Wrocław. Proces ośmiorga (czy może policji?)

Podczas rozpoczętego właśnie procesu o zablokowanie w ubiegłym roku wrocławskiego Marszu Wielkiej Polski można było dowiedzieć się wiele o metodach pracy policji RP i mentalności funkcjonariuszy
 
Na ławie obwinionych (bo zarzuty dotyczą naruszenia kodeksu wykroczeń) załsiado sześciu uczestników ruchu Obywatele RP (Dagmara Drozd, Małgorzata Farynowska, Bartosz Gawroński, Patryk Iwanicki, Włodzimierz Komisarczyk i Jacek Zabokrzycki) oraz Anna Kowalczyk-Derlęga i Marta Lempart z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet.

Policyjny oskarżyciel zarzuca im, że 11 listopada ub. roku przeszkodzili w przebiegu niezakazanego zgromadzenia Marszu Niepodległości (w rzeczywistości organizatorzy nagłaśniali go jako Marsz Wielkiej Polski) – a przez to naruszyli art. 52 par 2 pkt. 1 kodeksu wykroczeń.

Nikt z obwinionych nie przyznał się do winy. Trzech z nich złożyło jednak oświadczenia, tłumacząc motywy, którymi kierowali się stając na drodze skrajnych narodowców.

Patryk Iwanicki mówił o niezgodzie na zawłaszczanie narodowego święta przez ludzi przypominających zachowaniem, symboliką i głoszonymi hasłami uczestników faszystowskich marszy lat 30. ubiegłego wieku w Niemczech i Włoszech. Bartosz Gawroński dodał, że chciał zaprotestować, bo organizatorzy zapowiadali pokojowy marsz i zapraszali nań rodziny z dziećmi, a tymczasem pojawiły się hasła nienawiści wobec ludzi innych przekonań i narodowości – on zaś, jako niepełnosprawny wie, co to znaczy wykluczenie. Jacek Zabokrzycki mówił, że próbował zasygnalizować problem, jakim jest pojawianie się na polskich ulicach faszyzmu – a zwłaszcza to, że nie reaguje na to policja.

Przesłuchanie policjantów odpowiedzialnych za zabezpieczenie manifestacji zdominowało rozprawę. Zwłaszcza, że przyniosło ono wiele informacji o pracy policji. Oto kilka z nich (jest ich tak wiele, że zasługują na osobne omówienie).

Roman Bojdoł, komendant komisariatu Wrocław Stare Miasto, odpowiadający za przestrzeganie prawa podczas Marszu Wielkiej Polski, stwierdził na przykład, przed sądem:

– „Śmierć wrogom ojczyzny” to dla mnie hasło patriotyczne.
– Owszem, powiadomiłem organizatorów marszu o zakazie używanie środków pirotechnicznych i mowy nienawiści, ale choć potem odpalane zostały race, to nie interweniowaliśmy ze względu na ilość uczestników manifestacji (wszystkie takie zdarzenia były jednak dokumentowane i wobec trzech ustalonych osób skierowane zostały później wnioski o ukaranie).
– Blokujący nie byli agresywni i nie używali słów obelżywych, to wobec blokujących marsz padały wulgaryzmy, co oczywiście było naruszaniem prawa.
– Gdybyśmy nie usunęli blokujących to doszłoby do zamieszek… więc ich usunęliśmy.
– Zgłoszeń od osób trzecich, że blokujący zakłócali przebiegu marszu nie było – czynności procesowe o naruszenie prawa podjęliśmy z urzędu.
– Legitymowaliśmy blokujących, a nie agresywnych uczestników marszu, bo marsz był legalny, a blokada niezgłoszona; ponadto zdecydowały względy taktyczne – legitymowanie uczestników marszu groziło zakłóceniem porządku.
– Funkcjonariusze operacyjni w cywilu, którzy mieli zabezpieczać marsz, nie informowali mnie o racach, piciu alkoholu przez uczestników.
 

 
Przesłuchiwani policjanci operacyjni (dwóch) zeznali m.in.:

– Wszyscy widzieli, także przełożeni, że uczestnicy Marszu odpalają race.
– Na odpalanie rac nie reagowałem, bo nie miałem takiego polecenia.
– Nie przypominam sobie, czy na odprawie przed 11 listopada mówiono, by reagować na treści faszystowskie.

PS. Podczas pierwszej rozprawy nie udało się uzyskać odpowiedzi na pytanie mec. Miłosza Śliwińskiego, czy w policji obowiązuje jakaś odgórna instrukcja, nakazująca funkcjonariuszom legitymowanie wyłącznie kontrdemonstrantów i uczestników ruchu Obywatele RP.

Krzysztof Burnetko

Oświadczenie, które w sądzie złożył Patryk Iwanicki

Wysoki sądzie,

Chciałbym, by obchodzony 11 listopada Dzień Niepodległości był dniem łączącym wszystkich Polaków, bez względu na poglądy polityczne, wyznanie lub bezwyznaniowość, czy tło etniczne. Niestety, od kilku lat obserwuję próby zawłaszczania tego szczególnego święta przez środowiska skrajnie nacjonalistyczne. Grupy te są w dużej mierze skupione w ramach i wokół Obozu Narodowo-Radykalnego, organizacji odwołującej się wprost do swego jawnie faszystowskiego, przedwojennego odpowiednika, oraz bliskiej mu ideologicznie Młodzieży Wszechpolskiej. We Wrocławiu szczególnie aktywne są jeszcze bardziej fanatyczne Narodowe Odrodzenie Polski oraz stowarzyszenie Wielka Polska Niepodległa, prowadzone przez suspendowanego księdza katolickiego Jacka Międlara. Pod przykrywką „patriotycznych” obchodów prezentowane są pełne nienawiści hasła rasistowskie, ksenofobiczne, homofobiczne, antysemickie, islamofobiczne. Skandowane są nawoływania do przemocy, takie jak „a na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści”, „śmierć wrogom ojczyzny” czy „raz sierpem raz młotem czerwoną hołotę”. Wielokrotnie słyszałem takie hasła na ulicach Wrocławia, niejednokrotnie kierowane były w stronę moją i osób mi towarzyszących, tylko dlatego, że otwarcie prezentowaliśmy nasz sprzeciw wobec nacjonalizmu. Uczestnicy tak zwanych „patriotycznych” zgromadzeń masowo używają rac i pochodni, co w połączeniu z quasi-mundurowym ubiorem nasuwa mi skojarzenia z marszami narodowych socjalistów w Niemczech lat 30. XX w.

Co najbardziej przerażające, nacjonaliści i neofaszyści otoczeni są państwowym parasolem ochronnym. Policja każdorazowo udaje, że nie widzi morza rac i pochodni oraz związanego z nimi zagrożenia dla osób postronnych, nie słyszy rzucanych petard, których samo posiadanie przez uczestników demonstracji łamie Ustawę o zgromadzeniach – zarówno w jej obecnej, niekonstytucyjnej wersji, jak i w wersji sprzed ostatniej, bezprawnej nowelizacji. Policja nie widzi i nie słyszy również nienawistnych, wulgarnych haseł. Nie jest dla funkcjonariuszy przestępstwem prezentowanie krzyża celtyckiego, będącego oczywistym substytutem swastyki, czy wezwania do stosowania przemocy. Prokuratura okazuje się nieraz zaskakująco pobłażliwa dla sprawców ewidentnych przestępstw z nienawiści. Jest to szczególnie szokujące w sytuacji, gdy liczba takich przestępstw w Polsce od paru lat rośnie. W sprawie Piotra Rybaka, który na wrocławskim rynku spalił kukłę przedstawiającą Żyda, wnioskowała o obniżenie wymierzonej przez sąd kary. W sprawie Jacka Międlara, nawołującego do nienawiści wobec Żydów i Ukraińców, wycofała akt oskarżenia. Politycy rządzącej partii Prawo i Sprawiedliwość mówią o faszystach w ciepłych słowach – a przynajmniej było tak do niedawna, tzn. do czasu emisji głośnego reportażu TVN24 o polskich neonazistach. Z mojej perspektywy ani władza ustawodawcza, ani wykonawcza, ani organy ścigania nie robią nic, by powstrzymywać szerzenie nienawiści i propagowanie faszyzmu. Dopiero pod silną medialną presją podejmowane są drobne, w zasadzie symboliczne kroki. Więcej, posługując się organami ścigania rządząca partia daje nacjonalistom przyzwolenie na takie haniebne, przestępcze praktyki.
 

 
Przedstawiciele samorządów, zasłaniając się względami bezpieczeństwa, a w mojej ocenie kierując się tchórzostwem, lenistwem i „świętym spokojem”, nie rozwiązują zgromadzeń, których uczestnicy jawnie popełniają przestępstwa i wykroczenia, w tym dopuszczają się przemocy. Ofiarami tejże przemocy my, obwinieni i obwinione, padliśmy 11 listopada 2017 r. w centrum naszego miasta. Nie jest to dla mnie pierwsza taka sytuacja – 1 sierpnia ubiegłego roku zostałem opluty w trakcie organizowanych przez środowiska nacjonalistyczne i kibicowskie obchodów rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego.

Uważam, że jeżeli my, jako obywatele i obywatelki, nie przeciwstawimy się sami fali nacjonalistycznej i faszystowskiej nienawiści – w sposób, jak zawsze, całkowicie pokojowy, pozbawiony jakiejkolwiek przemocy – to nikt tego za nas nie zrobi. Na pewno nie zrobi tego Państwo Polskie, którego jedynym elementem zasługującym na zaufanie pozostało sądownictwo.

Aby obywatelski protest miał sens, musi mieć odbyć się we właściwym miejscu i o właściwym czasie. Protestować trzeba dokładnie tam, gdzie dzieje się zło. W przypadku Wrocławia zło działo się na ulicach 11 listopada ubiegłego roku. Marsz Wielkiej Polski Niepodległej, promowany i prowadzony przez skrajnego nacjonalistę i obsesyjnego antysemitę, Jacka Międlara, oraz prawomocnie skazanego przestępcę Piotra Rybaka, był hańbą dla naszego miasta. Niestety, jego przebieg nie mógł być zaskoczeniem. 11 listopada 2016 roku na wrocławskim rynku, gdzie zakończył się „Marsz Patriotów”, na którego czele niesiony był m.in. odrażający transparent „śmierć wrogom Ojczyzny”, Międlar zdefiniował wyraźnie tychże wrogów – podżegał on do nienawiści i przemocy wobec Ukraińców, Żydów i osób o lewicowych poglądach. Z kolei na zakończenie ubiegłorocznego marszu powiedział m.in.: „to że synagogi stoją na naszej polskiej ziemi, a żydzi i Rafał Dutkiewicz mogą w nich się upajać talmudyczną nienawiścią, to wyraz naszej wyjątkowej tolerancji graniczącej z brakiem roztropności”. Towarzysz Międlara, Rybak, na bramie swojej posesji wywiesił transparent o treści „zakaz wstępu żydom, komuchom oraz wszystkim złodziejom i zdrajcom Polski”. W listopadzie 2017 r. nazwał żonę Prezydenta RP „Żydówą”. Obaj panowie w październiku 2017. na dziedzińcu wrocławskiej synagogi, w której akurat odbywały się uroczystości świąteczne, nagrali ohydny filmik, w którym fantazjowali o zamykaniu w więzieniach „Żydów i lewaków”. W trakcie ubiegłorocznego marszu obaj mężczyźni szczuli jego uczestników na naszą grupę, a przestępca Rybak dodatkowo podszedł do nas, by wulgarnie zelżyć naszą koleżankę.

Międlar i Rybak są zagorzałymi nacjonalistami. Nacjonalizm jest ze swej natury wykluczający, promuje etniczne postrzeganie narodowości, wiąże się często z nietolerancją dla wszelkich mniejszości. Nacjonalizm w formie najbardziej skrajnej, nienawistnej, wskazujący wprost „wrogów”, propagujący przemoc, nawołujący do mordowania dowolnie zdefiniowanych przeciwników, celowo przyjmujący estetykę totalitarnych rządów Niemiec czy Włoch lat 30. XX w., np. przez niesienie pochodni, jest po prostu faszyzmem. Marsz prowadzony przez Międlara i Rybaka był więc jawnie faszystowski. Propagowanie tej zbrodniczej ideologii jest w Polsce przestępstwem łamiącym wprost Konstytucję oraz potworną zniewagą wobec milionów ofiar niemieckiego nazistowskiego totalitaryzmu.

W związku z powyższym, w moim odczuciu mieliśmy nie tylko prawo, ale wręcz moralny i obywatelski obowiązek być tam, na skrzyżowaniu Świdnickiej i Kazimierza Wielkiego, by w sposób wyrazisty zaprotestować przeciwko propagowaniu nienawiści. Oczywiste jest dla mnie, że naszym protestem nie zakłóciliśmy przebiegu tego niezakazanego, lecz odrażającego zgromadzenia, prowadzonego przez znanych głosicieli antysemickich, antyukraińskich, faszystowskich treści. Bzdurą jest twierdzenie funkcjonariuszy z komisariatu na Trzemeskiej, jakoby grupa kilkunastu całkowicie pokojowo usposobionych osób mogła zakłócić przemarsz dwóch tysięcy ludzi, z których znaczną część stanowili silni, agresywni mężczyźni. Porażką i wielki wstydem dla władz Wrocławia jest fakt, iż marsz ten nie został rozwiązany, choćby z powodu masowego użycia przez zgromadzonych środków pirotechnicznych – już od jego startu uczestnicy nieśli race, a odpalane petardy słychać było wyraźnie z odległości kilkuset metrów.

Nie popełniłem wykroczenia. Jestem przekonany, iż moja postawa była wręcz społecznie pożyteczna, gdyż społecznie pożyteczny jest zdecydowany, lecz całkowicie pozbawiony przemocy opór wobec mającego faszystowski charakter szerzenia nienawiści.

Patryk Iwanicki, maj 2018 r.

2 komentarze do “Wrocław. Proces ośmiorga (czy może policji?)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *