Europa może i nie odpuści, a my?

Nie dowiecie się o tym z mediów mainstreamu. Polsat przejęty, TVN balansuje, media związane z opozycją mają kłopot – wynikający głównie z trudnego do zrozumienia kłopotu opozycji. Trudnego jednak wyłącznie wtedy, kiedy się opozycji wierzy. Ja jej nie wierzę. To żadna tragedia, bo wiara jest w polityce naiwnością. Liczy się interes i realna presja. Politycy tańczą, jak im gramy i robią to, co im się opłaca. Ani to źle, ani dobrze. Chodzi więc nie o uczciwość polityków, a wyłącznie o to, żeby się opłacało wszystkim. W sumie zatem o to, żeby politykom zagrać z sensem. To nie jest łatwe. A bez mediów organizujących opinię publiczną, za to z mediami realizującymi wytyczne partii, zadanie ociera się wręcz o niemożliwość.

 

Prosta sprawa sądów

Sama zaś sprawa sądów jest prosta jak cep. Chodzi o skargę do Trybunału Sprawiedliwości przeciw ustawom o sądach, w tym o Sądzie Najwyższym, którego skład zostanie wymieniony 3 lipca na kilka sposobów i 60% składu będą w nim stanowili nominaci PiS i Ziobry. Trybunał jest w stanie te zmiany zablokować – jak to zrobił w sprawie Puszczy – stwierdzając przy tym legalnie nieważność pisowskich ustaw. Wszystko, czego trzeba, to skarga kierowana do Trybunału przez Komisję Europejską. Nie dość, że prosta i oczywista, to jeszcze cholernie pilna jest ta sprawa.

Stosunek sił politycznych

W Komisji Europejskiej szala przechyla się w stronę sceptycznego „realizmu” – Jean-Claude Juncker, należący do tej samej EPP, co PO i PSL, twierdzi, że „nie ma co iść na wojnę, której nie da się wygrać” i czeka na pretekst pozwalający mu ogłosić „kompromis”.

Aktywni pozostają Michał Boni, Róża Thun i Lena Kolarska-Bobińska – wszyscy troje należą do owej szóstki, która głosowała za wdrożeniem przeciw Polsce procedury z Art. 7 Traktatu o Unii, co nie spodobało się, jak pamiętamy, nie tylko narodowcom z Katowic, ale również kierownictwu ich własnej partii. Jedni i drudzy podawali podobne powody – angażowanie zagranicy przeciw Polsce nie jest godne patrioty.

Wczoraj, 4 czerwca w holu PKiN, gdzie do dzisiaj obraduje Europejska Partia Ludowa, Janusz Lewandowski z kwaśną miną machał ręką na widok naszych transparentów o sądach, mówiąc przy tym, że sprawa jest przegrana i nieistotna, natomiast liczy się budżet i on w tej sprawie właśnie biegnie na obrady. Patriotycznie – bez wątpienia. Piotr Borys z PO tłumaczył mi z kolei na boku, że teraz jest ważne, byśmy stali razem. Słowo „teraz” akcentował, mając prawdopodobnie na myśli wybory. Cóż, chętnie stanę razem, proszę tylko o wskazanie miejsca i wspólnej aktywności. W sprawie sądów, rozumiem, jedność ma oznaczać milczenie. W sprawie wyborów – posłuszne głosy na PO i jej kandydatów wyznaczonych w drodze targów, od których mamy się albo trzymać z daleka, albo ewentualnie zaakceptować miejsce na liście wyznaczone w partyjnych gabinetach. Jeśli istnieje jakaś inna oferta, chętnie posłucham. Czekam na nią już trzeci rok. Wraz z tłumem rodaków, z których część traci cierpliwość, część popada w apatię i tylko topniejąca garstka wiernych wciąż akceptuje wszystko, co jest „przeciw PiS”, choć skuteczność nawet tej prostej (by nie rzec prostackiej), rzekomo totalnej strategii jest coraz wyraźniej po prostu żadna.

Chodzi o konstytucyjną praworządność po upadku PiS

Ale przede wszystkim sprawa sądów jest ważna ponad bieżącą pilność. Nie jest prawdą – o czym donoszą media, jeśli się zdecydują w ogóle poruszać ten wstydliwy temat – że na wniosek KE jest już za późno. Dałoby się go jeszcze złożyć, uzyskując przed 3 lipca postanowienie zabezpieczające – jak w przypadku Puszczy, choć istotnie terminy są już dramatycznie napięte. Każdy dzień bierności polityków i milczenia mediów powoduje w tej sytuacji straty, z których skutkami będziemy się wszyscy męczyć jeszcze bardzo długo.
 
Podpisz list do Komisji Europejskiej.
 
Wstydliwy jest zaś ten temat głównie dlatego, że właśnie łykamy kolejną straszliwą porażkę bez walki, wspominając potężną mobilizację z lipca ubiegłego roku i usiłując o niej zapomnieć, zamiatając pod dywan tamten zmarnowany potencjał i udając, że nic się nie stało. Najwygodniej byłoby więc rzecz przemilczeć – i taki właśnie jest najwyraźniej zarówno polityczny kurs partii, jak i PR-owy kurs mediów. Ale istnieje również inna perspektywa wyjaśnienia sytuacji.

Sprawa bowiem jest i pozostanie ważna również po lipcowym terminie, który – co tu kryć – polscy i europejscy politycy zdołają prawdopodobnie rzeczywiście solidarnie przeczekać i „wycince sędziów” nie zapobiegną, jak potrafili zapobiec wycince drzew. Wyroki Trybunału Sprawiedliwości UE są jednak ważniejsze niż sam lipcowy termin i wynikające z niego nieszczęście – są mianowicie w Polsce źródłem prawa i mają konstytucyjną rangę, jak wyroki Trybunału Konstytucyjnego, którego już nie ma. To jedyny sąd, który może legalnie uznać pisowskie ustawy – wszystkie ustawy niekonstytucyjne – za nieważne i wymagające zmiany. Będziemy tego potrzebowali jak powietrza, jeśli kiedykolwiek PiS przegra i straci władzę.

Bez ważnych, legalnych wyroków konstytucyjnych – jeśli mi prawnicy wybaczą to niefachowe określenie – jedyną zgodną z konstytucją możliwością odwrócenia pisowskich zniszczeń państwa prawa byłaby konstytucyjna większość. Nawet jednak, gdyby ją jakimś cudem uzyskać, gmeranie w konstytucji tuż po przejęciu władzy nie byłoby dobrym pomysłem, zwłaszcza, że w wyniku koniecznej półtorarocznej procedury wylądowalibyśmy i tak w konstytucyjnej prowizorce.

Rządy dekretami?

PO obiecała jednak co innego – likwidację zniszczeń prawa „jedną ustawą”. Cóż, trzeba to powiedzieć i powtarzać tak wyraźnie, jak tylko to jest możliwe: otóż nie ma dla takiej ustawy miejsca w polskim, konstytucyjnym porządku prawnym i w cywilizowanych standardach demokracji. Da się rządzić dekretami. Wbrew konstytucji również. Ale demokratom nie wypada. Żaden pozór i żaden powód rzeczywisty tu nie wystarczy. Nawet wobec zagrożenia powrotem populistów łamać konstytucji nie wolno.

Jakie są plany PO na okoliczność przejęcia władzy, tego kierownictwo PO z pewnością jeszcze nie wie. Warunki brzegowe już jednak znamy – z wypowiedzi tej partii, z jej postępowania i zwłaszcza z jej zaniechań. To zresztą nie są bierne zaniechania – z publicznie dostępnej informacji i publicystyki niezwykle konsekwentnie znikają wszelkie wzmianki o wszystkim, co jest dla PO niewygodne: o proponowanych działaniach, o rzetelnej debacie, o prawyborach, o potrzebnych sojuszach i warunkach ich powstania. Konstytucyjnej większości nie będzie i nie myśli o niej w Polsce nikt poza środowiskiem Obywateli RP i Adamem Szłapką – jedynym spośród polityków. Dekret „naprawczy” być może się pojawi, a być może nie i usłyszymy wyjaśnienia o prawnych niemożnościach. Cóż, przyzwolenie na pozakonstytucyjne dekrety jest dla każdej władzy równie cenne, jak utrzymanie pisowskich zdobyczy w zakresie jej uprawnień. Rzeczywiście nie ma powodu, by o pozbawienie się tych szans w przyszłości walczyć dzisiaj w jakimś ryzykownym boju ze szczególną determinacją.

Przełom?

Raczej nie, chociaż…

Wczoraj, 4 czerwca mieliśmy konferencję prasową pod siedzibą Komisji Europejskiej w Warszawie. Prowadziła ją Agnieszka Holland, autorka listu do KE podpisanego przez około osiemdziesięciu polskich intelektualistów i twórców, w tym np. Paweł Pawlikowski i Olga Tokarczuk, by wymienić dwoje zdobywców prestiżowych międzynarodowych nagród w ostatnim miesiącu. Drugi list w tej samej sprawie podpisało ponad 120 organizacji pozarządowych, co się jeszcze w Polsce nie zdarzyło. A dołączył do niego kolejny zbiór znakomitości z Moniką Płatek, Władysławem Frasyniukiem i Andrzejem Rzeplińskim. O ile wiem, o konferencji nie zająknęły się żadne media, z wyjątkiem OKO.press i Wyborczej – przy czym i te redakcje nie zdołały udźwignąć ciężaru informacyjnego i programowego wszystkiego, o czym była mowa.
 
Zobacz, kto popiera inicjatywę Europo, nie odpuszczaj
 
Wyborcza dzisiaj jednak informuje – ustami Janusza Lewandowskiego – że EPP wezwie Komisję Europejską do twardego kursu zgodnie z Artykułem 7 i do skargi do Trybunału. Komentuje jednak, że na skargę jest już za późno. A nie jest. Redakcja pomija przy tym ustrojowe znaczenie ewentualnego wyroku, a ono jest ważniejsze niż tylko wymiana sędziów 3 lipca. Czy pominięcie jest wynikiem coraz częstszej bezmyślności, czy było świadome – nie mam pojęcia.

Dzisiejsze informacje potwierdzają w każdym razie popularny slogan „presja ma sens”. I rozszerzają jego znaczenie. Presja należy się również – w przededniu wyborów zaś szczególnie – „naszym politykom”. Małostkowo przypomnę własne, niezrelacjonowane nigdzie wystąpienie z przemilczanej wczorajszej konferencji prasowej.

Staniemy razem, panie pośle – nasze warunki

Poinformowawszy o milczeniu polskich polityków w tej pilnej i fundamentalnie ważnej sprawie – Agnieszka Holland powiedziała w tym miejscu, że gdzie zawodzą politycy, tam stają obywatele, bo innego wyjścia nie ma – wyjaśniwszy ustrojowe znaczenie wyroku Trybunału Sprawiedliwości oraz rzeczywistą treść oferty „jednej ustawy” obiecanej przez PO, mówiłem o większości konstytucyjnej, która będzie w Polsce potrzebna każdemu, kto wygra wybory. Mówiłem, że do tego partie nie wystarczą, że tu trzeba silnego i zorganizowanego obywatelskiego społeczeństwa. Powiedziałem, że to obywatelskie społeczeństwo rodzi się w Polsce i umacnia w niezwykle trudnym i niewdzięcznym dialogu z politykami. Ten dialog trzeba prowadzić, bo nie znamy innej demokracji, jak tylko partyjna demokracja parlamentarna. Ale niech politycy zechcą pamiętać – zwłaszcza w przededniu wyborów – że nie da się pomyśleć żadnej demokracji nie tylko bez partii, ale i bez głosu wyborców. Również tej demokracji, w której kluczowe decyzje zapadają nie w wybieralnych organach władzy przedstawicielskiej, a w niewybieralnych instytucjach – a do nich należy np. Trybunał Konstytucyjny i Komisja Europejska. Również tych instytucji nie da się sobie wyobrazić bez wyborów. A one nadchodzą. I głos w nich należy do nas.

Przytaczam tę wypowiedź, bo presja naprawdę ma sens i naprawdę nadchodzą wybory, w których politycy – zwłaszcza PO – stawiają wyborców jak zwykle w trudnej sytuacji. W najlepsze trwa już i stale się rozkręca akcja internetowych trolli – oczywiście pisowskich, a najpewniej również rosyjskich. Jej część wymierzona w elektorat „demokratów” zmierza jak zwykle do tego, by ich odwieść od głosowania. To nietrudne zadanie, wziąwszy pod uwagę straceńczą wyborczą strategię, której symbolem jest Kazimierz Ujazdowski we Wrocławiu i kompletny upadek jakiejkolwiek strategii w Gdańsku – o porozumieniach nie wspominając, tym bardziej zaś milcząc o pomysłach tak „szalonych” jak prawybory, które skutecznie zablokowano wszędzie tam, gdzie trwały o nich rozmowy. Gra na wyborczą absencję po naszej stronie jest oczywiście tym łatwiejsza, im więcej potrafimy podać skandalicznych wpadek – ustawa o IPN, głosowanie o aborcji, postawa wobec strajku w Sejmie, nie wspomnę o tych wszystkich sprawach, o które zabiegało środowisko Obywateli RP, a które zignorowano nie kryjąc arogancji, bo o tym – jak o prawyborach – nie słyszał w Polsce niemal nikt.

Namowy na solidarne głosowanie na PO mają oczywiście sens. Ale niestety do żywego przypominają niedawne namowy na solidarne milczenie w sprawie sądów. I mają podobny skutek. Oznaczają, że z kursu dewastującego demokrację nie wydostaniemy się już nigdy. Każdy głos posłusznie oddany wbrew sobie na Ujazdowskiego we Wrocławiu, jest w istocie przyzwoleniem na głęboko niedemokratyczny kurs wodzowskiej PO.

Presja ma sens, więc pozwalam sobie odwrócić wezwanie Piotra Borysa o jedność w przededniu wyborów. Stańcie z nami, politycy Platformy Obywatelskiej. W sprawie sądów, choćby tak, jak to wczoraj zrobiła Nowoczesna – lojalnie zresztą czekając, aż się jako pierwsze odezwą organizacje pozarządowe. W sprawie wyborów, ogłaszając rzeczywiste otwarcie i prawybory jako narzędzie budowania frontu demokratów dającego szansę na konstytucyjną większość. Jest mnóstwo rzeczy, które moglibyście zrobić, żeby dostać nasz głos bez wywoływania mdłości. Zacznijmy od sądów i wniosku do Trybunału. Albo na czas – tak, by zatrzymać wymianę sędziów SN, albo po tym terminie, by umożliwić w Polsce rzeczywistą demokrację, kiedy PiS przegra.

Bo przegrać może raczej jednak z nami. Z obywatelskim społeczeństwem. Wy nie dacie rady.

 

12 komentarzy do “Europa może i nie odpuści, a my?

  • 5 czerwca, 2018 o 17:44
    Bezpośredni odnośnik

    Jestem wstrząśnięta tym tekstem, który wiele kwestii mi boleśnie uświadomił. Ubolewam nad postawą posłów PO a szczególnie większości europosłów, dla których ważniejsza jest kasa niż wolność i demokracja. Stwierdzam z głębokim przekonaniem, że nasza klasa polityczna w całości (z kilkoma wyjątkami) musi odejsc na śmietnik historii. Czas na ruch obywateli. Wielki szacunek mam dla pana Pawła. Szacunek graniczący z podziwem.

    Odpowiedz
  • 5 czerwca, 2018 o 18:05
    Bezpośredni odnośnik

    Bez powszechnych, równych i wolnych wyborów do parlamentu nie ma i nie może być społeczeństwa obywatelskiego. Nie ma również wyborców. Są tylko sfory napuszczonych na siebie kiboli, które w zaślepieniu łykną wszystko. „Antykomunistę” Piotrowicza z PiS-u lub „liberałów” Ujazdowskiego i Giertycha z PO.

    PS.
    „Partyjną demokrację parlamentarną” to mieliśmy w komunie. I fakt, że w zakresie demokracji parlamentarnej nadal tkwimy głęboko w komunie a nierządy PiS-u są tego świadectwem i logiczną konsekwencją. Podobnie zresztą jak postawa i polityka nomenklaturowych „partii opozycyjnych”.

    Odpowiedz
  • 6 czerwca, 2018 o 00:07
    Bezpośredni odnośnik

    Jestem zmartwiony tym artykułem- znowu atak na PO w nadziei, że elektorat platformy przejdzie gdzieś indziej- tym razem do Obywatele RP! W identyczny sposób grała Nowoczesna przez cały 2016 rok, były totalne atak na byłe rządy PO też w nadziei, że uda się zatopić Platformę a cały elektorat przejdzie do .N. Te ataki na PO skutkowały tylko tym, że najbardziej podłe kłamstwa pisu były uwiarygadniane przez .N…
    .
    Każdy kto dzisiaj wali jak w bęben w PO jest tak naprawdę sprzymierzeńcem pisowskiego reżimu

    Odpowiedz
    • 6 czerwca, 2018 o 11:40
      Bezpośredni odnośnik

      I znowu ten cholernie niebezpieczny stereotyp. Nie walimy w PO, nie chcemy elektoratu PO. Chcemy, żeby Platforma Obywatelska, jako największa partia opozycyjna stanęła po stronie Obywatelskiego społeczeństwa, po stronie przyszłości Polski, a nie po stronie swych partyjnych interesów.

      Presja ma sens, szczególnie na „swoich”, bo im na nas zależy. A nam zależy na nich, zależy nam, żeby byli demokratyczni, zależy nam na tym, żeby wszędzie walczyli o naszą przyszłość. Tu i teraz. A nie dopiero wtedy, kiedy jakimś cudem, być może wygrają wybory.

      Odpowiedz
    • 6 czerwca, 2018 o 17:15
      Bezpośredni odnośnik

      „Atak”? Zupełnie jakbym kogoś z PiS czytała. Krytyka nie jest atakiem. A mamy za co krytykować. Postawa PO w sprawie wniosku do TSUE ma nam się podobać? To sprawa o fundamentalnym znaczeniu ustrojowym. W obronie SN wychodziliśmy dziesiatkami tysięcy na ulice w lipcu

      Odpowiedz
    • 7 czerwca, 2018 o 20:45
      Bezpośredni odnośnik

      Nie rozumiem, skąd ten pomysł. Obywatele RP nie są partią, nie stają do wyborów. Są ruchem obywatelskim zrzeszającym zaniepokojonych obywateli, którzy nie chcą bezwolnie iść za pomysłami partyjnych bonzów, którzy mówią nam, że demokracja to głosowanie na nich a poza tym wszystko dozwolone. Jedni mówią, że wola narodu ponad prawem, drudzy, że wszystko odwrócą jedną ustawą, a gdy łamane są konstytucyjne prawa obywateli udają, że nic się nie stało. Posłowie zostali zatrudnieni głosami swoich wyborców i o ile rozumiem demokrację, to wyborcy mogą ich recenzować i mobilizować do działań. To właśnie robimy. Naszym celem nie jest „walenie… w PO” tylko spowodowanie, aby porzuciła partyjniactwo na rzecz demokracji.

      Odpowiedz
  • 6 czerwca, 2018 o 00:40
    Bezpośredni odnośnik

    Nic nie wskazuje na to, żeby partie polityczne przestały być wodzowskie i stały się demokratyczne. Jedyna szansa, bardzo trudna, ale jednak, to żeby wyborca głosował rozumnie i odpowiedzialnie. Tacy rozumni wyborcy to jest owo mityczne społeczeństwo obywatelskie. Twórzmy/budujmy go.

    Odpowiedz
    • 6 czerwca, 2018 o 07:25
      Bezpośredni odnośnik

      Te wodzowskie, antyobywatelskie i niedemokratyczne „partie medialne” mają de facto monopol na wystawianie kandydatów do parlamentu oraz stoją ponad Konstytucją i prawem. W takiej sytuacji rozum i odpowiedzialność „wyborcy” nie odgrywa żadnej roli. Jak już, to rozum i odpowiedzialność nakazuje bojkotować takie „wybory” oraz odrzucać respektowanie i legitymizowanie tak wyłanianej „władzy”.

      Wszystkie te „partie” stanowią zjednoczony front jeśli idzie o wykluczenie obywateli niezależnych z procesów wyborczych oraz łamania art. 4, 32, 96, i 99 Konstytucji. Od PiS-u poprzez PO, SLD aż do Kukiza.

      Odpowiedz
  • 6 czerwca, 2018 o 07:11
    Bezpośredni odnośnik

    Witam Obywatele RP GDAŃSK stoją i będą stać pod sądem w Gdańsku w obronie wolnych sądów i niezależnych sądziów dopóki ustawa PiSowska będzie. No, nie wierzymy politykom żadnej opcji. zapraszamy do wsparcia nas.

    Odpowiedz

Skomentuj Magda Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *