Przyzwyczajenie do barierek boli najbardziej
Idziemy? – pyta Ewka półgłosem. – No jasne – odpowiadam dopinając torebkę, do której włożyłam już telefon i drobne z kieszeni. Zawsze trzeba zabezpieczyć telefon. I okulary, gdy się nosi okulary – Iwona Wyszogrodzka opowiada o tym, jak z Ewą Błaszczyk 10 kwietnia w Warszawie próbowały dostać się na plac Piłsudskiego
Brzęknęły cicho barierki pod Bristolem i już po sekundzie jesteśmy po drugiej stronie. Słyszę tumult za sobą i kątem oka widzę, że z lewej zmierza szybko ku nam orszak kilku policjantów. Wyciągamy nogi. Puściłabym się biegiem, ale etos Blaszczyka nie pozwala jej galopować na czele policji, więc łapią nas tuż przy wejściu w ulice Ossolińskich.
Mnie łapią za oba ramiona i rękę. Ej! – komunikuję – Zwariowałeś? Puść mnie!
– Dajcie tu jeszcze dziesięciu – zdenerwowany szef operacji ocenia zagrożenie, jakie dwie długonogie kobiety stanowią dla jego podopiecznych,
– Proszę się uspokoić – mówi, na oko nastolatek, wykręcając mi rękę za plecy. Tę w której nie trzymam róży.
– Dziesięciu? Potrzeba wam jeszcze dziesięciu? – dziwię się tej ostrożności i próbuję się rozejrzeć wśród granatowych łokci i kolan
– Proszę się uspokoić! Proszę się uspokoić! – uspokaja mnie starszy szeregowy, a jego kolega łapie drugą rękę (tę trzymającą różę).
– Dla tej pani obrączki – ordynuje głos zza moich pleców, a ja dziwię się sobie, że wiem o co chodzi.
– Zwariowałeś – potwierdzam swoją diagnozę i odwracam głowę natykając się na spłoszone spojrzenie młodego chłopaka z orzełkiem.
CZYTAJ TEŻ: Agnieszka Holland: The future belongs to us
Obok, prosta jak struna stoi Ewka i wskazując plac Piłsudskiego mówi, że chcemy złożyć kwiaty pod pomnikiem ofiar katastrofy. Niepotrzebnie. Panowie nie są zainteresowani naszymi planami.
Moje ręce tkwią pod pachami dwóch mundurowych i muszę się nagadać, aby wróciły na swoje miejsce.
Stoimy w kręgu 18 policjantów, którzy na bank urodzili się po 1989 roku. Kilku starszych chodzi dookoła. Niczego od nas nie chcą. Po prostu nas tu nie chcą. Nasze miejsce jest po drugiej stronie stalowego płotu.
W kręgu tkwi teraz i Agnieszka i Ewa, które do nas dołączyły. Przez barierki przeszły chwilę po nas.
Ostatnia miesięcznica. Ogrodzone hektary, tysiące policjantów
Stare i Nowe Miasto odcięte. Na Trakcie Królewskim i placu Piłsudskiego (wciąż jeszcze Piłsudskiego) wydzielony jest ogromny wybieg dla zwolenników władzy, Chrystusa Króla Polski, teorii zamachu, będących czytelnikami Gazety Polskiej.
Widzimy to od 10 miesięcy i już się przyzwyczailiśmy. Barierki są dla nas przezroczyste. Ludzie stają sobie przed nimi, robią selfie i usta w dzióbek „Ojojoj!”, ktoś tam wyrazi oburzenie na FB, ktoś zaklnie. Ale łykamy: jak korki w godzinach szczytu, jak deszcz w listopadzie.
Taki lokalny koloryt Warszawy 10-go. Barierki.
To przyzwyczajenie boli najbardziej. To, że się w nie kopie za każdym razem, gdy istnieją, że się nadkłada drogi, że stoi przy nich policjant i mówi: no proooszę mnie zrozuuumieć!
Że postawiono je, aby oddzielały zdrową tkankę narodową od niepewnej tkanki demokratycznej. Że postawiono policjantów z takim samym wyrazem twarzy, jak barierki, by oddzielali w trakcie państwowych uroczystości stosowne ręce, składające stosowne kwiaty pod pomnikiem ofiar katastrofy smoleńskiej od tych, naszych.
I mogłabym opisać, jak prosimy o interwencję wracających po uroczystości spod pomnika ludzi, jak prosimy księdza, marszałka, grono organizatorów z odpowiednimi smyczami, na których dyndają odpowiednie zaświadczenia o przynależności. Jak każda w swoim imieniu mówi, że chce położyć swój kwiat pod pomnikiem ofiar, wśród których była Izabela Jaruga-Nowacka, Jolanta Szymanek-Deresz, której mąż, jako jeden z ostatnich wciąż prosi władze o to, by nie rozkopywać grobu jego żony (dziś bez zgody rodziny ekshumowano Sariusza-Skąpskiego).
Barierkowa policja na szeroko rozstawionych nogach domaga się teraz naszych danych osobowych. Weszłyśmy na zagrodzony teren. Organizator nie życzy tu sobie naszej obecności. Tu są uroczystości państwowe.
– Ale to moje państwo – mówimy równocześnie do policjanta, a siwy pan o czerwonych policzkach, który telefonem kręci ekspozycję Obywatelek RP ogrodzonych przez barierkowych policjantów, potrząsa głową.
– Nie. To MOJE Państwo.
– Pomnik ofiar katastrofy smoleńskiej jest nasz wspólny. Wierzę, że będzie nas jednoczył niezależnie od poglądów, barw politycznych. Bo on jest wszystkich i dla wszystkich – mówił prezydent Andrzej Duda podczas uroczystego odsłonięcia monumentu.
– Tu nie ma przejścia – włącza się w tryb ciągły ustawień fabrycznych półtorametrowy barierkowy policjant ignorując sześć metrów chodnika za swoimi plecami – Tu nie ma przejścia.
Iwona Wyszogrodzka
Jak przykre, że tacy durni ci policjanci – no cóż, młodzi gó…rze, którzy nawet nie rozumieją, po co, gdzie, dla kogo i dlaczego żyją. Nie potrafią nawet składnie wytłumaczyć, po co to wszystko.
Wielkie brawa dla Dzielnych Pań, które postąpiły, jak opisały.
Rozliczymy to wszystko, ich wszystkich, wkrótce – po rozbiciu ich na pył.
brawo Obywatele RP