Jesienny pucz – tezy
Nie ma powrotu do sytuacji sprzed ostatnich wyborów. Ani politycznej, ani ustrojowej. Ani tego nie chcemy – my, Naród, wszyscy obywatele Rzeczypospolitej – ani się tego po prostu zrobić nie da. Jeśli dzisiejsza opozycja zechce szukać partyjnej koalicji, która w wyborach stanie przeciw PiS, to nawet jeśli jakimś cudem wygra, i tak pociągnie na dno siebie, kraj i nas wszystkich. Potrzebujemy Zgromadzenia Narodowego – Sejmu i Senatu wyłonionego w wyborach zgodnych z konstytucją i obecną ordynacją wyborczą. W wyborach, do których staną ruchy obywatelskie. Komitety wezmą na siebie zadania konstytuanty. Po ich wykonaniu Sejm i Senat należy rozwiązać, rozpisując nowe wybory. Trzeba dzisiaj urządzić państwo, które będzie wspólną własnością Polaków. Nie tych, którzy głosowali na dzisiejszą opozycję. Również tych, którzy głosowali na władzę PiS i do dziś ją popierają. Zwłaszcza zaś tych, którzy regularnie głosują przeciw wszystkim i na wybory nie chodzą. A to oni są większością – to 60% wyborców.
Taka jest moja propozycja dla Obywateli RP, z którą powinniśmy wystąpić do pozostałych ruchów obywatelskich oraz – co ważne – również do tych środowisk, które identyfikowały się raczej z prawicą. Czasu jest mało. Sejm wznawia prace w połowie września. Nastąpi dokończenie batalii o sądy, pisowski atak na media i organizacje pozarządowe. Należy się spodziewać kolejnego starcia – a już to lipcowe postawiło nas w sytuacji, w której polski Majdan lub inny scenariusz kryzysu obecnej władzy przestał być abstrakcją. Dwa dramatycznie pilne pytania – kto miałby sięgać po władzę i w czyim imieniu lub kto miałby z obecną władzą negocjować oraz co miałoby być celem tych działań – wymagają odpowiedzi teraz. Czasu nie ma.
10 września wypada w niedzielę. Niedługo przed sesją Sejmu. Popołudnie przed miesięcznicą Kaczyńskiego i kontrmiesięcznicą Obywateli RP to być może dobry moment, by rzucić tej władzy wyzwanie i wezwanie równocześnie. Chciałbym zaproponować tego dnia dużą demonstrację. Proponuję ją Obywatelom RP i proponuję, żebyśmy do niej zaprosili innych z demokratycznego ruchu.
Deklaracja 10 września
- Naszym celem jest państwo, którego twórcami i gospodarzami są wszyscy obywatele. Respektowana przez władzę i obywateli Konstytucja, którą akceptują wszyscy, prawa szanowane przez wszystkich i umowa społeczna między Polakami, która nikogo nie wyklucza.
- Żądamy rozwiązania Sejmu i przeprowadzenia wyborów do nowego Zgromadzenia Narodowego.
- Kandydatów w tych wyborach przedstawi szeroka koalicja ruchów i organizacji obywatelskich. Udział w koalicji powinny wziąć również krytyczne wobec samowoli władz środowiska, które w wyborach opowiadały się po stronie PiS, a przeciw poprzedniej koalicji. Zawodowi politycy mogą znaleźć się na listach koalicji, wykluczone jest jednak wsparcie jakiejkolwiek listy partyjnej.
- Obywatelska koalicja zmierza do uzyskania większości konstytucyjnej. Już choćby restytucja Trybunału Konstytucyjnego – możliwa w świetle przepisów i wyroków TK zgodnie z Konstytucją RP – wymaga jednak decyzji o konstytucyjnej randze i moralne prawo do jej podjęcia wymaga co najmniej konstytucyjnej większości.
- Wybory muszą się odbyć w zgodzie z Konstytucją RP i obecnie obowiązującą ordynacją wyborczą.
- Zadaniem wyłonionego w wyborach Zgromadzenia Narodowego będzie podjęcie kluczowych decyzji w sprawach ustroju państwa. Poszukiwanie szerokiego konsensusu nie pozwala z góry wykluczyć możliwości zmiany konstytucji. Jednakże bezwzględnym warunkiem jest przywrócenie konstytucyjnego porządku prawnego w oparciu o obecną ustawę zasadniczą, a wszelkie ewentualne zmiany muszą następować w pełnej zgodzie z trybem przewidzianym w Konstytucji RP.
- Decyzji wymagają kierunki i sposoby naprawy ustroju sądownictwa, oświaty i edukacji, mediów publicznych i prywatnych, zasady finansowania i funkcjonowania partii politycznych, korpusu urzędniczego, źródła finansowania i podział władzy pomiędzy samorządem terytorialnym i władzą centralną. Decyzje powinny gwarantować zwłaszcza równowagę praw i możliwości w relacjach obywatela z organami państwa i państwowymi służbami. Poddać debacie i decyzjom trzeba także podstawowe, wciąż nierozwiązane fundamentalne zagadnienia z zakresu praw człowieka i obywatela, jak prawa kobiet, prawo aborcyjne, prawa mniejszości seksualnych i innych. Ustalenia w dialogu wymagają wreszcie podstawowe zasady sprawiedliwości społecznej we wspólnym państwie, zapewniającym równość praw i możliwości zamożnym i ubogim, silnym i słabym.
- Zasadą pracy Zgromadzenia Narodowego w tych sprawach będzie szukanie konsensusu, debata i referenda będące zwieńczeniem tego procesu.
- Programem obywatelskiej koalicji nie są propozycje rozstrzygnięć – będzie nim lista fundamentalnych pytań i problemów, które wymagają rozstrzygnięcia z udziałem wyborców.
- Wykonawszy tak określone zadania, nie później niż po dwóch latach od rozpoczęcia prac, Zgromadzenie Narodowe rozwiąże się, rozpisując kolejne wybory.
- Domagamy się natychmiastowego wszczęcia negocjacji w tej sprawie z obecnym rządem i większością parlamentarną. Zapewniamy, że do negocjacji stanie reprezentacja obywatelskiej koalicji, mająca mandat wszystkich ruchów i organizacji.
- Warunkiem podjęcia negocjacji jest natychmiastowe zaprzestanie przez władzę dewastacji państwa – zatem zwłaszcza powstrzymanie ustaw o sądach i natychmiastowe zaprzestanie dewastacji polskiej szkoły.
Dwie możliwe drogi do celu
- Zgromadzenie Narodowe, które podejmie się tych najpilniejszych zadań, może powstać w wyborach, których przeprowadzenie wymusimy na obecnej władzy i wynegocjujemy.
- Jeśli się to nie stanie, zakres zagadnień przewidywanych dla Zgromadzenia wyznaczy listę postulatów ruchu obywatelskiego nieposłuszeństwa, kierującego się zasadą Artykułu 4. Konstytucji RP – Naród sprawuje władzę przez przedstawicieli lub (jeśli zawiodą, a zawodzą) bezpośrednio. Poza demonstracjami, akcjami petycyjnymi, strajkami, drogą sądową w kraju i w trybunałach międzynarodowych, najsilniejszym środkiem nacisku i najskuteczniejszym instrumentem zmian będą referenda obywatelskie, tj. takie, które przeprowadzimy choćby bez zgody uprawnionych do tego organów państwa. Nasz nacisk zmierzać będzie do lojalności samorządów i sądów wobec ruchów obywatelskich, a nie władzy centralnej – samorządy powinny organizować referenda, a sądy potwierdzać ważność wyników.
Paweł Kasprzak
Dlaczego ruchy obywatelskie mają lepiej reprezentować obywateli, niż dzisiejsze partie? Jak uniknąć sytuacji, w której ruchy obywatelskie będą się zaciekle nawzajem zwalczać? Jeśli ma dojść do jakiejś koalicji tych ruchów, kto ma decydować, kogo do koalicji dopuścić – Paweł Kasprzak? Czy istnieje jakiś projekt konstytucji, którą jak postuluje Paweł Kasprzak „akceptują wszyscy, prawa szanowane przez wszystkich i umowa społeczna między Polakami, która nikogo nie wyklucza”, skąd przekonanie, że można coś takiego opracować?
W mojej ocenie ten apel jest bardzo demagogiczny a jego głównym celem jest osłabienie obecnie działających partii opozycyjnych, po to by ułatwić wejście na scenę polityczną nowych organizacji, które wprawdzie nazywa się ruchami społecznymi, ale które naprawę będą po prostu nowymi partiami – nawet jeśli tak się nie będą nazywały. Cały projekt zakłada, że koalicja ruchów społecznych zaproponuje jakieś jedno, powszechnie akceptowane rozwiązanie wszystkich problemów społecznych. Jest to więc projekt fundamentalnie antydemokratyczny, nie pozostawiający miejsca na pluralizm odzwierciedlający różne interesy i różne hierarchie wartości różnych obywateli. Czytając ten apel trudno nie przypomnieć sobie słów Międzynarodówki: „bój to jest nasz ostatni, krwawy skończy się trud, gdy związek nasz bratni ogarnie ludzki ród.” Jak pokazuje historia, taki „związek bratni” może być tylko związkiem autorytarnym, opartym na przemocy wobec jednostki. Wierzę w dobre intencje Pawła Kasprzaka, ale ta utopia jest w gruncie rzeczy bardzo podobna do systemu, który usiłuje wprowadzić w Polsce PiS.
„Staję do walki (…) z głównym złem państwa: panowaniem rozwydrzonych partii i stronnictw nad Polską, zapominaniem o imponderabiliach, a pamiętaniem tylko o groszu i korzyści.” Powiedział to Piłsudski na kilka dni przed Zamachem Majowym, choć z łatwością można by te słowa przypisać Kaczyńskiemu. Albo Kukizowi. Ale też i Petru, bo Nowoczesna tym się głównie różniła od PO w swych wyborczych programach, że nie było w niej miejsca dla polityków „zużytych”. Nie zdarzało się w historii inaczej niż tylko tak, że ten, kto obiecywał sanację tego rodzaju, stawał się dyktatorem. Piłsudski jest przykładem tym wymowniejszym, że nie da się wątpić w jego intencje również jako demokraty, a Zamach kosztował 379 ofiar w samej Warszawie i 13 lat rządów Sanacji osuwającej się w faszyzm, Brześć, Berezę i kilkadziesiąt kolejnych ofiar zabijanych w trakcie demonstracji każdego roku. W 1926 roku, po 8 latach niepodległości II RP, trudno było wyobrazić sobie alternatywę — Piłsudski obalał legalnie wybrany rząd, ale to był szesnasty rząd w ciągu 8 lat.
Dzisiejszej Polski oczywiście nie da się porównać do tamtej sytuacji. Tamtą lekcję znamy, albo przynajmniej powinniśmy i dopóki nie znamy lepszego sposobu na demokrację niż partyjny parlamentaryzm, trzeba bardzo poważnie traktować jej przestrogi. To jasne. Niemniej jasne jest również, że powody, dla których partiom w Polsce jest w stanie uwierzyć mniejszość społeczeństwa są co najmniej zrozumiałe. Wyzwanie, które dzisiaj stoi przed nami, jest podobnie poważne.
Np. Grzegorz Schetyna — po tym, jak trójka gejowskich aktywistów wyszła przed czoło jego Marszu Równości 6 maja — opowiadał o tym, że trzeba najpierw przywrócić demokrację, a potem wszcząć debatę w tej sprawie. Doprawdy? Wszystkie inicjatywy w tej sprawie spuszczała w klozecie nie tylko obecna władza PiS, ale poprzednia władza również — podobnie jak wszystkie w III RP. I prawa mniejszości seksualnych nie są wyjątkiem. Podobnie prawa kobiet, Europejska Karta Praw, oświata itd.
Naprawy lub budowy na nowo wymaga w Polsce mnóstwo rzeczy. W tym choćby zasady finansowania partii politycznych i sposób ich funkcjonowania. Czy dyscyplina partyjna jest na pewno dobrym pomysłem? Kogo reprezentuje poseł? Wyborców, siebie, czy zarząd partii? I czy przypadkiem partie nie byłyby sędziemi we własnej sprawie, jeśliby miały o tym decydować? Po trzech dekadach solidarnych zaniechań?
Od dwóch lat „bronimy konstytucji”. W czyim imieniu? Konstytucję przyjęliśmy w referendum. Przy frekwencji ok 43% i z przewagą ok 52%. Głosowało za nią w sumie ok. 23% wyborców. Mniej więcej tylu głosowało na Dudę i na PiS ostatnio. Wszystkie ówczesne sondaże przewidywały, że konstytucja przepadnie. Istotnie, jeśli wziąć pod uwagę silną korelację między frewencją w okręgach a sprzeciwem wobec konstytucji, da się z ogromną pewnością szacować, że konstytucję odrzucilibyśmy, gdyby głosowali wszyscy uprawnieni.
Itd.
Wszystkie te pytania proponuję spisać i postawić. Nie proponuję udzielać na nie odpowiedzi, tylko jej posłuchać. Ponieważ to są rzeczy w Polsce najważniejsze, proponują się zająć najpierw tym. A potem rozpisać wybory. Wiem, że to zalatuje populizmem ludowej rewolty i Kukizem. Ale różni się od nich właśnie tą perspektywą. Chodzi o konstytuantę i powrót do normalnych wyborów. W zapisanej, dwuletniej perspektywie. Tu jest różnica.
Przestrzegam przed nagle wyrastającymi, jak grzyby po deszczu” „ruchami społecznymi” – łatwo może okazać się, że 90% z nich to rosyjskie agentury. Z tego samego powodu uważam, że pomysł na rządy bezpartyjnych to pomysł na wybranie rządu w stylu Macierewicz. Potrzebujemy transparentności, musimy mieć możliwość obserwowania przez jakiś czas aktywności publicznej osób, którym mamy powierzać kierowanie państwem. Musimy wiedzieć, kto zacz, kto go zna z osób do których już mamy zaufanie itd. Argument o „skompromitowanych partiach” pana Włodka kompromituje pana Włodka. Każdy z nas popełnia błędy więc działacze partyjni też. Argument o kompromitacji, bez podania co tak bardzo kompromituje, jest czystą demagogią. W Polsce, gdzie wszyscy maja żądania, a prawie nikt nie zastanawia się, czy ich realizacja jest możliwa, każdy rząd szybko się „kompromituje”. Pan Kasprzak zdaje się podzielać opinie większości krytyków „poprzedniej” rzeczywistości, że pewien poziom życia jest nam dany, ubóstwo to nie efekt niedorozwoju, tylko bezduszności rządzących, a najważniejszym problemem są prawa gejów oraz kobiet i uchwalenie konstytucji, która wymusi sprawiedliwość społeczną. Otóż Panie Pawle, złudzeniem jest, że takie rzeczy, jak 500+, czy obniżenie wieku emerytalnego mogą być wprowadzane bez żadnych kosztów. W ekonomii skutki dzisiejszych decyzji pojawiają się dopiero po jakimś czasie. Na razie od strony konsumentów wszystko wygląda świetnie – mamy więcej pieniędzy itd. Od strony inwestycji jest już znacznie gorzej – spadały przez 5 kwartałów. W przyszłym roku będzie Pan mógł zaobserwować, jak taka polityka obraca się przeciw najbiedniejszym. Intencje są w rządzeniu ważne, ale wiedza też. Oczywiście należy słuchać (i politycy słuchają, wbrew potocznym wyobrażeniom, że sami wymyślają, co maja robić), pytanie, kogo słuchać? Pana zamiłowanie do demokracji bezpośredniej zakłada, że albo wszyscy myślą tak samo, albo w jakiś cudowny sposób pomysły najsłuszniejsze wygrywają. Jeśli ma Pan pomysł, jak rozwiązać różne problemy ustrojowe, gospodarcze, społeczne, to niech Pan go przedstawi. Nich Pan zdobędzie dostatecznie duże poparcie dla tych pomysłów wystartuje i wygra wybory. W ramach standardowej demokracji. Kolejność, którą Pan proponuje – najpierw zniszczenie całego systemu politycznego, a potem rozwiązywanie problemów to pomysł równie groźny jak faszyzm, przeciwko któremu tak dzielnie Pan występuje. Nie ma dróg na skróty.
Na czym polega „zniszczenie systemu politycznego”? Nie rozumiem. Na tym, że wymusimy przedterminowe wybory zgodne z konstytucją i ordynacją wyborczą? Czy może na tym, że w nich stanie ktoś inny niż tylko partie? Czy może wreszcie na tym, że ruchy obywatelskie spowoduję debatę i decyzje w sprawach fundamentalnych? Albo w duperelach takich jak finansowanie partii i rozliczanie ich budżetów?
Ma Pan rację, to czysta demagogia. Paweł Kasprzak proponuje w czystej postaci anarchizm.
Swoje propozycje w tym zakresie opublikowałem niedawno m.in. w postaci wpisu w dniu 19.07.2017 w GW pod artykułem 'Jesteśmy zakładnikami emocji Kaczyńskiego’ (http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,22114153,kaczynski-ewidentnie-potrzebuje-terapii-byly-spin-doktor.html?v=1&pId=45550079&send-a=1#opinion45550079). Są one skromniejsze, niemniej zasadniczo podobne do podanych przez p. Kasprzaka. Wklejam tamten swój wpis poniżej:
„Już wiele miesięcy temu podpowiadałem na różnych forach, aby zrzeszenie (stowarzyszenie, organizacja) BEZPARTYJNYCH obywateli pokierowało sprawami Polski. Każda partia skompromitowała się w mniejszym, lub większym stopniu. Znane są w historii rządy bezpartyjne – obywatelskie. Jest to więc możliwe. Trzeba w to uwierzyć. Nam właśnie dokładnie o to chodzi. Samokontrola wraz z oceną/kontrolą przez innych uczestników rządu BEZPARTYJNEGO mogą i muszą zagwarantować jego uczciwe, niespolaryzowane funkcjonowanie. Taki rząd musi być wybrany w jawnym głosowaniu, w którym jedynym kryterium jest liczba ważnych głosów oddanych na danego kandydata. Jeżeli kandydować chcieliby członkowie jakichś partii, musieliby najpierw zrzec się swojego członkostwa. W żadnym wypadku nie wolno wymagać od potencjalnych kandydatów określania swojej przynależności do wyznania religijnego, ujawniania stanu rodzinnego i majątkowego, ani orientacji seksualnej. Dotychczasowe dokonania na polu działalności społecznej i każdej innej ulepszającej życie, wraz z kierunkowym wykształceniem i powszechnie znanymi, weryfikowalnymi osiągnięciami publicystycznymi oraz zawodowymi byłyby podstawowym kryterium kwalifikującym kandydata do wyborów na konkretne stanowisko ministerialne. Żadne kampanie-festiwale obiecanek i przyrzeczeń nie byłyby dopuszczalne. To nie są postulaty utopijne. To da się zrealizować. To powinno działać przy utworzeniu sprawnej kontroli obywatelskiej wspartej działaniami nowo powołanego Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego i kilku innych organów kontrolnych, całkowicie niezależnych przy wykonywaniu swoich czynności. Prezydent spełniałby rolę reprezentanta kraju na forum międzynarodowym, a w kraju – strażnika Konstytucji. Trójpodział władzy w kraju musiałby być absolutnie zagwarantowany odnośnymi normami prawa.”
Dodałem do tego ten link http://www.kodekspolitetyczny.pl/pl/, prowadzący do opublikowanego przez Pana Przemysława Kroczyńskiego projektu Kodeksu Politetycznego, jako godnego uwagi.
Nie rozumiem pewnych szczegółów. Sam pomysł powolania zgromadzenia narodowego podoba mi się bardzo. Mam nadzieję na mądrość wybranych przedstawicieli. Pozdrawiam. Magda.
Sprawy publiczne zaszły już tak daleko, że propozycja ORP wydaje mi się jedyna, zapewniająca pokojowy i pozytywny przebieg wydarzeń, zmierzających do pokojowego rozwiązania zapaści, w której wszyscy się znaleźliśmy. Dłużej już czekań nie można.
Zabrnęliśmy w ustrój oligarchii partyjnej. Sprzeczny z Konstytucją i zasadami demokracji (poliarchii). Teraz mamy wybór: akceptacja dyktatury albo konflikt. Konflikt z użyciem przemocy albo pokojowy – aktywizując prawo do bezpośredniego sprawowania władzy, jak to proponuje Kasprzak. I on tu nie proponuje przecież likwidacji systemu partyjnego, tylko jego naprawę, czego chyba nie dostrzega Pan Bratkowski.
Ja chcę żyć w państwie demokratycznym, a nie jakiejś bliżej nie określonej anarchii, którą promuje Paweł Kasprzak. Czytając teksty Pawła można odnieść wrażenie, że to nie przestępcza władza PiS jest problemem, ale ciągle PO, do której nienawiści Paweł nie jest w stanie ukryć.
Zamiast propagować tezy, które de facto eliminują partie polityczne z życia publicznego, lepiej się zastanawiać co robić, jak skutecznie przeciwstawiać się PiS-owi, aby nie zniszczył do końca fundamentów demokracji, w szczególności wolnych prywatnych mediów oraz, aby nie zmienił ordynacji wyborczej tak jak zapowiadał to już wiele razy Kaczyński. Jeżeli to się stanie, to te anarchistyczne propozycje Paweł Kasprzak będzie mógł za 3 lata pisać w podziemnych gazetkach.
Tylko powrót do państwa prawa z poszanowaniem obowiązującej Konstytucji, z silnym społeczeństwem obywatelskim, w którym to państwie młode pokolenie weźmie odpowiedzialność za przyszłość kraju, wydaje się być najlepszą drogą dlla Polski.
Kocham deklaracje „tylko powrót”, albo „tylko zerwanie”…
„Czytając teksty Pawła można odnieść wrażenie, że to nie przestępcza władza PiS jest problemem, ale ciągle PO, do której nienawiści Paweł nie jest w stanie ukryć.”
Cóż, Heniu, jeśli uważasz, że nieszczęście zaczęło się od zwycięstwa Dudy i Kaczyńskiego, to sądzę, że nie wiesz, dlaczego oni wygrali. Owszem, PO odpowiada za sporą część tych przyczyn. Sam też się za nie czuję odpowiedzialny, bo bardzo dawno temu jako jeszcze aktywny dziennikarz, działacz związkowy i inteligent przekonywałem rodaków do kilku prawd o logice wolnego rynku, prawidłowości dobrze skonstruowanego budżetu itd. — uważając wszelką gadaninę o socjalnych amortyzatorach za niebezpieczny, zagrażający świeżo uzyskanej wolności populizm.
Weź casus trójki gejowskich działaczy, którzy 6 maja wybiegli przed czoło organizowanego przez PO marszu wolności — z tęczowymi flagami, hasłem „nie ma wolności bez równości” (Ty może uważasz, że jest?) i wykrzykiwanymi pytaniami o to, co PO zrobiła w sprawie związków partnerskich. Schetyna tłumaczył potem kwaśno, że najpierw trzeba odbudować demokrację, a potem się prawami gejów zajmiemy… Naprawdę?
Sprawa nie jest oczywiście najważniejsza — chyba, że się zrządzeniem losu samemu jest gejem. Ale jest charakterystyczna i uogólnić byłoby ją łatwo, gdyby tylko w skomplikowanej polskiej rzeczywistości uogólnienia były uprawnione (z tym uważać trzeba zawsze). Niechęć do homofobii ma wśród „cywilizowanych” polityków od zawsze wyłącznie deklaratywny charakter. W rzeczwistości oni albo sami są homofobami, albo obawiają się homofobicznej reakcji większości społeczneństwa (czy przynajmniej grupy podejrzewanej o decydujący wpływ na wynik wyborów). W rezultacie nigdy nie zaryzykowali nie tylko inicjatywy w tej sprawie, ale również choćby podjęcia poważniejszej debaty. Jaki jest powód wierzyć, że tym razem — po zwycięstwie nad PiS w ciężkim boju — będzie inaczej? Naprawdę liczysz, że powstanie obóz demokratów, a nie poddana wojennej dyscypinie oblężona twierdza?
Ja na to nie liczę. Ani w tej, ani w żadnej innej sprawie tego kalibru i tej wagi. Albo w sprawach mniejszego kalibru, ale o znaczeniu zasadniczym, jak choćby konstytucyjność dyscypliny partyjnej, sposób finansowania partii, jego wysokość i sposób wydatkowania pieniędzy z partyjnych subwencji. Przemawia za tą moją niewiarą trzydziestoletnie bez mała doświadczenie.
Piszesz „Tylko powrót do państwa prawa z poszanowaniem obowiązującej Konstytucji, z silnym społeczeństwem obywatelskim, w którym to państwie młode pokolenie weźmie odpowiedzialność za przyszłość kraju, wydaje się być najlepszą drogą dlla Polski.” Ok. „Obowiązującej Konstytucji”? Masz pewność, że za nią stoi większość? Mnie się ta konstytucja podoba, ale tej pewności nie mam — mam raczej odwrotne obserwacje. Mimo to domagam się również tego samego — jeśli zmiana konstytucji, to tylko w zgodzie z procedurami określonymi w obecnych zapisach. „Silne społeczeństwo obywatelskie”? W jaki sposób? Akcja Demokracja to jeden z przejawów obywatelskiego społeczeństwa — to są środowiska organizacji pozarządowych. Pogadaj z nimi, a dowiesz się o ich doświadczeniach z partyjną polityką i usłyszysz, że pod żadnym apelem z żadną partią oni się nie podpiszą. To są ludzie młodzi, na których czekasz.
Mnie nie musisz przekonywać, że niechęć do „partyjniactwa” jest niebezpieczna i nieodmiennie prowadzi do tyranii, jeśli ją ktoś skutecznie zrealizuje. Przekonaj o tym 60% niegłosujących Polaków. Dlatego proponuję start komitetów obywatelskich. Nie monopol. Niech sobie partie startują. Przegrają. Komitety obywatelskie — nie Schetyna, bo on ani nie ma niezbędnej wiarygodności, ani po ludzku moralnego prawa — „odbudowują demokrację”. I niech się to Zgromadzenie Narodowe natychmiast potem rozwiąże, dając miejsce partyjnej polityce w solidnie ugruntowanych i powszechnie zaakceptowanych ramach prawnych.
„Anarchia” dlatego jest „bliżej nieokreślona”, Heniu, że nie uzurpuję sobie prawa określania ani nie przypisuję zdolności przewidywania, jakie będą wyniki debaty nad choćby ordynacją wyborczą i zasadami finansowania oraz rozliczania partii. Określić chcę pytania. Ich zakres opisałem jako propozycję, bo również samą listę trzeba raczej wydyskutować, nie sądzisz?
Sam nie wiem, panie Pawle… utopią to pachnie…
Szanowny Panie Pawle,
cała idea wydaje się mało klarowna. Warto zatem uściślić kwestie kluczowe. Po pierwsze zatem — jak rozumie Pan termin „Zgromadzenie Narodowe” [ZN]: w sensie konstytucyjnym czy potocznym? Jeśli w konstytucyjnym, to postulowane przez Pana ZN nie będzie mogło podejmować „kluczowych decyzji w sprawach ustroju państwa” — konstytucja wszak ściśle określa prerogatyw ZN; nie należy do nich zajmowanie się sprawami ustrojowymi. W rozumieniu potocznym natomiast ZN pojęte jako ogół posłów i senatorów może oczywiście — i powinien — podjąć wskazane przez Pana zadania; tu jednak pojawia się druga kwestia. Po drugie więc — nowo wybrani posłowie i senatorowie mają być bezpartyjni, reprezentować jedyni ruchy „społeczne” lub „obywatelskie”? To z oczywistych względów niemożliwe — w wyborach startować będą przede wszystkim partie. PiS z pewnością nie przekształci się w bezpartyjną mgławicę — nawet po negocjacjach z Obywatelami RP. Jeśli zaś chodzi o dodawanie do opozycyjnej palety kolejnych bytów; apartyjnych komitetów wyborczych, jedynie rozproszy skuteczność opozycji…
W tej sytuacji muszę powiedzieć, że nie rozumiem całego pomysłu. Wygląda on jak scenariusz pisany dla kraju, w którym JUŻ doszło do Majdanu, ale JESZCZE nie obalono autorytarnego reżimu. To wciąż nie jest sytuacja naszego kraju — jeśli zatem kreśli Pan strategiczne scenariusze działania na pół-majdanową ewentualność, to Pańska propozycja ma sens; jeżeli jednak próbuje Pan tym sposobem znaleźć receptę na aktualną nieskuteczność opozycji, to w mojej opinii Pański projekt jedynie dezorientuje opozycję. Z dzisiejszej perspektywy najważniejsze stawki to wybory samorządowe (2018), do europarlamentu (2018) i do Sejmu oraz Senatu (2019). Najważniejszymi aktorami będą w nich partie — dlatego to właśnie one powinny otrzymać obywatelskie wsparcie, a jednocześnie stać się obiektami dobrze pojętej krytyki oraz rozumnej presji ze strony opinii publicznej. Mnożenie podmiotów — zwłaszcza po stronie opozycyjnej — wydaje mi się przeciwskuteczne; tym bardziej, że w topografii partyjnej wyborcy trzeźwo oceniający status quo będą w stanie znaleźć w miarę przynajmniej odpowiednich reprezentantów. Według mnie nie warto myśleć i pisać o Polsce AD 2017 tak, jakby była Polską AD 1989. Nie fundujmy sobie kolejnego Okrągłego Stołu i następnego OKP, bo wówczas dojdzie do kolejnej Wojny Na Górze o to, jak ma wyglądać system wielopartyjny w RP, a przecież już przerabialiśmy tę bajkę na początku lat 90. Chyba nie warto pakować się w błędne koło cyklicznych powrotów do punktu zero. Zamiast wciąż marzyć o nowej republice, ulepszajmy tę już istniejącą. Mniej marzycielstwa, więcej dobrze pojmowanego realizmu — taki imperatyw z pewnością nie zaszkodziłby opozycji pozaparlamentarnej (zwłaszcza apartyjnym ruchom społecznym oraz ich kolacjom).
Zgromadzenie Narodowe — oczyście Sejm i Senat wyłonione w zgodzie z obecną konstytucją i nawet ordynacją wyborczą. Oczywiście, że partie będą mogły startować — niech startują, jeśli zechcą. Jeśli wystartują wiarygodne komitety obywatelskie, partie przerżną z kretesem — tak sądzę i wynika to z analiz, które wkrótce się tu pojawią, a raczej nie będę jedynym autorem 😉
Pisze Pan „Wygląda on jak scenariusz pisany dla kraju, w którym JUŻ doszło do Majdanu, ale JESZCZE nie obalono autorytarnego reżimu”. Zgadza się. Takiej sytuacji spojrzałem w oczy w nocy z 20 na 21 lipca zanim wyprowadzono ludzi pod siedzibę SN. Jestem zresztą i zawsze byłem przeciwnikiem Majdanu, bo nie uważam, że mamy w czyim imieniu go wszczynać — sądzę, że opozycja nie ma większości i nawet zdolności jej uzyskania. Z tych samych powodów byłem zawsze przeciwnikiem pomysłów przedterminowych wyborów i w ogóle plebistytu wyborczego przeciw PiS. Taka perspektywa się jednak pojawia — niewykluczone, że w najbliższych miesiącach, może nawet tygodniach.
Co zaś do marzycielstwa i realizmu. No, niezupełnie… Realizm w wydaniu partyjnym znamy dobrze i w imię realizmu społęcznego wypada uznać werdykt wyborców. Jeśli PiS wygrało głosami 1/5, to — przepraszam bardzo — jaki procent głosów dostała opozycja? Nawet jeśli się wyeliminuje efekty ordynacyjnego fuksa i uwzględni głosy zmarnowane? Proszę pamiętać — większość nie głosuje. Ciekawe dlaczego? Na pewno dlatego, że im się nie chce, są nieświadomi itd? Jeśli nawet — kto nam dał prawo eliminować ich z pola widzenia polityki?
Więc co do marzycielstwa — moja teza jest taka, że marzycielami są wyborcy. Że interesują ich wartości podstawowe i pryncypia, którymi się nie handluje.
ERRATA: Mniej marzycielstwa, więcej dobrze pojmowanego realizmu — taki imperatyw z pewnością nie zaszkodziłby opozycji pozaparlamentarnej (zwłaszcza apartyjnym ruchom społecznym oraz ich koalicjom).
Paweł, 2 lata Zgromadzenia Narodowego, to czas sam w sobie stracony. Czas dochodzenia do ustaw, sprzeczek itp. Te same 2 lata można spożytkować opracowując ustawy do momentu przyszłych wyborów. A sam pomysł Zgromadzenia Narodowego to propozycja rewolucji i żeby PIS mógł w ogóle rozważać taki pomysł to krwawej rewolucji. Popłynąłeś Paweł…
Niech każdy z ruchów obywatelskich wysunie określoną liczbę osób chcących brać udział w polityce i stworzyć wspólną partię. Niech to będą po 2-3 osoby – przedstawiciele: tamy, zielonych, obywateli, osy, strajku kobiet, parasolek, akcji demokracji, młodych 2017…i kogo tam jeszcze. Niech Ci przedstawiciele oddolnie tworzą wspólne listy wyborcze we wszystkich regionach. Przedstawiciele niech stworzą profesjonalną stronę odporną na ataki, na której oprócz przedstawiania aktualnie wprowadzanych ustaw i ich konsekwencji, będzie video debat z ekspertami na wszystkie tematy gospodarcze i społeczne oraz profesjonalnie prowadzone internetowe forum dyskusyjne (to może być problem). Żadne pier…o Szopenie, jęczenie, żadnych publicystów, dziennikarzy. Tworzenie ustaw. Przyciąganie prawników, prokuratorów, sędziów, którzy aktywnie mogą służyć swoją wiedzą prawniczą oraz wszystkich innych grup zawodowych, które mogą przedstawiać problemy, które zżerają społeczeństwo. Czyli po prostu konsultacje, video konferencje. Z prawdziwymi ekspertami, merytorycznie stawianymi pytaniami, szukaniem rozwiązań, spisywaniem ich w formie ustaw i obliczaniem kosztów. Podzielić się na zespoły od prawa, gospodarki, oświaty, służby zdrowia, środowiska….tak jak w rządzie.
Myślę, że w większości te ustawy już istnieją, gdzieś odłożone na półkach, lata temu, odrzucone bądź zamrożone przez lobbing czy wygodnych polityków.
Czy wiesz, że Rzepliński stworzył kiedyś ustawę dla Rokity o KRS, która wprowadzała zmianę w Konstytucji tak, aby wybory na sędziów wykraczały poza KRS. Nie przeszła. ( Służba zdrowia – brakuje specjalistów, a z drugiej strony zrobić specjalizację jest tak trudno. Czemu do tej pory wykształcenia i dokształcania specjalistów nie powiązali z kontraktem pracowniczym na n – lat, który trzeba wypełnić.)
Ostrych reform wymagają lasy państwowe. Mamy Olgę Malinkiewicz, której wiedza, zapał MUSI być wykorzystana w walce o czyste środowisko i zieloną energię. Jakaś specjalnie szybka ścieżka prawno-karna, specjalna grupa prokuratorów, sędziów, do rozliczeń nadużyć polityków jest konieczna.
Ta strona, ustawy, debaty, te 2 lata to właśnie czas, który można właściwie spożytkować tak, aby nie tracić czasu. Trzeba robić Zgromadzenie Narodowe z ruchów społecznych tu i teraz, zarejestrować partię póki można i działać. Świetna nazwa Akcja Demokracja, ale jak nie taka to inna. I niech zaczyna mieć odzwierciedlenie w sondażach. 2 lata to dobry czas, aby umacniać się w świadomości ludzi. Zabezpieczyć się w każdy możliwy sposób przed fałszowaniem wyborów, zmianami w ordynacji, już teraz pomyśleć o kontroli wyborów. I działać.
Jeśli chodzi o dostęp do informacji to tworzenie ulotek, gazetek do pobrania i wydruku dla wszystkich w całej Polsce i rozwieszania ich, rozdawania zrobi więcej dobrego aniżeli występy w tv czy gazet, których elektorat PIS-u z zasady nie czyta bo nie ma bądź nie chce mieć do nich dostępu. Suche dane, informacje jak obecna władza demoluje państwo, jak dotuje Rydzyka, jak załatwia stołki znajomym, jakie są skutki ich ustaw i jak to powinno wyglądać.
To, co proponujesz to wprowadzenie stanu wyjątkowego. A na to nie ma w moim odczuciu ani społecznego przyzwolenia, ani tak złej sytuacji. Jeszcze. Dodatkowo czas działa na niekorzyść partii rządzącej. Zgadza się, że równie silnie jak na cała Polskę. Niestety jej poparcie nadal mocne i stabilne również wymaga, aby coraz bardziej żrące się środowisko PIS-u wykańczało się jeszcze przez ten czas samo i zniechęcało wyborców do głosowania na nich.
Trzeba wykorzystać ten czas, naprawdę wykorzystać.
Absolutnie się nie zgadzam. Zanim nastąpią projekty ustaw, jednak najpierw p..nie o Szopenie, jeśli łaska. Chcę mieć wybór między wartościami — często stojącymi w konflikcie — i kierunkami rozwiązań, a nie gotowy projekt legislacji na stole i możliwość głosowania za albo przeciw (poprawki rzadko kiedy zmieniają pryncypia).
„Niech zacznie mieć odzwierciedlenie w sondażach”? Jezu…
Boję się, że to głos wołającego na puszczy… Opozycja parlamentarna całkowicie to oleje, pis tym bardziej. Co do partii pozaparlamentarnych czy ruchów obywatelskich – tutaj może być lepiej. Chociaż moje osobiste doświadczenia z KOD-em podpowiadają mi ostrożność ( nie piszę tutaj o szeregowych członkach ruch, którzy starają się być jak najbardziej w porządku, tylko o szefach ruchu i doświadczeniach z nocy 16/17 grudnia 2016 gdy M. Kijowski rozwiązał demonstrację zostawiając ludzi na blokadach i doświadczeniu z nocy 20/21 lipca tego roku, gdy znowu zostawiono ludzi na blokadach bo postanowiono w środku nocy przespacerować się pod SN ).
A w tym wszystkim najtragiczniejsze może być to, że kiedyś w przyszłości, za kilka lat, może się okazać, że Paweł Kasprzak 18 sierpnia 2017 miał rację pisząc – czasu nie ma. I że jego propozycja była próbą zatrzymania tego co może się za chwilę stać, próbą powstrzymania skoku w przepaść… Ale wtedy będziemy mądrzy po szkodzie, jeżeli będziemy rzeczywiście mądrzejsi.
Kij w mrowisko został włożony, może spowoduje to poważną dyskusję, może z tego coś się wyłoni – życzę tego Pawłowi, życzę żeby jednak nie był tym głosem z pierwszego zdania.
Po pierwsze: dopatrywanie się „anarchii” w propozycji Kasprzaka jest kompletnie od czapy. Przecież władza wykonawcza, a więc rząd, administracja, służby, będzie i musi działać rutynowo dalej. Tak samo władza sądownicza. A zmiany władzy ustawodawczej w demokracji to są „zwyczajne dzieje”. Jeżeli ktoś czyni taki poważny zarzut, jak „anarchia”, którego tu nie widać, to powinien jednak uargumentować rzeczowo, gdzie i skąd mu się bierze ta „anarchia”.
Ja widzę w tym raczej propozycję dla społeczeństwa obywatelskiego, aby wzięło udział w procesach demokratycznego podejmowania decyzji w państwie. Pan Bratkowski pyta, czy organizacje pozarządowe lepiej będą reprezentować obywateli niż partie polityczne? Przecież nie o to tu chodzi. W obecnej sytuacji partia stała się agencją zatrudnienia swoich członków i ich rodzin. Większość czasu i uwagi poświęcają na utrzymanie oligarchicznej władzy. Tymczasem partia powinna być raczej think tankiem, a nie organizacją, która nad nami Panuje. Nie będę tego wątku rozwijał, bo to jest oczywiste. Ale nie oznacza to, że między PO i PiS istnieje symetria. Między PiS a partiami demokratycznymi istnieje przepaść. I o ile PiS powinien poddać się procedurze lustracji/delegalizacji (może zostanie uniewinniony?), o tyle pozostałe partie powinny wziąć aktywny udział w stworzeniu koalicji wyborczej, o której pisze Kasprzak. To nie jest w żadnym wypadku projekt „antypartyjny”! To jest propozycja zaprzęgnięcia partii politycznych do rzeczywistej roboty dla kraju, a nie dla jednego dewianta. I postawienia rozwydrzonych polityków do pionu. Jest bardzo wielu wspaniałych polityków, ale w obecnym systemie nie mają głosu.
Porozumienie organizacji prodemokratycznych w oparciu o wspólny program minimum (najmniejszy wspólny mianownik), jak proponuje Kasprzak, jest tak oczywiste, że powinno się pojawić już dawno temu, przy pierwszej czerwonej linii: zniszczeniu Trybunału Konstytucyjnego. Zgodnie z doktryną, większość, która niszczy TK lub likwiduje trójpodział władzy, traci demokratyczną legitymację do sprawowania władzy.
Nota bene: taki „Majdan”, jak niektórzy powyżej nazywają propozycje Kasprzaka – pokojową i zgodną z Konstytucją – trwa w Szwajcarii od ponad stu lat.
„Absolutnie się nie zgadzam. Zanim nastąpią projekty ustaw, jednak najpierw p..nie o Szopenie, jeśli łaska. Chcę mieć wybór między wartościami — często stojącymi w konflikcie — i kierunkami rozwiązań, a nie gotowy projekt legislacji na stole i możliwość głosowania za albo przeciw (poprawki rzadko kiedy zmieniają pryncypia).”
Nie wiem czy ja mówię po chińsku… Nie chcesz tworzyć partii to niech to będzie ruch, klub a la kukiz, można udawać, że to nie partia (chociaż nie wiadomo czy nie zmienią ordynacji tak, aby kluby polit. nie mogły brać udziału w wyborach) Chodzi o rejestrację, aby w każdej chwili, a może to się stać w każdej chwili, dokładnie o tym wiecie, mieć gotowych przedstawicieli złożonych z wszelkich ruchów obywatelskich tym zainteresowanych, którzy staną do wyborów. W MIĘDZYCZASIE opracować te ustawy, które są we wspólnym zainteresowaniu, najbardziej palące. Czyli zacząć od tych prokonstytucyjnych ustrojowych, a potem tych, które w wyniku dyskusji, konsultacji (pier…o Szopenie) można wspólnie wypracować. Być może zatrzyma się to tylko na kwestiach TK i ustaw o partiach (które dobrze by było docelowo wpisać do konstytucji tak jak kadencyjność, budżet partii, aby nie było tego łatwo zmienić)
, być może pójdzie dalej, bo sytuacja służby zdrowia jest tragiczna, polityka ochrony środowiska woła o pomstę do nieba, wojsko rozpieprzone itd I niech te rozwiązania, dysputy będą prowadzone jasno, przejrzyście i będą stanowiły konkretną propozycję. Tak dalece jak to możliwe.
„„Niech zacznie mieć odzwierciedlenie w sondażach”? Jezu…”
Tak proszę pana, tak jest kiedy chce się brać udział w wyborach. Ludzie muszą wiedzieć, że coś nowego, jakaś alternatywa istnieje, bo świat nie kończy się na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie o czym Pan chyba zapomniał. Jakim cudem ludzie na wsiach maja dowiedzieć się potencjalnych nowych kandydatach do parlamentu, zwłaszcza, że wszyscy będą przedstawiani przez gadzinówkę jako puczyści, którzy blokują modlitwy. Mieszkam w małym miasteczku i ludzie nie mają zielonego pojęcia o protestach, kontrmanifestacjach a jeśli już coś im się obije o uszy, to nie widzą o co w nich chodzi. Pani pod sklepem mówi mi, że Wałęsa chce blokować miesięcznicę, bo PIS odkrył, że jest TW więc tak ze złości chce blokować. Kampania wyborcza musi więc spełniać rolę informacyjną i EDUKACYJNĄ, wychodzić z konkretną ofertą i dać ludziom czas na poznanie tych wszystkich ludzi z ruchów społecznych, których Pan dobrze zna, a dla pani Marioli z Wólki znajomość, że jakaś kontrmanifestacja miała w ogóle miejsce, kończy się na nazwisku Wałęsy. Kompletnie Pan to ignoruje i dlatego ludzie w wyborach zignorują Pana.
A tym samym inne osoby z ruchów społecznych.
I naprawdę nie wiem co pozwala Panu myśleć, że PIS miałby jakikolwiek powód, aby zgadzać się na Zgromadzenie Narodowe zamiast przeprowadzić zwykłe partyjne wybory, gdzie ma szansę znowu zagarnąć większość.
Szybko w ostatniej kwestii — PiS, który się godzi na wybory Zgromadzenia Narodowego. PiS trzeba oczywiście do tego zmusić. To, że to może być realne pokazała chwila w nocy z 20 na 21 lipca zanim wyprowadzono wielotysięczny tłum blokujący Sejm pod siedzibę SN. Prowadziłem wtedy szybkie negocjacje z dowodzącymi operacją oficerami policji — jestem pewien, że gdyby Błaszczak rozkazał nas wtedy rozpędzić gazem i polewaczkami oni by odmówili. Nie dlatego, że konstytucja itd., ale dlatego, że to byłoby po prostu katastrofalnie niebezpieczne. To oczywiście nie znaczy, że nie pojawiłaby się np. Żandarmeria Wojskowa, która poradziłaby sobie z nami w ten lub inny sposób, ale po raz pierwszy od dwóch lat możliwość paktowania się pojawiła moim zdaniem realnie. Jesienią albo przegramy wszystko, albo wymusimy ustępstwa w sprawie sądów, które muszą wstrząsnąć podstawami władzy Kaczyńskiego.
Nie trzeba zwoływać „bezpartyjnych wyborów” — a nawet nie wolno tego robić, bo to nie jest zgodne z konstytucją i ordynacją wyborczą i wymagałoby pozakonstytucyjnych ustaleń podjętych w negocjach stron, z których żadna nie ma do tego mandatu. W wyborach zgodnych z konstytucją — do Sejmu i do Senatu, które tworzą Zgromadzenie Narodowe — trzeba wystawić „obywatelską listę” — i niech z nią partie konkurują, jeśli mają ochotę, a deklaracje liderów opozycji wskazują na to, że mają. Moim zdaniem — przegrają. Między innymi przegrają z 60% większością, która nie głosuje.
Komentarz do sondaży musiałby być osobnym artykułem. Słyszałem kilka miesięcy temu polityka z zarządu pewnej partii — rozmawialiśmy o referendum oświatowym. To była okazja, przy której wspominaliśmy — Obywatele RP — o referendum obywatelskim, czyli takim, które w oparciu o samorządy próbujemy przeprowadzić nawet po odrzuceniu przez Sejm wniosku obywatelskiego. Usłyszałem, że referenda są niebezpieczne: „niech pan spróbuje zapytać o przyjmowanie uchodźców” — argument tak często powtarzany, że robi się niedobrze od słuchania. Ale zaraz potem temat dotyczył szczegółów kampanii przeciw zmianom w szkolnictwie i tu ten sam facet powoływał się na sondaże i badania fokusowe, z których wynikać miało, na czym zależy wyborcom i co sprawi, że oni poprą protest. Innymi słowy — z fokusowych badań i sondaży miały wynikać postulaty tej partii dotyczące oświaty. W sondażach i fokusach nie ma miejsca na argumenty, debatę itd. — chodzi w nich o zmierzenie przedrefleksyjnych odruchów ludzi. I na tej podstawie polityk odrzucający referenda jako nie dość refleksyjne jest równocześnie gotów formułować własny program. Np. wyborczy. Stąd sondaż — przy tym stanie organizacji opinii publicznej, przy partiach inwestujących w bilboardy, a nie wydających grosza na ekspertyzy i publiczną debatę, przy mediach, w których „sexy temat” istnieje najwyżej dwa dni i nie ma miejsca na rzetelne choćby sprawozdania — w tej sytuacji wzmianki o sondażach będą u mnie zawsze powodowały eksklamacje „Jezu…”
Inna kwestia z grupy kluczowych. Żyjemy w kraju, w którym większość wyborczą zdobyli ludzie przekonani, że nie ustrój jest ważny, ale „patrioci” u władzy. To stare przekonanie — znam je i widziałem przed laty u wielu kumpli działających wówczas w „Solidarności”. Nie dziwi mnie wcale, że oni dzisiaj jeszcze „obalają komunizm”. Być może ci ludzie i te poglądy mają większość nie tylko dzięki fuksom ordynacyjnym, ale po prostu są w większości — wiele na to wskazuje. Być może w większości ludzie za nic mają prawa człowieka, są przekonani, że większość może wszystko i że „elity” trzeba pogonić. Można albo zagonić tych ludzi do narożnika i ich zdanie zignorować jako nie dość cywilizowane — bo ono istotnie cywilizowane nie jest — albo spróbować ich zdanie i ich aspiracje wziąć pod uwagę. Jakkolwiek niemożliwe się to wydaje, ja uważam, że innego wyjścia przed nami nie ma. To jest natomiast kolejnym powodem, dla którego pisanie ustaw musi poprzedzić bardzo podstawowa dyskusja na poziomie wyboru zasadniczych wartości, pokazująca trudne i najczęstsze sytuacje, w których te wartości znajdują się w konflikcie. Potrzebujemy — całkiem po prostu, choć to w żadnym stopniu proste nie jest — kontraktu społecznego. Konstytucja jest jednym z jego istotniejszych elementów. I ja z tego powodu wcale nie mam pewności, czy to naprawdę może być ta niezła konstytucja, którą mamy obecnie. Sam zmieniłbym w niej kilka rzeczy w dziedzinie, na której się nieźle znam, ale to osobny temat i nienajważniejszy.
Jeszcze dopiszę, że w ramach tworzenia wspólnego ruchu społecznego, wyborczego widzę bardziej sięgnięcie po samorządowców, których ludzie znają, którym ludzie ufają i są regionalnie wszędzie. Bardziej aniżeli po polityków parlamentarnych. I znowu napiszę o Tyszkiewiczu, który już raz próbował zebrać samorządowców, o Pawle Śpiewaku i in.
Czuję się jakbym mówiła do ściany i chyba już przestanę.
Tak. Gdyby się samorządy w to zaangażowały, to dałoby tym działaniom najwyższą możliwą legitymację i oparcie w świecie realnym.
Samorządy byłyby jedyną opcją zdolną uczyć „obywatelskie referenda” realnymi — nie tylko jako króliczek, które warto gonić. Bo warto.
Dzięki W. Sadowski za choć drobne dobre słowo. Tylko potencjalne i realne zabranie im stołków spod tyłka jest w stanie postawić „rozwydrzonych polityków do pionu”
Kto to jest „rozwydrzony polityk” i dlaczego ma ich nie być wśród posłów opozycji?
To polityk, który zamiast reprezentować „wolę narodu”, reprezentuje „wolę prezesa” i robi to w sposób ostentacyjny i bezczelny, tak, aby prezes to widział. Zamiast „reprezentować”, „panuje”, tak jak nakazuje kultura polityczna cywilizacji wschodniej – jego duchowej ojczyzny. Jeżeli chcesz to lepiej zrozumieć, to porównaj sobie polityka w Szwajcarii, który jest „pracownikiem polityki”, z „ludzkim Panem” Kaczyńskim.
Cytowałam z szerszej wypowiedzi W. Sadowskiego: ” To nie jest w żadnym wypadku projekt „antypartyjny”! To jest propozycja zaprzęgnięcia partii politycznych do rzeczywistej roboty dla kraju, a nie dla jednego dewianta. I postawienia rozwydrzonych polityków do pionu. Jest bardzo wielu wspaniałych polityków, ale w obecnym systemie nie mają głosu.”
Osobiście skłaniam się bardziej do koalicji z samorządami aniżeli partiami z tego chociażby powodu, że tak długo jak są w stanie być w sile, tak długo będą starały się traktować pozarządową opozycję jako tło do swoich zdjęć, popierania ICH programów a może bardziej ich obiecanek wyborczych. Będą używać ludzi jako trampoliny do odbicia się i złapania za mordę tych społeczników nieszczęśników, aby im później robili dobry PR w tv. Dlatego konieczne jest mówienie do nich z punktu przewagi, inaczej nie rozumieją, po prostu. Zacznij im wyrywać stołek spod tyłka, a ci bardziej rozgarnięci (nie wiem czy wartościowi) sami zaczną przybiegać i deklarować chęć współpracy (patrz przepływy między partiami po zmianach sondaży). Czy pojedynczo będą dopuszczani do koalicji czy nie, to sprawa wiarygodności tych osób i zgody koalicjantów na ich przyjęcie. Ale na pewno nie wchłaniać partie, bo partia wchłonie Ciebie.
Sondaże. Sondaże są po to, aby zarejestrowana partia, ruch w ogóle zaistniała w przestrzeni polityki parlamentarnej na takim minimum, że ludzie, którzy głosują będą wiedzieć, że ta grupa ma szanse dostać się do sejmu. I że ona w ogóle jest (Mariolka z Wólki). I to jest minimum. Że ich głos nie zostanie zmarnowany. Reszta to pr, reklama – w tvp info już za 8 tys podobno można wykupić luzik. A tak serio przedstawiciele wszelkich ruchów pozaparlamentarnych do tworzenia projektów ustaw z ekspertami, współpraca tych ruchów oddolna w regionach z samorządowcami i tworzeniu wspólnych list. Ważne aby była w regionach. Aby nie było tylko objazdów liderów, tylko aby ci ludzi o znajomych twarzach dla mieszkańców przedstawiali i konsultowali to wszystko.
„PiS, który się godzi na wybory Zgromadzenia Narodowego. PiS trzeba oczywiście do tego zmusić.”
Z jednej strony uważasz, że możliwy jest konsensus Zgromadzenia Narodowego wszystkich grup, partii od lewa do prawa w kwestii ustroju, a nie widzisz takiej możliwości konsensusu w środowisku pozaparlamentarnym i stanięciu jako taka koalicja do wyborów z ofertą?
Jak myślisz czemu dla partii najważniejszym zadaniem jest dla nich zdobyć większość parlamentarną samemu bądź w koalicji inaczej sejm nie może pracować? A Ty chcesz zmusić obce a czasem wrogie grupy do wspólnego działania. DWA lata trwający okrągły stół – to proponujesz. Mało tego chcesz to wymusić.
Przez 2 lata możesz szarpać się z partiami o konsensus, wymuszać, wypracowywać ustawy, ekspertyzy, co będzie trwało, będzie szło wolno, a obok będzie podupadać gospodarka, służby zindoktrynowane będą sobie szalały, rozpierducha, której nie będzie można ogarnąć, bo będzie wypracowywany konsensus o TK. Nie mówiąc o polityce zagranicznej, wojsku, które musi działać.
Przez 2 lata możesz zbudować koalicję pozaparlamentarną, dotrzeć się, opracować ustawy i stanąć do wyborów z pozycji tej siły, która będzie realizowała swój program.
Paweł, rządzi nami człowiek, który chciał zostać emerytowanym zbawicielem narodu. Nie idź w jego ślady, proszę.
Boże drogi… Ja chcę i Ty chcesz prawdopodobnie również np. wykonania zobowiązań dotyczących uchodźców. A większość Polaków uchodźców nie chce. Ja chcę liberalizacji prawa aborcyjnego, uważając to za niezbędny składnik praw człowieka i obywatela, podczas, gdy większość Polaków i nawet Polek uważa „kompromis aborcyjne” za niezłe rozwiązanie. Chcemy niezawisłości sądów, a prawdopodobnie większość obywateli chce ich usprawnienia, niezawisłość mając gdzieś. Którejkolwiek ze spraw fundamentalnych dotkniesz, będziesz miała to samo. Rozbierz demokrację na czynniki pierwsze — w większości z nich będziesz w mniejszości 😉 Zobacz choćby na hasła „czystej polityki”, albo na poszukiwanie „lidera”, który na białym koniu zjechawszy, pogoni „politykierów” i zapewni nam szczęście wiekuiste. Gdyby zwolennicy tych idei mieli zdolność koalicyjną, to osiągnęliby 90% poparcia. Z tymi hasłami szedł do wyborów nie tylko Kaczyński i nie tylko Kukliz, ale również Nowoczesna i Razem, a wśród uczestników marszów KOD stojące za nimi poglądy były również popularne bardziej niż „obronimy demokrację”.
Nie ma innego wyjścia jak społeczny kontrakt. Nie da się nawet odbudować TK przy pomocy większości 52% uzyskanych przy 40% frekwencji. Tu trzeba nie zwycięstwa wyborczego, ale autentycznego mandatu zaufania. Za kontrakt trzeba zapłacić. Ja nie znam ceny. Ale wiem, że musi być cena.
Nie uważam, że stając do wyborów z komitetami obywatelskimi trzeba w ogóle formułować postulat np. jednopłciowych związków partnerskich. Jeśli to miałby być temat uznany za ważny do ustalenia, należy iść do wyborów z hasłem uregulowania tej sprawy. Kandydaci niech swoje poglądy przedstawiają — komitet nie. A nawet jeśli swój pogląd komitet ujawni, i tak nie powinien obiecywać w tej sprawie niczego ponad przygotowania i przeprowadzenia debaty — być może z referendum włącznie.
To nie jest normalny czas i sytuacja jest absolutnie wyjątkowa. Wieje w niej grozą. Albo się dogadamy — również ze „smoleńskimi braćmi” — na kontrakt i umowę, albo się pozabijamy. Moim zdaniem bez sensu zresztą, bo w każdej z tych spraw dogadać się jest łatwiej niż się nam na ogół wydaje.
Samorządy — oczywiście, że tak. Do tego sędziowie, akademicy i politycy także. Pewnie.
Nie chcę być emerytowanym zbawcą. Nie marzę o emeryturze 😉 Liczę na tłum zbawców. Tak między 500, a 600 😉
„Rozbierz demokrację na czynniki pierwsze — w większości z nich będziesz w mniejszości ”
Sama demokracja to rządy większości. My rozumiemy to jako demokratyczne państwo prawa – trójpodział i gdzie demokratyczne równa się liberalne – prawa mniejszości są brane pod uwagę. (Bartosz Radziejewski mi to uświadomił). Słuchając Pawła i W. Sadkowskiego:
Jeżeli zgodzimy się, że potrzebna jest BAZA PROGRAMOWA DLA OPOZYCJI PROKONSTYTUCYJNEJ czyli WSZYSTKICH PROKONSTYTUCYJNYCH RUCHÓW I PARTII PARLAMENTARNYCH I POZAPARLAMENTARNYCH, która będzie przez nie realizowana bez względu na wyniki wyborów, to taką bazę powinny stanowić:
1. Ustawy niewymagające referendum
– ustawy odpartyjniające [media (Holland i dziennikarze trójki kiedyś takie ustawy stworzyli, warto je zobaczyć), obsadzanie spółek skarbu państwa (też już kiedyś był wstępny projekt w tym temacie o czym mówiła Wielowieyska), służba cywilna, finansowanie partii] . Jeśli chodzi o sądy i uchodźców – w pierwszej kolejności zmiany nie wymagające referendum i zmian w konstytucji, później te które to w wyniku zdobycia większości będą mogły tą konstytucję zmieniać bez referendum. A następnie takie, które będą musiały przejść do punktu 2-go czyli referendum ze względu na pisowską propagandę
– inne ustawy, dla których jest szeroka zgoda społeczna, a które przez lobbing, badź naciski związkowców nie są realizowane tak jak ochrona środowiska
2. Ustawy potrzebujące referendum – ustanowienie pytań referendalnych
– wszelkie ustawy światopoglądowe ( aborcja, finansowanie religii, konkordat, związki partnerskie),
– ustawy wymagające zmian w konstytucji (?) – I znowu powtórzę, trzeba dokładnie przemyśleć, które zmiany w konstytucji powinny być wprowadzone w wyniku referendum, a które nie wymagają referendum, przy większości konstytucyjnej parlamentarnej powinny być po prostu wprowadzone, głównie dlatego, że dużo ludzi nie rozumie, nie interesuje się, a elektorat PIS-u zagłosuje tak jak im partia każe.
Z taką bazą oprócz swoich programów i szyldów będą mogły iść partie oraz koalicja pozaparlamentarna do wyborów.
Po pierwsze, koalicja pozaparlamentarna, ta z ruchów społecznych i samorządowych, może przyjąć na siebie zadanie zrealizowania bazy programowej przez kontrolę tej realizacji przez partie prokonstytucyjne, które dostaną się do parlamentu.
Po drugie są w stanie zwiększyć frekwencję wyborczą. Być może jestem optymistką, ale wierzę w dwucyfrowy dla niej wynik ( Palikot, Kukiz –takie populistyczne miernoty dostały 9-10%).
Po trzecie i może najważniejsze taka baza pozwoliłaby w przypadku zmiany ordynacji wyborczej (np. zmniejszenia liczby okręgów porozmawiajcie z Markiem Borowskim na jakie niespodzianki trzeba być przygotowanym) stworzenia szybkiej koalicji prokonstytucyjnej na ustalonej bazie programowej; dobrze by było, aby to ruchy obywatelskie wpuszczały partie na swoje listy a nie odwrotnie, ale jak by nie było trzeba z góry to ustalić)
Korytarze humanitarne to absolutne minimum. PIS dobrze o tym wie, Kaczyński na łamach Rzeczpospolitej zgodził się na korytarze humanitarne i taki postulat przy nacisku na władzę i kościół, który niby sam naciska od 2 lat, ale jakoś mu nie wychodzi – jestem pewna, że jest w stanie być spełniony JUŻ TERAZ. Jest to o tyle ważne, że razem z otwarciem na korytarze humanitarne, następowałoby otwarcie i zmiana świadomości ludzi (mówił o tym Ludwik Dorn).
Dziwi mnie, że partie PO, N i PSL nie domagają się korytarzy oraz ścisłej współpracy z kościołem w tym temacie. Docelowo taki postulat programowy uważam za imperatyw moralny – korytarze humanitarne i oddanie kierownictwa przyjmowania uchodźców kościołowi przy współpracy z polskimi i zagranicznymi służbami. To jest akurat punkt, który kościół nie tylko może, ale musi wesprzeć. Kukiz mnie rozwala – pod koniec czerwca tego roku, w trójce w wywiadzie, na pytanie o korytarze odpowiedział, że nie wie o co chodzi i musiałby się więcej dowiedzieć. Załamka. Wielki kurwa lider nie wie co to są korytarze humanitarne.
*errata – W. Sadowskiego
Dopiszę, że korytarze humanitarne można łatwo połączyć z przyjmowaniem uchodźców wymagających pomocy medycznej z Grecji, Włoch. Greccy lekarze nie wyrabiają w udzielaniu pomocy medycznej poparzonym i okaleczonym kobietom i dzieciom. Taka pomoc łączyłaby pomoc humanitarną jak i zobowiązanie do przyjęcia określonej liczby uchodźców przez poprzedni rząd.
Andrzej S. Bratkowski ma rację. Przedstawione przez P. Kasprzaka pomysły zakładające, że koalicja (lewicowych) ruchów społecznych zaproponuje jakieś jedno, powszechnie akceptowane przez wszystkich Polaków (także tych ze wsi i małych miasteczek) rozwiązanie wszystkich problemów społecznych” to dziecięca naiwność. Powtórzę za Andrzejem S. Bratkowskim: Jeśli ma Pan pomysł, jak rozwiązać różne problemy ustrojowe, gospodarcze, społeczne, to niech Pan go przedstawi. Nich Pan zdobędzie dostatecznie duże poparcie dla tych pomysłów wystartuje i wygra wybory. W ramach standardowej (zachodniej) demokracji.
Bratkowski nie ma racji. Jego radę, w obecnych warunkach, aby Kasprzak z ObywatelamiRP wystartował w wyborach z jakimś pomysłem na wszystkie problemy, można wsadzić do tylnej części ciała. Przecież Kasprzakowi chodzi ewidentnie o coś innego: o koalicję i konsensus opozycji demokratycznej umożliwiający pokojowy powrót do demokracji. I to jest możliwe bez względu na światopogląd i wizję podziału dochodu narodowego. W rozbiciu na pojedyncze podmioty nie ma szans na powrót do demokracji i Europy. Dziwne, że trzeba to jeszcze ciągle wyjaśniać!
Pojedyncze podmioty pokonstytucyjne, gdzie jednym z podmiotów będzie koalicja pozaparlamentarna z ruchów społecznych i samorządowych, mające wspólną bazę programową opisaną przeze mnie wyżej. Ta koalicja jest potrzebna, aby naciskać na wszystkie partie, motywować do większej frekwencji w wyborach i stanowić zaplecze na wypadek zmian w ordynacji. Nie oderwiesz od stołków liderów partii, bo tak sobie życzysz – nierealne. Oni nie widzą kraju, tylko grę partyjną. Patrzę na to, co jest realne. Rozumiem, że PIS wydaje się wielkim smokiem, ale tak nie jest.
Prawdę mówiąc zostawiłabym braci smoleńskich samotnie z blaszanymi barierkami i kordonem policji do tej następnej rocznicy. Może to moje wrażenie, ale coraz więcej widzę takich sygnałów, że Kaczyński jest umiejętnie izolowany przez takich ludzi jak Brudziński i ma coraz mniejszą kontrolę, moc sprawczą i świadomość nad hybrydą, którą stworzył. Jest wycofywany. W przyszłym roku myślę też, że czeka nas załamanie gospodarki. Już 11 września orzeczenie Trybunału w sprawie Puszczy, ponad milion rolników bez pełnych dotacji, bez odszkodowań, bo nie mogli się ubezpieczyć, służba zdrowia na granicy wytrzymałości. Wiem, że brzmi to strasznie, ale trzeba na to pozwolić, aby zachwiać tym smokiem i jego elektoratem. Czeka nas upadek i trzeba na to pozwolić, bo jak to powiedział mój znajomy ” na lepszy rząd nawet gdybyśmy dostali w prezencie nie zasługujemy. Lepszego byśmy nie docenili… trzeba uzbroić się w ocean cierpliwości, i czekać ” aż tym zachwyconym „dobrą zmianą” zachwyt minie. „Może wtedy będziemy zasługiwać na inny rząd – na ten czas wcale”
Ale być może ten projekt powinien być bardziej uproszczony i ustrukturyzowany. Aby był przejrzysty pod względem marketingowym i prawnym. Rozumiem, że celem jest przywrócenie i zabezpieczenie demokracji. I że do realizacji tego celu potrzebna będzie większość konstytucyjna. Sądzę, że potencjał wyborczy tu istnieje – a więc są partie polityczne i organizacje pozarządowe, które ten cel chcą osiągnąć i odpowiednia liczba wyborców, którzy ten cel poprą.
A chodziłoby tu o kilkanaście postulatów o charakterze ustrojowym – nie zajmujemy się na tym etapie i w tej formie sprawami światopoglądowymi i podziałem dochodu narodowego, pozostawiając te problemy do indywidualnych rozstrzygnięć poszczególnych ugrupowań. Dla przykładu: (1) Przywrócenie/zagwarantowanie niezależności TK, (2) Uniezależnienie mediów publicznych od wpływu partii politycznych, władzy ustawodawczej i wykonawczej, (3) Zachowanie autonomii organizacji pozarządowych, (4) Odrzucenie nowej ustawy o zgromadzeniach i przywrócenie dotychczasowej regulacji, (5) Uniezależnienie prokuratury od rządu, (6) Reforma finansowania partii, w tym wprowadzenie zakazu stosowania reklam przez partie, (7) wprowadzenie rzetelnych konkursów przy rekrutacji na stanowiska w administracji, spółkach skarbu państwa i agencjach państwowych, (8) Zagwarantowanie realnej kontroli sądowej nad działaniem służb specjalnych, (9) Powołanie Izby Samorządowej w miejsce Senatu, (10) Uniezależnienie instytucji kultury od ingerencji partii i państwa,.
To są tylko przykładowe punkty dla postulowanej Koalicji (np. „Demokracja i Europa”). Powinno to być minimum programowe, pod którym podpisze się poszukiwana „większość konstytucyjna”. Rzeczywiste punkty powinny być wynegocjowane przez przedstawicieli poszczególnych ruchów i partii. Wówczas taka koalicja ruchów obywatelskich „Demokracja i Europa” mogłaby poprzeć w wyborach te partie i polityków, którzy zaakceptowali ten program minimum – i w przyszłym parlamencie zagłosują za takim pakietem demokratycznym.
To byłby wspólny mianownik, poza tym wszyscy startujący w wyborach będą się różnić. i dobrze! Sądzę, że to demokratyczne minimum jest akceptowalne przez ogromną większość – od republikanów, konserwatystów, ruchy chrześcijańskie, ekologiczne, do liberałów i lewicy. Dobrze urządzona europejska demokracja. Warto zauważyć, że w tym wspólnym mianowniku mieści się też Kukiz’15. To nie ma być koalicja wzajemnej adoracji, tylko system podejmowania wspólnych decyzji – przy wyznawaniu różnych systemów wartości i często przy niepełnej wiedzy. Przy takiej konstrukcji istnieje realna szansa na uzyskanie konstytucyjnej większości w sprawach istotnych dla demokracji. W pozostałych sprawach, np. wartości, możemy się pięknie różnić i dyskutować do końca świata i jeden dzień dłużej.
Postulowana Koalicja „Demokracja i Europa” (nazwa na użytek tego posta) może i powinna wystawić też własnych kandydatów i rozszerzyć powyższy program minimum. Poza tym powinien to być normalny parlament, a nie 2-letnia hybryda, jak proponuje Paweł. Realizacja takiego projektu przez samorządy, organizacje pozarządowe i partie prodemokratyczne wydaje mi się całkiem realna. I najlepiej gdyby powstała przed wyborami samorządowymi.
W. Sadowski 6 postów wyżej licząc Twój na który teraz odpowiadam jako pierwszy odpowiedziałam dzisiaj Pawłowi i opisałam właśnie to samo. Jakbyś mógł przeczytać. Chyba trzeba pisać posty jeden pod drugim normalnie a nie odpowiadać, bo robi się pierdolnik.
Ula! Czytałem!
Życzę powodzenia, ale w to nie wierzę. Nie w Polsce. Nie dzisiaj. Sorry.
Szanowny Panie Pawle,
Chylę czoła przed Pana (i Pana kolegów) bezkompromisowym poświęceniem i działaniem w obronie demokracji.
Rozumiem Pana idę, ale nie widzę szans na ich realizację, tu i teraz.
Zakładając pozytywny scenariusz, że się wszystkie siły opozycyjne dogadują i wygrywają wybory, to mając większość w sejmie muszą sformułować rząd- wyobraża Pan to sobie?
Aby Pana scenariusz zadziałał te siły muszą mieć większość konstytucyjną.
Wierzy Pan,że się w 2 lata dogadacie i coś pozytywnego ustalicie? Do tego potrzebujecie praktyków, czyli istniejące partie. Potrzebujecie zaplecza medialnego!
A koniec, końców, czy jest tak dużo do poprawienia w konstytucji? – raczej w mentalności i praktyce rządzenia. A w praktyce w edukacji- trzeba zacząć od eliminacji i napiętnowania ściągania, jako czystego oszustwa!
Pierwszy krok po wyborach w polityce to delegalizacja PiS.
Mój problem to taki, że nie widzę pozytywnego scenariusza i nie wierzę, że odbędą się uczciwe wybory…
Aaaa…. to dobrze 🙂
Z wielkim zaciekawieniem przeczytałam „Jesienny pucz – tezy”. Poświęciłam też czas i uwagę na komentarze, na pogłębioną dyskusję. Moim zdaniem najlepsze wydają mi się wypowiedzi Pani Uli.
TAK dla Ruch Społeczny Wyborczy rozumiany jako Koalicja pozaparlamentarna „Demokracja i Europa”
(W. Sadowski) z minimum programowym o którym pisze Pani Ula i Pan W. Sadowski.
W diagnozie sytuacji wszyscy raczej zgodni.
Ja tylko przypomnę, że istnieje przynajmniej jedna lista społeczna i to taka, która wygląda na autentyczną – jest to 1Polska.pl
Zdaję sobie sprawę z faktu, iż niekoniecznie jest to lista, z którą mogą się Państwo utożsamiać, jednak istnieje i jest tam już trochę kandydatów.
W Studio Opinii ukazały się dwa artykuły polemiczne na temat propozycji Kasprzaka. Przede wszystkim padło pytanie, czy projekt jest zgodny z prawem?
– Piotr Sobieski – niezgodna – „Paweł Kasprzak i deklaracja „10 września”: http://studioopinii.pl/182092-2/
– Waldemar Sadowski – zgodna – „Bezpośrednie sprawowanie władzy w Konstytucji RP”: http://studioopinii.pl/waldemar-sadowski-bezposrednie-sprawowanie-wladzy-w-konstytucji-rp
Pisze Pan o wyborach. O jakich wyborach? Pis na pewno już pracuje nad zmianą ordynacji wyborczej tak, że żadnych wyborów nie będzie! A rządzeniem, może zająć się w każdej sytuacji rząd tymczasowy, ludzie są. Najpierw zadbać o to, żeby maksymalnie osłabić Pis, reagować w manifestacjach na głosy społeczeństwa! nie dopuścić do majstrowania przy ordynacji wyborczej!!!