Dziennikarze wolnych mediów, ogarnijcie się choć trochę
Gdy Dominika Wielowieyska, dbając o równowagę poglądów, zaprasza do TOK FM dziennikarzy z pism propisowskich, zagryzam wargi ze złości, bo najczęściej gadają od rzeczy. Czasem wyłączam radio, nie mogę już słuchać jak sprawnie manipulując półprawdami i kłamstwami kolejny obrońca „dobrej zmiany” owija sobie pozostałych gości wokół pseudo erystycznego palca
Poza gronem znajomych nigdy nie ujawniałem, co myślę o tej bezradności, braku refleksu lub przygotowania do poprowadzenia audycji. Jednak w poniedziałek 5 lutego w porannym programie granica została przekroczona.
Dziennikarz „Do Rzeczy” Robert Bogdański bez cienia protestu gospodyni oraz zaproszonej jako gość Agaty Kondzińskiej z Gazety Wyborczej (co bardzo mnie zaskoczyło), i w obecności Grzegorza Sroczyńskiego (z jego strony interwencji się nie spodziewałem) wygłosił zdanie, w którym przeciwstawił bojówki ONR Obywatelom RP dowodząc, że wojewoda mazowiecki musiał zamknąć ulice wokół ambasady Izraela, gdyż inaczej mogłoby dojść do przepychanek i bójek między ONR i Obywatelami RP.
Jeśli ktoś mieni się dziennikarzem politycznym i nie odróżnia agresywnych działań ogolonych bojówkarzy ONR od godnościowych protestów Obywateli RP, którzy w arsenale swoich działań mają co najwyżej bierny opór, ten powinien zmienić zawód, a przynajmniej specjalizację – na taką, gdzie prawda nie będzie ważna, a brak wyczucia na słowo nie skrzywdzi nikogo.
Dominika Wielowieyska nie jest jedyną dziennikarką, której myli się bójka z pobiciem, bierny opór z toporem, a pojęcie nieposłuszeństwa obywatelskiego nie kojarzy się z niczym.
Największe gwiazdy radia i telewizji wolą żyć w świecie tych samych gości od lat, bo po co się narażać na zaproszenie kogoś niesprawdzonego, kogo trema zablokuje przed kamerą lub mikrofonem. Po co szukać tych, co autentycznie starają się coś zmienić, nie na FB czy w zaciszu gabinetów, ale jeżdżąc po kraju, na ulicach stając przed hordami łysych chamów, czy wchodząc do Sejmu z biało-czerwoną flagą.
Czekam, kiedy któraś z gwiazd TVN, TOK FM albo Polsatu kończąc infamię zaprosi znów Rysia Czarneckiego, by ten mógł nazwać kogoś uczciwego szmatą, szmalcownikiem, zdrajcą.
fot. Pixabay
Sugestia, że Grzegorzowi Sroczyńskiemu pasuje zrównywanie ONR i ORP, jest nieprzyzwoita. I niczym szczególnym się nie różni od narracji Roberta Bogdańskiego.
Nie słuchałam tej audycji, ale jak rozumiem z tekstu Sroczyński nie polemizował z tym zrównaniem. Jeśli nie pasuje mu to, to co oznacza milczenie?
Nastał czas „dziennikarzy” i „opozycji parlamentarnej”. „Sejmu”, „Trybunału Konstytucyjnego”, „mediów publicznych”, „prezydenta RP”, „historii Polski”. Czy społeczeństwo też już można wziąć w cudzysłów?
Chyba go prawie nigdy nie było?
A może „społeczeństwo” wyemigrowało wewnętrznie, tak jak ja teraz, albo za granicę, jak ja kiedyś. Cholera wie co gorsze? Diogenes chodził kiedyś z latarnią po ulicach i szukał człowieka, dzisiaj szukałby myszy o cechach człowieczych. Koszmar.