bo sam z niemałym wysiłkiem szukałem takiego wyrazu i takiej definicji tego demokratycznego sacrum – jak piekielnie trudne zwłaszcza w Polsce jest zadanie. Czym ma być owo sacrum by naprawdę mobilizowało? Wolność, owszem, potrafi wzbudzić dreszcze na naszych plecach i mobilizować do czynów nawet heroicznych – ale czy to jest wolność człowieka?
Gdyby w Stanach Zjednoczonych zapytać, kto to jest bojownik o wolność – Amerykanie mówią freedom fighter – to oczywiście instynktownie Amrykanin wymieniłby np. Martina Luthera Kinga, a przecież nie generała McArthura, choć on był bardzo popularnym, wielokrotnie fetowanym bohaterem. W Polsce natomiast, kiedy mówimy o bojowniku o wolność, to mamy na myśli najczęściej bohatera poległego w którymś z narodowych powstań. Wolność pojmujemy wspólnotowo chodzi po prostu o narodową niepodległość. Ilekroć ta wolność stawała w Polskiej historii w konflikcie z wolnością jednostki, to wolność i godność jednostki bez najmniejszych wahań deptano. To bardzo charakterystyczny dla nas rys. Najgorszy łajdak zyskuje uznanie, jego przestępstwa, zbrodnie zyskują wybaczenie, jeśli tylko jest szczerym patriotą. Potrafimy pobłażać zbrodniom pedofilii w Kościele – bo Kościół pomógł narodowej sprawie i przyniósł niepodległość. Zabójstwa dzieci, zbrodnie ludobójstwa wybaczano przecież „żołnierzom wyklętym” – czczonym, bo to byli patrioci. Cień podejrzenia o zdradę narodowej sprawy był natomiast zmazą nie do zmycia nawet przez ludzi skądinąd najszlachetniejszych. To pokazuje jak piekielnie trudnym zadaniem jest umieszczenie wolności jednostki u podstaw demokratycznego etosu. Pan to sobą reprezentuje, Panie Rzeczniku. Bądź, jak Adam Bodnar. To bardzo ważne.
To są wszystko wielkie sprawy – niejako odświętnie tylko przeżywane i przez to odstające od zwykłej rzeczywistości. Pan zaś stroni od wielkich słów i czczych egzaltacji, zajmuje się Pan konkretnymi rzeczami, często przyziemnymi. Chcę powiedzieć, że w tej dziedzinie dokonał Pan rzeczy być może nawet jeszcze donioślejszych – po wszystkich tych wielkich słowach czas na dokonania w moim przekonaniu największe. Użył pan niedawno innego cytatu z Czesława Miłosza. Z Traktatu poetyckiego – o kamieniach, które nadają bieg lawinie. Ten cytat oczywiście pokazuje, że nikt nie jest bezsilny. Że każdy może mieć wpływ na te, zdawałoby się, nieskończenie przemożne siły, które nim władają. Pan pokazał nie tylko, że jako Rzecznik Praw Obywatelskich potrafi Pan być kamieniem, który istotnie zmienia bieg lawiny, ale uczynił Pan i czyni takimi kamieniami wszystkich tych ludzi, których spraw Pan bronił. Pan dał ludziom broń do ręki.
Nie jestem szczególnym fanem amerykańskiego prawa noszenia broni do samoobrony oraz do wymierzania sprawiedliwości wokół siebie, bo to jak wiadomo prowadzi do skutków złowrogich, natomiast Pan oczywiście dał nam broń do ręki. Innego rodzaju – to jest broń, która złowrogich konsekwencji nie ma, ale ma znaczenie przesądzające o trwałości podstaw demokracji – ważnych zwłaszcza, kiedy się je buduje. Każdy z nas musi mieć siłę sprawczą. Korzenie demokracji muszą być w każdym z nas – inaczej demokracja nie działa.
My, Obywatele RP, jesteśmy od zawsze przekonani, że dobry ustrój, to nie jest taki, w którym jakimś cudownym sposobem wybiera się na rządzących zawsze ludzi szlachetnych, światłych, mądrych i kompetentnych. Nie – dobrze jest mieć światłych przywódców, ale jeśli się zdarzy rządzący nami przestępca, szaleniec albo po prostu głupek, a to się zawsze zdarza, to obywatele nie mogą być bezbronni. Kiedy szaleniec zostaje ministrem edukacji – to nie jest przytyk do Czarnka, bo różnie się przecież zdarzało także w przeszłości – to dzieci i rodzice muszą mieć, narzędzia obrony przed szaleństwem indoktrynacji, którą taki człowiek organizuje. Nie mają ich dzisiaj – ustrój szkoły ich nie daje. Wszystkie Pańskie sprawy – każda pojedyncza z nich dotycząca konkretnych ludzi – dawała nam wszystkim broń do ręki. Budowała takie podstawy państwa, które prawdopodobnie okażą się najtrwalsze. Nie powiem, że to już jest w Polsce norma, że każdy z nas czuje się władny we własnych sprawach, gotów stawać i bronić swoich własnych wolności przed sądem. Nie – do tego jeszcze jest daleka droga. Ale uczynił Pan przełom. To jest podstawa demokracji, która okaże się najtrwalsza – ta tkwiąca w zwykłych sprawach największa wartość. Odcisnęła ta wartość w Polsce piętno, którego już się wymazać nie da – jestem o tym bardzo głęboko przekonany. To jest ten Pański przełom największy i za to my wszyscy, Obywatele RP Panu bardzo serdecznie dziękujemy.
Patrzę na Pana i skądś wiem, że ta Pańska kończąca się kadencja nie jest Pańskim ostatnim słowem. Bardzo oczywiście wszyscy na to liczymy. Pańskie słowa będą nam jeszcze potrzebne. Bo kiedy miną te czasy złe i bardzo trudne, a nastaną czasy lepsze, ale pewnie przez to jeszcze trudniejsze, kiedy trzeba będzie budować polską praworządność, szacunek dla niezbywalnej ludzkiej godności i dla praw człowieka, to musimy się wystrzegać dróg na skróty, musimy się wystrzegać odwetu, na który wielu z nas ma ochotę, musimy twardo, bezkompromisowo stać na straży tych wartości, których Pan dotąd strzegł. Pan, Panie Rzeczniku będzie jeszcze Polsce potrzebny.
I w tym sensie – z nadzieją oczywiście to mówię – ta statuetka, którą Panu za chwilę będę miał honor wręczyć, jest aktem korupcji, który należałoby potraktować z całą surowością. Ale chcę w ten sposób przekupić nie urzędującego Rzecznika Praw Obywatelskich Rzeczypospolitej Polskiej, licząc na interwencje we własnych sprawach, ale Adama Bodnara, habilitowanego doktora nauk prawnych i mistrza etyki najwyższej próby. Z nadzieją na przyszłość Polski. Na Pańską obecność w tej przyszłości.
Panie Rzeczniku, Obywatele RP są niewielkim bardzo środowiskiem nie mamy żadnego wielkiego znaczenia i nasz prestiż nie jest wielki. Miewaliśmy czasami dobry PR, było o nas głośno nieproporcjonalnie w stosunku do naszych zasług. Ale na pewno mogę o każdym z nas tutaj obecnych i wielu ludziach nieobecnych dzisiaj powiedzieć tyle, że każdy z nas, nawet ci, którzy nas już opuścili, tym się przede wszystkim charakteryzują, że zrobili wszystko z głębi swoich serc lub więcej niż mogli byli zrobić, służąc dokładnie tym samym wartościom, które Pan reprezentuje. Ta nasza serdeczność jest w ocenie niektórych naiwna, ale naiwna znaczy również szczera w powszechnym mniemaniu i my tacy jesteśmy: dawaliśmy z siebie wszystko w imię tych samych wartości, jeszcze raz podkreślę, które Pan reprezentuje. Ten znak natomiast, to jest to najcenniejsze, co mamy. I to jest również wszystko, co mamy. Więc, kiedy dzisiaj mówię, że właśnie ci naiwni i być może nieco przez to szaleni Obywatele RP ofiarują Panu niniejszym to najcenniejsze to mają, to z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że takiego wyróżnienia nikt inny Panu nie przyzna. I w tym sensie ten nasz tupet, to nasze wtargnięcie tutaj niech będzie usprawiedliwione. Panie Rzeczniku, z najwyższym uznaniem, z ogromnym wzruszeniem i z wielką wdzięcznością Obywatele RP mają honor przekazać Panu to, co mamy najcenniejszego. I niech będzie dla wszystkich jasne, że to nie jest byle co.