Warto przeczytać. Lilla wkurza i prowokuje
Liberałowie oswoili się już z niewątpliwą krzywdą, jaka ich spotyka z lewa i prawa i – jak na najbardziej odpowiedzialną grupę światopoglądową przystało – rozpoczynają głęboką analizę tego, co się na świecie wydarzyło w ostatnich latach. Czemu ten świat tak się chwieje, choć miał być stabilny
Trudno nie rozumieć rozżalenia powszechnie rozlewającego się wśród liberałów. Idee, które pchnęły świat o kilka długości w rozwoju, które pozwoliły – nietrafnie, to prawda – ale sformułować myśl o końcu historii, są totalnie krytykowane. Liberalizm, jak ranny lew, otoczony jest przez pomniejsze, czasem niezwykle agresywne drapieżniki, które atakują z lewa i prawa, bo poczuły krew i słabość dominatora.
Nie ma wątpliwości, że błędy musiały zostać popełnione, skoro dzieje się to, co dzieje. Ale bezpardonowy, bezrefleksyjny atak nie daje szansy na ciekawą i – przede wszystkim – twórczą dyskusję oraz naprawę tego, co nie zadziałało albo działać przestało. Tak więc w łonie liberalizmu musiała narodzić się krytyka i muszą zostać postawione diagnozy.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Uratować nas może tylko ktoś formatu Jacka Kuronia
Tych książek jest już kilka, od socjologicznego opisu prawej strony oraz opisu roli mediów społecznościowych: Arlie R. Hochschild „Obcy we własnym kraju”, czy „Elegia dla bidoków” J.D. Vance, przez prace samych liberałów dotyczące doktryny z inicjującym dyskusję „Końcem liberalizmu, jaki znamy” Marka Lilli (ale też Freda Zakarii „Nieliberalna demokracja”, Matthew d,Ancony „Postprawda”, po prace Polaków prof. Rafała Matyi i Jana Zelonki oraz Tomasza Sawczuka „Nowy Liberalizm”).
Jak napisała amerykańska politolożka Anne-Marie Slaughter: „Mark Lilla zdenerwuje wielu ludzi, ale w szczytnym celu”. Celem jest niewątpliwie odświeżenie doktryny, a denerwuje dlatego, że wbrew aksjomatycznemu sięganiu na lewo, gdy się chce coś zmienić, Lilla zwraca się ku prawej stronie, przyznając rację wielu konserwatywnym przekonaniom. Jest tak kontrowersyjny, że niektórzy zarzucają mu rasizm. Taki zarzut dla wielu osób powoduje, że wyłącza się myślenie, a włączają emocje. A szkoda, bo teza Lilli jest niezwykle ciekawa i dla nas, Polaków, jasno widzących odradzający się po prawej stronie prymitywny patriotyzm, bardzo prawdopodobna.
Lilla zarzuca liberałom skoncentrowanie się na emancypowaniu grup, czy wręcz jednostek, zapominając, że dziś nadal jeszcze żyjemy w świecie post państw narodowych, czy też państw skupiony wokół symboli, które łączą – flaga, hymn, królowa, król, wydarzenia z historii, wspólny wróg. To sprawiło, że liberałowie budując dobrobyt materialny dla zdecydowanej większości, nie zadbali o wspólnotę łączącą się wokół szerokiej idei. Walczyli o środowiska kobiece, kolorowych, LGTB itd., a nie myśleli o tym, co powinno spinać tych świeżo wyemancypowanych. To prowadzić miało – jego zdaniem – do rozpadu szerszych więzi na rzecz tych autonomicznych grup.
Paradoksalnie jednak ten rozpad się utrwalił i otorbił nowymi związkami. Zrodziła się potrzeba powrotu do źródeł, tak odrodził się nacjonalizm, który cały czas tkwił w lekkim tylko letargu. „Liberałowie abdykowali z walki o amerykańską wyobraźnię” – napisał Lilla.
Czy, gdy się to czyta, nie przychodzi do głowy „ciepła woda w kranie”? Mnie tak.
Wojciech Fusek
* Mark Lilla „Koniec liberalizmu jaki znamy. Requiem dla polityki tozsamości”. Przełożył: Łukasz Pawłowski, Cena: 29,99 zł.
[sc name=”newsletter” naglowek=” Bądź dobrze poinformowany!” tresc=” Najnowsze informacje o nas, analizy i diagnozy sytuacji w kraju trafią prosto na Twoją skrzynkę!”]
Chyba nie chodziło mu o liberałów klasycznych, tylko o tak naprawdę lewicę. Liberałowie nie walczą o przywileje dla różnych grup, typu LGBT i ruchy kobiece. Ideą liberalizmu jest wolność, jest wręcz walka z jakimiś szczególnymi przywilejami. Każdy jest odpowiedzialny za swoje życie, za swoje porażki i sukcesy. Klasyczny liberalizm odwołuje sie do równości szans. Dawanie szans tym, którzy nie ze swojej winy są ich pozbawieni – niepełnosprawni, dzieci z domów dysfunkcyjnych, kobiety z przemocowytch związków – im należy zdecydowanie pomagać, ale nie przez różne gówniane zasiłki jak 500+, albo preferencje wyborcze lub parytety. Trzeba im stwarzać szanse – edukacja, stypendia, szkolenia. Nie mylmy liberalizmu z lewicowymi ideologiami. To są łże liberałowie, zwykłą lewica. Tak jak portal żartobliwie zwany Kulturą Liberalną, który tak naprawdę jest stricte lewicową tubą propagandową.
O jakie „przywileje” dla określonych grup chodzi? Gdzie te równe szanse? To prawda, że polscy liberałowie nie zajmowali się ani LGBT ani kobietami, nie zajmowali się nawet w kwestii tych równych szans. Co więcej, jakaś część kobiet zyskiwała – w określonej sferze zawodowej – owe równe szanse, za to wszystkie w innej sferze traciły. Swoją drogą to dość kuriozalne uważać kobiety, które stanowią ponad 51% społeczeństwa za grupę i czasami wręcz pakować tę grupę do tzw. mniejszości.
Kuriozalne? Polskie.
Polscy liberałowie zajmowali się utrzymywaniem dzikiego kapitalizmu.
Jeżeli to, co jest napisane w artykule P. Fuska, odzwierciedla najważniejsze tezy książki Lilla, to moim zdaniem wnioski można było wydedukować bez tej książki.
Nie wszyscy z prawicy zieją „prymitywnym patriotyzmem”. U nas jest to podręcone populizmem i interesem politycznym rządzących.
Zgadzam się z tym, co powyżej napisała Virgo (mam nadzieję, że nie mylę się z płcią, zgaduję po znaczeniu pseudonimu) z jednym wyjątkiem: czy zawsze parytety są złe?
W Polsce zabrakło wrażliwości i mądrej polityki społecznej. Wystarczyło to do wyhodowania pseudopatriotyzmu, tożsamości opartej na sile, przemocy i, jak się okazuje, bezkarności.