Paweł Kasprzak dla Onet.pl. O kontrmiesięcznicach, politykach i ruchu obywatelskim
Politycy muszą słyszeć nasze żądania i wiedzieć, jaka jest cena naszego poparcia. KOD tego doświadczył – pozwolił zamieniać autentyczny protest obywateli w partyjne wiece. Tego robić nie wolno – mówi Paweł Kasprzak w rozmowie z Piotrem Halickim. Poniżej fragment rozmowy
Piotr Halicki, Onet: Jarosław Kaczyński zapowiedział zakończenie miesięcznic w ósmą rocznicę katastrofy smoleńskiej. Czy sądzi pan, że przyczyniliście się do tego? Wszak od półtora roku walczycie, by ich nie było…
Paweł Kasprzak, Obywatele RP: – Myślę, że jest to zapewne jakiś rezultat naszych działań. Już wcześniej słyszeliśmy takie głosy polityków PiS czy uczestników miesięcznic, że ich etos zamienił się w… barierki. Bo jaka to solidarność z narodem, kiedy prezes PiS odgradza się od społeczeństwa, a więc także od swoich wyznawców? Ci ludzie też zdają sobie sprawę, jakie to jest śmieszne.
Poza tym coś tam przeczytali z naszych transparentów i widzą, że nie wszystko się zgadza. Zresztą nazajutrz po tym oświadczeniu prezesa któryś z polityków PiS sam przyznał, że miesięcznice już się wypaliły. Że nie ma sensu ich kontynuować, bo koszty są wyższe niż korzyści. Kościół daje wyraźne sygnały, że miesięcznice są raczej obrazą religii, a nie katolickim obrzędem. Ale oczywiście Kaczyński nie może się z tego po prostu wycofać z dnia na dzień, tylko ułożył do tego jakąś teorię.
(…)
Co pan czuł, gdy prezes PiS ogłosił zakończenie miesięcznic? Radość? Poczucie spełnienia? Czy może ulgę, że nie trzeba będzie już protestować?
Szczerze mówiąc, czułem się nijak, bo byłem czym innym zajęty – nasi ludzie akurat byli wiezieni na komisariaty. Generalnie jestem zadowolony, że to koniec miesięcznic w tej formie, ale mam świadomość, że to przecież oznacza tylko przeniesienie miejsca i ciężaru kultu. Będzie pomnik Lecha Kaczyńskiego i tam będzie składanie kwiatów już bez przerwy, wychwalanie jego wielkości i gadanie o realizowaniu jego testamentu, mimo że przecież nie ma to nic wspólnego z prawdą.
Dla mnie bardziej istotne było to, co zrobił Kościół. To uważam za osiągnięcie, które być może więcej znaczy niż zakończenie miesięcznic. Kardynał Nycz, na pytanie, czy to, co się dzieje na Krakowskim Przedmieściu, jest zgodne z katolicką ortodoksją, odpowiedział „nie wiem, bo nie ja to organizuję”. Czyli że nie jest to kościelna impreza. To mocne oświadczenie jak na Kościół. Zwłaszcza że to reakcja na tekst Błaszczaka, który stwierdził, że my, Obywatele RP, zakłócamy obrzędy kościoła rzymskokatolickiego. Nycz temu zaprzecza.
(…)
Podkreślał pan wielokrotnie, że jest pan chrześcijaninem i że wielu Obywateli RP również jest wierzących. Rozumiem, że chce pan w ten sposób przekazać publicznie, że nie chodzi wam o występowanie przeciwko religii, tak?
Zgadza się. Nasze milczenie – bo my staramy się milczeć w trakcie tych protestów – oznacza również szacunek dla kultu religijnego. Wierząca część z nas w niektórych modlitwach także uczestniczy. Kiedy odmawiają „Ojcze nasz” to ja się modlę razem z nimi, uczestniczę w ich mszach smoleńskich. Nie mam z tym żadnego problemu. Inna sprawa, że jako wierzącemu, jest mi dużo trudniej zrozumieć treść tych smoleńskich obrzędów, niż gdybym był ateistą. Bo moje religijne uczucia ten kult obraża, natomiast z konstytucyjnego punktu widzenia oczywiście nie mam prawa tego oceniać, a mam obowiązek respektować ich prawo do kultu w miejscu publicznym.
(…)
Uważa pan, że Kaczyński jest dyktatorem?
Tak, oczywiście, Kaczyński to aspirujący dyktator, bo nie ma jeszcze pełni władzy. Nie wiem, czy niezbędną cechą dyktatora jest to, żeby dokonywał zbrodni, ale jeżeli o tym mowa, to owszem, ta władza już dokonuje zbrodni. Wystarczy pojechać do Terespola, gdzie codziennie około setki uchodźców z Czeczenii odprawiamy z granicy. Kiedyś ich uwielbialiśmy, bo byli antyrosyjscy, ale teraz zmienił się klimat. I ci ludzie po kilkanaście czy kilkadziesiąt razy się zgłaszają na granicy, chcąc wypełnić wnioski azylowe. Łamiąc polskie i międzynarodowe prawo, nasze zobowiązania i zwykłą ludzką przyzwoitość, służby polskiego państwa odprawiły m.in. z kwitkiem faceta, któremu na torturach wydłubano oko i którego przyjęcie do Polski nakazał Europejski Trybunał Sprawiedliwości. Mimo sądowego wyroku nakazującego jego przyjęcie. Na dodatek ten człowiek ma trójkę głodujących dzieci i żonę w ciąży. Tak, to nosi znamiona zbrodni przeciwko ludzkości. I robimy to my, polscy obywatele, bo tolerujemy tę bandycką władzę, która w naszym imieniu to robi.
(…)
Ale na waszych wiecach pojawiają się jednak politycy. Wśród nich m.in. Niesiołowski czy Cimoszewicz. Czy to nie psuje charakteru waszej inicjatywy?
I tak, i nie. Rzeczywiście jesteśmy ostatnim takim środowiskiem, które by powiedziało, że każda polityka brudzi. Póki nie mamy innego pomysłu na demokrację niż partyjny parlamentaryzm, akceptujmy partie. Ale to zależy, co się robi. Moim zdaniem politycy muszą słyszeć nasze żądania i wiedzieć, jaka jest cena naszego poparcia. Nie można ich wpuszczać w pierwszy szereg tych demonstracji, zapraszać na estradę, upudrowanych, z telewizyjnym make-upem i pozwalać im na partyjną agitkę bez żadnych warunków. KOD tego doświadczył – pozwolił zamieniać autentyczny protest obywateli w partyjne wiece. Tego robić nie wolno. I my do tego nie dopuścimy.
Cała rozmowa w serwisie Onet.pl – TUTAJ.
Fot. Piotr Halicki/Onet