Samorządy zaczynają wyborczy serial
Autonomia samorządu w naszym kraju należy do najwyższych w Unii Europejskiej. Lokalne zarządzanie sprawdziło się zarówno w praktyce, jak i opinii Polaków. Jest więc czego bronić przed zakusami PiS
Wbrew obiegowym opiniom o centralistycznym modelu naszego państwa, reformy samorządowe z 1997 roku oraz praktyka zarządzania spowodowały, że wiele decyzji zapada u nas na poziomie lokalnym. – Wybory samorządowe są najbardziej skomplikowanymi, a mimo to najbardziej bliskimi obywatelowi – przekonuje socjolog i politolog profesor Mikołaj Cześnik w wywiadzie przeprowadzonym przez Rafała Szymczaka (Obywatele RP) dla tygodnika Newsweek.
Wybieramy kandydatów na różnych poziomach administracji samorządowej, a impulsem do głosowania są nie tylko preferencje partyjne, czy poglądy polityczne. Czasem decydujemy się oddać głos ze względu na start w wyborach kogoś z rodziny, znajomego, czy zachęceni przez sąsiada. Idziemy często nie wiedząc, na której z kart jest nasz kandydat i ile razy musimy postawić krzyżyk. Mimo to na wybory samorządowe idziemy chętniej niż do wielu innych głosowań.
Według raportu Fundacji Batorego, pt. „Opinia publiczna u progu samorządowej kampanii wyborczej”, te wybory znajdują się na szczycie hierarchii ważności. Dla 32 procent obywateli są one najważniejsze, a na poziomie gmin uczestniczy w nich więcej osób niż w wyborach do Sejmu. Odsetek osób, zapowiadających w tym badaniu swój udział w wyborach lokalnych w 2018 roku, wynosi 80 proc. Oczywiście w prognozach frekwencji występuje zjawisko nadliczbowych deklaracji uczestnictwa (respondenci pragną uchodzić za aktywnych). Stąd zawsze wynik jest wyższy niż w prawdziwym głosowaniu. Niemniej, w porównaniu z historycznymi pomiarami, jest to rekord złożonych deklaracji.
Gdy zapytamy Polaków o poczucie wpływu na sprawy lokalne, to aż 60 procent je ma, natomiast tylko 40 proc. deklaruje takie odczucia co do całego kraju.
Konstytucja na wybory, na sto lat Niepodległej – dla nas i dla przyszłych pokoleń
Badania COBOS z przełomu lutego i marca 2018 pokazują, że 70 procent Polaków było zadowolonych z pracy samorządów, a 16 procent nie (na poziomie gminy to tylko niecałe 14 proc). Spadek ocen negatywnych – o 10 pkt. procentowych – nastąpił podczas obecnej kadencji, najlepiej ocenianej w historii polskiej samorządności.
Przypomnijmy, że wojsko ma 59 proc. na „tak”, a Kościół Katolicki, przed premierą filmu „Kler” Wojciecha Smarzowskiego, otrzymał 54 proc. pozytywnych i 33 proc. negatywnych opinii. Sejm chwali zaledwie 23 procent badanych.
Dlaczego PiS chce spacyfikować samorządy?
PiS jednak ostro atakuje samorządy. Zmienił Kodeks Wyborczy wprowadzając tym dodatkowe zamieszanie. Przypomnijmy, że prócz zmian procedur wyborczych, PiS przegłosował w parlamencie wydłużenie kadencji władz samorządowych do pięciu lat. Druga fundamentalna zmiana to ograniczenie do dwóch kadencji możliwości ubiegania się o urząd wójta, burmistrza czy prezydenta miasta. Jest też wiele zmian w trybie prac rad gmin, powiatów i sejmików. Skutki części z nich rozpoznamy dopiero w działaniu i zdaniem wielu specjalistów sytuacja może się tylko pogorszyć. Nie ma bowiem wątpliwości, że w zamyśle ustawodawcy te zmiany mają nie tyle usprawnić działanie władz lokalnych, co ograniczyć samorządność. Autonomia lokalna jest nie w smak rządzącym, którzy ze względów politycznych, ale też z uwagi na pomysły dotyczące zarządzania gospodarką, chcieliby kontrolować wszelkie obszary decyzyjne, między innymi przez autorytarne dysponowanie rozdziałem funduszy.
To załatwiałoby sprawę, gdyż miasta najwięcej pieniędzy mają z budżetu państwa w formie dotacji celowych i subwencji. Dotacje celowe są głównie kierowane na lokalne inwestycje – i to jest ta marchewka, którą chce machać PiS. Z subwencji pochodzi ponad jedna trzecia dochodów. Najczęściej dotyczy ona oświaty, a ich wysokość zależna jest od liczby uczniów.
Drugim źródłem są zazwyczaj dochody własne gminy, czyli wpływy z lokalnych podatków (głównie nieruchomości) i opłat, wpływy z dzierżawy gruntów i użytkowania wieczystego, a także np. sprzedaż biletów miejskiej komunikacji i wielkiej liczby mniejszych źródełek. Pozycję, której nie można pominąć, stanowią wpływy z podatków od osób fizycznych (PIT). Im mniej ma miasto od swoich obywateli, tym gorzej. Wskazuje to bowiem na ubogość ludności, odpływ zdolniejszych do większych ośrodków i większe uzależnienie od centrali.
Nacjonaliści w wyborach samorządowych 2018. Dzisiaj to około 620 osób
Pozostałe źródła dochodów stanowią tylko dodatek. Choć oczywiście nie można bagatelizować dotacji Unii Europejskiej, które co prawda nie przekraczają 10 procent, ale często są kluczowe dla miejskich inwestycji. Wykorzystanie unijnych pieniędzy do też papierek lakmusowy zdolności samorządu. Dotacje z UE na poziomie niższym niż 3 procent budżetu mogą świadczyć źle o władzy. Choć zły wynik w jednym roku mógł oznaczać, że np. poprzednie były wyjątkowo tłuste. Śladowe są wpływy z CIT, czyli podatku od osób prawnych – firm działających na terenie gminy. Te rzadko przekraczają 3 procent budżetu miasta, tak dzieje się np. w Warszawie.
Wygaszanie samorządności wymaga od PiS delikatnego działania, gdyż jak widać, samorząd to skomplikowana maszyneria finansowa, a co więcej Polacy w zdecydowanej większości są zwolennikami decentralizacji, co najmniej na takim poziomie jak dziś, a czasem nawet większym. Jak wynika z wyżej cytowanych już badań tylko 8 proc. godzi się na ograniczenie uprawnień władz samorządowych.
Jeszcze podczas badań w 2014 roku niemal 40 proc. pytanych było gotowych zaakceptować stwierdzenie, że „władze lokalne nie muszą być wybierane przez mieszkańców, jeśli tylko zapewni się im dobrej jakości usługi publiczne”. Wiosną 2018 z tym stwierdzeniem zgodziło się już tylko 25 proc. badanych, a do 66 proc. wzrósł odsetek osób sprzeciwiających się pomysłowi, by władze lokalne nie pochodziły z wyborów.
Jak osłabiano władze lokalne
PiS już przed zmianami i przed wyborami podjął liczne decyzje, które miały upokorzyć samorządowców czy osłabić siłę władz lokalnych. Np. słynne próby obcięcia pensji. Nie dbając o fakty powiązano to z aferą premiową ministrów rządu PiS. Nie tylko ukarano niewinnych, ale wprowadzono zamieszanie w postrzeganiu przez obywateli ośrodków władzy zmazując różnicę między władzą centralną i samorządową. Podobnie upokarzające i uciążliwe są ingerencje wojewodów w nazewnictwo ulic pod hasłem ich dekomunizowania, gdzie niemal wszędzie pojawia się Lech Kaczyński lub tragedia smoleńska jako nowy patron.
Szczytem bezprawia było przejęcie przez władze państwowe jednego z centralnych placów stolicy, by ustawić tam – bez zgody miejskiego architekta – pomnik poświęcony ofiarom katastrofy smoleńskiej. Taki też charakter miał skoordynowany najazd funkcjonariuszy CBA na urzędy marszałkowskie w poszukiwaniu haków, których jednak nie znaleziono.
Do tej kategorii zaliczyć też trzeba działania podległych ministrowi Ziobrze prokuratorów wobec kilku prezydentów dużych miast, którzy zdecydowanie bronią samorządności, wspierają opozycję lub prezentują poglądy liberalne godząc się np. na marsze równości, finansując projekty in vitro. Szuka się na nich haków, wyciąga stare sprawy, utrudnia pracę wezwaniami na przesłuchania. Takie uciążliwości, a czasem wręcz represje, dotknęły m.in. zarządców Gdańska, Spotu, Łodzi, Warszawy, Poznania, czy Lublina.
Działaniem faktycznie ograniczającym realną władzę samorządów jest też ograniczenie kompetencji Powiatowych Inspektoratów Nadzoru Budowlanego, jak również miejskich architektów i konserwatorów zabytków; nadanie prawa rządowi do ingerowania w Wojewódzkie Fundusze Ochrony Środowiska przez stworzenie przewagi przedstawicieli wojewody i Ministerstwa Środowiska w Radach Funduszy. Mimo protestów PSL, dysponujące ogromnymi budżetami ośrodki Doradztwa Rolniczego przeszły spod zarządu marszałków województwa pod Ministerstwo Rolnictwa.
Na dochodach gmin muszą się odbić takie działania jak: podniesienie kwoty wolnej od podatku, czy też zwolnienie z podatku od nieruchomości państwowych osób prawnych; odebranie kompetencji dotyczących regulacji gospodarki wodnej też uszczupli budżet lokalny. Od tego roku bowiem Wody Polskie będą ustalać wysokość taryf za odprowadzanie ścieków i wodę.
Mówiąc o budżecie gmin w kontekście wyborów trzeba przypomnieć skandaliczne deklaracje premiera Mateusza Morawieckiego i Jarosława Kaczyńskiego, którzy zasugerowali przekierowanie państwowych dotacji na tereny, na których wygrają zwolennicy PiS. Tym tropem idą inni politycy partii i podczas lokalnych spotkań głoszą to samo.
Osobnym tematem, który świetnie pokazuje relacje rząd – samorząd jest oświata. Wprowadzona praktycznie bez konsultacji reforma przekreśliła wysiłek samorządów budujących system oparty na gimnazjach (szczególnie ważny w terenie, gdzie gimnazja wyrównywały szanse dzieci z mniejszych ośrodków) i zmusiła je do skoncentrowania się na ochronie uczniów przed skutkami zmian (przeludnienie w klasach, wydłużenie godzin nauczania, itd.). Ale to nie wszystko. Radykalnie powiększono kompetencje rządowych kuratorów oświaty kosztem kompetencji lokalnych.
Dotacje celowe na oświatę przychodzą z opóźnieniem i są zbyt małe, co sprawia, że gminy musza się zadłużać; podobnie jest ze sztandarowym projektem programu 500+, realizacja którego spoczywa na barkach samorządów.
Test demokracji
Jak pokazały ostatnie trzy lata nawet troska o dzieci nie spowodowała masowych protestów rodziców, nie wspominając niknącej garstki obrońców sądownictwa. Fala protestów od lata 2017 opada, mimo, że PiS niszczy ustrój kraju nie bacząc na zapisy Konstytucji. Jeśli więc wybory samorządowe skończą się sromotną klęską szeroko rozumianych demokratów, populistyczny skręt na prawo zostanie przypieczętowany wolą narodu, a przynajmniej jego biernością przy urnach.
Wojciech Fusek
fot. Pixabay
[sc name=”wesprzyj” naglowek=” Dorzuć swoją cegiełkę do walki o demokrację i państwo prawa!” tresc=” Twoja pomoc pozwoli nam dalej działać! „]
Trzeba zrobić wszystko, żeby ratować samorządy. Tylko czy nie jest już za późno?
W ten weekend przekonamy się, gdzie jesteśmy. To tylko trze dni. Okropne jest to czekanie.