List do Adama Bodnara.

Szanowny Panie Ministrze, Prokuratorze Generalny, polityku i były Rzeczniku Praw Obywatelskich!

W wydanym przez Pana oświadczeniu poświęconym sprawie „piątki z Hajnówki” przeczytaliśmy, że „sąd musi zbadać, czy swoimi czynami nie przekroczyli czerwonej linii, która oznacza popełnienie przestępstwa”…

Jesteśmy tym do głębi wstrząśnięci i czujemy się w obowiązku na te słowa zareagować.

W naszym najgłębszym przekonaniu i owa czerwona linia, i granica przyzwoitości zostały przekroczone z chwilą, gdy nasze państwo rękami swoich funkcjonariuszy, z woli polityków sprawujących władzę, utworzyło na polsko-białoruskiej granicy strefę wyjętą spod prawa. Strefę bez praw człowieka, gdzie praktykuje się przerzucanie ciężarnych kobiet przez drut kolczasty, a małe dzieci, ich ojców, matki i babcie wyrzuca do ciemnego lasu na białoruską stronę, odmawiając przyjęcia wniosku o ochronę międzynarodową, co przecież powinno być normą w każdym demokratycznym kraju.

Politycy okryli polskie państwo hańbą tworząc między polskim a białoruskim kolczastym drutem strefę tortur i śmierci. I nie ma w tym krzty przesady – ktokolwiek tam był jako aktywista czy żołnierz, musiał wiedzieć, że przebywanie przez wiele dni w puszczy, zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym, stanowi bezpośrednie zagrożenie życia.


Przypominamy, że już 19. września 2021 roku zostały tam odnalezione pierwsze zwłoki, a do dnia dzisiejszego na pograniczu polsko-białoruskim zmarło ponad 100 osób. Dane są nieprecyzyjne i z pewnością zaniżone, bo wiele osób uznaje się za zaginione. Najprawdopodobniej nigdy nie zostaną odnalezione wszystkie ciała, bo zostaną rozwleczone przez dzikie zwierzęta, wchłonięte  przez bagna… 
Żadne państwowe instytucje nie szukają zaginionych i nie podają też dokładnej liczby ofiar. Jednak doniesienia prasowe, relacje świadków i wreszcie cmentarz w Bohonikach krzyczą – w polskim lesie, na naszych oczach giną ludzie!

Dlatego nie powinno dziwić, że część aktywistów postanowiła nie tylko ludzi karmić, odziewać i szukać im tymczasowego schronienia na miejscu, ale również wywieźć ze strefy śmierci. Wywieźć, by ocalić ich zdrowie i życie, by ocalić ich przed kolejną wywózką, wyrwać z zasięgu rąk funkcjonariuszy służb, bo nikt nie miał przecież złudzeń, że nie skończyłoby się to wypchnięciem za druty.

Gdzie tu rysować tę „cienką, czerwoną linię”, o której Pan pisze?


Między życiem a śmiercią? Między przepisami, ustanowionymi bezprawnym rozporządzeniem „wywózkowym”, a człowieczeństwem?

Jesteśmy jednymi z tych, którzy zdecydowali się ratować ludzi, nie oglądając się na te przepisy, a kierując się elementarnymi zasadami międzyludzkiej solidarności, nie godząc się na ich cierpienie i śmierć.

Po informacjach z września 2021 roku o pierwszych ofiarach „polityki migracyjnej” polskiego państwa, w październiku dowiedzieliśmy się, że po polskiej stronie ukrywa się grupa kurdyjskich uchodźców ciężko pobitych przez białoruskich siepaczy. Odruchem było to, że ruszyliśmy im z pomocą. Podczas kursu naszym małym autkiem zostaliśmy zatrzymani przez policję, nasi podopieczni zostali po raz kolejny wywiezieni na białoruską stronę, a my spędziliśmy noc w policyjnym areszcie.

Tak, próbowaliśmy tych ludzi uratować z rąk oprawców w mundurach, działających w majestacie (?) przepisów wydanych przez poprzednią władzę, a obowiązujących i praktykowanych do dziś.

Postawiono nam zarzut organizacji przemytu, grozi nam do 8 lat więzienia.

Czyli jesteśmy – w chorej wyobraźni zindoktrynowanych prokuratorów – wysoko w strukturach groźnej przemytniczej mafii? Czy też może próbowaliśmy osiągnąć „korzyść osobistą” dla ludzi, których chcieliśmy ratować, bo i tak absurdalny zarzut został postawiony przez prokuraturę pięciorgu dzielnym aktywistom schwytanym niespełna pół roku po nas?

Panie Prokuratorze Generalny, uważamy, że ten proces, który toczy się teraz przed sądem w Hajnówce jest w swojej istocie sądem nad przyzwoitością i nigdy do niego dojść nie powinno.

My przyznajemy się do wywożenia ludzi ze strefy śmierci, ale nie do przestępstwa przemytu. Nie czujemy się winni przekroczenia jakiejkolwiek „czerwonej linii”, a naszą jedyną winą była nieuważność. Ubolewamy nad tym, że złamanie przez nas podstawowych zasad konspiracji, spowodowało narażenie naszych podopiecznych na ponowne tortury w lesie, a współpracujących z nami dobrych ludzi na szykany ze strony organów ścigania.

Jesteśmy przekonani, że fakt, iż przez ponad trzy lata akt oskarżenia w naszej sprawie nie trafił do sądu, wynika ze świadomości przeraźliwego wstydu jaki Panu i innym politykom będzie towarzyszył, gdy po raz kolejny staną przed nim ludzie, których jedyną winą jest empatia i człowieczeństwo – to właśnie, czego politykom tak bardzo brakuje.

Chcemy też, by Pan wiedział, że sprawiedliwych jest więcej, dużo więcej, a dzięki nim udało się uratować nie dziesiątki, lecz setki rodzin, którym państwo polskie zgotowało na polskim pograniczu piekło.

Justyna i Paweł Wrabecowie

Obywatele RP

2 komentarze do “List do Adama Bodnara.

  • 4 lutego, 2025 o 13:04
    Bezpośredni odnośnik

    Dzięki za ten list. O tak niezwykle delikatnie piszecie o podłości Państwa. Upubliczniam dalej

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *