Propaganda Kremla jest już wśród nas. Nie dajmy się!
W Stanach ujawniono, że rosyjska propaganda od lat wpływała nie tylko na prawicę z odjechanymi narodowcami, ale też na całkiem wielkomiejskich demokratów, lewicowców i nawet środowiska LGBT
Po wywiadzie Wałęsy dla „Sputnika” stawiam pytanie, a co jest w Polsce? Chciałbym uzyskać jakąś kompleksową odpowiedź, ale nie uda się jej poznać bez zespołu profesjonalistów i narzędzi, które ma wyłącznie państwo. Woli politycznej na takie coś niestety nie widzę, w bardzo szerokim politycznym spectrum Polski — od Biedronia, przez PO i PiS, po Ruch Narodowy. Więc póki co zostaje gdybanie i pojedyncze głosy eksperckie.
Dlatego chciałbym subiektywnie opisać to, co widzę w polskich ruchach ulicznych — a dostrzegam bardzo podatny grunt dla działania kremlowskiej propagandy.
Jest np. portal STRAJK.eu, który nierzadko widzę cytowany przez aktywnych uczestników polskiego protestu. W sprawach polskich mówi bardzo spójnym językiem typowego warszawskiego lewicowca, oburza się działaniom rządu, wyświetla polskie protesty. Jednak w tagach na dole jest: „Rosja”, „Ukraina”, „Turcja” czy „państwo islamskie”. Tak jak Rosjanie w USA próbowali „sprzedać” różnym środowiskom rosyjską wizję na Syrię i Bliski Wschód, tak w Polsce Kreml stawia sobie cel, by wcementować w mózg Polaków potrzebną wizję relacji Rosji z Ukrainą i Unią. Warto zrozumieć, że dla takiego portalu Unia od wyroków w sprawie Sądu Najwyższego, czy Unia od relacji z Putinem to dwie zupełnie inne Unie.
Wizja zagranicy na STRAJKu i jemu podobnych nie jest kompleksowa. Na takim portalu dowiadujemy się, że w Rosji, owszem, duszą opozycję, ale wszyscy tam kochają wielkiego Putina i dobrze z tym żyją. Ukraina jest przeciwieństwem do stabilnej Rosji — u wiecznie są jakieś konflikty w parlamencie (nie ważne, że to państwo demokratyczne), straszni nacjonaliści, gorsi niż w Polsce (choć to w Warszawie idzie największa w Europie impreza neofaszystów, a nie w Kijowie).
W dodatku obecny polski rząd w związku z propagandą rosyjską założył pułapkę: w swojej narracji „gazety polskie” zrobiły z tej propagandy pariasa, sama aluzja na dotknięcie do niej grozi wykluczeniem ze wspólnoty. Ta machina może jednocześnie wybielić całe środowisko Macierewicza i ukatrupić każdego, kto kiedykolwiek pojechał jako turysta do Moskwy. Bo straszak istnieje tylko w hasztagach i nie wiąże się z żadnym badaniem czy systemowym przeciwdziałaniem tej propagandzie.
[sc name=”newsletter” naglowek=” Bądź dobrze poinformowany!” tresc=” Najnowsze informacje o nas, analizy i diagnozy sytuacji w kraju trafią prosto na Twoją skrzynkę!”]
I STRAJK.eu, a także część polskiej lewicy to próbuje rozegrać. W komentarzu tego portalu na temat wywiadu Wałęsy dla „Sputnika” czytamy: „Jego wywiad oceniam jako prztyczek w nos opozycji, która wprawdzie chętnie bierze Wałęsę na sztandary i ubiera go w koszulkę z napisem »konstytucja«, ale w rusofobicznym zacietrzewieniu idzie ramię w ramię z rządzącymi. Łącznie z sugestiami, że jak dziś pójdziesz porozmawiać z dziennikarzem z Moskwy, to znaczy, że jesteś trollem i trafisz na indeks OKO.pressa, a jak jutro wpadnie Władimir Putin i zrobi czwarty rozbiór Polski, to będzie twoja wina”.
Chciało się zaprotestować przeciwko graniu nastrojami antyrosyjskimi w Polsce, a wyszło bardzo po kremlowsku, no i trochę PiS–PO–jedno–zło. Dla osób zajmujących się wątkiem nie ma tu nic dziwnego, bo redaktor naczelny STRAJKu i prowadząca jego fanpejdż na Fb jeszcze w październiku gościli na Krymie (na zdjęciu) i nie milczeli w delegacji, a wychwalali w miejscowej krymskiej telewizji stosunek władz okupacyjnych do mniejszości narodowych półwyspu (to nic, że Tatarów Krymskich te władze zabijają).
Jednak dla wielu uczestników polskiej opozycji pozaparlamentarnej coś takiego jak kontekst nie istnieje. Stwierdzam to z wielkim bólem, bo widzę, jaki kredyt zaufania okazuje się ludziom, których parę razy zobaczyło się na proteście. I później okazuje się, że znacznie liczniej wychodzimy w obronie Ludmiły Kozłowskiej (tylko za to, że ją PiS rozjechał), ale nie dla poparcia dla krakowskich sędziów w ich walce z „Gazetą Polską”. Żeby poprzeć Tumsu Abdurachmanowa, czeczeńskiego blogera, którego Polska wysyła do Rosji na pewną śmierć (Kozłowskiej śmierć na Ukrainie nie grozi), nie wychodzimy w ogóle.
Wciąż nie widzę w żadnym polskim środowisku całościowej strategii na to, co robić z rosyjskimi wpływami (poza wspomnianą histerią prawicy w związku z Kremlem, ale to nie strategia, tylko choroba). Potrzebny jest całościowy system wartości, ograniczeń i reakcji, który nie pozwoli rozgrywać wątku czy to „rusofobii”, czy to „kremlowskiej agentury” w Polsce.
W 2019 odbędą się ważne wybory. Póki co nie ma podstaw, by nie wierzyć, że popierający Kreml politycy przyjdą nie tylko od Korwina, ale też od Biedronia, PO, PiSu czy KODu.
Igor Isajew[sc name=”wesprzyj” naglowek=” Dorzuć swoją cegiełkę do walki o demokrację i państwo prawa!” tresc=” Twoja pomoc pozwoli nam dalej działać! „]
Czym się różni propaganda Kremla od propagandy Kijowa, Waszyngtonu lub Warszawy. Niczym, to samo goebelsowskie gówno.
Jeśli mam wybierać między propagandą Kremla, Kijowa, Waszyngtonu lub Warszawy, to wybieram: pierdolę ich wszystkich.
Kolega z Ukrainy, propagandysta, widzi wyższość propagandy z Kijowa nad propagandą z Kremla. Mnie to nie rusza. Szukaj głupków gdzieś indziej.
Kreml chyba jednak groźniejszy
Kłamstwo, to kłamstwo, propaganda, to propaganda. A czy kłamstwo „demokratyczne” jest mniej groźnie niż kłamstwo „niedemokratyczne” to już kwestia subiektywnej oceny. Moim zdaniem kłamstwa „demokratów” są obrzydliwsze i szkodliwsze dla „demokracji” niż kłamstwa „autokratów”.
Ponadto zarzucanie Rosji z Polski lub Ukrainy, że ta jest mniej demokratyczna, to czysta obłuda. Rosja nie jest ani trochę mniej, ani bardziej demokratyczna od Ukrainy i Polski. Wszystkie te kraje to pseudodemokracja z postsowieckiego kołchozu, gdzie ludzie nie mają nic do powiedzenia, a całą władzę dzierżą nomenklatury i oligarchie zorganizowane na wzór mafii.
W Polsce cierpimy na powszechny brak wyczucia miary i proporcji. Jeden kradnie złotówkę, inny milion, a Ty to skwitujesz: wszyscy kradną!
Oczywiście. Jego propaganda służy dezintegracji Zachodu i odbudowie rosyjskiego imperium. I całkiem nieźle jej idzie. Dla Polski nie wyniknie z tego cokolwiek dobrego.
Twierdzenie, że propaganda Kremla jest groźniejsza to zarówno przejaw rusofobii jak i chęć podlizania się naszemu amerykańskiemu sojusznikowi. Jesteśmy od dłuższego czasu poddawani zmasowanej propagandzie z obu stron i aby orientować się w sytuacji musimy ustalić tak cele propagandy amerykańskiej, jak i rosyjskiej. Dla przykładu nacjonalistyczna Ukraina wykorzystuje amerykańską propagandę antyrosyjską dla usprawiedliwienia niedawno podjętej przez rząd Ukrainy decyzji o masowych represjach wobec ludności Donbasu, która to decyzja może tak naprawdę oznaczać zamiar ludobójstwa, podobny do tego na Wołyniu. Trudno powiedzieć czy ta zapowiedź rządu Ukrainy ma tylko sprowokować Rosję do ataku na Donbas w celu obrony tamtejszej ludności, czyli wywołać wojnę, czy też faktycznie Ukraina chce się rozprawić z mieszkańcami Donbasu dokonując tam czystek etnicznych. A może tą decyzję rząd Ukrainy podjął post factum i wkrótce okaże się, że mężczyźni, kobiety i dzieci z Donbasu już jakiś czas temu zostali wymordowani. Ukraińska propaganda czyni z siebie niewiniątko, bez powodu atakowane przez Rosję, ale my Polacy powinniśmy być ostrożni w przyjmowaniu za prawdę tego, co mówią Ukraińcy. Na przykład jeśli ukraińscy nacjonaliści dokonali już w Donbasie ludobójstwa, to bardzo przydałaby się im wojna Rosja NATO aby dzięki niej ukryć tą zbrodnię, więc będą krzyczeć, że są atakowani i jednocześnie prowokować Rosję na wszelkie sposoby. Każda propaganda ma na celu uzyskanie konkretnych korzyści. Dzięki straszeniu Polaków Rosją, Amerykanie mają szansę na uzyskanie bezpłatnie baz wojskowych na terytorium Polski, wybudowanych na koszt polskich podatników i zapewniających pełne utrzymanie amerykańskim żołnierzom przez Polskę, co jest światowym ewenementem, bo wciąż nie mamy z USA układu o wzajemnej pomocy, podobnego do tego, jaki wiąże np Koreę Południową z USA, a tylko w takim przypadku Amerykanie nie muszą płacić za bazy wojskowe. Co jednak chcą uzyskać Rosjanie dzięki swojej propagandzie? Patrząc obiektywnie, Rosja chce za wszelką cenę jak najprędzej odzyskać pozycję mocarstwa oraz potęgę wojskową jaką była w czasach ZSRR. Wydaje się, że Putin a wraz z nim wielu Rosjan wierzą, że tylko równowaga wojskowej potęgi USA i Rosji może zapewnić światu pokój. W końcu cały okres trwania tzw zimnej wojny między ZSRR a państwami NATO, choć kosztował wiele nerwów, jednak zapewnił pokój dwóm pokoleniom ludzi w Europie i to po obu stronach. Rosjanie zbroją się na potęgę aby dorównać Stanom Zjednoczonym, które w swojej propagandzie przedstawiają jako państwo dążące do wojny. Mamy więc propagandę z obu stron wzajemnie się oskarżającą o dążenie do wojny, czyli tak naprawdę mamy po prostu kolejną odsłonę ZIMNEJ WOJNY. W tej sytuacji należy traktować propagandę jednej i drugiej strony z przymrużeniem oka. Bez paniki i bez histerii, za to z nadzieją, że oba te państwa będą się nawzajem szachować na tyle, że pokój w Europie będzie trwał nadal. Problemem może być trzeci gracz na tej nowej arenie zimnowojennej, a mianowicie Chiny. Może to zaburzyć równowagę sił i zagrozić obecnemu Pax Americana, następcy Pax Sowietika. Niestety, niewiele wiemy o tym, co naprawdę robią Chiny i do czego dążą. Może zależy im jedynie na obronie własnego terytorium i nie mają żadnych planów ekspansji, ale to nie jest pewne. Rosnąca potęga militarna Chin najbardziej niepokoi Japonię, choć ma ona z USA taki sam układ jak Korea Południowa, więc chiński atak na Japonię byłby właściwie atakiem na USA, co znacznie ogranicza jego prawdopodobieństwo. Wznowienie zimnej wojny między Rosją i USA sprawia, że każda próba prowokowania Rosji przez sojuszników USA jest źle widziana zarówno w Stanach jak i w Rosji. To jest rozgrywka między nimi i nie należy wkładać palca między drzwi. Chcąc podkreślić naszą lojalność wobec amerykańskiego sojusznika, niekoniecznie musimy z nienawiścią skakać Rosji do gardła. Przyjmijmy do wiadomości, że wielka polityka mocarstw odbywa się poza i ponad nami. Powinniśmy raczej zadbać o własny kraj, bo demokratyczna i rozwinięta gospodarczo Polska będzie dla USA znacznie lepszym sojusznikiem niż biedna, skłócona i zniewolona przez faszyzujący reżim. Im lepiej będzie się żyło wszystkim Polakom, tym bardziej będą się z nami liczyć. Tyle, że to musi być prawdziwy dobrobyt a nie mit fabrykowany przez polityków dla zwiększenia naszego prestiżu, jak miało to miejsce w latach 2008-2015, czy podejmowane w ostatnich latach próby zapewnienia nam lepszej pozycji na arenie międzynarodowej za pomocą agresywnego atakowania Rosji, Niemiec oraz całej Unii Europejskiej. W Europie jest wiele małych państw, czasem mniejszych od Polski, z którymi jednak bardziej się liczą zarówno w UE jak i w NATO. A jest tak dlatego, że wysoki standard życia ich obywateli oraz poziom cywilizacyjny zapewnia tym krajom szacunek i poważanie nawet wśród największych. Póki nie zrozumiemy, że pozycja Polski w międzynarodowej polityce zależy od poziomu życia Polaków, oraz od poziomu naszej cywilizacji, której świadectwem będzie kategoryczne odrzucenie nacjonalizmu, rasizmu, antysemityzmu, ksenofobii, homofobii, przejawów nietolerancji wobec odmienności i zniesienie prawnej dyskryminacji ze względu na płeć, nie mamy szans na to aby się z nami liczyli. Poziom cywilizacji to także szacunek dla ludzi starszych, otaczanie opieką i pomocą niepełnosprawnych, dbanie o wyrównanie życiowych szans dla młodych, niezależnie od ich pochodzenia społecznego i zapewnienie wszystkim dzieciom warunków niezbędnych do prawidłowego rozwoju. Mamy w tym względzie dużo do zrobienia a sądząc po innych krajach jest to w pełni możliwe. Na dodatek poziom cywilizacji ma zadziwiający wpływ na rozwój gospodarczy, co z kolei niesie ze sobą wzrost standardu życia każdego obywatela. Tolerowanie zła przez tchórzliwych polityków blokuje możliwości rozwoju gospodarki i powoduje pauperyzację społeczeństwa. W pewnym momencie Polacy będą musieli wybrać między dążeniem do coraz lepszego standardu życia przy pomocy wyrzeczenia się ideologii nienawiści, pogardy, nietolerancji i strachu, a doktryną Kościoła Katolickiego „Przez cierpienie do zbawienia”. Być może uzyskanie lepszych warunków życia było łatwiejsze dla Protestantów, wyznających zasadę „Przez pracę do zbawienia” ale wiele krajów katolickich dało sobie radę z tym religijnym dylematem i dziś życie obywateli tych krajów jest równie dobre, jak obywateli krajów protestanckich. Tak więc niechaj mocarstwa prowadzą sobie propagandową wojnę, oskarżając się wzajemnie i prowokując, a my nie zwracajmy na to uwagi i zajmijmy się naprawą naszego państwa, bo tylko wtedy nasze zdanie będzie się naprawdę liczyć na świecie.
Nasze Państwo jest dość małe i bardzo źle zorganizowane, na każdym dla nas kluczowym zakręcie historii zawsze decydującą rolę grały czynniki zewnętrzne. Udawało się nam wtedy ugrać sprawy dla nas pierwszorzedne, np. odzyskanie niepodległości lub niezawisłości, uznanie granic, redukcję zadłużenia zagranicznego itd. itp. Inna sprawa, że każdy taki sukces był potem zwłaszcza przez krajowych uczestników tych przełomowych wydarzeń i aż do kolejnej tragedii musieliśmy się wsłuchiwać w kolejne rundy tych autopiewcow, którzy często jeszcze grali na polskiej megalomanii jak Pagannini na Stradivariusie. Dlatego zupełnie nie rozumiem jak możemy nie zwracać uwagi na propagandę mocarstw (konia z rzędem jak to wszystko wyłapać) i zajęli się tylko własnymi sprawami. To jakby sprzątać pokład swojej lajby i nie słuchać prognoz pogody, bo transatlantyk, to to nie jest.
Uprzejmie proszę o źródło dotyczące tych rzekomych „masowych represji wobec ludności Dombasu, kobiet i dzieci”.