Marszałek Kuchciński się bawi

W poniedziałek 4 grudnia wybierałam się do roboty w Senacie RP jako tłumaczka kabinowa z języka francuskiego na międzynarodowej konferencji senackiej, poświęconej hakerstwu i mowie nienawiści. Zlecenie było uzgodnione od ponad miesiąca
 
W sobotę dostałam informację, że lista tłumaczy została już przesłana do Straży Marszałkowskiej, która nijak nie zareagowała. W związku z tym uznałam, że Straż Marszałkowska, marszałek Kuchciński, czy kto tam podejmuje decyzje o zakazach sejmowych, ma – podobnie jak ja – świadomość różnicy między pracą zawodową a działalnością polityczną i że pomimo mojego „skandalicznego” zachowania dziesięć dni wcześniej zostanę na teren parlamentu wpuszczona. Nic z tych rzeczy.

Ale po kolei. Najpierw wyjaśnienie skąd się wzięło moje podejrzenie, iż wpuszczona nie zostanę. Otóż w piątek 24 listopada dokonałam czynu arcynagannego: weszłam z przepustką na teren Sejmu i na dziedzińcu rozpostarłam polską flagę. Miałam to zrobić wraz z Kingą Kamińską, również z Obywateli RP, której jednak bez podania jakichkolwiek przyczyn przedłużono dotychczasowy zakaz sejmowy. No to wlazłam sama. Trzymając flagę w rozłożonych ramionach, bez słowa stałam na asfalcie i czekałam na reakcję Straży Marszałkowskiej.

Długo nie trzeba było czekać. Podeszło do mnie trzech smutnych panów, którzy zażądali oddania przepustki oraz opuszczenia terenu sejmowego. Na zadawane przeze mnie pytania o to, co mianowicie złego zrobiłam, nie udzielali żadnej odpowiedzi, tylko powtarzali jak nakręcone katarynki „proszę oddać przepustkę oraz opuścić teren Kancelarii Sejmu, w przeciwnym razie zostaną wobec pani zastosowane środki przymusu bezpośredniego”. W pewnym momencie jednemu ze strażników wypsnęło się, że chodzi o zakłócanie miru domowego (sic!) poprzez manifestowanie. Manifestowanie czego – już nie uściślił. Najwyraźniej manifestowanie patriotyzmu przy użyciu polskiej flagi stanowi w oczach marszałka Kuchcińskiego zakłócenie jego miru domowego, wykroczenie i w ogóle naruszenie powagi jego wysokiego urzędu. Albo coś w tym duchu.

Po trzeciej rundzie pytań i braków odpowiedzi zorientowałam się, że panowie są gotowi przejść od słów do czynów, w związku z czym wykonałam ruch wyprzedzający i padłam na wznak na asfalt. Upewniwszy się, że nic mi nie dolega, panowie chwycili mnie za ręce-nogi i wynieśli przy entuzjastycznych okrzykach grupki widzów, którym serdecznie dziękuję za wsparcie.


Popierasz nasze działania? Wpłać darowiznę!

 

Tydzień później, w piątek 1 grudnia, próbowałam wejść na wysłuchanie obywatelskie w sprawie ustaw „reformujących”, a właściwie do końca demolujących polskie sądownictwo. W biurze przepustek okazało się, że mam roczny zakaz sejmowy. Stąd właśnie wzięło się moje lekkie podejrzenie, że na poniedziałkową robotę mogę nie zostać wpuszczona. I zaiste. Jak się okazało, lista tłumaczy dotarła do biura przepustek dopiero w poniedziałek rano, a tam zonk! Tej pani nie obsługujemy. Nawet jeśli tak się składa tym razem, że to ta pani miała obsłużyć nas. Nadmieniam, że ponieważ – w przeciwieństwie do marszałka Kuchcińskiego – umiem odróżnić pracę od polityki, przybyłam „no logo” i bez cienia zamiaru demonstrowania czegokolwiek z wyjątkiem własnych kompetencji tłumaczeniowych.

Po półgodzinnym oczekiwaniu, czy Kancelarii Senatu uda się może doprowadzić do zawieszenia zakazu sejmowego, dowiedziałam się, że nic z tego, marszałek Kuchciński (który ponoć osobiście podjął decyzję o owym zakazie i tylko on byłby ewentualnie władny go anulować, choćby na ten jeden dzień) poszedł w zaparte i mogę se wracać do domu. Co też uczyniłam.

Incydent ten kosztował mnie:
a) kilka godzin przygotowań do tłumaczenia (lektura otrzymanych materiałów, a także wyszukiwanie francuskich odpowiedników polskich słówek i zwrotów oraz vice versa),
b) jakieś dwie godziny poświęcone na dojazd na Wiejską, czekanie na efekty negocjacji między Kancelarią Senatu a marszałkiem Kuchcińskim oraz powrót do domu,
c) jedną dniówkę składającą się z pracy jako takiej (a ja swoją pracę cholernie lubię i mam gulę, jak mi ją odbierają) oraz z jej ekwiwalentu finansowego, który też byłby nie do pogardzenia.

Uważam, być może przeceniając własne krzywdy, że dotychczasowe szykany marszałka Kuchcińskiego wobec mnie zmieniły się w miękkie bo miękkie, ale jednak represje. Zleceń z Sejmu i Senatu nie miewałam nigdy wiele, ale zawszeć to parę złotych dawało się zarobić. A tu kiszka. Następną okazję będę zapewne mieć dopiero po zmianie władzy na normalniejszą. Oby jak najrychlej.

Beata Geppert

 
Czytaj też: Co najmniej 99 osób z zakazem wstępu do Sejmu za rządów PiS. Niektórzy – nawet na 3 lata – tutaj.

Jeden komentarz do “Marszałek Kuchciński się bawi

  • 5 grudnia, 2017 o 18:38
    Bezpośredni odnośnik

    Dzisiaj 5 grudnia nikt nie mógł wejść do Sejmu poza posłami i pracownikami. Ta władza już ześwirowała na maksa.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *