Bez wybaczenia Polakom i Ukraińcom nie da się przerobić swojej przeszłości
Wczoraj w tradycji ukraińskiej obchodzona była Niedziela Wybaczenia. Ludzie mówią do siebie: „Wybacz mi, siostro/bracie” — „Bóg wybaczy” — odpowiada drugi człowiek
Wczoraj minęła także 75. rocznica pacyfikacji Sahrynia i okolicznych wsi na Lubelszczyźnie. W wyniku akcji AK i Batalionów Chłopskich 10 marca 1944 zginęło ponad tysiąc cywilów, obywateli polskich narodowości ukraińskiej.
Polsko-ukraińskie stosunki na Lubelszczyźnie wówczas wyglądały inaczej niż na Wołyniu. Tu Ukraińcy byli w mniejszości, ale Niemcy w czasie okupacji darzyły Ukraińców przywilejami, dodatkowo podkręcając konflikt z Polakami.
Pierwsze zabójstwa Ukraińców z rąk Polaków na Lubelszczyźnie miały miejsce w 1942 r., szybko ta informacja rozniosła się na wschód od Bugu — zdaniem wielu ukraińskich historyków, te zabójstwa były jedną z przyczyn, dla których UPA postanowiła „wyczyścić” swój teren z Polaków.
Przed 1944 rokiem polskie oddziały, chociaż zabijały Ukraińców, nie posunęły się do etnicznej czystki całego terenu. Jak zwraca uwagę Grzegorz Motyka, nie było tu też Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Zimą 1944 pojawiły się pierwsze ulotki wzywające Polaków do opuszczenia terenu. Miało miejsce kilka zabójstw Polaków.
Polskie podziemie w związku z tym potraktowało Ukraińców jako element wrogi. Jak podaje Motyka, prawdopodobnie wobec Ukraińców zastosowano rozkaz „Bora” nakazujący „wycinać w pień” kolonistów z osad, biorących „bezpośredni czy pośredni udział w zbrodniach”. Czując, że może się zacząć coś złego, Ukraińcy zaczęli się bronić tak samo, jak wcześniej Polacy na Wołyniu.
W Sahryniu było kilkudziesięciu ukraińskich policjantów, więc ludzie z okolicznych wsi przychodzili tu nocować, nie czuli się bezpieczni w mniejszych wsiach. Jednak kiedy polskie podziemie zaatakowało Sahryń nad ranem 10 marca 1944, ukraińscy policjanci szybko uciekli. Pozostała jedynie ludność cywilna, która ginęła w akcji „odwetowej”. IPN traktuje je jako osoby przypadkowe, które zginęły „przy okazji” walki z ukraińskimi policjantami.
Motyka podaje jednak przykład, który pokazuje, że nie akcja przeciwko policjantom determinowała polskie podziemie, tylko akcja przeciwko Ukraińcom. Mianowicie, widząc dokumenty jednej z polskich rodzin w Sahryniu, polscy żołnierze podważali jej polskość: „Co z was za Polacy, skoro Ukraińcy was nie zabili?”.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Sukces policji, czyli klęska państwa
Proboszcz miejscowej parafii prawosławnej wspominał o akcji przeciwko Ukraińcom: „Niektórzy [Ukraińcy] zostali zakopani tam, gdzie zginęli i to po kryjomu, żeby Polacy nie zabili jeszcze i tych, którzy chowają, jak to zrobili w Miętkim, gdzie na drugi dzień pozabijali tych, którzy wrócili do wsi. Polacy poprzyjeżdżali do Sahrynia ze swoimi żonami, córkami i synami oraz z wozami. Rabowali wszystko i wywozili do lasu, a potem po dwa razy ich żony wracały do Tyszowiec po sahryńskie rzeczy. Mężowie i synowie rabowali, a na polach wyłapywali niedobitków i zabijali, zaś żony zrabowane rzeczy wywoziły zaprzęgami, rabując sahryńskie konie. 15.III.1944 widziałem jeszcze nie pochowaną 80-letnią kobietę, której wygłodniała świnia wyjadła już twarz. Widziałem 8 trupów uduszonych dymem w dole-kryjówce, których umyślnie podpalono słomą w dole i uduszono”.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Ludzie nie liczby. Projekt Dariusza Popieli zasługuje na najwyższe uznanie
I w Sahryniu i na Wołyniu ludność cywilna ginęła jednakowo brutalnie, „dzięki” błędnemu założeniu, że w imię przyszłości kraju potrzebne jest „wyczyszczenie” terenu. Dodatkowo trzeba wziąć pod uwagę element zwykłego bandytyzmu.
Bez wzajemnego wybaczenia Polakom i Ukraińcom nie da się przerobić swojej przeszłości. Nie da się wybudować jedynie polskiej albo jedynie ukraińskiej narracji — będzie niepełna, nieetyczna i zaprzeczająca ideom humanizmu. Mierzenie się litrami krwi jest tu działaniem kontrproduktywnym.
Co ciekawe, w przeciwieństwie do dzisiejszego polskiego rządu, potrzebę porozumienia zrozumieli polscy poakowscy „wyklęci” z WiNu. W okolicach Hrubieszowa w 1946 r. zaczęli współpracę z UPA przeciwko komunistom, zawarli zawieszenie broni. Nawet przeprowadzili wspólny atak na stację kolejową. Dwa lata po pacyfikacji Sahrynia, trzy lata po „krwawej niedzieli” na Wołyniu.
Igor Isajew
[sc name=”newsletter” naglowek=” Bądź dobrze poinformowany!” tresc=” Najnowsze informacje o nas, analizy i diagnozy sytuacji w kraju trafią prosto na Twoją skrzynkę!”]
Oto do czego prowadzi nacjonalizm. Jedni drugim, sąsiedzi sąsiadom wyrządzali potworne krzywdy z nienawiści, której źródło było w nacjonalizmie. Zaczęło się od uchwalonej przez Sejm wybrany w październiku 1935 roku, po śmierci marszałka Piłsudskiego, tzw ustawy patriotycznej, wymuszonej przez środowisko narodowców, czyli polskich nacjonalistów oraz przez Kościół, której celem było usankcjonowanie chorej idei, że prawdziwy Polak, to tylko Polak Katolik. Na mocy tej ustawy zaczęto zmuszać mniejszości narodowe innych wyznań do przejścia na katolicyzm. Na tzw Kresach dochodziło do regularnych napaści na ukraińskie wioski, do palenia cerkwi, wypędzania popów a czasem też do krwawych bójek i podpaleń. Najwięcej takich aktów przemocy, którym często przewodzili katoliccy księża, miało miejsce w Małopolsce i na Podhalu, a także w okolicach Lwowa i na Wołyniu, gdzie po 1920 roku nadano ziemię osadnikom, byłym legionistom. Narodowcy chcieli w ten sposób uczynić z Polski kraj jednowyznaniowy a w dalszej konsekwencji jednonarodowy. Efekt był taki, że po wybuchu II wojny światowej, nękana do 1939 roku ludność ukraińska, stała się bardzo podatna na propagandę ukraińskich nacjonalistów, którym także się marzyło utworzenie państwa narodowego i w związku z tym uważali, że mieszkająca na zachodniej Ukrainie ludność polska stanowi przeszkodę w uzyskaniu przez Ukraińców własnego państwa, choćby pod kuratelą III Rzeszy. Tak więc pod wpływem propagandy nacjonalistów ludność ukraińska w 1943 roku zaczęła dokonywać czystek etnicznych mordując Polaków mieszkających na Wołyniu i na zachodniej Ukrainie. Wymordowano niemal wszystkich osadników wojskowych na Wołyniu oraz wielu Polaków w okolicach Lwowa. Nie uczestniczyli w tych zbrodniczych czystkach etnicznych mieszkający na terenie wschodniej Polski, polscy obywatele narodowości ukraińskiej, ale to właśnie ich dosięgła zemsta polskich nacjonalistów, szczególnie oddziałów Narodowych Sił Zbrojnych oraz niektórych oddziałów Armii Krajowej, gdzie narodowcy i ich ideologia byli licznie reprezentowani. Dowódcy tych oddziałów w 1944 roku w odwecie za zbrodnie dokonane na polskiej ludności na Wołyniu i w okolicach Lwowa zastosowali sprzeczną z międzynarodowym prawem zbiorową odpowiedzialność wobec ludności ukraińskiej, atakując wioski zamieszkałe przez tą ludność i mordując ich mieszkańców. Do dziś obie strony zarzucają sobie wyjątkowe bestialstwo i mordowanie z nienawiści niewinnych ludzi. Niestety, w obu naszych krajach nacjonaliści wciąż podsycają wzajemną nienawiść i domagając się odwetu. Paramilitarne bojówki narodowców gloryfikują dowódców, którzy w 1944 roku mordowali niewinną ludność ukraińską, maszerują w miastach i miasteczkach wschodniej Polski grożąc zarówno miejscowej ludności pochodzenia ukraińskiego jak i całej Ukrainie. Podobnie bojówki ukraińskich nacjonalistów od chwili powstania państwa ukraińskiego chwalą się swoimi zbrodniami i gloryfikują swoich zbrodniczych przywódców, a teraz kiedy te nacjonalistyczne bojówki weszły w skład armii ukraińskiej nacjonaliści otwarcie domagają się nie tylko zemsty ale także niemal jednej trzeciej terytorium Polski, grożąc nam najazdem. Nacjonalizm jest praprzyczyną wszelkiego zła, najpotworniejszych zbrodni z nienawiści i powinien być kategorycznie zakazany a wszelkie organizacje nacjonalistyczne zdelegalizowane. Może wtedy, po upływie kolejnego pokolenia Polacy i Ukraińcy będą zdolni do poproszenia się wzajemnie o wybaczenie i w końcu dojdzie do zabliźnienia starych ran a oba nasze narody będą żyć obok siebie szanując się wzajemnie. Czy jednak ludzkość jest w ogóle zdolna do wyrzeczenia się nacjonalizmów, a religijni przywódcy na całym świecie zrezygnują ze swojej zaciekłej rywalizacji na ilość wyznawców, która prowadzi do zbrodniczego terroryzmu w imię swojej wiary? Wszystkie religie świata mają wśród swoich zasad zakaz zabijania innych ludzi ale nawet przywódcy tych religii nie zwracają na to uwagi, wzywając wiernych do nienawiści wobec ludzi, którzy czymkolwiek różnią się od uznanego przez nich „wzorca”. Wspierają w ten sposób nacjonalizmy, które propagując rzekomą wyższość własnego narodu nad innymi narodami, wpajają jednocześnie własnemu narodowi pogardę do innych nacji, co ma zmniejszyć naturalne opory ludzi przed zabijaniem rzekomych „wrogów”. Są tylko dwie możliwości, albo wyplenimy nacjonalizm, rasizm i religijny fanatyzm albo się po prostu pozabijamy i pozostawimy naszą planetę karaluchom.
Temat bolesny, a przede wszystkim trudny do przerobienia.
Kilkaset lat „podkładu” historycznego i kilkadziesiąt lat historii współczesnej.
To chyba łącznie za gruba „kniga”, żeby ją mieścić w komentarzach internetowych ad hoc.
Słuszny artykuł p. Igora Isajewa i słuszny komentarz p. Krystyny. Ale.
Jak twierdził A. Einstein – najtrudniej jest prognozować na przyszłość. Nie.
Znacznie trudniej jest sprawiedliwie analizować przeszłość.
Można tylko życzyć, by Nasze intencje faktograficzne były uczciwe i oby mózgi się nie połamały!