Lepsza Polska – jest, czy nie jest możliwa?

Jak się jest w obywatelskim watchdogu, to o politykach i partiach wypowiadać się nie da, nie wychodząc z roli, która każe trzymać do wszystkich równy dystans. Ale dystans do Joanny Scheuring-Wielgus jest absurdem z tego powodu, że ona go zawsze skraca. Ma raczej zwyczaj trzymać się blisko
 
Opuszcza .N… No, strata dla tej partii. Z pewnością będzie przez partię odczuta i zauważona. Partie są w Polsce problemem. Gigantyczne zbrzydzenie nimi jest problemem ogromnym. I niebezpiecznym, bo innej demokracji nie znamy, a antypartyjne resentymenty są groźne – kto na nich grał, zawsze instalował dyktaturę. Społecznie nie uświadamiamy sobie, jak mocno źródła powszechnej, bardzo przecież zasłużonej i ze wszech miar zrozumiałej niechęci do „partyjniactwa” są zakorzenione w patologicznie niedemokratycznym ustroju polskich partii politycznych.

A ten ustrój to jeden z podstawowych konstytucyjnych bezpieczników demokracji. To on zawiódł w Polsce najpierw. I najbardziej. Kryzys zaufania do „gabinetowej”, nietransparentnej polityki z Sowy i Przyjaciół, spowodował wyborczą klęskę PO. To również wodzowska partia, w której wszystko rozstrzyga się w gabinetach, dokonuje w Polsce zamachu stanu.

Ani PiS, ani niestety również PO, ani nawet – co ciekawe – Razem nie zarejestrowałyby swoich statutów np. w Niemczech.

Joanna Scheuring-Wielgus będzie sobie teraz radzić sama. Jak? Nie wiem, ale z całą pewnością musi chodzić o nową partię. Nie znam się na kuluarowych układankach i brakuje mi rozsądku zawodowego polityka – ale Joanna, zdaje mi się, też nie jest specjalnie cwana w tych akurat klockach.
 


 
Moja rada – wszystko na stole, łącznie ze składem „drużyny”. Idzie zmiana. I wybory parlamentarne. Znów będziemy żądać otwartych, międzypartyjnych prawyborów i znów walniemy głową w mur. Ale go tym razem przebijemy być może i jeśli będzie trzeba prawybory zorganizujemy sami. Zarys propozycji: Joanna, załóż listę. Jedną z list prawyborczych. Ludzie na nią trafią sami. Sami tacy, którzy wolą otwartą debatę i głosy wyborców, a nie układy liderów. Lista Joanny Scheuring-Wielgus, jakkolwiek ma się nazywać i czymkolwiek będzie, ma wszystkie szanse zdobyć bardzo wiele – w obywatelskich, otwartych, równych, bezpośrednich i tajnych prawyborach wyłaniających obywatelską, pluralistyczną, demokratyczną reprezentację w sejmie.

Adam Szłapka to nie jest bajka Joanny. Ale Konstytuanta, o której mówi, czy też, jak to lepiej nazwał, Sejm Wielki, to po pierwsze naprawdę wielki, choć kompletnie niedoceniony projekt, po drugie zaś coś zdumiewająco zbieżnego z myśleniem Obywateli RP. Adam Szłapka nie umie i nie chce myśleć o prawyborach. Ale jeśli tę normę narzucimy, z pewnością – z chemią, czy bez niej – tych dwoje z .N znajdzie się gdzieś blisko siebie.

Polityczne rozwody to nic miłego – to jest zawsze zła, a nie dobra wiadomość. Osłabienie każdej partii to też zła wiadomość – bo potrzebne nam są partie silne, z mandatem wiarygodności. Nie silne siłą uchwytu za pysk ze strony lidera, ale wewnętrzną demokracją i otwartością na wyborców, których są emanacją. Może jeszcze będzie dobrze. Inny skład i inny program, Joanna? Większa wiarygodność? Pewnie!

Ale otwarty ustrój przede wszystkim. O tym pamiętaj. To mało sexy, wiem. Ale tylko przez chwilę. W wyborach się okaże. Kiedy do urn pójdą ludzie obudzeni nadzieją i w przekonaniu, że decydują o partiach, które są ich własnością i o państwie, które ich własnością się stanie. Kiedy coś takiego widzieliśmy ostatnio? Możemy to zobaczyć w prawyborach.


Wesprzyj nas, żebyśmy mogli dalej działać!


10 komentarzy do “Lepsza Polska – jest, czy nie jest możliwa?

  • 9 maja, 2018 o 15:11
    Bezpośredni odnośnik

    Może to lepiej, że zostawiła Nowoczesną? Ta Nowoczesna nie jest znów tak bardzo nowoczesna 🙂

    Odpowiedz
  • 9 maja, 2018 o 15:49
    Bezpośredni odnośnik

    Na marginesie tego wpisu chciałbym się jeszcze raz „przyczepić” się do małego szczegółu, który nie jest jednak nieznaczący, bo stanowi jeden z notorycznie wprasowywanych w umysły dogmatów i fundamentów panującej w polskim systemie patologii. Chodzi tu o ten „resentyment antypartyjny”. Popełnia tu autor błąd logiczny, który można wykazać uprawnionym argumentum ab absurdum. Jeśli ktoś w hitlerowskich Niemczech nie uznawał rządów i legalizmu partii NSDAP, czy też w PRL-u nie uznawał legalizmu i władzy PZPR, ZSL , i SD, to nie można mu by było zarzucić postawy wroga demokracji wykazującego syndrom cierpienia na „resentymenty antypartyjne”.

    Nieuznawanie, nieszanowanie i odmowa legitymizacji partiom, które nie są demokratyczne i przede wszystkim nie mają demokratycznej legitymizacji nie jest postawą antydemokratyczną i resentymentem antypartyjnym. A niestety brak demokratyzmu i brak demokratycznej legitymizacji, to cecha praktycznie wszystkich polskich partii (czy raczej ich atrap) co Autor po części potwierdza uwagą o braku możliwości zarejestrowania tego typu partii w sąsiednich Niemczech. Tej ogólnej właściwości nie zmieniają nawet niuanse odróżniające pozytywnie lub negatywnie poszczególne partie.

    To tyle. Poza tym czysto teoretycznie potrafię sobie wyobrazić dobrze funkcjonującą demokrację bez partii politycznych, w której np. w Sejmie zasiada 460 niezależnych posłów reprezentujących jedynie swoje okręgi wyborcze i którzy tworzą większości i pozycje wokół konkretnych spraw. To znaczy tworzą stronnictwa (a więc partie) wokół konkretnych spraw. Tak mniej więcej funkcjonowała demokracja szlachecka w I RP (w swoich złotych czasach). Natomiast żadna demokracja nie jest wyobrażalna bez wolnych, powszechnych i równych wyborów, w których obywatele wybierają spośród siebie w sposób wolny swoich prawdziwych przedstawicieli. Ja z tej perspektywy oceniam polską „demokrację”.

    Jest to model teoretyczny, bo w praktyce i w dzisiejszych standardach demokratycznych zakazy zrzeszania się obywateli w partie i wykluczanie partii z procesów demokratycznych byłoby taką samą „zbrodnią” wobec fundamentów demokracji jaką jest ograniczenie indywidualnych praw wyborczych obywateli i ich wykluczenie z procesów demokratycznych. Byłoby równie barbarzyńskim pogwałceniem zasady powszechności, równości i wolności demokratycznych wyborów. Lecz teoretycznie demokracja może funkcjonować bez partii, ale nie może funkcjonować bez obywateli.

    Warto to przypominać, gdy się słyszy ten fałszywy dogmat o niezbędności partii politycznych w demokracji a pod którym próbuje się przemycać sedno antydemokratyzmu i patologi ustrojowej w Polsce, czyli uzurpację partii i koterii politycznych na monopol sprawowania przewodniej roli w państwie. Taki system jest de facto dyktaturą nomenklatur partyjnych a nie demokracją i jest kontynuacją modelu politycznego z PRL-u.

    Odpowiedz
    • 10 maja, 2018 o 06:19
      Bezpośredni odnośnik

      Można zatem w zasadzie stwierdzić, że metoda D’Hondta jest de facto antydemokratyczna ponieważ wyklucza z procesów demokratycznych partie/organizacje i głosujących na nie obywateli, a raczej dopuszcza ich tylko do części procesu demokratycznego. Tym samym utwierdza „dyktaturę nomenklatur partyjnych” oraz wspiera nowych populistów, których głównym zadaniem jest przekroczyć próg wyborczy.

      Odpowiedz
      • 10 maja, 2018 o 13:12
        Bezpośredni odnośnik

        Metoda D’Hondta nie jest sama w sobie niedemokratyczna. Niektóre pojęcia przybierają niestety funkcję zaklęć, etykietek, skrótów myślowych, pojęć kultowych zatracając przy tym swój pierwotny sens oraz służąc fałszywie jako opis zupełnie nieadekwatnych zjawisk, procesów, systemów. Tak jest z tą metodą D’Hondta, ale też z JOW-ami, z rolą partiami i wieloma innymi.

        Metoda D’Hondta jest jedynie algorytmem przeliczania głosów wyborców na mandaty w systemie proporcjonalnym, która nieco premiuje partie większe kosztem mniejszych. Można dyskutować, czy jakiekolwiek premiowanie kogokolwiek jest dozwolone w demokracji i zgodne z zasadą równości bądź powszechności wyborów, ale ogólnie panuje przekonanie, że systemy premiowania są dozwolone w demokracji, o ile są rzeczywiście premiami i nie naruszają istoty innych zasad demokracji, jak równość, powszechność i wolność wyborów.

        Dla przykładu: gdyby w ostatnich wyborach PiS lub inna partia otrzymała od wyborców 48,5% głosów a po przeliczeniu głosów metodą D’Hondta przydzielono by jej 52,3% mandatów w Sejmie, to mielibyśmy do czynienia z premią w sensie i w intencji metody D’Hondta. Jest to lekkie nagięcie matematycznej równości i proporcjonalności, ale nie złamanie istoty równości i proporcjonalności. Byłby to również racjonalne, bo partia, która zdobyła praktycznie połowę głosów wyborców zostałaby zwolniona z konieczności szukania małego i być może kapryśnego koalicjanta, co stanowiłoby chyba jeszcze większe wypaczenie wyników wyborów i woli większości.

        Tyle że PiS w ostatnich wyborach nie uzyskał absolutnej większości dzięki metodzie D’Hondta, bo metoda D’Hondta nigdy nie wyliczyłaby z 36,5% głosów wyborców absolutnej większości w Sejmie. System, który tak przelicza głosy nie ma nic wspólnego z demokracją czy z algorytmem D’Hondta lecz jest systemem gier typu „Jednorękiego Bandyty” lub „Rosyjskiej Ruletki”.

        PiS dostał absolutną większość dzięki wywaleniu 2,5 miliona (16,6%) głosów wyborców do śmieci i przydzieleniu w większości tych zlikwidowanych głosów PiS-owi. Dla wyczucia relacji przypomnę, że PiS sam dostał trochę ponad 5,5 miliona głosów. I to nie jest premia. To jest całkowite wypaczenie wyników wyborów oraz postawienie na głowie zasad równości głosów i proporcjonalności.

        Progi wyborcze nie mają nic wspólnego z metodą D’Hondta, To jest alternatywna metoda premiowania ważniejszych partii. Można powiedzieć, że jak już się stosuje premiowanie algorytmem D’Hondta to inne metody premiowania jak progi wyborcze powinny być absolutnie wykluczone. I odwrotnie. W algorytmach liczenia głosów idealnie proporcjonalnych progowa „eliminacja partyjnego planktonu” miałaby może jakiś sens i nie łamałaby istoty demokracji.

        Mówimy tutaj o mechanizmie działającym w układzie zamkniętym nazwanym tutaj „dyktaturą nomenklatur partyjnych”. Ta z kolei bazuje na innych trikach prawno-wyborczych, które również nie mają nic wspólnego z metodą D’Hondta a są z nią niestety zbyt często kojarzone. Wymienię te już tylko skrótowo. Są to według kryteriów destrukcyjności:

        a) Całkowita eliminacja obywateli bezpartyjnych i zrzeszonych lokalnie z procesów wyborczych do Sejmu co stanowi nie ograniczenie, nie naruszenie, lecz całkowitą likwidację podstawowej zasady powszechności demokratycznych wyborów

        b) Gangsterski system finansowania partii politycznych (raczej system samofinansowania się gangów nomenklaturowych), który łamie zasadę równego traktowania wszystkich podmiotów i stwarza barierę wejścia nie do przebicia

        c) omówione już wcześniej toksyczne połączenie progów wyborczych z metodą d’Hondta oraz inne liczne preferencje i przywileje przydzielane sobie przez kartel centralnie koncesjonowanych partii.

        Wszystkie te czynniki powodują, że system jest zamknięty, nieprzemakalny, społecznie wyalienowany i niereformowalny. Nie ma możliwości jego zmiany od dołu metodami demokratycznymi. Jest to system obywatelom wrogi i obcy zasługując w pełni na miano „dyktatury nomenklatur partyjnych”.

        I nie jest to „system D’Hondta” na zakończenie podkreślę. Algorytm D’Hondta może być uprawniony, rozważany a nawet w niektórych warunkach pożyteczny, o ile jest stosowany w systemie szanującym trzy podstawowe fundamenty wyborów demokratycznych. Są to:

        a) Zasada powszechności wyborów (nikt nie może być z procesów wyborczych wykluczany)

        b) Zasada równości wyborów (nikt nie może być w procesach wyborczych faworyzowany lub dyskryminowany)

        c) Zasada wolności wyborów (w skrócie: każdy może korzystać z powszechności i równości wyborów w sposób swobodny, w pełni swoich obywatelskich i ludzkich praw i pod ochroną państwa prawa)

        Odpowiedz
        • 12 maja, 2018 o 16:26
          Bezpośredni odnośnik

          Szkoda, że przeczytałam tę odpowiedź dopiero teraz. Uzupełniłabym swój komentarz do tekstu Pawła o sondażu o ów próg wyborczy. Bo rzeczywiście wyszło mi na to, że łączenie tych dwóch metod to jakaś aberracja.

          Odpowiedz
    • 10 maja, 2018 o 13:01
      Bezpośredni odnośnik

      Drogi Bisnetusie,
      snujesz swoją opowieść o dobrze funkcjonującej demokracji bez partii politycznych i to pewnie dla wielu wygląda na abstrakcję lub Wieści z Marsa. Ja sądzę, że jak zwykle przerysowujesz, ale w tym jednym przypadku trafiłeś dość blisko celu. Otóż w Szwajcarii są wprawdzie partie polityczne, ale dominuje lokalna, świetnie działająca wspólnotowość, mało kogo obchodzi że rząd federalny w Bernie. Jestem pełen podziwu dla tych sympatycznych Helwetów. Tylko, że tam nie właściwie nigdy nie było poddaństwa, bo zbyt słabe dochody były z roli by zakładać latyfundia; a każdy jeden kanton łupił inne ile tylko mógł i to przez wiele stuleci, aż się Szwajcarzy zorientowali, że nie tędy droga. Później mieli Reformację, a z czasem nauczyli się trzymać język za zębami, gdy chodzi o wspólny interes… i to są moje Wieści z Marsa dla każdego z Moich Rodaków.

      Odpowiedz
      • 10 maja, 2018 o 14:04
        Bezpośredni odnośnik

        Jurek,

        przykłady takie jak z Szwajcarią mają to do siebie, że są ekstremalne i w zasadzie do innych warunków i środowisk nieprzystawalne. Szwajcaria to kraj górali, leżący w geopolitycznie martwej strefie, trójjęzyczny na pograniczu trzech kultur. Historia, kultura, struktura społeczna są niepowtarzalne i z niczym nie porównywalne. Powoduje to też, że i rozwiązania są często nie przekładalne, co nie znaczy, że nie powinny być przedmiotem analiz, nauki i inspiracji.

        W Szwajcarii wykształcił się chyba jedyny w świecie ustrój referendalny. Szwajcarzy piszą sobie na bieżąco konstytucję w drodze referendów. Wiele ustaw proponowanych przez rząd musi być obligatoryjnie poprzez referendum zatwierdzanych przez naród. A te które nie muszą, muszą na wniosek – o ile pamiętam – 50.000 obywateli być przedłożone do zatwierdzenia w referendum. Już ten jeden mechanizm ma monstrualne skutki dla modelu działania rządu i całej demokracji. Każdy rząd, cokolwiek by nie robił i nie uchwalał musi się 1000 razy zastanowić i 1000 to co robi z innymi skonsultować, czy dane rozwiązanie kogoś w kraju nie zrazi, nie poszkoduje i nie oburzy. Bo każda decyzja rządu może być przez naród lub jego znaczące części zakwestionowana i obalona w praktyce. To są realnie funkcjonujące, stojące obywatelom do dyspozycji instrumenty.

        To jest chyba powód, dlaczego w Szwajcarii od dziesiątków lat niezależnie od wyborczych wyników i niezależnie od układów większościowo-mniejszościowych 4 największe partie tworzą zawsze rządową koalicję. Nie z kalkulacji, nie z musu, lecz z czystego pragmatyzmu. W takim systemie nie da się rządzić przeciwko komuś. Rząd musi rządzić dla wszystkich, a przynajmniej dla ogromnej większości. Taka dzicz, jaką mamy w Polsce (ostatnie z tysięcy przykładów to deforma oświaty, czy deforma sądownictwa) nie jest w systemie szwajcarskim do wyobrażenia. Każda taka deforma padła by w nieunikalnych referendach wymagających ich powszechnego zatwierdzenia.

        Czasem mi się wydaje, że system szwajcarski jest przy wszystkich oczywistych różnicach systemem najbardziej zbliżonym do ustroju dawnej demokracji szlacheckiej w I RP. To cieszące się dzisiaj paskudną sławą Liberum Veto na samym początku całkiem nieźle działało i było wyrazem idei, że tylko te rozwiązania są dobre, które szanują interes każdego i na które wszyscy się zgadzają. To działało póki było oparte na odpowiedzialności i równości w stanie. Przestało działać gdy pojawiły się nierówności (magnateria i zubożała szlachta) a z nimi – w dużym uproszczeniu i z przymrużeniem oka – pojawiły się skorumpowane partie polityczne. Kolejny przykład, że partie są dla demokracji toksyczne 😉

        A Szwajcaria jest w sumie też tego przykładem. Formalnie są tam partie, ale w praktyce nie ma partii rządzących i partii opozycyjnych, bo te tracą na znaczeniu w funkcjonującej demokracji bezpośredniej i w demokracji, w której „Dobro Wspólne” i zasada zbliżona do „wspólnej zgody” są w systemie złotymi literami wpisane i konkretnymi instrumentami egzekwowane.

        Odpowiedz
        • 11 maja, 2018 o 09:16
          Bezpośredni odnośnik

          Bisnetusie,
          Bardzo Ci dziękuję za wspaniały tekst, wiele się z tego nauczyłem, a sądzę że inni tym skorzystali. Oczywiście przepraszam za moje mocno zbełtane wystąpienie, włączył się jakiś komunikator i niesprawdzony test mi uciekł na witrynę Obywateli RP.
          Zgadzam się z Tobą co do joty i podzielam Twoją niechęć do rozpanoszonej w Polsce dziczy. Przykład Szwajcarii jest dość ekstremalny, posumujmy: martwa strefa, pragmatyczni górale i trójjęzyczność, do tego cztery zaskorupiałe partie polityczne. Ja postulowałem by zwrócić uwagę na postępowanie Szwajcarów oparte o skrajny pragmatyzm i tradycję trzymania języka za zębami, gdy chodzi o wspólny interes.
          Teraz moje korekty, do Twojego wystąpienia.
          Jeśli kantony to była martwa strefa, to zwróć uwagę jaką rolę w historii Europy odegrały kolejno St. Galen, Bazylea, Genewa czy Lozanna. To nie jest tylko czysty chłopski pragmatyzm, który nimi kieruje, ani wcale tak bardzo na uboczu nie byli. Inna sprawa, że góry to świetna zapora, a jak Suworow chciał na górskich przełęczach blokować Napoleona, to Helweci chętnie mu pomagali, a potem zajęli bezczelnie Ticino, a Kongres Wiedeński im to „klepnął”.
          Kraj formalnie jest czwórjęzyczny, bo język reto-romański ma pełnoprawny status. 4 partie wcale nie mają wielkiego brania wśród Szwajcarów, ale zarówno bankier z Bazylei jak i chłopek z Schweitzu uważają, że w Bernie nie zawsze czyste interesy ich kraju są dobrze i bez rozgłosu pilnowane.
          W zamian u nas jest wszystko na liberum cośtam, bo nie „potrafimy się zamknąć”, bojąc się, że wszyscy inni Polacy nas zakrzyczą, a więc zamiast pragmatyzmu mamy demagogię i matrix historyczny. (Ciekawi mnie jak długo moi chłopscy przodkowie płakali nad tym, że na długo przed 1863 r. Polska straciła niezależny byt polityczny? Przecież na mocy wszech panujących uczuć patriotycznych nawet tak oczywista groteska została zakrzyczana.)
          Konkludując, zgadzam się, że sytuacja Szwajcarii jest unikalna, ale w Polsce też jest jakby księżycowo, ale narasta wrzenie i coś się z tego unikalnego ulepi. Pokładam dużą nadzieję w naszych domorosłych Winkelreidach, bo oni w końcu rozbiją ten choleryczny matrix, w którym się nurzamy od lat, bo walczymy często tylko z patologicznymi objawami prymitywizmu władzy, ale trzeba sięgnąć aż do samego DNA tej paranoi.

          Odpowiedz
          • 11 maja, 2018 o 12:49
            Bezpośredni odnośnik

            Bardzo dziękuję za dobre słowa, korekty i interesujące uzupełnienia.

            Tak całkiem to martwą strefą geopolityczną nie jest nawet Księżyc lub Antarktyda. Użyłem tego terminu w sensie relatywnym, w odniesieniu do Europy najnowszych czasów, kiedy wykształcały się współczesne systemy polityczne.

            Ogólnie rzecz biorąc, to ja wierzę w klasyczną demokrację i w naturalne procesy demokratyczne oparte na otwartości, oddolności oraz szerokiej, uczciwej konkurencji. I wskazuję na systemowe blokady w Polsce niepozwalające naturalnym procesom demokratycznym ruszyć z miejsca. Trudno mieć pretensje do społeczeństwa, że jest apatyczne, zobojętniałe, bezradne, marudliwe, a nawet agresywne, jeśli system blokuje wszystkie możliwości pozytywnego wpływu naturalnymi demokratycznymi instrumentami na państwo i władzę w państwie. Trudno też oczekiwać od społeczeństwa, że będzie co kadencję robić powstania narodowe lub krwawe rewolucje. W takim ustroju załatwia się swoje sprawy po cichu przez korupcję lub po krzyku przez zadymy, a nie przez obywatelską partycypację, politykę i rzeczową debatę publiczną. Te ostatnie nie mają w Polsce praktycznej wartości i są zupełnie bezużyteczne. One mogą się rozwinąć i nabrać wartości tylko w funkcjonującej demokracji.

  • 12 maja, 2018 o 16:39
    Bezpośredni odnośnik

    Bardzo Wam dziękuję, Bisnetusie i Jurku, za tę naprawdę pasjonującą dyskusję. Rzeczywiście masę na tym korzystam. Po co? Nie wiem, ale ciekawi mnie, a to już sporo 🙂 Świetnie opowiadacie o zawikłanych sprawach.

    Odpowiedz

Skomentuj bisnetus Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *