Klawisze z Sejmu. Z parlamentu nie da się nawet wyjść
Za sprawą Marka Kuchcińskiego gmach Sejmu stał się miejscem, do którego nie można wejść i z którego nie można wyjść. Czyli po prostu więzieniem – z marszałkiem i jego strażą w roli klawiszy – pisze Krzysztof Burnetko
A już się wydawało, że Marek Kuchciński, pełniący funkcję marszałka Sejmu RP, nie może posunąć się dalej w bucie, kpinie ze zdrowego rozsądku i ośmieszaniu siebie oraz, niestety, pełnionego urzędu. Tymczasem, nomen omen, dał radę. Zakazał mianowicie – imiennie! – opuszczania gmachu parlamentu dwóm spośród protestujących tam niepełnosprawnych. Dotąd zgodnie z zaleceniami fizjoterapeutów mogli zażywać świeżego powietrza na sejmowym trawniku. Rzecz w tym, że narazili się marszałkowi, bo – o zgrozo! – dotarli do barierek otaczających ostatnio budynek i – znowu: o zgrozo! – spotkali się tam z Janiną Ochojską (również niepełnosprawną), której straż sejmowa zakazała wstępu na teren parlamentu RP. Podobnie jak również zasłużonej w pomoc niepełnosprawnym p. Wandzie Traczyk-Stawskiej.
Kuchciński korzysta z metod władz PRL
Wcześniej Kuchciński apelował o „niewykorzystywanie instrumentalne do eskalacji napięcia i gry politycznej osób starszych i niepełnosprawnych”. Uznał obecność obu Pań pod Sejmem (a dokładnie pod barierkami, które sam tam kazał ustawić) za „medialny show”. Czynił to w modnym teraz stylu, bo na Twitterze, starym jednak językiem. Dokładnie tych samych zwrotów („eskalacja napięcia”, „gra polityczna”) używali przecież komunistyczni propagandziści wobec buntujących się robotników i opozycji w znanych skądinąd Kuchcińskiemu czasach Gomułki, Gierka i Jaruzelskiego.
Kogo się boi marszałek Sejmu
Oczywiście tyleż haniebne, co nerwowe ruchy Kuchcińskiego są wynikiem jego tchórzostwa. Bał się pewnie, że znane z determinacji i odwagi Janka Ochojska i p. Traczyk zdecydują się pozostać z protestującymi w Sejmie. Bali się też jego partyjni kompani i zwierzchnicy, bo z kimś musiał ustalać tak spektakularną decyzję.
Marszałek jak klawisz
Tyle że w efekcie to on, Marek Kuchciński, z marszałka – wprawdzie o żadnej już reputacji – stał się zwykłym klawiszem. Do tej samej roli zniżyli się podwładni wykonujący bez sprzeciwu jego polecenia. Ot choćby tłumaczący je Andrzej Grzegrzółka (dotąd szef Centrum Informacyjnego Sejmu) oraz naturalnie funkcjonariusze ubrani w mundury Straży Marszałkowskiej. A także Michał Dworczyk, nominalnie szef kancelarii premiera, po tym jak zagroził, że na czas planowanej na 25 maja na Wiejskiej sesji Zgromadzenia Parlamentarnego NATO część gmachu Sejmu, w której przebywają protestujący, „będzie musiała być wygrodzona w jakiś sposób od części, gdzie się odbywają obrady”.
PS. Warto przypomnieć, że pierwszymi, którzy zwrócili uwagę na traktowanie przez Kuchcińskiego (i PiS) parlamentu RP jako prywatnego folwarku, byli uczestnicy ruchu Obywatele RP. To oni miesiącami – nie bacząc na siłowe interwencje marszałkowskich strażników i procesy sądowe – domagali się poszanowania prawa do pokojowych przecież manifestacji w okolicy parlamentu, a w końcu zniesienia imiennych zakazów wstępu do parlamentu wprowadzanych w stosunku do źle widzianych przez władze obywateli
CZYTAJ TEŻ: Dostęp do Sejmu. Tych klientów nie obsługujemy
Krzysztof Burnetko
fot. Katarzyna Pierzchała
Tekst opublikowany został na portalu Polityka.pl.
Dziękuję za tekst, szczególnie za PS.
Jakoś wydawało nam się, że jeśli tak podstawowe prawa konstytucyjne będą zabierane, stanie za nami ławą cała prodemokratyczna opozycja, nie tylko ta parlamentarna. Tak się nie stało, bo przecież kogo obchodzi wchodzenie do sejmu lub brak możliwości tegoż?
Teraz dopiero widać, że „dasz palec urwą rękę”. Kiedy próbowaliśmy odebrać palec, mało kto pomagał. Nie pomagali przede wszystkim ci, którym najbardziej powinno na tym zależeć – „nasi” parlamentarzyści. Są wszak, na równi z nami, Marszałkiem Kuchcińskim, i posłami rządzącymi – gospodarzami tego miejsca. A dodatkowo jest to miejsce ich pracy.
Mało kto zainteresował się zakazami dla dziennikarzy. Niewielki protest zorganizowany przez Panią redaktor Elizę Michalik, nie odbił się szerokim echem w mediach.
Ale jeszcze nic straconego – zabrane nam prawa odbierzemy. Łatwiej by było, gdyby ktokolwiek chciał nam w tym pomóc. Ale cóż, sami też damy radę….
Głęboko wierzę, że Wam się uda i kiedyś będzie normalnie!
Polska stała się panstwem policyjnym pelnym zakazow i nakazow. Czy takiego Panstwa chcemy?