W sondażach widać lekkie ruchy tektoniczne na scenie politycznej
Każdy sondaż poparcia dla partii politycznych rodzi emocje. Po „naszej stronie” dotyczą one głównie tego, dlaczego PiS jeszcze się nie kończy i co powinni zrobić politycy, żeby do zwycięstwa doprowadzić? Czy potwierdzają one skuteczność różnych potencjalnych strategii? Raczej oddzielne listy, czy Wielka Koalicja AntyPiS? A może dwie listy opozycji: lewicowa i liberalna? Albo zupełnie nowa partia?
Z wyciąganiem wniosków z sondaży są dwa problemy. Pierwszy jest dość dobrze uświadamiany. Coraz bardziej wątpliwa jest ich reprezentatywność. W badania politycznych ponad 60 proc. respondentów odmawia odpowiedzi na pytania i każdy ośrodek stosuje własne metody przeważania wyników. Wyraźny jest także efekt ankieterski, czyli wpływ tego, kto zadaje pytania na uzyskanie odpowiedzi. Widać to np. po wynikach badań „rządowego” CBOS, którego ankieterzy odwiedzają respondentów w domach, a nie rozmawiają z nimi przez telefon.
Jest jednak problem ignorowany, choć dość oczywisty. Nawet gdyby wynik wyborów byłby taki sam jak w sondażu, to na pewno nie znajdzie on prostego odbicia w podziale mandatów. Jest to oczywista konsekwencja przeliczania głosów na mandaty metodą d’Hondta. Robienie takich symulacji nie jest proste i zawsze będzie obarczone błędem. Jednak można opracować modele, w których błąd będzie wynikał przede wszystkim z braku precyzji sondaży.
Co taki model powinien uwzględniać?
Po pierwsze – brać pod uwagę liczby, a nie odsetki głosów.
Po drugie – szacować wyniki na jak najniższym poziomie (nie wyższym niż powiat). Wyniki wszystkich wyborów po 1989 roku pokazują silne i trwałe zróżnicowanie regionalne (efekt „granic zaborów”).
Po trzecie – prognozować na podstawie wyników poprzednich wyborów i aktualnego sondażu. W zdecydowanej większości głosują te same osoby, które wzięły udział w poprzednich wyborach do danego rodzaju władz. Potwierdzają to wyniki badań Generalnego Studium Wyborczego.
Po czwarte – obliczać metodą d’Hondta liczby mandatów zdobyte w poszczególnych okręgach. W przypadku okręgów o mniejszej ich liczbie, realny próg wyborczy jest znaczne wyższy niż ustawowe 5 proc. Może sięgać 10, a nawet 11 proc.
PRZECZYTAJ TAKŻE list do Roberta Biedronia
Zaczynają pojawiać się sondaże, które pokazują początek spadku poparcia dla PiS. Za wcześnie jeszcze, żeby mówić o trendzie, jednak na pewno warto zacząć się przyglądać wynikom prezentowanym w postaci podziału mandatów. Dlaczego? Bo mogą one dawać dość nieoczywiste wyniki. Dobrym przykładem jest tu ostatnie badanie Pollster, które pokazuje 12 pp przewagi Zjednoczonej Opozycji nad PiS. Oczywiście dzisiaj taki scenariusz wydaje się całkowicie nieprawdopodobny, szczególnie po ostatnich osiągnięciach Schetyny w jednoczeniu opozycji. Jednak nawet w przypadku ziszczenia się takiej koncepcji wyniki są nieintuicyjne. Liczba mandatów koalicji wszystkich partii opozycyjnych byłaby minimalnie wyższa, niż zwykła większość. Czyli zmiana o 2-3 proc. (w granicach błędu statystycznego) spowodowałaby możliwość utworzenia rządu przez PiS w koalicji z Kukizem. Może zatem konieczne jest szukanie innej formuły koalicji niż stworzona przez same partie. Resentyment antypartyjny może być na tak silny, że nawet tak nieprawdopodobny scenariusz nie pozwoli na przebicie szklanego sufitu umożliwiającego pokonanie PiS.
Oczywiście jedno badanie niczego nie mówi o trendach. Jednak ponieważ widać lekkie ruchy tektoniczne na scenie politycznej, to warto robić symulacje podziału mandatów na podstawie kolejnych sondaży.
Rafał Szymczak
[sc name=”newsletter” naglowek=” Bądź dobrze poinformowany!” tresc=” Najnowsze informacje o nas, analizy i diagnozy sytuacji w kraju trafią prosto na Twoją skrzynkę!”]
Realny próg wyborczy dla obywateli i środowisk lokalnych nie wynosi 5,10, czy 15 % leczy wynosi 120-300%. I to nie ma nic do czynienia z d’Hondtem a z partyjnym bandytyzmem, który wprowadził ogólnokrajowy próg wyborczy dla 41 okręgów regionalnych, w jedynie których można startować.
Dlatego każde wybory do sejmu są niekonstytucyjnie, niedemokratyczne i nieważne i nie warto w tej farsie w ogóle głosować.
Nie głosowałem na partyjną komunę, dlaczego mam głosować na partyjnego „D’Hondta”. Demokrata na dyktaturę partyjną z zasady nie głosuje.
Byłoby miło, gdyby informacja o spadku poparcie dla PiS w sondażach była prawdą. Tylko dlaczego w to nie wierzę?
Może zatem konieczne jest szukanie innej formuły koalicji niż stworzona przez same partie – proponuje pan Szymczak. Może to faktycznie jest droga. Tylko trzeba do niej przekonać ludzi, a na to trzeba czasu, o środkach nie wspomnę. Czarno to widzę. Że jednak jesteśmy skazani na partie.