Przedświąteczna wyprzedaż złudzeń
PO zaprasza Nowoczesną do wspólnego klubu. Gra przy tym niezbyt skutecznie, najwyraźniej omijając szefową partii i próbując użyć mniejszości w jej władzach. W Nowoczesnej widmo rozłamu. Odrzucony Petru odzyskuje wiarygodność w oczach niedawnych partyjnych kolegów, ale jest poza partią…
Newsweek przekazuje też podobnie brzmiące sygnały z KOD, którego członkowie mieliby startować w wyborach z list KO. Magdalena Filiks, wiceprzewodnicząca KOD: „Mam nadzieję, że dorośliśmy do tego wyzwania i jesteśmy w stanie udźwignąć tę odpowiedzialność. Ja jestem gotowa. Wierzę, że KOD również jest gotowy.” Delegaci na niedawnym Zjeździe Krajowym, od którego nie minął jeszcze miesiąc, gotowi jednak nie byli i nie chcieli ani udziału na listach wyborczych partii, ani wystawiania własnych list. Dość podobnie jest w Nowoczesnej – połknięcie przez PO, którego co prawda kurczącej się i pogrążonej w kłopotach partii uniknąć byłoby trudno, realizuje się jednak tak obscenicznie, że wywołuje odruch wstrętu u większości połykanych. Od rozwartej szeroko koalicyjnej paszczy najwyraźniej jednak czuć więc cokolwiek nieświeżo…
Potencjał ruchów obywatelskich
Newsweek podaje wyniki sondażu IBRIS, do którego redakcja „dotarła” (?) i one są ciekawe. Otóż KOD startujący samodzielnie zyskiwałby głosy 2,9% badanych. PiS w tym wariancie ma 39,2% głosów, Kukiz 6,2%, KO – 32,9%, SLD – 5,9%.
KOD startujący z list KO zmienia sytuację nieznacznie, ale znacząco, zwłaszcza jeśli się bierze pod uwagę skutki działania d’Hondta. PiS – 39,1%, KO (z KOD) – 36,4%, Kukiz – 5,3%, SLD – 5,1%.
Oba zestawienia nie wyglądają co prawda zachęcająco, ale interesujące jest co innego. Suma elektoratów KO i KOD jest mniejsza od elektoratu sumy. Różnica wynosi co prawda ledwie 0,6% i raczej żadnego znaczenia nie ma (bo choć d’Hondt premiowałby wzrost wyniku KO o 3,5%, to błąd sondażowego pomiaru odbiera sens takim kalkulacjom), ale współbrzmi ona z komentarzami podkreślającymi, że udział ruchów obywatelskich na partyjnej liście zwiększa jej wiarygodność. „W KOD są setki ludzi, którym powierzyłabym dziś przyszłość tego kraju. Dużo prędzej, niż zawodowym politykom” – mówi Newsweekowi Magdalena Filiks i podobne komentarze słychać często przy różnych okazjach.
Równocześnie ponad 42% badanych popiera działania KOD. Istotna jest różnica pomiędzy tym bardzo wysokim wynikiem, a przewidywanym niskim wynikiem wyborczym. Przyczyn jest z pewnością wiele. Myśl o wyborczym starcie KOD w wyborach jest nowa – 50% Polaków uważa, że KOD nie powinien tego robić. Zatem 42% należy podzielić przez 2, choć jest to bardzo grube przybliżenie – a w dodatku przeczy temu inna kalkulacja. Skoro bowiem 33% Polaków uważa, że KOD kandydować powinien, to spodziewane poparcie powinno wynieść 14% zamiast 2,9%. Jakkolwiek naiwne są tego rodzaju szacunki, coś jednak mówią – wynika z tego być może, że KOD nie jest w stanie wiele dodać do wyborczego wyniku partii, ponieważ jest postrzegany jako zaplecze partyjnej opozycji. W świetle wypowiedzi członków Zarządu wychodzi na to, że słusznie.
IBRIS nie zadał pytania o poparcie dla działań KO – być może również okazałoby się ono wyższe niż deklarowany wynik głosowania. Z braku tych danych warto mieć w pamięci przynajmniej to, że KOD może mieć poparcie również wśród tych, którzy nie głosują na KO. Byłaby to grupa nawet 9%. Gdyby zaś 42% poparcia dla działań KOD przełożyć na wynik wyborczy – na przyszłoroczne wybory można by patrzeć naprawdę z nadzieją.
Trudno w tym wszystkim o jakąkolwiek pewność. Wydaje się na przykład, że w takim sondażu KOD to wszystkie ruchy obywatelskie. Dla badanych i dla wyborców nie ma żadnej różnicy, czy z KOD idą np. Obywatele RP i Strajk Kobiet, większego znaczenia nie miałby prawdopodobnie w tym badaniu mało skądinąd możliwy udział np. Akcji Demokracja. Po pierwsze dlatego, że KOD jest największą i najbardziej znaną „marką”, po drugie przypuszczalnie badani właśnie tak to utożsamiają – folklor opozycyjnych podziałów przecież ich nie interesuje. Wydaje się także – i to byłoby tu ciekawe najbardziej – że owe 9% różnicy pomiędzy grupą gotową głosować, a tą „popierającą działania”, to są ci ludzie, którzy uważają, że „polityka brudzi” i żadnych „politycznych karierowiczów” popierać własnym głosem nie chcą. Sam zawsze uważałem, że ta grupa obywateli jest dla ruchów obywatelskich najbardziej interesująca. Zbrzydzenie polityką wyraźnie widać wszędzie – także w ruchach obywatelskich. To właśnie ono jest jedną z głębszych przyczyn kryzysu demokracji, który wyniósł do władzy PiS. I to ono jest jednym z głównych wyzwań. Jeśli bowiem naprawdę chcemy demokracji, a nie tylko wojennego zwycięstwa, które i tak przecież nigdy trwałe nie będzie, musimy przede wszystkim przywrócić demokracji jej mocno już zużytą wiarygodność. Jak również wiarygodność wszystkich jej instytucji. Nie tylko Sejmu, ale i partii, ordynacji wyborczej, innych ustaw, zasad współżycia, mediów, szkół, sądów.
Z tej perspektywy patrząc, trudno nie zareagować na wieść o wyborczym starcie ruchu obywatelskiego, apolitycznego obrońcy podstawowych norm konstytucyjnych. I pominąć kontekst jakości polityki objawionej rozbiciem przez PO klubu posłów Nowoczesnej.
Co wolno ruchom obywatelskim w kontakcie z partyjną polityką
Wśród obywatelskich aktywistów przeważa tożsamość watchdoga. Należy być strażnikiem demokratycznych standardów, nie wolno być uczestnikiem gry. W stosunku do partii politycznych należy trzymać równy dystans, nie wolno popierać żadnej z nich, samemu też nie wolno stać się partią. Te proste reguły wydają się oczywiste i sam je za oczywiste uważam.
Chcę wierzyć, że wyraźnie zasygnalizowane przez czołowych działaczy KOD radykalne naruszenie tych reguł wynika z drugiego ważnego problemu, który koniecznie trzeba brać pod uwagę. Oczywiście zasada równego dystansu do partii nie dotyczy PiS. Oczywiście PiS staje się dla wszystkich z nas takim samym wrogiem demokracji – z szacunkiem dla proporcji – jak była nim PZPR w czasach minionych. Jeśli więc wierzymy – a wciąż są podstawy, by tę nadzieję mieć – że zmianę sytuacji przyniosą wybory, należy właśnie w wybory angażować potencjał ruchów społecznych. Na pewno byłoby i trudno, i nierozsądnie nie brać (współ)odpowiedzialności za wyborczą batalię, która właśnie nadchodzi i zdecyduje o wszystkim.
Na przykład działania profrekwencyjne wydają się oczywistym kierunkiem, który ruchy obywatelskie powinny podjąć. Już jednak samo to – przecież nie kandydowanie, nawet nie opowiadanie się za którąkolwiek partią – jest tylko pozornie niekontrowersyjne. Kilka razy ten przykład przywoływałem, ale przywołam raz jeszcze, bo on mówi wszystko: warszawskie wybory prezydenckie. Ponad 85% głosów oddano w nich na dwóch zwalczających się kandydatów. Z dwunastki pozostałych kandydatów żaden nie osiągnął 3%. Na Rafała Trzaskowskiego głosowali najwyraźniej również kandydaci lewicy. Z tej strony sceny politycznej widzieliśmy przykłady dwóch różnych postaw. Barbara Nowacka przystąpiła do KO, rezygnując z artykułowania postulatów lewicowych i kobiecych na rzecz wyższego dobra i pilniejszej konieczności postawienia tamy demolowaniu demokracji. I o tyle przepadła, że KO ogłosiła, iż postulaty lewicy w ogóle nie będą w KO rozważane. Z kolei Andrzej Rozenek z SLD zdecydował się startować przeciw KO i przepadł z marginalnym poparciem, bo wyborcy lewicy zdecydowali tak samo jak Nowacka i zagłosowali na Rafała Trzaskowskiego. Działania profrekwencyjne były w tej sytuacji – nie łudźmy się – poparciem KO, a nie wszystkich sił demokratycznych. To nie były wolne wybory – zdominował je przymus uczestnictwa w wojnie z PiS i nakaz zdyscyplinowanego poparcia sprawdzonej i najsilniejszej PO.
„Wiem, że KOD nie jest celem, a narzędziem do budowy Polski marzeń Polek i Polaków” – mówi Newsweekowi Magdalena Filiks. Co to jest Polska marzeń – nie wiemy. Wiemy z pewnością, że w tej Polsce nie ma miejsca na rządy PiS. Czy to jest Polska pod rządami PO? Być może dla części z nas. Sondaż IBRIS szacuje tę część na 36% – choć to wcale nie jest pewne, bo przecież również w sondażach głosujemy przeciw PiS. Czy to jest Polska, w której np. siłowe przejęcie koalicjanta mieści się w dopuszczalnych standardach?
[sc name=”newsletter” naglowek=” Bądź dobrze poinformowany!” tresc=” Najnowsze informacje o nas, analizy i diagnozy sytuacji w kraju trafią prosto na Twoją skrzynkę!”]
Czy KOD z posłami w parlamencie, a kto wie, czy nie z europosłami w Parlamencie Europejskim może zachować status watchdoga? Wykluczone to nie jest. Kiedy się chce mieć wpływ na politykę, należy wejść do polityki – takie opinie słychać również w niemrawej debacie o roli ruchów obywatelskich. Jednakże wejście do polityki na warunkach, które dzisiaj wyznacza PO, a które symbolizuje pożarcie Nowoczesnej przy akompaniamencie przeraźliwie dzikiego pobekiwania – zgoda na to status strażnika demokracji wyklucza z pewnością.
Solidarność w zderzeniu z polityką, którą mamy kontrolować
Opowiadamy się za patrzeniem na ręce każdej władzy. Również władzy innej niż PiS. Mamy bowiem świadomość, że odpowiedzialność za zrujnowanie wiarygodności instytucji demokracji ciąży również – o ile nie przede wszystkim – na tych partiach i tych politykach, które rządziły przed PiS. Nie chcemy powtórzenia błędu bezkrytycznego poparcia tych, którzy nas mają przed PiS uratować, bo to prowadzi wprost do kolejnej katastrofy. Mamy dość sytuacji, w której musimy głosować na „takie partie, z jakimi mamy do czynienia”, godząc się na ich wszystkie zaniechania, ich krótkowzroczność i polityczną pazerność. Chcemy przeciąć wszechwładzę partyjnych bossów i w sytuacji, w której wybory są wojennym starciem dwóch obozów, chcemy demokratom zapewnić przynajmniej wolny wybór zamiast nakazu posłusznej akceptacji kuluarowych ustaleń podejmowanych z wdziękiem zaprezentowanym nam właśnie w działaniach wobec klubu Nowoczesnej. Próbujemy organizować nacisk opinii publicznej, by wymusić na partiach respekt dla naszego prawa do demokratycznego wyboru i wpływu na to, kto personalnie będzie nas reprezentował, jakie programy i postulaty będzie realizował. Chcemy wymusić odpowiedzialność polityków przed wyborcami, a nie przed liderami swoich partii. Domagamy się więc otwartych, międzypartyjnych prawyborów, by wspólna lista demokratów przeciw PiS powstała w wyniku programowej konkurencji między partiami, z których żadna nie musi rezygnować z własnej tożsamości i na które w prawyborach da się głosować swobodnie, bez ryzyka podziału głosów, na którym skorzysta PiS. Możliwych jest wiele innych rozwiązań, niekoniecznie tak radykalnych jak prawybory.
Żadne z nich nie będzie możliwe, jeśli pozwolimy partiom wybierać sobie spośród nas tych grzeczniejszych, którzy zaakceptują miejsca na listach. Od współobywateli głosujących na PiS i akceptujących wojnę przeciw demokracji oczekujemy świadomego sprzeciwu i niezgody na wodzenie siebie za nosy przez cynicznych polityków władzy. Co najmniej tego samego powinniśmy oczekiwać od siebie.
Realistyczny rzut oka w przyszłość
Zrobimy wszystko, by tu i teraz rozpocząć proces, w którym obywatele przejmą własność nad instytucjami demokracji, bo one tylko w ten sposób mogą odzyskać wiarygodność.
Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest jednak to, że nic takiego się nie wydarzy. KO, która okazała się – mówiąc słowami Kamili Gasiuk-Pihowicz i Grzegorza Schetyny – sprawdzonym szyldem w walce z PiS, pozostanie prawdopodobnie tym, co każdy demokrata będzie zmuszony popierać nadal, jak to trwa w Polsce nieprzerwanie od 2005 roku. Być może przyniesie to kolejną kadencję obecnej władzy, choć ona się prawdopodobnie jednak przewróci zaplątana we własne nogi, jak to zresztą w Polsce bywa z każdą władzą. KO – czy do niej dołączy PSL, SLD i KOD, czy nie dołączy – ma zatem wciąż szanse pokonać PiS w wyborach i przejąć władzę. W stosunku do poprzednich rządów PO, polityka KO zmienić się jednak może już tylko na gorsze. Obóz nowej władzy zamieni się w warowną twierdzę, wojna z populistami trwać będzie nadal, bo oni nie znikną, będą tylko groźniejsi, a sytuacja władzy – trudniejsza. Żadne reformy kraju nie nastąpią, nowa władza nie zdoła nawet cofnąć większości zniszczeń dokonanych przez PiS. Ci z nas, którzy wytrzymają na pozycji walczącego o demokrację watchdoga będą wówczas mieli szczególnie ciężkie życie, bo nasze społeczne poparcie zniknie, gdy demokraci będą celebrować zwycięstwo. Kolejny wybuch populizmu wyniesie więc do władzy ekipę jeszcze bardziej skrajną i jeszcze bardziej niszczycielską.
Nic nie jest za darmo i mało co idzie na darmo. W końcu jasne się stanie, że jedyną szansą dla wszystkich nas – po obu stronach dzisiejszego konfliktu – jest przestać ulegać interesownym wodzom, nie wierzyć zbawcom na białych koniach i nikczemnym ideologiom. Idealizm jest dziś wyborem realistów.
5 grudnia 2018
[sc name=”wesprzyj” naglowek=” Dorzuć swoją cegiełkę do walki o demokrację i państwo prawa!” tresc=” Twoja pomoc pozwoli nam dalej działać! „]
„Zrobimy wszystko, by tu i teraz rozpocząć proces, w którym obywatele przejmą własność nad instytucjami demokracji, bo one tylko w ten sposób mogą odzyskać wiarygodność.”
Otóż to! Rozumiem, że zamierzone jest budowanie siły, której żadna partia nie będzie mogła zlekceważyć. Aby to, obecne marzenie, urzeczywistnić muszą być, moim zdaniem, spełnione
przede wszystkim dwa warunki (oprócz innych). Siła takowa musi posiadać liczebność co najmniej miliona osób oraz posiadać sprawną organizację strukturalną obejmującą wszystkie jednostki
podziału administracyjnego Polski. Cytowanego powyżej zamierzenia nie urealni się porozumieniami
między licznymi dziś, pielęgnującym własną odrębność, organizacjami antypisowskimi, które w istocie
działają na zasadach „pospolitego ruszenia”. Ja także mam marzenie o zaistnieniu w moim kraju Bezpartyjnego Bloku Wolontariuszy Rzeczypospolitej Polskiej. Nie upieram się przy nazwie ale trzeba
dysponować siłą aby skutecznie przeciwstawiać się panoszącemu się w Polsce partyjniactwu.
Panie Bogusławie, skąd wziąć tę siłę?
Jest jednak punkt zwrotny, bo logika wydarzeń jest nieubłagana. Tak to ujme:
Droga Koalicjo Obywatelska, oczywiście będę na Ciebie głosował, chcę dla nas wszystkich takiej demokratycznej, postępowej i praworzadnej Polski, i obecnie Ty jawisz się jako jej jedyna rękojmia.
I tutaj mały passus:
ale za cholerę nie ruszę nawet palcem jeśli mi najpierw nie zagwarantujesz, że co robisz, glosisz i będziesz w przyszłości robić nie spowoduje recydywy ciemnogrodu, partyjniactwa i bezkarności kleru, antyaborcjonistow, prymitywizmu politycznego, bo Droga KO, nie będę dłużej Twoim ZAKŁADNIKIEM!
Szanowny Gospodarz plącze się nieco w zawiłościach swojego wywodu. Tylko mały przykład: Zdanie Zrobimy wszystko, by tu i teraz rozpocząć proces, w którym obywatele przejmą własność nad instytucjami demokracji, bo one tylko w ten sposób mogą odzyskać wiarygodność.
powinno brzmieć: Zrobimy wszystko, by tu i teraz rozpocząć proces, w którym obywatele przejmą własność nad instytucjami demokracji, bo one tylko w ten sposób mogą uzyskać wiarygodność.
Coś co nigdy nie było demokracją i nigdy nie miało wiarygodności nie może wiarygodności „odzyskać”. Wprowadzenie normalnej demokracji może spowodować, że system wiarygodność zdobędzie, uzyska.
PiS nie zlikwidował demokracji. PiS jest ukoronowaniem braku demokracji.