Nad stołem, nie pod. Nasze postulaty wobec partii demokratycznych
Odzyskanie utraconej wiarygodności i zrujnowanego autorytetu jest zawsze skrajnie trudne. Składanie wyborczych obietnic jest drogą donikąd — nikt w te obietnice nie uwierzy, a dowodów wiarygodności jest w stanie dostarczać wyłącznie władza, a nie pozbawiona możliwości opozycja.
Dlatego jako Obywatele RP postulujemy w stosunku do demokratycznych partii opozycji:
- Wyłonienie po jednym kandydacie wszystkich partii i środowisk demokratycznych na jedno miejsce w większościowych wyborach do Senatu. Osoba ta powinna zostać wybrana z jak największym udziałem wyborców — normalna procedura prawyborcza jest tu jednym z wciąż możliwych rozwiązań. Jednak partyjna nominacja tu nie wystarczy, nie wystarczą też niezrozumiałe i dla wyborców niedostępne międzypartyjne negocjacje liderów, w których program dla Polski traci znaczenie, a decyduje podział stanowisk i politycznych łupów.
- Wyłonienie w podobnej procedurze demokratycznej liderów w każdym z 41 okręgów wyborczych do Sejmu. Wspólny front demokratów jest potrzebny i możliwy również w wyborach do Sejmu. Nieusuwalne różnice programowe i ideowe pomiędzy demokratycznymi partiami poszerzają społeczną bazę obozu demokratycznego i nie są przeszkodą — pod warunkiem wszakże, że dają możliwość świadomego wyboru ludzi i programów.
- Wyłonienie lidera całej demokratycznej opozycji i przyszłego premiera w otwartych prawyborach. Wyborcy demokratów mają prawo decydować i wiedzieć, kto zostanie zwycięzcą w wygranych przez nich wyborach.
- Przyjęcie prawdziwego programu naprawy państwa – nie tylko chwytliwych obietnic i nie tylko korekt polityki państwa w zakresie uznawanym przez partyjnych strategów za interesujący dla wahających się wyborców. Przyjęcie programu odważnej, konstytucyjnej, ustrojowej i społecznej reformy państwa, w którym demokracja zawiodła, doprowadzając do sukcesu autorytarnych populistów, a nierozwiązane od lat i narastające problemy społeczne są źródłami niebezpiecznych wstrząsów. Program naprawy państwa musi prowadzić do zakończenia polskiego konfliktu.
Istota kryzysu
Polska jest pogrążona w kryzysie, który nie wynika ze stosunku sił w parlamencie i który polega nie tylko na łamaniu prawa przez obecną władzę. To kryzys, który ma głębokie korzenie społeczne i kulturowe. Cztery lata temu większość obywateli odrzuciła w głosowaniu cały dotychczasowy porządek w Polsce. O ile same wybory niekoniecznie oznaczały aż tak poważne konsekwencje, to kolejne lata, postępowanie władzy i jej umacniające się poparcie nie pozostawiają co do tego żadnych złudzeń.
Na ten kryzys nie odpowiedzą projekty dotyczące np. służby zdrowia, choć to są ważne sprawy. Nie odpowiedzą nań propozycje działań powstrzymujących katastrofę klimatyczną, choć to jest jeszcze ważniejsze. Ten kryzys na czymś zupełnie innym polega i dotyka samego centrum wspólnoty, jaką jest państwo. Bez jego rozwiązania ani polityka zdrowotna, ani klimatyczna, ani żadna inna nie będzie możliwa.
To kryzys wiarygodności instytucji demokracji powodujący, że w oczach większości wyborców lepszym niż parlament źródłem decyzji o państwie i jego polityce jest biuro Jarosława Kaczyńskiego na Nowogrodzkiej. To również kryzys wartości, a dokładniej — zaufania do wartości wyznawanych przez polityków i zwalczane przez PiS elity oraz autorytety. Odpowiedzialność za to ponosi nie tylko propaganda, ale również, pomimo niewątpliwych zasług, rzeczywiste zaniechania całej klasy politycznej sprzed zwycięstwa PiS.
Wiele czynników się na to złożyło. Wśród nich np. decyzja o podniesieniu wieku emerytalnego — dobrze uzasadniona odpowiedzialnością za państwo i przyszłe pokolenia, ale podjęta z pominięciem silnego społecznego sprzeciwu; finanse przejęte z OFE; próby siłowego narzucenia obowiązku szkolnego sześciolatków; odrzucone obywatelskie projekty referendalne; ignorowanie rozwarstwienia społecznego poprzez propagandę gospodarczego i cywilizacyjnego sukcesu oraz tezy o niewzruszonych prawach wolnego rynku.
Przed wyborami z 2015 roku nagrania z „Sowy i Przyjaciół” stały się symbolem polityki rozgrywanej w zamkniętych strefach dla VIP-ów, poza zasięgiem opinii publicznej — konstytucja z jej określeniem Polski jako wspólnego dobra obywateli, stawała się w tym świetle jeśli nie farsą, to zaledwie nieistotnym ornamentem w salonach władzy.
Rzeczywiste wyzwania
Wyzwaniem dzisiaj najpilniejszym jest taka reforma państwa, by obywatele mieli zaufanie do niego, a nie do fałszywych politycznych proroków i by to obywatele, a nie oderwani od nich politycy byli realnymi właścicielami wszystkich instytucji demokracji. Trójpodział władzy to nie tylko niezawisłe sądy, ale kontrola rządu przez parlament, co w Polsce od dawna nie ma miejsca. Wiarygodna demokracja to ordynacja wyborcza, ustrój partii politycznych wymuszający ich demokratyczną praktykę zamiast wodzostwa oraz rzeczywistą zależność polityków od wyborców. Wiarygodna demokracja, to też stabilne prawa — państwo, w którym o prawach kobiet nie decyduje chwilowa polityczna większość albo kaprys biskupów i nie kompromis zawarty w czyimś gabinecie, bo to są kwestie rangi konstytucyjnej. W wiarygodnej demokracji prawa socjalne, podstawa egzystencji wielu obywateli, również nie zależą od politycznych koniunktur, nie stają się przedmiotem wyborczych manipulacji i narzędziem korumpowania wyborców. Wiarygodne państwo nie oferuje przywódcom łupów i synekur Korpus cywilny jest w nim apolityczny, spółki skarbu państwa nie są partyjne, publiczne i prywatne media służą organizowaniu opinii publicznej, a nie realizacji partyjnych interesów.
Wyzwaniem są także programowe spory w opozycji — choćby o prawo aborcyjne, o którym partie demokratycznej opozycji mają zdania tak różne, że uniemożliwia to powstanie demokratycznej koalicji. Program demokratycznej opozycji nie musi jednak godzić sprzecznych zdań partii. Wspólny program nie powinien oznaczać unikania załatwienia którejkolwiek ze spornych spraw: czy dotyczy to polityki energetycznej, wieku emerytalnego, polityki społecznej, stosunków z Kościołem, czy ustroju naczelnych władz państwa. Wszystkie te problemy muszą zostać rozwiązane, rezygnacja pogrzebie zaufanie wyborców. To parlament jest miejscem debaty i sporu w każdej z tych spraw. Demokracja wtedy działa dobrze, kiedy każdy głos jest w niej reprezentowany, a nie wtedy, kiedy zarządzanie jest sprawne.
Test wiarygodności
Rzecz dzisiaj nie w tym, by obiecać więcej pieniędzy, wcześniejszą emeryturę, ani nie w tym, by zrealizować inny projekt racjonalizujący finanse państwa. Nie w projektach gotowych ustaw, jak w niebieskiej teczce Beaty Szydło. Nie w obietnicy liberalizacji aborcji, czy deklaracji utrzymania obecnego „kompromisu”, nie w modyfikacji 500 Plus i nie w zapowiedzi jego utrzymania.
Jedyną obietnicą, której dzisiaj od polityków opozycji oczekują Obywatele RP, jest podjęcie naprawy polskiej demokracji w przyszłym parlamencie i pozostawienie wyborcom kluczowych decyzji w referendach. Niech demokraci obiecują demokrację, nie pieniądze.
Istnieje prosty test wiarygodności tej obietnicy. Otwarty, publiczny wybór demokratycznych kandydatów zamiast targów w zamkniętych gabinetach, jak w czasach „Sowy i Przyjaciół”. To obietnica, którą politycy mogą zrealizować natychmiast. Jest na to wciąż czas, choć to już ostatnie chwile.
Obywatele RP
Na zdjęciu: Pikieta Obywateli RP przed Sejmem, 14.06.2019
Nawet mi się juz nie chce komentować tego bajania. Przeczytajcie drodzy ORP książkę „OBCYM ALFABETEM. JAK LUDZIE KREMLA I PiS ZAGRALI PODSŁUCHAMI” autorstwa Grzegorza Rzeczkowskiego. Przestaniecie wówczas w kółko pisać bzdety o kryzysie instytucji demokratycznych, które stały się rzekomo przyczyną obecnej sytuacji, zresztą nie tylko w Polsce. Kto łożył np. na Brexit dziesiątki milionów funtów jak nie Moskwa. To są fakty, a wy szanowni ORP w kółko to samo.
Panie Henryku, polecam ze swojej strony „Drogę do niewolności” Snydera. Rosja wtrąca się tam, gdzie demokracja jest słaba (PIS zresztą też), wzmocnienie tej demokracji jest lekiem na zagrożenie.
Pod punktem „Rzeczywiste wyznania” podpisuję się w całości. To jest dobre sformułowanie istoty problemu. Dodam jeszcze, że z pewnością nie poprę „opozycji”, która tej prawdy nie przyjmnie do wiadomości i do programu działania. Oczywiście w sposób wiarygodny.
Nawiązując do poprzednich wpisów, już jest lepiej głosować od razu na Putina, niż na nierząd PiS-u i „opozycję” w dzisiejszej formie.
No cóż, wszystko co napisano jest prawdą. Rzecz w tym, że Polacy już nie potrafią uwierzyć, że tacy ludzie jak Schetyna, czy liderzy pozostałych partii opozycyjnych potrafią zmienić swój sposób działania oraz widzenia Polski, jej obywateli i demokracji. Dla nich demokratyczna większość to tylko większość wśród polityków i działaczy partyjnych. Prawem kaduka utożsamiają się z państwem i tym samym przeciwstawiają się całemu społeczeństwu w przekonaniu o własnej nieomylności i wszechwiedzy. Musimy na nowo zdefiniować pojęcie państwa jako niezbywalnej własności wszystkich obywateli i zakazać konfrontowania państwa z obywatelami przez osoby tymczasowo upoważnione przez wyborców do zarządzania. Potrzebujemy też jasnej definicji demokracji, czyli systemu rządów, w którym aktualnie wybrane partie i ich liderzy będą mieć obowiązek liczenia się z wolą większości społeczeństwa, niezależnie od własnych koncepcji politycznych. Oznaczać to będzie bezwarunkowy obowiązek organizowania we wszystkich spornych kwestiach referendów zawierających pytania sformułowane przez obywateli domagających się referendum oraz obowiązek respektowania wyników referendów bez względu na przekonania rządzących. Na świecie już tak jest, że nikt nie ma monopolu na wszechwiedzę i dlatego decyzje w sprawach ważnych dla całego społeczeństwa powinny podejmować jak najszersze gremia obywateli. Niestety, ludzie, którzy od wielu lat uczestniczą w karuzeli władzy już się nie zmienią. Ich poczucie wyższości, arogancja, a także często całkowita alienacja, właściwie dyskwalifikują ich jako zarządzających demokratycznym państwem z woli większości wyborców. Ktoś, kto nie ma żadnych wątpliwości co do słuszności swojego postępowania, może wręcz stanowić poważne zagrożenie dla wszystkich. Dlatego koniecznością jest wprowadzenie kadencyjności nie przekraczającej dwóch kadencji zarówno we władzach wszystkich partii, jak i w organach przedstawicielskich. Wszyscy politycy, którzy byli posłami, senatorami lub wchodzili w skład rządów przez łączny okres 10 lat powinni automatycznie odejść. Fakt, że mówi się iż nowi od razu skupią się na pomnażaniu własnych majątków zamiast działać pro publico bono ale tego można łatwo uniknąć. Wszyscy ludzie związani z polityką powinni składać oświadczenia majątkowe na początku i na końcu kadencji Parlamentu aby np NIK mógł porównać ich stan posiadania. Wzrost majątku ponad otrzymywane w trakcie kadencji wynagrodzenia powinien natychmiast eliminować takie osoby ze świata polityki, uniemożliwiając im kandydowanie do jakichkolwiek gremiów przedstawicielskich w kraju, a ustalenie przez NIK bardzo znacznej różnicy stanu posiadania powinno skutkować śledztwem. Tylko tak pozbędziemy się z polityki ludzi, których interesuje wyłącznie wzbogacanie się. Jak można np ufać posłowi, który kandyduje do Sejmu z ramienia jakiejś partii a w trakcie kadencji zmienia partię i klub poselski. To przecież zwyczajne oszustwo wobec wyborców, które powinno skutkować natychmiastową utratą mandatu. Nikt jednak o tym nie myślał. Samo nic się nie zrobi. Jeśli chcemy aby ci, którym powierzamy zarządzanie naszym państwem byli uczciwi, musimy stworzyć cały szereg prawnych zabezpieczeń uniemożliwiających nieuczciwe działania. Brak takich zabezpieczeń sprawił, że mamy teraz do czynienia z poważnym kryzysem zaufania. Jednak to nasza niechęć do angażowania się sprawiła, że do polityki weszli ludzie, którym nie możemy zaufać. Społeczeństwo powierzając komuś zarządzanie państwem i właściwie swoim życiem, powinno najpierw ustanowić dokładne ramy działania tych, którzy w naszym imieniu będą rządzili. Nikt nie zrobi dla nas nic ponad to, co musi, więc trzeba określić dokładnie czego oczekujemy od wybranych przez nas partii i nałożyć na nie obowiązek zrealizowania naszych oczekiwań spisanych w formie społecznej umowy. Bez tego nigdy nie będzie w naszym państwie tak, jak tego pragniemy. I tylko niech nikt nie mówi, że nie da się stworzyć zabezpieczeń wykluczających nieuczciwość polityków. Skoro da się stworzyć prawo trzymające w ryzach 90 procent społeczeństwa, to na pewno da się i to. Trzeba tylko naprawdę chcieć. Znacznie lepiej jest wiedzieć niż wierzyć, więc zbudujmy ramy, które pozwolą nam zaufać, że ci, których wybierzemy będą działać dla nas a nie przeciw nam.
„Rzeczywiste wyzwania
Wyzwaniem dzisiaj najpilniejszym jest taka reforma państwa, by obywatele mieli zaufanie do niego, a nie do fałszywych politycznych proroków i by to obywatele, a nie oderwani od nich politycy byli realnymi właścicielami wszystkich instytucji demokracji. Trójpodział władzy to nie tylko niezawisłe sądy, ale kontrola rządu przez parlament, co w Polsce od dawna nie ma miejsca.”
Mój głos w temacie.
GODŁO.docx (35 KB).
Pozdrawiam i z wyrazami szacunku,
Piotr Małek
Czarno widzę te wszystkie recepty – „naprawy RP” – w opozycji do „anty-PiS-u” (wewnętrznie skłóconego nawet w obliczu przegranej z PiS-em). Czy w takim klimacie, na krótko przed krajowymi wyborami parlamentarnymi, można odpowiedzialnie proponować „odpartyjnienie” opozycji? Jestem pewny, że to zadziała na + dla obozu obecnie rządzącego. Nie uważam natomiast tez naprawczych ustroju RP za błędne. Wręcz przeciwnie, podpisuję się pod nimi oburącz. Powinny one jedna stać się przedmiotem debaty obywatelskiej i parlamentarnej po wyborach.
Znowu to słynne „nie przeszkadzajcie (stulcie pysk), lecz popierajcie (wybierajcie)”.
Jeśli w „wyborach” nie ma miejsca na dyskusje, to tym bardzie po „wyborach” nie będzie miejsca na dyskusje. Co jest zresztą stanem stałym od 30 i świadczy o fasadowości tych tzw. „wyborów” i tzw. „demokracji”.
Taką „demokrację” i „wybory” to ja mam dokładnie tam gdzie miałem komunę (tzw. „demokrację socjalistyczną”) Im prędzej zdechnie, tym lepiej.
Jak widać, słychać i czuć tzw. partie opozycyjne kierują się wyłącznie interesem własnego aparatu, czyli swoich „jedynek”, „dwójek” itd. Kompletnie nic więcej ich nie obchodzi. Schetyna, Czarzasty i PSL-owcy mi świadkiem. Wyznawcy trywialnej, raczej wulgarnej real-politik.
Którzy dobrze rozumieją, iż różnej maści obywatelscy optymiści sądzą, że świat stoi otworem. A oni z doświadczenia wiedzą jaki to otwór. Skąd brednia artykułu, zdjęcie baneru z hasłem „Konstytucyjna większość”? Skoro PiS zapewne zyska zwykłą większość, a może 276 mandatów umożliwiających odrzucanie veta prezydenta, który i tak jest niewybredny. Po jesiennym zwycięstwie PiS, dozna w 2020 reelekcji, chyba, że Kaczafi go odstawi. Premierzyca B. Szydło też wydawała się nie do ruszenia…
Przede wszystkim – po co te pozorowane ruchy różnych środowisk obywatelskich, w tym Obywateli RP, skoro w takiej (!) grze wynik jest z góry wiadomy, że będzie zero:zerowy? Próba remontowania zgniłych ścian przez ich malowanie? JAKI SENS i LOGIKA? Nawet jeśliby miało się zdarzyć coś wbrew sondażom – nie będzie zmian. Bodaj na łamach PRZEGLĄDU profesor J. Flis przytoczył ciekawy dowcip. Rozmawia ze sobą (bo z kim innym) dwóch kumpli. Jeden mówi: – Już dłużej nie wytrzymam, muszę z tego kraju emigrować. – Ale dlaczego? – Są dwa podstawowe powody. Po pierwsze, ten rząd spycha nasz kraj w przepaść. – Stary, weź się zastanów! Niedługo wybory, może opozycja przejmie władzę! – I to jest ten drugi powód…