Szanowni Państwo!
Prezydent ma prawo weta, którego obecna większość w Sejmie nie będzie w stanie przełamać. Może również – zgodnie z Konstytucją RP – we wskazanych w niej okolicznościach rozwiązać parlament. Te potężne uprawnienia, wykorzystane w imię prezydenckiego programu, a nie wyłącznie reaktywnie, mogą służyć realizacji prezydenckiej inicjatywy ustawodawczej według zwykłej ścieżki sejmowej – poparcie sejmowej większości dla prezydenckich inicjatyw da się bowiem uzyskać presją weta. Prezydent dysponuje wreszcie inicjatywą referendalną, do której potrzeba wyłącznie łatwej dziś do uzyskania zgody Senatu. Prezydent zatem – wbrew powszechnym opiniom – nie jest dzisiaj wyłącznie symbolicznym strażnikiem konstytucji. W rzeczywistości może zreformować ustrój kraju, rozwiązać podstawowe, zapalne i poważne problemy społeczne, zakończyć polską wojnę.
Oczekujemy, że rozpoczęta już kampania prezydencka postawi ten problem zdecydowanie. Oczekujemy wizji reformy państwa i nakreślenia podstawowych ram jego polityki, możliwych do zaakceptowania przez wszystkich obywateli – również tych, którzy dzisiaj aktywnie wspierają przeciwny obóz polityczny. Oczekujemy odpowiedzi na fundamentalne dla Polski, a nigdy dotąd nie zadane publicznie pytanie:
Co należy zmienić w ustroju państwa i w jego polityce,
by Polska doczekała się stabilnej,
akceptowanej przez wszystkich demokracji,
której nie zagrożą żadne polityczne wstrząsy?
Tak stanowczo, jak tylko będzie nas na to stać, wizji naprawy państwa będziemy się domagać od wszystkich partii i bloków politycznych dzisiejszej demokratycznej opozycji oraz od wszystkich kandydatów w wyborach prezydenckich.
Druga Irlandia i polskie zapalne „tematy zastępcze”
Istnieje w Polsce szereg nierozwiązanych problemów, które prowadzą do powtarzających się i wciąż przybierających na sile wstrząsów zagrażających każdej politycznej większości. Należy do nich cały zespół zagadnień związanych z problematyką świeckiego państwa i rolą Kościoła w Polsce. To również sprawy dotyczące podstawowych praw człowieka takich jak prawa kobiet, w tym prawo do aborcji, prawa wszystkich mniejszości, w tym także seksualnych, włącznie z postulatami dotyczącymi nieheteronormatywnych małżeństw i praw adopcyjnych. Do problemów zapalnych i wywołujących napięcia należy również cały szereg doniosłych i bardzo podstawowych kwestii społecznych – a próba podniesienia wieku emerytalnego, program Rodzina 500 Plus i wpływ obu projektów na wynik wyborów, polską politykę i w konsekwencji na polską demokrację pokazał to dowodnie. Przedmiotem ważnej, potrzebnej, ale wciąż w Polsce nieobecnej debaty powinna więc się stać również zarówno sama idea redystrybucji dochodu, jej potrzebny i dopuszczalny zakres, jak i koncepcja bezpieczeństwa socjalnego obywateli gwarantowanego przez państwo i rozumianego jako jedno z praw człowieka.
Każdą z tych spraw pomijano dotąd w publicznej debacie politycznej jako „temat zastępczy”. W rzeczywistości chodzi nie tylko o niebezpieczne punkty zapalne, ale o rzeczy najbardziej podstawowe, przesądzające o kształcie, ale również często o najgłębszym sensie wspólnego państwa. Są to przy tym wszystko sprawy rozstrzygane dotąd w Polsce wyłącznie w drodze „kompromisów” zawieranych gdzieś w zamkniętych gabinetach polityków, ponad głowami i bez wiedzy obywateli. Żadna z polskich kobiet nie była na przykład stroną „kompromisu aborcyjnego”, choć każda ponosi jego koszty.
Rozwiązanie wymienionych konfliktów leży w interesie każdej ze stron polskich wojen światopoglądowych, jeśli pomyśleć o wyborcach. Interes w ich podtrzymywaniu mogą mieć wyłącznie zwalczający się politycy mobilizujący w konfliktach swe najtwardsze elektoraty. Wymieniając kwestie zapalne, nie chcemy więc przesądzać o wyniku debaty. Podkreślamy jedynie, że w każdej z nich kompromis powinien dotyczyć uczestniczących w nim obywateli, a nie polityków targujących się o władzę i wpatrzonych w sondaże poparcia. Żadna ze stron nie ma szans narzucić rozwiązania drugiej – wszystkie zdania muszą być wysłuchane, a decyzję może dać wyłącznie głosowanie powszechnie. Z punktu widzenia stabilności państwa samo głosowanie powszechne jest w pewien sposób ważniejsze niż jego wynik. Ten punkt widzenia musi charakteryzować prezydenta, którego zadaniem nie jest polityka progresywna lub konserwatywna, ale właśnie stabilność demokracji.
Odpowiedzialna i służąca decyzji debata obywatelska to coś zupełnie innego niż sondaż opinii z jednej strony, a populistyczne referendum z drugiej. Irlandia, gdzie niedawno rozwiązano jedną ze „spraw światopoglądowych”, daje modelowy przykład rozwiązania. Zgromadzenie obywatelskie wyłonione jako reprezentatywna próba obywateli „takich jak my”; złożone ze zwykłych ludzi szukających rozwiązania problemu, a nie z polityków szukających poparcia na kolejną kadencję; dysponujące wsparciem ekspertów i wyczerpującą, rzetelną argumentacją na rzecz każdej z przeciwstawnych tez; podejmuje wstępną decyzję i inicjuje ogólnonarodową debatę publiczną. Podsumowuje ją zaś stanowiące referendum powszechne, a jego wyniku nikt nie śmie podważać. Tego oczekujemy dla Polski i tak widzimy rozwiązanie spraw, które dziś wciąż służą konfliktom zamiast debacie i decyzji.
Wbrew logice „tematów zastępczych” i wbrew strategii „nie teraz”, każącej najpierw uporać się z populistycznym zagrożeniem demokracji, by wszystkie te sprawy rozwiązać dopiero potem, uważamy, że bez ich rozwiązania dzisiaj nie da się w ogóle mówić ani o demokracji, ani o polityce w jakikolwiek sposób wiarygodnej i służącej sprawom ważnym dla obywateli. Każda z tych spraw będzie zawsze zagrażać każdej politycznej większości, destabilizując państwo i jego ustrój. Wreszcie bez odważnego podjęcia wszystkich wskazanych tu problemów po prostu nie da się wygrać wyborów – a pięć kolejnych wyborczych porażek niech nam wreszcie wystarczy za dowód.
Czy tego chcemy, czy nie, żyjemy w czasach przełomu zarówno w Polsce, jak i w skali globalnej, bo taki charakter ma zarówno kryzys znanej nam dzisiaj demokracji, jak i wyzwania przyszłości z katastrofą klimatyczną na czele. Właśnie więc przełom, a nie nietrwała przewaga uzyskana minimalnym marginesem głosów powinna być tym, czego dzisiaj szukamy. Przełom, o którym tu mówimy, dotyczy nie prezydenta, który sam podejmie najważniejsze polityczne decyzje lub zdoła je narzucić, ale takiego, który skończy z nadużyciem władzy polityków, umożliwiając decyzje obywateli. Tego chcemy dla Polski. To dlatego w nadchodzących wyborach widzimy historyczną szansę.
Mandat Konstytucji, „bezpieczniki demokracji”, trójpodział władzy
Ponowne zwycięstwo PiS po poprzedniej kadencji znaczonej bezprecedensowym bezprawiem i łamaniem podstawowych norm Konstytucji oznacza wśród wielu innych rzeczy również to, że istnieje w Polsce przyzwolenie na łamanie konstytucji dla realizacji innych, społecznie istotnych celów. Ma je w sobie być może większość Polaków – na pewno zaś grupa na tyle znaczna i silna, że będąca w stanie wygrywać kolejne wybory. Tego nie wolno ignorować.
Cały katastrofalny ciąg politycznych i konstytucyjnych kryzysów ostatnich kilku lat, ich trudne do rozwiązania ustrojowe konsekwencje, najwyraźniej dziś widoczne w sądownictwie od Trybunału Konstytucyjnego poczynając, a kończąc na sądach powszechnych i ważności wydawanych przez nie wyroków – wszystko to każe przy tym pomyśleć o „bezpiecznikach demokracji” wpisanych w polską Konstytucję.
Konstytucja powinna być równocześnie nie tylko prawnym przepisem na ustrój państwa i regulaminem jego instytucji, ale również umową społeczną między obywatelami. Z jednej strony powinna wyznaczać twarde granice każdej władzy, dając obywatelom instrumenty obrony przed jej nadużyciami, z drugiej zaś powinna być paktem określającym wzajemne zobowiązania obywateli oraz granice wyznaczane prawami i wolnościami jednostki, których nikomu naruszać nie wolno. Konstytucja musi więc być umową zawartą świadomie i potem bez wątpliwości respektowaną jako prawo nadrzędne, ponad bieżącymi koniunkturami politycznymi. O jej jakości decydują więc nie tylko lepsze lub gorsze rozwiązania i zapisy, ale również stopień społecznej akceptacji.
Ze wszystkich tych równie ważnych powodów należy dzisiaj uznać, że Polskę czeka także debata konstytucyjna. Wypowiadamy to przekonanie z całą świadomością my, którzy w ostatnich latach podejmowaliśmy wszelkie wysiłki, na jakie było nas stać, by bronić w Polsce porządku konstytucyjnego i tej Konstytucji RP, która nadal obowiązuje.
Trójpodział władzy jest oczywiście jednym z wiodących tematów obywatelskich protestów ostatnich lat. Ale pełny trójpodział władzy to nie tylko niezawisłość sądów, o czym zapomnieliśmy w ogniu konfliktu. To także kontrola władzy wykonawczej przez ustawodawczą. Jest to jeden z tych bardzo zasadniczych „bezpieczników demokracji”, który w Polsce jest nieobecny od zarania III RP. Rząd jest emanacją parlamentarnej większości, a z biegiem lat parlament stał się nie tyle twórcą prawnych ram ograniczających swobodę działania rządu, co maszynką służącą przegłosowywaniu rządowych ustaw. To nie jest wynalazek obecnej władzy – PiS zaledwie dopisał tu karykaturalną puentę do trzech dekad polskiej historii.
Istnieje tu wiele możliwych rozwiązań. Na jednym z biegunów może się znaleźć ustrój prezydencki z silną władzą wykonawczą skupioną wokół prezydenta i ograniczaną prawem stanowionym przez parlament wyłaniany w odrębnym trybie, według odmiennego klucza politycznego, w innych terminach. Z drugiej strony, blisko obecnego modelu ustrojowego, Senat o zwiększonych kompetencjach w stosunku do Sejmu i wybierany na inne niż Sejm kadencje, a więc z polityczną większością inną niż sejmowa, mógłby się stać narzędziem kontroli rządu wyłanianego z sejmowej większości. Demolowanie demokracji, którego świadkami jesteśmy, nie byłoby możliwe przy istnieniu któregokolwiek z tych wariantów.
Ostatnie lata pokazały również, że erozja ustrojowych instytucji zagraża bezpośrednio prawom człowieka i obywatela. Dla wszelkich prawnych regulacji dotyczących tych spraw chcemy szczególnego statusu. Regulacje dotyczące choćby aborcji powinny zyskać status prawa organicznego, którego nie da się zmienić zwykłą parlamentarną większością. W demokratycznej Polsce o najbardziej podstawowych prawach połowy polskich obywateli nie może przesądzać chwilowa polityczna większość, czy wręcz kaprys biskupów. Każde naruszenie praw i wolności musi się stać wystarczającym powodem skutecznych roszczeń każdego obywatela w stosunku do państwa. Kontrola konstytucyjnych praw obywatela w sądach powszechnych orzekających wprost na podstawie Konstytucji jest w naszym przekonaniu i w naszym doświadczeniu skutecznym, silnym i niezbędnym zabezpieczeniem demokratycznego ustroju. Dotyczyć to musi nie tylko „praw politycznych”, ale wszelkich praw, które bywają naruszane we wszystkich sferach i wszystkich państwowych instytucjach – zatem nie tylko przez policję w trakcie np. demonstracji, ale również przez szkołę naruszającą wolność poznania i rozwoju człowieka, szpital naruszający prywatność i godność pacjenta, nie mówiąc o prawie do ochrony zdrowia, publiczną telewizję, każdy urząd władzy centralnej czy samorządowej. Dobry ustrój to nie taki, w którym np. ministrem edukacji nie może zostać szaleniec, a szefem telewizji faszysta – bo to się zawsze może zdarzyć. Dobry ustrój to taki, w którym nikt nie jest bezbronny wobec szaleńca u władzy.
Konstytucyjnego zamachu stanu dokonuje w Polsce partia wodzowska. Stało się to możliwe w atmosferze, w której inna wodzowska partia poprzedniej władzy skompromitowała demokrację w oczach wyborców. Konstytucyjny „bezpiecznik demokracji”, który wymuszałby demokratyczną praktykę działania partii politycznych, byłby o tyle skuteczniejszy od innych rozwiązań prawnych, że działałby z wyprzedzeniem. Nie zawsze musimy szukać prawa, którego nie ośmieliłby się jawnie podeptać ktoś tak bezczelny, jak ludzie obecnej ekipy. Wystarczy, że prawo zadziała odpowiednio wcześnie, by uniemożliwić karierę politycznych mafii.
Prezydent ma dzisiaj możliwość działania w każdej z wymienionych tu sfer. Może temu służyć jego inicjatywa ustawodawcza, a zwłaszcza referendalna. Od partii i bloków politycznych oraz od kandydatów w kampanii stanowczo oczekujemy propozycji listy ustrojowych problemów do rozwiązania dla ratowania idei demokracji. Oczekujemy, że przyszły prezydent doprowadzi do tego, by o ustroju państwa decydowali obywatele, a nie partia, z której się wywodzi.
Klimat
Obywatelski panel klimatyczny jest dzisiaj głównym i ze wszech miar słusznym postulatem ruchów ekologicznych zmagających się z ostatecznym wyzwaniem, jakim jest nadchodząca katastrofa klimatyczna.
Jak nic innego, klimat pokazuje, do jakiego stopnia tradycyjne instytucje demokracji przedstawicielskiej okazują się bezbronne wobec wyzwań współczesności. Wszystko dziś wskazuje na to, że aby zapobiec katastrofie, będziemy musieli wyrzec się wielu podstawowych elementów komfortu, który przywykliśmy uważać za oczywisty i należny każdemu. Będziemy musieli bardzo znacznie zredukować konsumpcję, która jest dzisiaj podstawą naszego modelu gospodarczego, co zmieni wszystko w naszej rzeczywistości społecznej i również indywidualnej. Żaden polityk ubiegający się o kolejną kadencję dla siebie, własnej partii, ale również nawet żaden troszczący się o przetrwanie znanych sobie instytucji państwa, nie będzie w stanie podjąć aż takiego ryzyka – nawet wobec wyzwania tak dramatycznego. Mogą to zrobić wyłącznie „ludzie tacy, jak my”.
Prezydent może powołać panel klimatyczny nazajutrz po objęciu urzędu. Powinien to zrobić, zapowiadając również kolejne kroki zapewniające realizację postanowień panelu.
To najbardziej oczywisty z postulatów w tej kampanii. W rzeczywistości to również najpoważniejszy z argumentów na rzecz koniecznej zmiany politycznej.
Prezydent obywatelski
Zatroskani i w najwyższym stopniu zaniepokojeni trwającą dzisiaj giełdą nazwisk kandydatów i widoczną w dyskusjach troską jedynie o to, który z nich ma szansę skutecznie przeciwstawić się Andrzejowi Dudzie, stanowczo przestrzegamy partie i polityków – niech fakt, że Andrzej Duda jest marionetką w rękach rządzących i posłusznym partyjnym funkcjonariuszem, nikomu nie przesłoni określonych w Konstytucji RP zadań głowy polskiego państwa. Prezydent musi być ponad partyjnym sporem. Również tak doniosłym, tak gwałtownym i dotyczącym tak oczywistych wartości, jak to się dzieje dzisiaj w Polsce. Pomimo wojny, Prezydent RP musi mieć ofertę również dla walczących po drugiej stronie. Oczekujemy tej oferty, a nie ładnych zdjęć kandydatów. Wizja Polski jest ważniejsza niż sprawna kampania.
Uważamy, że mamy szczególne prawo wzywać dzisiaj do zakończenia polskiej wojny, oczekiwać tego od prezydenta i żądać od partii wystawiających kandydatów. W tej wojnie uczestniczyliśmy i uczestniczymy, stojąc twardo po jednej ze stron i płacąc za to cenę nieporównanie wyższą niż politycy. Wolno nam powiedzieć dzisiaj, że tę Konstytucję, której dzisiaj bronimy i o której wszyscy mają pełne gęby frazesów, wielokrotnie połamano wprost na naszych grzbietach. Obrona Konstytucji, a nade wszystko obrona zapisanych w niej wartości uniwersalnych, to nie tylko symboliczna powaga państwowych rytuałów. Dzisiaj oznacza ona historyczne wyzwanie.
Przyszły prezydent będzie miał lub może mieć ogromną władzę. Wiemy oczywiście, że Andrzej Duda, który ten najwyższy w państwie urząd ośmieszył, musi odejść. Wiemy też, że za sprofanowanie wszystkich wartości konstytucyjnych musi ponieść odpowiedzialność – być może również karną. Prezydent, który sprosta wyzwaniu, zasłuży się jednak nie zwycięstwem nad przeciwnikiem – to wyjątkowo nędzny przeciwnik i zwycięstwo nad nim nie jest zasługą.
Prezydent, który sprosta wyzwaniu, może sprawić, że Polacy przestaną czuć się ofiarami historii pisanej przez innych, a staną się jej świadomymi autorami. Polską wojnę mogą dzisiaj zakończyć obywatele decydujący o kształcie państwowej wspólnoty – a nie wojujący między sobą politycy. Nie da się wygrać pod partyjnymi sztandarami i najwyższy czas zdać sobie z tego sprawę. Nawet zaś, jeśli możliwe stanie się uzyskanie przewagi w bitwie – my, Obywatele RP apelujący dzisiaj do partyjnych przywódców oświadczamy stanowczo, że nie tego chcemy dla Polski. W wyborach prezydenckich chcemy z nadzieją poprzeć wizję wspólnego państwa. Tej wizji oczekujemy. Od lat. Dziś jest jeden z ostatnich momentów.