Jaka będzie Europa po wyborach do PE?
To, jaki będzie nowy Parlament Europejski, zależy wyłącznie od około 400 milionów uprawnionych do głosowania obywatelek i obywateli Unii Europejskiej. Nasz „wsad” to 51 posłów, czyli 7 proc. obsady europarlamentu. To dużo. Warto i trzeba zawalczyć, żeby to byli euroentuzjaści, a nie eurosceptycy
Na wybory europejskie wyznaczono termin 23 – 26 maja. Wiele na to wskazuje, że nie przystąpią do nich Brytyjczycy. Należne im 73 miejsca zostaną zagospodarowane w ten sposób, że 27 rozdzielonych zostanie na kraje, których liczba ludności wzrosła, a 46 miejsc będzie czekało na nowych członków Unii. Nie przeszedł pomysł prezydenta Macrona, żeby brytyjskie wakaty wykorzystać do utworzenia jednej ogólnoeuropejskiej listy. Argumentował, że z takiej listy startowaliby najbardziej rozpoznawalni politycy europejscy. Pomysł storpedowała największa, licząca 218 członków frakcja – Europejska Partia Ludowa (EPP) .
PRZECZYTAJ TAKŻE: Do sygnatariuszy apelu „Koalicja Europejska dla Polski”
Obecnie w europarlamencie przewagę ponad dwóch trzecich głosów ma nieformalna „wielka koalicja” centroprawicy (EPP – 218 członków) i centrolewicy (S&D – 187 członków). Prognozy wskazują na to, że obie te frakcje będą w nowym parlamencie znacznie osłabione, bo zarówno socjaldemokraci, jak i chadecy tracą w wyborach we wszystkich krajach członkowskich UE.
Na tę chwilę sporo na to wskazuje, że sukcesy prawicowo-populistycznych partii w wielu, a właściwie to omal we wszystkich krajach członkowskich, przełożą się na istotne zwiększenie liczby eurosceptyków w nowym parlamencie. Jeśli się zjednoczą w jednej frakcji, mogą zahamować obecny kurs na pogłębienie i wzmocnienie integracji europejskie. Nie jest jednak oczywiste, czy się zjednoczą, bo nacjonaliści i populiści są raczej mało skłonni do rzetelnej współpracy i kompromisów, do wchodzenia w koalicje. Ponadto różnice programowo-ideologiczne między tymi partiami są tak duże, że w obecnym parlamencie nawet nie potrafili stworzyć jednej frakcji. Specjaliści analizując różne scenariusze, przewidują, że do PE wejdą także nowe partie narodowo-populistyczne (jak Liga Północna Salviniego, czy Szwedzcy Demokraci), których liderzy mogą być jeszcze mniej skłonni do współpracy. W związku z tym może się okazać, że nawet osłabiona, ale dobrze zorganizowana i doświadczona we współpracy obecna „wielka koalicja” będzie w nowym Parlamencie Europejskim istotną siłą, a jeśli dołączą do nich jeszcze Zieloni, to nie będzie tak źle, jak się zanosi.
Czy zwycięzcy populiści będę chcieli rozpadu Unii na „Europę ojczyzn”, powrotu do silnych państw narodowych? Może się paradoksalnie okazać, że to oni, z pilnej konieczności, będą zmuszeni podjąć tematy do tej pory odsuwane na dalszy plan z braku odważnego działania przez chadeków i socjaldemokratów. Brak zdecydowanych działań nie dotyczył tylko Parlamentu Europejskiego, ale także, a może głównie Komisji Europejskiej, za co obwiniany jest Jean-Claude Juncker.
A chodzi tu o takie istotne tematy, jak:
- zahamowanie wzrostu nierówności dochodów i poziomu życia w krajach członkowskich;
- jednolity system podatkowy, który uniemożliwi uciekanie z dochodami do rajów podatkowych plus jednolite opodatkowanie dochodów kapitałowych;
- zjednoczenie wysiłków na rzecz ochrony przyrody i klimatu;
- obrona Europy i jej obywateli przed dominacją cyfrową Stanów Zjednoczonych i Chin;
- zjednoczenie wysiłków w obronie przed terroryzmem, także cyfrowym.
- zapowiedziane właśnie przez Trumpa wyjście z układu Reagan-Gorbaczow, odbierane jako powrót do zimnej wojny, może wymusić działania na rzecz wspólnej armii europejskiej.
Prognozowane zwycięstwo partii narodowo-populistycznych zmobilizowało, i to omal we wszystkich krajach członkowskich, obywateli do proeuropejskich aktywności. Nigdy dotąd wybory europejskie nie cieszyły się takim zainteresowaniem, jak teraz. Ludzie wychodzą na ulice z flagami europejskimi. Na demonstracjach śpiewają hymn europejski. Jednoczą się we wspólnych akcjach, jak „Puls of Europe”. Może te paneuropejskie inicjatywy staną się „czwartą władzą”? Może właśnie konsoliduje się, postulowana na początku nowego milenium przez Jürgena Habermasa, europejska opinia publiczna? Może nacjonaliści-populiści w nowym Europejskim Parlamencie, nieustannie powołujący się na wolę suwerena, nie odważą się na zahamowania integracji europejskiej widząc zmobilizowaną, solidarną europejską opinię publiczną? Może wynikłe z twardego Brexitu bolesne konsekwencje dla Brytyjczyków będą skuteczną przestrogą dla potencjalnych naśladowców?
PRZECZYTAJ o naszym projekcie Obywatele Mają Głos
Jaki będzie nowy Parlament Europejski, zależy wyłącznie od około 400 milionów uprawnionych do głosowania obywatelek i obywateli Unii Europejskiej. Czasu nie jest dużo, zaledwie trzy miesiące, ale wystarczy na mobilizację obywatelską Europejczyków. Nasz „wsad” do PE to 51 posłów – 7 proc. obsady europarlamentu. To dużo. Warto i trzeba zawalczyć, żeby to byli euroentuzjaści, a nie eurosceptycy.
Andrzej Wendrychowicz
fot. Pixabay
[sc name=”wesprzyj” naglowek=” Buduj z nami patriotyzm obywatelski” tresc=” Twoja pomoc pozwoli nam dalej działać! „]