Nadal jeszcze możemy wyjść ze zwarcia z PiS mocniejsi i lepsi
PiS tak miesza, że wytworzył wir, który go wciąga w topiel. Pytanie tylko, czy na dno pójdziemy wszyscy, czy może starczy nam powierza w płucach, by się wysmyknąć z uchwytu. Jeśli wypłyniemy, jestem pewien, że staniemy się lepszymi pływakami, czytaj lepszym społeczeństwem
PiS już przegrał, bo nawet jeśli rozbije opozycję, poskleja wewnętrzne podziały i odzyska pełną moc władzy, będzie zarządzał państwem słabym, bez poprawnych choćby relacji z sąsiadami, z nieufającą sobie samej – po doświadczeniu z Dudą – kastą rządzącą. Państwem – by użyć ulubionego słowa ministra Błaszczaka – z totalnie zniszczoną tkanką społeczną.
To będzie kraj, gdzie większość ludzi wykształconych, inteligentnych, uczciwych będzie się czuła co najmniej źle i na wewnętrznej emigracji. Wielu wyjedzie lub przynajmniej wyprowadzi swoje oszczędności i biznesy, jeśli jeszcze tego nie zrobili.
Ci młodzi, którzy zostaną, zbudują grupową świadomość na doświadczeniu klęski 2017 roku. Który to już raz? I zaczną, na tym fundamencie, budować opozycję.
Będziemy żyli w państwie, które znów znajdzie się na obrzeżach cywilizacji europejskiej, państwie swobodnie inwigilowanym przez rosyjskie służby lub państwie, które nieustanie będzie bezskutecznie z tą inwigilacją walczyć, tracąc energię i zasoby.
Jedynym koalicjantem gotowym do współrządzenia będzie amorficzna, niesterowalna i nielojalna niby-partia koniunkturalistów lub silni, zwarci, gotowi nacjonaliści i faszyści. A ci, jak tylko poczują słabość partnera, rzuca się mu do gardła, będą stawiali PiS jeszcze głupsze niż dziś warunki i będą obrzydzali do cna każdą instytucję, do której zarządu wejdą. Poza tym na prawo, prócz doktrynerskich liderów, potencjał intelektualny jest mniejszy niż w mrowisku, więc wsparcie będzie iluzoryczne. Jak rozwijać taki kraj?
To już przerabialiśmy po 1945. Tylko wtedy cała Europa podnosiła się z upadku, ale gdy się podniosła, odjechała nam i do dziś jej nie dogoniliśmy, choć było tak blisko. Koszty totalnego zniszczenia tkanki społecznej po 45 roku płacimy do dziś, gdy siły obywatelskie okazały się na tyle słabo osadzone, że oddały pełnię władzy mrocznej części polskiej duszy. Sytuacji nie uratował kościół, kiedyś spoiwo, arbiter, dziś w części zdegenerowany przywilejami, osłabiony odejściem ze stanu duchownego wielu inteligentnych księży i skompromitowany aferami gracz politycznej sceny.
Na szczęście jest nadzieja, że wyrwiemy się z tej topieli. Gdzie tę nadzieję widzę? Nie w rosnącej opozycji wobec PiS. Wręcz przeciwnie, w narastającym sporze opozycji pozaparlamentarnej wobec PO, Nowoczesnej i PSL.
Za ostatnią wiele szabel już nie stoi, ale jest to partia, która – wydaje się – najbardziej cynicznie wykorzystywała III RP, stawiając interesy swoich działaczy lub reprezentowanej grupy społecznej ponad interesami państwa. Efekt: niezreformowane, nieopodatkowane rolnictwo, w które wtopiono miliardy z Unii nie zyskując nawet lojalności, co pokazały ostatnie wybory. Dlatego, trzeba stawiać ją w jednym szeregu z PO i „N”, by nie wykonała kolejnego obrotowego manewru i udając siłę spokoju i rozsądku nie uniknęła oczyszczenia i reformy programowej. A to jest warunek odrodzenia.
Mimo tak krytycznej oceny kierownictw partii opozycyjnych uważam, że są to konieczni i atrakcyjni partnerzy do dyskusji. Nie do przecenienia są ich struktury, doświadczenie polityczne i kontakty za granicą. Ze sporu opozycji parlamentarnej i sił wspierających (media tradycyjne, biznes, sądownictwo itp.) kontra front opozycji pozaparlamentarnej może wyjść wiele dobrego, bo obu grupom chodzi o lepsze jutro.
Piszę to z pełną świadomością, bo uważam, że udało się już tyle, że nawet najbardziej twardogłowi obrońcy IIIRP, do jakich długo i siebie mogłem zaliczyć, rozumieją, że powrotu do tamtego świata nie ma.
Po odsunięciu PiS trzeba będzie nie tylko posprzątać, ale zbudować nowy model państwa, w którym ważne miejsce znajdą i będą mieli realny wpływ na rządzenie nie tylko przedstawiciele różnych odłamów opozycji pozaparlamentarnej z kobiecymi ruchami na czele, doświadczeni i nie skompromitowani nieudolnością działacze i urzędnicy parlamentarnej opozycji, ale też szeregowi członkowie PiS. Bo wciągnięcie ich w naprawianie tego, do czego psucia przyłożyli rękę, powinno być jednym z aksjomatów. Oczywiście nie mówimy o liderach PiS, dla nich miejsca na scenie nie będzie nie tylko dlatego, że to kara i sprawiedliwość, ale też musi to być jasny sygnał dla Europy, jeśli chcemy odzyskać przynajmniej część jej zaufania.
Nie będzie to wszystko łatwe, ale nie traćmy nadziei, przechodzimy szybki, ponowny kurs demokracji. Jeśli zaczniemy uczyć się rozmawiać i negocjować mając nad głową groźbę Armagedonu, który opisałem na początku, to szybciej schowamy nasze ego i będziemy bardziej zdeterminowani i gotowi do kompromisu. Tworząc komitety obywatelskie o szerokim spektrum poglądów możemy wiele wypracować.
W tym sporze między opozycjami jeszcze poszerzymy pole dyskusji. Nawet jeśli dziś jeszcze nie widać gotowości Schetyny do prawdziwej rozmowy – co pokazał zasmucający wywiad w Polityce – to ta pogarda i ograniczenie kiedyś znikną albo zniknie sam Grzegorz S. To kluczowe założenie w takiej chwili: mogę usiąść do rozmowy, bo wierzę, że jest przynajmniej cień szansy do wypracowania kompromisu.
Gdyby wektor dyskusji ustawić w prostej kontrze do PiS nie dałoby się niczego wypracować. PiS nie rozmawia, nie negocjuje, PiS realizuje swoją wizję choćby była najgłupsza (patrz reformy sądownicze, Szyszko i drzewa, Błaszczak i reforma policji, Macierewicz i wojsko, można by tak dalej wymieniać).
PiS trzeba traktować jak anomalię pogodową. Oczywiście, to nie znaczy, że wszystkich zwolenników PiS powinno się uznać za trędowatych. Wręcz przeciwnie, jak już pisałem i będę powtarzał nieustannie, trzeba szukać klucza do ich głów czy dusz, i to jest zadanie tych komitetów. Przede wszystkim pozaparlamentarnej opozycji, która – w wielu organizacjach – nie jest jeszcze w takim sporze z PiS, jak posłowie i politycy opozycji parlamentarnej. Ba, niektórzy wyobrażają sobie nawet dalsze rządy PiS, jeśli partia powróci na drogę przestrzegania prawa i politycznego sporu.
Gdzie jest niebezpieczeństwo? Gdy za długo będziemy się spierać wewnątrz opozycji. Gdy przekaz strony pozaparlamentarnej będzie zagmatwany i mało nośny. Gdy w czytelnym komunikacie nie poinformujemy, że pewnych reform PiS nie cofniemy: 500+, likwidacja gimnazjów (nie dlatego, że dobra, ale oświata nie wytrzyma kolejnej zmiany), nie zlikwidujemy obrony terytorialnej itp. Osobnego namysłu wymaga sprawa kościoła. To gorący i kluczowy temat. Trzeba tam wspierać siły reformatorskie a jednocześnie część opozycji jest radykalnie przeciw kościołowi, który – powiedzmy to jasno – bardzo sobie na to zasłużył.
Inne niebezpieczeństwo to pojawienie się atrakcyjnej alternatywy dla tego co wypracowują komitety. I gdy taki polski Macron nie wejdzie do tej koalicji, podzieli głosy, rozdrobni i kolejny raz – jak Adrian Zandberg – da szansę PiS.
Niebezpieczne jest zatrzymanie wpół drogi, tzn. zdyskredytowanie i rozbicie PiS bez wypracowania atrakcyjnej oferty. Wtedy rysuje się niebezpieczeństwo zwycięstwa Kukiza, który jak modelowy populista może podczas wyborów – wyczuciem oczekiwań i ofertami bez pokrycia – wywindować swoje poparcie do 15-17 procent. Wraz ze skrajną prawicą, która ma szansę mieć kilka mandatów i z planktonem byłby bliski tworzenia rządu. Szczególnie, że nadal w Pałacu będzie Andrzej Duda flirtujący z Kukiz15 od dawna.
Niebezpieczny jest też natychmiastowy podział komitetów po odbiciu państwa. Dlatego ciekawy jest postulat, forsowany przez Pawła Kasprzaka, powołania Konstytuanty, by nim zaczniemy się kłócić o podatki, umowy śmieciowe, religię w szkole czy wiek emerytalny, wypracować i zatwierdzić pakiet fundamentalny. Co tam ma być poza konstytucją, to jest nietrywialna kwestia do ustalenia. To nie może być pakiet za szeroki, bo natychmiast ugrzęźniemy w dyskusjach i kłótniach. Do pracy nad takim modelem deliberacji poszukałbym specjalistów.
I tak mamy już pierwszy palec wyciągnięty do zgody. Tak jak flagowy dziennikarz tzw. dobrej zmiany uważamy, że warto rozmawiać.
Wojciech Fusek
Tak, prawidłowy tok myślenia. Konieczna jest potrzeba natychmiastowej neutralizacji PIS oraz części opozycji parlamentarnej. Musi wytworzyć się trzecia mocna siła, nowych ludzi, którzy będę dla tego kraju i wszystkich, powtarzam wszystkich ludzi w nim ,żyjących coś dobrego zrobić- zachowując przy tym podniesioną głowę w stosunku do Europy, w której przecież jesteśmy, w której będziemy i z którą musimy normalnie współżyć..
Najgorsze jest to, że obecny „układ” niesamowicie spolaryzował nasze społeczeństwo, a wódz „ideologii nienawiści”szczególnie. Polaryzuje również wspomniana opozycja. Jeżeli znajdzie się jakiś mądry katalizator,w co niepoprawnie wierzę, to wszyscy wygramy na tym, wszyscy..nawet beneficjenci +500
Wojciechu Fusek, nie potrząśnie się opozycją parlamentarną, jeśli opozycja pozaparlamentarna nie stworzy partii. Wadim Tyszkiewicz podjął kiedyś taką próbę stanięcia do wyborów parlamentarnych przez samorządowców. Wtedy poległ. Za mało było motywacji, za dobra sytuacja. Teraz jednak jest jeszcze czas, jest przestrzeń i dobry moment, aby jednoczyć te grypy pozaparlamentarne (kobiety zieloni, obywatele, kod) , samorządowe (Biedroń, Tyszkiewicz, Śpiewak), ngosy, wykorzystywać ich struktury do stworzenia partii pod szyldem Akcji Demokracji na przykład. Jeżeli taka partia zacznie zyskiwać zmusi opozycję parlamentarną do albo poparcia albo odsunięcia się. Ci najbardziej gotowi do pracy, sprawdzeni i zaakceptowani podpiszą się pod listami takiej partii. Nie liczmy na istniejące partie. Tylko stwarzając bezpośrednio dla nich zagrożenie, społeczeństwo obywatelskie jest w stanie cokolwiek na nich wymusić. Zabranie stołka spod tyłka skutecznie umotywuje te grupy do współpracy i jednocześnie pozwoli na wyeliminowanie grup antyeuropejskich, antykonstytucyjnych, populistycznych i faszyzujących typu Kukiz i PIS.
Ale działać trzeba teraz. Jest jakieś pół roku aby takie struktury i podstawowy program stworzyć. Niech do wyborów, przez resztę czasu, zaczną się ugruntowywać w sondażach partyjnych i ludzkiej świadomości. Kolejny czas to opracowanie projektów ustaw – wiele z nich istnieje zamrożonych i zawieszonych, odłożonych na półkę. Jest tak wiele ludzi gotowych do pracy, również prawników. Zacząć od ogółu, konstytuanty i iść w detal na tyle daleko na ile konsensus pozwoli. Wystarczy postawić na realizację wspólnych celów, zamiast rozbijać się o różnicę.
„….i kolejny raz – jak Adrian Zandberg – da szansę PiS”
Natrętne obwinianie Zandberga i Razem o zwycięstwo wyborcze PiS to już jakaś mania prześladowcza publicystów związanych z GW, czy Newsweekiem.
Bo co? Bo nie są grzeczni i nie posłuchali „starszych i mądrzejszych” polityków czy dziennikarzy i nie poszli razem z SLD? Czytaj: nie złożyli się w ofierze. Bo dziś by nie istnieli, SLD by ich pożarł. Efekt byłby taki, że na polskiej scenie politycznej nie było by dziś autentycznej socjaldemokracji.
Zresztą PiS by i tak rządził, bo wyborcy Razem na koalicję z SLD by głosów nie oddali. A nawet gdyby taka koalicja weszła do Sejmu, to cwaniacy z SLD by się z Kaczyńskim dogadali.
Pretensje, owszem, mam i to wielkie, ale do Komorowskiego i PO za „koncertowe” przerżnięcie wyborów prezydenckich. Właściwie to oddanie prezydentury bez walkowerem, co nawet Kaczyńskiego zaskoczyło.