Wolność, równość, przyzwoitość
Trzeci już raz Komitet Obrony Demokracji wezwał na nas policję. Z demonstracji KOD, przebiegającej tym razem pod hasłem – nomen omen – „Jedna Polska, dość podziałów”, wykluczono naszą grupę z niechcianym transparentem. Był to ten sam mamuci transparent, który przynosimy przed oczy Kaczyńskiemu na jego smoleńskie miesięcznice: ten z cytatem z Lecha Kaczyńskiego o tym, że niezawisłość Trybunału Konstytucyjnego jest niezbędną podstawą polskiej demokracji. Jak usłyszeliśmy, wzburzenie wśród porządkowych KOD, wywołały również puszki naszej zbiórki publicznej. W efekcie nasza nieliczna grupa stanęła otoczona kordonem policji oddzielającym ją od reszty uczestników marszu niemal tak, jak to się zdarza właśnie w trakcie smoleńskich miesięcznic. Bywa, że przy całej wrogości stosunki z PiS i jego fanatycznymi wyznawcami udaje się ułożyć lepiej niż z KOD.
Nie stało się nic wielkiego, nic o co warto byłoby robić aferę. Tym razem – prawdopodobnie – w odróżnieniu od poprzednich przypadków nie chodziło o reakcję w żaden sposób przemyślaną przez kierownictwo KOD, czy nawet kierujących demonstracją. Ot, jakiemuś porządkowemu, dumnie noszącemu odblaskową kamizelkę funkcyjnego, odbiło tak jak odbijało odgrywającym role klawiszy w pamiętnym eksperymencie Zimbardo. Częste zjawisko. W końcu po to Zimbardo ten swój eksperyment zrobił, żeby pokazać powszechność takich rzeczy.
Czy na pewno chcemy być klawiszami?
Ano, właśnie. Zrobił Zimbardo swój eksperyment, pokazując działanie społecznych struktur wychowujących do tyranii, opresji, oportunizmu i paru innych przykrych zjawisk. W tej między innymi sprawie należy się ode mnie (osobiście i prywatnie – piszę wyłącznie we własnym imieniu) parę słów adresowanych nie tyle do nielubianego przeze mnie i niecenionego kierownictwa KOD ale przede wszystkim do przyjaciół, których mam wśród członków i sympatyków tego… Sam nie wiem – ruchu? Organizacji? Cóż, do KOD przystąpili onegdaj niemal wszyscy „ludzie dobrej woli” po prostu. I ogromna większość w nim pozostaje. Co się dzieje z „ludźmi dobrej woli”? I w czym ich dobra wola się demonstruje?
Ludzie z naszej grupy dzwonili w trakcie zajścia do ludzi z władz KOD, których numery znali. Żaden z nich nie widział niczego niestosownego ani wartego uwagi w fakcie wezwania na nas policji. A to jest już kolejny taki przykład. W ciągu całej smutnej historii KOD bardziej niż sam fakt wykluczania rozmaitych odszczepieńców zasmucał mnie ów absolutny brak reakcji na tego rodzaju zjawiska ze strony bardzo wielu świadków tych przypadków, którzy w KOD aktywnie uczestniczą – wszyscy z dobrej woli przecież. Nie padały ani żądania wyjaśnień, ani nawet pytania o przyczyny wykluczeń, o racje stojące za pozbawianiem prawa głosu wykluczonych itd. Nieliczni stawali w obronie wykluczanych, by natychmiast podzielić ich los. Też bez reakcji. Jest w KOD silnie obecne, autentyczne i niczym nie wymuszone nie tyle nawet przyzwolenie, co zapotrzebowanie na tego rodzaju praktyki. Te chóry potępienia spadającego na każdego pozbawionego możliwości odpowiedzi banitę, te eksklamacje uwielbienia i wierności okazywanej liderowi – to było coś bez wątpienia autentycznego, nie było to orkiestrowane, no, może troszkę. KOD po prostu taki jest. Jak to nazwać? Co to ma wspólnego z demokracją, o którą ponoć chodzi?
Nie będę maszerował, a jedność mam gdzieś
Każdy marsz zjednoczonego tłumu budzi u mnie instynktowny niepokój i podejrzenia. Tu jednak nie mam żadnych podejrzeń, tylko po prostu pewność. Znam – po prostu osobiście znam tych, których ów tłum wdeptał w ziemię, żeby potem radośnie maszerować w zgodzie odzyskanej w ten sposób na chwilę.
Po pierwszym przypadku z policją napisałem, adresując to do władz KOD, że na marsze, na które chodziłem dotąd zawsze, więcej się nie wybiorę – chyba, że mnie KOD zaprosi imiennie i zagwarantuje nietykalność. Na ten ostatni marsz nie poszedłem – wyłącznie jednak przez przypadek i rodzinne okoliczności – za to zapowiadałem poparcie i udział Obywateli RP, udostępniałem, gdzie się dało itd. Wszystko to po długiej i niezbyt dla mnie miłej historii kontaktów z KOD i po dość jednostronnych próbach ułożenia sobie z nim w miarę poprawnych stosunków. To, co się stało teraz, jest, jak powiedziałem, prawie na pewno drobiazgiem. Jeśli również tym razem Mateusz Kijowski oświadczy, że wśród wielu poważnych spraw, które ma na przepracowanej głowie, o tej akurat, kompletnie niepoważnej, w ogóle nawet nie słyszał – to jestem skłonny dać mu tym razem wiarę, pomimo wielu wcześniejszych doświadczeń niewątpliwych łgarstw z jego strony. Tym razem nie mam powodu sądzić, że to było zachowanie w jakimkolwiek stopniu zamierzone. Niemniej… Nikt nie zareagował po fakcie. Wyobrażam sobie, że coś podobnego mogłoby się przytrafić również nam – nie jesteśmy impregnowani na bezmyślność, choć staramy się jej wystrzegać. Spaliłbym się jednak ze wstydu.
I otóż nie – więcej nie pójdę w żadnym marszu tej organizacji. I nikogo nie będę do tego namawiał. Nie chcę wspierać czegoś, co uważam za głupie i szkodliwe. Trzeba się było trzymać przemyślanej przecież decyzji. Bardzo przepraszam, ale ta jedność, którą tak bardzo sobie cenią uczestnicy marszów, dla mnie jest zwyczajnie wstrętna.
Swoje na własny rachunek
Wcześniej jeszcze, kiedy po wymianie oficjalnych stanowisk dowiedziałem się od Zarządu KOD, że żadna solidarność z protestującymi wobec bezprawia PiS nie jest w tej organizacji normą, że KOD odcina się od wszystkiego, czego sam nie firmuje i że ew. represje spadające na kodowskich „renegatów” uzna za słuszne – wtedy oświadczyłem, że jeśli się KOD istotnie zamierza odwrócić od kogokolwiek represjonowanego, to sam więcej nie podam im ręki, a jeśli kiedyś zrobię od tego wyjątek, to wyłącznie, żeby im rękę podać w potrzebie, bo ja z własnej solidarności nie zamierzam rezygnować.
Kiedy na mnie plują smoleńscy w czasie miesięcznic, staram się nie reagować. Nigdy nie składam na nich doniesień z powodu przestępstw, jakich się na mnie dopuszczają. To część etosu, który staram się realizować. Kiedy KOD zakłócał nasze demonstracje, a tak się zdarzało i robiono to jawnie oraz w pełni świadomie – oczywiście również nie interweniowałem w żaden sposób inny niż tylko ten, żeby jednego lub drugiego pętaka z tej podobno zasłużonej organizacji zrugać publicznie lub prywatnie, zależnie od jego zasług i moich możliwości.
I tak zostanie. Zamierzam robić swoje, jak robiłem dotąd. Ten sam etos, którym się czuję związany w postępowaniu wobec PiS, obowiązuje mnie w stosunku do każdego w publicznym życiu, więc i w stosunku do KOD będę próbował postępować fair w dokładnie ten sam sposób.
Perspektywa oszołoma
Od dawna wiem niestety i bardzo kłopotliwa była dla mnie ta wiedza, że KOD to nie jest miejsce dla kogoś przyzwoitego. To prywatne przeświadczenie chowałem dla siebie i na swój własny użytek – za nic na świecie nie chcąc przede wszystkim rzucać nim w twarz komukolwiek, kto w KOD jest zaangażowany i od kogo żadną miarą nie czuję się i nie chcę się czuć lepszy.
Ale właśnie wypowiadam głośno tę ocenę. Oczywiście znam całkiem sporo ludzi nie tylko przyzwoitych, ale też takich, których cenię ogromnie, a którzy w KOD uczestniczą. Albo go wspierają. Nie byle jakich ludzi znam w tej liczbie. Np. Frasyniuka, którego nie tylko cenię bardzo, ale i posłusznie spełniam cokolwiek powie. Mój kłopot bierze się zaś oczywiście z tego, że taka opinia tych ludzi obraża, skoro najwyraźniej odmawia im przyzwoitości.
Otóż nie – ani ze mnie moralny autorytet, ani mędrzec od etyki: nie czuję się żadną miarą lepszy od tych, którzy w KOD utkwili i tkwią do dzisiaj – nie z żadnych innych powodów przecież, tylko właśnie z przyzwoitości.
Być może jestem tylko nieco lepiej poinformowany – w dodatku w sprawach, na które mam ucho bardziej wrażliwe niż oni. To dość specyficzna perspektywa i chyba nieźle ilustruje ją inny przypadek policyjnej interwencji, która spotkała mnie na życzenie KOD.
3 czerwca, w przeddzień marszu „My, Naród”, odbył się kameralny wiec na Skwerze Wolności Słowa. Zebrała się dawna opozycja – w tym zwłaszcza ta sprzed Sierpnia. Ludzie drugiego obiegu, którzy de facto wolność słowa w Polsce wywalczyli jeszcze za głębokiej komuny. W tym ruchu sam się wychowałem. Poszedłem, bo to moje, bardzo cenne święto. Organizowało je stowarzyszenie Razem ’89. W przeddzień dowiedziałem się jednak, że wystąpi na nim i będzie przemawiał Mateusz Kijowski. Sam już byłem z KOD wykluczony i pozbawiony prawa głosu. Znałem bardzo wielu ludzi potraktowanych identycznie. Widziałem nie tylko szczelną blokadę jakichkolwiek, np. programowych dyskusji w KOD, gdzie obowiązywała i nadal obowiązuje jedyna, niezbyt zresztą spójna i w jakimkolwiek stopniu jasna linia kierownictwa, ale dotkliwie odczuwałem również podobnie szczelną blokadę informacyjną o innych niż KOD przedsięwzięciach w medialnym mainstreamie. Kijowski opowiadający o znaczeniu wolnego słowa był w tej sytuacji i pozostaje dla mnie najzwyczajniej zniewagą.
Chciałbym móc powiedzieć, że swój transparent wykonałem „niewiele myśląc”. Prawda jest jednak taka, że myślałem nad nim bardzo, choć to przecież było prościutkie. Zjawiliśmy się w kilka osób z hasłem: „Wykluczeni z KOD w obronie wolności słowa”. I choć to nie była impreza KOD, to jednak KOD-owska straż wezwała na pomoc policję, usiłując usunąć nas z nieswojej nota bene imprezy. Nie zeszliśmy. Pamiętam nierozumiejące spojrzenia KOD-owskich funkcyjnych – jakże to: policjant mówi „proszę to zwinąć”, a oni odpowiadają „nie ma mowy” i stoją dalej… A Kijowski opowiadał swoje smalone duby, mając nasz transparent przed oczami, jak – nie przymierzając – Kaczyński w czasie miesięcznic.
Wiec był kameralny, uczestników nie było wielu. Za to jakość znakomita, bo byli to ludzie z tamtych środowisk. Sami najlepsi zatem. Spotkałem iluś dawno niewidzianych przyjaciół. Wszyscy – chyba – zaangażowani w KOD, jak na „ludzi dobrej woli” przystało. Bardzo nieliczni uśmiechali się rozczuleni. „Ech, Pawełek”, mówiły te uśmiechy, co oczywiście znaczyło, że Pawełek może i sympatyczny, ale niepoważny kompletnie. Większość reagowała natomiast jak na głośne beknięcie przy bankietowym stole – albo udawali, że nie widzą, albo wyrażali konsternację.
To zaś, nad czym tak bardzo myślałem, malując ten transparent oszołoma, to właśnie efekt tego gestu, o którym wiedziałem, że będzie wyłącznie negatywny. Niczego nie zwojujemy, nikt tego nie zauważy, oczywiście nie pójdzie nigdzie żadna relacja. Ot, puściliśmy bąka w salonie, nikt poważny nie będzie chciał z nami gadać. I tak faktycznie było jeszcze przez jakiś czas.
Moim przyjaciołom w KOD chcę więc powiedzieć, że patrzę z podobnie wariackiej perspektywy. Pewnie niewielu z was byłoby skłonnych łaskawie nazwać ją choćby ekstrawagancką. I to jest kolejna trudność, którą mam, kiedy otwarcie mówię dzisiaj, że przyzwoitość każe mi się od KOD trzymać z daleka i to samo polecam każdemu. Ta przyzwoitość wydaje się mieć kompletnie niepraktyczny charakter. Sami jednak nosicie portrety Bartoszewskiego, a pod nimi jest napisane, że jednak warto.
Rozsądek i oszołomstwa wymiar praktyczny
Najczęściej słyszę w takich razach „naparzasz w Mateusza, a powinieneś w Kaczora, nie pomyliło ci się?” Pomijam kto w kogo naparza, bo choć to istotne, to z oddalenia wygląda jak dziecięca kłótnia, kto zaczął. Przede wszystkim jednak – nie, nic mi się nie pomyliło. Słyszę też, że w walce z PiS trzeba nam jedności, że KOD-u nie wolno rozwalać.
KOD z PiS nie walczy. To nie zarzut – choć PiS jest oczywistym wrogiem polskiej demokracji, mnie również nie pasuje ideowa identyfikacja „przeciw PiS”, bo uważam ją za niewystarczającą i przez to potencjalnie groźną. Najpoważniej na świecie chodzi mi o demokrację, a nie o to, żeby jakimkolwiek sposobem pozbyć się Kaczora. Sposób jest ważny. Ważne jest, co potem. Ważne jest zatem, o co się walczy i jak. Nie sądzę, że KOD walczy o cokolwiek. To jednak jest w gruncie rzeczy drobiazg i przede wszystkim kwestia trudnych ocen – te nie są jednoznaczne i da się je widzieć rozmaicie, choć sam je widzę dość prosto, uważając, że wystarczy spojrzeć.
Ważniejsze jest jednak, że kiedy mowa o walce o demokrację, to jedność bywa kiepskim pomysłem. W tej „frontowej sytuacji”, z którą coraz bardziej mamy do czynienia, liczy się – owszem – solidarność, ale ona właśnie na tym polega, by stawać ramię w ramię z innym niż ja, a nie z takim samym. O tym natomiast KOD nie ma bladego pojęcia. Ani nie zna szacunku dla innego, ani nie wie, co to solidarność. Gdyby KOD był w jakimkolwiek stopniu bojowy – a w żadnym nie jest – jedność tak pojmowana byłaby zwyczajnie groźna, bo to po prostu byłby bolszewicki model rewolucji. Tego błędu – bardzo częstego zwłaszcza w sytuacji walki – zdołała się ustrzec „Solidarność”, w której dało się zmieścić anarchistów i neoliberałów, a każdemu z nich Wałęsa wpinał znaczek Związku w klapę. Kijowski zajmuje się odbieraniem znaczków, jak trzeba, to w policyjnej asyście, a kiedy przy tym słychać nawoływania o jedność, to brzmi to prostu złowrogo. I to jest złowrogie, a nie tylko tak brzmi. Moi przyjaciele w KOD mogą o tym nie wiedzieć, ale wiedzą o tym aż nadto ci wszyscy przez KOD zdeptani. Całkiem już spore grono.
Jedność najczęściej wymaga lidera i stąd zakaz „naparzania w Mateusza”. No, jeśli nawet pominąć budzącą zasadnicze wątpliwości rolę zakazu „naparzania” w demokracji – a co jeśli lider okaże się palantem? To się przecież może zdarzyć.
Przyzwoitość i dobra wola
Świetnie wiem, że w KOD jest się z dobrej woli. Wiem, że liczy się tam jedność i rozumiem jej znaczenie, choć sam jedności tak pojmowanej nie cenię w żadnym stopniu. Wiem, że w grupach KOD buduje się poczucie wspólnoty i bezcenne umiejętności wspólnego działania mimo różnic. Wiem także, co znaczy umiejętność przezwyciężania rozmaitych form pieniactwa i warcholstwa. I dobrze znam warcholską legendę, którą mają w KOD „odszczepieńcy”, więc również ja.
Brak dyskusji programowej – jakiejkolwiek – powinien was w KOD niepokoić. Ale wykluczanie, zamykanie ust banami, rytualne seanse potępienia, zachowania jak ten ostatni drobiazg – to wszystko od przyzwoitego człowieka wymaga reakcji. Żaden pragmatyzm budowania jedności nie uzasadnia tu przyzwolenia. KOD – ruch KOD, a nie Zarząd, bo on już chyba żadnych szans na to nie ma – miałby szansę być w jakimkolwiek stopniu wiarygodny, gdyby po tego rodzaju przypadkach słychać było jakikolwiek wasz protest.
Post Scriptum:
Poprawka faktograficzna – bez której podpis pod zdjęciem z widocznym na nim Henrykiem Wujcem mógłby być nadużyciem. Otóż Wujec jeszcze nie wiedział, że ani transparent, ani grupa, która z nim przyszła, nie są na marszu KOD mile widziani. Tekst podpisu poprawiłem. Teraz już nie sugeruje solidarności Wujca z zaaresztowanymi. Możliwe nadużycie polegało na tej właśnie sugestii.
Wyjaśniam na wszelki wypadek, co zdjęcie Wujca pod tym transparentem oznacza rzeczywiście, a nie tylko żartem. Oznacza mianowicie tyle, że człowiek z przeszłością Henryka Wujca, o jego inteligencji i jego moralnej wrażliwości nie widzi w tym transparencie niczego niestosownego, a przeciwnie – najwyraźniej coś go w nim ujmuje.
Inne konieczne uzupełnienie. Podobno oszalał nie któryś ze „strażników” przejętych rolą wg schematu Zimbardo, ale „ktoś wyżej”. Świadczą o tym konsultacje, z których ów „strażnik” korzystał w trakcie własnej interwencji, kiedy się spotkał z pewnym niezrozumieniem i opieszałością policji. Nie wiem, z kim się konsultował, nasi ludzie odnieśli wrażenie, że z organizatorem demonstracji KOD. To jest zresztą dość mało ważne – ważniejsze są reakcje w KOD, który o sprawie dowiedział się przynajmniej po fakcie. One zaś są takie, jak je opisałem.
Zarówno od uczestników KOD nieznających sprawy, za to znających tamtejsze zwyczaje, jak od bezpośrednich uczestników z naszej strony słyszę oceny, że poszło o puszki naszej zbiórki publicznej. „Relegowanie transparentu” i donos na policję o zakłócaniu zgromadzenia były natomiast „represją” – zastosowaną wobec niemożności powtrzymania zbiórki prowadzonej poza demonstracją. Wyjaśnienie faktów ma w tej żenującej sprawie marginalne znaczenie, niemniej dla porządku i po to, by o sprawie nie opowiadano bzdur po raz kolejny: chodzi o dwie puszki wyraźnie oznaczone czym innym niż KOD i towarzyszące oznaczeniom innych niż KOD grup. Puszki towarzyszyły więc sporym transparentom Obywateli Solidarnie w Akcji i Obywateli RP. Trudno się pomylić. Kwesta miała miejsce poza terenem demonstracji KOD i przed jej rozpoczęciem. Jasne? Czy mam wyrysować mapki i pokazać nagrania z oznaczeniem czasu?
Podobno jest nietaktem zbieranie kasy na „nieswojej imprezie”. Tak słyszę od znajomych z KOD. Być może to jest rzeczywiście nietakt, choć ja nie sądzę i o tym jeszcze za chwilę – i choć kwestia nie miała miejsca „na imprezie”. Czym jednak jest nasyłanie policji – w dodatku w trakcie demonstracji „dość podziałów”? Czy te dwa nietakty są na pewno równorzędne?
Przede wszystkim „własność imprezy” doprowadza mnie do irytacji i kilka rzeczy chciałbym w związku z tym spróbować uzmysłowić „towarzyszom broni”, których towarzystwo znoszę z narastającym trudem.
Marsz „dość podziałów” potraktowaliśmy dosłownie. Wzywaliśmy do udziału w nim, zapowiadaliśmy własną obecność i widzieliśmy komentarze, że to dobrze i że może wreszcie jakiś rodzaj zgody nastanie. Logo Obywateli RP obok flag KOD miało – wg mnie – znaczyć właśnie „dość podziałów”. Teraz słyszę znowu, że oznaczało konkurencję, podszywanie i rozbijactwo, że „impreza” ma właściciela, co ma znaczenie większe niż jakiś być może wspólny dla wszystkich cel tej demonstracji. Myśleliśmy wszyscy – renegaci z KOD – że jest odwrotnie i że demonstracje oraz protesty mają przede wszystkim cel, a nie właściciela. Podobnie myśleliśmy zresztą o KOD, w którym kiedyś byliśmy wszyscy.
Nie chcę prowadzić rozmów o własności szyldów, demonstracji i konkretnych projektów. Uważam je za żenujące. Albo budujemy ruch społeczny, który zbiera się do walki o piękne idee oraz ważne cele i buduje solidarność w perspektywie nadchodzących trudnych czasów; albo tworzymy konkurujące ze sobą w korporacyjny sposób stowarzyszenia, a niechby i partie.
Za wstrętne uznawaliśmy wszyscy już żądania usunięcia się z KOD i zaprzestania identyfikacji z nim – skoro KOD nas nie chce. Do KOD dołączyli wszyscy ludzie dobrej woli, którzy – jak my – nie chcieli zgodzić się z bezprawiem i rujnowaniem demokracji. To dość podobne do dawnej „Solidarności”, do której również przystępowali wszyscy ci, którzy chcieli aktywnie wyrazić własny sprzeciw wobec zła tamtego systemu. Tworzyliśmy ruch KOD – my również. Również wtedy, kiedy sami znaleźliśmy się – niemal bez wyjątków wbrew własnej woli – poza nim. Bo również wtedy uznawaliśmy istnienie tego ruchu za cenny fundament, na którym da się budować nadzieje na lepszą przyszłość polskiej demokracji. I w związku z tym, jeśli tylko się dało, godziliśmy się bez głośnych protestów na rozmaite głupoty, świństwa i praktyki przeczące deklarowanym celom, od których roi się w tej organizacji.
We własnym imieniu chcę wyraźnie oświadczyć, że mam dość. Nie zamierzam próbować żadnej więcej dyplomacji. Każdy z aktywnych uczestników KOD widział – musiał widzieć – wiele aktów linczu na takich odszczepieńcach jak choćby ja sam. I nie reagował. Nie wszystkich stać na odwagę przeciwstawienia się tłumowi wyjącemu z potępienia dla skazańca i uwielbienia dla wodza, który skazanie ogłosił. Rzecz w tym, że podobno walczymy o demokrację i to nie byle jaką, ale tę, w której racje się liczą, liczą się przede wszystkim obywatelskie prawa, zdanie jednostki i jej wartość, ludzka godność wreszcie. Mam dość wysiłków, by postawę moich przyzwoitych skądinąd przyjaciół z KOD wciąż próbować zrozumieć – zwłaszcza kiedy sam bywam nadal opluwany podle bez możliwości odpowiedzi i kiedy wciąż nikt nie reaguje.
Reagować można – chyba – na wiele sposobów. Niekoniecznie trzaskając drzwiami. Widziałem dzisiaj we Wrocławiu przepiękny „czarny protest”, w którym – w odróżnieniu od protestu warszawskiego – brał udział wrocławski KOD i jego liderka, która jest kimś, co dzisiaj usłyszałem i zobaczyłem. I choć mam obawy, czy tą swoją recenzją nie zaszkodzę jej przypadkiem – to być może dla KOD jest jeszcze nadzieja. Byłoby dobrze. Ale to już nie jest moja sprawa.
Próbowałam wstawić do paru grup na FB informację o tym, co się nam przydarzyło na manifestacji” w imię jedności”. Nie wpuścili. A ponoć są nam życzliwi. Czy im wszystkim faktycznie tęskno do demokracji? Prawdziwej demokracji? Mocno wątpię.
długie ale dobre, szkoda tylko że ,,oni” tego nie przeczytają.
Owi „oni” jak napisał(a) w komentarzu kloe62 to przeczytali. Przykre, Maćku, że tak lubisz uogólnienia.
Poznałem Cię na ostatniej miesięcznicy i mam duży szacunek do tego co robisz Ty, wraz z przyjaciółmi z inicjatywy Obywatele RP. Tym bardziej jest mi przykro czytać to co napisałeś. Nie znam szczegółów interwencji policji i nie mam zamiaru wnikać w intencje obu stron. Wiem natomiast (działam a łódzkiej grupie Straży KOD), że organizując kilkudziesięciotysięczną manifestację, organizatora psim obowiązkiem jest zadbać o to by obyło się bez niepotrzebnych incydentów i prowokacji, bo chodzi o bezpieczeństwo nie samych organizatorów, ale ogromnej masy ludzi.
Ludzie skupieni wokół inicjatywy Obywatele RP to w większości fajterzy, nastawieni na działanie bez kompromisów i gotowi do „brania na klatę ” każdej gorącej sytuacji. Matki z dziećmi idące w takim marszu jak ten wczorajszy już raczej tego nie oczekują. Dlatego organizatorzy są zobligowani do usuwania każdego zagrożenia na drodze takiej demonstracji. Może warto od tej strony spojrzeć na „wrogie działania” służb porządkowych zamiast traktować cały KOD jak osobistego wroga. jeśli tak bardzo nie zgadzasz się ze sposobem działania KOD to zaskakuje mnie, że „podpinacie” swoje demonstracje pod manifestacje KODu, a po takim incydencie obrzucacie KOD błotem, bo nie chce firmować waszego sposobu działania. Bardzo cenię to co robicie i chętnie wezmę udział w Waszych akcjach, jeśli moja przynależność do KOD nie będzie przeszkodą, nie jako członek KOD ale jako Paweł Olejniczak. Nie bardzo widzę sens obrażania tysięcy ludzi działających w KOD i sympatyków tego ruchu tylko dlatego, że mają inną wizję walki z pisowskim oszołomstwem, tym bardziej , że bardzo wielu z nich takie inicjatywy jak Wasza traktują bardziej jako awangardę walki z obecną 'dobrą zmianą’ niż Was jako swoich przeciwników. Jeśli ktoś według Ciebie działa w złej woli to wskaż go palcem i po imieniu, niech ma możliwość obrony. Bo bez tego Twoje zarzuty wobec całego KOD to trochę jak inwektywy ,które słyszę czasami od smarkacza, który widzi mnie po raz pierwszy na oczy, że jestem komuch, lewak i złodziej. Wówczas się tylko uśmiecham.
Pozdrawiam z szacunkiem Ciebie i wszystkich, których poznałem 10go pod Kordegardą.
Nikt się pod nic podpinał. Nikt nie prowokował żadnych zagrożeń. Kilkanaście osób wstawiło transparenty identyfikujące nasze grupy — po to wyłącznie, by pokazać jedność, zgodnie z hasłem „dość podziałów”.
Drobne sprostowanie – tekst napisał Paweł Kasprzak. Gruby, brzydki Maciek to ja… Na Facebooku pod tym tekstem wyraziłem zdanie odrębne. Nie uznaję odpowiedzialności zbiorowej – każde świństwo ma dającego się imiennie określić autora, i tylko tenże autor za nie odpowiada.
Baner, z którym zamierzaliśmy wziąć udział w waszym marszu już w waszych marszach uczestniczył. Nasza obecność na marszu była zapowiedziana, i nikt od was nas nie uprzedzał, że mamy zakaz wstępu z tym konkretnym banerem. Straż KOD-u wezwała na nas policję, gdy się rozwinęliśmy poza trasą waszego marszu, jeszcze zanim nawet spróbowaliśmy się do niego dołączyć. Jakie zagrożenie dla idącego ulicą tłumu stanowi sześciu ludzi stojących na chodniku z banerem? Jakim prawem cieć w kamizelce strażnika rewolucji usiłuje wydawać nam polecenia, co mamy zrobić po zwinięciu banera? To, że mamy pikietę pod KPRM nie uwiązuje nas do niej, i żądanie, by policja nas odeskortowała pod KPRM jest nieuzasadnionym świństwem. Żądanie przydzielenia nam eskorty policyjnej jest chamstwem i świństwem. A na żądanie owego ciecia czterech policjantów eskortowało naszą szóstkę przez całe miasto, od placu na Rozdrożu do placu Piłsudskiego.
Jakim prawem ciecie w kamizelkach uważają się za właścicieli całej Warszawy? Bo tak argumentowano – „Macie natychmiast opuścić nasz teren!” Informuję – wasz teren jest tylko tam, gdzie fizycznie stoicie. Wszędzie indziej jest to teren publiczny, do którego my mamy dokładnie takie samo prawo.
I żeby była jasność – cieciami nazywam wyłącznie tych, którzy swoją nadgorliwością i niekompetencją zawinili w tym konkretnym przypadku, służę zdjęciami w razie wątpliwości. Nic nie mam do dziesiątek czy setek przyzwoitych strażników KOD.
To w odpowiedzi na komentarz pana Pawła Olejniczaka. Czy ja Pana dobrze zrozumiałam? OSA i Obywatele RP w marszu KOD potencjalnie mogli ściągnąć niebezpieczeństwo na matki z dziećmi??? To jest świeża koncepcja. Do tej pory słyszałam, że 1.prowadziliśmy konkurencyjną zbiórkę pieniędzy zagrażająca płynności finansowej KOD 2. niebezpieczny był nasz baner ze względu na swoje rozmiary.
Nie „podpinamy się” pod KOD. Zmieniliśmy nawet nazwę, żeby nas nikt z KOD nie mylił. To miał być marsz jedności. I choć podobnie jak Paweł Kasprzak skonfrontowana z jednością, zwłaszcza jednością tłumu, czuję się raczej zagrożona niż pokrzepiona, to uznałam, że inni mają inaczej, że ten marsz można też czytać jako protest przeciwko szczuci jednych ludzi na drugich, a więc jest on naturalnym miejscem dla OSA, która powstała, by wspierać wszystkie inicjatywy w obronie demokracji, praw i swobód obywatelskich. Inicjatywy „marginesu”jak zostaliśmy nazwani.
Dobrze, że ciałem byłam daleko od miejsca akcji. Fatalna to sprawa zrozumieć, że było się zaproszonym na przyjęcie, gdzie nie tylko nas nie oczekiwano, ale wręcz przybycie nasze wywołało skrępowanie biesiadujących. Cóż za niezręczność.
A co do akceptacji naszych form działania, to od pierwszego naszego wyjścia w lutym, tej akceptacji ze strony KOD nie było. Nie oczekujemy, że władze KOD nas poprą, nie oczekujemy, że staną w naszej obronie. To my poparliśmy inicjatywę KOD.
Przeczytałem. W zasadzie się zgadzam. Nie wierzę natomiast, że pacyfikacja grupy OSA była wybrykiem zidiociałych ochroniarzy, którzy zawiadomili Policję. Nie mają zresztą takich uprawnień. Od dawna mówiłem, że wszelkie próby porozumienia się z KODem nie mają sensu, bo ZG KOD jest wrogo do nas nastawiony.
Być może nie wyszło to z samej góry, ale na pewno nie była to samodzielna akcja szeregowych strażników KOD. Ci, którzy z nami rozmawiali niemal non stop wisieli na telefonach relacjonując i odbierając polecenia z góry.
Umieściłem zdarzenie na KOD Warmia. Z przykrością stwierdzam, że reakcja bardzo mizerna. Tylko tyle tego:
Anna Badyoczek O, cholera…
Nie lubię · Odpowiedz · 1 · 6 godz.
Tadeusz Szczęśniewicz Taka była moja pierwsza reakcja
Lubię to! · Odpowiedz · 6 godz.
Radosława Górska A ja jednak spróbuję poprosić na GG KOD o reakcję, komentarz, wyjaśnienie.
Nie lubię · Odpowiedz · 3 · 5 godz.
Tadeusz Szczęśniewicz Jestem ciekaw odpowiedzi jeśli jakaś będzie.
Lubię to! · Odpowiedz · 1 godz.
Radosława Górska Ten materiał/ ten temat pojawił się już w Grupie Głównej KOD, a zgodnie z regulaminem nie powtarzamy materiałów i tematów. Zachęcam do komentowania w już opublikowanym wątku. Liczę na zrozumienie. Przesyłam pozdrowienia, admin GG KOD.
I wszystko. Kropka.
W jakiejś dyskusji na KOD_Mazowieckie (zdaje się, z grubsza, na temat zawirowań statutowych) jako członek ruchu KOD a nie Stowarzyszenia wielokrotnie zadawałam pytanie jaką rolę w ruchu odgrywa zarząd Stowarzyszenia oraz dlaczego ruch ma ponosić konsekwencje błędów zarządu stow. Na żadne z nich nie dostałam odpowiedzi.
Odnosząc się do jedynie formalnej strony zaistniałej sytuacji (nasłania policji) takie ewentualne uprawnienie miał tylko przewodniczący zgromadzenia czyli ten, który zarejestrował wydarzenie w UM. Nie zarząd stowarzyszenia, a ta jedna osoba. No chyba, że zgłoszenia dokonało stowarzyszenie. Wolałabym o tym (kto jest formalnym organizatorem) wiedzieć zawczasu, tak jak wiedziałam kiedy marsz był organizowany przez PO. Choćby po to żeby wiedzieć do kogo konkretnie należą decyzje związane z jego przebiegiem. Marsz godności-Protest kobiet był zgłoszony przeze mnie i mimo, że organizował go cały sztab dziewczyn, to formalnie przed wszystkimi urzędami, policją i uczestnikami odpowiedzialna byłam ja i była ta informacja podana na samym początku, a organizacjom, które z nami współpracowały była znana znacznie wcześniej. Po uzgodnieniach ze sztabem dostawały zgody na banery, na zbiórkę publiczną, na zbieranie podpisów, na rozdawanie ulotek. Ich nazwy i logotypy pojawiały się w informacjach o Marszu, na scenie. Na dodatek te kilkanaście kobiet w sztabie różniło niemal wszystko, ale szłyśmy na wiele wewnętrznych kompromisów, bo cel był jeden: obudzić społeczeństwo z lewa, środka, a co najważniejsze z prawa, nagłaśniając łamanie praw człowieka wobec ponad połowy społeczeństwa. W moim odczuciu to się udało i będzie się dziać.
Nie jestem członkiem KOD, ale uczestniczę we wszystkich demonstracjach. I z tej pozycji chcę Was przeprosić, za to, co Was spotkało. Po prostu przepraszam Was jako były działacz Solidarności i więzień polityczny lat 80-tych. Nie wiem, czy kierownictwo KOD zdobędzie się na przeprosiny, ale proszę, przyjmijcie moje, choć to nie ja zawiniłem. I nadal walczcie o demokrację tak jak umiecie i chcecie. O prawdziwą demokrację w której jest miejsce i dla KOD i dla Was.
Bardzo jestem Panu wdzięczny, Panie Profesorze.
Cała ta sprawa podniesiona przez pana Kasprzaka jest fundamentalna w dwóch wymiarach.
Po pierwsze, ilustruje ponadczasowy problem każdego ruchu masowego, który chce być wolnościowym, a jednocześnie sterownym i skutecznym. W każdym z takich ruchów prędzej czy później krystalizuje się sprzeczność – a nawet aporia – wynikająca z napięcia między postulatami wewnątrzorganizacyjnego liberalizmu i pluralizmu, a dążeniem do stworzenia sprawnie działającego aparatu (organizacyjnego, partyjnego etc.). Z tą sprzecznością-aporią nie poradziły sobie rewolucje francuska i rosyjska, które ugrzęzły w autorytaryzmie, a następnie w terrorze. Nawiasem mówiąc, polecam świetna książkę Wilhelma Reicha „Psychologia mas wobec faszyzmu”, gdzie znajduje się bodaj pierwsza analiza, detalicznie pokazująca, w jaki sposób brak wewnętrznej sterowności (oraz korelujący z nim chaos) w strukturze wolnościowego ruchu masowego doprowadził do tego, że ruch ten szybko wykształcił despotyczna kadrę decyzyjną – i poddał się jej bezpowrotnie… W tym kontekście warto też czytać „Społeczeństwo spektaklu” Deborda: traktat o tym, jak realia kultury masowej wychowują ludzi genetycznie podatnych na postulaty autorytaryzmu, centralizacji, odgórnego zarządzania. KOD – funkcjonując w realiach spektaklu – musi wciąż podtrzymywać zainteresowanie ze strony mediów; te zaś (za sprawą swej strukturalnej gnuśności) koncentrują uwagę na aktorach już rozpoznawalnych, nie kwapiąc się, by rozpoznawać (uznawać) aktorów nierozpoznanych (nie uznanych). Tym sposobem jedyną „spektakularną” twarzą KOD-u stał się i pozostaje Mateusz Kijowski, stając się zarazem jednostką, której grozi przekształcenie w obiekt medialnego, partyjnego lub wewnątrzśrodowiskowego „kultu”. Walka z tymi mechanizmami była, jest i będzie niesłychanie trudna – zwłaszcza w realiach współczesnego nadmiaru oraz pośpiechu informacyjnego, gdy brak czasu i miejsca na pogłębioną refleksję krytyczną nad aktualnymi procesami społeczno-politycznymi. W tym kontekście rola ORP – a zwłaszcza analizy oraz raporty Pawła Kasprzaka – wydają mi się bezcennym źródłem refleksyjności, która mogłaby zapewnić KOD-owi tak potrzebny mu moment krytycyzmu.
Niestety – po drugie – wrażliwość wolnościowego ruchu masowego we współczesnej Polsce na pogłębioną krytykę może być relatywnie znikoma. Na przeszkodzie stoją tu nie tylko uwarunkowania uniwersalne, lecz także determinanty lokalne. Polska kultura jest bowiem autorytarne i nawet wolnościowcy są obciążeni nieliberalnym kodem genetycznym (vide: ewolucja elit oraz mas tworzących Solidarność – w III RP ostatnimi czynnymi spadkobiercami Solidarności są PiS oraz PO; partie prawicowe i autorytarne). Badania prowadzone przez Jacka Santorskiego czy Janusza Czapińskiego pokazują – z jednej strony – bardzo wysoką akceptację wśród wszystkich klas i grup społecznych dla autorytarnego sposobu zarządzania (por. raport „Reforma kulturowa. 2020, 2030, 2040”); z drugiej natomiast – genotyp autorytarny silnie obecny nawet wśród elektoratów partii pozornie liberalnych (por. „Diagnoza społeczna 2015” i zawarte w niej dane na temat poziomu autorytarnych tendencji np. wśród członków partii Twój Ruch). Tu jeszcze raz wróciłbym do Reicha, który wskazywał, że społeczeństwo, które od setek lat żyje w horyzoncie patriarchalnym, będzie miało fundamentalne trudności z emancypacją, a rozwój wolnościowych tendencji w jego łonie może być jedynie cząstkowy, powierzchowny i obciążony wieloma patologiami.
Jak widać, długa droga przed nami – dlatego potrzebujemy tak radykalnych i przenikliwych krytyków jak Paweł Kasprzak oraz inni Obywatele. Pozdrawiam ORP. Trzymam za Was kciuki!
Tak już zupełnie nawiasowo uściśliłbym, że polecany przeze mnie Wilhelm Reich pisze także o klęsce rewolucji lutowej i październikowej (jego zdaniem klęska ta doprowadziła do faszyzacji w postaci stalinowskiej; zdaniem Reicha stalinizm to jedna z odmian faszyzmu). Jeden z rozdziałów „Psychologii mas…” traktuje o tym, w jaki sposób idea demokratycznych rad robotniczych zaowocowała powstaniem i bezapelacyjną hegemonią autorytarnej biurokracji radzieckiej.
Warto sobie tę lekcję historii przypomnieć, bo jest ona pouczająca dla każdego masowego ruchu wolnościowego.
Bardzo dziękuję. I za kciuki, i za analizę.
Z wszystkich przywołanych przez Pana zjawisk i ważnych punktów widzenia wynika — wiemy o tym — również taka myśl, że to, z czym się tutaj zmagamy, to niemal próba realizacji utopii.
Może nie jest tak źle — myślałem sobie, choć teraz nie bardzo wiem. W całym okresie „Solidarności” częściej bywałem przerażony zjawiskami wewnątrz ruchu niż tym, co wyprawiał choćby Jaruzelski. Kult Wałęsy na przykład. Albo narodowo-katolicki fundamentalizm prawdziwych Polaków i mszy za Ojczyznę. Mit niepodległości, która sama z siebie rozwiąże wszystkie problemy. Itd.
Ale „Solidarność” ratowało coś niezwykle cennego, z czego sobie niezbyt wówczas zdawałem sprawę, ale chyba nie ja jeden. Bo ten model — takiej trochę sieci, jak ta wykorzystywana przez islamskich terrorystów dzisiaj — w której wszystko, co budziło represyjne reakcje władzy było „Solidarnością”. To wypełniło tamten ruch treścią bardzo wielu nierzadko rozbieżnych celów szczegółowych, które się w ruchu realizowały — choćby WiP i jego działania przeciw powszechnemu poborowi, co niezupełnie się godziło z popularną piłsudczykowską legendą. I choć w Krakowie WiP był KPN-owski, a odmowę służby widziano jak bojkot przysięgi Legionów, to przecież w tym samym nurcie „S” mieścili się WiP-owscy anarchiści — doceniano ich patriotyzm, odwagę, determinację itd., byli takimi samymi bohateriami ruchu, jak wszyscy inni.
Należałem również do tych, których prześladowała tkwiąca w tyle głowy myśl, że ta nasza „rewolucja” wygrała w 89 roku nieco zbyt wcześnie i zbyt łatwo, bo śladem zapomnianego dzisiaj prof. Nowaka uważałem, że najtrwalej demokratyczne wartości budują rewolucje przegrane, a te wygrane najczęściej je rujnują. Żeby pozostać przy przykładzie WiP-u: Wałęsa bardzo sobie WiP-owców cenił za komuny, kiedy byli nieocenionymi sojusznikami mocno już wygasłej robotniczej „S”, ale jako prezydent odmówił ułaskawienia Gałuszki wsadzonego wbrew prawu do więzienia za odmowę służby wojskowej i w dodatku okrasił tę swoją odmowę stosownym komentarzem o patriotycznym wychowaniu mężczyzn… Gdyby się musiał WiP-owcami posiłkowac dłużej, być może wbiłby sobie do głowy, że wartości tego ruchu należy cenić.
Wyobrażałem sobie teraz, że środowiska takie, jak nasza grupa Obywateli RP mogą dzisiaj funkcjonwać w KOD, jak WiP funkcjonował w „Solidarności”. Ale Kijowski, który wydaje się przewyższać Wałęsę wykształceniem i inteligencją, którego rozdęte ego jest przy tym raczej nie takie jak ego Wałęsy, jednak nie ma tego instynktu, który Wałęsa miał zawsze — i znaczki KOD zazdrośnie odbiera wszystkim, zamiast je właśnie wszystkim rozdawać. KOD popełnia oczywiście milion innych głupot, ale ta jedna wydaje się mieć najpoważniejsze konsekwencje.
Myślę, że nawet ten niezbyt przecież mądry eksperyment Zimbardo, nie wspominając o ciekawszych testach Milgrama, albo o spostrzeżeniach krytykującego ich wszystkich Fromma — wszystko to pokazuje, że te nikczemne nierzadko ludzkie zachowania są po prostu normą. Ludzie tak się zachowują poddani próbie nie tyle przecież totalitarnej tyranii, ale oddziaływaniu normalnego liberalnego społeczeństwa i norm klasy średniej różnież. No, rzecz w tym, że kiedy chcemy mieć ruch budujący demokrację, to potrzeba nam w nim takiego środowiska, które ustanowi inne normy i inne zachowania spowoduje. „Solidarności” się udało, KOD-owi zupełnie nie, KOD zresztą nawet nie spróbował. I chyba rzeczywiście o różnicy zdecydowała polityka wobec logo organizacji — jakkolwiek zabawne to się wydaje.
Byłoby to wszystko jednak do przełamania, gdyby nie media. W tamtych czasach wystarczyła rewizja w domu, żeby o człowieku przez cały dzień gadała Wolna Europa. Dzisiaj — mam wrażnie — samospalenie pod Pałacem Dudy nie zatrzymałoby spojrzenia zblazowanych ćwierćinteligentów tworzących dzisiaj kadry czwartej władzy nawet na pół sekundy 😉
Dlatego do przywołanych tu lektur dodałbym Pomerantseva i jego sposób widzenia „postmodernistycznej dyktatury”, jak on definiuje medialne imperium Putina. Interesujące okazują się zwłaszcza te wątki, w których Pomerantsev opisuje bezbronność Zachodu i rolę nowych mediów rujnujących standardy narzucone — jak się okazuje — przez media tradycyjne.
Szanowny Panie Pawle,
1. Jeśli utopię pojmujemy potocznie – jako rodzaj niemożliwej do zrealizowania wizji – to typ polityczności proponowany przez ORP bynajmniej nie jest utopijny. Jak bowiem rozumiem, Obywatelom chodziłoby o przygotowanie gruntu pod PRZESILENIE polityczne. Postulowanie przesilenia to postulat o tyle nie-utopijny, o ile wpisany w specyficzny rachunek politycznego prawdopodobieństwa – ono zaś wcale nie musi być znikome, ponieważ w realiach niestabilnych systemów społeczno-politycznych (a z taką niestabilnością mamy do czynienia we współczesnej Europie; również w Polsce) niewielka mniejszość (np. garstka zdeterminowanych radykałów) byłaby w stanie zdestabilizować system i wywołać przesilenie. Z drugiej strony, postulaty ORP można uznać za utopijne, jeśli przywołalibyśmy jeden ze źródłosłowów. „Outopos”znaczy dosłownie: „nie-miejsce”. A w Polsce do tej pory nie było miejsca na radykalizm w obozie liberalno-lewicowym. ORP są więc poniekąd podmiotami „utopijnymi” – takimi, dla których dotąd nie było miejsca i wciąż jeszcze go nie ma; podmiotami poszukującymi miejsc – przestrzeni – pożądanego radykalizmu…
2. Oczywiście, trzeba zapytać o cenę za owe poszukiwania – o koszt ewentualnego przesilenia. Ja mam wrażenie, że KOD tak zdecydowanie dystansuje się od ORP, ponieważ uważa, iż cena może być zbyt duża. Za przesileniem może pójść przemoc fizyczna, jej eskalacja, a w konsekwencji – coś w rodzaju nowego stanu wojennego. Jego rezultatem z kolei nie byłoby wzmożenie „powstańcze”, lecz raczej apatia; w większym stopniu paraliż opozycji, w mniejszym jej aktywizacja. Podejrzewam zatem, iż Kijowski uważa Was po prostu za ludzi niebezpiecznych; w nieodpowiedzialny sposób rozkręcających spiralę konfliktu – i przez to zagrażających rozwojowi masowego ruchu obywatelskiego, który w dłuższej lub krótszej perspektywie POKOJOWO odsunąłby PiS od władzy. Nie lekceważyłbym tych domniemanych obaw Kijowskiego – one jednak wydają się uzasadnione. Co za tym idzie, trudno chyba oceniać stosunek KOD-u do ORP w tak moralizujących kategoriach jak „nie/przyzwoitość”. Po prostu między KOD-em a Obywatelami pojawiła się zasadnicza różnica polityczna – i myślę, że ORP powinni opisywać ją raczej w kategoriach politycznych niż moralnych. Opis polityczny pozwala wszak zachować przestrzeń, w której będzie można przekonać oponenta (KOD), ewentualnie bezstronną opinię publiczną, do racji ORP – ocalając tym możliwość ewentualnej współpracy z KOD-em w przyszłości (trudniej natomiast będzie współpracować z oponentem, którego na pewnym etapie rozwoju wzajemnych relacji uznało się za podmiot nieetyczny [„nieprzyzwoity”]).
3. Rozumiejąc obawy Kijowskiego, postrzegam ORP zupełnie inaczej niż on. Z mojej perspektywy Wasz ruch jest (może być) ważnym czynnikiem falsyfikacyjnym. Kto wie, czy dzięki Wam już w najbliższej przyszłości nie zweryfikujemy kwestii kluczowych. Dziś najważniejsze z nich to: 1) Do jakiego stopnia PiS jest zdeterminowany, by bronić władzy przy pomocy metod coraz bardziej autorytarnych?; 2) Czy obóz demokratyczno-liberalny ma wystarczająco dużo determinacji, by bronić wolności, ponosząc przy tym rosnące koszty tej obrony?
4. Tak czy inaczej zatem, pytaniem kluczowym jest pytanie o przesilenie – o cenę, jaką przyjdzie zapłacić za jego pojawienie się w formie przemocowej, albo za przedłużający się (i tym samym demobilizujący obrońców wolności) poślizg w nadchodzeniu opóźnienia.
5. W tej sytuacji ORP podejmuje ryzykowną, wysoce niebezpieczną grę. KOD-owicz mógłby powiedzieć – i miałby dużo racji – że Obywatele po prostu igrają z ogniem. Dlatego trzeba się do ORP odcinać. Ja z kolei uważam, że bez Was – bez awangardy radykalizującej rozwój masowego ruchu wolnościowego – ruch ten nie będzie wstanie poznać własnych ograniczeń, rozpoznać swoich granic (w sensie heglowskim; granic pojętych jako antynomie niezbędne w definiowaniu własnej tożsamości), a co za tym idzie – precyzyjnie określić własnej teoriopraktyki. ORP postrzegam zatem jako czynnik niezbywalny w procesie dojrzewania KOD-u (zwłaszcza, że KOD – który uważam za niesłychanie doniosłe zjawisko, w istocie najważniejszy przejaw aktywizacji obywatelskiej po 1989 roku – jest, jak na razie, ruchem niesłychanie słabym pod względem intelektualnym; niezdolnym do precyzyjnego i sugestywnego opisu sytuacji, projektowania strategii, tworzenia idei politycznej etc.). Szkoda więc, że Kijowski et consortes nie dostrzegają Waszej niezbywalności.
Pozdrawiam serdecznie!
ERRATA: chodzi oczywiście o poślizg w nadchodzeniu przesilenia.
Szczerze mówiąc, nie dostrzegałem u nas prowokowania przesilenia, o którym Pan pisze. Choć to chyba trafna obserwacja — dziękuję za nią.
No, jeśli spowodujemy przesilenie w stronę rozwiązań „przemocowych”, to sami powinniśmy się stać ich ofiarami — te akcje są tak zaprojektowane i dość rygorystycznie przestrzegamy kilku prostych zasad, mających sprawić, by ew. represje nie spadły na nikogo, kto się na nie świadomie nie decyduje.
Sam raczej myślałem o tym, że represyjne rozstrzygnięcia są niezwykle kosztowne dla władzy — próbując w tej sposób wystawiać jej rachunek. Może się okaże, że mniej kosztowne jest spełnienie postulatów. Tak się dzieje — póki co — w trakcie smoleńskich miesięcznic.
Nie — z samospaleniem oczywiście żartowałem ponuro. Natomiast postawa mediów to dla mnie rozpacz. Wszystkie działania opozycji, które jestem sobie w stanie wyobrazić i które nie odwołują się do przemocy, wymagają istnienia „opinii publicznej”. Bez niej jesteśmy bezsilni. Wiele wskazuje na to, że rzeczywiście będziemy…
Całopalenia jednak bym nie rekomendował. Na temat dysydenckego etosu ofiarniczego trzeźwo ironizował Konwicki w „Małej apokalipsie”. I ta ironia jest chyba wciąż bezcenna – pozwala utrzymać autokrytyczny dystans wobec etosów nadmiernie patetycznych, niedostatecznie zaś skutecznych. Ja osobiście nie mam nic przeciw poświęceniu – o ile implikuje ono poświęcenie życia pożytecznej oraz satysfakcjonującej pracy i zabawie (politycznej, artystycznej itd.). Tak więc, Panie Pawle, wolałbym widzieć w Panu skutecznego działacza, a nie zwęglone świadectwo romantycznej żarliwości.
Dajcie już spokój z tym płaczem. Baner Nowoczesnej też kazaliśmy zdjąć, zdjęli i nie płaczą.
Szanowny Panie,
Niestosowne jest określenie płacz. Może zechce Pan wskazać płaczliwy fragment. I może zwróci Pan uwagę, że tego rodzaju sformułowania pasują do Kaczyńskiego szydzącego np. z płaczu nad Trybunałem Konstytucyjnym. Piszę o głupich i nikczemnych zachowaniach z Państwa strony oraz o tym, że te Państwa praktyki rujmują demokrację, a nie ją budują.
Jeszcze orzed wakacjami na mpim blogu ostrzegalem przed sekciarstwem. Bo juz wtedy pojawialy sie glosy i realne proby dzielenia: kto ma, a kto nie prawo udzialu w aktywnosci w KOD.
Zle to wyglada i szkodzi
Przykro mi, że takie sytuacje mają miejsce. Osobiście nie dostrzegam ze strony ORP zagrożenia dla KOD, wręcz uważam, że obydwie organizacje w pewnym sensie się uzupełniają.
Potrzebna jest jednak koordynacja działań i przekroczenie granic uprzedzeń. Jeśli KOD organizuje zdarzenie, to ORP powinna spytać KOD o możliwość i zakres swojego udziału. To przecież KOD odpowiada medialnie za marsz, to również KOD jako formalny organizator odpowiada prawnie. Sprawa kwesty jest jak dla mnie drugorzędna.