Zdrada stanu?
– Manifestanci do Jarosława Kaczyńskiego: „Będziesz siedział!”
– Pojawia się więc pytanie: za co i kto do tego doprowadzi?
***
Są w Polsce osoby, które działają poza zasięgiem prawa, a także osoby, które „mimo że nic złego nie popełniły” są ścigane. Sądzę, że opuściliśmy już strefę, w której system prawa mógł działać niezależnie od polityki. Czy można coś z tym zrobić, czy jest już za późno? Erich Kästner, w 1953 roku, tak określił podobny moment krytyczny w przejściu od demokratycznej Republiki Weimarskiej do faszyzmu: „Zdarzeniom z lat 1933 – 1945 można było zapobiec najpóźniej do roku 1928. Potem było za późno. Nie wolno czekać, aż walka o wolność zostanie nazwana zdradą państwa. Nie wolno czekać aż kula śniegu zamieni się w lawinę. (…) Lawiny nikt już nie zatrzyma. Ustaje ona dopiero, gdy wszystko pod sobą pogrzebie.”
Niestety polska policja i prokuratura usiłuje ścigać pokojowych demonstrantów za rzekome łamanie prawa, nie dostrzegając ciężkiej zbrodni popełnionej prawdopodobnie przez władcę kraju. Kto tu walczy o konstytucję, a kto popełnia zdradę? Prokuratura prowadzi śledztwa przeciwko ludziom manifestującym pod Sejmem w dniach 16 i 17 grudnia 2016 roku, a coraz więcej osób musi się meldować na przesłuchania w związku z udziałem w legalnych zgromadzeniach. Czy aktywność organów ścigania nie powinna być jednak skierowana w inną stronę i w innej sprawie? Bo hasło „będziesz siedział” jest coraz częściej skandowane przez siły opozycji pozaparlamentarnej na widok Jarosława Kaczyńskiego. Czy manifestanci wiedzą, za co mógłby odpowiadać obywatel Kaczyński? Jak określić to, co robi on i pisowscy oligarchowie?
Zamach stanu?
W rozmowach często słyszy się, że jest to zamach stanu, przestępstwo ujęte w art. 128 Kodeksu karnego. Władzę w państwie można zdobyć legalnie poprzez dziedziczenie albo wybory lub nielegalnie poprzez zamach stanu. To ostatnie pojęcie pochodzi z języka francuskiego „coup d’etat” i oznacza „atak na państwo”. Jest to jednak taki atak, którego celem nie jest zniszczenie państwa, lecz tylko przejęcie w nim władzy. Prof. Marek Bankowicz określa zamach stanu jako „pozaprawne obalenie przez małą grupę spiskowców istniejącej władzy z zastosowaniem strategii nagłego opanowania newralgicznych instytucji i urządzeń państwa, której towarzyszy użycie siły lub groźba sięgnięcia po nią” ( „Zamach stanu. Studium teoretyczne”). Z kolei pojęcie „pucz”, to rodzaj zamachu stanu dokonywany przez wojsko. Zjawisko pokrewne „rewolucja” też polega na zmierzaniu do obalenia władzy, ale jest to w przeciwieństwie do zamachu i przewrotu, działanie oddolne i masowe. Natomiast „przewrót”, to synonim zamachu stanu. Jednak zgodnie z wywodem Bankowicza do definicji tej, oprócz „przejęcia” władzy, należy dołączy jeszcze jedną możliwość: rozszerzenie władzy. A więc zamach stanu jest nielegalnym przejęciem lub poszerzeniem zakresu władzy. Bankowicz: „Pierwszym, a więc klasycznym, w pełni nowoczesnym zamachem stanu było obalenie przez prezydenta Ludwika Bonapartego II Republiki Francuskiej i ogłoszenie się przez niego nowym cesarzem Francji”. W 1851 roku wykorzystując wojsko prezydent rozwiązał parlament, a po przeprowadzeniu plebiscytu, w którym Francuzi opowiedzieli się za przywróceniem cesarstwa, ogłosił się cesarzem Napoleonem III.
Nie wiemy jak zakończy Kaczyński, ale jak dotąd jego zachowanie przypomina właśnie „klasyczny” zamach, prowadzący do zdobycia władzy absolutnej. PiS zdobył władzę legalnie. Podobnie jak Ludwig Bonaparte, podobnie jak NSDAP w Niemczech. I podobnie jak tam, w Polsce dochodzi do nielegalnego rozszerzania zakresu władzy.
Jednak „zamach stanu” określony w art. 128 Kodeksu karnego, jest zdefiniowany nieco inaczej niż powyższe definicje: „Kto, w celu usunięcia przemocą konstytucyjnego organu Rzeczypospolitej Polskiej, podejmuje działalność zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 3.
§ 2. Kto czyni przygotowania do popełnienia przestępstwa określonego w § 1, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”.
W grę wchodzi tu więc prawdopodobnie tylko sytuacja z „usunięciem” Trybunału Konstytucyjnego, bo ten organ państwa w świetle prawa obecnie już nie istnieje. A sytuacja „przemocowa” mogła mieć miejsce, gdy dwóch niby-sędziów skierowanych do pracy w Trybunale, pojawiło się tam w asyście uzbrojonych żołnierzy BOR-u. Nie jest to jednak w pełni jasna sytuacja i należałoby sprawdzić dodatkowe okoliczności, a więc: czy Prezes Trybunału odczuwał obawy? Czy podejmował wówczas decyzje, czując presję uzbrojonych ludzi w pobliżu? Czy podobne sytuacje były wcześniej praktykowane? Jak zachowywali się żołnierze BOR?
Zarzut na podstawie art. 128 k. k. może więc być trudny do udowodnienia.
Zmiana ustroju
Ale w grę wchodzi jeszcze inna kwalifikacja, bardziej prawdopodobna. Otóż faktem jest – nietrudnym do udowodnienia przed sądem – że konstytucyjny ustrój Polski został zmieniony. Potwierdzają to publiczne wypowiedzi większości autorytetów prawniczych. Zlikwidowany został trójpodział władzy, a kierowanie sprawami państwa skupione zostało w głowie jednego człowieka. Dla oceny prawnej istotny jest tu stan faktyczny, a nie deklaracje i mediowe zaklęcia polityków. Kumulacja władzy jest niedopuszczalna w ustrojach demokratycznych. To wynik doświadczeń czasów absolutyzmu i późniejszych dyktatur faszystowskich i komunistycznych. Celem podziału władzy jest ochrona jednostki przed wszechmocą państwa. Zasada przedstawicielstwa, zakładająca, że posłowie reprezentują naród, w konfrontacji z żelazną dyscypliną partii wodzowskiej, stała się obecnie czystą fikcją i powoduje, że „prawem” w Polsce są decyzje Jarosława Kaczyńskiego (z uwzględnieniem woli Antoniego Macierewicza). Rządząca większość, która dopuszcza się takiego deliktu traci demokratyczną legitymację do dalszego sprawowania władzy, którą nabyła w wyniku wyborów. I to by wystarczyło, aby uznać, że popełnione zostało ciężkie przestępstwo, określane jako zdrada stanu.
Ale są też inne fakty. Ułożenie wielu innych oderwanych od siebie faktów jak puzzli, pokazuje ponury obraz: Polska przechodzi od demokratycznego państwa prawnego do państwa autorytarnego lub może nawet neofaszystowskiego. Ten nowy, niekonstytucyjny porządek wdrażany jest, poprzez trwałe łamanie konstytucji, przy użyciu przemocy państwa i wbrew polskiej racji stanu. Przykładowe elementy polskich puzzli, to zniesienie trójpodziału władzy, zniszczenie Trybunału i przejęcie mediów publicznych. To przygotowania do rozbudowy wojsk obrony terytorialnej, które są podporządkowane bezpośrednio ministrowi Obrony Narodowej. A próba wprowadzenia ustawowego zakazu użycia tej formacji przeciw ludności cywilnej została odrzucona przez rządzącą większość. Dlaczego? Można zasadnie podejrzewać, że planowane jest użycie tych sił przeciwko ludności sprzeciwiającej się władzy PiS. A władza ta ma trwać, jak zapowiadają z tajemniczą miną przywódcy, przez wiele, wiele kadencji. Dochodzi do bulwersującej i nieuzasadnionej wymiany kadr oficerskich w wojsku. Czyż nie chodzi o to, aby Wojsko Polskie było przychylne tej władzy lub co najmniej neutralne – a więc, aby nie spełniło obowiązku obrony Konstytucji z 1997 roku. Do tych pozakonstytucyjnych zmian ustrojowych należy też włączyć rozpoczęte już próby podporządkowania władzy sądowniczej rządowi, a więc w konsekwencji Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Budowanie tego nowego, nielegalnego porządku politycznego i ustrojowego opiera się o katastrofę smoleńską, wykorzystaną jako mit założycielski. Zresztą Kaczyński nie ukrywał specjalnie swoich zamiarów i mówił kilkakrotnie o rewolucji, czy też kontr-rewolucji. Często na określenie tych działań używano określenia „Blitzkrieg”. Tym zmianom ustrojowym, i przygotowaniom w resortach siłowych, towarzyszy już użycie siły przed Sejmem 16 i 17.12.2016 roku oraz przemocy wobec Obywateli RP na Krakowskim Przedmieściu w dn. 10.03.2017 roku i wcześniej.
Ustrój państwa polskiego został więc zmieniony, ale nie było żadnego referendum ani parlament nie przegłosował żadnej zmiany Konstytucji. Tymczasem są to jedyne legalne sposoby zmiany ustroju. Rodzi się więc pytanie: czy ci, którzy zmienili ustrój podlegają karze? Czy do zmiany ustroju konstytucyjnego doszło w sposób nielegalny, ale bezkarny? W świetle powyższych ustaleń i pytań, narzuca się wniosek, że istnieje uzasadnione podejrzenie popełnienia w Polsce przestępstwa zbrodni stanu, określonego w art. 127 k. k.
Przyrównajmy więc w sposób możliwie bezstronny, zapominając o sympatiach i antypatiach politycznych, normę ujętą w art. 127 k. k. do stanu faktycznego. Nie dysponujemy oczywiście pełną wiedzą, mówimy więc tylko o prawdopodobieństwach – i tylko tego wymaga prawo do wszczęcia postępowania karnego. Pełną wiedzę i dowody może dać dopiero rzetelny proces, a rozstrzygnięcie sąd.
Tekst artykułu 127 brzmi w następujący sposób: „1. Kto, mając na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części obszaru lub zmianę przemocą konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej, podejmuje w porozumieniu z innymi osobami działalność zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 10, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności. 2. Kto czyni przygotowania do popełnienia przestępstwa określonego w § 1, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 3”. Artykuł ten znajduje się wśród przestępstw przeciwko państwu umieszczonych w Kodeksie karnym w rozdziale XVII, jako „Przestępstwa przeciwko Rzeczpospolitej Polskiej”.
Przestępstwo to obejmuje więc zamach na niepodległość, integralność terytorialną i ustrój konstytucyjny. To ostatnie pojęcie, który nas tu interesuje, tak opisuje Janina Wojciechowska w książce „Zbrodnie wojenne. Przestępstwa przeciwko pokojowi, państwu i obronności. Komentarz.”: „W art. 127 k. k. chodzi o zmianę ustroju konstytucyjnego w taki tylko sposób, który sprawca chce osiągnąć w drodze przemocy, a więc w drodze pozakonstytucyjnej.” i w innym miejscu: „Przemoc może oznaczać tu akcję zbrojną, choć możliwe są również inne pozaparlamentarne akty przemocy”. Dążenie do zmian ustroju w sposób zgodny z Konstytucją nie stanowi oczywiście przestępstwa. Ale w Polsce mamy do czynienia nie tylko z dążeniem do zmiany ustroju na drodze pozakonstytucyjnej, ale z rzeczywistymi zmianami. Przy czym warto podkreślić, że przestępstwo to popełnione zostaje już w chwili „podjęcia działalności” w „porozumieniu z innymi osobami”, a więc co najmniej dwoma. Jest to więc przestępstwo formalne, a więc wystarczy samo tylko usiłowanie, zamiar zmiany ustroju nie musi się powieść i nie musi dojść do rzeczywistego użycia siły. Tak więc sprawcy podlegają karze nawet jeżeli nie osiągnęli zamierzonego skutku albo osiągnęli go tylko częściowo. Należy podkreślić, że „przemoc” oznacza tu zamiar użycia siły fizycznej lub jej faktyczne użycie. Jeżeli zamiar powiedzie się częściowo, na przykład poprzez sparaliżowanie Trybunału Konstytucyjnego, to tym gorzej dla sprawców, gdyż łatwiej o udowodnienie ich zamiaru i czynów przed sądem. Zamiar został tu już bowiem częściowo zrealizowany, a więc zagrożenie jest realne. Ale tak czy inaczej to zbrodnia polegająca na usiłowaniu, a nawet jak określa się ją w doktrynie „usiłowanie usiłowania”, a więc karalne są bardzo wczesne fazy tego typu działalności. Trudno je zresztą odróżnić od „przygotowań” do popełnienia tej zbrodni, które też są karalne, ale znacznie niższą karą.
Do użycia siły nie musi więc wcale dojść. A jeżeli do zmiany ustroju konstytucyjnego dąży rządząca większość, dysponująca służbami siłowymi, należy zakładać, że jest to zamiar, do którego realizacji jest lub będzie używana siła i przemoc. Przemoc jest bowiem istotną cechą działalności każdego państwa. Jeżeli więc grupa funkcjonariuszy partii i państwa planuje zmianę porządku na drodze pozakonstytucyjnej, a następnie częściowo to urzeczywistnia, to znaczy, że robi to przemocą. Inne, zgodne z prawem działania państwa także są oparte na przemocy, ale są one legalne.
Mamy tu więc prawdopodobnie do czynienia z zaawansowanym stadium zbrodni stanu, a podejrzanymi są Jarosław Kaczyński i jego najbliższe otoczenie. I nie jest to już nawet „usiłowanie usiłowania”, gdyż zamiar został w dużej części zrealizowany. A dalsza część planu jest realizowana.
Sejm jest nasz
W kontekście powyższej wykładni art 127, warto teraz skomentować pismo z dn. 16.02.2017 roku, jakie Michał Szymanderski-Pastryk otrzymał z Gabinetu Komendanta Stołecznego Policji, wyjaśniające powód działań pod Sejmem. Pismo potwierdza, że „policjanci użyli w indywidualnych przypadkach środków przymusu bezpośredniego w postaci siły fizycznej”, a dalej pojawia się ostrzeżenie:
„Informuję ponadto, że Prokuratura Okręgowa w Warszawie w dn. 20.12.2016 roku wszczęła śledztwo w sprawie zaistniałego w dn. 16 i 17 grudnia 2016 roku w Warszawie przy ulicy Wiejskiej 4/6/8 w siedzibie Sejmu i jego bezpośredniej okolicy, stosowania przemocy wobec posłów na Sejm RP VIII kadencji oraz innych osób w celu uniemożliwienia im swobodnego przemieszczenia się po terenie Sejmu RP oraz jego opuszczenia, a tym samym wywierania wpływu na czynności urzędowe Sejmu RP VIII Kadencji”. Podpisane przez podinspektor Dorotę Musiałowską.
Trzeba więc zwrócić uwagę policji i prokuratury na kilka faktów, których nie biorą pod uwagę, a powinni. Manifestanci wielokrotnie skandowali hasło „Sejm jest nasz” i być może wielu z nich miało zamiar wejścia na teren Sejmu. Policja owszem używała siły, aby nie wpuścić manifestantów za barierki. Nikt poważnie nie ucierpiał, ale jednak policja zastosowała przemoc wobec obywateli, w celu ochrony istniejącego w państwie stanu, charakteryzującego się tym, że rządząca większość dokonała istotnych, bezprawnych i trwałych zmian „porządku konstytucyjnego”. Już wówczas bowiem ustrój konstytucyjny RP został zmieniony, a jednocześnie czynione były (i nadal są) próby wdrożenia dalej idących zmian. Posłowie rządzącej większości zachowywali się już wówczas w sposób niegodziwy, pełniąc funkcję pełnomocników szefa partii, który wraz z nimi dokonywał zmiany ustroju w sposób nielegalny. Na skali naruszeń porządku konstytucyjnego jest to naruszenie najcięższego kalibru. Działalność parlamentu w dużej części wchodziła już w zakres zjawiska, które Gustav Radbruch nazwał „ustawowym bezprawiem”. Sytuacja taka daje obywatelom prawo do nieposłuszeństwa obywatelskiego i oporu, a środki jakie wolno stosować są tego samego rodzaju, co przy obronie niepodległości. W doktrynie europejskiej prawa te zostały najbardziej dobitnie sformułowane w prawie niemieckim, które daje każdemu obywatelowi prawo nawet do użycia broni przeciwko tym, którzy naruszają ten porządek. Próba wejścia na teren Sejmu w obronie porządku konstytucyjnego nie była tak drastyczna, i nie była realna ze względu na dysproporcje sił. I była to jedna z najbardziej łagodnych form, które obywatele mają prawo zastosować wobec tych, którzy zamierzają obalić ustrój. Niemniej była to konfrontacja siłowa.
Warto więc zadać sobie teraz kilka kluczowych pytań: czy obywatele byli tam, aby zmusić Sejm do uchwalenia ustawy paraliżującej Trybunał Konstytucyjny, czy może jednak byli tam po to, aby przywrócić zdolność TK do orzekania? Czy byli tam po to, aby zmuszać Sejm do przyjęcia ustawy budżetowej w prowizoryczny sposób w sali kolumnowej, bez zachowania norm regulujących stanowienie prawa? Czy może jednak byli tam po to, aby bronić państwa prawnego – jednej z najważniejszych norm konstytucyjnych? Czy byli tam po to, aby ograniczać mediom dostęp do informacji w parlamencie, czy może jednak byli tam po to, aby bronić wolności słowa? Czy byli tam po to, aby zmuszać posłów do wprowadzania w Polsce systemu autorytarnego czy może byli tam po to, aby bronić demokratycznego porządku konstytucyjnego? W Sejmie i pod Sejmem znajdowały się dwie grupy ludzi, ale to manifestanci bronili porządku konstytucyjnego. A kto bronił bezprawnego zamachu na demokratyczne państwo prawne? Tak, policja.
Pod Sejmem doszło do użycia siły fizycznej, aby utrzymać w mocy, a więc „przemocą”, nielegalne zmiany ustroju. W ten sposób policjanci, a szczególnie ich przełożeni, współdziałali w realizacji zbrodni określonej w art. 127. Jarosław Kaczyński nie jest jeszcze legalnym źródłem prawa w Polsce. To, że policjanci wykonują jego rozkazy, poprzez ministra Błaszczaka, i komendanta, nie zwalnia ich z ewentualnej odpowiedzialności. Każdy policjant ma obowiązek odmówić wykonania rozkazu niezgodnego z prawem.
Należy uznać oczywiście, że sama obecność policji w takich sytuacjach i miejscach jest jak najbardziej uzasadniona, ale tylko i wyłącznie w celu ochrony zdrowia i życia ludzi oraz mienia, ale nie w celu obrony nielegalnych zmian porządku konstytucyjnego. Jest to niezwykle trudne do rozdzielenia, owszem. Ale w chaosie prawnym jaki się w Polsce wytworzył każdy Obywatel RP i każdy Policjant RP sam musi sobie odpowiedzieć, co jest zgodne z prawem, a co już nie. W sądzie nie można się będzie tłumaczyć nieznajomością prawa, choćby było tak niepewne jak obecna regulacja zgromadzeń.
Demonstranci, których aparat państwa wzywa coraz liczniej na przesłuchania i zamierza ukarać, zasługują raczej na pochwałę za postawę obywatelską. A Policja jak i Prokuratura powinna raczej wszcząć postępowanie przeciw tym, którzy niszczą demokrację i wprowadzają rządy autorytarne: jest to Jarosław Kaczyński i jego najbliższe otoczenie.
Przemoc państwa na Krakowskim Przedmieściu
Spójrzmy teraz na zachowanie policji w szerszym, konstytucyjnym kontekście, wykorzystując przykład zgromadzeń Obywateli RP na Krakowskim Przedmieściu. Skoro art. 127 używa pojęcia „ustrój konstytucyjny”, to przy jego interpretacji musimy przede wszystkim uwzględniać treść art. 4 Konstytucji RP, który mówi, że:
„1. Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu.
2. Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio.”
W każdej sytuacji, gdy naród – nawet poprzez małe grupy – wykonuje swoje uprawnienia do sprawowania władzy, jego wybrani przedstawiciele powinni siedzieć cicho. Rozumienie normy zawartej w art. 4 dobrze oddaje definicja prof. Ryszarda Małajnego: „Jego zasadnicze przesłanie to imperatyw, że władza zwierzchnia należy do narodu, a jego przedstawiciele jedynie ją sprawują, o ile wyjątkowo naród nie czyni tego bezpośrednio”. (Ryszard M. Małajny, „Polskie prawo konstytucyjne na tle porównawczym”, Warszawa 2013).
Naród jedynie upoważnia swoich przedstawicieli do sprawowania władzy i czyni to tylko ze względów techniczno-organizacyjnych. Każde zgromadzenie, to realizacja praw politycznych obywateli i prawa „bezpośredniego sprawowania władzy przez naród”. Prawa i wolności polityczne, w tym prawo do zgromadzeń, umożliwiają realizację zasady suwerenności narodu. Są istotnym składnikiem sprawowania władzy przez naród. Każdy zamach na te wolności należy traktować jako zamach na władzę suwerena, określoną w art. 4 Konstytucji RP.
Sądzę, że funkcjonujący obecnie ustrój oligarchii partyjnej, jako władzy grupy członków partii i ich rodzin nad reszta społeczeństwa, jest sprzeczny z Konstytucją i z ideą demokracji. Ustrój zapisany w Konstytucja RP w art. 1 i 4, to system, który powinien spełniać warunki demokracji liberalnej deliberatywnej, uzupełnionego o elementy demokracji bezpośredniej. Jest to system zbliżony do szwajcarskiego modelu demokracji pół-bezpośredniej. Niestety obywatele Polski nie wykorzystują potencjału tkwiącego w tej normie konstytucyjnej. Sądzę, że przeszkodę stanowi katastrofalny stan kapitału społecznego. Do realizacji takiego modelu demokracji potrzebna jest samoorganizacja, współdziałanie wielu organizacji pozarządowych, umiejętność tworzenie koalicji. Tymczasem zaufanie oraz zdolność do porozumienia i współpracy jest na tak niskim poziomie, że nie należy oczekiwać, iż coś się tu zmieni. Ale to już inny temat.
Czy więc wolności i prawa polityczne, w tym prawo do zgromadzeń, można zaliczyć do zakresu pojęcia „ustrój konstytucyjny”? W doktrynie nie ma co do tego wątpliwości. Na przykład w książce „Wolności i prawa człowieka w Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej”, pod red. Marka Chmaja, czytamy: „Należy tu podkreślić, że opisywane wolności i prawa powiązane są w oczywisty sposób z demokratycznym ustrojem państwowym”. A „zgromadzenia”, to przecież instytucja „władzy zwierzchniej” i samo jądro demokracji. W obowiązującym do dzisiaj idealnym modelu demokracji, wywodzącym się z Aten, to zgromadzenie obywateli było najwyższą władzą i stanowiło prawo. Deliberacje obywateli w sferze publicznej była najważniejszym elementem systemu. Głosowanie było tylko końcowym aktem tego procesu wymiany argumentów na zgromadzeniach. Nasze obecne prawo do zgromadzeń wywodzi się więc z samej istoty demokracji.
Atak na prawo do zgromadzeń powinien być więc w art. 127 traktowany co najmniej tak samo jak atak na Trybunał Konstytucyjny. Działania policji ograniczające prawa władzy zwierzchniej należy uznać za znaczący delikt w kwalifikacji przestępstwa zamachu stanu czy zbrodni stanu. Tymczasem Jarosław Kaczyński, używając sił policyjnych nie wpuścił wielokrotnie obywateli na miejsce legalnego zgromadzenia, w tym w dn. 9 i 10 marca 2017 r. Zgłoszenie zgromadzenia dokonane zostało przez Wojciecha Kinasiewicza w dn. 7 lutego 2017 r. w imieniu Obywateli RP. W rubryce „Miejsce zgłoszenia zgromadzenia” widnieje wpis: „Krakowskie Przedmieście 46/48 przed Pałacem namiestnikowskim, przed pomnikiem Księcia Józefa Poniatowskiego przed tzw. „tablicami smoleńskimi”. W dn. 9 i 10.03.2017 r. miejsce to zostało jednak ogrodzone metalowymi barierkami i otoczone kordonem policji. Uprawnieni obywatele po raz kolejny nie zostali dopuszczeni na miejsce zgromadzenia, a policja zastosowała wobec nich przemoc, wiele osób zostało poturbowanych lub wyniesionych.
Jest to sytuacja powtarzalna, od roku dochodzi do regularnego użycia sił policyjnych przy blokowaniu legalnych, pokojowych zgromadzeń obywateli na Krakowskim Przedmieściu. Jest to więc naruszenie norm konstytucyjnych o charakterze trwałym. Nielegalne użycie siły fizycznej ma tu związek z wykonywaniem przez Jarosława Kaczyńskiego czynności państwowo-prywatnego kultu, którego celem jest legitymizacja sprawowanej przez niego władzy politycznej poprzez tworzenie mitu założycielskiego. Należy więc uznać, że w związku ze zgromadzeniami Obywateli RP doszło do faktycznej zmiany ważnej normy ustrojowej z wykorzystaniem przemocy.
Dysponując nieproporcjonalnie większą siłą policja może zrobić ze zgromadzeniami obywateli, co zechce. Stan ten wsparty został przez tzw. nowelizację ustawy o zgromadzeniach. Za działaniami tymi stoi jednak tylko siła, a więc jest to „ustawowe bezprawie”, jak określał takie zjawisko Gustav Radbruch. W prawie są to sytuacje nadzwyczajne, tzw. hard cases. Być może wymiar sprawiedliwości przy ich osądzaniu będzie zmuszony sięgnąć po formułę Radbrucha. Formuła ta – wykorzystana wielokrotnie do osądzania „ustawowego bezprawia” w Niemczech po 1945 roku i potem ponownie po 1989 roku – mówi, że gdy ustawa w rażący sposób narusza moralność czy sprawiedliwość, sąd może orzec inaczej niż nakazuje ustawa. Sędzia nie może bowiem „orzekać bezprawia”. Współczesne wersje tej zasady opracował m. in. Ralf Dreier i Robert Alexy. W Polsce tematem tym zajmował się prof. Jerzy Zajadło z Uniwersytetu Gdańskiego.
Subsydiarny akt oskarżenia
Powyższa argumentacja udowadnia, że istnieje uzasadnione podejrzenie, iż w Polsce popełnione zostało przestępstwo określone w art. 127 k. k. Fakt, że dotychczas żaden organ zobowiązany do ścigania przestępstw nie wszczął śledztwa i nie wystąpił do sądu z aktem oskarżenia, nie dziwi, a jest kolejnym dowodem na to, że zmieniony został ustrój konstytucyjny. Kto ma to zrobić skoro policja i prokuratura stoją na straży nowego, zmienianego przemocą porządku?
Czy istnieje więc inna droga, aby sprawdzić przed sądem, czy podejrzenie jest słuszne i orzec karę albo uniewinnić podejrzanych? Sądzę, że warto zastanowić się w powyższym kontekście nad subsydiarnym aktem oskarżenia. W polskim Kodeksie postępowania karnego istnieje możliwość skierowania do sądu aktu oskarżenia przez pokrzywdzonego obywatela. Reguluje to art. 55 k. p. k. Jak to działa?
Gdy po złożeniu przez obywatela zawiadomienia do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, okaże się, że prokuratura odmawia wszczęcia postępowania w zgłoszonej sprawie (tego należy się spodziewać) można złożyć do sądu zażalenie na taką decyzję. Jeżeli sąd karny uchyli postanowienie prokuratury, a prokurator ponownie odmówi wszczęcia postępowania, wówczas pokrzywdzony, a więc osoba, która składała zawiadomienie, ma prawo złożyć akt oskarżenia do sądu omijając prokuraturę. Obywatel może wcielić się legalnie w rolę prokuratora. Wymagana jest tu reprezentacja adwokata lub radcy prawnego. Regulacja ta została wpisanego do polskiego porządku prawnego, aby dostosować go do wymogów art. 6 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Dotychczas nie była często wykorzystywana.
Czy może powinniśmy jednak odczekać, aż „lawina”, o której mówił Kästner, „wszystko pod sobą pogrzebie” i dopiero wtedy zabrać się za osądzenie opisanych czynów?
Waldemar Sadowski
Zdjęcie (W. Sadowski): Policjanci RP pod Sejmem. Grudzień 2016
Żaden komentarz już nie pomoże, w Polsce zdrada stanu już się dokonała, teraz tylko organizacja przestępcza pod szyldem PiS dokonuje sfinalizowania zdrady stanu.
Referendum będzie musiało zdecydować o retrospektywnej zmianie doktryny prawnej. Zanim sąd rozpocznie.
Czy zatem takie akty oskarzenia powinny wplywać od obywateli? Czy może takie zgłoszenie przedwsięwziąć grupa obywateli czy tylko pojedyncze osoby? Jeśli tylko pojedyncze w zsynchronizowany sposób powinny takie akty wpłynąć naraz od wielu .. dla bezpieczeństwa. Ewentualnie w głośny sposób od osoby wysoce publicznej ..
Bardzo ważna i potrzebna analiza.Warto jak najszerzej rozpowszechnić ją wśród przyjaciół.
Dziękuję Szanownemu Autorowi za profesjonalny, jak zwykle, i wyważony tekst.
W RP, jak wiemy, wszystkie trzy władze są marionetkowe – ustawodawcza, wykonawcza i najwyższa sądownicza. Czwarta – media w części publicznej też jest marionetkowa. Niekonstytucyjnym ośrodkiem wszelkiej władzy jest poseł Kaczyński, jest on de facto władcą Polski.
Mało się mówi o ukrywającym się w cieniu żelaznym wspólniku – Krk, realizującym jak zawsze tylko własne cele.
Czytajmy Jana Stachniuka, który jasno widział przyczynę upadku i zacofania cywilizacyjnego Polski, tej „Nadwiślańskiej Kolonii Watykańskiej”.
Co robić?
Myślę, że Obywatele RP wybrali trudną, ale skuteczną drogę.
Bardzo zależy od stanu umysłów tej nie czytającej części obywateli, których światopogląd niestety urabia, w swoim interesie, od przedszkola i co niedziela Krk.
Odpowiedź na ostatnie zdanie tego artykułu wydaje się oczywista. Dopóki jeszcze sądy nie zostały opanowane przez partię PiS a Polska jest w Unii Europejskiej, warto podjąć proponowane przez autora kroki. Mam nadzieję, że Obywatele RP podejmą w tej sprawie działania.
Prof. Rzepliński potwierdza: „To, co się dzieje wokół armii, zahacza już o zbrodnię stanu” (http://www.tvn24.pl)
http://www.tvn24.pl/profesor-rzeplinski-sytuacja-wokol-armii-zahacza-juz-o-zbrodnie-stanu,729722,s.html