In varietate concordia i trochę innej łaciny
Nie mamy złudzeń, zrealizuje się prymitywny scenariusz politycznego cwaniactwa, a nie żadna idea wielkiej reformy kończącej polską wojnę. Ale kiedyś nasze wariackie papiery staną się certyfikatem przyzwoitości
Jesteś za liberalizacją aborcji? W porządku, głosuj na tych, którzy tego żądają. Np. na Wiosnę, Zielonych, SLD, Nowoczesną albo Razem. Jesteś za „kompromisem aborcyjnym”? Takich, jak ty jest wielu – głosuj więc na PO lub PSL. Wszystkie wymienione partie opowiadają się za państwem prawa i przeciw łamaniu jego zasad. W kluczowej sprawie aborcji mają jednak poglądy rozbieżne. Żaden z tych poglądów nie zapewnia w Polsce większości. Wypieranie się ich pozbawia jednak poparcia – bo spór o aborcję jest jednym z tych, które nas najbardziej obchodzą i budzą największe emocje. Zdrady tych ideałów nie wybaczamy łatwo. Takich spraw jest więcej.
Varietas
Chcesz utrzymania 500+ i uważasz, że ten projekt PiS jest dobry? Głosuj na Wiosnę, SLD albo (chyba) Zielonych. Uważasz „rozdawnictwo” za patologię? Głosuj na Nowoczesną lub Teraz! I popieraj proponowane przez nich poprawki. Znów – każda z tych partii opowiada się za państwem prawa i przeciw łamaniu jego zasad. Ale też znowu – spór o „rozdawnictwo” dotyczy jednej z najważniejszych spraw w kraju i rozpala w nas emocje. Kluczenie w sprawie 500+ odbiera wiarygodność.
Lista spraw tego rodzaju jest nie tylko długa. Obejmuje nie tylko „sprawy światopoglądowe” (powiedzcie kobietom, że ich podstawowe prawa to kwestia światopoglądu i miejcie czelność powiedzieć to ofiarom pedofili), ale również cały pakiet spraw społecznych na czele z 500+ i wiekiem emerytalnym; szukanie ratunku przed katastrofą klimatyczną; nawet pensje nauczycieli i lekarzy – wreszcie sprawy sądów, ale także inne kwestie ustrojowe, jak prawo o partiach politycznych umożliwiające rozkwit partyjnego wodzostwa, patologiczne ordynacje wyborcze, prymat ciężkiej kasy na polityczny marketing; bezpieczniki demokracji gwarantujące rzeczywisty trójpodział, a więc również kontrolę władzy ustawodawczej nad wykonawczą. Itd. W ogromnej większości tych spraw Polacy – i partie – różnią się poglądami. W sporej części z nich różnice wywołują ogromne emocje. W niektórych – jak się wydaje – zgoda byłaby niemal powszechna i rozciągałaby się również na wyborców PiS. Oni, podobnie jak my, nie chcieliby partyjnych targów, wodzostwa, prymatu partyjnej dyscypliny nad wiernością wyborcom, bardziej niż my wolą przywódców od karierowiczów, podobnie nie akceptują wszechobecności pieniądza w polityce. Wszystkie te sprawy są w Polsce do załatwienia konieczne, jeśli chcemy stabilnego ustroju, któremu nie grożą społeczne wstrząsy, zamachy stanu i w którym chwilowe polityczne koniunktury, zakulisowe targi, czy wręcz kaprys biskupów nie zagrażają bezpieczeństwu i prawom obywateli.
Concordia
Lista tych spraw tworzy program reformy państwa. W każdej z nich partie polityczne nie tylko mogą, ale również muszą zająć jasne stanowisko – inaczej stracą resztki wiarygodności, jeśli ją jeszcze mają. Wspólny program reformatorskiej koalicji nie musi i nie może przesądzać o rozwiązaniach, bo zdania są po prostu podzielone. Musi wszakże twardo zadeklarować, że problem zostanie rozwiązany najpierw w parlamentarnej debacie, a potem – w sprawach najważniejszych – w powszechnym referendum obywateli. W reformatorskiej koalicji nie trzeba zgody w sprawie aborcji. Przeciwnie – trzeba jasno wyartykułowanych różnic. Zgoda dotyczyć powinna wyłącznie tego, że decyzja zapadnie nie w gabinetach, ale w debacie i zdecyduje w niej głos obywateli.
W sprawie 500+ każda z partii musi koniecznie mówić własnym głosem. Zgoda powinna dotyczyć tego, że pomoc społeczna, jej zakres, cele i rozwiązania muszą być przedmiotem świadomie zawartego społecznego paktu, w którym bogatsi z nas wspomagają biedniejszych – jeśli nie w imię wartości, to choćby dla zachowania spokoju społecznego.
Ustalenia zaś w sprawach tak ważnych, jak bezpieczeństwo socjalne, czy podstawowe prawa człowieka, wymagają szczególnych gwarancji. W zreformowanym państwie nie powinno dać się ich zmieniać zwykłą parlamentarną większością, pod wpływem chwilowej politycznej koniunktury.
Takie są założenia proponowanej przez Obywateli RP idei reformy państwa realizowanej przez nowy Sejm Wielki. Tę ideę mogą wesprzeć zarówno zwolennicy, jak przeciwnicy liberalizacji aborcji, zwolennicy i przeciwnicy 500+, ludzie różniący się poglądami w każdej z tych ważnych dla wszystkich nas spraw. Jedyną obietnicą jest decydujący głos wszystkich obywateli. Społeczną siłą napędową tego programu jest nie tylko sprzeciw wobec PiS – to siła niewystarczająca, jak pokazują wyniki wyborów od czterech lat – ale również waga spraw, których listę zawiera program Sejmu Wielkiego.
E pluribus unum
Podobnie jak politycy Platformy Obywatelskiej i wielu innych partii opowiadamy się za wspólną listą demokratów na jesienne wybory. Przesądza w tej sprawie algorytm D’Hondta i zagrożenie populistycznym autorytaryzmem.
Stanowczo sprzeciwiamy się praktyce układania list w zaciszach partyjnych gabinetów i angażowania wyborców w charakterze armatniego mięsa w plemiennej wojnie. Nie chcemy bezkrytycznie akceptować Leszka Millera i Ewy Kopacz na liście kandydatów, których poprzeć musimy, by nie zwyciężył PiS. Nie akceptujemy również tłumienia debaty programowej w sprawach najważniejszych dla nas i dla Polski – bo układający się partyjni bossowie ustalają swe strategie nie pytając nas o zdanie. To nie tylko oburzająca praktyka. Ona jest również nieskuteczna. Wartość politycznego „realizmu” zawodowych macherów od polityki pokazuje błękit na politycznej mapie wyników wyborów.
W jednomandatowych wyborach do Senatu demokraci muszą wystawić przeciw PiS jednego kandydata. Inaczej przegramy. To nie może być ktoś wskazany w wyniku partyjnych negocjacji. Np. polityk PSL we wschodniej Polsce, a PO, czy SLD w zachodniej. To musi być ktoś, kogo wybierzemy, akceptując jego program. W sejmowych wyborach według D’Hondta demokraci muszą wystawić jedną listę w każdym z okręgów. Tylko tak da się te wybory wygrać i wbrew fatalnym doświadczeniom nie jest to ani niemożliwe, ani nawet specjalnie trudne. Warunkiem jest znowu świadomy wybór pomiędzy konkurencyjnymi ofertami wyraźnie różnych programów partyjnych. Niech się te partie spotkają na wspólnej liście demokratów przeciw PiS, jak spotkałyby się w parlamencie w wyniku wolnych wyborów. I niech – podobnie jak to jest w demokratycznym parlamencie – wszystkim, co je łączy, będzie nie żaden „kompromisowy program”, ale zwyczajna zgoda na parlamentarne reguły gry, wola rozwiązania problemów wymagających rozwiązania i deklaracja poddania się osądowi obywateli.
Tego wymagają demokratyczne pryncypia. Ich ignorowanie jest jedną z przyczyn wciąż w Polsce ogromnej absencji wyborczej. Uczciwość i wiarygodność jest dzisiaj kluczem. Porażka demokratów i kryzys demokracji ujawniający się niską frekwencją ma swoje źródła w tym przede wszystkim, że nikt już nie wierzy w wyborcze deklaracje. Koalicja montowana na dzisiejszych zasadach nie dodaje elektoratów. Biedroń układający się ze Schetyną o miejsca na wspólnej liście nie przyniesie głosów Wiosny do koalicji, tylko je po prostu zmarnuje, „zdradzając ideały”. To już się stało z PSL-em na Wschodzie Polski. Elektorat KE nie różnił się od twardego elektoratu PO. Biedroń konkurujący ze Schetyną o miejsca na wspólnej liście ma szansę dodać swoich wyborców do demokratycznego bloku. Na to wskazują nieznane w Polsce doświadczenia tak praktykowanej demokracji.
Dołączając do koalicji wszystkie partie doznają „pocałunku śmierci” PO. Koalicja nie przejmuje ich głosów. Przeciwnie – wygasza je. W ten sposób kurczy się, a nie poszerza społeczna baza demokratów. To nieodpowiedzialna gra i niebezpieczna dla Polski. Słusznie mówią politycy PO o „skrajnych” i ich zdaniem „niszowych” programach „radykalnych” w rodzaju tego, który ogłaszała Wiosna, albo który tkwił w wystąpieniu Leszka Jażdżewskiego i nawet w filmie Sekielskich. Być może to prawda, że wzmożenie laickich haseł przyczyniło się do sukcesu PiS na Wchodzie. Ale polityka apelowania do szerokiego, umiarkowanego „centrum” nie zapewnia przewagi. Nie umożliwia przekroczenia 40% poparcia. Każde 6% Wiosny i nawet 1,5% Razem jest cenne i trzeba je dodać. Da się to zrobić – wystarczy nie tłumić demokracji.
Sine democratia, non possumus
Takie są założenia proponowanej przez Obywateli RP wspólnej listy demokratów, idących do wyborów nie po to, by odsunąć PiS i przejąć władzę, ale po to, by dokonać reformy państwa i skończyć polską wojnę. Nie wiemy oczywiście, czy jest to recepta wystarczająco skuteczna, choć świadczy o tym zarówno zwykła logika, jak doświadczenia innych krajów. Widzimy jednakże błękit na politycznej mapie Polski. I wiemy, że poza tym nie ma na stole żadnej innej sensownie sformułowanej propozycji poradzenia sobie z widmem kolejnej klęski. Piszę to w przeddzień spotkania władz PO, na dwa dni przed spotkaniem władz SLD, tydzień po deklaracji PSL o tworzeniu osobnego bloku, dzień po fatalnych zapowiedziach dotyczących planów Wiosny – wiedząc, że w najbliższych tygodniach wszyscy ci bossowie porozdają karty.
Obywatele RP będą jutro z pikietą pod hotelem, w którym spotkają się politycy największej partii opozycji. Wypowiedziawszy te wszystkie wielkie łacińskie słowa, dopowiem kilka mniejszych po polsku. Choć szczerze mówiąc, miałbym ochotę raczej na inny rodzaj łaciny niż na cenzuralną polszczyznę. Nie mamy złudzeń, zrealizuje się prymitywny scenariusz politycznego cwaniactwa, a nie żadna idea wielkiej reformy kończącej polską wojnę. Pozostaniemy z nią w izolowanej niszy – chętnie dorobią nam łatkę „pożytecznych idiotów” i wyposażą w wariackie papiery. Kiedyś jednak te nasze wariackie papiery staną się certyfikatem przyzwoitości.
[sc name=”wesprzyj” naglowek=” Buduj z nami patriotyzm obywatelski” tresc=” Tylko Twoja pomoc pozwoli nam dalej działać! „]
Powinni zrozumieć, ze na nic im beda parytety i mandaty, gdy PiS wygra znów Sejm i powsadza wszystkich przeciwników do więzień pod sfingowanymi zarzutami, albo i prawdziwymi. Wszystko jedno, nie beda sie cieszyć ta kadencja jak przegrają wybory.
Na pieprzoną komunę nie głosowałem, więc tym bardziej nie będę głosował na pieprzonego d’Hondta.
Jak Polacy będą mogli w wyborach kandydować, zgłaszać i wybierać własnych kandydatów na swoich przedstawicieli, to będę głosował. To znaczy po wprowadzeniu w Polsce normalnej demokracji. Demokrata powinien znać i szanować demokratyczne zasady.
Coś mi się zdaje, że nacjonaliści i faszyści właśnie liczą na takich „ortodoksyjnych demokratów” co to im wszystko przeszkadza, żeby tylko nie pójść na wybory. Jacy to są „własni kandydaci Polaków” ? Jak się istniejące partie nie podobają to albo założyć własną albo (jeśli się w ogóle koncepcja partii nie podoba) komitet wyborczy , zebrać podpisy i… coś pominąłem ?
Pominąłeś art 196.1 i 211 Kodeksu wyborczego, które sprawiają, że można sobie zakładać partie i komitety, aby się nachlać wspólnie piwa, ale na pewno nie po to by zgłosić kandydata niezależnego i zorganizować takim kandydatom skuteczne wybory. Pominąłeś również nikłą szansę logicznego pomyślenia. Dlaczego nie pytasz, dlaczego Pan Kasprzak i Obywatele RP nie założą własnej partii lub komitetu, nie zorganizują swoich prawyborów i nie wystawią kandydatów wyłonionych w procesie prawyborów. Zamiast tego wołają błagalnie jak chłop pańszczyźniany na kolanach do Panów z „opozycji”, by chociaż trochę poudawali, że są od PiS-u bardziej demokratyczni. Te punkty 196.1 i 211 sprowadzają właśnie Obywateli RP do roli chłopów pańszczyźnianych wołających na kolanach o łaskę jaśnie panów z „opozycji”.
A co do nazilstwa, to naziolstwu najbardziej sprzyjają tacy jak ty „demokraci” co nie mają najmniejszego pojęcia o demokracji, o polskiej ordynacji wyborczej i zasadach demokratycznych wyborów, jak np. powszechność, równość i wolność wyborów, i do tego nawołują do udziału w farsie wyborczej. Więc idź koleś i się naucz podstaw demokracji i posliej ordynacji wyborczej, a nie wspieraj tutaj swoją demagogią i ignorancją PiS-u i innych nazioli.
Taka uboczna ciekawostka. Na YouTube od prawicowej propagandy nie można się opędzić. Jak się wrzuci hasło polityka, czy dyskusje polityczne, to 95% na pierwszych 10 stronach to Ziemkiewicz łamane przez Michalkiewicz, TV Republika łamane dziesięć innych stacji skrajnie prawicowych.
Tym czasem, jak zauważam, Superstacja przed 2-3 tygodniami zaprzestała działalności, to znaczy zrezygnowała całkowicie z programów politycznych. A teraz dochodzi jeszcze TVN24, który od ostatniej środy nie udostępnia wolnego korzystania do wybranych programów dyskusyjno-publicystycznych i przechodzi na płatną platformę TVN24Go. Koniec z Kropkami nad I, Faktami po Faktach, Babilonach, II Śniadaniu Mistrzów, Tak Jest i wielu innymi.
Nie trzeba PiS-u, by „opozycja” się sama rozbrajała i eliminowała. Po co miałby się tą „opozycją” przejmować jakiś „wyborca”? Szkoda głosu.
Jestem już w takim wieku, że „wisi ” mi kto wygra, bo kto by to nie był mnie już raczej nie zaszkodzi a na pomoc nie liczę. Ale jaki mam mieć interes by układać życie własnym dzieciom pod dyktando paru nierozgarniętym politykom, których jedynym celem jest władza? Mam dosyć nieustannego wybierania mniejszego zła, bo jakoś tak się to układa, że każde kolejne wybory to kolejna selekcja negatywna poziomu intelektualnego, odpowiedzialności za słowo, fachowości i skuteczności polityków, którzy wybierają się tak naprawdę między sobą. A obywatele coraz bardziej pełnią rolę pożytecznych idiotów do wrzucania kartek bez jakiejkolwiek własnej sprawczości. Tym razem z pewnością będę głosował na tych , którzy będą walczyć o moje interesy bardziej niż o własne. w najgorszym wypadku będę miał satysfakcję , że nie oszukałem własnych dzieci.
Spokojnie „niewolniku”. Co byś nie zrobił, zawsze wygra POPiS, czyli dyktatura kartelu nomenklaturowego. To czy zagłosujesz na PiS, na PO, czy nie pójdziesz na „wybory” nie ma najmniejszego znaczenia. Wynik jest z góry ustalony. Jak nie pójdziesz na „wybory”, to co najwyżej zachowasz jakieś resztki szacunku dla siebie i godności oraz poczucie nieuczestnictwa w tej parszywej „wyborczej fasie”. To też nie wiele znaczy, ale zawsze coś.
Na złość Babci odmrożę sobie uszy.
Na złość Babci, zachowam wierność Konstytucji RP. Czego nie można powiedzieć o zwolenników nierządu i tzw. „opozycji”. Ciekawe, że pozycja zwolenników nierządów i „opozycji” jest w sprawach wyborczych, wykluczenia społeczeństwa z wyborów oraz praw wyborczych obywateli w pełni identyczna i solidarystyczna. Już to samo jest podstawą do przyjęcia pełnego negacyjnego symetryzmu wobec obu „stron sporu”.
Pozwolę sobie, jako „nazista”, „nacjonalista” i „skrajny prawicowiec”, zamieścić głos odrębny. Wypowiedź będzie punktach, więc będzie można łatwo odnieść się do poszczególnych spraw.
1. Skupianie się na kwestiach światopoglądowych cementuje system dwupartyjny i sądzę, że szefowie tych ugrupowań dobrze o tym wiedzą. Taki podział jest dla nich wygodny i niejako wyklucza duży odpływ elektoratu. Stąd moja uwaga, żeby nie zajmować się rzeczami drugo- lub trzeciorzędnymi, zwłaszcza że poważnych problemów mamy pod dostatkiem.
2. Na palcach jednej ręki można policzyć partie, które kategorycznie odcinają się od obecnego systemu rozdawnictwa (czyli po prostu sprzeciwiają się złodziejskiemu socjalizmowi). Są to jednak ugrupowania „skrajnie prawicowe”, dlatego nie sądzę, żeby zdobyły Państwa poparcie, a szkoda. Głosowanie na PiS/PO/PSL/Razem/Wiosnę cementuje obecny układ. Dlaczego?
2a. Ludzie z Razem mogliby zostać wyrzuceni z WKP(b) za lewicowe odchylenia. To radykałowie z marginalnym poparciem (trochę jak Korwin, ale w drugą stronę).
2b. Pan Biedroń z kolei ma ambitny i odkrywczy plan – da każdemu wszystko, nie bacząc na takie drobnostki jak prawa ekonomii lub zwykły rozsądek. To skrajny populista i dlatego osiągnął taki, a nie inny wynik. Jego program to bzdury, pomieszanie ekologii, praw gejów i prymitywnego antyklerykalizmu rodem z radzieckiego pisma „Bezbożnik”. Taki Palikot na sterydach.
2c. PSL zaś „może z każdym”, zdolność koalicyjna ludowców już dawno dobiła do 100%. Ostatnie decyzje kierownictwa partii świadczą o skłonnościach samobójczych i próbie, bardzo skutecznej zresztą, wyeliminowania własnego ugrupowania z rozgrywki. Tak się właśnie kończy branie na sztandary postulatów światopoglądowych, które przeciętny sympatyk PSL-u ma gdzieś (i słusznie).
3. Obecny ustrój promuje szkodliwy duopol i betonuje scenę polityczną. Co kilka raz pojawiają się na niej jacyś „rewolucjoniści” (Biedroń, Palikot), którzy twierdzą, że odkryli koło na nowo. Zdobywają kilka punktów, dostają ładne dotacje i mogą sobie żyć jak pączki w maśle. Później dogadują się z mocniejszymi i cały ich radykalizm magicznie znika.
4. Wiara w to, że ten system można naprawić w nieinwazyjny sposób, jest naiwna. Nie widzę takiej możliwości. Sytuacja może się poprawić, kiedy odejdzie pokolenie Tuska/Kaczyńskiego, ale też nie spodziewam się diametralnych zmian. Ludzie się przyzwyczaili. Wnioski wyciągnijcie Państwo sami.
Mniejsza o szczegóły Pańskiej diagnozy, bo tu zawsze można się przyczepić (i pewnie nawet trzeba w niektórych przypadkach). Ciekaw jestem — choć przyznam, że się trochę boję usłyszeć odpowiedź — które to ugrupowania „skrajnej prawicy” sprzeciwiają się „złodziejskiemu socjalizmowi”. I co to jest „złodziejski socjalizm”.
Natomiast oś tego, co Pan pisze, jest bardzo zbieżna z tym, co myślę sam — o ile czytam Pańskie skróty myślowe prawidłowo. Może jest po prostu „symetrycznie równoległa” — tego nie wiem. Jeśli mi wolno spytać — na kogo Pan głosuje? Przyznam, że chciałbym się dowiedzieć, że na PiS, ale nie ośmielę się zgadywać. Bardzo zależy mi na tym, by do obu stron polskiej wojny dotarła ta Pańska i moja świadomość, że duopol jest zabójczy. To zresztą dlatego bym chciał móc umiejscowić Pana w centrum tej „drugiej strony”, czyli jako wyborcę PiS.
Nie jestem pewien, co ma Pan na myśli w zdaniu „Głosowanie na PiS/PO/PSL/Razem/Wiosnę cementuje obecny układ.” Taka koalicja nie jest możliwa do pomyślenia — ma Pan na myśli po prostu głosy na którąkolwiek z wymienionych? Jeśli uważa Pan na przykład, że proponowany tu przeze mnie „front” wszystkich „demokratów”, czyli PO/PSL/SLD/Wiosna itd. też cementuje dwupodział i polską wojnę, to niestety wiem, że ma Pan sporo racji. To dlatego w tekście jest mowa o tym, by program dotyczył listy spraw do załatwienia, a nie zgody, co do kierunku decyzji w tych sprawach. To jakiś krok w stronę rozładowania „ideologicznych pakietów” (wiadomo, że jak ktoś jest ekologiem, to równocześnie żąda praw gejów itd. — i jest przeciw PiS).
Tak czy owak sądzę, że nasza propozycja prawyborów — gdyby miała szanse powodzenia — miałaby potencjał „rozszczelnienia” pakietów po „naszej stronie”. Przydałaby się jakaś równoległość takich procesów po obu stronach wojny — mogłyby się wtedy wzajemnie wzmacniać.
Co do PSL — myślę, że za udział w KE PSL płaci cenę większą niż za udział w rządzącej koalicji, którą odrzucono w 2015 roku i że PSL o tym wie. SLD było na przykład zadowolone z udziału w KE. Czarzasty podliczył, że poparcie uzyskali takie, jak Wiosna (zsumował prawdopodobnie głosy oddane na SLD-owskich kandydatów), a dostał 5 mandatów, podczas, gdy Wiosna tylko 3… W PSL najwyraźniej patrzą inaczej, wiedząc, że nie mandaty są ważne przede wszystkim, ale istnienie partii i jej elektoratu. Na kandydatów PSL — podobnie jak na kandydatów SLD — głosowali nie wyborcy tej partii, ale twardy elektorat PO, bo ten i prawdopodobnie niemal tylko ten miała w ogóle KE. Dlatego mnie nie dziwią dzisiejsze deklaracje PSL o osobnym starcie, ani nawet sygnały o możliwej koalicji z PiS. Ktoś z publicystów, rozpisując się o brzydkiej nielojalności PSL, wspomniał o ich kuszeniu przez Gowina — dla mnie to bardzo charakterystyczna bezmyślność po „naszej stronie”. Do głowy nie przyszedł mu bowiem odwrotny kierunek kuszenia. Nie twierdzę, że to jest w jakimkolwiek stopniu realne, ale każdy cień podobnej szansy należałoby wykorzystywać, kiedy się jest „politykiem gabinetowym” nie tylko z powodu wyborczej strategii, ale przede wszystkim dlatego, że konserwatywnej, cywilizowanej chadecji Polska potrzebuje nawet bardziej niż lewicy, którą się da szanować.
W odróżnieniu od wielu koleżanek i kolegów z „naszej strony” ja bardzo dobrze wiem, że po „drugiej stronie” jest wielu uczciwych patriotów zdolnych do myślenia w państwowych kategoriach i że ta cholerna wojna kultur uwiera ich i zmusza do głosowania podobnie jak to się dzieje po „naszej stronie”. „Rżnij karabinem w bruk ulicy / Twoja jest krew, a ich jest nafta / I od stolicy do stolicy / Zawołaj broniąc swej krwawicy / Bujać — to my, panowie szlachta!” — pisał Tuwim w Dwudziestoleciu, za co dostawał po głowie. Rzeczywiście „nasza jest krew, a ich jest nafta” i chyba nie ma innej rady, jak „rżnąć karabinem”, bo możemy nie dożyć wymiany pokoleń.
1. Korwin sprzeciwia się socjalizmowi „od zawsze” i w sumie nie wiem, dlaczego ktoś miałby się bać jego ugrupowania. Pan Gwiazdowski zrezygnował z polityki, zaś grupy „narodowe” miewają tendencje do popierania narodowego socjalizmu lub innych szkodliwych doktryn, dlatego niech będzie, że wymienię tylko jedną partię.
2. Byłbym hipokrytą, gdybym głosował na PiS. Przecież to jest partia pobożnych socjalistów, która nie ma, w moim mniemaniu, nic wspólnego z prawicą, nawet jeśli lubią odwoływać się do historii, Boga, etc. Nie popieram ugrupowań lewicowych.
3. Tak, mam na myśli głosowanie na którąkolwiek z wymienionych partii. Żadna bowiem nie doprowadzi do radykalnej zmiany na polskiej scenie politycznej. Owszem, próba stworzenia kontry do PiS na zasadzie „chodźcie z nami” jest błędem, ponieważ zmusza np. taki PSL do kroczenia pod tęczowym sztandarem, co jest dla tej grupy samobójstwem. Zresztą, jaki jest program tej koalicji? Hasło jest jedno – odsunąć PiS od władzy, a potem się zobaczy. Czyli wracamy do dreptania w miejscu, tyle że „europejskiego i postępowego”.
4. Nie sądzę, żeby ekolodzy musieli popierać prawa gejów i być przeciwko partii rządzącej.
5. Uważam, że każda ze stron (a jest ich więcej, niż dwie) może wystawić patriotów. Sęk w tym, że to nie jest rękę ani PO, ani PiS. Te partie nie mogą bez siebie istnieć, to jest strategiczny sojusz odwiecznych wrogów. Ludzie to kupują, ale tylko pokazuje, jak słaby jest ten ustrój i do jakich patologii prowadzi. Wiele mówi się o tym, że demokracja to jedyna możliwa forma sprawowania władzy w naszym rejonie świata. Nie zgadzam się z tym. Niejednokrotnie pisaliście Państwo, jak wiele zła wyrządziły obecne podziały i to jest absolutna prawda. Obawiam się jednak, że tego stanu nie mogą zmienić wybory, niezależnie od tego, kto je wygra. Sam fakt, że istnieją dwie duże siły, które zwalczają się z całą mocą, zakłada pogłębianie tego społecznego konfliktu. W takim razie należy usunąć te siły z polskiej polityki. Ich czas przeminął. Zgodzimy się chyba, że oba ugrupowania bywają żałośnie nieudolne i prymitywne, a także grają na najniższych instynktach tzw. wyborców.
6. Myślę, że warto jest się spotkać i porozmawiać, nawet jeśli mamy całkowicie różne wizje rozwoju państwa. Może to pozwoli lepiej zrozumieć ową „drugą stronę”. Zresztą, pisaliśmy już kiedyś o tym.
Na tym na razie zakończę. Życzę miłej nocy.
Trochę pan myli scenę polityczną i politykę z medialnym Muppet Show, który od 30 lat jedynie symuluje scenę polityczną i politykę. Podobnie zresztą jak i partie polityczne z kanapami obrośniętymi obwarzankami nomenklaturowymi, które jedynie symulują w mediach partie polityczne. Jedyna partia przez III RP z poprzednich epok odziedziczona, która jest jako tako w niektórych sektorach społeczeństwa zakorzeniona, a zatem i masowa i kierowana oddolnie, to PSL, które jak słusznie zauważono, trochę na własną prośbę dokonuje samobójstwa i eliminuje się właśnie z systemu. Jeśli jest dla niej jakiś ratunek, to tylko w szybkim powrocie do korzeni i do roli partii „obrotowej”, która nie wyklucza również zdolności koalicyjnej z PiS-em. Bo, jak słusznie zauważono, potencjalni wyborcy PSL mają ideologie w d… i dbają jedynie o swoje interesy kolaborując dosłownie z każdym.
Ci co nienawidzą PiS-u, a mają jakieś resztki rozumu powinni się modlić o PSL i żeby PSL reanimacja się udała.
A tak poza tym, to większość się zgadza. Z zastrzeżeniem do Korwina, który jest etatowym pajacem w tym Muppet Show odgrywanym od 30 lat.
Dyskusje są oczywiście miłe do zabicia czasu przy grillu i piwie, ale też nie mają w tym systemie większego sensu. Bo dyskusje mają sens tylko w kręgach decydentów. A w Polsce „wyborca” nie jest decydentem i o niczym nie decyduje. Może „wybrać” jedynie, co mu zaoferuje „Muppet Show”.
Drogi dPo2S,
Od jakiegoś czasu Ci tutaj dokuczam, ale tym razem chcialem – z jednym zastrzeżeniem – zgłosić swoje gorące poparcie dla przez Ciebie głoszonych tez.
Otóż wszyscy powoli nabieramy bolesnej świadomości, że nasz system polityczny to groźna farsa i ewolucyjnie się tego raczej nie zmieni. Nie stawiając wcale znaku równości między PiS a KE, a także zmartwiony kłopotami Obywateli RP przed nadchodzącymi wyborami, chcę ukierunkować swoją, w pierwszej kolejnosci, a Forumowiczów – w drugiej, złość na beznamietnych czcicieli Państwa Opiekuńczego.
Upór Idiotow mieszajacych demokrację z państwem sprawiedliwości społecznej doprowadził system polityczny do sytuacji, gdzie w rozdziawione dzioby całkowicie pasywnej gawiedzi trzeba coraz wiecej wpychać dóbr i usług. W Polsce i w wiekszosci panstw naszego regionu doszło do już do krańcowej patologii, albowiem dośc nagłe otwarcie na Europę i bezzwrotna pomoc Unii wytworzyła całe klasy lumpenkonsumentów, którzy po stronie podażowej przedstawiają znikomą wartość dla społeczeństwa, a w skali międzynarodowej są czystym obciążeniem. Nie zadziałały systemy obronne państwa, np. kotwica budżetowa, planowanie perspektywiczne czy prawna sankcja nadana uchwalonemu budżetowi. Kasa państwa stała się znaleźną skarbonką tych co u żłobu… czy dobiega do Was ich mlaskanie?
Opozycja, przed wszystkim ta uliczna, stoi teraz przed tymi rozdziawionymi dziobami zupełnie bezradna. Tłumaczenie „rozdziawionym”, że solidaryzm i pomoc chrześcijańska to jak najbardziej tak, ale trzeba coś najpierw prawomocnie ustalić, spotyka się jedynie z bezrozumnym kłapaniem dziobami.
Tyle tylko, że Ty, dPoS2 uważasz, że chociaż ja widzę te same zagrożenia co i Ty, to Ty wyznaczysz ludzi, którzy w imię Dobra Ojczyzny będą mnie bili. Chyba Ci z góry podziękuję.
Non, merci
Naród zniewolony nie ma większych ambicji. I zawsze woli Pana, który da michę zupy. To jest przynajmniej coś. Natomiast Panów, którzy niewolnikom oferują dumę z bycia niewolnikiem u jaśnie oświeconego Pana, niewolnik poczęstuje prędzej widłami i kosą pod żebro, a nie wdzięcznością za bycie jego niewolnikiem.
W zarządzaniu niewolnikami PiS jest po prostu 5 razy lepszy od „opozycji”. Niewolnik z michą zupy jest spokojniejszy, lepiej sterowalny i nie tak niebezpieczny.
I nie ma się tu co obrażać na niewolnictwo. Zawsze tak było. I tak już zostanie.
Aż do czasów Mieszka I byliśmy potęgą eksportową. W el Andalus, mauretańskiej Hiszpanii, narzekano wtedy na niskie ceny uzyskiwane za niewolników słowiańskich, bo była nadpodaż. Może warto podtrzymywać renomę przynajmniej w tej jednej, tradycyjnej dziedzinie?
Ja zaliczam siebie raczej do tradycjonalistów, ale z niejedną tradycją rozstałbym się bez żalu. Jak z tą.
Zupełnie nie rozumiem tego ostatniego akapitu. Gdzie i kiedy pisałem o jakimś biciu kogokolwiek?
O przełomowym rozwiązywaniu nabrzmiałego problemu czyli co innego proponujesz? Z resztą się zgadzamy, ewolucyjnie się tego już nie ruszy. Pozdrowienia.