Referenda i reformy

[nextpage title=”1″ ]

Referenda i reformy.

Esej o konstytucji, demokracji i populizmie.

(Jest to głos w niedokończonej dyskusji o referendum, która toczyła się w grupie KOD na FB)


 

„Głosowanie zgodnie ze swą ideą było tylko końcowym aktem stałego, publicznie toczącego się sporu argumentów” (Jurgen Habermas, „Strukturalne przeobrażenia sfery publicznej”).


Większość! Jaka większość?!

Partia Prawo i Sprawiedliwość przekroczyła uprawnienia wynikające z mandatu jaki otrzymała od wyborców. To co robią politycy tej partii nie mieści się w standardach współczesnej demokracji, a kilka działań ma cechy zamachu stanu. Członkowie PiS zachłysnęli się władzą i zachowują się tak, jakby ich mandat nie miał żadnych granic – ani merytorycznych ani czasowych. A jednak mandat przedstawicielski ma granice. Wolno założyć, że otrzymali mandat do wprowadzenia kilku zmian, które w jasny sposób proponowano w kampanii wyborczej, jak dla przykładu 500+, czy – katastrofalne dla państwa – obniżenie wieku emerytalnego. Ale nie dostali mandatu do paraliżu i przejęcia Trybunału Konstytucyjnego, a więc do zniszczenia demokratycznego państwa prawnego. Nie dostali mandatu do cofania reformy oświaty. Nie dostali mandatu do przejęcia mediów publicznych, aby szerzyć manipulacje i kłamstwa. Nie dostali mandatu do wyprowadzania Polski z Europy i tworzenia absurdalnego sojuszu „Międzymorza”. Nie dostali mandatu do wyrzucania ludzi z pracy i obsadzania zwolnionych miejsc członkami partii i ich rodzinami (TKM). Nie dostali mandatu do czystek w wojsku. Nie dostali mandatu do przejęcia kontroli nad prokuraturą. Nie dostali mandatu do podwyższania podatków- jawnego lub ukrytego. Nie dostali mandatu do zmiany kompromisu aborcyjnego. Nie dostali mandatu do niszczenia wolnej kultury i ograniczania jej do anachronicznego realizmu nacjonalistycznego.

Prezes partii, czy też naczelnik, jak groteskowo określają go zausznicy, zmienia nam każdą niemal dziedzinę życia bez dyskusji. Prawie w każdej grupie społecznej przeprowadzane są zmiany lub eksperymenty, które nie są konsultowane, poddane pod debatę z poszczególnymi społecznościami oraz reprezentującymi je organizacjami pozarządowymi i ekspertami. Tymczasem epoka prokuratora Piotrowicza i Stanisława Ehrlicha – nauczyciela Kaczyńskiego i specjalisty od ustroju Związku Sowieckiego – dawno minęła. Bez debaty w sferze publicznej program partii nie ma demokratycznej legitymacji do wcielania go w życie. Budowanie liberalnej demokracji, systemu optymalizującego wolność człowieka, zabezpieczającego warunki życia obecnym i przyszłym pokoleniom, wymaga skomplikowanych zabiegów, głębokiego zaangażowania, mądrości i uczciwości. System autorytarny nie wymaga żadnego trudu: „ten chwast rośnie na każdej glebie”, jak pisał Edmund Burke.

Problem wynika głównie z napięcia pomiędzy domniemaniem prawnym uznającym, że 18,5%, to większość, a rzeczywistą większością socjologiczną społeczeństwa. W realnych kategoriach socjologii sfanatyzowana mniejszość narzuca większości społeczeństwa zmiany i reformy, o których nie było mowy w programie wyborczym. Bez debaty i konsultacji. Jest to więc narzucanie siłą – bo za każdym działaniem państwem stoi przymus – rozwiązań niechcianych przez grupy, których to dotyczy. Fakt, że kierownictwo partii nie bierze pod uwagę oczywistej różnicy między domniemaniem prawnym a faktem socjologicznym, może zakończyć się wojną domową. Logikę takich konfliktów, prowadzących do wojny domowej, opisał Gregory Bateson. Społeczeństwo polskie znalazło się w spirali samonapędzającego się konfliktu, być może podsycanego też z zewnątrz, jak w XVIII wieku. Biorąc pod uwagę determinację prezesa Kaczyńskiego i konflikty oraz opór jaki wywołują próby narzucenia społeczeństwu jego rozwiązań, sądzę, że tylko referendum może jeszcze uratować Polskę przed otwartym, rujnującym konfliktem.

Przedstawiciele, którzy mieli sprawować władzę przez kolejne cztery lata, wypowiedzieli posłuszeństwo suwerenowi. Naród ma więc prawo do twardego oporu. Zanim więc uprawniony do tego tłum wkroczy do Sejmu i Pałacu Prezydenckiego, co – widząc nastroje – może się wkrótce zdarzyć – proponuję, aby naród zrealizował swoje władcze uprawnienia w formie debaty i referendum. Patrząc na sytuację w szerszym kontekście, antydemokratyczne, nieposiadające legitymacji poczynania, w połączeniu z nieudolnością tej władzy, dają niepowtarzalną szansę na wprowadzenie nowych rozwiązań pogłębiających system demokratyczny. Społeczeństwo nie może stracić tej okazji.

Wyjściem z sytuacji może być więc reforma demokracji, rozpoczynająca się od referendum poprzedzonego rozległą, rozłożoną w czasie debatą. Referendum, w którym musi paść wiele pytań. Jeżeli odpowiedź na kluczowe pytania wypadnie negatywnie dla partii i naczelnika, to powinny odbyć się przedterminowe wybory. To może być też jedno z pytań w opisywanym dalej referendum Do tego czasu naczelnik i partia powinni zawiesić wdrażanie problematycznych reform. W obecnej sytuacji prawdopodobnie mamy tylko taką alternatywę: niekończący się konflikt o cechach wojny domowej albo wprowadzenie innowacyjnych instytucji demokratycznych, w tym referendum. Zanim zaproponuję możliwe rozwiązania, które jednocześnie umożliwią zażegnanie kryzysu i wzmocnią trwale struktury demokratyczne, kilka uwag o demokracji bezpośredniej i instytucji referendum w Konstytucji RP z 1997 r. A więc jak reguluje te problemy prawo?

[/nextpage]

 

[nextpage title=”2″ ]

Demokracja w Konstytucji RP

Warto przypomnieć najpierw podstawowe regulacje, ustalające kto i na jakich zasadach ma prawo sprawować w Polsce władzę. Najważniejsza norma odpowiadająca na to pytanie zawarta jest w art. 4.1 i 4.2 Konstytucji RP. Wyjdźmy od art. 4.2: „Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio”. Wielu autorów interpretuje ten artykuł w taki sposób jakbyśmy mieli w Polsce swego rodzaju system dwuwładzy. Pojęcia „przedstawiciele” i „naród bezpośrednio” mają według nich taką samą wagę. Niektórzy dodają nawet, że skoro sprawowanie władzy poprzez przedstawicieli wymienione jest na pierwszym miejscu, to jest to forma ważniejsza. Jest to błędne rozumienie tej normy, uzasadniające panowanie partii politycznych nad „Narodem”. Jedyną władzą w Polsce jest Naród. Art 4.1 mówi o tym w sposób nie budzący wątpliwości: „Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu”. Prof. Ryszard M. Małajny tak interpretuje ten przepis: „Jego zasadnicze przesłanie to imperatyw, że władza zwierzchnia należy do narodu, a jego przedstawiciele jedynie ją sprawują, o ile wyjątkowo naród nie czyni tego bezpośrednio” („Polskie prawo konstytucyjne na tle porównawczym”). Powierzamy władzę przedstawicielom okresowo, pod wieloma warunkami i wyłącznie ze względów techniczno-organizacyjnych.

Na czym polega więc prawo do „bezpośredniego” sprawowania władzy przez naród? Wielu autorów proponuje błędną tezę, że artykuł ten tylko odsyła do przepisów o referendum (Art. 125) lub o inicjatywie ustawodawczej (Art. 118.2). I udział w wyborach. I koniec, na tym się wyczerpuje zakres „bezpośredniego” sprawowania władzy przez Naród, któe może się tylko bezczynnie przyglądać, co wyczyniają jego przedstawiciele, oczekują na następne wybory.

Tezę tę należy jednak odrzucić, gdyż:

-po pierwsze znaczenie pojęcia „sprawowanie władzy bezpośrednio” jest szersze niż znaczenia pojęć „referendum art 125” i „inicjatywa ustawodawcza art 118.2”. Istnieją bowiem jeszcze inne formy bezpośredniego sprawowania władzy niż te dwa wymienione w Konstytucji. Na przykład plebiscyty, wiele różnych form referendów, inicjatyw ustawodawczych, wiele nienazwanych jeszcze form bezpośredniego sprawowania władzy, które dopiero można opracować. Co więcej, pojęcie „sprawowanie władzy” przez suwerena dotyczy całej władzy, a nie tylko władzy ustawodawczej. A nie można też interpretować tej normy w sposób zawężający jej znaczenie, gdyż oznaczałoby to niedopuszczalne ograniczanie władzy narodu na rzecz osób lub grup.

-po drugie – w Słowniku języka polskiego wyrażenie „bezpośrednio” znaczy „bez pośrednictwa”, a więc w tym przypadku bez pośrednictwa innych podmiotów. Natomiast Art. 125 wprowadza pośredniczenie Sejmu lub Prezydenta i Senatu: wymaga bowiem zgody na referendum bezwzględnej większości Sejmu lub Prezydenta i bezwzględnej większości Senatu. To nie jest „bezpośrednia” forma sprawowania władzy – mimo nazwy „referendum” – bo jest całkowicie uzależniona od pośrednictwa organów państwa. „Bezpośrednie” wykonywanie władzy nie może oznaczać, że jakiś jeszcze inny podmiot musi wyrazić na to zgodę, bo to oznacza już „pośredniczenie”. Art. 125 przewiduje więc formę mieszaną sprawowania władzy, a nie bezpośrednią.

-po trzecie – Sejm może po prostu zignorować wynik tego referendum. Wielu konstytucjonalistów (m. in. prof. L. Garlicki, prof. J. Kuciński, prof. R. Małajny) zauważa słusznie, że nie zostały przygotowane mechanizmy, które zmuszałyby parlament do uchwalenia aktów prawnych, koniecznych do wykonania wyników referendum. Większość sejmowa może po prostu zignorować wynik referendum przeprowadzonego na podstawie art. 125. A więc znowu – bez zgody „przedstawicieli” wola narodu wyrażona w głosowaniu nie stanie się prawem.

-po czwarte – przepis o referendum umieszczony został w Rozdziale IV Konstytucji zatytułowanym: „Sejm i Senat”. Ustrojodawca słusznie zakwalifikował go więc jako narzędzie sprawowania władzy przez reprezentantów narodu.

-po piąte – gdyby twórcy Konstytucji chcieli, aby referendum z art. 125 i inicjatywa ustawodawcza z art. 118.2 były jedynymi formami bezpośredniego sprawowania władzy, to by to wyraźnie określili. Przepis ten brzmiałby wówczas w taki sposób: „Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub poprzez referendum określone w art. 125 i inicjatywę ustawodawczą określoną w art. 118.2” (wymieniając ewentualnie inne jeszcze formy). Nazwali to jednak znacznie szerzej – jako „bezpośrednie sprawowanie władzy”.

-po szóste – ustrojodawca świadomie nie dokonał zapisu tej normy w brzmieniu, który sugerowałem w punkcie powyżej. Wersję tę parlamentarzyści dobrze znali. Takie brzmienie miał już bowiem Art 2 ust. 2 Małej Konstytucji z 1992 r, a więc poprzedniczki, na której bazowała obecna Konstytucja: „Naród sprawuje władzę przez swych przedstawicieli wybieranych do Sejmu i Senatu; sprawowanie władzy następuje także poprzez wyrażanie woli w drodze referendum”. Twórcy Konstytucji RP z 1997 roku postanowili jednak zmienić wąskie pojęcie „referendum” na bardzo szerokie „bezpośrednie sprawowanie władzy”. Wskazali w ten sposób kierunek, w jakim powinien pójść rozwój instytucji demokratycznych w Polsce w ramach Konstytucji. Ale jest to także ważna sugestia dotycząca wykładni.

[/nextpage]

 

[nextpage title=”3″ ]

Warto przywołać też opinię o referendum unormowanym w art.125 przedstawioną przez prof. Marię Marczewską-Rytko, która zajmuje się badaniem bezpośrednich form sprawowania władzy: „Referendum nie powinno być wyłącznie instytucją, do której odwołanie się pozostaje wyłącznie w rękach gremiów rządzących. Podstawowe wartości, jakie niesie ze sobą ta forma demokracji, niejako wymagają, by jej stosowanie odbywało się nawet wbrew woli sprawujących rządy.”, i dalej: „Dlatego jest bardziej prawdopodobne, że odwołanie się do tej instytucji na poziomie ogólnokrajowym będzie miało charakter wyjątkowy, raczej służyć będzie do potwierdzenia istnienia odpowiedniego poparcia społecznego i politycznego niż rozstrzygania spraw o szczególnym znaczeniu dla państwa” („Stan i perspektywy demokracji w Polsce”, Lublin 2010).

Na podstawie przytoczonych powyżej argumentów, należy uznać, że art. 4 Konstytucji RP zawiera normę, uprawniającą naród do bezpośredniego sprawowania władzy bez zgody Sejmu i innych organów. Musi się to oczywiście odbywać zawsze zgodnie z prawem. Można tu wykorzystać formy, których Konstytucja nie reguluje szczegółowo, pozostawiając ich doprecyzowanie i wykorzystanie do decyzji samego suwerena. Suweren dotychczas z przysługującego mu prawa w zasadzie nie korzystał.

Naród może sprawować władzę bezpośrednio

Zjawisko „sprawowania władzy” obejmuje dwie sfery: politykę i prawo. Jest to proces odbywający się w sferze faktów politycznych, a jego dalszy ciąg to uchwalanie i stosowanie prawa. Można więc wyróżnić następujące fazy „sprawowania władzy”: (1) deliberacja w sferze publicznej, (2) artykulacja woli narodu, (3) uchwalenie norm, co rozpoczyna obowiązywanie, a następnie (4) wykonywanie i rozstrzyganie sporów.

Interpretując pojęcie „bezpośrednie sprawowanie władzy” na gruncie Konstytucji można je sprowadzić do pojęcia „demokracji bezpośredniej”, jak czyni to m. in. prof. Jerzy Kuciński („Demokracja Przedstawicielska i Bezpośrednia w Trzeciej Rzeczpospolitej”). Wolno nam tego dokonać, gdyż konstytucja używa wprawdzie najszerszego z możliwych określeń panowania – „bezpośrednie sprawowanie władzy”, ale inne możliwe jego formy, czyli niedemokratyczne, są sprzeczne z Konstytucją. Pozostaje więc po prostu tylko „demokracja bezpośrednia”.

Z istnienia tej normy nie wynika oczywiście, że naród może lub powinien wykonywać to prawo w dowolny sposób lub bez ograniczeń. Naród także podlega całemu porządkowi prawnemu i jest zobowiązany do jego przestrzegania. Ale oddanie władzy po wyborach parlamentarnych przedstawicielom nie oznacza, że Naród przestaje być suwerenem. Zgodnie z normą określoną w art. 4 ma prawo podjąć wiele różnych działań „bezpośrednio” – nie prosząc o niczyją zgodę. Norma ta może zostać wykorzystana w praktyce politycznej na przykład do poprawy, rozwoju, usprawnienia procesów demokratycznych. Może być także wykorzystana w przypadku kolizji norm konstytucyjnych: gdy władza przedstawicielska, a więc Sejm i Senat, narusza władzę suwerena, poprzez łamanie Konstytucji, na przykład normy art 2 o praworządności czy narusza niezależność Trybunału Konstytucyjnego. W sytuacjach tych powstaje prawo Narodu do oporu. W skrajnych sytuacjach, gdy większość sejmowa sparaliżuje na przykład działanie Trybunału Konstytucyjnego lub dopuści do rażącego łamania praw człowieka, Naród ma prawo wkroczyć do Sejmu i poprosić grzecznie „przedstawicieli”, aby się rozeszli do domów, bo mandat został im cofnięty. Jednak, aby działanie takie miało demokratyczną legitymację „naród” musi mieć wówczas pewność, co do tego jaka jest jego rzeczywista wola, i dodatkowo powinien być zorganizowany. Działania te – jako realizacja prawa zawartego w art. 4 – powinny mieć charakter pokojowy, godny, nie mogą odbywać się w formie aktów wandalizmu czy terroru, gdyż staną się pospolitym przestępstwem, ściganym przez obecną i następną władzę. Gdy więc wola narodu została by w wiarygodny sposób wyartykułowana, naród ma prawo zająć pomieszczenia sejmowe i zmusić polityków łamiących Konstytucję, do ich opuszczenia, oraz ogłosić nowe wybory. Mam nadzieję, że konieczność taka jednak w Polsce się nie pojawi. O wiele rozsądniej byłoby skorzystać z tego prawa właśnie do organizacji nowych form demokracji bezpośredniej, o czym w dalszej części.

[/nextpage]

 

[nextpage title=”4″ ]

Polska dojrzała więc do wykładni Art 4, respektującej jego znaczenie językowe, cel, a także aksjologię i aspiracje demokratycznego społeczeństwa. Trzeba przyzwyczajać zawodowych polityków, naszych „przedstawicieli”, że artykuł ten zawiera normę, z której naród chce i może zrobić użytek. Dotychczasowa zamknięta, lękowa, peerelowska interpretacja tego artykułu nosi w sobie strach przed „motłochem”, którego decyzje, bywają nieobliczalne. Jednak warto zauważyć, że obok szerzącego się populizmu wyrosło w Polsce także silne, odpowiedzialne społeczeństwo obywatelskie, które powinno partycypować w sprawowaniu władzy (na przykład w Senacie zamiast przedstawicieli partii,powinni zasiadać przedstawiciele samorządów i organizacji pozarządowych).

Jeżeli więc mamy mówić w powyższym kontekście o zwiększeniu roli „bezpośredniego sprawowania władzy”, czyli form demokracji bezpośredniej, warto przytoczyć jeszcze kilka innych faktów konstytucyjnych, o których politycy – rządzący i opozycja – na ogół zapominają.

Najbardziej nośną aksjologicznie normę, którą należy respektować przy propozycjach demokratycznych reform, zawiera art 1. Konstytucji. Jest to określenie relacji jednostka-państwo, która wyznacza władzy państwowej całkowicie służebną rolę wobec jednostki. A więc dokładnie odwrotnie niż konstrukcje państw faszystowskich, komunistycznych i innych form totalitarnych. Artykuł ten brzmi: „Rzeczpospolita polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli”. Jego wykładnia, zgodnie z wolą ustrojodawcy, wyrażoną w trakcie dyskusji na Komisji Konstytucyjnej wymaga od władzy państwowej, aby w pierwszej kolejności troszczyła się o rozwój osoby ludzkiej, jej samorealizację i doskonalenie. Ustrój państwa i programy wyborcze partii muszą się na tym skoncentrować. Relacje państwa do jednostki zostają tu odwrócone w stosunku do myślenia w kategoriach neofaszystowskich, czy postkomunistycznych. W normie tej wyraża się także zasada subsydiarności, oznaczająca, że państwo jest tylko organizacją pomocniczą w stosunku do samorządów i jednostek; a podobnie służebną rolę wobec państwa pełnią organizacje ponadnarodowe jak Unia Europejska. Hierarchia jest więc jasna: to nie „Polska jest najważniejsza”, najważniejszy jest człowiek jako jednostka. Kryje się za tym skumulowana wiedza, doświadczenie i mądrość pokoleń.

Idiom „dobro wspólne” oznacza harmonizację rozwoju społeczeństwa realizowaną według najwyższych standardów i najlepszej wiedzy. Dobro wspólne ma dwa oblicza: chroni jednocześnie dobro zbiorowe, czyli całą wspólnotę obywatelską, jak również prawa do wolnego rozwoju każdego pojedynczego człowieka. Mieści się tu ochrona godności człowieka, ale także ochrona i racjonalne gospodarowanie wspólnymi zasobami, w skład których wchodzić może wiele dóbr – od środowiska naturalnego do wartości duchowych jak wiedza i zaufanie. Zasadniczym elementem struktury „dobra wspólnego” jest jednak jednostka obdarzona nienaruszalną przez państwo godnością – która chroniona jest przez najważniejszą normę Konstytucji (art. 30). Sensem istnienia państwa polskiego jest więc troska o rozwój każdej jednostki. Odwrotny model przyjęto na przykład w Konstytucji kwietniowej, gdzie jednostka mała być podporządkowana państwu. Przy czym użyto wczas określenia „wspólne dobro”. Taką wersję w dyskusjach przed uchwaleniem obecnej konstytucji proponowała Konfederacja Polski Niepodległej, co zostało odrzucone zarówno przez reprezentantów środowisk katolickich, lewicowych i liberalnych. Stąd dla podkreślenia tej radykalnej różnicy zastosowano także odwrócone pojęcie: „dobro wspólne. To jest też chyba istotna różnica między „narodowcami” i „lemingami”.

Dobro wspólne określa też jak ma wyglądać wzorcowa architektura ustroju państwa. M. Drozdek, przedstawiciel „Solidarności”, tak to ujął na posiedzeniu Komisji Konstytucyjnej w 1995 roku, co należy uznać za podstawę do wykładni tego przepisu: „Jest to więc ogólna dyrektywa do konstrukcji wszystkich instytucji państwowych. Pod tym kątem można oceniać ich działanie. Jest to kryterium oceny działania instytucji państwowych. Z doświadczenia wiemy, iż w historii bardzo często zdarzało się, że różne instytucje emancypowały się spod roli instytucji obywatelskich. (…) Zapis o dobru wspólnym ma temu przeciwdziałać.”

Ale nad pełną wykładnią dobra wspólnego – sugeruje sędzia profesor Marek Zubik – powinniśmy jeszcze pracować: „Z pewnością zasługuje na odkrycie swojego pełnego znaczenia na gruncie rozwiązań Konstytucji z1997r., która dała jej tak wyraźną normatywną podstawę”. („Dobro wspólne: problemy konstytucyjnoprawne i aksjologiczne”).

Treść „dobra wspólnego” najlepiej może być wyrażana „wspólnie”, a więc przez wszystkich obywateli. W formie otwartej, publicznej deliberacji. Politycy zawodowi nigdy samodzielnie nie są w stanie tego precyzyjnie określić. Obecny system demokracji oparty niemal wyłącznie na władzy partii nie spełnia więc kryteriów wyznaczonych przez przepis Konstytucji nr 1. System ten powinien być rozszerzony o różnego rodzaju formy demokracji bezpośredniej. Sądzę, że funkcjonujący obecnie ustrój można określić jako rodzaj oligarchii, a więc władzy grupy członków partii i ich środowisk nad reszta społeczeństwa. Oligarchii, która chroni swoją władzę, gdyż czerpie z niej korzyści materialne. System ten jest sprzeczny z Konstytucją i z ideą demokracji.

[/nextpage]

[nextpage title=”5″ ]

 

Sądzę, że ustrój, który implikuje Konstytucja RP w art. 1 i 4, to system, który powinien spełniać warunki opisane w modelu demokracji liberalnej deliberatywnej, uzupełnionego o elementy demokracji bezpośredniej. Dopiero połączenie tych elementów demokracji w jeden system sprawowania władzy spełni wymogi Konstytucji. Określona w art. 4.2 forma „bezpośredniego sprawowania władzy” powinna współistnieć z demokracją przedstawicielską, tworząc równowagę polityczną i możliwość realnej kontroli poczynań partii politycznych przez obywateli. Uniemożliwi to także tworzenie pasożytniczych, niekompetentnych oligarchii, które rzucają legiony Dyzmów do zarządzania państwem.

Rzeczywistość społeczna jako „płynna nowoczesność” opisana przez Zygmunta Baumana, jest już zbyt skomplikowana, zmienia się zbyt szybko, aby stare formy ustrojowe mogły spełnić wymagania idei sprawiedliwości i merytokracji. Zamierzenia PiSu, a więc budowa jednolitego społeczeństwa według anachronicznej sztancy nacjonalistyczno-katolickiej, w tym kontekście, to raczej mission impossible, która doprowadzi nas do katastrofy.

Warto więc powtórzyć, że kluczem jest tu wspomniana demokracja liberalna deliberatywna z elementami demokracji bezpośredniej. „Liberalna”, a więc państwo może ingerować w wolności obywatelskie tylko na zasadzie pomocniczości (idea wywodząca się z nauki społecznej kościoła katolickiego); „deliberatywna”, a więc wszystkie ważne sprawy powinny być poddane pod dyskusję publiczną – tak, aby partie polityczne i grupy nacisku nie mogły manipulować informacjami; w tym przypadku „deliberacja” (ang. deliberation) oznacza proces zbiorowego odkrywania wiedzy, rozumienia, zbiorowy proces hermeneutyczny jako próba ogarnięcia, mówiąc kolokwialnie, narastających problemów tego świata; „pół-bezpośrednia”, a więc ułatwienie organizacji referendów i inicjatyw obywatelskich, w tym tanich referendów konsultacyjnych. Jest to system, który Szwajcarzy określają jako demokracja pół-bezpośrednia. Reformy, które należałoby przeprowadzić – zgodnie z wymaganiami Konstytucji – byłyby swego rodzaju „helwetyzacją” ustroju.

Innowacje polskiej demokracji. Jakie referendum?

Sądzę, że jedną z kilku przyczyn populizmu jest brak poważnej debaty w systemie politycznym, a więc brak demokracji deliberatywnej. Zapomnieliśmy, że na agorze w Atenach najpierw odbywały się dyskusje, a dopiero potem głosowano. Czy samo oddanie głosu, bez tych poprzedzających, ożywionych dyskusji, miałoby sens w idealnym modelu demokracji ateńskiej? Narzucanie rozwiązań skomplikowanym systemom społecznym, które dominują w epoce nowoczesności, bez wcześniejszej głębokiej deliberacji, roztrząsania problemu na wszystkie strony, jest współczesną odmianą tyranii. Jak wiemy pojęcia „tyrania demokratyczna” czy „demokracja totalitarna” – przeciwieństwo demokracji liberalnej – nie są oksymoronami.Wiedzieli to już Grecy.  Siłowe narzucanie reform będzie też właśnie największy problemem PiS-u, z którym partia reprezentująca sfanatyzowaną mniejszość, raczej sobie nie poradzi, doprowadzając do konfliktu o cechach wojny domowej.

Dlatego wprowadzenie kilku instytucji ożywiających demokrację i debatę publiczną jest w Polsce koniecznością. Profesor Georg Lutz z Uniwersytetu w Lozannie, szef projektu Selects zajmującego się badaniami szwajcarskiego systemu wyborczego tak to widzi na przykładzie Szwajcarii: „Być może najważniejszą cechą demokracji bezpośredniej w ujęciu ogólnym (…) jest znaczący wpływ tej formy ustrojowej na strukturę tematów i problemów podejmowanych w życiu politycznym oraz na kształt debaty publicznej”.

[/nextpage]

[nextpage title=”6″ ]

 

Pytanie na dzisiaj brzmi więc – jak poprawnie wygenerować i zwerbalizować wolę narodu w dużym państwie? Zachowując system przedstawicielski i w zgodzie z Konstytucją. Projektując naprawę systemu, należy brać pod uwagę dwa jednakowo ważące istotne warunki rozwiązań: (1) efektywność i merytokrację systemu oraz (2) upodmiotowienie obywateli w procesie podejmowania decyzji. W pierwszym przypadku musimy mieć świadomość niekompletności wiedzy, jaką dysponujemy, zarówno obywatele jak i politycy – co zmuszać powinno do pokory i głębszej refleksji. Profesor Robert Dahl, zmarły niedawno klasyk teorii demokracji z Yale University, tak to ujął: „decyzje w sferze spraw publicznych, zwłaszcza w kwestiach skomplikowanych, podejmowane są niemal zawsze w sytuacji zasadniczych niepewności. Wymagają oceny rozwiązań alternatywnych, których wyniki są wysoce niepewne. Prawdopodobieństwa sukcesu, w ścisłym sensie tego słowa, nigdy nie są znane. Zastępuje się je lepiej lub gorzej uzasadnionymi przypuszczeniami”.

Natomiast upodmiotowienie obywateli nie może się obejść bez racjonalnego dyskursu. Dyskurs ten odbywa się w sferze publicznej, organizowanej i formowanej w naszych czasach głównie przez media. Warunkiem racjonalnej debaty jest opisany przez Habermasa model tzw. idealnej sytuacji komunikacyjnej. Polega on na tym, że:

-po pierwsze, nikt, kto może wnieść istotne informacje, nie powinien zostać wykluczony z udziału w dyskusji;

-po drugie, należy zagwarantować równość uczestników, każdy uczestnik dyskursu powinien mieć jednakową szansę wypowiedzenia się;

-po trzecie, uczestnicy muszą mówić to, co naprawdę myślą, a wypowiedzi nie powinny być zniekształcane przez ideologie;

-po czwarte, komunikacja odbywa się bez restrykcji i przymusu, a więc w dyskusji wygrywa po prostu lepszy argument.

Tylko debata obywateli oparta na powyższych zasadach umożliwi uzgodnienie wspólnego stanowiska lub zbliżenie się do prawdy, dając pełną demokratyczną legitymację dla procesu ustawodawczego. Tylko w ten sposób rządząca partia może uzyskać prawomocność sprawowanej władzy. Dlatego większość pisowskich reform, to anachroniczne formy dyktatury ciemniaków, które w Polsce już przerabialiśmy.

Jest wiele możliwych do pomyślenia form demokracji spełniających kryteria Konstytucji RP, które można zaimplementować w Polsce. Chodzi przede wszystkim o instytucje organizujące proces werbalizacji woli narodu, co dałoby legitymację do wielu działań w ramach bezpośredniego sprawowania władzy. Najważniejsze wydaje się więc teraz pytanie: w jaki sposób praktycznie ustalić i wyartykułować wolę narodu? Można zaproponować dwa przykładowe rozwiązania, które jako stałe instytucje demokracji spełniają powyższe kryteria. Pierwsza, to permanentne referenda konsultacyjne. Druga, to badania na reprezentatywnej grupie obywateli, zaproponowana przez Roberta Dahla.

Pierwsza propozycja. Do ustalenia naszej woli i policzenia się, wystarczy nam na razie dobra, rozsądna, rozumna, racjonalna debata – wysłuchanie ze zrozumieniem głosu ekspertów i podjęcie indywidualnych decyzji, a potem przekazanie głosu ankieterom. W ten sposób możemy ustalać czego właściwie chcemy i ilu z nas tego chce. Pozytywny wpływ na system mogłoby mieć wprowadzenie jakiejś nowoczesnej wersji referendum konsultacyjnego – bez pośrednictwa organów państwa, poprzedzone serią debat w sferze publicznej, kończących się werbalizacją woli narodu, ustalaną w formie badań sondażowych. To jest zdecydowana przewaga tej metody, gdyż poznajemy rzeczywistą wolę całego narodu w konkretnej sprawie. W chwili obecnej nie ma żadnej przestrzeni, i żadnego kanału, gdzie nasza wola zostałaby – po przedyskutowaniu – sformułowana w sposób jasny.

Wynik tego typu werbalizacji woli narodu nie będzie od razu prawem, ale wstępną fazą stanowienia prawa. Następnym krokiem byłaby debata w parlamencie, po czym projekt mógłby zostać poddany pod głosowanie. To jest instytucja, która nie niszczy obecnego systemu, ale go uzupełnia. Najbardziej udane wynalazki ewolucji powstają na istniejącym wcześniej podłożu.

[/nextpage]

[nextpage title=”7″ ]

 

Sądzę, że tego typu referenda konsultacyjne – warto podkreślić, że tanie – byłyby skutecznym narzędziem wywierania presji przez suwerena na oligarchię partyjną. Zobaczymy gołym okiem, czy nasi przedstawiciele reprezentują wolę narodu czy wolę i interesy oligarchii partyjnej, kościoła, związków zawodowych czy koncernów. Tak czy inaczej: suweren musi znać swoją wolę.

Proces ten można rozbić na cztery stadia:

-ustalenie tematów i pytań

-ogłoszenie i przeprowadzenie debaty lub serii debat

-badanie wyników debaty

-ogłoszenie wyników debaty, czyli woli narodu.

Bezpośredni organizator procesu artykulacji woli narodu powinien być neutralny – nie powinien się wypowiadać w sprawach merytorycznych dotyczących organizowanych debat i badań. Nie powinien prezentować własnego zdania w sprawach merytorycznych, o których dyskutować będą obywatele w ramach debaty. Debata powinna mieć dobrze przemyślaną strukturę. W zależności od problemu może trwać od jednego miesiąca nawet do kilku lat (poprawki do Konstytucji). Wyobrażam sobie, że proces zaczyna się od debaty inauguracyjnej w realu, z udziałem ekspertów. Potem dajemy sobie czas na dyskusję w rodzinie, ze znajomymi, w mediach, w Internecie. Należałoby ogłosić listę wiarygodnych mediów, w których można liczyć na rzetelną informację i poprawne dyskusje.

Optymalnym ustaleniem woli narodu po przeprowadzeniu rozległej debaty będą solidne, wiarygodne badania sondażowe. Wiarygodność badań socjologicznych tego typu jest obecnie bardzo wysoka. Po pierwsze – uzyskamy tą drogą jako Naród cenną samowiedzę i samoświadomość; po drugie – politycy studiują sondaże i kierują się ich wynikami; po trzecie – możemy przedstawiać tę wolę parlamentowi, partiom politycznym i politykom jako ważne społeczne postulaty.

Obecnie znamy tylko poparcie partii politycznych w grupie osób, które by poszły do urn. Jest to wiedza potrzebna politykom. Nam potrzebna jest inna wiedza. W przeciwieństwie do obecnych sondaży, badamy głos wszystkich obywateli. Nie tylko tych, którzy deklarują udział w wyborach. To jest zdecydowana przewaga tej metody, gdyż poznajemy rzeczywistą wolę całego narodu. Wynik debaty i badania woli narodu otrzymają wszyscy politycy do wiadomości. Reprezentanci powinni znać wolę ludzi, których reprezentują, aby głosowania nie były tylko czczą formalnością realizowaną na polecenie przewodniczącego partii.

Przypomina to znane w prawie konstytucyjnym referendum konsultacyjne. Taki sposób ustalania woli nie jest skomplikowany i kosztowny, nie uruchamiamy tej ogromnej machiny urzędniczej, do przygotowywania list, tworzenia komisji, pieczęci, zwożenia urn i kart do głosowania i skomplikowanej operacji liczenia każdej kartki. To jest zbyt drogie i logistycznie nie do przeprowadzenia bez pomocy aparatu państwowego.

Przewagi referendum konsultacyjnego nad jednorazowym referendum konstytucyjnym do w/w celów:

-niski koszt i znacznie mniej skomplikowana organizacja

-werbalizacja woli narodu możliwa w większości spraw

-ustalanie woli całego narodu, a nie tylko obywateli którzy biorą udział w wyborach

-możliwość stałego porównywania woli narodu z działaniami rządzącej partii

-aktywizacja rozumu publicznego poprzez debaty

-wciągnięcie władzy w dyskurs w sferze publicznej

-trwała instytucja aktywizująca życie demokratyczne

-jawność procesu tworzenia prawa

-respektowanie społecznego podziału władzy

-demokracja nie sprowadza się do głosowania raz na cztery lata

-stała kontrola władzy

-ułatwi tworzenie programów partyjnych i ustaw. „

[/nextpage]

[nextpage title=”8″ ]

 

Kolejnym rozwiązaniem do rozważenia, które może funkcjonować też równolegle do opisanego wyżej referendum konsultacyjnego, jest propozycja Roberta Dahla, którą opisał, trochę nieśmiało, w dziele „Demokracja i jej krytycy”. Wychodzi od słusznego stwierdzenia, że do podejmowania demokratycznych, większościowych i kompetentnych decyzji potrzebna jest duża reprezentatywna i zaangażowana grupa wyborców. Zaangażowanie merytoryczne w podejmowanie demokratycznych decyzji wszystkich obywateli jest bowiem utopią, co pokazał dobitnie Brexit. Nie można przecież wymagać, aby wszyscy wyborcy cały swój czas poświęcali na przygotowanie się merytoryczne do rozstrzygnięcia. Ważniejsze jest, aby była to grupa reprezentatywna, która zaangażuje się jednocześnie w intelektualne – w miarę możliwości – zgłębienie problemu. Dahl nazwał tę grupę „uważną publicznością”. Racjonalne rozstrzygnięcie wymaga przecież poświęcenia czasu na zgłębienie racjonalnych argumentów za i przeciw.

Skąd wziąć taką grupę? Robert Dahl proponuje coś takiego: „Załóżmy, że w rozwiniętym kraju demokratycznym stworzono mini-populus składający się, powiedzmy z tysiąca obywateli dobranych losowo z całego demos. Jego zadaniem byłoby rozważenie w ciągu roku jakiejś kwestii i ogłoszenie stanowiska w tej sprawie. Jego członkowie mogliby się spotykać za pomocą technik telekomunikacyjnych. Takie ciała można by powoływać w każdej sprawie znajdującej się na wokandzie. (…) Doradzać by im mogły – znów za pośrednictwem telekomunikacji – komisje uczonych i specjalistów oraz aparat administracyjny. Prowadzić by mogły przesłuchania, podejmować badania i inicjować dyskusje. W poliarchii III nie zastępowałyby one ciał ustawodawczych, lecz je uzupełniały. (…) Otóż reprezentowałyby opinię demos. (…) W ten sposób, a obywatele rozwiniętego społeczeństwa demokratycznego znajdą wiele innych, postępowanie demokratyczne raz jeszcze mogłoby zostać dostosowane do świata tak mało przypominającego ten, w którym koncepcje i praktyki demokracji narodziły się”.

Tworzenie takich „uważnych grup” do generowania i werbalizacji woli narodu, opartej na wiedzy, racjonalnej i przemyślanej, w sprawach trudnych i skomplikowanych, zapewne wspomagało by i odciążało parlament, a jednocześnie wzmocniłoby partycypację obywateli w demokracji, ograniczając wirusa populizmu i pasożytniczą oligarchię. Obywatele mogliby uczestniczyć w projekcie odpłatnie na podobnej zasadzie jak ławnicy w sądach.

Edukacja w demokracji

Ale nie można być naiwnym. Trzeba zdawać sobie sprawę z faktu, że demokracja deliberatywna wzbogacona o formy demokracji bezpośredniej wymaga suwerennego obywatela, wolnych mediów i rzetelnej edukacji. Zmanipulowane, niedokształcone, leniwe i zapatrzone w jeden kanał informacyjny masy, to dla demokracji katastrofa. Demokracja grecka znała już ten problem, stąd Arystoteles sformułował prawo, że każda demokracja degeneruje się w końcu w rządy motłochu. Ignorancja, to czynnik, który ma moc zniszczenia każdej demokracji. Problem pogłębia syndrom, określany jako Efekt Krugera-Dunninga. Osoby niewykwalifikowane w danej dziedzinie wykazują większą pewność swojej wiedzy, niż osoby wykwalifikowane, które raczej zaniżają ocenę swoich umiejętności. Im większy ignorant, tym większą pewność siebie wykazuje w prezentacji swoich poglądów. Stąd tak dużą akceptację w społeczeństwie ignorantów mają teorie spiskowe.

[/nextpage]

[nextpage title=”9″ ]

 

Należy też brać pod uwagę fakt, że w decyzjach biorą także istotny udział systemy wartości, odziedziczone po przeszłości, które utknęły głęboko w podświadomości i wymykają się przeważnie racjonalnej refleksji. Dokonywane przez takich obywateli wybory, to raczej działanie ślepego losu niż wyboru opartego na analizie stanu rzeczy. Tym bardziej jeżeli są to osoby o nastawieniu konserwatywnym.

 

W podejmowaniu decyzji przez obywatela uczestniczą więc czynniki racjonalne, oceniające interes ekonomiczny prywatny, rodzinny, lokalny czy grupowy, który stosunkowo łatwo ustalić, ale w grę wchodzą także czynniki, które z trudem poddają się ocenie rozumu – jak właśnie ulokowane głęboko w podświadomości odziedziczone systemy wartości, czy zniekształcenia typu efekt Krugera-Dunninga. Możemy więc być narodem mądrych wyborców, dysponując dobrym systemem edukacji i wdrażając system rzetelnych debat, oparty na wolnych mediach. Demokracja wymaga mądrego obywatela. Niekoniecznie wysoko wykształconego. Wykształcenie nie zawsze idzie w parze z mądrością. Mądrym jest każdy, kto dysponuje podstawową wiedzą o świecie i jednocześnie zdaje sobie sprawę ze swojej niewiedzy. Stąd tak wielu głupich profesorów-specjalistów, i tak wielu mądrych ludzi z podstawowym wykształceniem. W takim umyśle działa zwątpienie, które jest początkiem myślenia. Decyzje w systemie demokratycznym podejmują obywatele na podstawie najlepszej, aktualnej wiedzy, a ta komplikuje się dosłownie z roku na rok. Na ten obiektywny aspekt zwracał już uwagę Dahl: „Co jednak należy począć, gdy codzienna polityka stała się tak skomplikowana, że przeciętny obywatel nie wie, jakie decyzje najlepiej odpowiadają jego interesom? Czy demokracja nie okazała się tym samym wizją ustroju społecznego niemożliwego do urzeczywistnienia ze względu na komplikacje świata, w którym sądzone jest nam żyć?”.

Na pytanie to odpowiada inny współczesny autorytet zajmujący się badaniem demokracji prof. Giovanni Sartori z Columbia University. Czytając jego kasandryczne przepowiednie o nadejściu populizmu, epoki powszechnej ignorancji, która może doprowadzić do „chaosu” lub władzy „Wielkiego Brata”, można dostać gęsiej skórki, bo czarny scenariusz – który ogłosił nie tak przecież dawno, w „Homo videns” z 1999 roku – zaczyna się realizować. Także w Polsce. Według niego homo sapiens przekształca się pod wpływem mediów elektronicznych opartych na prostych obrazkach w homo videns. Traci zdolność abstrakcyjnego i logicznego myślenia. Człowiek nigdy nie był istotą w pełni rozumną, ma tylko taki potencjał i teraz w nowej sytuacji ewolucyjnej może się cofnąć lub rozwinąć w kierunku myślenia w trybie emocjonalnym i i irracjonalnym. Wtedy nie było jeszcze tak źle. Sartori pisze tak: „demokracja staje się systemem rządów, w którym decydują ludzie niekompetentni. Czyli samobójczym systemem rządów”, i dalej: „kiedy rzeczywistość coraz bardziej się komplikuje i złożoność spraw rośnie w zawrotnym tempie, umysły stają się coraz prostsze, wychowujemy dorosłych, którzy całe życie zachowują się jak dzieci”.

 

Z jednej strony rosną oczekiwania i aspiracje obywateli do partycypacji, ale spadają ich kwalifikacje do tego zadania. „Żadna pojedyncza luka w wykształceniu nie jest sama w sobie istotna” – pisze Sartori – „Dopiero całość ujawnia kulturalną i informacyjną pustkę, która napawa grozą. Czy zwolennicy demokracji bezpośredniej, proponujący model obywatela, który rządzi się sam, wiedzą, o czym mówią?” Te ostrzeżenia wielkiego zwolennika i eksperta demokracji należy wziąć pod uwagę, rozszerzając demokrację w Polsce. Dlatego też sądzę, że wprowadzenie referendów typu konsultacyjnego obudowanych rzetelną debatą, ma większy sens niż korzystanie z bardziej bezpośrednich firm sprawowania władzy, referendumwładczego. Owszem wyjście z systemu oligarchii partyjnej jest konieczne. Jednak alternatywą nie może być powierzenie całej władzy populistycznemu demos. Rozszerzenie ustroju przedstawicielskiego musi komplikować system poprzez dodanie mu narzędzi typu checks and balances: współistnienie systemu przedstawicielskiego z systemem bezpośrednim. Dzięki temu możemy uniknąć alternatywy, którą zarysował Sartori – Wielki Brat albo Wielki Chaos. W praktyce może to oznaczać wybór między modelami, które odnoszą sukcesy: albo chiński Singapur albo zachodnia Szwajcaria. Ze względu na to, że Polska musi pozostać uczestnikiem kulturalnych, gospodarczych i militarnych struktur Zachodu, pozostaje nam tylko helwetyzacja ustroju. Taki ustrój implikuje też Konstytucja. Należy jednak jasno potwierdzić, że nikt nie wie, czy ustrój o cechach oświeconej, kompetentnej dyktatury opartej na rządach prawa jaki od dłuższego czasu panuje w Singapurze nie okaże się dla ewolucji bardziej skuteczny niż demokracja typu szwajcarskiego. Jedno jednak można stwierdzić z całą pewnością: system władzy oligarchicznej oparty na ignorancji i fanatyzmie, jaki proponuje nam PiS nie ma żadnych szans w świecie rządzonym przez dobór naturalny.
Biorąc też pod uwagę tsunami populizmu, które zalewa świat Zachodni, Polsce potrzebna jest nowoczesna reforma edukacji, która zdolna będzie kształcić kompetentnych, myślących i suwerennych obywateli, którzy będą w stanie obsłużyć skomplikowane formy nowoczesnej demokracji. Mając na uwadze te zadania, sądzę, że musi to być epokowa innowacja na miarę Komisji Edukacji Narodowej. Problem jest poważny, gdyż wszelkie systemy społeczne – jak udowodnił to Niklas Luhmann – podlegają doborowi naturalnemu i ewolucji, tak samo jak świat natury. Państwa, ustroje, systemy wartości poddane są bezwzględnej selekcji. Przetrwają te, które są bardziej wydajne, przemyślane, dobrze zorganizowane, a nie te, które upodobali sobie konserwatyści i nacjonaliści, bo żywią do nich uczucia.

[/nextpage]

 

[nextpage title=”10″ ]

 

Lista potencjalnych pytań i problemów do pierwszych debat i artykulacji woli narodu (podana jedynie jako przykład):

– Czy Trybunał Konstytucyjny powinien pozostać całkowicie/bardziej niż obecnie/ niezależny od polityków, w tym od Sejmu?
– Czy media publiczne powinny być całkowicie wolne, a partie polityczne i politycy nie powinni wywierać żadnego wpływu zarządzanie i na publikowane treści?

-Czy jesteś za wstrzymaniem reformy oświaty proponowanej przez PiS i opracowaniem nowej reformy przez ekspertów delegowanych przez organizacje pozarządowe i partie polityczne, a następnie zatwierdzonej w referendum?
– Czy sądy powinny kontrolować inwigilację obywateli, w tym inwigilację w Internecie?
– Czy rządząca większość powinna obsadzać /wywierać wpływ/ stanowiska w administracji państwowej i w spółkach skarbu państwa? (Granice systemu parlamentarno-gabinetowego)

– Czy lekcje religii powinny odbywać się na terenie w szkół?

/Postulaty kompromisowe w sprawie nauczania religii: np. 1 rok filozofia, w tym religioznawstwo, dopiero potem decyzja; lub inne /

– Czy prokuratura powinna podlegać rządowi czy powinna być niezależna od polityków?

-Czy jesteś za tym, aby Senat skupiał i reprezentował społeczeństwo obywatelskie? /Przedstawiciele NGO + Samorządy/

-Czy jesteś za tym, aby pozostawić obecną ustawę aborcyjną, zliberalizować ją czy zaostrzyć?

-/Zanieczyszczenie powietrza – program czystego oddychania/ Czy jesteś za opracowaniem przez niezależnych ekspertów i wdrożeniem programu znacząco zmniejszającego zanieczyszczenie powietrza?

-Czy jesteś za tym, aby politycy kandydujący do parlamentu mieli obowiązek zdawania testów ze znajomości konstytucji i wiedzy obywatelskiej na poziomie szkoły średniej? /domniemanie: każdy obywatel zna prawo /ignorantia iuris nocet/

-Czy jesteś za wprowadzeniem finansowej odpowiedzialności partii za obietnice i programy wyborcze? /standaryzację programów wyborczych, aby były zrozumiałe, porównywalne i egzekwowalne/

-Czy jesteś za tym, aby podatek CIT pozostawić w całości do dyspozycji władz lokalnego samorządu?

Czy jesteś za wprowadzeniem Kodeksu dobrych praktyk informacyjnych, ustalającego reguły, zasady, wzorcowe regulaminy, które powinny obowiązywać wszystkie media informacyjne – publiczne i prywatne? /celem jest umożliwienie obywatelom ustalanie stanów faktycznych i wolnej debaty/

-Czy jesteś za wprowadzeniem całkowitego zakazu wpływania w jakikolwiek sposób na media informacyjne przez władzę? Czy jesteś za tym, aby politycy, w tym członkowie partii, nie mogli zajmować żadnych stanowisk w mediach?

– Czy jesteś za tym, aby obywatel miał prawo, i wynikające z niego roszczenie, do rzetelnej informacji, a polityk, dziennikarz i ekspert odpowiadający temu prawu obowiązek przekazywania prawdy/faktów i nie zatajania faktów? /Kary?/

-Polityk ma prawo, i wynikające stąd roszczenie, aby media przekazywały jego wypowiedzi w sposób rzetelny i odpowiadający prawdzie, w tym prawo do rzetelnego skrótu? /Kary?/

Waldemar Sadowski

[/nextpage]

 

2 komentarze do “Referenda i reformy

  • 29 grudnia, 2016 o 15:24
    Bezpośredni odnośnik

    Apel zwykłego obywatela.

    Wszyscy ludzie dobrej woli, miłujący drugiego człowieka wolni od wszelkiej nienawiści oraz Szanowni Przywódcy Ruchów Społecznych, Stowarzyszeń, Partii Politycznych, Fundacji i Wszystkich innych organizacji. Bardzo proszę zjednoczcie się, aby nie dopuścić do dramatycznych wydarzeń w Polsce, które mogą zakończyć się kolejnym rozlewem krwi. Dosyć już pomników, przed, którymi zapalamy znicze. Skupmy się wyłącznie na działaniu, które nas jednoczy. Wówczas osiągamy wspaniałe efekty. Schowajcie swoje osobiste ambicje, ustalcie, chociaż minimalną wspólną Deklaracje, pod, którą wszyscy się podpiszecie. Zobaczcie jak pięknie byliśmy zjednoczeni wokół idei obalenia komunizmu, idei wstąpienia do NATO, idei wstąpienia do Unii Europejskiej. Dziś to paliwo wspólnych działań zniknęło. Bez niego niczego wielkiego nie osiągniemy.
    Wywalczyliśmy wolność, która pozwala nam się zrzeszać i działać, jako wolni ludzie, dostaliśmy też do ręki wspaniały instrument demokracji bezpośredniej, jakim jest Referendum Ogólnokrajowe zagwarantowane w Art. 125 Konstytucji. Apeluje do Was zjednoczcie się przy tej idei, niech ona będzie forum gdzie zostanie spożytkowana energia całego wolnego społeczeństwa. Sądzę, że zebranie 500.000 podpisów w obecnej sytuacji nie będzie żadnym problemem.
    Niech cała obecnie powstała energia znajdzie pozytywne ujście wokół organizacji Referendum oraz wokół ustalania pytań referendalnych. Wykorzystując nowoczesne społeczne metody komunikacji niech wszyscy, którzy tylko chcą zgłaszają propozycje pytań.
    Niech to będą najważniejsze pytania:
    1. Czy jesteś za zmianą Konstytucji?
    2. Czy jesteś za obecnym rozwiązaniem w sprawie prawa aborcyjnego, zaostrzeniem, czy liberalizacją?
    3. Czy jesteś za odsunięciem Jarosława Kaczyńskiego od władzy?
    4. Czy jesteś za jednomandatowymi okręgami wyborczymi?
    5. Czy jesteś za likwidacją Senatu?
    6. Czy jesteś za ograniczeniem liczby posłów do 200?
    7. Czy jesteś za ograniczeniem kadencji posłów i senatorów do 2 kadencji?
    8. Czy jesteś z ograniczeniem kadencji Prezydentów, Burmistrzów oraz Wójtów do 2 kadencji?
    9. Czy jesteś za likwidacją Gimnazjów?
    10. Czy jesteś za tym, aby roczny budżet na zbrojenia wynosił 2% PKB?
    11. Czy jesteś za legalizacją leczniczej marihuany?
    12. Czy jesteś za popieraniem aspiracji do przystąpienia do UE przez Ukrainę?
    13. Czy jesteś za niezależnością mediów publicznych od rządu i partii politycznych?
    14. Czy media publiczne mają być utrzymywane z abonamentu?
    15. Czy jesteś za łączeniem funkcji Prokuratora Generalnego z funkcja Ministra Sprawiedliwości?
    16. Czy jesteś za dalszymi pracami obecnej „ Komisji Smoleńskiej „?
    To są oczywiście tylko przykłady, zapewne niektóre z tych pytań mogą być mało znaczące. Zapewne każdy z nas ma w swoim sercu własne pytanie, które uważa za najważniejsze. Niech każdy ma prawo do ich zgłaszania. Niech w ramach ogólnokrajowego ruchu na rzecz Referendum zostaną wybrane najwłaściwsze pytania. Niech jak kiedyś dla SOLIDARNOŚCI postulaty strajkowe stanowiły bazę jedności działania, tak niech dziś pytania w referendum posłużą za taką idee zjednoczenia.
    Niech wyniki referendum staną się drogowskazem i zobowiązaniem dla rządzących, w jakim kierunku mają podążać przez najbliższe lata. Może za kolejne 10 lat należy znowu zrobić kolejne referendum wyznaczające kolejne cele dla rządzących. Nasza młoda demokracja ciągle potrzebuje opieki, aby nie zgasła w odmętach autorytaryzmu a nie daj Boże dyktatury.
    Dzisiaj narasta wrzenie wokół podziałów, ludzie demonstrują, chętnie tą energie przełożą na działanie. Ogólnopolski Ruch na rzecz referendum da wszystkim pole do aktywnego działania. Podpisy złożone pod wnioskiem w sprawie referendum będą widomym znakiem wspólnego działania. Dziś przy tej ujawnionej energii sądzę, że można zebrać nawet 5 milionów podpisów. Jaki Sejm lub Prezydent, zbagatelizuje takie masowe wystąpienie i nie zarządzi referendum. Będzie też, za czym demonstrować i manifestować. A nie tylko przeciwko czemuś.
    Dziś trudno sobie wyobrazić, aby Jarosław Kaczyński oddał władze. Wszyscy wiedza, że nie jest to człowiek dialogu. A w tej chwili właśnie potrzebny jest dialog i jednoczenie się wokół chodź minimalnej „ Deklaracji Porozumienia, „ która będzie otwarta dla Wszystkich, którzy chcą do niej przystąpić.
    APELUJĘ: Niech Referendum i wspólna praca nad pytaniami w referendum nas zjednoczy.
    W ten sposób policzymy się ilu nas jest i po raz kolejny pokarzemy, że jesteśmy narodem, który potrafi dokonywać wielkich rzeczy, gdy działa wspólnie.

    „Jeszcze Polska nie zginęła … „

    Zwykły Obywatel

    Odpowiedz
  • 29 grudnia, 2016 o 22:24
    Bezpośredni odnośnik

    Również obecne podziały społeczne dobitnie wskazują, że polskie społeczeństwo nie jest gotowe do wzięcia odpowiedzialności za swój kraj i rozstrzyganie sporów poprzez referenda. Niestety piszę to z wielką przykrością i ogromnym żalem ale uważam, że mogło by to być działanie katastrofalne. Póki te podziały i emocję nie zostaną ostudzone…dopóki nie zaczniemy rozmawiać merytorycznie o problemach społeczeństwa to na chwilę obecną zawsze będą brać górę jakieś partykularne interesy kosztem reszty społeczeństwa i nie zważając na rzeczywiste koszty i straty.
    Jak widać na polityków liczyć zupełnie nie można…bo nie dość, że potrafią oszukać swoich wyborców to do tego mogą napuścić na inną cześć społeczeństwa. Retoryka pokazywania ciągłego wroga…czy wrogów…Schizofrenia paranoidalna gdzie za każdym rogiem czai się wróg…

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *