Polityka.pl: Rosną koszty miesięcznic smoleńskich

Polscy podatnicy z roku na rok płacą coraz więcej za kultywowanie obsesji szeregowego posła, tchórzostwo prominentów partii rządzącej oraz służalczość ministra spraw wewnętrznych i oportunizm szefów policji – pisze Krzysztof Burnetko
 
Media – opierając się na danych policji – obliczyły, że na tzw. zabezpieczenie miesięcznic smoleńskich z budżetu państwa (czyli podatków obywateli) poszło w minionym roku prawie… 4,5 mln zł! To niemal 5 razy więcej niż w roku 2016 (wtedy obstawienie policją miesięcznic kosztowało ponad – a z dzisiejszej perspektywy „tylko” – 950 tys. zł) oraz prawie 8 razy więcej niż w roku 2015 (wówczas zapłaciliśmy za to ponad 620 tys. zł).

W gruncie rzeczy chodzi o to, że dziesiątego dnia każdego miesiąca szczelnym kordonem policji oraz stalowymi barierkami otacza się w Warszawie trasę wiodącą z archikatedry św. Jana Chrzciciela pod Pałac Prezydencki. Maszerują nią tego dnia zwołani przez rządzącą partię najwierniejsi wyznawcy teorii o zamachu smoleńskim. Na koniec misterium wysłuchują zaś politycznej agitacji Jarosława Kaczyńskiego.

Pieniądze na bezpieczeństwo?

Na ten odcinek Krakowskiego Przedmieściem funkcjonariusze zwożeni są z całego kraju (stołecznych sił nie wystarcza). Osobne zadania mają ekipy tajniaków, oficerowie Biura Ochrony Rządu i pirotechnicy (koniecznością sprawdzenia okolicy przez tych ostatnich uzasadnia się zamykanie ulicy na długie godziny przed smoleńskim pochodem).

Wedle oficjalnych wyjaśnień owe siły i środki służyć mają zapewnieniu bezpieczeństwa uczestnikom marszów smoleńskich, ale i osobom, które „próbują je zakłócać”. Rzeczniczka klubu parlamentarnego PiS sugeruje przy tym, by kosztami obciążyć – jak to ujmuje – „tych, którzy podjudzają do tego”, by jej partia nie mogła spokojnie manifestować. Wskazuje przy tym wprost na ruch Obywateli RP.

Rzecz w tym, że Obywatele RP od początku podkreślają, że na Krakowskie Przedmieście przychodzą nie po to, by przeszkadzać uczestnikom smoleńskiego pochodu, lecz by zaprotestować przeciw ograniczaniu z jego właśnie powodu swobody innych demonstracji. Nigdy też ze strony Obywateli RP nie dochodziło tam do aktów agresji – w kierunku smoleńskiego pochodu nie poleciał nawet, by odwołać się do symbolu, kwiat białej róży.
 


Popierasz nasze działania? Wpłać darowiznę!

 
Przeciwnie, to uczestnicy niezależnych protestów bywali atakowani. Słownie – przez maszerujących w smoleńskim pochodzie. A fizycznie już – z użyciem tzw. środków przymusu bezpośredniego – przez funkcjonariuszy państwowej policji. Jakże więc twierdzić, że policja ich chroniła?! A Krakowskie Przedmieście jest obstawiane nawet wtedy, gdy – jak to stało się 10 listopada ubiegłego roku po tragicznej śmierci Piotra Szczęsnego – Obywatele RP zaapelowali do swoich sympatyków, by zebrali się pod Pałacem Kultury, a Kaczyńskiego i jego ludzi na ich trakcie zostawić samym sobie.

W rzeczywistości bowiem operacja comiesięcznej ochrony smoleńskich marszów służy, po pierwsze, kultywowaniu obsesji szeregowego posła. Jest też efektem strachu idących w świeckiej procesji prominentów obecnej władzy przed obywatelami o innych przekonaniach – choć ci niczym im przecież nie zagrażają. A wreszcie wynika z lokajstwa ministra spraw wewnętrznych, który – nie bacząc na koszty właśnie – chce się przypochlebić prezesowi oraz zasłużyć partii. Smutne tylko, że dowodzi również oportunizmu obecnych szefów policji.

PS. Znamienne, że tenże Mariusz Błaszczak zaczął ostatnio na prawo i lewo oskarżać publicznie opozycję o nakręcanie agresji. Przejawem tejże ma być m.in. malowanie antyrządowych haseł na lokalach parlamentarzystów PiS czy zaklejanie zamków drzwi biur poselskich. Tyle że nie ma żadnych dowodów, by była to akcja inspirowana przez któryś z opozycyjnych ruchów. Nie mówiąc o tym, że w czasach PRL podobne gesty (ot, choćby pokrywanie murów napisem „TVP kłamie” i antyrządowymi ulotkami czy oblewanie farbą propagandowych banerów) za wandalizm i awanturnictwo uznawała ówczesna milicja i propaganda, podczas gdy w kręgach niezależnych uchodziły za odważny i pokojowy w sumie akt oporu wobec władzy. I dopuszczali się go również niektórzy z obecnych luminarzy PiS!

Pytanie więc, ministrze Błaszczak: czy podlegający Panu policjanci zajmą się teraz w Polsce ściganiem obywateli, którzy będą chcieli powiesić na widoku publicznym nalepkę z napisem, na przykład, „Konstytucja”?

Tekst opublikowany został na portalu Polityka.pl.
 
fot. Katarzyna Pierzchała

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *