Unijna flaga usunięta z parlamentu Estonii
W Polsce na Estonię patrzy się jak na najlepszy przykład transformacji. Jak na jeden z najbardziej politycznie stabilnych krajów w regionie, któremu bliżej do Zachodu niż do Wschodu: prezydent – kobieta, słynne e-państwo, związku partnerskie dla osób tej samej płci, powszechny Internet, bezpłatna komunikacja w Tallinie. Populizm dociera jednak i nad Zatokę Fińską
W ostatnich marcowych wyborach do parlamentu Riigikogu swój wynik trzykrotnie powiększyła EKRE — Estońska Konserwatywna Partia Ludowa. Stała się trzecią siłą parlamentu, zyskując trochę mniej posłów niż tradycyjni giganci estońskiej polityki, centroprawicowa Partia Reform i centrolewicowa Partii Centrum.
Koalicja powstała około tygodnia temu. Populistyczni eurosceptycy z EKRE weszli w sojusz… z centrolewicą. Jest to sojusz dość egzotyczny, a ponieważ centrolewicy zależało na nacjonalistach, bo dzięki nim mogli uzyskać tekę premiera (choć mieli drugie miejsce), to poszli na wiele ustępstw. I skutki już są.
Przed 1 maja, tj. przed 15. rocznicą wejścia Estonii do Unii Europejskiej z Białej Sali estońskiego parlamentu w Zamku Toompea w Tallinnie zniknęły… unijne flagi. Były tam od drugiej połowy 2017 roku, kiedy Estonia przewodniczyła pracom UE. Wówczas postanowiono, że zamiast czterech flag Estonii w Białej Sali będą prezentowane dwie flagi estońskie i dwie unijne.
Jak się okazało, flagi usunięto świadomie, na polecenie nowego spikera estońskiego parlamentu Henna Põlluaasa. Jest też wiceprzewodniczącym partii EKRE (źródło: http://bit.ly/2DG0u9o).
„Zwrócimy flagi z gwiazdkami [unijne — red.], kiedy przyjadą wysokiej rangi przedstawiciele obcych państw. Ale przez resztę czasu w Białej Sali będą tylko estońskie flagi państwowe. To symbole naszej suwerenności” — podkreślił Põluaas.
Zaznaczę, że Biała Sala to symbol państwowości kraju. To tutaj po ogłoszeniu niepodległości Estonii w 1918 r. zebrało się 120-osobowe Zgromadzenie Ustawodawcze (Konstytuanta), które 15 czerwca 1920 r. przyjęto pierwszą konstytucję Republiki Estońskiej.
Kiedy w Estonii, jak i w większości krajów Europy, rozpoczął się okres autorytarnych rządów, prezydent Konstantin Päts przebudował Białą Salę. Z miejsca, w którym zebrała się estońska Konstytuanta, zrobił gabinet rządowy. Parlament w Estonii nie zbierał się w ogóle od 1934 do 1938 r.
Co ciekawe, w Polsce o usunięciu flagi unijnej z estońskiego parlamentu napisał jedynie Dziennik Narodowy, chociaż porównania z nad Wisły aż się proszą.
Równo 15 lat temu Estonia i Polska przystąpiły do UE. Pamiętam ten czas i te emocje. Przyjechałem wtedy do Polski po raz pierwszy.
Igor Isajew
[sc name=”newsletter” naglowek=” Bądź dobrze poinformowany!” tresc=” Najnowsze informacje o nas, analizy i diagnozy sytuacji w kraju trafią prosto na Twoją skrzynkę!”]
Estonia usunęła, co usunęła. Może brała przykład z PiS-Polski? W Estonii górą są jednak gorsi niż PiS. Po ostatnich wyborach, gdzie najwięcej głosów zdobyła centroprawica Partii Reform (żadna ideowa opozycja, jak w Polsce – N, PO, PSL – względem PiS) rząd koalicyjny mają tworzyć trzy główne partie mniejszościowe:
– bezideowa, czyli rzekomo centro-lewicowa Partia Centrum, jak SLD w Polsce;
– neo-liberalno-konserwatywna partia Ojczyzna (Isamaa), jak PO czy PSL w Polsce;
– jawnie nacjonalistyczna Estońska Konserwatywna Partia Ludowa EKRE, mieszanka skrajnych skrzydeł Zjednoczonej Prawicy (PiS, 2 przystawki) z domieszką KORWiNA, Kukiz’15, Młodzieży W., ONR. Zatem usuwanie flag UE w Białej Sali nie powinno dziwić.
Estończycy to lud ugrofiński. Ich najbliżsi kuzyni w UE (i najliczniejsi) to Finowie i Węgrzy. Są określani jako „kraj bałtycki”. Co za palant to wymyślił? Bałtyckie są też Dania, Niemcy, Polska, Rosja, Szwecja etc. Co innego kraje ludów bałtyjskich – nasi wielosetletni przyjaciele z Litwy i Łotwy (Jaćwingów i Prusów pozabijał zakon naszych obecnych kontrahentów zza Odry). Estończycy to wspólnicy w UE, ale nie są ani naszymi pobratymcami Słowianami, ani historycznymi kuzynami jak Bałtowie. Zwłaszcza Litwini, z którymi Polacy tworzyli pierwszy namiastek wielonarodowej unii europejskiej.
Co ma piernik do tematu? Federacja Rosji, niepotrzebnie przyparta do narożnika – zaczęła prowadzić kontrofensywę: Abchazja, Południowa Osetia, Naddniestrze, Krym, Donbas. Estonia i/lub Łotwa mogą być następne na celowniku, tym bardziej, że poniekąd się o to proszą. Pchła beka tak długo, aż wkurwi rosyjskiego niedźwiedzia.
Estonia ma 1,3 mln ludności, blisko 30 razy mniej niż Polska. Z tego Estończycy to 69%, ale Rosjanie aż 26% (reszta Ukraińcy, Białorusini, Finowie, Tatarzy, Łotysze, Litwini, Żydzi, Polacy). Co czwarty obywatel Estonii jest narodowości rosyjskiej, podobnie na Łotwie liczącej 1,9 mln ludności. Ale język rosyjski nie ma statusu oficjalnego. Przy tak dużej mniejszości narodowej to przejaw dyskryminacji. (Np. Litwa w czasach ZSRR była jedyną Republiką gdzie w kilku tysiącach szkół utrzymano naukę w języku polskim). Dodać do tego wzrastający nacjonalizm w Estonii – robi się niebezpiecznie.
Art. 5 Paktu Północno-Atlantyckiego nakazuje Paktowi bronić każdego Członka NATO, który zostanie zaatakowany. Ale co z sytuacją, kiedy pchła beka i drażni niedźwiedzia? Gdy jakiś mikry Członek NATO prowokuje ewentualny regionalny konflikt zbrojny? Być może o konsekwencjach globalnych? Z pełną sympatią dla Estonii, ale z uwagi na jej wielkość i niewspółmierne zapędy narodowe – nie może być tak, że ogon będzie merdał psem. A tu ogon się w tym kierunku rozpędza.