Przykra i szalenie kłopotliwa sprawa
Stosunek do „hejtu” uprawianego przez „naszych” jest dla mnie, w szeroko pojętym antypisie, testem przyzwoitości – napisał w poście na FB Kajetan Wróblewski, z którym niejedno przeżyłem i nie raz się pokłóciłem
Kajetan to co najmniej mój bliski znajomy, chciałbym o nim powiedzieć „przyjaciel”, ale nie wiem, czy mi pozwoli. Cytowany wpis dotyczy kolejnego mojego bliskiego znajomego, którego chciałbym nazywać przyjacielem, Igora Isajewa – Kajetan nazwał go w tytule insynuatorem, a komentarzach pod wpisem padły kolejne, już ostrzejsze określenia.
Tekst Kajetana dotyczył zaś umieszonego na stronie Obywateli RP artykułu Igora o nadziejach na redefinicję polskiej polityki zagranicznej. Tę nadzieję obudziło w Igorze publiczne wysłuchanie dwójki kandydatów do Parlamentu Europejskiego. Igor swój tekst zakończył wszakże następująco:
Boję się, że w wyniku porażki PiS w jesiennych wyborach, oponenci nie przeprowadzą reformy polityki zagranicznej, tylko urządzą MSZ po swojemu, sprowadzając resort do trwania w konfliktach interpersonalnych i do walki o symulakry, a nie do skutecznej realizacji interesów narodowych. Mówiąc prościej — do kontrproduktywnej nawalanki PO na PiS i PiS na PO. W wyniku takiej walki o symulakry po stronie opozycji, mogła zaistnieć de facto lobbingowa fundacja „Otwarty Dialog”. PiS teraz wali w opozycję za „Otwarty Dialog”, „Otwarty Dialog” zyskuje na statusie ofiary (na szczęście, tylko wśród niewielkiej grupy) — ale w tym wszystkim, ani po jednej, ani po drugiej stronie nie o polską demokrację chodzi. Przykłady, gdzie w wojnie PiSu z antyPiSem przegrywamy wszyscy, można mnożyć.
Hejt Igora, który się tu miał objawić, nie jest żadną miarą szczególny. Ocena Fundacji Otwarty Dialog, jako powstałej w wyniku wojenek w polskiej dyplomacji toczących się obok tematu, byłaby dla fundacji przychylna w świetle emocji, jakie jej działalność budziła w trakcie trwania Majdanu, na który fundacja dostarczała kamizelek kuloodpornych, co zawodowi polscy dyplomaci komentowali jako nieodpowiedzialne wariactwo i zbyt daleko posunięte zaangażowanie w sprawy Ukrainy i trwającego tam konfliktu. Istotnie bowiem zła atmosfera wokół OD ma swoje początki w tamtych czasach.
Igor ocenił fundację jako de facto lobbingową. To również jest trafny opis – bo właśnie tak działa fundacja, pracując na rzecz naruszanych w wielu miejscach na wschód od Polski praw człowieka i broniąc konkretnych ludzi. Złośliwie brzmi u Igora „status ofiary”, a wątpliwości co do jego oceny fundacji rozwiewa owo „na szczęście”, kiedy wspomina, że zasięg oddziaływania fundacji nie jest wielki.
Egzegeza tekstu niezredagowanego do tego stopnia, że znalazły się w nim „symulakry” zamiast „synekur”, o które najpewniej chodziło Igorowi, jest z pewnością przesadą.
Niewątpliwie wrzucenie fundacji jako przykładu w tym tekście i z takim komentarzem było ze strony Igora małostkowością.
Kajetan jednak podsumowuje rzecz bardzo stanowczo:
Uprzejmie postawiłem alternatywę: albo ja, albo fragment insynuacji Isajewa. Wybraliście, jako ORP, insynuacje. No i git. Tylko nie pieprzcie, że tekst Isajewa nie jest oficjalnym stanowiskiem ORP w tej sprawie. Bo innego stanowiska nie ma na Waszej stronie. W tej sprawie jest tam tylko Isajew. Przykre.
No, przykre.
Fundacja Otwarty Dialog ma PR-owy kłopot w postaci pomówień kolportowanych na swój temat. Zarzuca się im pranie pieniędzy nie tylko brudnych, ale powiązanych z rosyjskimi służbami i równe inne agenturalne działania. Próba zaistnienia aktywistów OD w szeregach polskiej opozycji ma w świetle tych rewelacji wyglądać na agenturę wpływu – do wykorzystania np. po to, by ją skompromitować obecnością „ruskich agentów”. Na zarzuty fundacja odpowiadała wielokrotnie, bardzo wyczerpująco i publicznie, dowodząc jawnego fałszu wszystkich oskarżeń. Mimo to oskarżenia co i raz są podnoszone ponownie – bez odniesienia się do faktów i argumentów ujawnianych przez oskarżanych. Dzieje się to w publicznie dostępnych wypowiedziach oraz w prywatnych „ostrzeżeniach”, które docierają chyba do wszystkich w demokratycznym ruchu opozycyjnym. Uwaga, „coś może być na rzeczy” – tak się to na ogół formułuje.
Powiedziałbym, że ryzyka są tu dwa. Pierwsze jest takie, że jeśli istotnie wokół OD wybuchnie skandal mający jakiekolwiek potwierdzenie w faktach, błotem możemy zostać ochlapani wszyscy. Nie jest to szczególnie poważne zagrożenie – chlapią na nas tak czy owak z różnych okazji, albo zgoła całkiem bez okazji. Zagrożenie przeciwstawne polega na prostym złamaniu naszej solidarności, które się dokonuje za pomocą kampanii o wszelkich celach zawodowego trollingu – bo powtarzanie bez końca tez publicznie obalonych jest charakterystyczne właśnie dla takiej działalności. To ryzyko jest bardzo poważne.
W tle tego wszystkiego stoi kilka osób – małżeństwo Ludmiły Kozłowskiej i Bartosza Kramka oraz kilka osób związanych z ich fundacją – i to jest sprawa bodaj najprzykrzejsza. Są opluwani przez propagandę PiS i obmawiani przez ludzi, których by chcieli uznawać za swoich.
Niewątpliwie oburzenie Kajetana tekstem Igora ma silniejszy związek z tą sytuacją niż tym, co Igor u nas napisał, choć podobno w innych miejscach pisał szerzej i bardziej „zjadliwie”. Z kolei w środowiskach ukraińskich – z którymi Igor jest związany – oceny działania OD też bywają różne i niekoniecznie wynika to ze wspomnianych zarzutów, ale po prostu z samych konkretnych działań fundacji. No, normalna rzecz, takie oceny – nienormalna jednak, kiedy tłem są niepotwierdzone agenturalne zarzuty, kampania propagandowa i deportacja Ludmiły Kozłowskiej.
Na tym tle chcę powiedzieć cztery rzeczy:
Po pierwsze jest mi przykro i czuję się współodpowiedzialny za krzywdzącą ludzi skuteczność kampanii przeciw OD, której nie umiałem zapobiec próbami wyjaśnienia sprawy poprzez konfrontację oskarżających z oskarżanymi. Część mojej własnej bezradności wynika z faktu, że wśród ostrzegających przed OD są ludzie, za których dobrą wolę ręczę głową i których potępić nijak nie umiem, choć dobrze wiem, jak wyglądają zarzuty w świetle argumentów oskarżanych ludzi. Jeśli ktokolwiek każe mi wybierać, odmówię – nie zamierzam się jednak wymawiać przed żadnym gestem solidarności z Ludmiłą i Bartoszem i przed oświadczeniem, że oskarżani są niesprawiedliwie.
Po drugie nie zgadzam się z cytowaną na wstępie zasadą „testu przyzwoitości” Kajetana. Jego zdaniem nie tylko sam hejt jednych „naszych” na drugich jest nieprzyzwoity. Nieprzyzwoitością jest również brak reakcji. Kajetan oczekuje wykluczania hejterów, uważając, że przyzwoitość bezwzględnie wymaga właśnie tego. Ja uważam, że rację ma tylko pozornie. Powodów tego mojego przekonania jest bardzo wiele. Kiedy mnie samego wykluczano z KOD, wylano mi publicznie tonę pomyj na głowę. Nie zamierzam zrywać stosunków ze wszystkimi, którzy patrzyli na to biernie – również nie przyjmując do wiadomości żadnego z moich argumentów – bo nie miałbym wtedy z kim gadać w ogóle. Wśród patrzących wtedy biernie było bardzo wiele osób, które do dzisiaj cenię – tylko niektórym czynię z tego powodu wyrzuty i niemal zawsze żartem. Podobnie, kiedy np. wybuchł otwarty konflikt między Mateuszem Kijowskim a Krzysztofem Łozińskim i oba obozy obrzucały się wzajem oskarżeniami najpodlejszymi i takimiż wyzwiskami, nie było wśród nas nikogo, kto nie znalazłby się w zasięgu błota bryzgającego na wszystkie strony. Nie żądałbym wtedy od wszystkich, by się wobec tego konfliktu określali jednoznacznie. Wolałbym raczej, by ludzie milczeli bardziej niż umieli się na to zdobyć. Na Mateusza Kijowskiego spadł zarzut malwersacji i kradzieży – dzisiaj dobrze wiemy, że co najmniej przesadzony. Złodziejem on nie jest bez żadnych wątpliwości, a taką łatę mu przyprawiono, oddając go w ręce prokuratury. Adekwatnej reakcji na to nie było również. Bluzgi na mój temat padały ze strony bardzo różnych ludzi – z niektórymi sam Kajetan pozostawał wówczas w dobrych stosunkach i przecież nie będę miał o to do niego pretensji.
Po trzecie nie będę usuwał tekstu Igora z naszej strony. Igor ma prawo do opinii. Uważam, że jego wzmianka o Fundacji Otwarty Dialog była małostkowa i niepotrzebna, natomiast nie jest skandalem. Chcę bronić zasady – to nieprawda, że wszystko, co piszemy jest stanowiskiem Obywateli RP. Przestrzeń dyskusji musi u nas istnieć. Nie możemy się ograniczać do bezpiecznie uzgodnionych stanowisk. Niech przynajmniej w świetle tego, co niniejszym piszę, będzie jasne, że ten pogląd Igora jest jego własny – a nie nasz. To powinno być jasne i bez tych moich wyjaśnień.
Po czwarte Igor Isajew jest niezwykle zasłużonym Obywatelem RP. Dał o sobie znać w licznych działaniach na rzecz praw człowieka, zwłaszcza oczywiście na rzecz mniejszości narodowych i na rzecz stosunków polsko-ukraińskich. Z tego powodu on również poddany jest bezprzykładnemu hejtowi ze strony środowisk narodowych, ale również ze strony tych z „naszych”, którzy uważają, że „promocja banderowców” jest jednak przesadą. Igorowi należy się ochrona przed hejtem na równi z innymi.
Paweł Kasprzak
fot. Pixabay
Zarzuty wobec OD padają od lat i to z wielu stron. Jeśli się potwierdzą, to rykoszetem dostanie się i obrońcom Kramków. Jak na razie to tłumaczenia OD
są dość mętne i nie udowodniły niczego. Kramkowie grożą pozwami, a i z tego nic nie wynika. Bez uzasadnionych podejrzeń nikt by L. Kozłowskiej nie zabraniał wjazdu do UE.
Akurat UE zignorowała ekstradycję z Polski, Ludmyła jest aktualnie rezydentką Belgii, nie sama OD dementuje ploty ale też efekty brytyjskich czy niemieckich czy belgijskich śledztw dziennikarskich i zdaje się nie tylko, pozwy i sprawy z nimi związane są w toku. To tyle z mojego niezbyt zaangażowanego oglądu.
Czy ja dobrze rozumiem, że zasłużony Obywatel RP może napisać cokolwiek o kimkolwiek? Przepraszam, ale to się nazywa sekciarstwo.