Wehikuł czasu Beresia. ARTYŚCI DO PIÓR

Rok 476, starożytny Rzym. Tuż za wzgórzem wznoszą się dymy, barbarzyńcy palą, gwałcą, cenzurują, mordują w więzieniach i prowadzą procesy polityczne, a w schludnym, zabytkowym przybytku humaniści i ludzie teatru prowadzą debatę nad stanem kultury

Zgadzają się, że barbarzyńcy, owszem, to prostactwo, ale za to wykwintnie podkreślają, że bez obrzydzenia nie mogą sięgać po Gazetę, która z barbarzyńcami walczy. Żalą się, że po ich, cywilizowanej stronie, są również tacy, którzy nie chcą z barbarzyńcami prowadzić dialogu. No i przypominają, że poprzedni cesarz Tusk nie tylko nie chadzał do teatru, ale ministrem kultury zrobił swego ulubionego konia.

*

Takie obrazki wisiały w powietrzu podczas krakowskiej debaty z udziałem twórców („Narodowe strzelanie do kultury”). Każdy z dyskutantów to – bez żadnych dwuznaczności – ogromne nazwisko w polskiej kulturze. Michał Zadara i Bartosz Szydłowski (reżyserzy teatralni), Tomasz Kireńczuk (menadżer kultury), Joanna Kos-Krauze (twórca filmowy), Jacek Wakar (krytyk), Janusz Opryński (Teatr Provisorium).

A jednak bezradność bijąca z ich analiz życia społecznego uświadamia, że trudno liczyć na zwycięstwo z PiSlandem, jeśli przywódcy ducha nie rozumieją problemu. Ze zdziwieniem konstatowano na przykład, że władza deklarująca się jako konserwatywna nie ma program pozytywnego, że tylko niszczy (1). Albo, że trzeba było (my, demokraci) prawnie zabezpieczyć zdobycze kultury (2). Albo że kultura polityki nie potrzebuje i wystarczy, żeby polityka się od niej odpieprzyła (3). Albo, że trudno nie pochylić głowy przed determinacją i wiarą w swe poglądy – choćby się z nimi nie zgadzało – gdy tłum klęczy i modli się pod teatrem z różańcem w proteście przeciwko spektaklowi (4). Albo – że może za mało dopuszczano prawicowej kultury w czasach minionych (5).


Podoba Ci się? Udostępnij!

[apss_share]


*

Trudno się nie dziwić zdziwieniu.
1) Kto uwierzył, że władza chce prawicowych wzorców? Że całe Dziady wystawione na sposób szkolnej akademii na poligonie Obrony Terytorialnej to marzenie Antoniego Macierewicza? Czy nie widać, że jeśli władza czegoś chce, to na pewno kultury BEZ DOTYCHCZASOWYCH twórców? BEZ TRUDNYCH PYTAŃ i BEZ WĄTPLIWOŚCI? A jedyny program pozytywny to kultura dla Mrożkowego Edka – jesteśmy silni, zwarci i gotowi, a pedałom nie oddamy ani guzika?

2) Jeśli bandyta wyskakuje zza rogu i wali cię pałką po głowie, a policjant odwraca oczy, to nie ma systemu prawnego, który by cię ochronił. Marzenia o odwoływaniu się do standardów (bo ich nie dochowano odwołując Magdę Srokę z szefostwa PISF), gdy sądy pod nieobecność obywateli skazują ich za to, że szli obok protestu – brzmią jak monolog kabaretowy Kobuszewskiego „Wężykiem Jasiu…”

3) Kultura w kraju europejskim średniej wielkości nie da sobie rady bez państwa – nie ma co się oszukiwać. I jeśli ktoś słusznie narzeka na to, że poprzednie ekipy nie dość to rozumiały (choć już powinno się o tym przestać miauczeć), to co powiedzieć o tej ekipie? Owszem, Gliński do teatru chodzi, ale może lepiej, żeby nie chadzał i nie rozpieprzył Teatru Polskiego we Wrocławiu? Może i koń był ministrem u Tuska, ale nie pluł na to, w co wierzymy. Nie obrażał za to, co mówimy. I nie wtryniał łba w to, co piszemy.

4) Szacunek dla myślących inaczej musi mieć granice. Mnóstwo ludzi klękało pod domem Lecha Kaczyńskiego, bo widziało na szybie a to Matkę Boską, a to eks-prezydenta. Czy mamy się nad tym pochylić ze zrozumieniem, czy też zalecić umycie okien? O jakim dialogu mówimy? Zresztą: kiedy rządzili liberałowie, w mediach publicznych pojawiali się prawicowcy, mieli nawet swoje programy. Kto dziś zobaczy niepolitycznych przeciwników, choćby gościnnie, w mediach PiSlandu?

5) A jakiej to prawicowej kultury brakowało w minionych latach? Nie dość promowane były powieści Wildsteina i poezje Wencla? Teraz są. I co, tak są wartościowe, że świat kultury zachodniej aż jęczy, by je posiąść i przeczytać? Może film, bo to przykład łatwiejszy? Chętni mogą już zobaczyć projekty poprzednio odrzucane: „Smoleńsk” i „Historię Roja”. Polecałbym jednak zamówienie od razu po projekcji wizyty u lekarza, gdyż widz rwać włosy będzie.
Nie mówię, że nie ma knotów po stronie umownie zwanej liberalną. Sęk w tym, że PiSlandowi kultura jest potrzebna tylko jako propagandowy pas transmisyjny ułatwiający pranie mózgów.

*
Na koniec, w dużym skrócie: Jarosław Kaczyński ma jeden, jedyny projekt, który wciela konsekwentnie w życie. To przeoranie społeczeństwa i budowa nowego obywatela. Przyczyny – czy to pokręcona psyche Wodza, czy przemyślany, cyniczny plan – mnie nie interesują.

Bo nowy obywatel ma być katolickim fundamentalistą (trzeba się uśmiechnąć do Kościoła), ortodoksyjnym syndykalistą (trzeba się uśmiechnąć do związków zawodowych), ma nie zadawać pytań, wierzyć w Wielką Polskę, armię, białą rasę, a z historii ma zniknąć Wałęsa, Michnik i Wajda. I taki jest najgłębszy sens przekonań Wodza.

Dlatego chcą zgnoić nas i nasz świat wartości. Może, jeśli ktoś trzy razy z rzędu, stanie z różańcem na granicach Ojczyzny umęczonej i opluje kolegów, to dadzą mu żyć. Ale tworzyć na dawną skalę – nie pozwolą nigdy.
Bo tworzenie to element wolności, a tę musisz zastawić w szatni za 500 plus.

*
Gdzie szukać nadziei?
Można w samorządzie. Nadchodząca, przyszłoroczna kampania samorządowa musi być bitwą między PiSlandem i anty PiSlandem. Na marginesie, lada chwila ukaże się moja i Krzysztofa Burnetki książka „Andrzej i Krystyna. Późne obowiązki”, gdzie Wajda przepowiada, że ostatnią nadzieją obrony kultury niepodległej będzie samorząd. Ale też trzeźwo pyta: – A co będzie, jeśli prawo zostanie zmienione tak, że wyniki wyborów zostaną wypaczone?
Dlatego, paradoksalnie, nadzieja jest w artystach i sztuce. Bo artysta (prawdziwy i skuteczny, przemawiający do odbiorców i budzący emocje) nigdy nie stworzy udanego dzieła na zamówienie dyktatora. OK, jest jeden wyjątek i to bardzo odległy w czasie – filmy Reni Riefenstahl dla Hitlera.

Co z tego wynika? Że, paradoksalnie, prawdziwi artyści dadzą radę sobie. I dadzą nam prawdziwe emocje. Bo inaczej nie potrafią.
Że przy okazji będzie im ciężej, że trzeba będzie żreć zupę z brukwi?
Trudno, tak mają dziś wszyscy, którzy kierują się wolnością. Lepiej pamiętać o tym, bo ktoś was kiedyś spyta: – Gdzie byłeś, jak łamano państwo prawa?

Witold Bereś

fot. Pixabay

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *