Międlar pali zdjęcie Mazowieckiego. Miasto nie reaguje
Były ksiądz Jacek Międlar spalił we Wrocławiu zdjęcie Tadeusza Mazowieckiego. Nazwał go „komunistycznym parchem”. Dlaczego ta demonstracja nie została rozwiązana?
13 grudnia wieczorem około 100 nacjonalistów, narodowców i kibiców WKS Śląsk wzięło udział w demonstracji, która miała uczcić ofiary stanu wojennego. Podczas demonstracji Jacek Międlar nazwał Lecha Wałęsę„komunistycznym zdrajcą”, a Tadeusza Mazowieckiego „komunistycznym parchem” i spalił jego portret. Sprawę komentował w Gazecie Wyborczej Jacek Harłukowicz. – Były ksiądz od lat gra na nosie polskiej demokracji: lży i obraża, pali portrety kolejnych polskich bohaterów. (…) W kraju zatęchłym od smogu, nacjonalizmu i dymu z palonych kukieł nauczyliśmy się żyć w smrodzie. Gdy wreszcie zaczniemy się dusić, na wietrzenie może być za późno – pisze Harłukowicz.
Rzecz komentuje również Ewa Trojanowska z Obywateli RP: – Dlaczego na marszu kierowanym przez Jacka Międlara, gdzie można było oczekiwać tego typu zachowań, obserwator z miasta nie reagował i marszu nie rozwiązano? Miasto tłumaczy, że nie było ku temu ustawowych przesłanek (sic!). Jestem naprawdę zdruzgotana. Następny i pewnie większy niż w ubiegłym roku (bo przecież gołymi oczami widać, że rosną!) marsz czeka nas już 1 marca. Znów będzie okazja na demonstrowanie siły nacjonalizmu wobec słabości środków, jakimi możemy temu przeciwdziałać. I to wszystko w „mieście spotkań”. Mieście, którego prezydent kilka lat temu podpisał „Deklarację wrocławską” i tym samym zobowiązał się do reagowania na wszystkie objawy nietolerancji.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Sąd uniewinnił Obywateli RP, którzy stanęli na trasie marszu narodowców
Widziałam komentarze, w których padało pytania: – Dlaczego tym razem nie było tam kontry Obywateli RP i innych organizacji, które robiły to przy innych okazjach. W moim głębokim przekonaniu obywatele i obywatelki – na ogół nie tak liczni w tych kontrmanifestacjach we Wrocławiu – zrobili to, co do nich należało. Właśnie poprzez kontrmanifestacje, stawienie granicy przyzwoitości, obnażyliśmy w sposób bezdyskusyjny, czym te zgromadzenia są i nie pozwoliliśmy ich nie dostrzegać, traktować jak marginalne i nieistotne.
Teraz „piłka” jest po stronie władz miasta/miast, gdzie takie i podobne zgromadzenia się odbywają. To one mogą takie zgromadzania rozwiązać i sprawdzić wszystkie możliwości prawne zakazania tego typu działalności. One mają środki (zresztą z naszych podatków) do tego, by wynająć najlepsze kancelarie prawne i zrobić to w pełni profesjonalnie.
Mam prawo to napisać, bo od trzech lat uczestniczę w protestach przeciwko sianiu nienawiści przez Jacka Międlara i nie tylko przez niego. Jestem niemłodą kobietą, mocno już zmęczoną protestami, zdarzającym się ciąganiem po bruku przez policję, zniewagami i agresją ze strony nacjonalistów, przesłuchaniami i toczącymi się sprawami w sądach. To zresztą nie dotyczy tylko mnie.
W imię przekonania, że tę BRUNATNĄ FALĘ TRZEBA ZATRZYMAĆ, jestem gotowa to nadal robić, a nawet stanąć naprzeciwko takiego marszu sama -do czego zresztą, jak sądzę, nie dopuściłaby chroniąca te zgromadzenia policja. Nie uważam takiej formy protestu za wybitną odwagę, chociaż z jakimś ryzykiem na pewno się wiąże. Czy o to jednak teraz chodzi? O to, by garstka demonstrowała sprzeciw? Jeśli nie będzie innego wyjścia, ta garstka, a myślę, że może więcej niż garstka, na pewno się znajdzie. Może jednak to już czas na bardziej systemowe działania i rzeczywiste, a nie tylko deklaracje ze strony powołanych do tego instytucji?
Całkowicie zgadzam się z opinią Jacka Harłukowicza zawartą w tytule jego artykułu. To „przewietrzenie” powinno mieć miejsce już dawno… Sygnałów, incydentów, publicznie głoszonego antysemityzmu, ksenofobii, nawoływania do odwetu, gróźb publicznie wykonywanych, absolutnie niedopuszczalnych w przestrzeni publicznej gestów było aż nadto, by tę konieczność dostrzec.
Ewa Trojanowska
[sc name=”newsletter” naglowek=” Bądź dobrze poinformowany!” tresc=” Najnowsze informacje o nas, analizy i diagnozy sytuacji w kraju trafią prosto na Twoją skrzynkę!”]
Trochę się dziwię środowisku ORP, że często skarży się na ograniczenia własnego prawa do demonstrowania, nawet w kontrowersyjnych formach, a jednocześnie bardzo naciska na ograniczenie innym prawa do demonstrowania, również w kontrowersyjnych formach. To jest pewien brak konsekwencji, graniczący z pozbawianiem się wiarygodności w szanowaniu wartości demokratycznych.
W demokracji prawo do demonstrowania i wyrażania poglądów przysługuje również draniom i debilom. A w 40 milionowym społeczeństwie zawsze znajdzie się jakiś margines drani i debili. Zamiast pogodzić się z faktami statystycznymi i ignorować skrajny margines, wychwytuje się, wywyższa i lansuje właśnie skrajny margines jako reprezentację społeczeństwa. I to jest w sumie też idiotyzm. A nawet draństwo i debilizm.
To przykre, że środowiska ORP potrzebują dla własnej legitymizacji takich mrocznych typów w rodzaju Międlara. Przez to zniżają się właściwie do poziomu Międlara, kiedy w Polsce są doprawdy poważniejsze sprawy.
Są pewne rzeczy, których robić nie wolno. Nie wolno siać mowy nienawiści. Temu trzeba się mocno sprzeciwiać, bo z garstki drani robi się na naszych oczach ich coraz więcej. Palenie kukły Żyda, czy zdjęć premiera Mazowieckiego przekracza granicę. Dlatego nikt nie zabrania demonstrowania, ale kiedy łamie się prawo, to demonstracja powinna być rozwiązana. I o tym chyba pisze pani Trojanowska
Moim zdaniem jest za dużo chętnych do decydowania co innym wolno, a co nie wolno w ich „demokracji”. Mają o tym decydować urzędnicy miejscy i wiejscy, czy też inni demonstranci? Sądy słusznie i konsekwentnie blokują wszelkie próby blokowania demonstracji bez żelaznych dowodów i skrajnych prawdopodobieństwa powstawania nadużyć i zagrożeń. Widzimisię kogokolwiek nie powinno być w ograniczaniu tego podstawowego prawa w demokracji uwzględniane.
Poza tym mówiłem o sprzeczności w którą popada ORP. ORP rości sobie prawo do demonstrowania, jak trzeba nawet łamiąc obowiązujące prawo niższego rzędu (obywatelskie nieposłuszeństwo) a z drugiej strony przejawia tendencje do wyznaczania kontrolerów do ograniczania prawa innym w demonstrowaniu. To jest dla mnie niespecjalnie logiczna i spójna postawa.
i dlaczego palenie portretów Mazowieckiego nie ma być uznaną formą ekspresji swoich poglądów i niechęci. A palenie portretów Kaczyńskiego, Bieruta lub nawet Hitlera i Stalina jest dozwolonym środkiem ekspresji? I kto ma o tym decydować? Sam bym chętnie spalił kukłę Kaczora i innych zdegenerowanych kacyków partyjnych. Palenie kukły Żyda oceniam już w nieco innych kategoriach ze względu na rasistowskie uogólnienie i kontekst historyczny polskich ziem. Ale to też powinno być ścigane według innych procedur i paragrafów, a nie w postaci prewencyjnych zakazów demonstrowania i innych ograniczeń podstawowych obywatelskich praw.
Zaczyna się od palenia portretów (ważne jest też to, co on przy tym mówi). Kończy się dużo poważniej. Europa to już testowała. By się nie powtórzyło, trzeba takiemu chłopczykowi (rocznik 89) rozwiązać demonstrację, postawić przed sądem itd. Bo to nawoływanie do nienawiści. A tego już robić nie wolno.
O ile wiem, nienawiść nie jest prawnie zakazana, więc nie może być też podstawą delegalizacji demonstracji. Nienawiść to uczucie legalne, bardzo wielorakie i subiektywne. Są przypadki, że jest nawet wskazane (nienawiść do nazizmu, narkotyków, pedofilii, komuny itd.)
Właśnie prawa człowieka należy chronić przed takimi okólnikami, bo na okólnikach można zakazać w zasadzie wszystkiego. Również Parad Równości czy pikiet ORP. Tak też generalnie orzekają sądy nie tylko w Polsce, ale w całej zachodniej Europie.
Panie biznetusie, byłby Pan dobrym rzecznikiem prasowym w sensie wielorakim i obiektywnym.
Władza po to jest władzą, by jej prawo nie dotyczyło.
Tak jest niestety w Polsce, w postsowieckim systemie dyktatury partyjnej. Każda władza stoi ponad prawem i narodem, ponieważ jest metodami demokratycznymi nieusuwalna, całkowicie bezkarna i nierozliczalna. W demokracji władza pochodzi od narodu i jest wyłaniania w wolnych, powszechnych wyborach, w których ludzie swobodnie decydują, kto kandyduje i kto jest wybierany na ich przedstawicieli di ciał przedstawicielskich. A nie mafijne wierchuszki przy pomocy sfałszowanych procedur wyborczych. Ale to już jest inny temat.
Wygląda na to, że Wrocław jest ostoją polskiego faszyzmu. Za rządów PO-PSL obserwowaliśmy jak bezkarne rasistowskie marsze wzywające wprost do mordowania osób o innym kolorze skóry, innym pochodzeniu etnicznym, czy wyznających inne niż Katolicyzm religie, zostają uznane przez wrocławski sąd za”dozwolone wyrażanie własnych poglądów”. Kolejne faszystowskie marsze swobodnie przechodzą przez miasto mimo wydanego zakazu, ponieważ policja nie dopuszcza do jego doręczenia organizatorom. Ostatni marsz faszystów, w którym znieważa się uczciwych Polaków i pali zdjęcie Mazowieckiego, nie zostaje rozwiązany. Pani Ewa Trojanowska wciąż używa zastępczych określeń wobec uczestników tego skandalicznego wydarzenia, nazywając ich nacjonalistami, narodowcami i kibicami a przecież są to zwyczajni faszyści, którym marzy się nieograniczona władza umożliwiająca bezkarne mordowanie wszystkich tych, których faszyści uznają za wrogów. Faszyzm, to zbrodnicza ideologia, na którą składa się rasizm, nacjonalizm, zwykłe chuligaństwo i bandytyzm, a w Polsce dodatkowo jeszcze katolicki fanatyzm. Unikanie przez całe 8 lat rządów PO-PSL nazywania rzeczy po imieniu doprowadziło do obecnej sytuacji w kraju. Najgorsze jest to, że faszyzacja polskiej młodzieży szerzy się nie tylko pod wpływem starych faszystów z ONR, którzy w czasach PRL byli aktywnymi i prominentnymi członkami PZPR, nie tylko pod wpływem Kościoła, który uważa faszyzm za barierę przeciw sekularyzacji Polski, ale także za sprawą liberałów z PO, którzy właściwie znieśli zakaz propagowania faszyzmu w ramach liberalnej demokracji, na którą PO potajemnie zamieniło demokratyczny ustrój państwa polskiego. To właśnie dzięki owej liberalnej demokracji rząd PO-PSL tolerował i wręcz akceptował działalność faszystów, skrzętnie przy tym ukrywając przed społeczeństwem ich tożsamość polityczną. Nie wiadomo kto z nich wciąż we Wrocławiu wspiera faszystów, zezwalając na ich haniebne demonstracje i chroniąc ich przed odpowiedzialnością. Wielu Polaków głosując na PiS w 2015 roku nie miało pojęcia, że partia ta jest polityczną reprezentacją legalnych w Polsce organizacji faszystowskich, ponieważ liberałowie z PO na wszelkie sposoby blokowali we wszystkich mediach informacje ujawniające prawdziwe oblicze PiS-u. Wielu z nich robiło to dlatego, by nie zaszkodzić spreparowanemu przez siebie, fikcyjnemu wizerunkowi Polski za granicą, rzekomo demokratycznej, nowoczesnej, mlekiem i miodem płynącej, równej starym demokracjom naszego kontynentu. Nie wierzę jednak, że była to jedyna motywacja ukrywania zarówno przed obywatelami RP jak i przed światem odradzania się w Polsce faszystowskiej hydry, a wraz z nią nietolerancji, ksenofobii i rasizmu. Wielu polskich liberałów zostało zwerbowanych przez utworzone przez faszystów hiszpańskich Opus Dei, propagujące nie tylko faszyzm ale również pedofilię, której wielkim zwolennikiem był założyciel Opus Dei, święty Josemaria Escriva de Balaguera. Są oni zobowiązani do bezwzględnego posłuszeństwa Opus Dei, nawet gdyby kazano im działać przeciw Polsce. Unia Europejska nie bez powodu uznała, że osoby związane z Opus Dei nie powinny zajmować żadnych stanowisk publicznych ani działać w polityce w swoich krajach, ponieważ zachodzi tu wyraźny konflikt lojalności, gdyż ludzie ci przysięgają lojalność wobec Opus Dei przeciw lojalności wobec własnej Ojczyzny. Polacy zlekceważyli do zalecenie UE i dlatego obecnie wielu polityków oficjalnie należących do partii, które weszły w skład PO-koalicji działa na polecenie Opus Dei przeciw niej, na rzecz PiS-u i polskich faszystów. To również za ich sprawą księża pedofile są w zdecydowanej większości bezkarni, a polski MSZ wydaje im paszporty dyplomatyczne aby mogli zbiec z krajów gdzie przyłapano ich na molestowaniu dzieci. Niektórych dziwi istnienie wspólnoty interesów faszystów, rzekomo nienawidzących pedofilów i komunistów, z komunistami w latach 1948-1990 w ramach PZPR, czy obecnie z pedofilskim klerem katolickim. Czego się jednak nie robi dla pieniędzy. Kościół, finansując hojnie polskich faszystów co najmniej od 1936 roku wymusza na nich taką współpracę w imię własnego interesu. Jak nikczemni są polscy faszyści widać choćby po tym, że nazywają komunistami prawdziwych patriotów, opozycjonistów, choć oni sami wspólnie z komunistami z PPR, jako prominentni członkowie PZPR, gnębili, więzili i mordowali uczciwych polskich patriotów z antykomunistycznej opozycji przez blisko 45 lat. Te wszystkie ciemne powiązania między zwolennikami demokracji z PO-koalicji a Kościołem i faszystami sprawiają, że wielu Polaków jest zagubionych i decyduje się nie głosować w żadnych wyborach. Uratować demokrację w Polsce może jedynie kategoryczne przestrzeganie zapisu polskiej Konstytucji o rozdzielności państwa od Kościoła i wzięcie pod uwagę sugestii Unii Europejskiej dotyczącej polityków zwerbowanych przez Opus Dei, bowiem aby demokracja mogła zwyciężyć Rzeczpospolita musi być świeckim państwem będącym Ojczyzną wszystkich swoich obywateli, bez względu na ich płeć, wyznanie lub jego brak, pochodzenie etniczne, czy seksualne preferencje. Przemilczanie trudnych tematów i przymykanie oczu na negatywne zjawiska wśród polskich polityków zaliczanych do zwolenników demokracji, w imię jedności opozycji niezbędnej dla przeciwstawienia się faszystowsko-komunistycznemu spiskowi PiS nie jest wcale dobrym sposobem na przekonanie większości wyborców do udziału w wyborach i głosowania na koalicję prodemokratycznych partii. Należy właśnie teraz mówić o błędach, przyznać się do istnienia problemów aby przekonać Polaków, że wyciągnięto w końcu wnioski z przegranych w 2015 roku wyborów. Bez rachunku sumienia polityków PO i PSL, bez zadeklarowania koniecznych zmian, nie uda się przywrócić demokratycznego ustroju państwa polskiego oraz więzi Rzeczpospolitej z Unią Europejską, stanowiącej alternatywę dla nieustannego zagrożenia Polski i całej Europy wojną.