Wolne sądy, radykalizm i prowokacje – jaka jedność w opozycji?

We wtorkowy wieczór mieliśmy pierwszą fazę „obywatelskiego wzmożenia” proklamowanego w związku z zamachem na resztę wolności polskich sądów przez wszystkie obywatelskie organizacje i ruchy, z nami włącznie. Dziś mamy fazę drugą, która być może będzie udana bardziej, ale pytanie brzmi, co to właściwie znaczy udana?

Obronimy sądy? Powstrzymamy PiS? Czy naprawdę tego chcemy i z tym zamiarem przyjdziemy najpierw pod pałac Dudy, a potem pod Sejm? Czy może rozsądnie myślimy w dłuższym planie, zakładamy, że PiS przepchnie, co przepchnąć zamierza, a nas interesuje już starcie kolejne, czyli np. wybory samorządowe za mniej więcej rok? Jeśli tak, to czy jest sens spalać kolejną społeczną mobilizację – jaka by nie była? A może spotkania pod Sejmem mają wartość samą dla siebie? Jaką?

Cóż, Obywatele RP od lipca zapowiadali, że jeśli pod Sejm wrócą, to nie po to, żeby po prostu wiecować, „dając świadectwo” – choć wiemy, że to ważne – ale po to, żeby przepychanie ustaw o sądach po prostu zatrzymać. Jest ważnym elementem naszej diagnozy, że wszystkie te demonstracje, kiedy protestujemy przeciw temu lub innemu aktowi bezprawia władzy i nie dzieje się nic, co by z tych demonstracji wynikało, raczej demobilizują niż mobilizują społeczny potencjał. Władza ignoruje wszelkie nasze postulaty i demonstrując tak w rozpaczy postępujemy tak, jakbyśmy się uparli pokazywać własną bezsiłę. Nie dziwi, że frekwencja demokratycznych demonstracji systematycznie spada. Przestrzegaliśmy przed tym KOD już dwa lata temu. Dzieje się więc właśnie coś, co się stać musiało i co przewidywaliśmy.

Wszystkie nasze, Obywateli RP, działania miały wyraźnie określony cel i najczęściej celem było wymuszenie ustępstw na władzy. Sporą część tych celów udało się nam osiągać – choć były skromne na miarę niewielkiej grupy, jaką stanowiliśmy przez większość naszej historii. Do najbardziej znanych należy faktyczne wymuszenie wolności zgromadzeń naprzeciw smoleńskim miesięcznicom pomimo delegalizujących je przepisów niekonstytucyjnej ustawy o zgromadzeniach. Albo dramatyczna zmiana opowieści o polskim faszystowskim nacjonalizmie, wywołana rokiem naszych protestów i bohaterskim aktem kilkunastu kobiet 11 listopada. Na koncie mamy też porażki. Nie udało się powstrzymać ekshumacji. Ani nawet – może zresztą właśnie dlatego – zaszczepić świadomości tego skandalu w opinii publicznej. Nie udało się odzyskać prawa dostępu do Sejmu, choć to wydawało się łatwe, ani nawet – znów może właśnie dlatego – przekonać do wsparcia nas w tej akcji parlamentarzystów opozycji. Zawsze w każdym razie chcieliśmy i nadal chcemy wpisywać się w ruch demokratyczny właśnie w ten sposób – proponować realizację celów konkretnych i w ramach szerszego ruchu prowadzić te działania, które wydają się najskuteczniej popychać rzecz naprzód, wiedząc, że w ruchu mamy zaplecze i wsparcie. No, nie bardzo to wychodzi i we wtorek pod Senatem znowu nie wyszło.

Jesteśmy przekonani – to stara prawda o psychologii ruchów społecznych – że do ich konstruktywnej mobilizacji potrzeba koniecznie dwóch czynników równocześnie. Pierwszy bywa kolokwialnie zwany „wkurwem” – naukowo zwie się to alienacją wobec systemu, czyli poczuciem jego zła. To powód, by działać. Ale równie niezbędny jest czynnik drugi – poczucie możliwego sprawstwa, świadomość, że uczestnictwo w działaniach ruchu rzeczywiście może przynieść efekty. Bez tej świadomości ludzie popadają w apatię, różne rodzaje społecznych nerwic. Następuje nieracjonalna radykalizacja werbalna lub fizyczna radykalizacja aktywnej i izolowanej mniejszości. Podpala się Piotr Szczęsny…

Mówią o nas, że jesteśmy radykałami. Nie akceptuję tego określenia – chyba, że ktoś zwraca uwagę na etymologię i wie, że słowo pochodzi od łacińskiego radix, oznaczającego korzeń, więc jakąś być może istotę rzeczy, które są dla nas ważne. W powszechnie przyjętym znaczeniu nie jesteśmy radykałami. Jesteśmy zaledwie konsekwentni. Upieramy się, że kiedy wychodzimy to ulicę, to dotrzymujemy słowa i do końca walczymy o wytyczone sobie cele, starannie dobierając do ich realizacji odpowiedni zestaw środków, kalkulując koszty.
No, dobra…

Wszyscy wzywają dzisiaj pod Senat. Czy to są rzeczywiście zgodne wezwania? Proszę o wybaczenie, ale dla jasności sytuacji – nie, one nie są zgodne.

Nie chcę powtarzać starych historii, a trzeba by je było powtórzyć, bo to jest historia od lipca, kiedy z niejasnych powodów rozszedł się spod Sejmu stutysięczny tłum, w czym sam brałem udział; albo jeszcze wcześniejsza historia dłuższa niż rok, kiedy bezskutecznie prosimy o wsparcie naszych dążeń, by móc wejść do Sejmu i uczestniczyć w jego pracach, albo demonstrować pod Sejmem (poza budynkami, których spokój jest dla nas w dalszym ciągu tabu); czy wreszcie całkiem krótki ciąg wydarzeń z ostatnich głosowań w Sejmie, kiedy ustawy sądowe tam przeszły – chcę tylko wspomnieć o ostatnim wtorku, kiedy sądowe ustawy wyszły z Sejmu i trafiły do Senatu, gdzie się wciąż znajdują.

We wtorek pod Senatem zjawiły się więc wszystkie możliwe ruchy i organizacje. My znów otwarcie i publicznie mówiliśmy o tym, że naszym celem jest zablokować procedowanie, a nie wyrażać opinię. We wtorek ten cel z frekwencyjnych powodów był oczywiście nie do spełnienia. Mógł być, gdybyśmy w poprzednim tygodniu – po przegranych sejmowych głosowaniach – zdołali wysłać w świat obraz wyrwy w pisowskim murze, w który od dwóch lat walimy głową beznadziejnie. Proponowaliśmy posłom „wiec na zakazanej ziemi”. Byłby możliwy, gdyby setka posłów opozycji wyszła z głosowania i stanęła z nami po drugiej stronie sejmowego płotu na Wiejskiej. Ich immunitety – sprawdziliśmy to – mają sporą skuteczność wobec policji i umożliwiają nam pokojowe, bez zagrożeń, przejście na drugą stronę. Interwencja policji wobec posłów – taki obraz byłby dla władzy ogromnie niebezpieczny. Ustępstwo wobec konsekwentnego nacisku posłów i obywateli – również. Klasyczna sytuacja, z której władza nie ma dobrego wyjścia, a każda decyzja gra na naszą korzyść.

Stało się inaczej i do sejmowych barierek podeszła do nas z tamtej strony jedna posłanka. We wtorek pod Senatem szukaliśmy drugiej takiej szansy. Nie chodziło o blokadę – chodziło o pokazanie, że to jest możliwe. O pokazanie wyrwy w murze. Po to, by wywołać oczekiwaną przez wszystkich mobilizację tłumu większego niż te dwa tysiące ludzi, którzy się we wtorek pojawili.

 


Popierasz nasze działania? Wpłać darowiznę!

 

Słyszę dzisiaj, że nasza próba blokady odciągnęła część uczestników wiecu skandującego w senackie okna. To prawda – odciągnęła. Słyszę również, że żadna blokada się nie udała. To również prawda. Bo przeszła nas część, a nie całość – większość przemawiających z estrady wzywała ludzi do pozostania pod budynkiem Senatu, a nie przy bramie na Górnośląskiej. Bo przede wszystkim nie było przy nas posłów i senatorów.

Trzy kamery TVP – o których obecności informowano nas, ostrzegając przed prowokacyjnymi scenariuszami – pokazywały to, co miały pokazać: rządowe, sejmowe i senackie samochody przejeżdżające bez przeszkód pod osłoną policji przez nieskutecznie blokowaną bramę.

Na koniec tej nocy – bardziej przykrej niż dramatycznej – do barierek podszedł Senator Bogdan Borusewicz. Człowiek, którego nigdy nie przestanę cenić. Bohater KOR-u, Wolnych Związków Zawodowych i „Solidarności”. Bogdan Borusewicz dziękował za naszą obecność. I przede wszystkim dziękował za to, że nie ulegliśmy prowokatorom. Mówiąc to, patrzył na mnie stojącego naprzeciw, po drugiej stronie barierek. To ja prowokowałem.
Panie Senatorze, to przede wszystkim Pana prowokowałem i to Pan tej prowokacji nie uległ. To już jest jednak inna rozmowa i nie o nią tu chodzi.

Dzisiaj wieczorem pokazywanie wyrwy w murze PiS nie ma wielkiego sensu. Nie ma po co mobilizować społecznego oporu. Ustawy sądowe przegraliśmy tak, jak przegraliśmy po kolei wszystkie batalie z bezprawiem. Nie ma już czasu przekonywać kogokolwiek. Panie Senatorze, nie będę prowokował. Wbrew własnym zapowiedziom przyjdę bez celu. Po to tylko, żeby być z pokonanymi.

5 komentarzy do “Wolne sądy, radykalizm i prowokacje – jaka jedność w opozycji?

  • 15 grudnia, 2017 o 01:44
    Bezpośredni odnośnik

    Trafna analiza. Fakt, nasi posłowie i senatorowie baaardzo wolno się uczą jak dużą siłę przebicia ma ich immunitet. Nieco nadziei daje postawa posłanki Joanny Scheuring-Wielgus i posła Michała Szczerby i np. ich obecność w kotle na ulicy Wilczej (sprawy mogły by się potoczyć zupełnie inaczej gdyby maszerowali z nami spod samego sejmu). Czy nasi reprezentanci zdążą odrobić lekcje oporu zanim stracą immunitety? Nie wiadomo. Demontaż państwa prawa zaszedł już zbyt daleko aby stawiać na jedną kartę. Immunitety posiadają jeszcze europosłowie, sędziowie, asesorzy sądowi, prokuratorzy i asesorzy prokuratorscy- zaryzykują karierę? Jeżeli nie będziemy mieli oczekiwanego wsparcia to pozostaje nam wymyślenie strategi bez ich udziału. C’est la vie.

    Odpowiedz
  • 15 grudnia, 2017 o 03:06
    Bezpośredni odnośnik

    Pan Kasprzak liczy na udział „opozycyjnych” posłów i senatorów. A dla mnie udział „opozycyjnych” posłów i senatorów to coś, co zupełnie kompromituje manifestację jako obywatelską manifestację.

    „Opozycyjni” posłowie i senatorowie nie mają demokratycznej legitymacji podobnie jak pisowcy posłowie i senatorowie. Nie zostali wybrani w wolnych wyborach, w których to obywatele mogą swobodnie decydować, kto kandyduje i jest wybierany w powszechnych, równych i wolnych wyborach.

    W zasadzie dotyczy to tylko posłów, którzy mają w Polsce realną władzę. Senatorowie są wybierani formalnie w wolnych wyborach, ale są w ustroju nic nie znaczącymi figurantami wybieranymi w ubocznych i obojętnych dla ludzi wyborach.

    Podstawowy błąd Obywateli RP polega na tym, że uznają niedemokratyczny ustrój jako swój, w którym nie obywatele są podmiotem demokracji, lecz są nim wyłącznie koncesjonowane odgórnie partie. My bezpartyjni jesteśmy w tym systemie podludźmi bez prawa uczestniczenia w wyborach. Odziedziczona z komuny niekonstytucyjna „przewodnia rola partii politycznych w państwie” jest uznawana przez „opozycję”, która przez to jest w swej istocie antydemokratyczna i antyobywatelska.

    Odpowiedz
  • 15 grudnia, 2017 o 11:13
    Bezpośredni odnośnik

    Paweł, obrażasz Bogdana Borusewicza taką supozycją, jakoby on Cię uważał za prowokatora. Zastanów się czasem zanim zaczniesz obrażać takich ludzi jak Burusewicz.

    Odpowiedz
    • 15 grudnia, 2017 o 11:36
      Bezpośredni odnośnik

      To Borusewicz mówił coś o prowokatorach. Na kogo przy tym patrzył i co myślał jak patrzył, trudno będzie zweryfikować, ale to Jaśnie Pan Władza Borusewicz powinien wprost powiedzieć co ma na myśli mówiąc o prowokatorach i prowokacji. Jakby nie było pachnie to klimatem PRL-owskim, co widać nie jest tylko pisowskim upośledzeniem.

      Odpowiedz
  • 16 grudnia, 2017 o 18:46
    Bezpośredni odnośnik

    Tak, mętne aluzje o prowokatorach, gdy wszystkich obecnych była garstka, zdecydowanie nie były najmądrzejsze. Dużo lepiej byłoby użyć swojego olbrzymiego autorytetu do poprawienia frekwencji czy znalezienia wspólnej formuły protestu. Wyszło trochę durnowacie, jak to w Polsce.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *