Zderzenie dwóch rewolucji. Wszystkie grzechy opozycji
W Polsce na kursie kolizyjnym znalazły się dwie rewolucje. Z jednej dziwaczna, zaściankowa, populistyczna próba stworzenia opresyjnego państwa, zorganizowanego wokół idei zemsty. Z drugiej rozedrgany wielością, nieopisany jeszcze bunt, nie tylko przeciw żenadzie PiS, ale i przeciw tym, którzy partii zła pozwolili wyrosnąć, podlewając ją swym cynizmem, kunktatorstwem, intelektualnym lenistwem
Polityczne wzmożenie sprawia, że komentarzy i wywiadów w mediach przybywa jak grzybów po deszczu. Niestety, nawet najciekawsze – jak np. Aleksandra Smolara z Wojciechem Maziarskim – nie pokazują tego zderzenia. Rozmowa w GW zaczyna się od fascynujących obu rozmówców rozgrywek gabinetowych, analizuje siłę i słabości PiS, rolę i pozycję prezydenta, dotyka kwestii młodych. A gdy wiedziony intuicją redaktor pyta Aleksandra Smolara o to, czy to bunt przeciw całej scenie politycznej, ten odpowiada: „Oczywiście głównie przeciw PiS, który dorzyna demokrację”.
A ja bym panie Prezesie nie był taki pewien tej oczywistości.
Prawie wszystkie komentarze, które czytałem, opisują świat z perspektywy fotela analityka i publicysty. Wszyscy co najwyżej upominają opozycję parlamentarną. Tymczasem bez kopa, który wysadzi liderów partii opozycyjnych i ich kamaryle z siodła, nie uda się posłać do lamusa zagrzebanej w okopach Św. Trójcy, pokracznej kasty obecnie rządzącej.
Problemem są liderzy partii opozycyjnych, ale nie tylko oni. Widać, jak mimo ogromnego wsparcia setek tysięcy ludzi, sędziowie SN i NSA niewiele zrozumieli, albo jak mało mają odwagi, by ratunku nie szukać w formalnych kruczkach.
Mocne słowa? To proszę. 1 sierpnia przez centrum stolicy przeszedł marsz ONR, organizacji nawiązującej do przedwojennych ruchów faszystowskich, postulującej wyjście z Unii itp. Naprzeciw z hasłami o zhańbionej Warszawie stanęła grupka ObywateliRP wspartych przez kilkunastu wrażliwych ludzi. Otoczyła ich policja, chroniąc przed dziesiątkami łysych osiłków. Czy myślicie, że był tam choć jeden poseł lub senator partii opozycyjnej? Nie było. Sprzeciwiają się złu i próbują zrozumieć świat na wakacjach albo w innych punktach Polski. Niestety, 1 sierpnia o godzinie 17 nie było ważniejszego, niż ten obok legendarnego wejścia do kanału na pl. Krasińskich.
Czy pani prezydent Warszawy zrobiła skutecznie coś, by tego hańbiącego marszu przynajmniej tak nie eksponować? Nie. A prezydent Białegostoku zrobił. Po ostatnich wyrokach NSA i SN nie szedłbym też po pomoc do sądu. Na pewno znajdzie się kruczek, który nie pozwoli nawet pochylić się nad wnioskiem o delegalizację ONR.
Takich przykładów lekceważenia zachodzących procesów mamy wiele. Podczas rozprawy poseł Joanny Scheuring-Wielgus (nota bene jednej z bardziej otwartych na zmiany) przeciw ks. Jackowi Międlarowi pod drzwiami sali sądowej zgromadziło się niemal 100 osób z różnych organizacji i ruchów antyfaszystowskich oraz oczywiście koledzy z Nowoczesnej. Na pierwszych rozprawach ObywateliRP, czy np. Jana Śpiewaka, nie było ani jednego posła, ani nawet asystenta posła. Na tych łączach solidarność działa też tylko w jedną stronę.
-
Zmiana nie leży w interesie partii opozycyjnych
Czy wyobrażacie sobie, że prominentny polityk, zasiadający w radzie ważnej fundacji, z maila dowiedział się, że już w niej nie zasiada? Biedak nie zorientował się, że wcześniej przez Sejm PiS przeprowadził cały pakiet ustaw, który pozwolił wysadzić stary zarząd w powietrze. Tu nie mówimy o odważnym wyjściu na ulice, czy solidarności wymagającej poświęcenia czasu. Tu chodzi o śledzenie procesu legislacyjnego, podstawowa robota, za która bierze się pieniądze.
Niestety politycy – również opozycji – śledzą jedynie obiektywy kamer i tak się ustawiają, by zawsze znaleźć się w ich oku, a przy tym nie ubrudzić garnituru. Ich nieporadność widzimy codziennie, gdy jakiś dziennikarz dociśnie ich pytaniem lub na wiecach, kiedy ze sceny próbują porwać tłum drętwymi mowami. Efekt jest taki, że na większości demonstracji organizatorzy proszą: „no logo” albo wręcz piszą tak, jak animator protestu w Poznaniu: „Słyszałem, że ma być u nas Ryszard Petru. Zapraszamy, ale na widownię, by zapisywać głosy poznaniaków”.
W świecie polityki o prawdziwej zmianie nadal nie ma mowy. Nie leży ona bowiem w interesie liderów partii opozycyjnych ani w interesie zdecydowanej większości posłów, których główną ambicją jest trzymać się sejmowego stołka. Zmiana nie mieści się w ich głowach, bo wymagałaby przepracowania paradygmatu działania, wyjścia ze schematów, w jakich tkwią od lat, tak w sferze zasad uprawiania polityki, jak i języka. Być może poświęcenia kariery dla dobra Ojczyzny, a na pewno poświęcenia swojego ego. Bo przecież bez wyciągnięcia ręki do zgody, przynajmniej do części elektoratu PiS i bez szczerego uderzenia się we własne piersi, nie ma szans na zwycięstwo.
Posłowie, inaczej niż opozycja pozaparlamentarna, cały czas uważają, że to nie jest walka o życie, o kraj, a jedynie gra. Są tacy, co mimo ambicji stoją w cieniu licząc na osłabienie konkurentów we własnym obozie. Inni mówią o tym, że ich projekt kariery jest długoletni, więc nie spalą go dziś na niepewnej barykadzie. Timing to wg. nich liczy się w polityce, trzeba wiedzieć, kiedy z cienia wyjść. W normalnych czasach to można nazwać rozwagą, przebiegłością, sprytem. Dziś to zdrada tych, którzy walczą. Politycy opozycji myślą, że grają w szachy. A PiS z nimi nawet w warcaby nie gra, tylko w dupniaka.
Chęci na radykalne zmiany nie widać też u promowanych przez media politycznych analityków. Oni nie wychodzą poza rozkładanie na części sondaży, odwoływanie się do przykładów zza granicy i opisywanie tego, co się u nas dzieje, jako modelu: orbanowskiego, erdoganowskiego, putinowskiego, mieszanego. Być może poprawność polityczna nie pozwala im wziąć korekty na to, że Polska wymyka się jakiejkolwiek racjonalności, co widać było podczas słynnych 17 sekund Jarosława Kaczyńskiego na sejmowej trybunie, podczas eksperymentów parówkowych komisji smoleńskiej lub gdy intronizowano Chrystusa na króla Polski i gdy patrzy się na min. Szyszkę lub poseł Pawłowicz.
Oczekiwanie wzrostu popularności partii Razem, która całkiem osobno idzie ku zagładzie, czy postulat zastąpienia starych liderów młodymi. Na tyle ich stać. Wierzą, że prosta zmiana pokoleniowa może odmienić sytuację. Tymczasem, abstrahując od tego, że zarówno Grzegorz Schetyna jak i Ryszard Petru trzymają się władzy jak pijany płotu i tych sztachet nie puszczą, to na takie soft korekty jest już za późno.
Popatrzcie z jakim trudem w wielu analizach skrywana jest wyższość wobec pozaparlamentarnej opozycji, jak powierzchownie analizuje się rozgrzany do czerwoności Internet i jak bardzo próbuje wsadzić wszystko w stare schematy.
-
Arytmetyka sejmowa zamiast wartości
Analizy dotyczące udziału młodych, języka nowych ruchów, roli kobiet, relacji partie – ruchy pozaparlamentarne nie dotykają istoty rzeczy, czyli nie tylko wściekłości na klasę polityczną, ale też przekonania wśród ulicznej opozycji, że to jest właśnie punkt zwrotny. Słyszę to w grupach prawników (by im nie utrudnić życia nie wymienię), którzy z jednej strony totalnie nie akceptują sposobu i kierunku zmian proponowanych przez PiS, zawstydza ich nieuctwo Zbigniewa Ziobry czy Julii Przyłębskiej. Ale, jak z rękawa sypią przykładami sędziowskiej bezduszności, orzeczeń – nawet SN – skandalicznych z punktu widzenia prawniczej wiedzy, czy uciekających w formalizm, by odsunąć sprawę. To też zarzucił wtorkowemu wyrokowi SN w sprawie Kamińskiego prof. Marcin Matczak, który nota bene wyrasta na głównego popularyzatora prawa i lidera ruchu odnowy.
Jeszcze mocniejszym przykładem jest to, co wydarzyło się podczas spotkania pozaparlamentarnych ruchów opozycyjnych organizowanego przez Strajk Kobiet. Zgłoszono pięć tematów, z których miano wybrać trzy. W propozycjach temat kobiecy był spychany na plan dalszy, ale Marta Lempart stwierdziła kategorycznie: albo włączymy tematykę kobiecą, albo panie wychodzą. I choć wrzucanie teraz na agendę sprawy obowiązkowych odmian męskich i żeńskich w oficjalnym języku wydało się wielu zgromadzonym kuriozalne, wszyscy rozumieli, że dla kobiet jest to ten właśnie moment, by załatwić przez tyle lat odkładane sprawy. Nie było sprzeciwu.
Media, szczególnie te tradycyjne, też nie są obecne tam, gdzie dzieje się historia. Proszę przeczytać relację w największych gazetach z wspominanego już tu wtorkowego marszu ONR. Dziennikarka jednej z nich nie była zainteresowana dowiedzeniem się przeciw czemu protestuje grupa ludzi otoczona przez kordony policji i zasłonięta autami przed wzrokiem ONR-owców. Zobaczyła kilkanaście osób, transparent z logiem mniej uważanej w redakcji organizacji i wrzuciła do szufladki mało ważne. To efekt myślenia typową arytmetyką sejmową, a nie wartościami.
O tym, że to miejsce nosiło nazwę Reduty Przyzwoitości, że wśród protestujących – mimo potwornego upału – byli powstańcy, że wykładowca akademicki Rafał R. Suszek, w porywając sposób starał się opisać problem ponownej faszyzacji życia, tego wszystkiego czytelnik się nie dowiedział.
-
Wyjdźmy na ulice
A szerzej. Od miesięcy w Internecie toczą się gorące dyskusje polityczne, czasem bardzo profesjonalne, czasem bliżej karczemnych awantur, ale zawsze o coś. Jednymi z najbardziej płodnych i najbardziej inspirujących autorów są Kuba Bierzyński, Andrzej Saramonowicz, Paweł Kasprzak, Paweł Śpiewak, Galopujący Major. Głos zabierają młodzi influencerzy wcześniej nie piszący o polityce. Wiele można się dowiedzieć z wpisów Kajetana Wróblewskiego czy Tamary Olszewskiej. Czy któraś z gazet lub tygodników zaproponowała im miejsce na felieton, cytowała obszernie w artykułach? Nie widziałem.
Widzę natomiast brak analizy i nie wychodzenie poza obrazki i portreciki pokazujące pojedyncze, czasem przypadkowe osoby. Tymczasem według mego osądu dziś miejsce i czas antenowy poświęcony stronie parlamentarnej i pozaparlamentarnej opozycji powinien się prawie równać. Demokracja rozwija się bowiem w drugim z tych obszarów, w pierwszym umiera.
Dlaczego, media mówią o tym półgębkiem? Bo radykalna zmiana nie jest również w ich interesie. Przepadłyby budowane przez lata kontakty, trzeba by od nowa męczyć się na korytarzach sejmowych czy w przedsionkach siedzib organizacji i partii. Stracić dziesiątki godzin, by zrozumieć, co mają w głowie ci nowi, inni. Odsiewać wariatów i karierowiczów od autentycznych liderów, ludowych trybunów. Ile nietrafnych analiz by powstało. Trzeba by też ustąpić trochę miejsca w lożach prasowych, śniadaniach politycznych, wyjść z utartego schematu rozmowy. Oczywiście są wśród dziennikarzy wyjątki, ale mógłbym je policzyć na palcach jednej ręki i dlatego nie wymienię ich nazwisk, by im nie szkodzić.
Wszystkim wyżej wymienionym grupom, tak naprawdę marzy się tylko lifting, i bardzo boją się tego, by samych siebie zapytać jak miałby być głęboki. Pewnie już nie tak delikatny o jakim rok temu jeszcze myśleli, ale na pewno nie taki jaki próbują wykrzyczeć na ulicach i wypracować na licznych spotkaniach, nieporadne – na razie – komitety, stowarzyszenia, zespoły i grupy. Wiem to, bo sam byłem długo z drugiej strony.
A jeśli posądzanie o lenistwo lub złą intencję jest krzywdzące, to oznacza, że pędząca historia nie poddaje się ich opisowi z powodu braku warsztatu, schematyzmu myślenia, zbyt krótkiego czasu jaki minął od początku ostrych protestów.
Jeśli tak, to większość tego pisania jest psu na budę. Wyjdźmy więc na ulicę, będzie sensowniej. Tam dzieje się historia.
Wojciech Fusek
Tekst publikowany był na portalu Polityka.pl
fot. Katarzyna Pierzchała
Dziękuję! Nareszcie budzą się w mojej świadomości dawno uśpione echa politycznych manifestacji mojej młodości. Tekst jest tak naszpikowany ważnymi przemyśleniami, że trudno wybrać tylko jedno zdanie jako to najważniejsze, jako to, które ma obudzić zainteresowanie felietonem autora. „Liderom” partii parlamentarnych trudno jest przeanalizować własną, aktualną filozofię. Tu nawet podał autor powody tej bierności! Dlatego wybrałam to zdanie „Tymczasem według mego osądu dziś miejsce i czas antenowy poświęcony stronie parlamentarnej i pozaparlamentarnej opozycji powinien się prawie równać. Demokracja rozwija się bowiem w drugim z tych obszarów, w pierwszym umiera.” Jestem z Wami. Pozdrawiam.
Dziekuje Wojtku.
Trafna analiza, celny opis klasy próżniaczej. Jedynie nie zgadzam sie z uważaniem „wyjścia na ulicę” za arcyważne działanie. Ponad półtora roku pokazały, ze setki protestów praktycznie nic nie dały. Nawet veto PADa to wynik wielu czynników a nie tylko ulicznych wiecy. Potwierdzaja to rówmnież sądaże opinii publicznej i wciaz wysokie poparcie dla PiSu. Wiec raz – trzeba demonstrować przed siedzibami opozycyjnych partii politycznych aby zmusić wewnetrzne reformy (kadrowe jak i zdemokratyzowanie się partii), dwa – szeroko prowadzić pracę u podstaw (co z trudem przychodzi większości Koderom). A manifestacje antypisowskie odpuścić sobie – czekać na korzystne warunki stan wrzenia w społeczeństwie
To prawda, ze zadna z glownych stron sceny polityczznej nie chce sie zmienic. W przypadku PiS to poniekad oczywiste – ida na starcie przeciwko panstwu demokratycznemu w kierunku autokracji, budujac swoja przewage polityczna na najnizszych uczuciach obywateli przeciw obywatelom – na zawisci bo ktos bogatszy zatem zlodziej, lepiej wyksztalcony znaczy arogant, wyksztalciuch. To jakby rewolucja przeciw wszystkim, ktorym dzieki swoim staraniom – po prostu sie udalo godnie zyc. Zgadzam sie, ze poprzednia wladza zapomniala o roli panstwa w zakresie opieki nad wszystkimi obywatelami – stawiajac na rozwoj i przedsiebiorczosc sprzyjala ludziom energicznym, nie troszczac sie zupelnie o tych, ktorzy sobie nie radza. Teraz jednak zupelnie sie nie zmienia, nadal nie widzi i nie pokazuje swojej troski dla tych obywateli. W tym wszystkim najbardziej obie partie skupiaja sie na zarzadzaniu konfliktem. Wyraznie widac, ze nikomu nie jest potrzebne spoleczenstwo obywatelskie, ludzi, ktorzy wiedza co i dlaczego w Panstwie sie dzieje. Nikt, a przede wszystkim IV wladza, nie stara sie prostym jezykiem wytlumaczyc ludziom co gdzie i dlaczego? Zarzadzanie kryzysem i eskalowanie kryzysu jest nasza codziennoscia polityczna a nie czlowiek i obywatel.
Wtsyd mi…za cały ten świat. Pierwsze – szacunek dla autora tekstu. Nie będę kadzić i roztkliwiać się nad słusznymi słowami. Cały tekst jest słuszny. Bolesna najbardziej dla mnie jest wiara liderów opozycyjnych, że samo przejdzie jak grypa i da się na tym coś ugrać. Jeśli chodzi o czas antenowy dla opozycji pozaparlamentarnej to tą rolę spełniają programy typu państwo w państwie, magazyn reporterów itp. Myślę, że o wiele lepiej spełniają swoją rolę, aniżeli mieliby pokazać gadającą głowę szlachetnych postulatów. Nieprawdaż?
Z drugiej strony nie ma co straszyć i podkręcać panikę. Trzeba działać. I niestety trzeba zarejestrować partię Akcja Demokracja – nazwa jest tak dosłowna, że tylko działać. Nie znam natomiast tych ludzi, nie wiem kim są. Te wypowiedzi w mediach, które widziałam nie porywają. Wiem, że kiedy zaczyna się budowanie struktur jest chaos i kłótnie. Ale może gdyby „zmusić” wszystkie zainteresowane grupy pozarządowe we wszystkich regionach do wysunięcia swoich kandydatów, stworzenia list. I z drugiej strony przekształcenie postulatów w projekty ustaw. Bardzo podstawowe postulaty, szukanie punktów stycznych. Wciągnąć można w to sprawdzonych samorządowców – Biedroń, Tyszkiewicz z pewnością w regionach jest więcej znanych nazwisk. Podkręcić o ludzi, którzy są sprawdzeni w działalności pozarządowej. I deklarację, że TO właśnie wprowadzimy, a potem możemy się pokłócić. Działać trzeba teraz. Ulotki o tym co robi PIS i o akcjach można do wydrukowania rzucać przez internet tak jak z sądami.
Jestem fanką Pawła Kasprzaka. Zgadzam się, że trzeba wymuszać na władzy takiej jaka jest swoje wolności i prawa. Ale skoro wiemy, że to nie jest grypa, to trzeba wejść w to szambo. Kiedy jak nie teraz?
A jeżeli chodzi o kontrmanifestację. Myślę, że cel został osiągnięty. Władza się zabarykadowała. A jedną z życiowych prawd odnośnie nienawiści czy innych emocji, których nie chcemy – przestać karmić, a samo zdechnie. Czas przestać karmić.
Jeszcze napiszę, po raz enty… Większość ludzi, których znam ma w nosie politykę tak długo, jak długo nie odbiera im własnych przywilejów. Rolnicy są wzorcowym tego przykładem. Jesteśmy społeczeństwem niestety, który widzi na długość swojego nosa i własnych partykularnych interesów. Jako społeczeństwo jesteśmy tragiczne. Zawistny egalitaryzm to mało powiedziane. Wznosimy kargulowo – pawlakowe modlitwy aby sąsiadowi zdechła krowa. Czujemy się lepiej jak ktoś ma gorzej. To jest największy społeczny problem Polaków. Bogaty – to wiadomo – złodziej. Nauczyciele gimnazjów są wywalani – cieszą się nauczyciele podstawówek, że na tym skorzystają itp itd…
Stefan Chwin, Prozaik i eseista, w felietonie w Polityce napisał, ze to nie żaden PiS jest problemem Polski ale to, że niemal każdą decyzje PiS popiera – jak pokazują sondaże – jakieś 6 mln ludzi, którzy sprawili, że PiS wygrał w powszechnych wyborach.
Trudno sobie wyobrazić, by nagle na ulice spontanicznie wyszły dziesiątki tysięcy ludzi tak jak to było przy okazji umowy ACTA, „Czarnych Marszów” kobiet, czy pierwszych demonstracji Komitetu Obrony Demokracji. „To nie jest tak, że Jarosław Kaczyński przestraszy się, jak na ulice wyjdzie milion osób” – Prof. Czapiński mówi, że on nie przestraszy się. I chyba coraz więcej z nas tak sądzi. A nawet gdyby na ulice wyszło parę setek tysięcy koderów. Znowu manifestacje w gronie koderów? fajnie. Ale czy choć jeden pisior sie nawróci, jeden obojętny krzywo spojrzy na PiS? ludzie opozycji, potrzebna jest praca u podstaw, powszechna i systematyczna, nie fireworki. Wiece i marsze muszą być rzadkie i ograniczone tylko do wydarzeń mega poruszających dużą część społeczeństwa.
— Pomysł na podgryzanie PiSu jest zawsze taki sam – „iść” miedzy ludzi, miękkich pisiorów, labilnych politycznie wyborców, z rozmowami face to face, ulotkami z odpowiednią „ludową” narracją”, kompromitować PiS, stymulować obciach PiSu – rzucać przykładami kolesiostwa, apanaży, gigantycznych zarobków, nieudolności, nie realizowania obietnic wyborczych, szyderczych podwyżek dla emerytów, postępujących podwyżek detalicznych, itp., uderzać szyderstwem i wyśmiewaniem (happeningi; reaktywacja PGRy – wspaniały temat na happening), wspieraniem protestów innych grup społecznych (Puszcza, ratownicy medyczni, wkrótce pielęgniarki). + inne realnie efektywne działania (choć małoskalowe i mało spektakularne ale skuteczne w dłuższym horyzoncie czasowym). Kluczowe powinny być uliczne punkty informacyjne, nie raz na kwartał, ale jak najczęstsze, w tym wyjazdy do miast gdzie dawno nie widziano zorganizowanych niezadowolonych (jak np. Gniezno, 60.000 miasto) lub go nigdy nie było.Punkty informacyjne jak robi KODu ale nie takie anno domini 2016r, ale dynamiczne, z nagłośnieniem, narracją dla ludu, ulotkami, koderami krążącymi wśród przechodniów i wdawającymi się w rozmowy, transparenty kartonowe i mobilne. Czasem obok Punktu może być performance czy flashmob., Zawsze warte przygotowania są: kolportowanie ulotek, plakatów, nalepek … tyle, że przygotowanych na percepocje przeciętnego cżłowieka, z przykładami patologii pisowskich a nie górnolotnymi hasłami.