Smoleńskiemu kłamstwu Obywatele RP postanowili przeciwstawić się stając naprzeciw smoleńskich wyznawców i przemawiającego do nich Jarosława Kaczyńskiego z transparentem zawierającym fragment wypowiedzi jego zmarłego brata: „Trybunał Konstytucyjny był, jest i będzie organem władzy całkowicie niezależnym i, jak wszyscy w Polsce zauważyli, pilnie owej niezależności strzegącym. Nie sądzę, żeby cokolwiek mogło temu stanąć na przeszkodzie.”
Ten fragment w jawny sposób zadawał kłam wszystkiemu, co w trakcie miesięcznic opowiadał Jarosław Kaczyński i podważył heroiczną legendę założycielską obecnej polityki PiS. Cokolwiek sądzić o zmarłym prezydencie, gdyby żył, dzisiejsza polityka PiS z pewnością nie byłaby możliwa w jej antykonstytucyjnym kształcie.
Wystąpienie Obywateli RP spotkało się z niesłychaną agresją uczestniczących w miesięcznicach zwolenników PiS. Używano wulgarnych, odzierających z człowieczeństwa obelg o Targowicy, kurwach, złodziejach, ubekach, ścierwach. Pluto na uczestników kontrmanifestacji, dopuszczano się rękoczynów. Reakcją Obywateli RP było milczenie. Żadna ze zniewag i żaden z aktów fizycznej przemocy nie spotkał się z naszej strony nawet z procesową reakcją.
Dopiero w czerwcu 2016 roku, po trzech miesiącach akcji, udało się Obywatelom RP zrealizować, wbrew oporowi policji, pierwszy cel akcji. Stanęli wprost przed smoleńskim tłumem, naprzeciw przemawiającego Kaczyńskiego, pod gmachem państwowej galerii Kordegarda, położonej po drugiej stronie Krakowskiego Przedmieścia.
W lipcu po raz pierwszy użyto nagłośnienia i po skończonych obrzędach miesięcznicy Obywatele RP, w krótkim wystąpieniu, powiedzieli zwolennikom PiS o powodach i celach własnej obecności w tym miejscu. Dołączyły do nas wówczas inne środowiska obywatelskiej opozycji, zwłaszcza stowarzyszenie Demokratyczna RP, lokalne grupy KOD, Koalicja Organizacji Demokratycznych (dzisiaj stowarzyszenie OSA), grupa Polski Laickiej.
W sierpniu doszło do kolejnego nasilenia kontrakcji pisowskiego tłumu, podjudzonego przez Kaczyńskiego. Policji kazano interweniować z naruszeniem prawa, uniemożliwiając Obywatelom RP demonstrację. Państwowej galerii Kordegarda użyto, by pod pretekstem plenerowej ekspozycji zająć publiczną przestrzeń i uniemożliwić zajęcie miejsca naprzeciw Kaczyńskiego. W odpowiedzi Obywatele RP odpowiedzieli ultimatum. Przestrzeń przed Kordegardą ma być nasza, a naszych demonstracji nie wolno zakłócać. Albo dostaniemy stosowne gwarancje na piśmie, albo – zgodnie zresztą z przysługującym nam prawem – staniemy nie pod ścianą Kordegardy, ale tam, gdzie ustawiany jest smoleński ołtarz i skąd przemawia Kaczyński. Trzeba nas będzie stamtąd usuwać przemocą i bezprawnie. PiS wówczas ustąpił, zawarto porozumienie, które w trakcie miesięcznic we wrześniu i w październiku wykonano z niezwykłą starannością.
Demonstracje obu stron odbywały się pod rygorem ówczesnego prawa o zgromadzeniach publicznych. W myśl jego postanowień zgromadzenia należało zgłaszać w Urzędzie Miasta. Nie wymagały one zezwoleń, ponieważ wolność demonstrowania przysługuje każdemu i nie jest koncesjonowana przez władzę. Organ samorządu, pod sądową kontrolą, mógł co najwyżej zakazać zgromadzenia, które zagraża bezpieczeństwu i porządkowi publicznemu. W szczególności w sytuacji spotkania w jednym czasie i miejscu dwóch zgromadzeń, których spotkanie może prowadzić do konfliktu, samorząd mógł zakazać jednego z nich. Decydowała kolejność zgłoszeń. Obywatele RP zawsze dokonywali swoich zgłoszeń jako pierwsi. Zawsze zgłaszali zgromadzenia tam, gdzie ustawiany jest ołtarz miesięcznic i zawsze tego miejsca ustępowali, cofając się pod ścianę Kordegardy. To ważny element akcji – walcząc o konstytucyjne prawa, demonstracyjnie szanujemy prawa przeciwników, a do nich należy wolność zgromadzeń i wolność kultu religijnego w miejscach publicznych. Urząd Miasta nie zakazywał w tej sytuacji żadnego zgromadzenia, policja była zobowiązana umożliwić bezpieczne i zgodne z prawem przeprowadzenie obu. Wszystkie rzeczywiste działania policji zmierzały jednak do odizolowania protestujących Obywateli RP i usunięcia ich sprzed oczu Kaczyńskiego.
W listopadzie 2016 roku Kaczyński ponowił swój atak i naszą wolność demonstracji po raz kolejny pogwałcono. Równocześnie zapowiedziano nieprzerwaną kontynuację zarządzonych ekshumacji ciał ofiar katastrofy smoleńskiej, arogancko i bezprawnie ignorując dramatyczne protesty części ich rodzin.
W tej sytuacji zdecydowaliśmy się nie ustępować miejsca miesięcznicom i zająć to miejsce, które zawsze zgłaszaliśmy – bezpośrednio przed Pałacem Prezydenckim, w miejscu smoleńskiego „ołtarza” i drabinki Kaczyńskiego. Żądamy zaniechania ekshumacji grobów i poszanowania wolności zgromadzeń – to są warunki, po spełnieniu których wycofamy się z prób blokad „smoleńskiego ołtarza” i powrócimy do obecności pod ścianą Kordegardy. Od grudnia protest wszedł w ten sposób w kolejną fazę. Od grudnia jego znakiem jest biała róża.
PiS odpowiedziało nowelizacją prawa o zgromadzeniach. Zapowiedziano szereg zmian, wywołując gwałtowne protesty środowisk prawniczych i organizacji pozarządowych. Większość zmian – niemal bez wyjątku pozornych – porzucono, utrzymując uprzywilejowany status demonstracji zwanych cyklicznymi: w praktyce to wyłącznie miesięcznice smoleńskie (oraz doroczny marsz narodowców) spełniają te kryteria. Było jasne, że tę forsowną inicjatywę „legislacyjną” – w mediach nazwano ją „lex Kasprzak” od nazwiska inicjatora kontrmiesięcznic – podjęto głównie po to, by pozbyć się Obywateli RP sprzed oblicza Kaczyńskiego. W wyniku decyzji Andrzeja Dudy i ubezwłasnowolnionego przez PiS Trybunału Konstytucyjnego nowelizacja obowiązuje od kwietnia 2017, a po raz pierwszy skorzystano z niej w maju.
W okresie od grudnia 2016 do maja 2017 Obywatele RP byli bezprawnie usuwani przemocą z miejsca swoich legalnych demonstracji przez policję i BOR działające ramię w ramię i na polecenie paramilitarnych służb PiS.
W maju 2017 roku miesięcznica po raz pierwszy skorzystała z ochrony pisowskiego prawa. Obywatele RP kontynuują swoje akcje wbrew temu prawu, którego nie uznają. Uważamy, że w walce o wolność demonstracji należy stawać właśnie tam, gdzie tego zakazuje pozbawiająca nas praw władza, a żadną miarą nie tam, gdzie się nam na to jeszcze pozwala.
Zarzuty w związku z wykroczeniem zakłócania demonstracji PiS objęły dotąd kilkadziesiąt osób, około dziesięć dalszych objętych jest dotąd postępowaniem o zakłócanie czynności religijnych, do sądu skierowano również akt oskarżenia o wywieranie presji na funkcjonariusza policji. Zakaz demonstracji w pobliżu Jarosława Kaczyńskiego mimo to nie działa. Protest nasila się zamiast wygasać.