Opozycyjni parlamentarzyści – podejmijcie wreszcie twardą decyzję!
Państwo opozycyjni parlamentarzyści, ruszcie wreszcie głową! Rytualne gesty sprzeciwu wykonywane setny już raz wobec przewodniczącego Piotrowicza na komisji sprawiedliwości, czy pisowskich marszałków na sali plenarnej, to zdecydowanie za mało, To jedynie teatr marionetek na rozpisane z góry role, w którym Kaczyński robi za scenarzystę
Skoro ani jedna poprawka opozycji nie została nigdy przyjęta, a wypowiedzi jej posłów są bez litości ograniczane, trzeba znaleźć inną formułę opozycyjności – kreatywną i ofensywną, która zaskoczy rządzącą partię i przyprawi ją o prawdziwy ból głowy. Inteligentnie i odważnie użyty immunitet to potężna broń: byle nie na polu przeciwnika, nie zawsze w miejscu i czasie przez niego wybranym. Robili to z powodzeniem posłowie komunistyczni i socjalistyczni przed wojną, własnym ciałem zasłaniając demonstrantów przed policyjną pałką; nasi też się muszą nauczyć sztuki bycia przede wszystkim z ludźmi, z własnymi wyborcami, a dopiero potem na komisjach, na których i tak zostaną bezlitośnie przegłosowani.
Wielu z nas odczuwa narastający żal i pretensję do policji wykorzystywanej przeciwko manifestantom – nasz gniew skupia się na konkretnych funkcjonariuszach, ślepo wykonujących polecenia zwierzchności. Jasne jest jednak, że odmowa wykonania rozkazu przez policjanta oznacza prawdziwy heroizm i pewny koniec służby – parlamentarzyści mają w tej mierze nieporównanie większe możliwości i nieporównanie większą odpowiedzialność. Wykorzystując swój mandat, immunitet i naturalny autorytet powinni być wszędzie tam, gdzie obywatele stają w obronie demokracji i praworządności, być zawsze w pierwszym szeregu, demonstrować solidarność i budować opozycyjną wspólnotę tam, gdzie jej najbardziej potrzeba. Jeżeli po jednej stronie barykady pojawia się państwowa przecież policja i tajne służby, po drugiej nasze państwo, ciągle jeszcze demokratyczne, powinni reprezentować posłowie i senatorowie z legitymacjami w ręku i nad głową. Z całą pewnością gorliwość funkcjonariuszy spadnie przynajmniej o połowę, a demonstranci nie będą czuli się osamotnieni w konfrontacji z aparatem państwowej przemocy. Parlamentarzyści poczują wtedy klimat ulicznych bojów z pisowską władzą – znajdą się w głównym nurcie wydarzeń, wśród zaangażowanych ludzi, jak przystało reprezentantom narodu.
Poseł tam, gdzie jego wyborca
Trzeba ustalić prostą zasadę: poseł jest zawsze tam, gdzie jego najodważniejsi i najbardziej zaangażowani wyborcy. Tak powinien rozumieć swoją lojalność i obowiązki przedkładając je nad mechaniczne wykonywanie mandatu pod pisowską batutą. Skoro PiS od pierwszej chwili zrzucił maskę i konsekwentnie do bólu łamie prawa parlamentarnej opozycji, czas przestać przejmować się sejmowym konwenansem. Trudno, posypią się kary, ale gra idzie o wszystko!
W przyszłej kadencji może już nie być dwustu opozycyjnych posłów, dysponujących realną siłą przy wspólnym działaniu. Grudniowa okupacja mównicy, a potem sali plenarnej była aktem desperacji, sprowokowanym przez Kuchcińskiego – teraz, gdy mordowane są sądy, czas na akcje podobne, ale przemyślane i solidnie przygotowane. Nie ma najmniejszego sensu potulne wykonywanie mandatu do końca kadencji w momencie, w którym antykonstytucyjny zamach stanu staje się faktem na naszych oczach.
Nie ma też większego sensu podsuwać posłom gotowych recept na mocne polityczne i symboliczne zachowania; w końcu nie przypadkiem zostali wybrani i mają łeb na karku. Rzecz idzie o sposób myślenia: pracowita i żmudna robota w komisjach, która zawsze stanowiła firmowy znak jakości dobrego parlamentarzysty, wobec pisowskiej autorytarnej maszynki traci nieubłaganie sens. Trzeba odnaleźć nowy sens swojego mandatu, właściwy dla obecnego wyzwania i potrzeb.
Nowa rola parlamentarzysty
Opozycyjni parlamentarzyści muszą się więc wymyślić na nowo, odnaleźć formułę działania przystającą do pisowskiego zagrożenia. Nie będzie to łatwe, szczególnie dla weteranów wielu kadencji, ale idzie tu o najpoważniejszy sens piastowanego mandatu. Kiedy przeciwnik morduje tępym nożem demokrację, chce sam liczyć wyborcze głosy w wyrysowanych przez siebie okręgach, za późno już na rutynowe protesty z mównicy. Trzeba przemyśleć strategię mocnego oporu, nie bacząc na konsekwencje. Jeśli PiS przeprowadzi swoją autorytarną kontrrewolucję do szczęśliwego dla siebie końca, wolnego mandatu już nie będzie – wszystko będzie się opierało o łaskawą koncesję władzy bądź jej brak, dokładnie jak za PRLu. Czas na opór, na postawę Reytana, jest właśnie teraz, gdy sejmowa opozycja jest jeszcze liczebna, zwarta i niespacyfikowana. To ostatnia okazja, aby zachować twarz oraz zyskać szacunek i zaufanie wyborców. Posłowie, a szczególnie liderzy, rozkładający bezradnie ręce po sto pięćdziesiątym piątym przegranym głosowaniu – przecież wiemy, nieubłagana matematyka sejmowa! – przestają być komukolwiek potrzebni. Bezwzględnie muszą zdobyć się na więcej.
Efektywne politycznie zachowania symboliczne w sejmie to jedno, a maksymalne zaangażowanie we własnym okręgu to drugie. Poseł czy senator powinien być ojcem i matką wspólnej antypisowskiej listy w wyborach samorządowych, z pełną świadomością, że buduje ją również na wybory parlamentarne. Może potrącą mu z diety za nieobecność na komisji, za to skutecznie przyłoży rękę do odsunięcia PiSu od władzy. Oni mają w garści aparat państwa, spółki, za chwilę aparat wyborczy i sądy – my mamy przede wszystkim partie i ruchy społeczne, które współprowadzić powinni również doświadczeni i wyrobieni parlamentarzyści. Z tego będą za chwilę rozliczani, nie z prymusowskich zachowań w opanowanym przez przeciwnika parlamencie.
Warto więc skończyć apelem: obudźcie się! Do końca kadencji zostały dwa lata, wykorzystajcie je do prawdziwej polityki i pracy dla kraju na każdym sensownym polu. Nie grajcie pisowskiego scenariusza w sejmie, w którym żadna wasza poprawka nigdy nie będzie przyjęta. Przejmijcie wreszcie polityczną inicjatywę i pokażcie lwi pazur!
Nas zdjęciu: Protest posłów opozycji podczas 33. posiedzenia Sejmu VIII kadencji, fot. Wikimedia
Mandat posłów „opozycji” pochodzi ze studiów telewizyjnych a nie z narodu. Więc nawiązując do przedstawionej logiki miejsce posłów „opozycji” jest w studiach telewizyjnych a nie na ulicy w szeregach narodu.
Obywatele RP ciągle zapominają, że nierząd PiS-u i „opozycja” nigdy nie miały i nie mają demokratycznej legitymizacji i mandatu. Taka legitymizacja i mandat w demokracji musi zawsze wynikać z powszechnych, równych i wolnych wyborów, a więc z demokratycznych wyborów, w których każdy obywatel, również bezpartyjny cieszy się pełnią biernych i czynnych praw wyborczych.
Ani nierząd PiS-u, ani „opozycja” takiego mandatu nie mają. PiS i „opozycja” płyną w tej samej łódce tonącej fasadowej demokracji. Obywatele nie mają co na „opozycję” liczyć. To raczej na naiwność obywateli liczy „opozycja”.
Nareszcie! Nareszcie to zostało dobitnie powiedziane! Posłowie powinni prowadzić demonstracje, organizować majdan, a nie wychodzić go protestujących jak do zoologicznej ciekawostki, na krótki wywiad z ciekawym człowiekiem. Wszystkie maski opadły i nikt, a już szczególnie poseł, nie ucieknie od odpowiedzialności za utratę demokracji w środku Europy.
Dobrze, że Pomaska, Szczerba i Tomczyk wyszli do ludzi, a Scheuring-Wielgus nawet z nimi została. Ale ty tylko pierwszy krok, trzeba zrobić o niebo więcej. I robić cały czas przez dwa lata do wyborów parlamentarnych, tu nie chodzi o jednorazowy akt symboliczny!
Za to Trzaskowski najwyraźniej uważa, że uratuje demokrację siedząc w sejmie. W dzisiejszej GW: „Gdybym uznał, że demokracja w Polsce się już skończyła powinienem przestać chodzić do Sejmu i wyjść demonstrować na ulicę”.
Przecież jedno drugiego nie wyklucza! Trzaskowski zachowuje się dość dziecinnie jak na poważną alternatywę dla Schetyny i nadzieję całej opozycji.
Posłowie muszą się przełamać i zawalczyć o pozycję liderów ruchu społecznego przeciwko dyktaturze. Do niektórych ta prosta prawda powoli dociera.
Nie będzie to proste. Przywykli do pełnego komfortu, wygody i pełnej obsługi, uważają się za wybrańców, którzy wypełniając swoje komisyjne i plenarne obowiązki, są już całkowicie w porządku i poza krytyką. Może część z nich zaczyna rozumieć, że czasy się zmieniły i gwałtownie zmienił się cały kontekst ich działania i społecznej funkcji, ale to bardzo nieduża mniejszość. Reszta pozostaje w błogim stanie samozadowolenia.
W tym sedno sprawy. Nie chodzi o to, by ich surowo oceniać z pozycji ulicznego freedom fightera, ani nimi pogardzać, bo to najgorszy błąd, tylko skutecznie przekonywać – jednego po drugim. Wszyscy się uczymy od podstaw w rzeczywistości, jaką zgotował nam Kaczyński.
Kogo chcecie przekonywać? Scheuring-Wielgus? Toć ona zaraz wam wrzaśnie „dość dyktatury opozycji”!
Dam wam radę: niech opozycja wygra wybory, a wtedy wszystko będzie tak, jak było: rozkradanie Polski, sądy uwalniające przestępców, a skazujące tych, którzy z przestępcami walczyli, et cetera.
Jerzy, chciałbym się z Tobą spotkać i urzadzic 100 lecie obchodów Rewolucji Październikowej.
Jeśli ktoś chodzi w pisiorskim pancerzu to trudno i darmo, ale po co udawać, że się szuka rozmowy? Na drobne złośliwości zwyczajnie szkoda czasu.
W sumie pisowski troll osiągnął swój cel. Już nie rozmawiamy o pożądanej i koniecznej przemianie naszych posłów, tylko dyskutujemy z idiotą, którego jedynym celem jest sianie zamętu i utrudnianie racjonalnej dyskusji. Przecież on ma płacone! Po co go wpuszczacie, pisiory nie wpuszczają obcych do siebie!
Pani Anno, czymś się musimy od nich różnić, także w tej sprawie. Choć na pewno lepiej by było, gdyby sensowny wątek był utrzymywany.
Wszedłem. Przeczytałem. Wychodzę.
Pana sympatyka pis-u, w tym samym dniu co 92-miesięcznica zapraszam do Torunia, gdzie w niedzielne południe, po aniele pańskim pobierze mu się krew. Następnie zostanie ona zmieszana z przyprawami rydzykowo-macierewiczo-ziobrowymi. Potem ten eliksir dodamy do mięsa z ubojni halal, zaś finalnym produktem będzie karma dla kota pewnego nie wysokiego obywatela zamieszkującego warszawską dzielnicę Żoliborz.
A ja z Torunia również. W Toruniu gdzie obchody miesięczniku się odbywają?
W Toruniu wszystko odbywa się w podziemiach uczelni Ojca Dyrektora! Ale trzeba mieć mocną przepustkę.
I jeszcze na koniec do Bisnetusa, aktywnego w komentarzach, niestety mocno monotematycznego. Chłopie, czy tu kiedykolwiek widziałeś potężny ruch społeczny zakończony rewolucją? Jesteś wybitnie inteligentny, ale koszmarnie dogmatyczny! Twoje idee demokracji obywatelskiej podzielam w 100 procentach zarówno ja, jak i Kasprzak, dzięki którego szaleństwu się na tej stronie produkujemy. Zważ na realia AD 2017 i wyjdź ze swojej okrutnej zbroi. Szkoda czasu na dziecinadę! Trzeba działać praktycznie i krok po kroku.
Aż mnie ręka świerzbiła, żeby to samo napisać! Bisnetusie, przejdź dla odmiany do rzeczywistości, nie poprzestawaj na wygodnych bytach wirtualnych. Wykorzystaj swój mózg dla dobra sprawy, nie dla jałowego walenia konia przez intelektualistę z górnych sfer kosmosu!
Czarno to widzę. Czasu z każdą chwilą mniej, a my jak zwykle utoniemy w jałowym i bezproduktywnym gadulstwie.
To nie jest gadulstwo tylko zwyczajne rozważania fitointelektualne. Poważne sprawy nas przygniatają, więc dajemy się wpuszczać w zbedne dywagacje, na tematy, które są planktonem. Przecież im właśnie na tym zależy byśmy tracili czas i się kompromitowali. Trzeba pozostawać na przejrzystym gruncie poglądowym, bo stracimy zdolność do oporu.
Do moich obu polemistów.
Dogmatyzm i monotematyczność bywają w większości spraw złe, ale w niektórych sprawach są koniczne i są istotą sprawy.
I tak dogmatem oraz absolutnym jądrem demokracji jest wolne wyrażanie woli przez obywateli poprzez swobodne korzystanie z biernego i czynnego prawa wyborczego przez każdego obywatela. Fundamentem demokracji są też z tego powodu powszechne, równe i wolne wybory do organów przedstawicielskich państwa, a w Polsce są to przede wszystkim wybory do Sejmu, w którym koncentruje się praktycznie 100% władzy w państwie. Patrz: https://bisnetus.wordpress.com/2016/07/31/dokument-spotkania-kopenhaskiego-konferencji-w-sprawie-ludzkiego-wymiaru-kbwe/ , https://bisnetus.wordpress.com/biblioteka/akty-ustrojowe/kodeks-dobrej-praktyki-komisji-weneckiej/kodeks-dobrej-praktyki-w-sprawach-wyborczych-calosc/ czy też https://bisnetus.wordpress.com/2014/08/07/miedzynarodowy-pakt-praw-obywatelskich-i-politycznych-artykul-25/
To są dogmaty demokracji zapisane również bezpośrednio w art. 4, 32.2, 96.2 i 99.1 Konstytucji RP.
Rezygnacja z tych dogmatów i tłumienie dyskusji na ich temat jest praktycznie rezygnacją z demokracji, państwa prawa i poszanowania Konstytucji RP a walka o inne wartości, które mają wobec tych fundamentów charakter wtórny (co nie znaczy, że nieistotny), jak „trójpodział władzy” czy „wolne sądy”, staje się niewiarygodna i bezcelowa.
Tu nie chodzi tylko o „dogmaty”. To są również podstawowe wyznaczniki podmiotowości i suwerenności społeczeństwa oraz utożsamiania się tegoż społeczeństwa z instytucją państwa. Tego się nie za zadekretować i zakrzyczeć. To się po prostu czuje. I te wymienione wartości obywatelskie stoją praktycznie w okolicach zera. I to bardzo słusznie. Bo społeczeństwo jest w III RP od początku z życia politycznego systemowo wykluczone. Społeczeństwo w swej masie nie będzie też bronić „demokracji” w której nigdy nic nie znaczyło i nie będzie znaczyć, w której i tak nie miało nic do powiedzenia i nie będzie mieć nic do powiedzenia.
Dlatego pierwszym postulatem wszelkich ruchów obywatelskich powinna być likwidacja monopolu wyborczego dla gangów partyjnych stojących ponad narodem, konstytucją i prawem, a którego to monopolu obecne nierządy PiS-u są logiczną konsekwencją i ukoronowaniem, oraz dopuszczenie do procesów wyborczych na zasadzie pełnej swobody i równości obywateli niezależnych i zrzeszonych lokalnie.
Można też oczywiście olać te „dogmaty” demokracji i uciekać od tej fundamentalnej dyskusji, ale proszę się nie dziwić, że krzyk propartyjnej „opozycji” będzie ciągle wołaniem na puszczy, a ludzie nawet nie kiwną palcem w obronie „demokracji”, w której i tak głos obywatela na samym dole jak się nie liczył, tak nie będzie się liczył.
Zatem proszę pozwolić mi w tej sprawie pozostać monotematycznym dogmatykiem, który będzie się skupiał na sednie polskiego problemu i dogmatach wymienionych z międzynarodowych i krajowych dokumentów ustrojowych (patrze wcześniejsze linki)
Do moich obu polemistów (bez zablokowanych linków).
Dogmatyzm i monotematyczność bywają w większości spraw złe, ale w niektórych sprawach są koniczne i są istotą sprawy.
I tak dogmatem oraz absolutnym jądrem demokracji jest wolne wyrażanie woli przez obywateli poprzez swobodne korzystanie z biernego i czynnego prawa wyborczego przez każdego obywatela. Fundamentem demokracji są też z tego powodu powszechne, równe i wolne wybory do organów przedstawicielskich państwa, a w Polsce są to przede wszystkim wybory do Sejmu, w którym koncentruje się praktycznie 100% władzy w państwie. Patrz w googlu: „DOKUMENT SPOTKANIA KOPENHASKIEGO KONFERENCJI W SPRAWIE LUDZKIEGO WYMIARU KBWE”, „Kodeks Dobrej Praktyki w Sprawach Wyborczych – pełna wersja” czy też bisnetus.wordpress.com/2014/08/07/miedzynarodowy-pakt-praw-obywatelskich-i-politycznych-artykul-25/
To są dogmaty demokracji zapisane również bezpośrednio w art. 4, 32.2, 96.2 i 99.1 Konstytucji RP.
Rezygnacja z tych dogmatów i tłumienie dyskusji na ich temat jest praktycznie rezygnacją z demokracji, państwa prawa i poszanowania Konstytucji RP a walka o inne wartości, które mają wobec tych fundamentów charakter wtórny (co nie znaczy, że nieistotny), jak „trójpodział władzy” czy „wolne sądy”, staje się niewiarygodna i bezcelowa.
Tu nie chodzi tylko o „dogmaty”. To są również podstawowe wyznaczniki podmiotowości i suwerenności społeczeństwa oraz utożsamiania się tegoż społeczeństwa z instytucją państwa. Tego się nie za zadekretować i zakrzyczeć. To się po prostu czuje. I te wymienione wartości obywatelskie stoją praktycznie w okolicach zera. I to bardzo słusznie. Bo społeczeństwo jest w III RP od początku z życia politycznego systemowo wykluczone. Społeczeństwo w swej masie nie będzie też bronić „demokracji” w której nigdy nic nie znaczyło i nie będzie znaczyć, w której i tak nie miało nic do powiedzenia i nie będzie mieć nic do powiedzenia.
Dlatego pierwszym postulatem wszelkich ruchów obywatelskich powinna być likwidacja monopolu wyborczego dla gangów partyjnych stojących ponad narodem, konstytucją i prawem, a którego to monopolu obecne nierządy PiS-u są logiczną konsekwencją i ukoronowaniem, oraz dopuszczenie do procesów wyborczych na zasadzie pełnej swobody i równości obywateli niezależnych i zrzeszonych lokalnie.
Można też oczywiście olać te „dogmaty” demokracji i uciekać od tej fundamentalnej dyskusji, ale proszę się nie dziwić, że krzyk propartyjnej „opozycji” będzie ciągle wołaniem na puszczy, a ludzie nawet nie kiwną palcem w obronie „demokracji”, w której i tak głos obywatela na samym dole jak się nie liczył, tak nie będzie się liczył.
Zatem proszę pozwolić mi w tej sprawie pozostać monotematycznym dogmatykiem, który będzie się skupiał na sednie polskiego problemu i dogmatach wymienionych z międzynarodowych i krajowych dokumentów ustrojowych (patrze wcześniejsze linki)
Jeśli dobrze rozumiem Bisnetusie, powszechne prawybory to bezwzględnie krok we właściwym kierunku, z punktu widzenia Twojej idei ludowładztwa. Skoro tak – jeżeli miałbyś ochotę – spotkajmy się i popracujmy nad konkretami.
Tak. Prawybory to jest minimum, którego oczekuję od organizacji politycznych (partii i inicjatyw wyborczych). Nota bene są kraje, jak Niemcy, w których partia nie ma prawa przystąpić do wyborów bez wcześniejszych oddolnych i demokratycznych prawyborów, co powinno być również postulatem polskich demokratów.
Reprezentatywne prawybory są w aktualnym systemie jedyną zastępczą formą uzyskania jako takiej legitymizacji inicjatyw wyborczych, ale podkreślmy nie rozwiązuje to podstawowego deficytu polskiej demokracji jakim jest brak prawa do wolnego zgłaszania i wybierania własnych kandydatów w wyborach do Sejmu. Nawet gdyby jakieś inicjatywie udało się przeprowadzić rzeczywiście udane i quasi powszechne prawybory, to byłoby to aktem wyłomu, swojego rodzaju furtki do demokracji, ale nie byłoby pełnym otwarciem systemu będącego warunkiem normalnej demokracji.
Co do współpracy, jestem gotów, tym bardziej, że mam już kilkuletnie koncepcyjne przemyślenia na ten temat. Przy czym dotyczyły one głównie wyborów do Sejmu, bo to właśnie zablokowanie obywatelom do Sejmu stanowi podstawowy ustrojowy problem. Koncept był z założenia też apartyjny co odróżnia go od koncepcji tutaj lansowanej. Zresztą, jestem przekonany, że na wyjście w prawybory medialnych partii koncesjonowanych nie ma co w ogóle liczyć i dzisiaj widać już tego oznaki. PO w tej sprawie jest dużo bliżej do PiS, bo zamknięcie i fasadowość systemu jest podstawą ich i PiS-u egzystencji. Ale to już inny temat.
Co do wyborów samorządowych mam pewne wątpliwości i obiekcje natury ogólnej. W małych gminach do 20.000 mieszkańców (około 2.100 gmin w kraju) wpływy partii są i tak śladowe, a po ostatnich zmianach w ordynacji będzie tam zachowana obywatelska kontrola i swoboda kandydowania. Więc nie wiem, czy jest sens „upartyjniać” tę sferę samorządności na siłę. Obywatele sobie sami tam świetnie poradzą bez scentralizowanych partii politycznych jak i scentralizowanych inicjatyw wyborczych.
Inaczej ma się rzecz w samorządach, gdzie są one systemowo upartyjniane, to znaczy tam gdzie dopuszcza się wyłącznie wieloosobowe listy partyjne kandydatów podparte elementem wykluczającym w postaci progów wyborczych (teraz we wszystkich gminach i jednostkach powyżej 20.000 mieszkańców). Tam jednoczące (lokalnie) inicjatywy wyborcze mają jakiś sens. Przy czym w zależności od lokalnych warunków i układów sił też powstaje pytanie, kto powinien być głównym gospodarzem inicjatywy. Tam gdzie są silne organizacje lokalne (np. ruchy miejskie) tam one powinny przejąć inicjatywę. Tam gdzie są silne partie (też raczej wyjątki) tam będą miały one inicjatywę a inicjatywy obywatelskie powinny być wsparte jako alternatywa.
Osobnym rozdziałem są prezydenci dużych miast i sejmik wojewódzkie, te ostatnie są „od zawsze” zdominowane partyjnie. Tam konsolidacja „opozycji” partyjnej również w drodze prawyborów miałaby duży sens, ale partie raczej na to nie pójdą i pójdą albo osobno, albo umówią się w ciemnych salonach, ale raczej nie nie pozwolą się bezwolnie zweryfikować w otwartych prawyborach.
Sytuację dramatycznie utrudnia praktycznie brak czasu jak i niejasność co do organizacji wyborów, w tym sprawy zasadniczej jak kształt okręgów wyborczych. To ostatnie jest w zasadzie złamaniem zasady uczciwego przeprowadzenia wyborów, ponieważ przygotować i zgłaszać kandydatów można tylko do konkretnych okręgów wyborczych.
Biorąc to wszystko pod uwagę, ja bym wręcz rekomendował „odpuszczenie sobie” wyborów samorządowych a skoncentrowanie się wyłącznie na wyborach sejmowych. Wybory samorządowe wykorzystałbym natomiast jako etap przygotowania lub przeprowadzenia prawyborów w wyborach do Sejmu. Tam gdzie obywatele sobie samo dobrze radzą objąłbym ruchy obywatelskie „patronatem moralnym” oraz projektem wyszukiwania ciekawych lokalnych kandydatów na wybory do Sejmu. W miejscach, gdzie ruchy obywatelskie są słabe lub poszkodowane należałoby je wzmocnić na zasadzie pomocniczości patronatem organizacyjnym i konsolidacyjnym. Tam można spróbować przeprowadzać prawybory. Tam gdzie ruchy obywatelskie i partie są silne, tam próbowałbym nawiązywać sojusze organizacyjne, integracyjne i kompetencyjne dla przeprowadzenia prawyborów do Sejmu wraz z werbunkiem wartościowych obywatelskich kandydatów na posłów do Sejmu.
Polska jest krajem zbyt dużym i zbyt różnorodnym aby pochodzić do wyborów samorządowych z pomocą jednej uniwersalnej matrycy. Natomiast niedemokratyczny ustrój władz centralnych wręcz wymaga przygotowania takiej ogólnokrajowej matrycy w wyborach do Sejmu. Wybory do samorządów nie powinny być celem, lecz środkiem w próbie utworzenia takiej otwartej, demokratycznej i sterowanej oddolnie matrycy jednoczącej lokalne środowiska obywatelskie i samorządowe w zjednoczoną inicjatywę obywatelską mającą na celu odebrania państwa klikom nomenklaturowym, przywróceniem państwa prawa i przywrócenia państwa obywatelom.
Takie jest moje wstępne zdanie w tej sprawie.